Powered By Blogger

niedziela, 14 kwietnia 2019

STS „Siedow” non grata?


STS Siedow

Wczoraj ze zdumieniem usłyszałem w radiu, a potem obejrzałem w TV wydarzenie bez precedensu: oto premier polskiego rządu Mateusz Morawiecki wydał polecenie na mocy którego odmówiono rosyjskiemu żaglowcowi szkolnemu Siedow wejscia do portu w Gdyni w celu uzupełnienia zapasów. 

Powodem podjęcia tego skrajnie nieprzyjaznego kroku było to, że na pokładzie Siedowa znajdowali się słuchacze z Krymu – dokładniej z Kerczu. Nie wiem, co ma piernik do wiatraka a studenci z Kerczu do polskiej polityki, ale Morawiecki podjął taką decyzję po tym, jak władze Estonii odmówiły przyjęcia Siedowa z morza też z tego samego powodu. No cóż, Polska była ongi „pawiem narodów i papugą”. Dzisiaj stała się też małpą, która bezmyślnie małpuje innych, choć w powielaniu głupot z Zachodu jesteśmy w czołówce Europy. 

Znam Siedowa, Kruzenszterna, Dar Młodzieży i Pogorię. Ponałem ich kapitanów. Pracując kilka lat w świnoujskim porcie miałem okazję być na ich pokładach, rozmawiać z załogantami. W latach 80-tych widywałem je na redzie i w porcie w Świnoujściu, a potem podziwiałem Dar Młodzieży na Zatoce Gdańskiej. I nawet nie pszeszło mi przez myśl, że ktoś mógłby odmówić mu wejścia do portu w np. Hamburgu tylko dlatego, że na pokładzie miał załogantów ze Śląska, który niektórzy Niemcy uznają za kraj znajdujący się pod tymczasową administracją Polski… 

Przeraża idiotyzm tej decyzji wydanej przez premiera naszego kraju, a tak odnośnie tego przykrego incydentru pisze Maciej Wiśniowski na łamach Strajk.eu:  

Nie w tym rzecz, że Polska decyzją swojego premiera naruszyła kilka artykułów międzynarodowego prawa morskiego, kompromitując się po raz kolejny wyjątkowo dotkliwie w oczach międzynarodowej opinii publicznej.

Nie w tym rzecz, że Polska jest coś Rosjanom winna, kiedy przypominamy sobie szlachetne zachowanie kapitana Kołomienskiego i całej załogi „Kruzenszterna” przed 19 laty. Jestem przekonany, że ani wtedy, ani teraz nikt z nich nie postrzegał swoich działań i decyzji jako czegoś, za co należy się jakaś rekompensata. Kiedykolwiek.

Rzecz w tym, że Polska nie wpuszczając szkolnego żaglowca, który chciał uzupełnić zapasy żywności i wody, po prostu naruszyła świętą zasadę solidarności ludzi morza, otwartości portów i nieodmawiania jedzenia i picia potrzebującym.
Morawiecki zapewne nie jest w stanie ogarnąć swoim rozumem szkody, jaką wizerunek jego kraju poniósł w wyniku tej idiotycznej i niehumanitarnej decyzji. Ludzie bowiem tak mają, że kiedy chodzi o sprawy podstawowe – zachowanie lojalności gatunkowej wobec zagrożeń przez żywioły, to nagle nikną gdzieś polityczne podziały i różnice. Wtedy najważniejsza jest wzajemna pomoc i solidarność. Istoty tego ostatniego słowa, mimo tego, że międlił je setki razy w ustach, Mateusz Morawiecki nie jest w stanie pojąć.[1]

Powiem więcej – Morawiecki to wszystko podeptał w imię zaspokojenia swej chorej żądzy zemsty na Rosjanach i komunistach – za co Ukraińcy mu podziękowali. Chciałbym wiedzieć, jakim prawem szef rządu polskiego podlizuje się nieprzyjaznym nam politykom zza wschodniej granicy z kraju, w którym kwitnie kult zbrodniczej antypolskiej OUN/UPA i  zgłasza się pretensje do polskiego terytorium? To cuchnie zdradą stanu. Nie po raz pierwszy i nie po raz ostatni. 

A wracajac do sprawy Siedowa, to wcale się nie zdziwię, jak Rosjanie odmówią prawa do wejscia jakiegoś polskiego statku do ich portu, albo odmówią udzielenia mu pomocy. Albo wręcz odwrotnie – udzielą i powiedzą wtedy: „Patrzcie, oni nam nie zezwolili, a my im pomogliśmy”. I to oni będą wygrani, a Polacy wyjdą na przygłupów. 

Jak zwykle.