Powered By Blogger

sobota, 6 kwietnia 2019

Wewnętrzna strona Ziemi


Kontradmirał Richard E. Byrd

Margarita Kapskaja


Spośród wielu antarktycznych programów badawczych, osobne miejsce zajmuje amerykańska ekspedycja pod kierownictwem kontr-adm. Richarda Byrda, nazwana High Jump – Wysoki Skok. Miała ona miejsce w latach 1946-1947 i spowodowała wiele pogłosek o latających spodkach atakujących amerykańskie okręty i samoloty. Wszystko to są materiały do dziś dnia utajnione. I tylko od niedawna stało się znanym, że zmarły w 1957 roku Richard Byrd zostawił pamiętnik w którym opisał on dokładne detale ekspedycji.


U-booty z konwoju Führera


Kontradmirał US Navy Richard Evelyn Byrd jest znany jako lotnik polarny, badacz i podróżnik. Jego imieniem jest nazwana stacja antarktyczna, amerykańskie Narodowe Centrum Badań Polarnych oraz krater na Księżycu.[1]

Ekspedycji High Jump towarzyszyły niezwykłe, tajemnicze wydarzenia.

10 lipca i 17 sierpnia 1945 roku argentyńskim władzom poddały się dwa niemieckie U-booty. Pierwszy z nich – U-530 z załogą 16 ludzi pod dowództwem Wilhelma Bernharda. Marynarze zeznali, że przedtem dopłynęli do wybrzeży Antarktydy i wykonali w ludzie jaskinię, w której ułożyli jakieś skrzynie – najprawdopodobniej ważne dokumenty III Rzeszy i wiele rzeczy należące do Hitlera. Operacja ta nosiła kryptonim Walkiria-2.

Drugi U-boot to U-977, którym dowodził Heinz Scheffer, powtórzył trasę pierwszego, i wedle słów załogi jego podróż też była związana z Antarktydą. Wiadomym jest, że naziści byli bardzo zainteresowani badaniem i eksploracją lodowego kontynentu, i w latach 1938-1939 przedsięwzięli dwie ekspedycje na te ziemie. Badane terytorium otrzymało nazwę Neuschwabenland (Nowa Szwabia) i stała się częścią III Rzeszy. W 1943 roku, Grossadmiral Karl Dönitz oświadczył, co następuje:
- Niemiecka flota podwodna może być dumna z tego, że na drugim końcu świata przygotowała dla Führera niedostępną twierdzę.

Według niektórych świadectw, pod koniec wojny w porcie w Kilonii z wielu okrętów podwodnych z konwoju Führera zdjęto uzbrojenie torpedowe i załadowano na nie pojemniki z tajnym ładunkiem. U-booty także przyjęły na pokład także pasażerów, których twarze były zamaskowane.

Marynarze z U-bootów, które się poddały władzom argentyńskim zeznali, że w czasie wojny przewieźli oni na Antarktydę setki specjalistów do spraw budowy umocnień i obiektów wojskowych i kilka tysięcy więźniów obozów koncentracyjnych. Dostarczono tam także ogromne ilości paliwa i żywności.

Tak więc dla przedstawicieli radzieckiego i amerykańskiego dowództwa były podstawy do stwierdzenia, że Niemcy zbudowali na Antarktydzie tajną bazę wojskową.

Lodowe pustkowia Antarktydy z powietrza - Ziemia Mary Byrd

Przerwana ekspedycja


Relacje te, rzecz jasna, należało sprawdzić. W II połowie 1946 roku, do brzegu Lodowego Kontynentu dobił radziecki statek MS Sława.[2]  Według oficjalnej wersji, celem rejsu było określenie zasobów ryb w miejscowych wodach dla przemysłu spożywczego. Ale statek był obsadzony przez marynarzy z Marwojfłota[3]  i wyposażony był w silne radiostacje, przekaźniki i radiolokatory. Już w naszych czasach, po odtajnieniu niektórych archiwów i dokumentów stało się jasne, że prawdziwym zadaniem tej jednostki stało się śledzenie okrętów amerykańskich znajdujących się w tym rejonie świata.

W składzie amerykańskiej flotylli dowodzonej przez kontradmirała Richarda Byrda wchodził lotniskowiec USS Casablanca (CVE-55)[4], na pokładzie którego znajdowało się 25 samolotów i 7 helikopterów, a także okręt podwodny USS Sennet (SS-408)[5] i jeszcze 12 innych jednostek. Ilość marynarzy wynosiła 4800 ludzi, a tylko 25 naukowców. Nie patrząc na wyjaśnienie, że jest to wyprawa stricte naukowa, to jednak głównym jej zadaniem było sprawdzenie, czy na Antarktydzie nie ma tajnej bazy nazistów Neuschwabenland na terytorium Ziemi Królowej Maud.

W dniu 1.II.1947 roku, ekspedycja wysiadła w tym rejonie i zajęła się przylegającej okolicy. Zrobiono co najmniej 50.000 zdjęć – w tym także lotniczych. Ale 3.III.1947 roku wszystkie prace zostały przerwane, i zespół okrętów pospiesznie powrócił do Ameryki.

Okręt podwodny USS Sennet w lodach Antarktyki


Latające dyski


Relacje o nieudanej ekspedycji przesączyły się do prasy. Główne, czego nie udało się ukryć: eskadra powróciła do USA w daleko niepełnym składzie. Stracono 1 okręt i 13 samolotów, a także zginęło 68 osób.
Co takiego stało się na Antarktydzie w lutym 1947 roku?

Amerykańskie gazety oznajmiły:
Według relacji naocznych świadków, statki i okręty zostały zaatakowane przez dziwne aparaty latające w kształcie dysków. Walka trwała przez jakieś 20 minut, w wyniku czego jeden z amerykańskich okrętów zatonął, a wiele samolotów zostało zestrzelonych.

W kilka lat później, pilot John Sunderson w wywiadzie dla magazynu „Kreis” stwierdził, że dyskokształtne aparaty latające przelatywały pomiędzy masztami statków z taką prędkością, że potoki powietrza zrywały z nich anteny. Do tego dyski nie wydawały żadnych dźwięków. Kilka amerykańskich myśliwców zostało zniszczonych promieniami, którymi strzelały te „latające talerze”. Tymi promieniami został podpalony i zatopiony niszczyciel USS Murdoch.[6] Latające dyski znikły równie szybko jak się pojawiły.

Natychmiast o tym incydencie drogą radiową powiadomiono Waszyngton. I stamtąd przyszedł rozkaz:
- Zachowując ciszę radiową natychmiast wracać do Stanów.


Mamut w zieleni Antarktydy


W dzienniku adm. Byrda wspomina się o niektórych dziwnych zdarzeniach z ekspedycji High Jump.

Zapisy zaczynają się od wydarzeń które miały miejsce w dniu 19.II.1947 roku. W tym dniu, samolot z dwoma członkami załogi – radiotą i adm. Byrdem w charakterze pilota – wykonywał kolejny lot zwiadowczy.

Sam dziennik składa się z 4 części Pierwsza z nich mówi o początku lotu i kopiuje zapisy z dziennika pokładowego. Admirał pisze o starcie, o g. 06:10, wznoszeniu się, turbulencjach, itd.

O godz. 10:00 samolot przeleciał nad niedużym grzbietem górskim i załoga ujrzała na dole polanę, pokrytą zieloną roślinnością – co jak wiadomo – w Antarktyce i na Antarktydzie jest niemożliwością. W tym czasie, z niejasnych przyczyn, padły wszystkie przyrządy pokładowe – w tym także radio. Zniżyli się, wtedy Byrd i radzik zauważyli wielkie zwierzę podobne do mamuta.

O godz. 11:30, po obu stronach samolotu Byrda pojawiły się dziwne aparaty latające przypominające dyski. Na nich były znaki w kształcie swastyki. Byrd nie mógł sterować swoją maszyną, jakby ktoś przejął nad nią kontrolę.

O godz. 11:35 włączyło się radio i męski głos mówiący po angielsku z niemieckim akcentem oznajmił, że samolot wkrótce wyląduje. I w czasie 10 minut tak się stało – Byrd i radzik wylądowali. Poproszono ich o otwarcie drzwi.


Spotkanie z Mistrzem


Druga część dziennika to zapisy, które Byrd sporządził później z pamięci. Obaj Amerykanie wyszli z samolotu i spotkał ich niebieskooki blondyn mówiący z niemieckim akcentem. Amerykanów posadzono do środka transportu, przypominające platformę bez kół, który dowiózł ich do miasta świateł. Cała grupa weszła do jakiegoś budynku a potem windą zjechała na dół. Tam powiedziano Byrdowi, że powinien zostawić radiotę i udać się na rozmowę z Mistrzem.

Ten okazał się być uprzejmym i przyjaznym człowiekiem. Wyjaśnił on admirałowi, że znajdują się oni w świecie rozmieszczonym w głębi Ziemi. Byrd był wybranym przez rząd tego świata w charakterze pośrednika pomiędzy tym światem a światem ludzi – by ich uprzedzić, że czekają na nich niełatwe próby związane z użyciem broni jądrowej. Ale po tym, jak na ruinach tej cywilizacji zrodzi się nowe życie, podziemni ludzie są gotowi przyjść z pomocą i znów zrodzić rasę ludzką.

Radzika i Byrda odwieziono z powrotem, oni wystartowali pomyślnie i polecieli biorąc kurs na bazę. 

Trzecia część dziennika jest całkiem niewielka – w niej opowiada się o powrocie do bazy, które miało miejsce o godzinie 15:00 tego samego dnia.


Kto mieszka w środku planety?


Ostatnie strony dziennika są poświęcone wydarzeniom, które miały miejsce po powrocie z ekspedycji. Byrd opisuje swe spotkanie z prezydentem USA Harrym Trumanem, któremu on przekazał słowa Mistrza. Admirał wspomina, że chronił tą tajemnicę przez długie lata, ale prędzej czy później musiała ona być wyjawiona Ludzkości.

O co może tu chodzić? Czy rzeczywiście w rejonie Antarktydy znajduje się wielka pusta przestrzeń zamieszkała przez Nadludzi? Czy admirał fantazjował? A może być, że przekazał on prezydentowi dezinformację?
Większość badaczy uważa, że „rasa Nadludzi” to nic innego jak ogromna kolonia nazistów i ich potomków mieszkająca pod Antarktydą. W rezultacie przecieków do prasy, amerykańscy żurnaliści ustalili, że w czasie spotkania z Trumanem, Byrd przekazał mu dokument zaadresowany do rządu USA i zatytułowany „Zamiar współpracy”. Pod nim znajdował się podpis Maksymiliana Hartmana, odpowiadającego w Nowej Szwabii za prace naukowe w zakresie nauk czystych i stosowanych. Aby zademonstrować Amerykanom chęć współpracy, Hartman przekazał im dokumentację techniczną najnowszego aparatu latającego.

Amerykański eksperymentalny pokładowy myśliwiec XF-5U Skimmer

Dowodem wprost na wiarygodność tej wersji wydarzeń jest ten fakt, że w tym czasie w USA miał miejsce prawdziwy wybuch zainteresowania aparatami latającymi w kształcie dysku. Prace nad nimi toczyły się już od lat 30-tych i są one związane z pracami słynnego konstruktora lotniczego Heinricha Zimmermanna – ale urządzenia te były bardzo niedoskonałe i miały niezadawalające charakterystyki lotnicze. Po 1947 roku, konstrukcje te naraz nabrały doskonałości i osiągały dobre rezultaty w locie pionowym. Na tej bazie potem zostanie zbudowanych wiele modeli maszyn bezpilotowych - UAV.

Oczywiście, jest to jedna z możliwych wersji i jest ona nawet dostatecznie logiczna. I dziennik admirała i antarktyczna ekspedycja High Jump do dziś dnia wzbudza wiele pytań. I kropka w tej historii nie jest jeszcze postawiona…


Moje 3 grosze


Osobiście jestem zdania, że cała ta historia jest czystym wymysłem pana admirała. Niestety, latające dyski nie wyszły poza stadium eksperymentów, nad Antarktydą latają satelity, które badają grubość i konfigurację jej pancerzy lodowych. Gdyby było tam coś takiego, co opisuje adm. Byrd, to już dawno zostałoby wykryte.

Adm. Byrd poniósł znaczne straty w związku z tą wyprawą i musiał w jakiś sposób zainteresować nią szerszą publiczność. No i wymyślił sposób – na fali strachu przed bronią A, na fali ciekawości niezbyt jeszcze znanym Szóstym Kontynentem, na fali zainteresowania nazistowskimi wynalazkami i na fali okultystyczno-ezoterycznych bredni różnych nawiedzonych pomyleńców zrodziła się opowieść o wizycie we wnętrzu Pustej Ziemi. Zresztą pod koniec swej kariery admirał wylądował w psychiatryku, co też nie świadczy na jego korzyść.

A jednak jest coś w tej historii, co nie pozwala jej skreślić i uznać za humbug. Motyw podziemnego schronienia dla innej rasy ludzkiej znanego jako Agharta, którzy cały czas przewija się w mitologii niemal wszystkich narodów Ziemi. Jest to jedna z siedmiu legend wspólnych dla wszystkich narodów świata. Coś jest na rzeczy i nie wolno tego lekceważyć.

Jest jeszcze jedna rzecz. Po II Wojnie Światowej na całym świecie dochodzi do wojen i konfliktów, za którymi stoją jakieś bliżej nie zdefiniowane, działające niejawnie siły, które nie mają niczego wspólnego ze służbami supermocarstw czy krajów sąsiednich. Takie wydarzenia jak powstanie ISIS czy najazd migrantów na Europę jest nie tylko wypadkową wydarzeń politycznych na Bliskim i Środkowym Wschodzie. O głupocie europolityków nie wspomnę, bo to oczywiste, podobnie jak o kolejnych głupstwach u nas, w naszym kraju, w którym społeczeństwo tak doświadczone przez historię i zdawałoby się mądre mądrością pokoleń w rzeczywistości błądzi jak dzieci we mgle prowadzone przez pseudopatriotów i medialnych oszustów, dla których Polska jest tylko tortem, z którego chcą sobie wykroić jak najwięcej.

Źródła tej całej paranoi biją gdzieś daleko w świecie – może w Ameryce Południowej, może pod lodami Antarktydy – nie wiem, ale być może jednak ma rację Daniel Laskowski, który w swych powieściach opisuje świat, w którym ścierają się dwie siły: garstka polityków i uczonych z ponurymi pogrobowcami nazistów z IV Rzeszy. I kto wie, czy nie ma racji?


Źródło – „Siekrietnyje archiwy” nr 11/2018, ss. 26-27
Przekład z rosyjskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz                          




[1] Krater o średnicy 94 km, położenie:  N 85,43° - E 10,07° - w okolicy Bieguna Północnego na widocznej stronie Księżyca.
[2] Był to statek o hybrydowym napędzie dieslowsko-elektrycznym.
[3] Morskoj Wojennyj Fłot – radziecka flota wojenna.
[4] Był to lotniskowiec eskortowy mający na pokładzie 27 samolotów, jednak Wikipedia podaje, że był to lotniskowiec USS Phillipine Sea (CV-47)
[5] Okręt ten był wyposażony w urządzenia ELINT – rozpoznania radioelektronicznego.
[6] W spisie okrętów biorących udział w operacji High Jump nie ma niszczyciela o tej nazwie.