Powered By Blogger

sobota, 16 listopada 2019

Ślęża – Śląski Olimp czy też Polska Atlantyda (3)




Ogromną tajemnicą jest to, co Niemcy znaleźli na Ślęży i w Górach Sowich (np. w Walimiu). Prawdopodobnie ogromne korytarze, części miast podziemnych, które zaadoptowali i rozbudowali dla swoich celów. Co jeszcze znaleźli we wnętrzu Góry Ślęży? Jakie tajemnice kryje ta góra? Naukowcy hitlerowscy znali prawdę. Być może tam znaleźli coś, co mogłoby poszerzyć wiedzę techniczną i wygrać wojnę.  Musiała to być naprawdę wielka tajemnica skoro 4 tys. hitlerowskich nadzorców, oraz 12 tys. więźniów pracujących pod ziemią - zamordowanych tuż przed zakończeniem wojny- prowadziło prace jeszcze kilka dni po jej zakończeniu, do 6 maja 1945 roku. Z tego też powodu „Twierdza Breslau” wiązała ogromne siły Armii Czerwonej w celu odwrócenia uwagi wroga od prac prowadzonych na Ślęży i na Dolnym Śląsku. Czy twórcą podziemnego miasta na Dolnym Śląsku był któryś z ludów hetyckich czy też protohetyckich a może perskich?, a może starszych o dziesiątki i więcej tysięcy lat.

Zresztą nasuwa się pytanie ile śladów kultur i cywilizacji zostało zniszczonych i startych na proch przez lodowiec na ziemiach polskich.

    Gdy patrzymy na Masyw Ślęży tj. Ślęża, Wieżyca i Gozdnica, z lotu ptaka to przypomina on układ w gwiazdozbiorze Oriona lub też układ piramid w Gizie w Egipcie. Jednocześnie układ ten jest identyczny do tego, jaki można było zaobserwować na Ziemi w 10450 p.n.e. i wcześniej. Czy przypadkiem piramidy nie wskazują, że należy poszukać masywu górskiego podobnego do nich, aby poznać tajemnicę przechowywanego tam archiwum i tajemnic ludzkości?





     Wnioski wysuwane przez niektórych naukowców, że rzeźby w okolicach Ślęży znaleziono, przemieszczono i np. porzucono jak to piszą niektórzy autorzy prac naukowych są nieadekwatne, zbyt uproszczone i niewiarygodne. Rzeźby i ciosy kamienne niejednokrotnie posiadają takie obrażenia, że nie można przyjąć, aby dokonała tego ręka ludzka, ale właśnie świadczą o tym, że dokonały tego żywioły przyrody takie jak lodowiec, woda i wiatr.

Moim zdaniem to właśnie lodowiec zniszczył jakąś prastarą kulturę na Ślęży i jej okolicach, niszcząc i następnie przesuwając się i topniejąc przetransportował poszczególnie elementy. Fragmenty rzeźb jak i rzeźby zostały następnie użyte wtórnie jako materiał budowlany przez inne kultury. Bo tak naprawdę komu by się chciało transportować na kilku lub kilkunastokilometrową odległość np. wielosetkilogramową rzeźbę, po to tylko, aby wmurować go w ścianę kościoła czy też budynku. Przecież po całej okolicy było pełno głazów narzutowych. Wiele obrobionych przed tysiącami lat bloków granitowych spotkał ten sam los, gdyż były łatwo zauważalne wśród zwykłego rumowiska i powodowały zaoszczędzenie czasu na obróbkę.

Przedstawiłem tutaj różne moje koncepcje i teorie, jeżeli je można tak nazwać, dotyczące zachowanych zabytków na Ślęży, resztę pozostawiam do przemyślenia drogim czytelnikom.
Myślę, że badaniami nad tajemnicami Ślęży należy zająć się konkretnie, może tam a są ku temu poszlaki, znajdziemy wiele odpowiedzi na wiele pytań, ale należy na wszystko spojrzeć z innej strony.*


Moje 3 grosze


Ze Ślężą poznałem się bliżej jesienią 1976 roku, kiedy to wraz z kolegami z wrocławskiego Zmechu pracowaliśmy w czynie społecznym przy wyrównywaniu stoku narciarskiego w okolicach Sobótki, a właściwie gdzieś w masywie Raduni – dziś już nie pomnę dokładnie – gdzie. W każdym razie podziwialiśmy ten niezwykły masyw górski, który wynurzał się naraz i niespodziewanie z Doliny Odry i który od razu wydał mi się jakiś taki… niezwykły? Magiczny? Zaczarowany? Później jeżdżąc do i przez Wrocław zawsze podziwiałem z pociągu górę, która zamykała mi południowy horyzont i przyciągała magnetycznie wzrok. Tak więc nie dziwiłem się temu, że nazwano ją śląskim Olimpem, i że ciągnęli tam ludzie od niepamiętnych czasów.

Autor wspomniał tutaj o odkrytych złożach żelazianu tytanu czyli ilmenitu. Otóż machając łopatą na stoku zwróciłem uwagę na dziwne kamienie, których pełno było dookoła. Miały niebieskawo-popielatą barwę i miały biało-zielone włókniste żyłki jakiegoś minerału. Początkowo sądziłem, że jest to jakiś kamień półszlachetny w rodzaju malachitu, ale potem zreflektowałem się, że przecież kamienie półszlachetne nie mogłyby leżeć całymi hałdami nie zwracając niczyjej uwagi… A potem dowiedziałem się, że było to zwykłe gabro z wtrąceniami skaleni. No a teraz okazało się, że jest tam także tytan i być może inne pierwiastki – w tym także niektóre promieniotwórcze.

Przypominam szerokiej publiczności, że tytan to bardzo ważny metal używany w konstrukcjach morskich, lotniczych i kosmicznych ze względu na dużą odporność na czynniki chemiczne i mechaniczne. Buduje się z nich kadłuby okrętów podwodnych, samolotów i statków oraz stacji kosmicznych. Tytan i inne metale był wydobywany przed tysiącleciami przez cywilizacje Atlantydy i wcześniejszej od niej Atlantyki. A po co? – na to pytanie odpowiedź znajduje się w „Bhagavad Gita”, „Mahabharata”, „Ramajana” i innych świętych księgach Wschodu, legendach i podaniach Zachodu, obu Ameryk i Oceanii. Zainteresowanych odsyłam do prac poświęconych Atlantydzie oraz kosmicznym wojnom bogów-astronautów – zob. Al. Mora – „Atomowe wojny bogów”, M. Jesensky – „Bogowie atomowych wojen” – http://hyboriana.blogspot.com/2012/07/bogowie-atomowych-wojen-1.html. I oczywiscie Ludwik Zajdler - „Atlantyda”!

Ale to nie wszystko. Jak dowodzą tego badania wyżej wspomnianego prof. dr. hab. Benona Zbigniewa Szałka ze Szczecina, dawno temu – jakieś 20.000 lat p.n.e., na Ziemi posługiwano się jednym językiem i jednym pismem! Prof. Szałek przedstawia na to twarde i mocne dowody w swych pracach, które – jak każda outsiderska praca – zostały zignorowane przez „oficjalną” naukę. Badając języki starożytne i nowożytne wykrył on cały szereg podobieństw, które nie mogą być dziełem przypadku. Podobnie rzecz ma się z pismem. A wszystko to dowodzi, że dawno temu istniała jedna, światowa cywilizacja-matka, która łączyła ludzi poprzez środki masowego przekazu: język i pismo – podobnie jak to ma miejsce dzisiaj. Przypomina to dość dokładnie świat z Ery Hyboryjskiej z opowiadań Roberta E. Howarda i jego naśladowców oraz kontynuatorów, tyle że istniał on naprawdę.

Kolejna rzecz ciekawa – Autor wspomina tutaj słynny system Der Riese w Górach Sowich. Pisze, że Niemcy rozbudowywali jedynie JUŻ ISTNIEJĄCY system korytarzy, komór i szybów wykopanych o wiele wcześniej. I to jest prawda. Pisząc wraz z dr. Milošem Jesenským książkę „Wunderland – pozaziemskie technologie III Rzeszy” natrafiliśmy na żywego świadka – robotnika przymusowego z Dolnego Śląska, który pracował w Osówce i Soboniu – znajdujących się w okolicy Głuszycy Górnej (d. Oberwüstegiersdorf) gdzie znajdowała się jedna z filii KL Groß-Rosen. Świadek ów twierdził, że pracowano tam nad poszerzaniem już istniejących korytarzy, sztolni i komór, które – jak objaśniali niemieccy inżynierowie – zostały wykute przez walońskich poszukiwaczy skarbów z XV-XVI wieku. Ale były one najprawdopodobniej jeszcze starsze. A tak nawiasem, to przecież tyle mówi się o podziemnych tunelach: system podziemnych tuneli Moricza, tunele pod Europą i Uralem, Tunel w Babiej Górze czy Księżycowy Szyb, który także wydaje się być fragmentem większej całości… 

Poza tym świadek był pewien, że Niemcy zamierzali produkować tam pociski rakietowe A-4/V-2 lub głowice do nich, bowiem widział je załadowane na lory kolejowe na bocznicy na stacji kolejowej w Głuszycy Górnej. Rakiety były przykryte plandekami, ale ich charakterystyczne kształty były dobrze widoczne.

Trzecia istotna sprawa to dbałość niemieckich inżynierów o źródła wody. Każde z nich zostało pieczołowicie zabezpieczone, bowiem – jak mówili Niemcy – miała ona posłużyć do rafinacji rudy czegoś metodą flotacji, a jak wiadomo jest to proces pochłaniający wielkie ilości wody. Czy chodziło o rudy uranowe? Być może, bo potem mogłyby one pójść do dalszego wzbogacania do wirówek we Wrocławiu – na pl. Strzegomskim i ul. Ołbińskiej – zob. B. Wołoszański - https://www.focus.pl/artykul/slady-hitlerowskiego-programu-atomowego-w-polsce. To nie były reaktory czy cyklotrony, to były baterie wirówek separujące wybuchowe izotopy 233U*, 235U* od niewybuchowego 238U* zawartych w mieszaninie izotopów uranu w sześciofluorku uranu -  UF6.

Może kogoś dziwi, że Niemcy tak chlapali jęzorami? Nie ma w tym nic dziwnego – byli pewni, że kogo nie zabije praca czy pała nadzorcy, ten zostanie zlikwidowany przez strażników z SS po ukończeniu prac budowlanych i wykończeniowych. Rosjanie uratowali życie wielu jeńcom: Rosjanom, Francuzom, Włochom (od marsz. Badoglio), robotnikom przymusowym i więźniom KL: Ślązakom, Polakom i innym. Ale teraz o tym mówić niepolitycznie… - obrzydliwość! Poza tym Niemcy, a właściwie SS usiłowali znaleźć i wykorzystać pozostałości po dawnych cywilizacjach, artefakty które mogłyby dać im ultymatywną broń masowego rażenia. Na szczęście im się to nie udało, bo za bardzo nie wiedzieli czego mają szukać i kogo o co pytać – a okultystyczne brednie zawiodły ich na manowce.

I wreszcie kolejna zagadka ze Starożytności: przyjrzyj się Czytelniku wizerunkom mezopotamskich bogów – co jest w nich dziwnego? Są skrzydlaci, co oznacza, że mają zdolność latania. To akurat mają wszyscy bogowie, których Ludzkość wymyśliła na przestrzeni milleniów i to nikogo nie dziwi. Dziwi nas to, co trzymają oni w lewej ręce. I to wszyscy: Marduk, Nisroh i Oannes. To coś wygląda jak koszyk czy torebka. Znany polski pisarz Marek Boszko-Rudnicki ze Szczecina założył, że było to coś w rodzaju urządzenia obronnego, które dezorientowało wrogów pozwalając bogom na odlot czy odejście. Opisał to w swej książce pt. „Remedium 111”, którą polecam. Osobiście uważam, że jest to jakaś aparatura osobista podtrzymująca życie Obcych bogów-astronautów, albo Ziemian z nieskażonych po Wielkiej Wojnie Bogów-Astronautów obszarów… Tak czy inaczej, jest to jakieś urządzenie techniczne niezbędne Gościom spoza naszego świata do życia i działania na naszej planecie czy w skażonych enklawach.

Co z tego wszystkiego wynika? Otwiera się całe pole domysłów na temat naszej historii i historii naszej planety. Jedno jest pewne: NIE JESTEŚMY TUTAJ PIERWSI! Na każdym kroku widzimy artefakty wcześniejszych cywilizacji nie rozumiejąc ich – np. piramidy czy budowle megalityczne. Jestem przekonany, że największe odkrycia są jeszcze przed nami…     

--------------------------
* - Andrzej Kotowiecki - "Ślęża – Śląski Olimp czy też Polska Atlantyda" - trzy części...... jest to skrót mojej książki z 2002 roku - Ślęża - polska Antlantyda / (C)Andrzej Kotowiecki.
ISBN : 8391222020
OCLC : (OCoLC)838607333