Powered By Blogger

piątek, 18 listopada 2011

Nowe technologie z Trzeciej Rzeszy?







Henry Stevens

Wszyscy znamy sprawę istnienia słynnej Area 51 i wszyscy słyszeliśmy pogłoski o rządowych „czarnych projektach”, ale czy chodzi tutaj naprawdę o obce technologie? Obce w znaczeniu pozaziemskie. Czyż to nie jest możliwe, że Ziemianie byli w stanie opracować, zaplanować i wyprodukować tak skomplikowane maszyny i uzyskać tak silne źródła energii do ich napędzania? To oczywiste, że nikt nie jest w stanie dowieść istnienia Obcego Życia. Pytanie brzmi: czy to Oni przybywszy na Ziemię powodują „falę” obserwacji NOL-i i rządowe „czarne” projekty badawcze? – tak w USA jak i za granicą? Czy powinniśmy bardziej rozważyć nasze własne możliwości, zanim zabierzemy się za możliwość istnienia i możliwości techniczne Obcych?

Pochodzenie „czarnych” projektów

Poszukując źródeł „czarnych” projektów musimy cofnąć się do lat 50. Jeden z „talerzowych projektów” zaczął swą działalność w 1955 roku – to jest właśnie w tym roku został on odtajniony, a informacje o nim wyszły na światło dzienne dzięki FOIA.[1] Ów latający talerz miał kryptoni9m Silver Bug, a potem Project Y-2. Zbudowano wtedy odrzutowy latający spodek mogący poruszać się z prędkością 3,4 Ma na wysokości 26.670 m. Zgodnie z doniesieniami zza Atlantyku, zbudowały go zakłady lotnicze AVRO Co. of Canada. Pochodzenie tego programu jest nieznane i nie zostało odkryte nawet po przejrzeniu personelu i danych technicznych po przekwalifikowaniu Silver Buga w Project Y-2. jedyna poszlaka stał się tajemniczy dopisek o treści: Miethe – Projektant 1950 r. I to wszystko.

Notatka mówi oczywiście o dr Heinrichu Richardzie Miethe, który w czasie wojny był projektantem hitlerowskiego latającego spodka V-7. Dr Miethe pracował w czasie wojny w niemieckich zakładach lotniczych we Wrocławiu (ówczesnym Breslau)[2], zaś po wojnie został zabrany przez Amerykanów i Kanadyjczyków do Ameryki, gdzie podobnie jak inny znamienity niemiecki uczony SS-Sturmbanführer dr Wernher von Braun pracował dla Amerykanów.[3]

Od 1950 roku w wielu miejscach na świecie zaobserwowano nowy typ UFO. Były one ciche, poruszały się z fantastycznymi prędkościami i ostro zygzakując oraz wyłączały one silniki samochodom. Wiele z nich widziano nad Antarktyką i Ameryką Południową, a także nad południowo-zachodnimi stanami USA, gdzie w wielu bazach wojskowych otwarcie pracowano nad technologiami przywiezionymi z Europy.

Obserwacje NOL-i w tych latach rozlały się tymczasem z południowego-zachodu nad wszystkie bazy wojskowo-naukowe. Pewien badacz pochodzenia niemieckiego – Bill Lyne jako dziecko widział taki talerz wraz z wieloma członkami swej rodziny.
- Bez wątpienia – twierdzi Lyne – ów NOL był niemieckiego pochodzenia, co zainspirowało mnie do napisania książki pt. „Space Aliens from the Pentagon”.

Zanim jednak ukazała się książka Lyne’a istniała inna szkoła badaczy, którzy głosili, że niemieckie NOL-e miały napęd elektromagnetyczny. Informacja ta pojawiła się już po zburzeniu Muru Berlińskiego, a jako pierwsi podali ją dwaj austriaccy pisarze: Norbert Jürgen-Ratthofer i Ralf Ettl.

W moim artykule chciałbym podać Wam kilka nowych pomysłów, które wzięły się z rozwinięcia naszej wiedzy na temat tego, co wiedzieli Niemcy w czasie II Wojny Światowej.

Co wiedzieli okultyści?

Obydwaj pisarze – Norbert i Ralf mieli kontakty z grupami okultystycznymi w Niemczech i Austrii.[4] Ettl będący tzw. „wolnym strzelcem” napisał artykuł na temat rozwoju technologicznego Trzeciej Rzeszy, i naraz zaczął on dostawać anonimowe listy i paczki z informacjami, zdjęciami i rysunkami technicznymi dotyczącymi latających dysków budowanych w III Rzeszy. Wiele z nich bazowało na diamagnetycznych eksperymentach dr Victora Schaubergera i czegoś, co nazywało się Stowarzyszeniem Vril.

Aktualnie mamy dwa wyjaśnienia systemów napędowych używanych w Niemczech w tych latach. Wyjaśnienie Etlla – Ratthofera opiera się na elektrostatyce. Wewnątrz latającego spodka wytwarza się supersilny ładunek elektrostatyczny przy pomocy generatora van der Graffa (w talerzach Haunebu lub/i Vril), który jest transferowany na pancerz pojazdu i generuje antypole elektromagnetyczne, co z kolei powoduje lewitację całego pojazdu w ziemskim polu magnetycznym. Istnieją poszlaki, że tego właśnie używał dr Schauberger w swych diamagnetycznych eksperymentach w latach 30. XX wieku. Substancje diamagnetyczne są przyciągane lub odpychane przez bieguny magnetyczne.[5] Ostatnio Tom Brown z Borderland Sciences sugeruje istnienie diamagnetycznego pola wokół tych urządzeń. Twierdzenie to popiera także Callum Coats w swej najnowszej książce pt. „Living Energies” w której twierdzi on, że owszem, być może jest to napęd diamagnetyczny, ale raczej biomagnetyczny (???). Mówiono o tym wiele w kontekście katastrofy UFO w Roswell.

Drugim wyjaśnieniem jest – według Billa Lyne’a – elektrodynamika i technologie Nikolaja Tesli. Lyne widzi użycie prądu o wysokim napięciu i o wysokiej częstotliwości w pędnikach Tesli, co powoduje powstanie sił Lorenza, wielokrotnie silniejszej od grawitacji.[6] NOL w tym układzie porusza się w atmosferze i poza nią wykorzystując pola elektryczne i magnetyczne Ziemi.

Nowe informacje napłynęły z Niemiec od ludzi związanych z Towarzystwem Vril. W swej dobrze opracowanej książce pt. „Der Vril-Mythos” autorzy Peter Bahn i Heiner Gehring podają, że w czasie wojny istniała sponsorowana przez państwo organizacja, która miała za zadanie odkrycie nowych źródeł energii. Energię tą zwano popularnie vrilem, ale sama organizacja nazywała się Reichsarbeitsgemeinschaft czyli Towarzystwo Pracy dla Rzeszy. Ich generatory pracowały w oparciu o teorie głoszone przez austriackiego wynalazcę Karla Shappellera. Jego sferyczny generator przypomina kształtem sferyczne silniki z rysunków technicznych latających spodków Vril[7] 

Superpojazd V-4

Weryfikacja tych informacji ujawniło także na światło dzienne prawdziwą niemiecką bombę neutronową – znaną pod kryptonimem V-4.[8] Bill Lyne twierdzi, że Niemcy cały czas ja udoskonalali w czasie wojny. Angielscy badacze: Geoffrey Brookes i Philips Henshall w swej książce „Hitler’s Nuklear Weapon” oraz „Vengeance – Hitler’s Nuclear Weapon Fact or Fiction?” przedstawiają dowody na to, że Niemcy dysponowali bronią radiologiczną. To była bomba powodująca ogromne skażenia radioaktywne, detonowana przy użyciu konwencjonalnych ładunków materiałów wybuchowych. Bomby te miały zmienić Nowy Jork w radioaktywną pustynię, niemożliwą do zamieszkania przez setki lat.[9] Danny Parker w swej książce „Word War II” pokazuje niemieckie plany takiego bombardowania. Miało się ono odbyć przy pomocy pocisków V-2 wystrzeliwanych spod wody, oczywiście z pokładów U-bootów. Zgodnie z tym, co pisze Brookes, broń ta znana jako V-4 była budowana w Dora-Northausen nawet po zakończeniu wojny![10]

Pewien niemiecki uczony poinformował obu autorów o dwóch systemach hitlerowskiej broni jądrowej i ich wektorach[11] - w tym broni podwodnej. Na dodatek okazuje się, że Niemcy produkowali o wiele więcej materiałów radioaktywnych, niż wyliczyli to specjaliści Sprzymierzonych. Czy Alianci pominęli jakieś reaktory jądrowe? Czy Niemcy posiadali jeszcze jakieś tajne instalacje nuklearne?

Tutaj przychodzi na myśl coś, co stanowi najgorętszy punkt na mapie niemieckich osiągnięć technologicznych – znany pod kolektywnym kryptonimem JONASTAL.

Zanim skończyła się wojna, w Turyngii plotkowało się o dziwnych światłach, które wynurzały się ze skał i lasów. Widziały je tysiące ludzi tam zamieszkałych. Turyngia to mały kraik we wschodnich landach Niemiec.[12] Leży on w samym sercu (dzisiejszych) Niemiec, nieco na południowy-zachód od miasta Weimar. Jego centrum stanowi dolina Jonas – po niemiecku Jonastal, zaś informacje o tych wydarzeniach otrzymałem od Heinera Gehringa i Thomasa Menera[13] – redaktora naczelnego magazynu „Wissenschaft ohne Grenzen”.

Nowoodkryte supernowoczesne bunkry

W ostatnich dniach wojny w Europie stała się dziwna rzecz. 3 A. USA dowodzona przez gen. Pattona wykonała ostry skręt w prawo i pomaszerowała na południe w nadziei przechwycenia i zatrzymania wysokich oficerów SS. To wystraszyło grupę SS-manów, którzy przygotowywali się do obrony w Alpach. Gen. Patton znalazł to, czego był szukał – jednostki SS i SS-Gebirgsjäger w rejonie Jonastalu. Gebirgsjägern to byli strzelcy górscy, którzy byli potencjalnie niebezpieczni dla wojsk Sprzymierzonych.

Ciężkie walki zaczęły się 3 kwietnia 1945 roku, ale z taktycznego punktu widzenia, obrona Jonastalu była bez sensu. Dlaczego więc Niemcy się tam tak zajadle bronili? Później się okazało, że Niemcy do ostatnich chwil pracowali w górach Thüringer Wald – Lasu Turyńskiego przy budowie potężnych podziemnych fabryk i innych budowli, Chojnie szafując materiałami wybuchowymi. Kiedy zrozumieli, że nie powstrzymają Amerykanów, umieścili setki ładunków wybuchowych w tunelach i sztolniach, a potem je odpalili wysadzając wszystko w powietrze. Zrobili to do skutku. Potem tereny te przejęli Sowieci jako część ich Zony. Dopiero Amerykanie po zjednoczeniu się Niemiec zajęli się eksploracją tych podziemi, bowiem Rosjanie nigdy nie starali się dostać do nich – chociaż o nich doskonale wiedzieli.[14] Wiedzieli też o dziwnych latających światłach, które miejscowi obserwowali po nocach przez całe pół stulecia.[15]  

Kiedy wreszcie padł Mur Berliński i Rosjanie wynieśli się do domu, Niemcy mogli dowiedzieć się więcej o swojej przeszłości, i prawda o Jonastal mogła ujrzeć światło dzienne. W ostatnich dniach wojny, górzysta Turyngia umieszczona w środku Niemiec, stała się centrum dowodzenia siłami hitlerowskimi, które jeszcze chciały walczyć.[16] Dowodzono z podziemnych bunkrów, w których produkowano „cudowne bronie”.

Turyngia słynie z kilku takich miejsc. W północnej części Turyngii znajduje się Northausen, gdzie w Mittelwek [Dora] produkowano V-1, V-2 i V-4.

Na południe od Kahla, w fabryce o kryptonimie „Lachs” produkowano masowo samoloty Me-262. lotniska dla tych maszyn znajdowały się na płaskowyżach Lasu Turyńskiego.

Także w Kahla znaleziono jeden egzemplarz samolotu Gotha-229 albo Horton-9. Był to odrzutowiec o bardzo dobrych osiągach, bardzo szybki i przypominający samoloty Northrop F-117 czy bombowiec B-2 – a to wszystko bez komputerów i wspomagania pilota. Ocalały egzemplarz przesłano do USA i znajduje się on dzisiaj na zapleczu Air and Space Museum w Waszyngtonie.[17] Czyż nie jest to dziwne, że konstrukcje takie istniały już zanim wydarzyła się katastrofa w Roswell w lecie 1947 roku?[18]

Kahla jest właśnie tym miejscem, w którym produkowano latające dyski Hitlera. Włoski inżynier Renato Vesco, który pracował z Niemcami w czasie wojny stwierdza m.in., że w Kahla produkowano latające dyski z napędem turboodrzutowym i to właśnie tam V-7 wystartował w swój dziewiczy lot w lutym 1945 roku. Inż. Vesco napisał potem o tym książkę pt. „Intercept But Don’t Shoot”, która stanowiła część późniejszej pracy pt. „Man-made UFOs 1945 – 1995”, która powstała przy współudziale Davida H. Childressa. I okazuje się, że w Kahla wyprodukowano jeszcze dziwniejszy pojazd!

Bardzo blisko Jonastalu, w Stadtiln znajdowało się tajne hitlerowskie laboratorium naukowe pracujące pod kierunkiem dr Kurta Diebnera. Do tegoż laboratorium został wysłany także prof. Stuchlinger – jak podaje to Urlich Brunzel w swej książce „Hitler’s Treasures and Wander Weapons”. Uczony ten był on współpracownikiem dr Wrnhera von Brauna… Ten ostatni nie był fizykiem jądrowym, więc dlatego potrzebny mu był ekspert od broni radiologicznych, w które to głowice zamierzano uzbroić pociski V-1 i V-2 oraz inne niemieckie rakiety.

Z rejonu Jonastalu wciąż nadchodzą dziwne wieści. Znaleziono tam mianowicie aż cztery kompleksy podziemnych budowli – są to: „Jasmin”, „Wolfsturm”, „Siegfried” i „Olga”, które są rozbudowane w głąb skał aż na 5 kondygnacji! Dieter Meining w swym artykule zatytułowanym „X-akte Jonastal – die Rätsel das letzten Führerhauptquatiers” zamieszcza zdjęcia wielu wielkich szybów wentylacyjnych wciąż znajdujących się na powierzchni, a które są wciąż niezbadane.

Istniał plan przeniesienia hitlerowskiego rządu z Berlina do Jonastalu na wiosnę 1945 roku, ale bez wątpienia przebieg wojny pokrzyżował te plany. Przeznaczenie niektórych z podziemnych budowli pozostaje wciąż okryte tajemnicą. „Wolfsturm” wydaje się być czymś w rodzaju centrum dowodzenia i kierowania. „Olga” to była kwatera Hitlera, centrum wywiadu, łączności, itd. – jednakże nie możemy tego stwierdzić na pewno, bowiem wszystko jest przykryte tysiącami ton skały…

Statek Obcych spadł z nieba!

Wielu ludzi zamieszkujących te tereny mieszkało tam także w czasie wojny. Wielu pracowało w podziemiach. Wiadomo, ze w podziemiach pracowały urządzenia wytwarzające bardzo silne pola elektromagnetyczne. Mieszkańcy mówili o nich Motorstoppmittel, bowiem wyłączały one zapłon silników spalinowych na odległość.[19] Mogła to być bardzo skuteczna broń przeciwko samolotom z tłokowymi silnikami lotniczymi. I rzeczywiście – tereny Jonastalu i doń przyległe nie zostały nigdy zbombardowane!

Tak samo teren ten nigdy nie został sfotografowany z powietrza w toku działań wojennych. Ludzie wspominają, że szwankowały silniki spalinowe samochodów w czasie tych prób. Zasięg działania tej broni był uzależniony od źródeł energii elektrycznej. Czym była ona napędzana? Rzecz w tym, że znalezione tam generatory energii elektrycznej mogłyby oświetlić i ogrzać cały Berlin! Jednakże nie były one podłączone i znaleziono je zapakowane w magazynie.

Elektryczność z nieznanego źródła

Zgodnie z Dieterem Meiningiem, już po wojnie Amerykanie wykonali serię zdjęć powietrznych tego terenu i odkryli na nich dowody na istnienie podziemnych budowli wyglądających jak szprychy olbrzymiego koła. Budowle te zostały wysadzone w powietrze, mimo tego że były one osadzone głęboko w ziemi i skale. Nikt nie badał tego na miejscu. Budowle te były najprawdopodobniej źródłem tajemniczych ogni w lasach, na niebie i skałach. A to oznaczałoby, że wciąż pracują generatory jakiejś energii i to co najmniej od pół wieku!

Meining przytacza historię o tym, że kiedy padł Mur Berliński i Rosjanie pojechali do siebie, Bundeswehra znalazła coś dziwnego na tym terenie. Były to ogromne czarne kable do przesyłu energii elektrycznej wydobywające się spod ziemi z jednej z tych podziemnych budowli. Kable te były wciąż pod napięciem, tak samo jak podczas rządów komunistów i wcześniej nazistów.[20] Skoro jednak mamy elektrownię, to musi być także i odbiorca tego prądu – doszli do wniosku specjaliści z Bundeswehry. Zdecydowali się obciąć kable i zobaczyć, co z tego wyjdzie. Niczego nie zarejestrowano…!

Generator samonapędny

Okazało się, że był to generator samonapędzający się – elektryczne perpetuum mobile – wynalezione w Trzeciej Rzeszy i pracujące nieprzerwanie przez 60 lat. Implikacje tego faktu są nie do pomyślenia! Jak to zrobiono??? Czy te okrągłe, toroidalne właściwie, konstrukcje są reaktorami jądrowymi? Czy jest to cyklotron czy inny akcelerator cząsteczek elementarnych?[21]

Ten gigantyczny krąg może być urządzeniem do przeprowadzania reakcji syntezy jąder atomowych.[22] Wynaleziono je dopiero po wojnie. Czy było to urządzenie stanowiące źródło energii Vril? Czy urządzenie to pracuje na zasadzie istnienia czegoś pomiędzy magnetyzmem a grawitacją? Być może generator ten pracuje w oparciu o wynalazki Nikoli Tesli, który nie został zniszczony wybuchami min założonych przez strzelców górskich SS.

Wielu autorów piszących o Jonastal dostrzega powiązania pomiędzy tego rodzaju energią, a niemieckimi dyskoplanami wynalezionymi pod koniec wojny. Udowodniono, że te podziemne fabryki produkowały latające spodki, ale technologia na której oparto ich produkcję jest nam nadal nieznana.

Należy dodać tutaj jeszcze jedną uwagę, a mianowicie – Jonastal to nie kryjówka Bigfoota. Nie trzeba poddawać mieszkańców Jonastalu recesji hipnotycznej. Tę dolinę można dokładnie zbadać. Można dostać się do podziemi i je eksplorować jak jaskinie i przez to dojść wreszcie do prawdy. Niestety, jesteśmy dokładnie w takiej samej sytuacji jak Graham Hancock, Robert Buval czy Anthony West, którzy odkryli tajemną komnatę pomiędzy łapami Sfinksa – a istnieją siły, które uniemożliwiają jej zbadanie…[23]

NEW WORLD ORDER mówi „nie”!

Tak właśnie w Średniowieczu istniejącym wtedy strukturom władzy i nauki wygodne było trzymanie niektórych faktów w tajemnicy, tak jest właśnie teraz z Jonastalem. W ostatnich 60 latach wydano setki milionów dolarów na druk, radiowe i telewizyjne debaty mające na celu zatarcie w ludziach pamięci o III Rzeszy, w imię Nowego Porządku Świata – New Word Order, NWO.

Ów NWO kontroluje wszystko, co ma związek z technologiami nazistowskich Niemiec i nie pozwala, by zbyt wiele o nich wiedziano.[24] Ale pamięć o Jonastal wciąż żyje w pokoleniu Niemców i bez przerwy ktoś penetruje stare szyby i sztolnie tego zadziwiającego cudu architektonicznego. Wielu z nich znikło bez śladu…

Czyż nie przypomina to wszystko historii Jonestown czy Monatauk Project? Czyżby niewyczerpalne źródło energii wciąż pracowało pod turyńskimi lasami? Pozostawiam Czytelnika w przekonaniu, że jeżeli idzie o Jonastal, to prawda jest wciąż pod stopami…

Przekład z j. angielskiego i opracowanie –
Robert K. Leśniakiewicz ©

         

  


[1] Freedom of Information Act – Ustawa o Wolności Informacji.
[2] Dokładniej we Wrocławiu – Psie Pole.
[3] Jest jeszcze jedna możliwość, a mianowicie taka, że inż. Miethe pracował nad produkcją… złota! Teoretycznie możliwe jest sporządzenie krótkotrwałego radioizotopu złota Au-198 o T1/2  = 2d,693 lub Au-199 o T1/2 = 3d,14 z reakcji bombardowania neutronami izotopu rtęci Hg-197 lub elektronami. Reakcje te są oczywiście możliwe tylko w reaktorach jądrowych.  
[4] Już po publikacji naszej książki „Wunderland – pozaziemskie technologie Trzeciej Rzeszy” (Usti nad Labem 1998, Warszawa 2001) odezwało się kilka grup okultystycznych z Austrii, Niemiec i USA, które potwierdziły fakt istnienia V-7 Vril i Haunebu w czasie wojny.
[5] Diamagnetyzm polega na magnesowaniu się materiału diamagnetycznego odwrotnie w stosunku do materiału magnesującego.
[6] Teorie te dość dokładnie przypominają teorię magnokraftu prof. dr inż. Jana Pająka.
[7] Być może nie stosowano tam pola magnetycznego, ale antymaterię?
[8] Według naszej wiedzy V-4 był samolotem odrzutowym wyposażonym w głowicę bojową – radiacyjną lub konwencjonalną, a który oblatała słynna kpt. pil. Hanne Reitsch. To właśnie informacje wywiadowcze o V-4 z głowicą radiacyjną (tzw. dirty bomb – brudną bombą) spowodowały powołanie do życia misji ALSOS.
[9] Do tej „brudnej bomby” miano zastosować radioizotop Co-60 o T1/2 = 5,27 roku, który rozpada się wydzielając promieniowanie beta – czyli szybkie elektrony.
[10] V-4 Urzel miały być użyte przeciwko Nowemu Jorkowi przez wilcze stado U-bootów w kwietniu 1945 roku w ramach Operation Seewolf, która zakończyła się zatopieniem 5 i przechwyceniem 2 U-bootów przez 44 jednostki amerykańskie, które były naprowadzane na cel przez wywiad radiowy. Był to tryumf tzw. 10. Floty dowodzonej przez adm. Richarda Knowlesa. W rzeczywistości była to centrala wywiadu radiowego i radio-kontrwywiadu mająca za zadania podsłuchiwać transmisje radiowe niemieckich okrętów podwodnych na Atlantyku.    
[11] Systemach przenoszenia.
[12] Po wojnie była to radziecka Zona Okupacyjna Niemiec, a potem Niemiecka Republika Demokratyczna, do 1990 roku.
[13] Thomas Mehner jest znany polskiemu Czytelnikowi z artykułów na temat obserwacji UFO w byłej NRD, opublikowanych w „UFO” nr 4/1990.
[14] Niemożliwe. Właśnie Rosjanie w poszukiwaniu niemieckich technologii nie cofali się przed niczym, jak dowodzą tego wypadki na polskich Ziemiach Odzyskanych w latach 1945 – 56, dlatego stwierdzenie to wkładam miedzy bajki.
[15] To też jest oczywiste, bowiem w latach 1945 – 90 stacjonowały tam radzieckie jednostki uderzeniowe gotowe do podjęcia działań wojennych na terytorium RFN.
[16] Autorowi chodzi prawdopodobnie o armie generałów Wencka i Steinera, które miały przyjść na odsiecz płonącemu Berlinowi…
[17] Zob. także Clive Cussler – „Smok”, Warszawa 1995.
[18] Nie, to nie jest dziwne, jako że latający talerz z Roswell mógł być – jak udowadniamy to z dr Jesenskym – niczym innym, jak takim właśnie hitlerowskim dyskoplanem znalezionym przez Amerykanów w Niemczech i testowanym w Nowym Meksyku.
[19] Przypomina to wynalazek jednego z polskich uczonych pokazanych na filmie pt. „Szpieg w masce” (reż. Mieczysław Krawicz, 1933), który wynalazł urządzenie pozwalające na wyłączenie silników lotniczych na duże odległości. Czyżby więc Niemcy ukradli pomysł z tego filmu, albo nasz reżyser wykradł Niemcom ich tajemnicę i pokazał na filmie w formie ostrzeżenia? Tego chyba nie dowiemy się nigdy…
[20] Podobne urządzenia ponoć pracują także na terenie czeskiej Šumavy i w Górach Sowich w Polsce.
[21] Być może właśnie w tego rodzaju urządzeniach Niemcy trzymali i przechowywali antymaterię, którą mogli uzyskiwać przez rozpad beta plus następujących radioizotopów: Sb-122, As-74, Br-77, Cl-36, Zn-65, F-18, Al-26, Y-88, Co-56, Co-58, Cu-64, Na-22, V-48, C-11 i Fe-52. Zebrane antyelektrony następnie umieszczano w pułapkach magnetycznych w kształcie torusa i tam „zamrażano”. Niestety „zamrożenie” antymaterii jest zabiegiem nieprawdopodobnie energochłonnym, co można było jednak skompensować prądnicami Tesli. Wydaje się więc, że takie rozwiązanie tego problemu zastosowali Niemcy w tych kompleksach.
[22] Być może był to jakiś system energetyczny oparty na otrzymywaniu i wykorzystaniu wysokotemperaturowej plazmy?
[23] U nas także nie nadaje się temu zbytniego rozgłosu, a prace które ukazały się na ten temat w naszym kraju zawierają niejasne i często sprzeczne ze sobą informacje.
[24] To jest raczej oczywiste, bowiem twórcom legendy o UFO potrzebna była taka „maskirowka” do dalszych prac nad ich ulepszaniem i przystosowaniem do współczesnych warunków atomowego pola walki. Nietrudno się domyślić, kto stoi za NWO. Dokładnie ci sami ludzie, którzy rozpuścili bajkę o istnieniu Obcych z Kosmosu inwigilujących Ziemian i wtrącających się w naszą Rzeczywistość. Tym także można wytłumaczyć popularność Spiskowej Teorii Dziejów.