Powered By Blogger

niedziela, 18 maja 2014

Spotkania z Czuczuną

Jakucka tajga kryje wiele tajemnic...


Andriej Jefriemow


Miejscowe narody Syberii i Dalekiego Wschodu czczą leśnego ducha. Jedno z jego imion – Podja albo Pot’. Myśliwi idący w tajgę na polowanie, obowiązkowo muszą udobruchać tą leśną istotę.

Wiele tajemnic znajduje się w jakuckiej tajdze. Jest ona taką samą bezdenną głębia nieznanego, jak Wszechocean, w której znajdują się gatunki takich zwierząt, których człowiek może się tylko domyśleć…

Wilujski Trakt


Zagadkowe stworzenie


Czuczuna z Jakucji to jest reliktowy hominid albo Człowiek Śniegu – UMH (Nieznany Tajemniczy Humanoid) – jak Yeti. Specjaliści-kryptozoolodzy sklasyfikowali i rozłożyli na czynniki pierwsze wszystkie informacje dotyczące tego niezwykłego stworzenia: wygląd zewnętrzny, zwyczaje, sposób życia, i inne; tak więc jak pojawia się jakaś nowa informacja, znawczy mogą szybko odrzucić brednie od prawdy. Każda nowa informacja o zaobserwowaniu tego UMH i następujące jego opisanie – to jest kolejna porcja mnóstwa szczegółów i grup zjawisk. Najmniejsze szczegóły podane przez informatora można nie dostrzec, i nawet gdyby kłamstwo było ukryte za potokiem słów, to specjalista to wychwyci. Można oddzielić prawdę od wymysłu i konfabulacji, w czasie wyjaśniania okoliczności spotkań myśliwych ze Śnieżnym Człowiekiem. A podobne spotkania z takimi UMH w tajdze zdarzały się nie raz.

Opisze tutaj dwa zdarzenia, które miały miejsce na Wilujskim Trakcie. Jest to droga federalna, która się ciągnie przez tajgę i wzgórza przez wiele setek kilometrów z Jakucka do Wilujska.

Czuczuna...


Ślad


Rzecz miała miejsce w 2009 roku. Tego dnia, wraz z kolegami zarzuciliśmy sieci na karasie w jeziorze w tajdze – w odległości 42 km od Jakucka. Deszczową noc spędziliśmy niedaleko, w chacie Giennadija Rastorgujewa. Słonecznym rankiem pojechaliśmy łazikiem do jeziora. Z nami była suczka Donna, i kiedy zbliżał się już czas powrotu z głównej szosy na leśny dukt ona zaniepokoiła się, zaskomlała a potem zaczęła wyć. Widoczne było, że Donna czegoś się bardzo przestraszyła, chociaż była psem – co trzeba przyznać – bardzo odważnym. No ale nie widać było żadnego powodu, dla którego mogła reagować z takim strachem.

Kiedy wypuściliśmy Donnę z samochodu, to ona od razu lękliwie podkuliła ogon i uciekła. Jak się później wyjaśniło, ona powróciła do chaty Rastrogujewa i długo nie mogła się uspokoić: przez dobre pół godziny bezustannie wyła i skuczała, czego wcześniej u niej się nie zdarzało. Zebrawszy na jeziorze sieci i rybę, pochodziliśmy po lesie w poszukiwaniu dziczyzny, a potem wyjechaliśmy z tajgi.

Na jakieś dwa kilometry przed wyjazdem na szosę na poboczu gruntowej drogi rozmiękłym od deszczu, nasz kierowca Roman Biełań zauważył wyraźne ślady nieznanego stworzenia – o mało co nie najechaliśmy na nie! Stworzenie to przeszło po błocie jakieś 5 m, a ślady były wyraźne i świeże. Wszystko wskazywało, że przeszło ono jakieś pół godziny temu. Długość szlaku śladów odciśniętych w błocie – 5 m.

Obejrzeliśmy te ślady dokładnie i doszliśmy do wniosku, że ślady te nie należą do żadnego znanego nam zwierzęcia: rozmiar i forma stopy – jak u dwunastolatka, mała pięta, dziwnie wielki i okrągło zakończony duży palec. Pozostałe palce proporcjonalnie 1,5 - 2-krotnie dłuższe niż u człowieka. W czasie chodzenia palce płynnie zaginały się do góry, sama stopa jest płaska i lekko wygięta w dół, głębokość śladu 3-4 cm. Cały łańcuszek śladów sfotografowaliśmy przy pomocy telefonu komórkowego.

...i jego ślad

Edward Stiepanienko, będący wtedy w tajdze, opowiadał:
- Kiedy wytaszczyliśmy sieci, to poszedłem w las ustrzelić jakąś dziczyznę, ale nie było tam żadnego zwierza. Była tam natomiast niezwykła cisza, jakby wszystko co żyje wymarło. Czułem, nie wiem czemu, jakby ktoś mnie bacznie obserwował… To było bardzo nieprzyjemne uczucie, czegoś takiego jeszcze nie doświadczyłem. Obszedłem kilka jeziorek, a potem wróciłem na miejsce postoju. Tak, takich śladów wcześniej nie spotykałem, to oczywiście nie było zwierzę: były one duże, podobne do ludzkich, ale kształt miały dziwny. Niewielki rozmiar wskazuje na niewysokiego hominida. W oczy rzucają się bardzo długie palce i nieproporcjonalnie mała pięta. Wielki palec nieproporcjonalnie wydłużony z dużym, kulistym zgrubieniem na końcu. Życzyłbym sobie je jeszcze raz zobaczyć, choć prawdopodobieństwo tego jest małe i równe właściwie zeru. Znalezienie tych śladów zainteresowało mnie problematyka istnienia Śnieżnego Człowieka, co wcześniej w ogóle mnie nie interesowało. Będzie mi bardzo żal, jeżeli oryginalne zdjęcia gdzieś się zapodzieją, pokryją się grubą warstwą kurzu i niedowierzania, i co najważniejsze – nie zostaną wykorzystane do badań nad hominidami. Ślady te znaleziono w tajdze, na 42. kilometrze Wilujskiego Traktu, około 2 km na prawo od głównej szosy. Istnieją relacje o tym, że Czuczunę obserwowano wcześniej właśnie w tym rejonie. Na jednym z myśliwskich forów internetowych zamieściłem zdjęcie śladu z zapytaniem, czy ktoś nie spotkał się z czymś podobnym. W większości odpowiedzi – jak oczekiwałem – były niezdrowe kpiny i niedowierzanie, ale były także rzadkie, bo rzadkie ale poważne odpowiedzi: podobne ślady widziano także na Czukotce.


Konflikt



Stary myśliwy, były pracownik MWD[1] płk Nikołaj Cziernyj dzisiaj emeryt, w swoim czasie opowiadał, że spotykał Czuczunę w jakuckiej tajdze. Na początku lat 90. był on w randze majora milicji. W lutym 1992 roku major wraz z kolegami wyprawił się na polowanie – na łosia. Zatrzymali się u gościnnego Giennadija Rastorgujewa, który w tym czasie mieszkał z żoną i małą córeczką. Na zwierza wyprawiali się wczesnym rankiem i powracali późnym wieczorem.

Krytycznego dnia, jak zwykle z samego rana, Cziornyj i jego trzech towarzyszy udali się piechotą na polowanie. Giennadijowi powiedzieli, że wrócą po zapadnięciu ciemności nocnych.

Jednakże myśliwi powrócili już w porze obiadowej i to silnie wystraszeni. A to było tak: grupa szła w tajdze gęsiego: jeden za drugim. Pierwszy robi w śniegu ścieżkę, a pozostałym już się lżej idzie. Kiedy czołowy myśliwy się zmęczy, zmienia go zamykający kolumnę, itd. Na polowaniu palić i rozmawiać jest niewskazane: zwierz może usłyszeć lub poczuć dym i uciec. Tak więc szli w milczeniu, tylko śnieg skrzypiał im pod butami.

Nieoczekiwanie od tyłu usłyszeli trzask łamanych gałęzi – jakby przez gęstwinę przebijał się łoś. Wszyscy się odwrócili i… - w ich stronę przebijał się Czuczuna! Sądząc ze wszystkiego, istota ta była nastawiona wrogo – z taką siłą rozpychała na boki pnie i łamała grube gałęzie, ze swymi rozmiarami i siłą musiała równać się z łosiem. Jej długie włosy z grzywy rozwiewały się, usta wykrzywiał mu straszny grymas. Stworzenie to torowało sobie drogę rękami, rozgarniając drzewa jak jakieś nędzne krzaczki tak energicznie, że kawałki gałęzi leciały na boki. Także głęboki śnieg nie był dla niego przeszkodą.

Zagrzmiało parę wystrzałów ze sztucerów. Z zaskoczenia i przerażenia celowano fatalnie i nikt nie trafił dziwnego stwora. Ale stworzenie to, patrząc wrogo na myśliwych, zatrzymało się i tylko para szła mu z nozdrzy. Tymczasem myśliwi pobiegli w stronę głównego duktu i powrócili do chaty.

Potem w czasie burzliwej dyskusji ludzie doszli do wniosku, że istota ta chroniła znajdujące się w pobliżu swe dziecko czy też dzieci.

Przez ostatnie dwa-trzy lata na Wilujskim Trakcie miały miejsce wielkie roboty drogowe na stopniu federalnym. Było tam wiele maszyn i ludzi. Najwidoczniej hominidy uciekły z tych miejsc gdzieś daleko od drogi – jak najdalej od hałasu.


Tekst i ilustracje – „Tajny XX wieka” nr 4/2014, ss. 32-33
Przekład z j. rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©         




[1] Ministerstwo Wnutriennych Dieł – Ministerstwo Spraw Wewnętrznych.