Powered By Blogger

środa, 21 maja 2014

UFO nad stokami narciarskimi

UFO nad Londynem w czasie ceremonii otwarcia XXX IO


Wiktor Miednikow


W 1998 roku, w Kongo, w czasie meczu piłki nożnej w boisko uderzył piorun. Zginęli na miejscu wszyscy zawodnicy z drużyny gości, 30 kibiców odniosło oparzenia, ale futboliści z drużyny gospodarzy pozostali nietknięci…

20 lat temu, autor tego artykułu w pewien styczniowy dzień jeździł na nartach w miejscowości Kawgałowo pod Sankt-Petersburgiem. Ludzi było do licha i trochę. Odjechałem więc od trasy biegowej, przeciąłem mały sosnowy lasek i wyszedłem na połogie zbocze wiodące do jeziora. Odepchnąwszy się kijkami pomknąłem w dół i omal nie werżnąłem się w wysokiego staruszka stojącego na trasie. On stał i patrzył gdzieś w górę, wiec nie zauważył mojego zbliżenia się. Spojrzałem w kierunku jego wzroku, ale nie zauważyłem niczego interesującego.


Lepiej o tym nie mówić…


- Dzień dobry! Na co pan tak intensywnie patrzy? – zapytałem.
- A oto jaka dziwna sztuka… – powiedział staruszek i wskazał długim kijkiem w stronę lasu, z którego właśnie wyjechałem. Spojrzałem i zobaczyłem nad drzewami nieduży ciemny przedmiot, podobny do talerza, zwrócony brzegiem do nas. Wisiał on dokładnie nad tym miejscem, gdzie znajdował się tor narciarski.
- Takie coś widziałem w Sapporo, w 1972 roku, w czasie znanej sztafety, kiedy to odznaczył się Sława Wiedienin – powiedział dziadek – byłem wtedy w składzie radzieckiej delegacji i pełniłem znaczącą funkcję w zapewnieniu bezpieczeństwa naszej reprezentacji.
- I rzeczywiście widział pan latający „talerz”?
- Stałem wtedy na mecie wraz z innymi towarzyszami. Patrzyłem na lasek, z którego powinni pokazać się zawodnicy. Wiedziałem, że nasi biegną na drugim miejscu i przegrywają z Norwegami niemal o minutę. Było ciekawie. I naraz patrzę, z lasu wypada narciarz w białym kombinezonie – nasz! Sławka! Norweg zostaje w tyle. I wtedy to właśnie ujrzałem TEN przedmiot – nad lasem, gdzie znajdowała się narciarska trasa. Kropka w kropkę jak właśnie TO. Nie tylko ja, ale i inni też TO zauważyli. Żal, bo nie miałem czym tego sfotografować. I nikt inny też. To był ostatni dzień Igrzysk i korespondentów jakby wywiało. Zapewne poszli wydawać tą walutę, która im jeszcze pozostała. A potem, kiedy Sława finiszował, wszyscy pognali mu gratulować i o tym „talerzyku” zapomnieli…
- A potem pan nikomu o tym nie opowiadał?
- A po co? A kto to wziął na serio? Od razu wyśmiali. A naczalstwo też krzywo patrzyło na coś takiego: co to wy towarzyszu, niedobrze się czujecie? A potem mi powiedzieli, że lepiej milczeć na ten temat. No i zamilkłem…


Wyścig


Nie wiem, czy nieznany mi rozmówca powiedział mi prawdę, ale powszechnie znanym jest fakt, że męska sztafeta 4 x 10 km stała się upiększeniem ZIO ’72, które miały miejsce w japońskim mieście Sapporo. Na ten wyścig najbardziej liczące się w tym sporcie potęgi: ZSRR, Norwegia i Szwajcaria wystawiły swe najlepsze drużyny. Szanse były mniej więcej równe, ale u bukmacherów Norwedzy byli notowani nieco wyżej.

Na pierwszej zmianie w naszej drużynie biegł Władimir Woronkow. Przed nim stało zadanie: nie zostać w tyle – i to mu się udało, ustępując Norwegom i Szwajcarom tylko parę dziesiątych sekund. Na drugiej zmianie był Jurij Skobow. On przegonił Szweda Oslunda, a potem Norwega Tjuldoma. Wydawałoby się, że teraz ekipa radziecka ma zwycięstwo w kieszeni, wszak na trzeciej zmianie pobiegł Fiedor Siemaszow – srebrny medalista olimpijski w biegach na 15 km, a zamykać sztafetę powinien był Wiaczesław Wiedienin – mistrz olimpijski na dystansie 30 km.

Co się stało z Siemaszowem? Tego nikt nie zrozumiał. Wystartowawszy jako pierwszy, Fiedor na środku dystansu, na piątym kilometrze przegrał z Norwegiem Formo o 21 sekund i ta strata powiększała się z każdym kilometrem, a pod koniec zmiany wzrosła do minuty! Odzyskać ten czas na takim dystansie było wprost niemożliwym. Nasi trenerzy prosili Wiedenina o utrzymanie choćby srebra. Ale sam Wiaczesław postawił sobie drugie zadanie.


„Podstęp wojenny”


Przeciwnikiem Wiedenina na ostatniej zmianie sztafety był Johs Harviken i Wiedienin zastosował psychologiczny trick. Na początku podszedł do niego i pogratulował mu zwycięstwa, jakby pogodził się z jego nieuniknioną koniecznością. To nieco zdekoncentrowało Norwega. A potem Wiedienin wziął smar niebieski „Sfinks”, który tego dnia nie powinien był działać i zrobił przedstawienie, jakby smarował nim narty. W rzeczywistości wodził po nartach palcem, a pojemnik ze smarem trzymał w pewnej odległości od powierzchni nart. Norwedzy zauważyli manipulacje Wiedienina i nerwy im puściły: oni także posmarowali narty niebieskim „Sfinksem”. W rezultacie tego, dzięki temu podstępowi Wiedienin zyskał 12 sekund już na samym starcie.

A potem stał się prawdziwy cud. Wiedienin systematycznie i metodycznie odzyskiwał na Norwegu sekundę po sekundzie. Przeżywał nieprawdopodobny duchowe wzmocnienie, pełna władzę nad swoim ciałem, nartami, podbiegami i zjazdami – i wreszcie nad rywalami. I na 800 m przed metą Wiaczesław zrównał się z Norwegiem.

A potem on wykorzystał jeszcze jeden podstęp wojenny: „zakołysał” Norwega na narcie. Oparł się na narcie i zamarkował upadek. No a kto chciałby, by ktoś na niego upadł? Norweg się zatrzymał, a Wiedienin wyrwał do przodu, zaś Norweg wytrącony z rytmu zdążył jeszcze przewrócić się na 30 m przed metą zaplątawszy się w swe narty…


Po finiszu…


Potem Wiedienin przyznał się do tego, że na całym dystansie jego głowa ostro i jasno, co pozwalało mu podejmować jasne i logiczne decyzje, zaś na finiszu on się niemal wyłączył. Potem ocknął się już po finiszu i zapytał kolegów z drużyny, czy rzeczywiście wygrał. Wiedienin przebiegł część dystansu nie wedle ludzkich możliwości bo to, co on zrobił zakrawa na autentyczny cud. No bo jeszcze nikomu ani przedtem, ani potem – nie udało się odrobić straty minuty i wygrać w wyścigu na 10 km. Jak to mogło się stać? Oczywiście sporą rolę odegrał tutaj ludzki czynnik: i moralno-wojownicze właściwości charakteru Wiedienina i sportowa zaciętość, a także to, że startował on w swej szczytowej formie psychofizycznej, a do tego psychologiczna chwiejność charakteru przeciwnika, i „podstęp wojenny” i mistrzostwo, i wreszcie umiejętność rozłożenia sił na dystansie…

Ale co z tego, że nad trasą wisiał „talerz”? Czy nie było z jego strony jakiegoś wpływu na Simaszowa, który w tym dniu był jakoś niepodobny do siebie i faktycznie zawalił swoją zmianę, a potem na Wiedienina, który na odwrót – doskonale pobiegł. Czy w czasie tego wyścigu nie przeprowadzono jakiegoś eksperymentu z wpływem na stan fizyczny człowieka. A gdyby przyjąć taką fantastyczną hipotezę za pewnik, to wszystkie te cuda tych zawodów znajdą swoje wyjaśnienie.


Piloci UFO też kibicują


W rzeczywistości pojawianie się UFO nad stadionami to nie jest jakaś rzadkość. Najwidoczniej ich załoganci interesują się ludzką działalnością, w sytuacjach bliskich ekstremalnym, kiedy występuje ogromne fizyczne i psychiczne napięcie organizmu, który włącza wszystkie wewnętrzne rezerwy. A być może, Ufonauci po prostu interesują się zawodami sportowymi, podobnie jak tysiące Ziemian przychodzących na stadiony kibicować ulubionym drużynom?


Sterowiec czy UFO?


Najbardziej znanym jest przypadek pojawienia się UFO w czasie ceremonii otwarcia XXX IO 2012 w Londynie. Słabo świecący obiekt powoli przepłynął nad londyńskim stadionem w kulminacyjnym momencie, kiedy to z helikoptera wyskoczyli spadochroniarze w ubiorach Jamesa Bonda i królowej angielskiej, a następnie zaczął się pokaz sztucznych ogni. NOL został zauważony przez wielu widzów i uczestników ceremonii otwarcia, których filmiki ukazały się na YouTube.

Te obrazy wywołały ostre polemiki w Internecie: czy rzeczywiście na Olimpiadę przybyli nasi Bracia w Rozumie, czy to zjawisko może być objaśnione zupełnie normalnymi, ziemskimi, banalnymi przyczynami? Myślący zdroworozsądkowo ludzie zakładają, że na wideo widzimy tylko jeden z reklamowych sterowców Goodyeara, z których prowadzona była transmisja TV z ceremonii otwarcia IO. Bardziej radykalna hipoteza o tym, że była to robota jakiegoś gracza, który zorientował się, że jedna z firm bukmacherskich dawała 1000 : 1 za to, że na ceremonię otwarcia IO przybędą Przybysze. Ale znany angielski ufolog Nick Pope zapowiadał, że z całą pewnością UFO przybędzie na Olimpiadę, bowiem nie przepuszczają Oni żadnego wydarzenia o planetarnym znaczeniu.

Tak właśnie jest od dawien dawna. UFO pojawia się nad stadionami jeszcze od czasów antycznych IO. I tak np. starogrecki filozof Anaksagoras (V w. p.n.e.) wspomina w swoich pracach o świetlistym obiekcie o rozmiarach dużego bierwiona, który zawisł nad stadionem Olimpii w czasie zawodów pankrationu. (Dyscyplina sportowa będąca połączeniem boksu i zapasów – przyp. aut.) Arystoteles pisał o „płonących tarczach” których trójkątna formacja przepłynęła na niebie w czasie jednych z zawodów CVII Olimpiady (352 r. n.e.), a potem naraz znikły świecąc błyskawicami.

I w nasze dni UFO nierzadko zawisają nad stadionami w Czasie różnych zawodów, przy czym, szczególnie zainteresowane są meczami piłki nożnej. Obszerne informacje i tych wizytach można znaleźć w Internecie.


Moje 3 grosze


Właściwie nie ma się co dziwić temu, że ziemski sport mógłby interesować Obcych.  W końcu jest to jedna z dziedzin naszego życia i jako taka podpada pod Ich zainteresowania, jak każda inna. Uważam jednak, że trzeba spojrzeć na ten problem nieco inaczej. Otóż w jednej z moich prac – „UFO i Czas” (Tolkmicko 2011) założyłem, że mamy do czynienia nie z Przybyszami z Kosmosu, ale z naszymi dalekimi, zdegenerowanymi, skarlałymi Potomkami, którzy są ofiarami własnego sukcesu technologicznego. Tym można wytłumaczyć Ich zainteresowanie m.in. sportem. Dlaczego? – to wyłożyłem to w mojej pracy i nie będę się powtarzał. Natomiast pragnę zwrócić uwagę Czytelnika na jedną rzecz, a mianowicie – z tego wynika, że nasi Potomkowie najprawdopodobniej będą dążyć do odnowy rodzaju ludzkiego i powrotu do dawnej postaci. Do tego potrzebny jest materiał genetyczny, który pobierają z ciał ludzi współczesnych. Stąd te wszystkie porwania i nocne wizyty. Stąd mity o Lilith i innych istotach w rodzaju inkubów i sukubów. To wszystko ma na celu zgromadzenie materiału genetycznego, z którego następnie wyselekcjonuje się najlepszy, a który będzie podstawą do planu odnowy. Ale to już inna ballada…


Tekst i ilustracja – „Tajny XX wieka” nr 5/2014, ss. 30-31

Przekład z j. rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©