Powered By Blogger

wtorek, 4 sierpnia 2015

Gdzie się podziały dwie godziny?



Jelena I. Buchariewa (Moskwa)


To dziwne zdarzenie miało miejsce na początku czerwca 1980 roku. My, studenci pierwszego roku Moskiewskiego Instytutu Ekonomiki i Matematyki, po pomyślnym zaliczeniu sesji egzaminacyjnej (a tego roku w związku z Olimpiadą zdawało się jak najszybciej) pojechaliśmy na wycieczkę na kilka dni do miejsca nieopodal Prioksko-Terrasnego Rezerwatu Przyrody.

Rezerwat położony jest na lewym brzegu Oki, w Sierpuchowskim Rejonie Moskiewskiej Obłasti. Dostaliśmy się tam rzecznym tramwajem, wysiedliśmy z niego na jakiejś małej, odległej przystani. Już nie pomnę jej nazwy. Przystań ta znajdowała się daleko od zamieszkałych miejsc. Dalej szliśmy jakieś 5-6 km w dół Oki.

Rozlokowaliśmy się na brzegu rzeki. Las, świeża trawka, ptaszki, pszczółki, motylki. Dookoła żywej duszy, tylko nasza grupa – dwanaścioro ludzi. czas spędziliśmy cudownie: śpiewaliśmy pod gitarę, siedząc przy ognisku, piliśmy herbatkę z dymkiem, piekliśmy ryby tu złapane. Cztery dni przeleciały szybko.
Zdecydowaliśmy się powrócić piątego dnia po obiedzie. Dodam, że w tej głuszy tramwaj wodny kursował tylko dwukrotnie na dzień: rano i wieczorem. No i fajnie.

Aha, i jeszcze jedno: u dwóch chłopaków stanęły mechaniczne zegarki, ale to taki drobiazg, którym się nikt nie przejmował. Może zapomnieli je nakręcić, a może stanęły od uderzenia – przecież biegaliśmy, graliśmy w piłkę, itd.
I tak studenci nakręciwszy zegarki ruszyli ku przystani.

Według ich zegarków była mniej więcej godzina 16. Szłam i patrzyłam na niebo i słońce i było mi smutno.
- To dziwne, wczoraj o tej porze słońce znajdowało się wyraźnie wyżej, niż dzisiaj – powiedziałam do przyjaciela. Ten się zgodził.

Czekaliśmy cierpliwie na przybycie tramwaju wodnego. Upłynęło 10, 20 i 30 minut, a jego nie było. I robiło się już ciemno. Naraz pojawił się jakiś człowiek pędzący przed sobą krowę.
- Nie wie pan, dlaczego nie ma tramwaju wodnego? – zapytaliśmy go.
- Słuchajcie dzieciaki, spóźniliście się, on już odpłynął - odpowiedział on.
- Jak to odpłynął? Przecież jest dopiero szósta, a my tu czekamy jakieś 40 minut!
- Jaka szósta? Spójrzcie na niebo, studenci! Słońce jest już całkiem nisko. Jest już ósma. Gonię krowę do obory z pastwiska.

Wszyscy popatrzyliśmy na zegarki. Wszystkie wskazywały ten sam czas – godzinę 18:00. Wprawdzie dwa zegarki zostały ustawione według wskazań pozostałych, ale przecież grupa duża, zegarki mieli wszyscy. Męczyło nas jedno pytanie: gdzie nam przepadły dwie godziny???

Cóż było robić? Powróciliśmy na poprzednie miejsce. Nastrój był niezbyt wesoły. Martwiliśmy się tym, że nasi rodzice pewnikiem wpadli w panikę i zaczynają nas szukać. Następnego dnia już bez przygód dotarliśmy do Moskwy.

Minęło wiele lat, i do dziś dnia męczy mnie pytanie: jak to się stało, że u nas wszystkich zegarki cofnęły się o dwie godziny? Gdzie się podziały dwie godziny?


Komentarze z KKK


Nie dalej jak 10 godzin temu wgapiałem się w przegapiony ongiś odcinek Bliskich Spotkań na jednym z kanałów Discovery i, jak się zapewne domyślasz, gwoli przydługiego wstępu, zaszła tego typu synchroniczność, jakiej w tylko Lem by się dopuścił, tudzież reszta wspaniałej Piątki powieściopisarzy fantastyki naukowej.
Otóż fragment jednego odcinka traktował o relacji z CE II pewnego policjanta z USA, który śledząc nocą BOLa (i podejrzewając początkowo, że to jest samolot przemytników), miał niezwykłą przygodę. Ścigał z dużą prędkością nocne światło, aż w końcu okazało się, że to nie jest samolot - po pewnym czasie ów BOL zachował się wręcz nader niezwykle - zawrócił i niespodziewanie staranował samochód oficera. Ten z kolei, zanim stracił świadomość, usłyszał podczas tego manewru bzyczenie.
Co ważne, gdy się obudził, miał zbitą przednią szybę radiowozu, obrażenia głowy i missing time. Oczywiście z początku nie był to brakujący czas, ale zwykły szok fizyczny wywołany wstrząsem uderzenia głową o kierownicę, jednak po chwili natura zdarzenia przybrała głębszy wymiar - zarówno jego mechaniczny zegarek naręczny, jak i zegar w aucie, były spóźnione o 14 minut względem informacji nadanej przez radio przez dyspozytora tuż po zgłoszeniu przez niego zajścia. Oba zegary doznały tego samego przesunięcia/zatrzymania.

Trochę z innej beczki - kiedy jako młodziak kupiłem wideo o tytule Ufo - pojazdy spoza czasu, z góry założyłem, że starają się zrobić na oglądającym wrażenie i będą podciągać fakty do teorii. Po obejrzeniu całości zwróciłem się ku sobie i swoim przemyśleniom, nie wydając już żadnej opinii. Z biegiem lat, wraz z poszerzeniem i tak nikłej u ludzi wiedzy o wymiarach, korelacjach, budowie rzeczywistości itp., jestem w stanie uznać, że te pojazdy wykorzystują technologię ponad-czterowymiarową. Zgodnie ze spojrzeniem na teorię strun i multiversum zaprezentowanym przez Roberta Bryantona w swoim projekcie Imaginingthetenthdimension, żyjemy tak naprawdę w pięciu wymiarach: trzech przestrzennych w ramach naszego biologizmu, czwartego - również przestrzennego, ale o wyższym stopniu swobody względem poprzednich trzech, który jest odbierany jako czas, i wreszcie w piątym jako sferze probabilistycznej, gnieżdżącej wszelkie alternatywy niższego rzędu, np. naszego życia/śmierci. W dodatku jesteśmy osadzeni w przestrzeni sześciowymiarowej alternatyw wykraczających poza powyżej wymienione, a następnie w siedmiowymiarowej - struktury różnych alternatyw całego naszego wszechświata. Nie wiem, z racji niewiedzy, w którym wymiarze można podróżować, by wywoływać wpływ na strukturę czasu, ale jest to raczej na pewno któryś z wyższy z racji wyższego stopnia swobody (podobnie wyższym stopniem swobody dla żaby chcącej zmienić staw jest grobla lub pas ziemi oddzielający akweny).

Nasza rzeczywistość jest bardziej tajemnicza, niż nam się wydaje. Zarówno bardziej skomplikowana, jak i bardziej podatna na technologiczne wpływy, a na to byśmy nie wpadli jeszcze przez dziesiątki albo i setki lat pewnie, gdyby nie same zwiastuny tych cudów - nasi przyjaciele w poznaniu - nole. (SMOK OGNIOTRWAŁY)


Osobiście jestem zdania, że nasi przyjaciele z Rosji mogli mieć po prostu CE3 a nawet CE4 z jakimś NOL-em, poczym pamięć tego spotkania zatarto w ich psychice. Takich CE było wiele, więc jest to po prostu jedno spotkanie więcej. By to udowodnić wystarczyłoby poddać świadka regresji hipnotycznej. Tak swoją drogą to byłoby to Bliskie Spotkanie VI Rodzaju - wszak jego uczestnikom z naszej strony wymazano pamięć, ergo ponieśli uszczerbek na zdrowiu - przynajmniej psychicznym, bo fizycznie byli OK. (Daniel Laskowski)


Źródło – „Tajny XX wieka” nr 6/2015, s. 25

Przekład z j. rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©