Powered By Blogger

sobota, 9 lipca 2016

UFO nad Strażnicą PW





Walentin W. Krużalin (Moskwa)


Na początku 1991 roku służyłem w Pogranicznych Wojskach KGB w Estonii. Nasza strażnica stała na samym brzegu Morza Bałtyckiego w małym miasteczku Kjardla/Kärdla na wyspie Hiumaa. Załoga strażnicy składała się z 30 żołnierzy, z których większość tego ranka była w służbie. Wolni od służby żołnierze zajmowali się swoimi sprawami. Ktoś stał przed strażnicą, a ja miałem już wolne i naraz tą idyllę przerwał dyżurny operacyjny strażnicy.
- Mamy cel w powietrzu! – gromko oznajmił on – mamy meldunek z POWT, element zaobserwował UFO! 

POWT to Punkt Obserwacji Wzrokowo-Technicznej gdzie znajdowała się silna lorneta, która z powodu swej wagi i rozmiarów stała na mocnym statywie. Silna optyka pozwalała obserwować na wiele kilometrów, chociaż obserwacje przestrzeni powietrznej nie należały do naszych obowiązków. Brzegowy pas ciągnący się na dziesiątki kilometrów – to było „gospodarstwo” strażnicy i za niego odpowiadaliśmy głową. Ale nie patrząc na to, cele czy to w powietrzu czy to na morzu, mieliśmy obowiązek je „prowadzić”. I też tak było i tym razem. Przekazaliśmy współrzędne celu komu trzeba i czekaliśmy na rozkaz „strażnica pod broń!” – a tutaj nic… 

Interesujące było i to, że na strażnicy mieliśmy stację radiolokacyjną, ale na ekranach radarów nie było niczego. Rozjaśnienie ekranów minimalne. Na morzu ani stateczku, ani łódki. Czyściutko. Cisza i spokój. Tym niemniej UFO było widoczne gołym okiem. Wielu z nas widziało je wychodząc na brzeg morza. 



Byłem ciekawy, co to był za obiekt i poszedłem do POWT.
- To jakaś bzdura – powiedział żołnierz wskazując w stronę wschodzącego słońca. Ono się jeszcze nie pojawiło, ale niebo już było jasne. Jeszcze kilka minut, i słońce wypełzło zza horyzontu. Gwiazdy już zgasły, ale jedna nie chciała zgasnąć. I nieco ponad linią horyzontu wisiała malinowo-pomarańczowa kula. Skierowałem lornetę na cel i zacząłem ją obserwować.

Jeżeli można by było porównać jego rozmiary wizualne ze średnicą tarczy Księżyca, to może to była ¼ tej średnicy. Kula nieprzejawiana żadnej aktywności. Po prostu wisiał na nieboskłonie, powoli się przemieszczając jak bąbel kisielny. W pamięci odżyły od razu opowieści starych żołnierzy. Według ich słów, UFO nie są wcale rzadkimi gośćmi na Bałtyku… 

Jeszcze w szkółce miałem przyjaciela Nikołaja. Byliśmy razem z jednego poboru. Przed samym rozesłaniem nas do jednostek, wysłali nas na staż na strażnicę na parę tygodni. A kiedy staż się skończył, Nikołaj podzielił się z nami jednym wydarzeniem. 

Wysłali go wraz z obsługą reflektorów. Pojechali na stanowisko. Posłali promień światła na morze, na ochranianym odcinku. A tutaj naraz, na ciemnym niebie jakieś 10 m nad nimi, zmaterializował się Latający Spodek. Ze słów Nikołaja wynikało, że nie była wielka – jakieś 4-5 m średnicy i w kolorze ciemnoszarym.
- Otworzyliśmy gęby ze zdumienia, oczami łypiemy. Co to za cudo? – opowiadał Nikołaj. – A ono promieniem świetlnym ze spodu nas oświetliło. Promień miał kolor zielony. Wtedy starszy służbą się ocknął. „Dawajcie” – powiada – „my ją naszym promieniem łupniemy”. 
Kiedy reflektor wycelowaliśmy w górę i promień z niego uderzył w spód „spodka”. I tak sobie świeciliśmy jedno do drugiego przez parę sekund, póki „spodek” nie zgasł. Zgasił swój zielony promień i odleciał jak kula, bezdźwięcznie, i już go nie było. 
Potem z Kolki się nabijaliśmy.
- Zielony promień zaszkodził tobie, Nikołaj, jesteś mutantem.
Tylko Kolka nie śmiał się, tylko czerwieniał. 

Ale powróćmy do strażnicy. Nasz naruszyciel – kula – wciąż błyszczał na nieboskłonie. Rzeczywiste rozmiary tego UFO i jego odległość od nas pozostają zagadką. Żaden POWT nie miał go na swych radarach. Technika była bezsilna. Naszej strażnicy nie poderwaliśmy alarmem. Jak potem mówili, WOPK przejawiły zainteresowanie obiektem. Podobno poderwali dyżurną parę na przechwyt, ale to było blisko lądu i już tego nie widzieliśmy. 

Słońce pokazało się już zza morza, a nasz dziwny naruszyciel granicy znikł za horyzontem. Im niżej się on opuszczał, tym bledszy był jego blask. Po kilku sekundach on znikł, jakby go nigdy nie było. Ale to wcale nie była halucynacja. Przecież my – żołnierze ze strażnicy – widzieliśmy dokładnie to samo, wszyscy naraz. 


Moje 3 grosze


Przekładając ten tekst przypomniałem sobie czasy, w których zbierałem materiały do mojego opracowania „UFO nad granicą” (Kraków 2000). Rozmawiając z żołnierzami naszych Wojsk Ochrony Pogranicza niejednokrotnie słyszałem opowieści o dziwnych zjawiskach obserwowanych przez nich na Bałtyku – już to wzrokowo, już to na radarach. Dlatego ta relacja jest dla mnie wiarygodna, bo ma swe odpowiedniki także i w naszym kraju.

U nas przede wszystkim obserwowane były UFO w rodzaju BOL – kul światła w kolorach czerwonych, czerwono-pomarańczowych i pomarańczowych przemieszczających się nad wodami Bałtyku. Niekiedy wylatujących z nich lub wpadających w jego głębie. Także i pod tym względem relacja ta nie różni się od innych. A już szczególnie ciekawym był incydent zatytułowany „Parada lotnicza nad Dziwnowem” z nocy 24.VI.1983 roku, którą podziwiali żołnierze z Brygady Deasantowo-Szturmowej i Strażnicy WOP Dziwnów, co opisałem m.in. w miesięczniku „Granica” w 1984 roku.

A zatem czuwajmy w letnie noce na bałtyckich plażach…  


Tekst i ilustracja – „Tajny XX wieka” nr 39/2015, s. 24
Przekład z j. rosyjskiego - ©Robert K. Leśniakiewicz