Powered By Blogger

piątek, 26 października 2018

Dinozaury, których być nie może!




Valdis Pejpiņš


Nie jest wykluczone, że zaobserwowane w naszych czasach dinozaury okazują się być przybyszami z równoległych światów. Do takiego wniosku doszli badacze z Uniwersytetu Kalifornia i Uniwersytetu Griffitha w Australii.

Przywykliśmy do tego, że informacje o żyjących w naszych czasach dinozaurach zwłaszcza napływają z Afryki. Nieprzypadkowo takie kryptydy z Czarnego Kontynentu jak mokele-mbembe i chiepekwe są doskonale znale miłośnikom Nieznanego. Ale okazuje się, że wieści o pojawieniach się współczesnych dinozaurów czasami mają inny adres, a jest to szczególnie Ameryka Południowa. Przecież tam także jest niemało miejsc, gdzie ogromne gady mogą zamieszkiwać nie obawiając się tego, że je będą niepokoili ludzie, np. basen największej rzeki świata – Amazonki.


Superwielki żółw?


Wieści o pojawieniu się w Ameryce Południowej dinozaurów-kryptyd, pojawiły się jeszcze w XIX wieku. W 1883 roku, w najstarszym amerykańskim czasopiśmie naukowym „Scientific American” został opublikowany niewielki artykuł pt. „Boliwijski jaszczur”. W nim jakiś brazylijski minister przekonywał, że w rejonie boliwijskiej rzeki Rio Bení (1) zostało upolowane dziwne zwierzę o ogromnych rozmiarach. W artykule stało, że:

Brazylijski minister wysłał z La Paz (stolica Boliwii) do Rio de Janeiro ministrowi spraw zagranicznych zdjęcia rysunków wyobrażające zwierzę ustrzelonego nad Rio Bení po oddaniu doń 36 strzałów. Na polecenie prezydenta Boliwii wysuszone ciało zwierzęcia, które znajdowało się w Asunción (Paragwaj), zostało wysłane do La Paz.

Potwór mierzył 12 m od czubka pyska do końca ogona. Jego głowa podobna była do psiej, łapy były krótkie i z pazurami. Na łapach i ogonie było coś w rodzaju bardzo twardej i trwałej skóry, jak pancerz, zaś na grzbiecie było jeszcze bardziej odporne opancerzenie idące od szyi do ogona. Szyja zwierzęcia była długa a łapy takie krótkie, że brzuch dotykał ziemi.

Opisano zgodnie, że przypominało to zwierzę żółwia, ale takie duże żółwie istniały w czasach prehistorycznych i nie sięgały jego rozmiarów. Do opisu pasowałby pradawny jaszczur parejazaur[1], ale on maksymalnie dorastał do 4 m. Nie wiadomo też, gdzie przepadły zdjęcia, rysunki i ciało zwierzęcia…



Strzelanina na Solimõesie


Ciekawą przygodę przeżył niemiecki podróżnik Franz Herman Schmidt, jego pomocnik kpt. Rudolf Pfleng i towarzyszący im indiańscy przewodnicy na rzece Solimões, jak nazywano wtedy odcinek Amazonki od ujścia do niej Ucayali i Marañón do ujścia Rio Negro (2), w październiku 1907 roku. Przybywszy do tego odcinka rzeki, znalazł on tam dziwny gatunek węży wodnych, aligatorów i śladów obecności innych zwierząt. Natomiast w błocie na brzegach pełno było śladów jakiegoś nieznanego grubego zwierza. Indianie na widok tych śladów przerazili się i zaczęli prosić Niemców by opuścili niebezpieczne miejsce, ale ci wbrew temu postanowili tam zanocować.

Nazajutrz rankiem, koło obozowiska znaleziono zupełnie świeże ślady tego ogromnego zwierzęcia. Pfleng oświadczył, że chciałby wiedzieć, dokąd wiodą te tropy. Jednakże już niczego nie zdołał przedsięwziąć, naraz w zaroślach rozwrzeszczały się małpy i ptaki, a potem stamtąd zaczęło się przedzierać przez nie cos wielkiego i ciemnego. Przerażeni Indianie wraz z niemniej przerażonymi Niemcami wskoczyli do łodzi i odbili od brzegu. Szybko oddalili się na 30 m od plaży. Tymczasem w zaroślach buchtowało coś ogromnego, trzeszczała ścioła i łamały się gałęzie, słychać było głośne kroki po wodzie, a krzyczące małpy rozbiegły się w różne strony. Po 10 minutach wszystko się uspokoiło.

I naraz, wśród tej ciszy, z zarośli wyszedł przerażający potwór. Jego głowa kiwała się na wysokości 3 m i rozmiarami przypominała beczkę, ale kształtem przypominała łeb tapira. Oczka były malutkie i ze źrenicami jak u aligatora. Chociaż stwór był upaćkany błotem, to podróżnikom udało się dostrzec grubą szyję przypominającą gadzią, ale łuskowatą jak u krokodyla. Stworzenie to ich nie dostrzegło, chociaż znajdowało się w odległości 40-45 m od nich. Badacze widzieli przednią część ciała, która miała nieco mniej niż 3 m wysokości w kłębie. Zamiast przednich łap stwór miał jakieś płetwy z pazurami (jak foka).

Obejrzawszy sobie potwora, Niemcy postanowili go ustrzelić i otworzyli ogień ze swych strzelb. I chociaż zainkasował on co najmniej siedem kul, zwierz był tylko lekko ranny i z szumem znikł pod wodą. Wydawałoby się, że strzelanina mu nie zaszkodziła, a tylko przestraszyła swoim hałasem. Zanim stwór znikł pod wodą, Schmidt zdążył zobaczyć, że ma on krótki, węzełkowaty ogonek. Długość stworzenia sięgała 10,6 m, z czego 3,6 m przypadało na szyję i łeb. Obaj Niemcy jeszcze dwukrotnie wystrzelili do stworzenia, kiedy wynurzało się, by zaczerpnąć powietrza zanim odpłynęło. Nie widzieli żadnych śladów krwi w wodzie, a sam dinozaur nie wyglądał na rannego.

Trudno powiedzieć, co ci podróżnicy widzieli w Amazonce. Sądząc po rozmiarach i płetwowatych łapach z pazurami, na pewno nie był to diplodok ani brontozaur.[2] Ktoś stwierdził, że był to Spinosaurus, chociaż Niemcy nie widzieli żadnego grzebienia na jego grzbiecie.


Aż do naszych czasów…


Informacje o spotkaniach z dinozaurami napływały z Ameryki Południowej i później, aż do naszych czasów. W dziennikach znanego brytyjskiego podróżnika ppłk. Percivala (Percy) Harrisona Fawcetta znalazły się relacje o tym, że Indianie i miejscowi mieszkańcy górnej Amazonki (3) opowiadali mu o zamieszkujących nieprzebyte bagna ogromnych gadach, sądząc z opisu, zupełnie podobnych do brontozaurów. W 1931 roku badacz Harald Vestin twierdził, że miał szczęście widzieć 6-metrowej długości wężokształtne gady w okolicy Rio Marmoré (4) w Brazylii.

Już po II Wojnie Światowej, badacz Leonard Clark podróżując po Brazylii, słyszał od Indian o wielkich zwierzętach z długimi szyjami, które żywią się roślinami. W 1975 roku pewien szwajcarski biznesmen pływał na Amazonce w towarzystwie miejscowego przewodnika Sebastiana Bastosa. Przewodnik opowiadał Europejczykowi o ogromnych długoszyich zwierzętach, które od dawna są znane Indianom i które kryją się w głębokich odcinkach rzek. Bastos twierdził także, iż kiedyś także spotkał się z takim potworem płynąc łódką i zwierz w gniewie złamał mu łódkę jak zapałkę. I wreszcie w 1995 roku, grupa studentów geologicznego fakultetu zaobserwowała na rzece Rio Paraguaçu (5) w okolicy góry Mt. Sinkura (Brazylia) dwa stworzenia z niezwykle długimi szyjami. Ich długość była nie mniejsza niż 9 m.

Najświeższe obserwacje poczyniono w lipcu 2004 roku, i to nie w dżunglach, ale na słynnej ze swych pejzaży pustyni Atacama w Chile (6). Pewien wojskowy, niejaki Erenan Cuevas wraz z żoną, dwojgiem małych dzieci i swoimi znajomymi jechał samochodem, kiedy naraz zauważył przed sobą dwa dwunożne jaszczury szarego koloru. Nie patrząc na szybko zbliżający się wieczór i zapadające ciemności, Cuevas dokładnie obejrzał sobie tajemnicze stwory. Skóra ich była gładka, bez włosów czy piór, a wzrost przekraczał 2 m.

Chilijski wojskowy opisywał potem te zwierzęta jako dwunożne dinozaury z nadzwyczaj dużymi biodrami. Jaszczury szybko przeszły przez drogę przed hamującym samochodem i skrył je mrok. Wszyscy pasażerowie oniemieli z szoku i zdumienia, potem wyszli z auta i zobaczyli trójpalczaste ślady na ziemi.
W tym samym miejscu, w tym samym rejonie i na tej samej drodze, przybyszów z Mezozoiku zaobserwowała rodzina Abett de la Torre-Diazów.  Oni znów widzieli dwa dwumetrowe jaszczury, podobne do wielkich kangurów. Niezwykłe te stworzenia przeskoczyły ponad ich samochodem, po czym – nie wiadomo skąd – pojawiły się dwa następne jaszczury, które także uciekły. Przerażeni świadkowie zdołali zapamiętać jedynie ich ostre zęby. Potem rodzina Diazów obejrzała książkę o dinozaurach i stwierdziła, że widziane przez nich jaszczury były podobne do dinozaurów z rodziny Dromeozaurów.[3]

Relacje o dinozaurach zainspirowały w 2009 roku wydawców amerykańskiego codziennego programu „Destinantion Truth” (specjalizującego się w problematyce kryptozoologii i mającego bardzo wysoką oglądalność), do wysłania swego polowego dochodzeniowca z grupą rodzinną na Atacamę. Amerykański dochodzeniowiec stwierdził, że dwunogie gady były tam widziane jeszcze przez kilku ludzi i że wśród miejscowych powstała nazwa dla nich – „potwór z Ariki” – a to dlatego, że stworzenia te dziwnie trzymają się drogi pomiędzy miejscowościami Arica i Icice. Wszystkie obserwacje jaszczurów z „głowami jak u psa” rozpoczęły się jeszcze w latach 80-tych i wszystkie poczyniono na tym odcinku drogi.  Ciekawym szczegółem jest i to, że pojawieniu się tych potworów towarzyszy pojawiający się znikąd obłok pyłu.

Na zakończenie powiem, że pustynia Atacama znana jest z wielkiej ilości manifestacji ufozjawisk. Niedawno magazyn „Forbes” opisał ją jako jedno z najlepszych miejsc do „polowania” na UFO. Nie jest wykluczone, że „potwory z Ariki” to są zwierzęta z okresu kredowego, a te gadokształtne istoty są przybyszami z innych planet. I nie wiem, czy mam rację czy nie.


Moje 3 grosze


Temat dinozaury (i nie tylko) a UFO rozpracowywałem w moim trzytomowym opracowaniu pt. „UFO i…”, gdzie zasugerowałem, że wszelkie incydenty z udziałem kryptyd mogą być spowodowane przez … porwane przez UFO będące pojazdami chronomocyjnymi ze swego miejsca i czasu zwierzęta – dinozaury, mamuty i inne. Także np. ludzie pierwotni. Co więcej – być może mamy do czynienia nie tylko z istotami żywymi z Przeszłości, ale także z Przyszłości! Ich opisy Czytelnik znajdzie w książkach kryptozoologów, a także w słynnej powieści sir Arthura Conan-Doyle'a "Świat zaginiony" (1912)...

Dotyczy to nie tylko zwierząt, ale także drobnoustrojów, stąd nagłe i niewytłumaczalne epi- i pandemie czy epi- i panzootie, które od czasu do czasu wybuchały na całym świecie i dziesiątkowały ludność Europy...

Powyższe potwierdzają obserwacje dziwnych „pyłowych obłoków” na Atacama, które mogą być spowodowane obecnością UFO. Te pyłowe obłoki są niczym innym, jak ich maskowaniem taktycznym, i znane są także z innych miejscowości, gdzie obserwowane są NOL-e, więc nie ma w tym niczego dziwnego. Tym właśnie można wyjaśnić fenomeny takie, jak Nessie, bestia z Dewonu czy Chupachabra…


Dziwnym jest także ginięcie dowodów na istnienie kryptyd, jakby komuś bardzo zależało na tym, by nie wpadły one w ręce uczonych. To daje do myślenia!

UFO obserwuje się nie tylko na pustyni, ale także w dżunglach Afryki, o czym pisała swego czasu słynna ufolożka Cynthia Hind z Harare (d. Salisbury) w Zimbabwe (d. Rodezja). Dziwne światła w dżungli, tajemnicze obłoki pojawiające się znikąd i rozpływające w niebyt oraz dziwne zwierzęta obserwowane przez krajowców, to wszystko pasuje idealnie do schematu obcej penetracji naszej planety – nawet jeżeli są to czasoloty z odległej Przyszłości i/albo… Przeszłości! Tak, jak opisał do Daniel Laskowski w opowiadaniach pt. „Berenika i wieloryby” - http://daniel-laskowski.blogspot.com/2018/09/opowiadania-wakacyjne-191.html i dalsze oraz  „Daeghtine” - http://daniel-laskowski.blogspot.com/2018/10/opowiadania-wakacyjne-203.html i dalsze. Tego wykluczyć się nie da, że któraś cywilizacja przed naszą też wpadła na ideę chronomocji i ją wykorzystuje dla własnych celów, których możemy się tylko domyślać…                        


Źródło – „Tajny XX wieka” nr 323/2018, ss. 26-27
Przekład z rosyjskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz



[1] Parejazaury żyły w Środkowym i Późnym Permie – 265-252 mln lat temu i wyginęły w czasie epizodu Wielkiego Wymierania Perm/Trias.
[2] Apatozaur.
[3] Popularnie zwane raptorami.