Powered By Blogger

poniedziałek, 5 grudnia 2022

CE3 w Babich Dołach – relacja S. Theau

 

Słynne nazi-UFO w wizji artysty

Jean Sider

 

W kilku artykułach i książkach wspomniałem o ciekawym CE3, które miało miejsce w czasie II Wojny Światowej, a które było udziałem pewnego Francuza. Sam incydent miał miejsce w Polsce – w okolicach Gdyni-Babie Doły zwanych wtedy Gotenhafen-Hexelgrund. Został on opisany na łamach „Sfinksa” nr 7/1991, ss. 25-26. O tym CE3, a właściwie CE-III-A, francuski autor pisze tak:

 

Nieczęsto zdarza się w dzisiejszych czasach znaleźć się twarzą w twarz z ludźmi, którzy twierdzą, że byli świadkami Bliskiego Spotkania Trzeciego Rodzaju – CE3. Jeszcze rzadziej można uzyskać od nich konkretne fakty i rzeczowe opisy.

Wyjątkowym zbiegiem okoliczności miałem szczęście spotkać osobę, która opowiedziała mi o wyjątkowym zdarzeniu, którym teraz podzielę się z Czytelnikami.

Przypadek ten miał miejsce w Gdyni (wtedy Gotenhafen) w dniu 18.VII.1943 roku. W mojej książce „Ultra Top Secret” (Axis Mundi, Paryż, 1989) opowiedziałem szczegółowo tą niecodzienną historię. Przedstawię tutaj obszerne streszczenie, które – mam nadzieję – zadowoli nawet najbardziej wybrednych.

Podczas przeprowadzonego przez „Lumières dans la nuit” (LDLN) sondażu dotyczącego możliwości sprzedaży mojej książki, otrzymałem kartkę od abonenta, który twierdził, że jest ufologiem od… 1943 roku! Tknięty ciekawością myśląc, że mój korespondent się pomylił skontaktowałem się z nim i następnego dnia odwiedziłem go wraz z przyjacielem. Pan S. Theau (to pseudonim) urodził się w 1922 roku. W czasie hitlerowskiej okupacji Francji mieszkał w małej wiosce w Sarthe, kilka kilometrów od Le Mans (Kraj Loary, departament Sarthe). W 1943 roku władze zmobilizowały klasę 42 do pracy przymusowej i STO (po polsku skrót STO fonetycznie odpowiada pseudonimowi S. Theau – uwaga tłum.) znalazł się w obozie w Gdyni, zwanej wtedy Gotenhafen.

Został on przydzielony do jednej z ekip zajmujących się budową schronów bojowych, co mu nie odpowiadało, jako że był z zawodu rzeźnikiem. Dopisało mu szczęście – wkrótce dowiedział się, że pewna rzeźniczka z Exelground – miasteczka położonego niedaleko Gdyni – poszukuje pomocnika. Od komendanta obozu otrzymał pozwolenie na zmianę miejsca pracy.

 

Spotkanie

 

STO mógł przypomnieć sobie dokładną datę tego wydarzenia, bo pamiętał, że miało ono miejsce w pierwszą niedzielę po 14.VII.1943 r., święcie obchodzonym przez Francuzów w obozie. Było to więc w niedzielę, 18.VII.1943 roku . żeby dostać się do Exelgrund (a właściwie Hexelgrund) nasz bohater szedł pieszo wzdłuż wybrzeża. Tego słonecznego popołudnia wchodząc na wydmę zobaczył coś przedziwnego… Na dole wydmy, wciśnięty między trzy pagórki znajdował się dziwny przedmiot, płaski, soczewkowaty, koloru szarego matowego aluminium.

Świadek wydarzenia oglądając przedmiot z góry wydmy nie mógł dokładnie dostrzec jego budowy. Jedna strona dysku była zagłębiona w piasku i jakaś sylwetka ludzka , przykucnięta obok niego usiłowała odkopać rękami piasek, który prawdopodobnie uniemożliwiał jakikolwiek manewr dziwnego statku.

 

Kpt. pil. Hanne Reitsch - najsłynniejsza oblatywaczka Hitlera

Załogantka

 

STO tkwił w bezruchu przekonany, że widzi tajemniczy niemiecki samolot zmuszony do lądowania w czasie lotu doświadczalnego. Nagle postać odwróciła się w stronę świadka, jakby wyczuła jego obecność. Osobnik wyprostował się i STO ze zdumieniem stwierdził, że jest to kobieta… Rzeczywiście miała ona szersze biodra, długie włosy i cały kobiecy urok – także wyraźnie zarysowany biust.

Kobieta-pilot, wedle słów STO – ubrana była w strój ściśle przylegający do ciała, nieznany ówczesnej modzie. Po obejrzeniu filmów „komendanta” Jacquesa Cousteau z wypraw podmorskich, ów strój załogantki STO porównał do skafandrów nurków.

Załogantka była blondynką, jej włosy swobodnie spadały na ramiona. Miała skośne oczy i bardzo jasną cerę. Musiała mieć 175 cm wzrostu i przewyższała go prawie o głowę. Uczyniła ręką znak, żeby podszedł bliżej, co też uczynił. Rzucającym się w oczy elementem stroju był pasek z kwadratową klamrą koloru srebrnego, poza tym nie zauważył nic szczególnego – żadnych ozdób, guzików, kieszeni, emblematów. Wydawało mu się, że na nogach miała „kozaczki” do pół łydki. Zwrócił uwagę na dłonie – długie palce o krótko przyciętych paznokciach. Kobieta odezwała się w nieznanym mu języku, jednakże z jej gestykulacji wywnioskował, by pomógł jej odkopać zasypaną część statku. Przyzwyczajony do wykonywania poleceń bez dyskusji – STO wykonał tę pracę w kilka minut.

 

Statek

 

STO miał nieco czasu na obejrzenie statku. Pojazd nie miał żadnych złącz, nitów, śrub, ani tablic wskazujących na pochodzenie. Miał ok. 6 m średnicy i 2 m wysokości. Wyglądał, jak dwa połączone ze sobą brzegami talerze. Część górna była wyposażona w 4 lub 6 okienek w kształcie kwadratów o zaokrąglonych brzegach. Część dolna stała bezpośrednio na piasku, bez żadnych podpór. Dwa talerze były wyposażone w dwa pierścienie oddzielone ciemną linią. Nie było żadnego otworu wejściowego, luku czy trapu.

 

Odlot

 

Kiedy STO przestał odkopywać piasek, kobieta usiłowała mu jeszcze coś przekazać. Wydawała się być rozdrażniona i wykonywała dziwne gesty – zewnętrzną stroną prawej dłoni dotknęła piersi świadka, a następnie swojej i wskazywała palcem na niebo.

Następnie dała mu znak, żeby się cofnął. Znalazł się więc ponownie na szczycie wydmy. Dzięki temu mógł przez okienko zobaczyć, co się działo wewnątrz statku. Kobieta położyła dłoń na klamrze i wówczas w dolnej części statku zarysowała się płyta, która najpierw się cofnęła a następnie przemieściła się w bok. Kobieta weszła do pojazdu schylając się i płyta wróciła na swe miejsce. Na statku nie pozostał żaden ślad po otworze.

Przez okienko STO widział, jak kobieta weszła do środka na czworakach, przykucnęła pośrodku statku, w którego wnętrzu nie widać było żadnej aparatury. Pojazd zaczął wibrować, a ciemna linia pomiędzy pierścieniami zaczęła błyszczeć zaś pierścienie wirować w przeciwnych kierunkach. Statek uniósł się powoli pionowo, następnie przemieścił się poziomo na północ, przyspieszając tak szybko, że STO oszacował ją na wiele większą od prędkości ówczesnych myśliwców.

 

Świadek

 

STO długo był przekonany, że miał do czynienia z pilotką Luftwaffe – kpt. Hanną Reitsch – słynną pilotką doświadczalną hitlerowskiego lotnictwa, której zdjęcia często znajdowały się na okładkach nazistowskich czasopism. Dopiero pod koniec lat 50., zaczął się zastanawiać, czy nie był przypadkiem świadkiem Bliskiego Spotkania z NOL-em i jego kobietą-pilotem.  (W swej pracy pt. „Inopłanetianie nad Rossijej” Sol Szulman podaje interesujący dla nas fakt, a mianowicie że już w 1942 roku niemiecki inżynier Zimmermann skonstruował „latający dysk”.  Dysk został przetestowany – wznosił się pionowo i osiągał prędkość do 700 km/h, jednakże był on niestabilny w locie. Istnieją dokumenty mówiące, że z początkiem 1943 roku, grupa niemieckich konstruktorów pracowała nad latającym aparatem w kształcie dysku o średnicy 42 m. 17.V.1944 roku aparat wypróbowano i pokazał on swe doskonałe parametry lotu, o czym doniesiono Hitlerowi. Jednakże sytuacja na froncie była zbyt niekorzystna dla hitlerowskich Niemiec i w obawie przed wrogiem zarówno aparat jak i jego plany zostały zniszczone. Sol Szulman powołuje się na artykuł Charlesa Garrosa zamieszczony w magazynie „l’Historie” nr 368/1977.)  

Rozmawiałem z tym człowiekiem ponad dwie godziny i w żadnym momencie nie wydał mi się on mitomanem. To Francuz o bardzo przeciętnym poziomie intelektu, który pracował jako robotnik w fabryce Renault w Le Mans – gdzie obecnie mieszka. Jego opowiadanie było proste i bez jakichkolwiek upiększeń czy wychwalania się. Jego bojaźliwy i nieśmiały charakter uniemożliwiał mu dodawanie sobie – dzięki tej przygodzie – znaczenia wśród znajomych – wręcz przeciwnie – wolał zachować dyskrecję z obawy ośmieszenia siebie i członków swej rodziny. Dzisiaj już posunięty w latach powierzył mi swój sekret, obdarzając mnie swoją przyjaźnią i pozbywając się ciężaru, jaki miał na swoim sercu. Sprawiał wrażenie człowieka uczciwego i nawet jeśli odegrał przede mną komedię, to zmarnował karierę niezrównanego aktora…

 

Budynek Torpedowni zaraz po wojnie - zdjęcie z 1947 roku i...
...w czasach współczesnych


Moje 3 grosze

 

Jedna uwaga, a mianowicie - warto wspomnieć, że w Babich Dołach znajdował się hitlerowski Torpedo und Untersee Waffen Versuchen Anstallt, w którym pracowało się nad torpedami i innymi broniami podwodnymi. Do dziś dnia straszą tam ruiny tzw. torpedowni, w których eksperymentowano nad tą bronią. STO idąc plażą musiał znaleźć się w okolicy tegoż instytutu i poligonu morskiego. Jak wszystkie inne placówki tego rodzaju musiał on być silnie strzeżony, więc jak to się stało, że STO znalazł się tam i nikt go nie zatrzymał? Dziwne.

Poza tym STO mówił, że obiekt ten odleciał na północ, i jeżeli tak, to musiał przelecieć nad Zatoką Pucką i Kosą Helską. Ewentualnie NOL mógł polecieć w kierunku północno-zachodnim na poligon lotniczy SS we Władysławowie (ówczesny Grossendorf), gdzie pracowano nad różnymi pojazdami powietrznymi w rodzaju Haunebu czy V-7. Ale jak na razie nikt nie potwierdził takiej obserwacji w tamtych rejonach.

Pozostała jeszcze jedna możliwość – STO napotkał chrononautkę w pojeździe przemieszczającym się w Czasie. To też jest równie możliwe, jak spotkanie z Kosmitką.

I jeszcze jedno - zauważmy pewien drobiazg – porównajmy zachowanie się tej Obcej z zachowaniem seksualnej partnerki Antonia Villas-Boas. Tak samo dotknęła jego i swej piersi a następnie wskazała na niebo. Ciekawa zbieżność zachowania obu kobiet mająca te same źródło – pochodzenie od jakiejś kosmicznej rasy?

Dziwne to wszystko zważywszy na późniejsze wydarzenia, które rozegrały się w Gdyni w styczniu czy lutym 1959 roku. W odległości ok. 6 km na południe znajduje się gdyński port, w którym rozegrały się tajemnicze wydarzenia związane z domniemaną ufokatastrofą, pozostającą nierozwiązaną zagadką do dziś dnia…

 

Źródło – „EUROUFON News”, nr 2/1991, Bruksela 1991, ss. 15-17

Przekład z francuskiego – ©Bernadetta Pyśk