Powered By Blogger

poniedziałek, 10 kwietnia 2023

Mieszkanie nr 42

 


Wiaczesław G. z Moskwy

 

W tym czasie mieszkałem w Woskriesieńsku a jeździłem pracować do Moskwy pociągiem. Mieszkałem na stancji. Gospodarze mi się podobali – małżeństwo nauczycieli w średnim wieku. Byłem singlem. Mieszkanie skromne, czyste, z czymś niezwykłym.

 

Totalny pech

 

Ale już od pierwszego dnia zaczęły się problemy. Naraz wszystko zaczęło się psuć: wyłączniki, kran, kuchenka gazowa. Krzesło złamało się prawie pode mną. Półka wisząca na ścianie spadła, kiedy byłem w pracy. Potem spadła na mnie firana do firanek, a potem doznałem porażenia prądem elektrycznym przy otwieraniu lodówki… a kiedy przekładałem rzeczy do szafy, to boleśnie zraniłem rękę. Cienka drzazga weszła mi wprost pod paznokieć.

I to wszystko w pierwszym miesiącu! Mieszkanie nr 42… Jakże pamiętam! Tyle kłopotów… Ktoś mógłby powiedzieć, że ja jestem niezdarny albo wprost pechowiec. Żeby tylko! Od dawna wynajmowałem mieszkania – tak już było. I nigdy nie miałem problemów. A tutaj psuło się wszystko po kolei, tak jakby ktoś umyślnie mi szkodził.

Nie jestem przesądny, ale miałem wrażenie, jakby ktoś w tym mieszkaniu mnie nie lubił. Coś mnie stamtąd najwyraźniej wyganiało. I miałem wrażenie, jakby cały czas mnie ktoś obserwował. Tak też bywa: czujesz na sobie czyjeś spojrzenie (jak np. w autobusie) obracasz głowę i widzisz, że na ciebie patrzy jakiś nieznajomy. I tak właśnie było w tym mieszkaniu. Nigdy bym nie pomyślał, że to jest prawdziwe!

 

Kocie „wizje”

 

 Jestem spokojnym człowiekiem, nie zadzierzystym. Ale w pewnym momencie spokój pryska, bowiem zaczynasz rozumieć, że ktoś cię naprawdę obserwuje. A sprawy się miały coraz gorzej i traciłem nad nimi kontrolę. A to kaloryfery nie grzały bez względu na początek sezonu grzewczego, a to drzwi wejściowe się zaklinowały i nie mogłem wejść do domu… No to już nie mógł być przypadek! 

W pokoju znajdowała się serwantka z dużym lustrem. Ono, nie wiedzieć czemu, mnie niepokoiło. Trudno to wyjaśnić. Po prostu patrząc na niego odczuwałem lęk. Gdzieś słyszałem, że zwierciadła są portalami do innego świata, i że „siły nieczyste” przy pomocy zwierciadeł przedostają się do nas. Nie wierzyłem w to, ale starałem się patrzeć w to lustro jak najrzadziej.

W ogóle przeżyłem tam dwa miesiące. Z sąsiadami jakoś nie spotykałem się. Ale zaprzyjaźniłem się ze swoim rówieśnikiem, który mieszkał dwa piętra wyżej. Fajny facet. Pewnego razu przyszło mu pójść na tydzień do szpitala, i on poprosił mnie, bym, doglądał jego kota. Przyniósł kupę kociego jedzenia, ręczników do toalety, itd.

Ja lubię zwierzęta. A kot był szykowny, tłusty. Ale od razu zaczął cudować. Leży, leży a potem wyskakuje i zaczyna syczeć. Patrzy gdzieś w kąt i syczy… on tam kogoś czy coś zobaczył i tak jakby próbował przegonić. Wyglądało to wszystko dziwnie. Zadzxwoniłem do jego właściciela do szpitala i opowiedziałem o kocich „widzeniach”. Paweł zdziwił się i powiedział, że jego kot nigdy czegoś takiego nie robił.

- On jest leniwy, przez całe dnie śpi. Jego w żaden sposób nie zaktywizujesz.

 

Kobieta w zwierciadle

 

Zapytałem, kto mieszkał wcześniej w moim mieszkaniu. Okazało się, że jakaś staruszka. Umarła ona rok temu. Jej syn z żoną to jego dzisiejsi właściciele. On sam niczego w moim mieszkaniu nie słyszał. Ale w rezultacie uciekłem stamtąd po kilku dniach. Pamiętam, że oddałem kota temu facetowi po jego powrocie ze szpitala, zjadłem kolację i poszedłem spać. Ale nie mogłem usnąć. Bezsenność! Wcześniej zasypiałem i spałem jak zabity, ale w tym mieszkaniu całkiem utraciłem sen. Tak więc wziąłem telefon komórkowy i leżąc w ciemnościach czytam wiadomości z pracy, SMS-y od przyjaciół. Odwracam głowę i widzę, że w tym zwierciadle na serwantce coś się świeci. Coś białawego. To coś się ruszało, jakby kołysało się. Było bardzo ciemno, ale ta plama się lekko świeciła.

Przyglądałem się temu i zrozumiałem, że to kobieta. Ona jakby wypływała z głębiny zwierciadła, stawała się bardziej masywną, gęściejszą i naraz zamarła w bezruchu. Na mnie patrzyła twarz staruszki.

Zapaliłem światło. Wydawało mi się, że ze strachu zaparło mi dech. A w lustrze nikogo już nie było.

Złapałem za telefon, ale potem pomyślałem: do kogo zadzwonię i co powiem? Rankiem pojechałem do Moskwy do pracy. Nastroiłem się na wieczorynkę z kolegami, u nich przenocowałem i załatwiłem sobie pieniądze na nowe mieszkanie i przeprowadzkę. Właścicielom mieszkania nr 42 skłamałem, że wyjeżdżam w sprawach służbowych na Ural.

Na nowym miejscu nic mi się dziwnego nie przydarzyło zadecydowałem, że przede wszystkim zmarła staruszka był mi nie rada i chciała mnie wyrzucić. Ona mnie przegoniła. Jak ktoś mi nie wierzy – jego sprawa…

 

Źródło – „Tajny XX wieka”, nr 35/2018, s. 24

Przekład z rosyjskiego - ©R.K.F. Sas – Leśniakiewicz