Powered By Blogger
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bronie masowego rażenia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bronie masowego rażenia. Pokaż wszystkie posty

środa, 5 marca 2025

Znów kalimaa nad Jordanowem

 

Rozprzestrzenianie się pyłów znad Sahary 

Od kilku lat prowadzę wraz z mgr Bednarzem obserwacje meteorologiczne w naszym mieście. Dwóch miesięcy – czyli od 1 stycznia br. zauważyliśmy niepokojący wzrost radioaktywności powietrza, którym tu oddychamy. Nie jest tego dużo, ale budzi zaniepokojenie, bowiem jest to wzrost o 100 a nawet 200% w porównaniu do średniej, która tu wynosi 40-60 nSv/h, tymczasem nasze pomiary w styczniu i lutym dobijały nawet do 170 nSv/h. Nie jest to dużo i nie szkodzi, ale zawsze to zwyżka…

Skąd się to bierze? Mamy dwa źródła naturalne: tło radioaktywne naszej planety i promieniowanie dochodzące do nas z Kosmosu. Trzecim jest smog składający się ze spalonych paliw kopalnych – przede wszystkim węgla kamiennego. Czwartym źródłem jest kalimaa. To wszelkie paskudztwa powstałe w trakcie katastrof nuklearnych w Czarnobylu (ostatnio Rosjanie uderzyli dronem bojowym w tzw. sarkofag i ponoć na szczęście nie doszło do ulotu radioaktywnych gazów), Daiichi-Fukushimie I i II, gdzie gros radioaktywności poszła do Pacyfiku. 

W Regganie w Algierii, skąd wywodzi się radioaktywny obłok kalimaa z Sachary Zachodniej. Tam wszystko się zaczęło. To było miejsce, w którym Francuzi odpalali swe rakiety balistyczne i  kosmiczne, a poza tym zdetonowali cztery ładunki jądrowe. Jeszcze w latach 60. To się nazywało Gerboise – skoczek pustynny. Najpierw to była Gerboise Bleue – 70 kt TNT – a więc 3,5 razy mocniejsza niż ta, która poleciała na Hiroszimę, potem Gerboise Blanche o mocy około 5 kt, następna była Gerboise Rouge, też poniżej 5 kt i na koniec Gerboise Verte o mocy tylko 1 kt… Dwie z nich były odpalone nad żołnierzami w pełnym uzbrojeniu. To było takie francuskie wydanie amerykańskiego eksperymentu Big Smokey… Potem Algieria uzyskała niepodległość i Francuzi przenieśli się stamtąd. Rakiety poszły do Kourou w Gujanie, a głowice jądrowe na Mururoa. I to właśnie ten radioaktywny piasek z Sahary spada na nas z południowym wiatrem. Nie zapominajmy, że czas połowicznego zaniku niektórych izotopów powstałych wskutek eksplozji jądrowych wynosi od 90 do 4,5 mld lat! Najgorsze są izotopy strontu, cezu, rubidu, plutonu, uranu, polonu, jodu i innych, które odkładają się w organizmie człowieka i powodują powstawanie nowotworów. Długofalowe ich działanie polega na powstawaniu nieodwracalnych zmian w kodzie genetycznym DNA i w rezultacie powstawania mutacji, w tym wielu letalnych. I to jest główne niebezpieczeństwo, które grozi nam np. po nawet ograniczonej wojnie jądrowej, o czym marzą idioci po obu stronach Atlantyku. Radioaktywny opad kalimy to pestka w porównaniu z piekłem, które rozpęta się wskutek wojny nuklearnej – nawet ograniczonej…

niedziela, 9 czerwca 2024

Rosyjskie bronie PSI

 


Tajna placówka naukowo-badawcza № 10003 dla niezwykłych ludzkich możliwości i broni specjalnego przeznaczenia. Wojskowi uczeni-psychotronicy w ZSRR i Rosji.

Rosja: w dniu 15.XII.1989 roku, przy Sztabie Generalnym Sił Zbrojnych ZSRR utworzono tajną dyrekcję Specjalistyczno-Badawczą ds. Niezwykłych Ludzkich Możliwości i Broni Specjalnego Przeznaczenia. Została ona zaszyfrowana pod kryptonimem Jednostka Wojskowa № 10003. Na jej czele stanął generał-porucznik Aleksiej Sawin, doktor nauk technicznych i filozoficznych.

Aleksiej Juriewicz to radziecki oficer i stary komunista. W szkole przeszedł egzaminy z marksizmu – leninizmu, naukowego ateizmu i materializmu. I naraz zaczął się zajmować jakimiś „diabelskimi” rzeczami, których nie można było dotknąć rękami…  

– Był rozkaz. Ale nie musiałem go dyskutować. Natychmiast przeszliśmy na podejście naukowe.

- Naukowe? Żartujesz! Komisja Pseudonauki Akademii Nauk Federacji Rosyjskiej odpowiedzialnie oświadcza, że ​​cała ta wasza parapsychologia to czysty szamanizm, nonsens!

– Odpowiem za siebie. Jestem absolwentem Wyższej Szkoły Morskiej im. Adm. P.S. Nachimowa z tytułem inżyniera elektronika radiowego. Już jako kadet zacząłem poszukiwać głębokiego znaczenia w fizyce fal i cząstek elektromagnetycznych, co wywołało zdziwienie, a nawet niezrozumienie ze strony nauczycieli i kolegów. Wszyscy zastanawiali się, w jaki sposób tak ogromna ilość informacji może zostać przesłana drogą kablową? Pozostaje to niewytłumaczalne w kategoriach praw fizycznych. Moim zdaniem nauka materialistyczna nie nauczyła się wychwytywać pewnego składnika informacyjnego Wszechświata. Fizyk Tesla jest prawdopodobnie jedynym, który był bliski tej idei, jednak w jego pracach nigdy nie znalazłem wyczerpującej odpowiedzi na interesujące mnie pytanie. Po studiach przez 16 lat pracowałem w jednym z najlepszych sowieckich instytutów badawczych - Instytucie Cybernetyki Teoretycznej (dziś Instytut Badawczy Systemów Lotniczych). Ściśle tajna placówka przemysłu obronnego! Te same obecnie tak modne rakiety manewrujące zostały wynalezione i zaprojektowane w naszym instytucie badawczym już w latach 60., na długo przed Amerykanami. Ale niestety rozwój został zamrożony z powodu bezwzględności wielkich dowódców wojskowych. Potem musieliśmy dogonić USA. Tutaj ukończyłem studia podyplomowe z analizy systemów, teorii prawdopodobieństwa i teorii gier. Napisałem szereg prac naukowych z zakresu lotnictwa bojowego, brałem udział w badaniach naziemnych i testach najnowszych modeli broni powietrznej. W 1986 roku zaproponowano mi stanowisko starszego oficera w Dyrekcji Uzbrojenia Ministerstwa Obrony ZSRR. Dowiedziałem się tam wielu ciekawych rzeczy. W tym niezwykłe, z pogranicza fantastyki. Pracowałem więc z grupą badającą naturę eteru, zasady ruchu w czasie i przestrzeni, w tym pola skrętne. Pamiętam, pamiętam szum wokół tych „nieznanych naukowo pól”, rzekomo zdolnych do wirowania perpetuum mobile! W oparciu o te pomysły wielu próbowało zbudować „latające spodki” i generatory, ale nie przyniosło to większego efektu. Później zostałem przydzielony do specjalnej grupy analityków pod dowództwem Szefa Sił Zbrojnych. To zadecydowało o moim dalszym losie.

- A jak?

– Pod koniec lat 80. grupa wróżbitów zaproponowała współpracę ministrowi obrony Jazowowi. Możemy na przykład szukać zaginionych statków, łodzi podwodnych wroga, lokalizować ludzi, diagnozować, leczyć…

Szef naszej grupy analitycznej polecił mi się tym zająć i napisać raport dla kierownictwa Ministerstwa Obrony. Utworzyłem komisję złożoną z lekarzy, fizyków, naukowców wojskowych i cywilnych. Zaczęliśmy badać możliwości tych parapsychologów. Na szczęście nastąpił rozwój sytuacji. Akademik Jurij Guljajew i profesor Eduard Godik z Instytutu Inżynierii Radiowej i Elektroniki stworzyli już wcześniej urządzenie do badania takich zjawisk. Duży udział w tym miał także akademik Nikołaj Diewjatkow, bohater pracy socjalistycznej, laureat nagród Lenina i nagród państwowych, który wielce zasłużył się dla elektroniki wojskowej i medycznej. Tak więc trudno byłoby nazwać tych ludzi pseudonaukowcami.

Po dokładnym sprawdzeniu ich zdolności poinformowałem kierownictwo, że 80% zdolności psychicznych nie zostało potwierdzonych. Ale 20% to prawda. W grupie jest naprawdę kilku niezwykle utalentowanych ludzi. Przykuło to uwagę szefa Sztabu Generalnego Armii, generała Michaiła Mojsiewa. Zadzwonił do mnie i uważnie wysłuchał wyników „egzaminów”. Natychmiast zaproponował utworzenie specjalnego działu ds. niezwykłych zdolności ludzkich, w tym zdolności pozazmysłowych. Dał sztab 10 osób, stanowisko ogólne i pomieszczenie z łącznością rządową. Z prawnego punktu widzenia została sformalizowana jako „Jednostka Wojskowa № 10003” w ramach Sztabu Generalnego. W obszarze stacji metra Kropotkinskaja dostałem mieszkanie usługowe do „zewnętrznych” spotkań, negocjacji i eksperymentów. Następnie pojawiło się szereg innych miejsc „wsparcia” w różnych centralach, instytutach badawczych, instytucjach wojskowych i cywilnych.

Później dowiedziałem się, że w tym samym czasie wiceprzewodniczący KGB, generał Nikołaj Szam, zwrócił się do Sztabu Generalnego z propozycją zorganizowania pracy z parapsychologami i innymi zjawiskami. Ponadto do kierownictwa dotarły informacje o amerykańskim programie Stargate. To wszystko się połączyło. Tak powstał nasz zarząd „parapsychologiczny”.

Nieformalnym kuratorem naukowym była Natalia Bechteriewa, światowej sławy neurofizjolog, akademik Akademii Nauk Medycznych i Akademii Nauk ZSRR, kierownik Instytutu Ludzkiego Mózgu, doktor nauk medycznych, profesor, wnuczka wybitnego rosyjskiego psychiatry Akademik Władimira Bechteriewa... Odwiedziłem ją specjalnie w Leningradzie. Natalia Pietrowna wiele sugerowała, na przykład badanie zjawiska Vanga. „Oczyściła mi też mózg”. Aleksieju Jurjewiczu, przyznajesz, że aby żyć, bierzesz jedzenie z zewnątrz. Podobnie jak powietrze, woda, światło słoneczne, aby uzyskać energię do życia. Dlaczego nie można zaakceptować faktu, że najważniejszych informacji dla istnienia ludzkiego ciała nie można pobrać z zewnątrz? Oznacza to, że ktoś z góry przekazuje ludziom te informacje! Inspirowała nas w pierwszych miesiącach, kiedy musieliśmy pracować z czystym entuzjazmem, bez funduszy. Bądź cierpliwy, wszystko się wydarzy!

I tak się stało. W przekazywaniu pieniędzy pomógł minister finansów Walentin Pawłow, przyszły premier ZSRR. Wydatki na tajną „jednostkę wojskową” ujęto w specjalnej linii budżetu państwa. Około 100 milionów rubli rocznie. Finansowanie to kontynuowano w całości nawet po rozpadzie ZSRR, aż do zamknięcia biura. Pawłow był bardzo zainteresowany postępem naszej pracy. Co dwa tygodnie spotykałem się z premierem w kryjówce i informowałem go o postępach w badaniach, eksperymentach i praktycznych osiągnięciach. Jako człowiek zorientowany na męża stanu rozumiał zagrożenia, gdyby wróg nagle zaczął zdalnie „otwierać” obiekty strategiczne i kontrolować nasze mózgi. Jednocześnie marzył, że z naszą pomocą stworzy nową elitę kraju, superdoradców rządu. O moich spotkaniach z Premierem wiedział tylko Szef Sztabu Generalnego.

- I co tam żeście robili?

– Dowództwo przydzieliło „Jednostce Wojskowej 10003” poważne zadania. Analiza programów PSI-militarnych w USA i innych krajach NATO, rozwój własnych metod wpływu informacji energetycznej na wroga, ochrona naszych przywódców przed atakami PSI-wroga i wiele więcej. W tym celu musiałem przestudiować różne psychotechniki w kulturach Azji, Ameryki Południowej, Europy, Afryki, Ałtaju, Syberii, Tybetu, odmiennych stanów świadomości i zbadać istotę fenomenalnych zdolności ludzkich.

Współpraca wykonawców obejmowała ponad 120 organizacji Wielkiej i Medycznej Akademii Nauk ZSRR, Ministerstwa Obrony, Przemysłu, Oświaty, w tym Moskiewski Uniwersytet Państwowy, MIPT, Instytut Filozofii i Psychologii Rosyjskiej Akademii Nauk, itp. Oczywiście nie wiedzieli, dla kogo pracują, każdy wykonując swoją część eksperymentów i badań. „Jednostka wojskowa” miała bardzo wysoki stopień tajności.

W krótkim czasie opracowaliśmy dokumenty koncepcyjne oraz przeprowadziliśmy dogłębną analizę zalet i wad zagranicznych, a przede wszystkim amerykańskich programów i metod szkolenia „operatorów widzenia na odległość”.

Naukowiec Wiktor Rubel, który pracował w Stanach Zjednoczonych w laboratorium dawnych Stargate, powiedział „Komsomolskiej Prawdzie”, jak amerykański agent 001 na podstawie zdjęcia satelitarnego dachu w Siewierodwińsku „widział” z zagranicy, że budowana jest potężny super okręt podwodny w hangarze. Czy naprawdę zdradził naszą ważną tajemnicę wojskową, czy to tylko bajka? Znam dobrze Agenta 001. Joseph McMonigle to bardzo sympatyczna osoba, która nie umie kłamać. Oczywiście, kiedy przyjechał do Moskwy, przetestowaliśmy go własnymi metodami. Ma naprawdę genialne umiejętności. Tak, Joseph zdalnie odtajnił okręt podwodny Akuła i szczegółowo opisał strukturę poligonu testowego w Semipałatyńsku dla CIA. Ale miał też błędy w raportach, „dostał się do mleka”, jak twierdzi wojsko. Psycholog opiera swoją pracę na swoich uczuciach. Dzisiaj byłam chora, wczoraj wstałam na złej nodze, przedwczoraj wypiłam sto gramów zanim usiadłam... Stąd te naturalne błędy. Ogólnie rzecz biorąc, niezawodność i wydajność McMonigle’a i jego kolegów ze Stargate oceniliśmy na 60 procent. Myślę, że to był jeden z powodów zamknięcia w 1995 roku. Myślę, że wtedy w USA pojawił się nowy program z nowymi ludźmi. Ale pod auspicjami Pentagonu, a nie CIA.

Chcieliśmy uzyskać bardziej stabilne wyniki, które nie zależą od stanu samego operatora. Dlatego w rozwiązanie tego problemu zaangażowane były główne siły naszych tłumaczy. Poprzednie badania rosyjskich i zagranicznych naukowców nie przyniosły rezultatów. A jednak podjęliśmy to ryzyko. Problem został rozwiązany dopiero po półtora roku od rozpoczęcia prac. I dzięki temu dostaliśmy możliwość wyszkolenia ludzi o tak fenomenalnych zdolnościach, o jakich nasi przeciwnicy nawet nie mogli marzyć.

Jakie umiejętności?

– Na przykład określ wizualnie cechy ludzi, na podstawie ich zdjęć, rzeczy osobistych, inicjałów, wspomnień znajomych; czytać informacje z ludzkiego mózgu; poznawaj treść książek bez otwierania ich okładek i tajnych dokumentów bez ich czytania. Nauczyliśmy oficerów oceniać zamiary i plany wroga, przewidywać rozwój działań wojennych, identyfikować fakty dotyczące działań wywiadowczych wroga, ustalać współrzędne kryjówek, schronów i wiele więcej.

Fantastyczne!

– To była pierwsza różnica w stosunku do zagranicznych Stargate. CIA korzystała z usług uznanych już naturalnych parapsychologów. Jak pokazały późniejsze wydarzenia, skupienie się na szkoleniu oficerów-operatorów było uzasadnione. Zwłaszcza w warunkach bojowych, w „gorących punktach”. Nasza druga różnica w porównaniu ze Stargate polega na tym, że Amerykanie szukali „genialnego eliksiru”, który odblokuje inne źródła ludzkiej inteligencji. Istniał wpływ nazistowskich naukowców na tym terenie podczas II wojny światowej. Do USA przybyli po wojnie. Za granicą badano wpływ leków psychotropowych i szereg technik, takich jak ponowne narodziny. Nasi naukowcy nie polegali na cudach w postaci eliksirów, psychodelików itp. Szukaliśmy częstotliwości, do których mózg przyszłego operatora powinien się bezboleśnie dostroić. Bez leków, leków, skalpela chirurga, hipnozy, oddychania holotropowego itp. Ten sam akademik Sudakow przeprowadził wiele eksperymentów w Instytucie Fizjologii Normalnej Rosyjskiej Akademii Nauk Medycznych i innych instytucjach. Po półtora roku nauczyliśmy się dostrajać mózg, gdy wszystko zostaje „ujawnione” osobie. Następnie przeszliśmy do szkolenia operatorów. Przede wszystkim dla specjalnych sił bezpieczeństwa. Później podjęto decyzję o utworzeniu wydziału szkolenia oficerów w fenomenalnym sposobie pozyskiwania informacji w Akademii Sił Powietrznych im. J.A. Gagarina w Moninie.

Co dokładnie zrobili Twoi operatorzy?

- Prawie wszystko. Nawet spotkanie kosmitów w piaskach Uzbekistanu na rozkaz Gorbaczowa.

Czy ty żartujesz?

– Mówię to całkiem poważnie. Słynny jasnowidz Mark Milchiker napisał do Sekretarza Generalnego, że pewnego dnia w czerwcu 1991 roku na pustyni Kyzył-kum wylądują istoty pozaziemskie poszukujące kontaktu z cywilizacją ziemską.

Wtedy w to wierzyłem. Znałem zmarłego Marko Awraamowicza. W moim dziale dziennikarz Kola Warsegow był zafascynowany kosmitami w okresie pierestrojki. Milchiker przyjeżdżał do „Komsomolskiej Prawdy” z opowieściami o UFO. Kola poszedł z nim gdzieś w poszukiwaniu „zielonych ludzików”, coś o tym napisał, choć początkowo traktował to ironicznie. A Gorbaczow potraktował to poważnie! Wysłał list Milwchikera do ministra obrony Jazowa. Przesłał dokument Szefowi Sztabu Generalnego. Mojsiejew napisał uchwałę „Przyjmij!”. Naczelny Dowódca Sił Obrony Powietrznej i ja jesteśmy za to odpowiedzialni. Musiałem lecieć z chłopakami na Kyzył-kum. Czekaliśmy w nocy przy ognisku... UFO nigdy się nie pokazało. Wróciłem i poinformowałem rząd o niepowodzeniu.

To ciekawostka. Czytelnicy „Komsomolskiej Prawdy” czekają na konkretne fakty na temat Twojej działalności.

– Rozumiem, że czekacie na sensacje w duchu agenta 001. Dobrze, że siedząc za granicą, opowie Wam, jak z daleka „wykrył” sowieckie obiekty strategiczne. Obiekty te już dawno zostały oficjalnie odtajnione, wszystko opublikowano w Internecie, a sam ZSRR już nie istnieje. Ale pracujemy tutaj, na ziemi i nie wszystko może zostać jeszcze ujawnione. O tych samych wojnach czeczeńskich. To męczące. Chociaż nasi operatorzy identyfikowali amerykańskie okręty podwodne na mapie w czasie rzeczywistym z bardzo dużą dokładnością. Przeszkoliliśmy kilka grup dla floty, które nadal tam pracują. W lotnictwie bojowym przeszkoleni przez nas operatorzy odnajdywali cele naziemne z dokładnością 80-85 proc. zarówno na mapie, jak i na ziemi w trakcie lotu. W grupach nadzoru operacyjnego PSI-oficerowie szczegółowo znali stan zdrowia, cechy osobowe i podejście do służby niemal każdego członka załogi amerykańskich samolotów strategicznych. Za pomocą fotografii można było określić stan techniczny wielu typów amerykańskiego sprzętu wojskowego oraz stopień gotowości głównych rodzajów ich uzbrojenia. Ale główne pole działania znajdowało się po tej stronie oceanu.

Rozumiem. Już pod koniec ZSRR utworzono parapsychologiczną „jednostkę wojskową”. A kiedy wszystko się odwróciło, Bill Clinton stał się „najlepszym przyjacielem” naszego Borysa Nikołajewicza. Pokój, przyjaźń, guma do żucia...

– Ale w czasach amerykańskiej agresji na Jugosławię przekazywaliśmy Serbom informacje o tym, kiedy i w jakim momencie Amerykanie zaatakują. Co uratowało wiele istnień ludzkich. Z naszych informacji wynika, że ​​Serbowie podczas podejścia zniszczyli szereg rakiet.

Jakieś inne przykłady?

– Z tego co pamiętam. W 1990 r. doszło do ataku na skład broni w mieście wojskowym niedaleko Tbilisi. Szybko rozwiązaliśmy tę zbrodnię. Polecieliśmy tam i ustawiliśmy w szeregu personel pilnujący magazynu. Wśród nich nasz funkcjonariusz natychmiast, nieświadomie, zidentyfikował wspólników bandytów. Wymienił je bezpośrednio z listy: ten, ten i ten. Żołnierze nie mieli sensu temu zaprzeczać. I jeszcze kwestia technologii. Ten sam funkcjonariusz posłużył się mapą okolicy, aby zidentyfikować miejsca ukrycia broni. Również w 1990 roku w sowieckiej grupie sił w Niemczech dwóch żołnierzy ukradło broń i uciekło z jednostki. Niemiecka policja i nasze służby nie mogły ich odnaleźć. Uchodźcy obmyślili wcześniej trasę, mieli wspólników wśród Niemców. Dowiedzieliśmy się, gdzie się ukrywają i nazwaliśmy konkretne miejsce. Tam zostali zabrani bez strzelania i rozlewu krwi. Uchodźcy byli zaskoczeni. Wierzyli, że są bezpiecznie ukryci i nie zostaną odnalezieni. Największe „żniwo” wyników miało miejsce jesienią 1993 r., kiedy w parlamencie doszło do strzelaniny. Zwykle w takich niespokojnych czasach aktywizują się wszelkiego rodzaju oszuści. W ciągu zaledwie miesiąca wspólnie z pracownikami MSW udało nam się wyjaśnić ponad sto przestępstw. Dzięki naszej wskazówce funkcjonariusze wywiadu odkryli 15 domów, kryjówek i składów broni konspiracyjnych. Dlatego wierzyliśmy w swoje mocne strony, doskonaliliśmy metody przygotowania i dostrzegaliśmy swoje słabości. Pomogło to później na Północnym Kaukazie i w innych „gorących punktach”. Dużym problemem było zidentyfikowanie kanałów nielegalnego dostarczania do naszego kraju broni, narkotyków i waluty. Współpraca z naszą służbą bezpieczeństwa państwa przyniosła doskonałe rezultaty. Nie tylko zatrzymaliśmy wiele szlaków tranzytowych tego nielegalnego „towaru”, ale także zidentyfikowaliśmy za granicą osoby planujące i organizujące tego typu działania sabotażowe…

 

Moje 3 grosze

 

Wszystko to brzmi pięknie – ładnie, tylko że niezbyt wiarygodnie, jako że niezwyciężona Armia Rosyjska jakoś nie może się uporać z Ukraińcami i szarpie się z nimi już drugi rok, mimo swych „fantastycznych” i niemal wszechmocnych PSI-możliwości. Czyżby druga strona wymyśliła jakieś anty PSI-możliwości niwelujące przewagę Rosjan?

Rosjanom jakoś nie udało się przewidzieć i zapobiec atakowi na teatr na Dubrowce czy dyskont w Moskwie i masakrom, które się tam odbyły. Nie przewidziano tragedii SSGN K-141 Kursk i AS-12 Łoszarik. Tą listę można by jeszcze długo ciągnąć…

A jednak było coś na rzeczy, jako że w 1989 roku w mediach pojawił się końcowy apel konferencji Bioinformenergo ’89, która miała miejsce w Leningradzie (dzisiaj Sankt-Petersburg), a który to apel zwracał się do społeczności międzynarodowej o – UWAGA! – zaprzestanie badań i PRODUKCJI broni psychotronicznych! A zatem w 1989 roku nie tylko prowadzono badania nad bronią PSI, ale takowa już istniała i ją produkowano!

Ciekawe, że potem już nigdzie nie natrafiłem na ani słowo na temat tej konferencji i apelu – najwidoczniej władze ZSRR uznały ją za tyle niebezpieczną, że zatarły po niej wszelki ślad, a jej uczestników wyprawiono do jakiegoś gułagu, albo zmuszono do pracy w JW No. 10003. Ot i wszystko.

Reasumując – w latach 80-tych XX wieku coś było na rzeczy i po obu stronach oceanu prowadzono badania nad broniami i możliwościami PSI ludzkiego mózgu. I patrząc na to, co się dzieje na świecie, to raczej szału nie ma.

 

Opracował: OZ biosferaklub

Źródła: www.topwar.ru, https://cz24.news/tajne-vedecke-pracovisko-c-10003-pre-neobvykle-ludske-schopnosti-a-specialne-druhy-zbrani-vojenski-vedci-parapsychologovia-v-zssr-a-rusku/

Przekład ze słowackiego - ©R.K.F. Sas - Leśniakiewicz

sobota, 1 lipca 2023

Zaporoska Elektrownia Jądrowa „brudną” bombą A?

 


Na temat wykorzystania pokojowej elektrowni jądrowej jako broni atomowej pisałem tu już niejednokrotnie. Tym razem inspiracją był dla mnie list jednego z mych znajomych – Pana T.M., który przysłał mi następujący email:

 

Dzisiaj miałem dziwny sen, w którym powrócił problem cen i jedzenia. Niby rozmawiałem z kimś o nadchodzącej sytuacji, niby potwierdzaliśmy, że to wywoła brak jedzenia i wzrost cen, przy czym owym czymś miało być nie wiadomo co, lecz związanego z wojną za granicą. Byłem zasmucony tym, że znowu przyjdzie oszczędzać, a nawet gorzej, a wysokość podatków odetnie mnie od zawodu. Tak czy siak, już zacząłem traktować to jak zwykły sen i samostraszenie się, ale teraz odpaliłem prawie przypadkiem (z ciekawości niż z chęci) wiadomości z sieci (https://www.youtube.com/watch?v=KIC0ur5dQdg, w których straszą potencjalnością nieodległego zamachu na zaporoską elektrownię.

Niemniej, jak w tytule, przeczytaj i spal - także z racji faktu, że piszę pro forma. Nie uczyniwszy tego, popełniłbym większy błąd niż pisząc, lecz myląc się w treści. (T.M.)

 

I moja odpowiedź:

 

To oczywiste, że wysadzenie w powietrze 6 reaktorów jądrowych w Zaporoskiej EJ - ZaES spowoduje skażenie ogromnych powierzchni Ziemi i co za tym idzie ogromny kryzys żywnościowy w Europie i półkuli północnej. To, o czym piszesz, to nie jest groźba - to realna rzeczywistość. Oni - Ukraińcy i/albo Rosjanie - są w stanie wykorzystać Zaporoską EJ (ZSPP czy ZaES) jako tzw. „brudną” bombę A, jeżeli tylko któraś ze stron zacznie wyraźnie przegrywać tą nonsensowną wojnę. W historii jest nadto przykładów takiego działania w stylu „po nas choćby potop”!  To - niestety - jest całkiem możliwe! W przypadku czegoś takiego, Polska południowa jest najbardziej zagrożona radioaktywnym fall-out'em. Co młodsi będą musieli ją opuścić. Ja zostaję - mam 67 lat i tak długo nie pociągnę, ale chciałbym zobaczyć, jak to będzie działało na istoty żywe... Po prostu na ile spełni się moje przypuszczenie, co do losów Ludzkości, jakie zawarłem w III tomie mojej trylogii „UFO i...” - pt. „UFO i Czas”, w którym zawarłem moje przypuszczenia co do dalszego rozwoju Ludzkości w warunkach skażenia po użyciu BMR ABC. A wszystko - jak widać - ku temu zmierza. Szczegóły w książce

 


ZaES - ZEJ - widok z orbity (NASA)

W przypadku czegoś takiego spełniają się paskudne wizje Krzysztofa Jackowskiego i innych profetów: mamy wojnę na Wschodzie i pełzający najazd muzułmanów na Europę – wojnę hybrydową, której nie chcą dostrzec liberalni politycy, a która wkrótce ogarnie nasz kontynent. Wydarzenia we Francji, Hiszpanii, Anglii i Szwecji potwierdzają powyższe. Płonie nasza wschodnia granica i sytuacja będzie jeszcze gorsza po umieszczeniu w jej pobliżu bandytów i zbrodniarzy wojennych z Grupy Wagnera.

I tutaj jeszcze jedna ciekawostka, otóż covidowe wizje spalonej ziemi i trujących, świecących chmur miało kilkanaście osób. Czy widziały one przyszłość? Tego nie wiem. Ja pamiętam tylko moje wizje wielkich równin spopielonych traw i nad tym słońce świecące jakimś złowrogim, niesamowitym blaskiem poprzez dziwne, niebieskie i brunatne obłoki… Te wizje powodowały przeraźliwy, dławiący strach. Jeżeli to były wizje przyszłości, to ja dziękuję.  

Zdetonowanie 6 reaktorów Zaporoskiej EJ będzie porównywalne do tego, co parę lat temu zdarzyło się w Japonii po zalaniu przez fale tsunami Daiichi-Fukushima 1 EJ, co spowodowało skażenie wód Pacyfiku, a jego skutki wciąż są badane przez ekologów, zoologów i oceanologów. Skażenie po wysadzeniu w powietrze Zaporoskiej EJ będzie jeszcze gorsze, bo większość pójdzie na zamieszkały kontynent europejski, Azję i Afrykę. I dojdzie do sytuacji, którą opisał Stanisław Lem w „Astronautach” już we wczesnych latach 50-tych – Ziemia będzie w znacznej części martwa. Ale to oczywiście nie zajmuje wariatów, którym marzy się władza nad światem i przebudowanie go na własne widzimisię.   

wtorek, 1 października 2019

„Latający Łom”: broń końca świata, którą Ameryka prawie zbudowała…




Jason Torchinsky


Na marginesie jednego z materiałów prasowych na temat rosyjskiego pocisku manewrującego z napędem atomowym Buriewiestnik – w nomenklaturze NATO – SSC-X-9 Skyfall – wspomniano o amerykańskim Projekcie Pluto:

W późnych latach 50-tych, USA zaczęły rozwijać The Flying Crowbar (dosł.: latający łom) także znany jako Project Pluto – odrzutowy pocisk z napędem atomowym, który był na bazie bezzałogowego bombowca. Zaprojektowany do lotów na niskim pułapie nad wrogim terytorium z prędkością Ma 3/~0,99 km/s, pocisk z Project Pluto był w stanie rozwalać naziemne struktury balistyczną falą uderzeniową – sonic boom. Bezzałogowy pojazd był zaprojektowany do zrzucania bomb wodorowych (bomb H) na cele, jak leciał po zaplanowanej trajektorii, a na końcu uderzał swoją masą w końcowy cel, pokazując wrogom środkowy palec, kiedy nuklearny silnik rozlatywał się w czasie impaktu.[1]

A oto rozszerzenie tej informacji:



Zimna Wojna miała wiele wad dla całego świata, to prawda, ale nigdy nie było lepszego czasu, aby być szalonym naukowcem z szalonymi narzędziami zagłady. Zimna Wojna nie ograniczała się już do pracy na własny rachunek, która stanowi zagrożenie dla ONZ, ale oznacza, że rządy faktycznie zatrudniają cię do robienia takich rzeczy. Rzeczy takich jak Project Pluto.

Nie twierdzę, że naukowcy, którzy wymyślili Projekt Pluto, byli szalonymi naukowcami, ale w tej sprawie działo się całkiem sporo szalonej nauki. W pewnym sensie było to idealne ucieleśnienie myślenia z czasów Zimnej Wojny, które doprowadziło do skrajności. Projekt Pluto, znany również jako Latający Łom, byłby niezwykle potężną bronią. Silny, a także okrutny, przerażający i ostatecznie niekontrolowalny.

W zasadzie Project Pluto był tylko pociskiem manewrującym. Cóż, nie tylko pociskiem manewrującym. Był to pocisk manewrujący zaprojektowany do jądrowego silnika odrzutowego, a jego akronim powinien dać kolejną wielką wskazówkę na temat jego natury: SLAM – co oznacza  Ponaddźwiękowy Niskopułapowy Pocisk Odrzutowy. Oznacza to, że ta gigantyczna, napędzana energią jądrową bestia leciałaby na poziomie wierzchołka drzewa.


Ten atomowy silnik odrzutowy w sercu Projektu Pluto jest kluczem do tego, co robi tą broń tak straszliwą. Ma on bardzo prosty projekt i nie ma w zasadzie żadnych części ruchomych. Gdy pocisk zostanie wystrzelony za pomocą konwencjonalnych silników rakietowych, prędkość powietrza wchodząca do wlotu odrzutowca będzie wystarczająco duża, aby umożliwić funkcjonowanie silnika, a zasadniczo nieekranowanego reaktora jądrowego[2], który ogrzeje powietrze, gdy ono wejdzie do komory rozprężania, gdzie rozszerzy się adiabatycznie i zostanie wyrzucone z dyszy silnika, zapewniając zarówno duży ciąg, jak i mnóstwo materiału radioaktywnego.[3]

Dzięki reaktorowi jądrowemu, pocisk mógłby znajdować się w powietrzu niemal w nieskończoność. Oznacza to, że po oblocie Ziemi dookoła do swoich celów w ZSRR, gdzie pozbędzie się swego ładunku 16+ bomb H, pojazd ten jest wciąż zdolny do latania. A to pozwala na wszelkiego rodzaju terrorystyczne zagrania:

…pocisk wielkości lokomotywy, który może poruszać się na wysokości czubków drzew, z prędkością Ma 3 rozrzucający bomby wodorowe, rycząc dookoła nad głowami. Projektanci Pluto wyliczyli, że sama tylko balistyczna fala uderzeniowa może zabić ludzi na ziemi. Pozostawał problem radioaktywnego fall-out’u czyli opadu. Na dodatek promieniowanie gamma (γ) i neutrony (n) z niechronionego reaktora silnika odrzutowego Plutona, który może rozrzucać pozostałości po reakcjach nuklearnych w strumieniu gazów odrzutowych w czasie jego lotu. (Jeden przedsiębiorczy planista zbrojeń chciał zamienić oczywistą odpowiedzialność w czasie pokoju w zasób wojenny: zasugerował latanie rakietą radioaktywną tam i z powrotem nad Związkiem Radzieckim po tym, jak zrzuciła ona tam bomby).

Ten szalony bękart miał tak wiele sposobów na zabicie was i był jak autentyczny bufet śmierci: wszak mógłbym zginąć od wybuchu bomby H, balistycznej fali uderzeniowej i skażenia, gdyby pocisk przeleciał nade mną? Być może czekałbym na chorobę popromienną, podczas gdy ten pojazd latałby mi nieustannie nad głową, jak jakiś kolosalny sęp-robot… Jakiż to byłby trudny wybór!

Z inżynieryjnego punktu widzenia Projekt Pluto z pewnością był imponujący i przesunął absolutne granice ówczesnej technologii. Reaktor, który napędzał pocisk, był jednym z najmniejszych, najlżejszych, jakie kiedykolwiek zbudowano - częściowo osiągnięto go, eliminując prawie wszystko, co miało związek z tak zwanymi „cukiereczkami”, jak bezpieczeństwo… Temperatury pracy reaktora były tak wysokie (2500°F/~1371°C), że większość stopów stopiłaby się, co wymusiło użycie takich komponentów jak pręty paliwowe do wykonania ceramiki, opracowanych przez małą firmę porcelanową o nazwie Coors. Wyłożone ceramicznymi płytkami Coorsa ostatecznie udało się stworzyć dochodową linię boczną, o której słyszeliście.

Potrzebnych było wiele egzotycznych materiałów na trudne parametry Plutona, a niektóre pochodzą z nieoczekiwanych miejsc. Do pokrycia i ochrony szkieletów silników elektrycznych zastosowano farbę kolektora wydechowego, którą konstruktorzy zamówili z reklamy w magazynie „Hot Rod”, co było naprawdę nieco śmieszne.

Choć był tak zaawansowany, Pluton był pełen większych problemów. Nawet odkładając na bok kwestie moralne związane z używaniem takiej broni, logistyka również okazała się trudna. Aby zapobiec wykryciu go przez radziecki radar, Pluton musiałby lecieć bardzo nisko. Tego się spodziewano. To, co nie było tak dobrze brane pod uwagę, to fakt, że aby dostać się do ZSRR na tak małych wysokościach, Pluton musiałby latać nad USA i/albo znaczną częścią naszych sojuszników w Europie Zachodniej. Co oznacza, że terroryzowalibyśmy i zabijalibyśmy naszych ludzi i przyjaciół.

I ogłuszyłby ich także – lecąc Pluto wydzielał hałas równy 150 dB.[4] Dla porównania, księżycowa rakieta nośna Saturn V wydzielała hałas równy 200 dB. I to jest to…

Oczywiście testowanie bezzałogowego, nieukończonego, nieosłoniętego reaktora jądrowego również było trudne, ponieważ wszelkie testy przeprowadzane w Newadzie mogłyby z łatwością narazić Las Vegas lub Los Angeles na niebezpieczeństwo, a większość rzeczy (jak naprawdę ogromny łańcuch) do kontrolowania wszystkiego wydawała się całkowicie niewystarczająca.


I prawdopodobnie warto wspomnieć, że tego nie można było wyłączyć. Jeśli to rzeczywiście zostało użyte, nie stanowi to większego problemu, ponieważ jeśli go używasz, praktycznie odpisujesz warunki mieszkaniowe dla każdego miejsca, do którego go wysłałeś, więc możesz równie dobrze krążyć wokół niego, aż się rozbije lub zabije wszystkich. Do celów testowych najlepszą opcją, jaką wymyślili, było zrzucenie go w głąb oceanu.

Ostatecznie połączenie tanich i skutecznych ICBM oraz kilka chwil przerażenia wykończyło Project Pluto. Mimo że część podstawowej technologii była tak interesująca (samoloty/rakiety, które mogą latać bez tankowania), Latający Łom był po prostu zbyt wredny, nawet jak na broń.

Tak nawiasem mówiąc, interesujące jest czytanie takich komentarzy na stronach, które przedrukowują stary artykuł z „Air and Space” z 1990 roku o Projekcie Pluto:

Jest to słabo zakamuflowana ekologiczna wywrotowa propaganda, mająca na celu sprawienie, by energia jądrowa wydawała się niebezpieczna w umyśle lemingów. Gdybyśmy zastosowali tę broń, nie wiadomo, jaką technologię mielibyśmy dzisiaj.

Tak, nieekranowany reaktor jądrowy wielkości budynku latający na wysokości dachu „wydaje się niebezpieczny”. Jestem zwolennikiem napędu jądrowego, ale myślę, że to może być niewłaściwa opcja. Takie tylko przeczucie.




Moje 3 grosze


Można tylko dziękować Bogu, że dał tym ludziom na tyle rozsądku, że nie wprowadzili w czyn tego paranoicznego planu. Prawdę powiedziawszy nie jestem sobie w stanie wyobrazić efektu działania takiej broni, którą można spokojnie nazwać Bronią Sądu Ostatecznego! Już sam jej przelot miałby skutki śmiertelne, a co dopiero jej zasadnicze działanie? Ale czego się nie zrobi dla zniszczenia drugiego człowieka – nieprawdaż? Głupota, nienawiść, zawiść, chciwość, chore majaczenia i bzdury religijne, a nade wszystko chore ambicje – to wszystko może w każdej chwili zabić nas wszystkich - a są w Polsce idioci, którzy pragną wojny mimo straszliwych strat w obu wojnach światowych – nie zdający sobie sprawy z tego, że III Wojna Światowa zmiecie nasz kraj z powierzchni Ziemi i tym sposobem wreszcie skończy się „sprawa polska”. Dlatego tak wściekle atakują oni wszelkie ruchy lewicowe, pokojowe i ekologiczne, które dążą do atomowego rozbrojenia, przecież wiadomo, że nic tak nie napędza koniunktury gospodarczej jak jakaś wojenka – im większa, tym lepsza. Brak wojenki = brak popytu na uzbrojenie = brak kasy. Proste? 

A wracając do Latającego Łoma, to do tego pomysłu można w każdej chwili powrócić. Na tym właśnie polega niebezpieczeństwo, bo coś takiego jest poza traktatami rozbrojeniowymi oraz regulującymi ilość broni jądrowej na świecie.  

I o tym powinniśmy pamiętać. Lepszy jest najgorszy pokój od najlepszej wojny.  
  

Przekład z angielskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz
Rysunek: Damon Moran


[2] Pozbawionego osłon biologicznych, wydzielającego produkty rozpadu do opływającego je powietrza.
[3] Idea ta została zastosowana po raz pierwszy w niemieckich pociskach samobieżnych (latających bombach) Fisseler Fi-103/A-2/V-1, gdzie zastosowano pulsacyjne przepływowe silniki odrzutowe. Podobny silnik miano zastosować w modelach nazistowskich latających spodków znanych jako V-7.
[4] Próg bólu natężenia hałasu wynosi 120-140 dB.

sobota, 23 lutego 2019

Atomowy „Posejdon”. Rosja zakończyła testy nowej broni






Rosja zakończyła testowanie nowej, zabójczej broni, o której wczoraj wspomniał w orędziu prezydent Władimir Putin. Chodzi o podwodnego, atomowego drona „Posejdon”, który może przenosić ładunki jądrowe. To dron o praktycznie nieograniczonym zasięgu.

Jak powiedział Władimir Putin, okręt ma wypłynąć w morze wiosną tego roku. Prace przebiegają zgodnie z harmonogramem - powiedział prezydent Rosji.

„Posejdon” mierzy 20 metrów długości, dlatego mogą go przenosić specjalnie skonstruowane łodzie podwodne, na razie Rosja dysponuje tylko jednym takim okrętem nosicielem. Rosja planuje przyjąć na stan uzbrojenia 32 „Posejdony”, które zostaną rozdzielone pomiędzy Flotę Północną i Pacyficzną.


Floty Północna będzie mogła uderzyć w cele w Europie, Kanadzie i na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych, Flota Pacyfiku mogłaby zaatakować  Japonię, Chiny i zachodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych i Kanady. Uderzenie ładunkami jądrowymi w miasta na wybrzeżu sparaliżowałoby przeciwnika. Szacuje się, że „Posejdon” może przenosić ładunek jądrowy o mocy od 10 do 100 Megaton.

Nasi koledzy za granicą rozumieją, że nasze projekty są setki razy tańsze niż ich systemy skierowane przeciw nam i nie chodzi jedynie o tarczę antyrakietową - zapewnia szef resortu obrony Siergiej Szojgu.



Celem „Posejdona” mogą być także lotniskowce i towarzyszące im okręty. Amerykanie przyznali, że są na razie bezradni wobec "Posejdona", który uderzając w wybrzeże może także wywołać megatsunami o wysokości fali nawet do 500 metrów.

„Posejdony” mają być częścią wyposażenia nowej generacji okrętów podwodnych, budowanych w stoczni w Siewierodwińsku. Obecnie w tej stoczni są budowane co najmniej dwa nowe okręty podwodne.


Moje 3 grosze


Zawsze śmieszą mnie lamenty Zachodu nad tym, jaka ta Rosja jest podła i niewdzięczna! Bawi mnie to, że choć Rosja wycofała się z Europy Środkowej, to wokół niej jest nadal 160 amerykańskich baz wojskowych, a USA stały się faktycznym żandarmem świata, który upatruje wroga wszędzie tam, gdzie chcą żyć po swojemu, a nie wedle American way of life. No i nie mówiąc już o tym, że amerykańskim kapitalistom marzy się dorwać do rosyjskich zasobów naturalnych i surowców…Bo o to w końcu im chodzi, a ta cała gadka-szmatka o demokracji i prawach człowieka, to zasłona dymna, w którą wierzą różni sfrustrowani popaprańcy, którzy w imię tych bredni zdradzają swój naród przechodząc na stronę Amerykanów.


Tak było w Polsce lat 70. i 80., w której żyli i (niestety) nadal żyją osobnicy „chorzy na Polskę” – a tak naprawdę chorzy na jej majątek narodowy, który rozkradają po dojściu do władzy, którą ogłupiony przez nich Naród Polski dał na srebrnej tacy. Głupota nie boli. To co wydarzyło się w 1989 roku było najgenialniejszym przekrętem w XX wieku i największym wrogim przejęciem w historii naszego kraju.

Co do Rosji, to Rosjanie będą bronili swej ziemi i swej własności nie przebierając w środkach. Najgorsze jest to, że zawsze na linii ciosu – już to agresywnego, już to odwetowego III Wojny Światowej – znajduje się nasz kraj, który padnie pierwszą ofiarą tej wojny. Wchodząc do NATO staliśmy się automatycznie stroną konfliktu, a że jesteśmy państwem frontowym, to na nas pierwszych posypią się ciosy – i to z obu stron: Rosjanie będą chcieli utrudnić pochody NATO w głąb własnego terytorium i vice-versa Zachód będzie chciał utrudnić Rosjanom wejście na terytoria państw NATO. W każdym przypadku jesteśmy bici i zdejmowani z szachownicy. Tego zdają się nie rozumieć polskie wojenne „jastrzębie”, a tak naprawdę łańcuchowe pieski Waszyngtonu, którzy obszczekują rosyjskiego niedźwiedzia zza nogi Wuja Sama. Odnosi się wrażenie, że straszliwe doświadczenia II Wojny Światowej nas niczego nie nauczyły. Znów szukamy przyjaciół tam, gdzie nas mają gdzieś i sojuszników za oceanem, zamiast w najbliższym otoczeniu. A zresztą co tu owijać w bawełnę - każda wojna na naszym kontynencie jest zgubna dla Polski, bo każda przetoczy się przez Nią w każdym kierunku. To pewnik, a nie przypuszczenie.


Ale tego nie rozumieją zarozumiali, służalczy i tępi politycy z Warszawki o mentalności bmw – biernych, miernych ale wiernych - Ameryce oczywiście, a nie Polsce. To będzie nas drogo kosztować, bo wojna będzie rzezią całego naszego narodu i „sprawa polska” przestanie wreszcie istnieć...