Powered By Blogger

sobota, 13 grudnia 2014

Tajemnica Wzgórza 611 - Problem 12. planety (3)



Powrót  Marduka?


Kazimierz  Bzowski           


Od wielu lat toczy się spór między astronomami – czy istnieje „dziesiąta planeta” zwana przez starożytnych Sumerów  Marduk. Twierdzili oni już ponad 6 tysięcy lat temu, że obiega on nasze Słońce po bardzo wydłużonej orbicie,  nie leżącej w płaszczyźnie ekliptyki lecz nachylonej w stosunku do niej pod kątem około 23 stopni. Do układu naszego Słońca dociera co 3600 lat... gdyż najdalszy punkt jego orbity sięga 84 miliardów km.

Położenie 12. planety w Systemie Słonecznym



Ostatnio   stwierdza się, iż ruch paru planet „zewnętrznych” , leżących na najdalszych od  Słońca orbitach, Plutona , Urana i Saturna jest ostatnio w minimalnym stopniu zakłócany przez  dużą masę, jakiegoś nieznanego i niewidzialnego przez teleskop optyczny ciała niebieskiego. Teoretycznie mógłby to być właśnie mityczny Marduk, będący w ostatnich latach blisko Układu Słonecznego.

W latach siedemdziesiątych XIX wieku angielski historyk Leonard Wooley badając ruiny starożytnego Sumeru, leżącego na terenie obecnego Iraku odnalazł wiele tabliczek glinianych zapisanych pismem klinowym. Rozszyfrowanie ich pozwoliło na stwierdzenie, iż oprócz wielu zapisów świątynnych zawierają one listę istot przybyłych w zamierzchłych czasach „z nieba”. Sumerowie zwali ich  Królami; później  nazwano ich „bogami z  kosmosu”. Jednakże te dane autentycznie istniejące na tych tabliczkach nie zostały uznane przez akademicką naukę ze względu na ich nieprawdopodobność. Cóż takiego „nie do przyjęcia” znajduje się na nich?

Jest to lista istot panujących na terenie ówczesnej krainy położonej w dorzeczu rzek Eufratu i  Tygrysu. Tam akurat gdzie według Biblii miał istnieć mityczny  „raj”. Historykom i archeologom z XIX wieku nie mogło pomieścić się w głowach,  że lista ta odzwierciedla stan wiedzy ówczesnych Sumerów, którzy przecież  nie byli naocznymi świadkami pobytu „istot z nieba” lecz dane te otrzymali właśnie od nich... Spójrzmy na spis pierwszych ośmiu „obcych z nieba”:

1.Alulim..............panował przez 28.800 lat
2.Alalgar......................................36.000 lat
3.Enmeenluanna.........................43.200 lat
4.Enmeengalanna.......................28.800 lat
5.Dumuzi.....................................36.000 lat
6.Ensibzianna..............................28.800 lat
7 i 8.Enmeenduranna i nieznany…39.600 lat

Tych ośmiu miało panować łącznie aż 241.200 lat.

Jest bardziej do przyjęcia, iż  nie są to imiona poszczególnych władców. lecz raczej dynastii lub dowódców kolejnych ekspedycji  przybywających na Ziemię. Nie trudno bowiem zauważyć, iż czasokresy poszczególnych „panowań” są zawsze wielokrotnościami okresów przybywania planety Marduk w pobliże Słońca a więc i Ziemi.

Liczba  powyższych  lat = 241.200 podzielona przez 3600 daje nam dokładnie 67 momentów, gdy Marduk znajdował się w pobliżu naszej planety.

Na tabliczkach klinowych  znaleziono też wzmianki o 56 innych, nie znanych już z imienia „królach”, panujących nad ziemia sumeryjską przez 31.036 lat. Znaleziono również wzmianki o znanym z Biblii potopie i doszukano się, że tych 56 władców panować miało po ustąpieniu potopu.

Po nich z kolei przez okres 2800 lat, aż do narodzin Chrystusa zaczyna się  historyczny  okres istnienia Asyrii i Babilonu w tym samym miejscu, gdzie istniało kiedyś państwo Sumerów.  Wynika stąd wniosek , że potop miał miejsce 33 836 lat przed narodzinami Chrystusa. Zsumujmy teraz wszystkie te  okresy:  

Pierwszych ośmiu panujących..............................241 200 lat
56 Królów po potopie.............................................  31 036 lat
Od Babilonu do narodzin Chrystusa..................    2 800 lat
Od narodzin Chrystusa do roku 1997.................    1 997 lat

                            Razem.............277 033 lata.

Dlaczego wziąłem pod uwagę rok 1997 ?

Kometa Hale-Bopp - C/1995 O1 - zdjęcie z Teleskopu Kosmicznego Hubble'a

Otóż w owym roku  dwóch astronomów: Hale i Bopp odkryło kometę zdążającą z kosmosu w stronę Słońca. Dziwna to była kometa: „normalna” staje się obserwowalna nie wcześniej niż 6 tygodni przez momentem, gdy  może być zobaczona sprzętem optycznym. Tu kometa Hale – Bopp została dostrzeżona w teleskopach już na 26 tygodni wcześniej....

Normalna kometa ma pojedynczy „ogon”, będący strumieniem gazów i pary wodnej powstającej z jej calizny w trakcie zbliżania się do Słońca. Taki ogon jest skierowany w stronę przeciwną niż bieg  komety.. Kometa Hale-Bopp miała dwa silnie ogony i dwa bardzo słabo widoczne. Normalna kometa może mieć średnicę kilkuset metrów.... tu – kilku astronomów amerykańskich zauważyło, iż w pewnym momencie kometa przesłoniła obraz dalekiej gwiazdy na całe 10 sekund...a więc mogła mieć ona rozpiętość nie kilkuset metrów lecz pięciu tysięcy kilometrów.

Liczbę lat równą 277.033 podzieliłem przez 3600 (w roku 1997) i otrzymałem... 96,974 „okresów przylotu Marduka” w  pobliże Ziemi.

Do pełnej liczby 97 przylotów Marduka brakowało tylko 0,026 jednostki czasowej pojedynczego przylotu, co mieści się w marginesie błędu, jako że operujemy interwałami czasu liczącymi tysiące lat...

Wynikało  z tych obliczeń, iż około roku 1997 należy spodziewać się możliwości pojawienia się Marduka w naszym pobliżu... i wówczas właśnie wykryto nadlatującą gigantyczną kometę...

W rozumowaniu dopuściłem możliwość, iż „kometa” Hale-Boop, może się okazać nie tyle mityczną „planetą” Marduk,  lecz olbrzymim, obcym sztucznym ciałem, wędrującą „bazą” lub gigantycznym według naszych pojęć statkiem kosmicznym. Mocno uszkodzonym w trakcie jakiejś kolizji i wypuszczającym z siebie zawarte w nim gazy ... stąd te cztery ogony...

Przebiegając przez prawie-próżnię kosmiczną, w panującym tam mrozie wszelkie ewentualne ciała gazowe i ciekłe wewnątrz tej komety są zamrożone do postaci ciał stałych i nie ulatniają się...

Jeżeli to martwy obiekt –rozumowałem – to po przelocie w pobliżu Ziemi powinien okrążyć Słońce, zawrócić na swój elipsoidalny tor i w pierwszej dekadzie grudnia 1997 roku po raz drugi znaleźć się w pobliżu Ziemi.

Gdyby jednak Hale-Boop nie był szczątkiem Marduka lub sztucznym, rozbitym obiektem - lecz zwykłą lodowo-skalistą kometą, to znalazłszy się poza Słońcem powinien zachować się na podobieństwo innych komet, to jest tylko nieznacznie zakrzywić tor swego lotu, odlecieć w głębie kosmosu i nie pokazać się więcej mieszkańcom Ziemi.

Przelatując blisko Słońca, pod działaniem olbrzymiej  jego grawitacji i wysokiej temperatury -  może w znacznym stopniu fragmentować się na mniejsze części – i możliwym jest, że jakieś  jego kawałki spadną na Ziemię.....w pierwszej dekadzie miesiąca grudnia 1997 roku, ściągnięte ziemskim polem grawitacyjnym...

Ostateczna konkluzja sprowadzała się do przypuszczenia, że: jeśli to jest obiekt sztuczny – to coś z niego spadnie na Ziemię na początku grudnia 1997 r.

To dziwne przypuszczenie opublikowałem w październiku 1997 r. w jednym z tygodników[1], podając przypuszczalną datę „6 grudnia 1997 r”.


Co spadło na Grenlandii 9 grudnia 1997 roku...


Kilka stacji radiowych, w tym londyńska BBC-4 zamieściło krótkie wzmianki o tajemniczym meteorze, który spadł 9 grudnia 1997 r. o godz. 05:21 czasu lokalnego WGT[2] na południowo-wschodnim cyplu Grenlandii – a więc z różnicą zaledwie 3 dni od przewidzianego przeze mnie terminu. Pozwolę sobie zauważyć, iż różnica 3 dni, w doniesieniu do setek tysięcy lat – to namiar wręcz idealny....



Oryginalna amerykańska mapa satelitarna rejonu Północnego Atlantyklu z dnia 9.XII.1997 roku

Później – na ten temat w mediach nastąpiła cisza.....żadnych komentarzy. Czmuż to ? Czy było to coś tak codziennego,że aż nie warte wzmianki czy przeciwnie – tak niezwykłe, że utajniono wszystko? Ukazało się ostatnio sporo na ten temat, ale  wcale nie autorstwa   astronomów czy astrofizyków amerykańskich czy angielskich lecz duńskich i holenderskich. Grenlandia bowiem  jest częścią terytorium królestwa Danii...

W miesiąc po „impakcie” tajemniczego „meteorytu” na Grenlandię ruszyła ekspedycja z Uniwersytetu Kopenhaskiego. Stwierdziła ona zaskakujące zdarzenia:

Amerykański satelita wojskowy DoD („Department of Defence” – własność Ministerstwa Obrony USA) zameldował, że wykrył upadek nieznanego ciała z kosmosu na południowo-wschodnim cyplu Grenlandii, jego rozpad na 4 części i kolejne eksplozje:

·        Pierwsza – na wys. 46 km nad ziemią na pozycji 62°,9 szer.płn. i 50°,9 dł. zach.
·        Druga i trzecia na wys. 28 km na pozycji 62°,9 szer. płn. i 50°,1 dł. zach.
·        Czwarta na wys. 25 km na poz. 62°,9 szer. płn. i 50°,9 dł. zach.

Te kolejne eksplozje obserwowane były  wzrokowo przez pierwszych świadków, mieszkańców miejscowości Nuuk, Fiskenaessed, Pamiut i Quaqrtog, oraz rybaków z kutrów prowadzących połowy na Atlantyku po obu stronach południowego cypla Grenlandii. W zachodniej stronie cypla południowego wykonano też 4-sekundowe nagranie video momentów eksplozji, analizowane później  na Uniwersytecie w Kopenhadze.

I tu, po tych obserwacjach satelitarnych zaczyna się kompletna zagadka i będąca być może  przyczyną nie opublikowania dotychczas spójnego i jednoznacznego opisu tego incydentu, bowiem dalsze zdarzenia są „dziwne”:
Kopenhascy astronomowie badający ten przypadek orzekli, że:
a)    prędkość upadku „meteorytu” zanim rozpadł się na części wynosiła 50 km na sekundę
b)   „gość” schodził ku Ziemi pod kątem 35 stopni.
     c) W sumie kolejnych eksplozji została wyzwolona energia o wartości 15 megaton (15 milionów ton trotylu, a więc około 1000 razy większa niż bomba atomowa rzucona na Hiroszimę)…

Amerykański astrofizyk D. Steel opublikował  wyliczenie, wg którego
każde ciało kosmiczne zbliżające się bezwładnie ku Ziemi, a takimi są meteory, nie czyni tego z prędkością niższą niż 70 km na sekundę. Jest to uwarunkowane  polem grawitacyjnym Ziemi.

Gdyby jakieś ciało miało prędkość mniejszą niż 70 km/sek, np. tak jak twierdzą  Duńczycy – 50 km/sek , musiałoby to zostać spowodowane przez umyślne sterowanie procesem spadania. Tym samym w grę musiałby wejść czynnik ingerencji jakiejś inteligencji....

Dwóch astronomów z okolic Las Vegas w Newadzie w USA nieco wcześniej widziało duży świecący „bolid”, który przemknął po nieboskłonie lecąc w kierunku północno-wschodnim (a więc w stronę Grenlandii). Twierdzą iż słyszeli dobiegający od jego strony dźwięk przypominający „pracę silnika.” Bolid w pewnym momencie jakby odbił się od atmosfery i łukowatym torem pomknął   za horyzont...

Meteor, bolid czy inne ciało kosmiczne eksplodujące w atmosferze emitować może w tym momencie  dużą ilość energii kinetycznej i cieplnej, rozchodzącej się z punktu eksplozji ekscentrycznie na wszystkie strony.

Jak to się mogło zatem stać, że w tym grenlandzkim przypadku energia z tych czterech punktów w atmosferze została skumulowana i wysłana stożkową wiązką w dół ku powierzchni lodowca? Stożek przesłanej energii  ku powierzchni  Ziemi stykał się z lodowcem  na prawie kolistym terenie o średnicy 8 kilometrów. Lodowiec w tym miejscu miał 2500 do 3000 m grubości. Pod tym stożkiem promieniowania  znikł lód aż do samego gruntu...

Objętość tego kolistego „placka” lodowego zawierała około 137 km sześciennych lodu czyli 123 miliardów ton wody. (Woda ma większą gęstość niż lód i tym samym proporcjonalnie mniejszą objętość). Gdyby pod wpływem energii kinetycznej i cieplnej ta woda wyparowała, to nad tym terenem i całym cyplem południowej Grenlandii na długo zapanowałyby gęste chmury. Niestety , komunikat  Kanadyjskiej Służby Meteorologicznej o stanie pogody dla  południowej Grenlandii mówi coś innego (podaję wartości przeliczone z czasu uniwersalnego na czas lokalny Grenlandii):

     Dn. 09.12.1997 r.
    
v Godz. 03:10 WGT – 2 godz.11 minut  przed zdarzeniem = „niebo czyste, bez chmur.”    
v Godz. 04:50 WGT – 31 minut przed zdarzeniem = „niebo czyste, bez chmur”
v Godz. 07:14 WGT – 1 godz.53 min. po zdarzeniu = „niebo czyste, kompletny brak chmur.”

   Jak to jest możliwe – by po czterech wybuchach w atmosferze, po uderzeniu potężnej ilości energii w lodowiec i zniknięciu krążka lodowego o średnicy ośmiu kilometrów i grubości przeciętnej 2750 m, zawierającego 123 miliardy ton wody nie powstała ani odrobina zachmurzenia?

Gdzie podziała się olbrzymia ilość wody z lodowca? Zniknęła?

Może tylko odeszła z naszej przestrzeni i przeniosła się do przestrzeni równoległej na co wskazuje pojawienie się „absolutnej czerni”.

Pierwsze, bardzo słabe zachmurzenie pojawiło się w tej okolicy dopiero około godziny 11:00 WGT.

Ale nawet i ta niezwykłość, to jeszcze nie wszystko.

Na miejscu  dziury w lodzie, nad nią i wokoło powstał „dziwny .czarny stan przestrzeni”. Na to zjawisko nauka nie zna żadnego określenia. Cały teren nad tym miejscem, w promieniu około 60 km i do wysokości 7 do 8 km został wyciemniony do tego stopnia, że niczego nie było tam widać.

Lokalizacja miejsca na tle siedzib ludzkich na Grenlandii. Miejsce "wyciemnienia" w miejscu impaktu wg prasy kanadyjskiej

Taki smoliście czarny „plac” zachowywał się jednak jakby był...materią twardą, gdyż obserwacja jego i zdjęcie z satelity meteorologicznego wykazały, iż rzucał cień na otaczający teren. W jaki sposób   wyciemniony obszar przestrzeni o średnicy 130 km może  rzucać cień?  Nie jest przecież „twardą materią”.? Gdyby był jednak wycinkiem... „świata równoległego” wówczas dla naszych oczu i  świadomości byłby absolutnie czarny, nie docierałaby z jego wnętrza żadna informacja, którą by mogła zinterpretować nasza świadomość... Astronomowie duńscy w swych badaniach poruszali się  wyłącznie helikopterami. Dotarli do wnętrza tego terenu, z którego znikł kompletnie lód aż do gołej ziemi. Badania nie wykazały ani śladu promieniowań radioaktywnych, natomiast na otaczających płaszczyznach lodowca zebrano 23 kg próbek, z których wyizolowano  sporą ilość mikro-kulek stopionego szkliwa o średnicach mniejszych od 1 milimetra. Szkliwo to musiało powstać w momentach eksplozji i stanowiło drobną część calizny spadających fragmentów „komety”. Kulki te miały barwy: niebieskie, zielone, brunatne, czerwone. Zabarwienie  szkło-podobnej substancji na te barwy spowodowane może być takimi metalami (czystymi lub w postaci tlenków) jak: kadm (Cd), kobalt (Co), żelazo (Fe), stront (Sr), itr (Y).

Holenderska grupa badaczy w terenie z, którego znikł lodowiec wykryła  podwyższony w stosunku do otoczenia poziom pierwiastka metalicznego o nazwie iryd (Ir). Wielu badaczy zwraca uwagę, iż w incydencie o charakterze podobnym, a mianowicie tym, który miał miejsce na Syberii w roku 1908 również zauważono podwyższenie poziomu irydu w  terenie „impaktu”, jednakże wówczas astrofizycy określili ilość wyzwolonej energii kinetycznej i cieplnej na zaledwie 6 megaton.

 Czasokres pojawienia się tego przedziwnego zdarzenia sugeruje, iż była  to prawdopodobnie część ciała niebieskiego nazwanego kometą Hale-Boop   a zarazem zgodne to jest z przewidzianym przez autora terminem ewentualnego spadku na naszą planetę  jego kawałków, określonych na „początek  grudnia 1997 roku. Najdziwniejszym  w tym wszystkim jest to, iż autor przewidział taką możliwość badając starożytne zapiski Sumerów z przed ponad 6000 lat i  sporządzoną przez nich „listę Królów”.
  
Zdjęcia (internet)


---oooOooo---


Moje 3 grosze

Mamy tutaj dwie sprawy  pozornie związane ze sobą: przylot tajemniczej planety Marduk vel Nibiru alias Planety X czy też po prostu Dwunastej Planety albo Yuggoth lub Shaggai z opowiadań H. P. Lovecrafta. Druga sprawa to spadek na Grenlandię tajemniczego meteorytu, który spowodował dziwne zjawiska, które kojarzą się z incydentem w Dalniegorsku.

Pasaż planety Nibiru przez Układ Słoneczny

Zacznę od Planety X. Obawiam się, że żadnej Nibiru po prostu nie ma. Gdyby była, to byśmy już ją wykryli. Nasze możliwości techniczne pozwalają na wychwycenie masywnej planety – a Marduk ma mieć wielkość i masę Saturna, czy nawet Jowisza – tak więc możliwość jej nie odkrycia jest minimalna. Nie zapominajmy o tym, że właściwości fizyczne obu tych planet nie pozwalają się Dwunastej Planecie ukryć na peryferiach Układu Słonecznego i musiałaby ona prędzej czy później zamanifestować się np. poprzez zderzenia z obiektami transplutonowymi z Obłoku Oorta i Pasa Kuipera. Poza tym takie obiekty zawsze wydzielają więcej ciepła niż go otrzymują, choćby wskutek skurczu grawitacyjnego, więc manifestowałyby swoją obecność poprzez promieniowanie podczerwone – Marduk byłby plamą światła w podczerwieni przemieszczającą się po sferze niebieskiej. Jak dotąd znamy kilkanaście tzw. „bezpańskich planet” jak np. obiekt odległy o 450 ly TMR-1C w Byku, czy odległy o 50 ly wielki diament BPM-37093 Lucy w Centaurze. NB, diament ten ma masę – bagatela! – 1027 K! Największy znany nam diament Cullinan ma masę 530 K. Ciekawy jestem, jaka byłaby jego wartość…?



"Bezpańskie" obiekty kosmiczne, których pasaże mogą lub mogły spowodować zmiany orbit planet Układu Słonecznego

Być może, że kiedyś tam taka wędrowna planeta przypałętała się na peryferia Układu Słonecznego powodując „przewrócenie się Uranu” i oderwanie się od niego księżyca – Plutona, który „zakotwiczył” się na swej ekscentrycznej orbicie. Pasaż Marduka spowodował obruszenie się całej lawiny komet, z których kilka trafiło w Ziemię powodując Wielkie Wymierania. Dotyczy to nie tylko Ziemi, ale i innych planet i księżyców Układu Słonecznego. Ślady tej masakry widzimy na powierzchni Księżyca, Marsa czy Merkurego i księżyców wielkich planet.

Czy takie planety są zamieszkałe? – to pozostawiam już fantastom i egzobiologom.

Kometa Hale-BoppaC/1995 O1 – była jedna z najjaśniejszych i największych komet XX wieku. Faktycznie – zachowywała się ona dziwnie, ale znów nie aż tak dziwnie, jakby się to wydawało. Jej jądro powoli rozpadało się na mniejsze fragmenty – oddzielały się od niego mniejsze „poputczyki” – jak nazywają je Rosjanie, które mogły wpaść w atmosferę naszej planety. Tak jak było to w dniu 30.VI.1908 roku, o godzinie 07:11 KRAST na Syberii. W tym przypadku mógł tam spaść fragment komety Halley’a – 1P/Halley. Oczywiście niektórzy wzięli je za statki kosmiczne Obcych i nawet targnęli się na swe życie, byle duchem dostać się na ich pokłady, jak zrobili to członkowie sekty Heaven’s Gate...





UFO startujące z głowy komety H-B? Nie - to tylko fragmenty jądra komety oddzielajace się od niej pod wpływem zwiekszajacej sie temperatury i oddziaływań grawitacyjnych. To dzięki m.in. tym zdjęciom doszło do samobójstwa członków sekty "Heaven's Gate"...

Osobiście uważam, że na Grenlandię mógł spaść właśnie taki fragment komety H-B, który był zbudowany głównie z węgla i jego związków – jak postuluje to Roman Rzepka. A czemu nie? Osobiście sądzę, że kometa ta była taka duża, bo była młoda – młoda w tym sensie, że świeżo przybyła z Obłoku Oorta, i w czasie przelotów wokół Słońca nie straciła zbyt wiele z tworzącej ją gazowej materii. I teraz taki „poputczyk” podobnie jak na Syberii eksplodował z energią 15 Mt TNT. Przypominam, że energia eksplozji Tunguskiego Ciała Kosmicznego wyniosła od 13 do 30 Mt TNT – a zatem jest ona porównywalna…

A co do statków kosmicznych Obcych, które tam widziano? No cóż – skoro kometa H-B była tak ciekawym obiektem kosmicznym, to przyciągnęła ona uwagę Onych. A dlaczego by nie? Kto wie, może nawet tam wyznaczyło sobie rendez-vous kilka cywilizacji kosmicznych z różnych punktów czasoprzestrzeni Wszechświata?

Warto byłoby to przemyśleć.


                      





[1] Tygodnik „Gwiazdy mówią” nr 44/1997 z października 1997 r. – przyp. aut.
[2] WGT = GMT – 3 h.