Powered By Blogger

niedziela, 8 lutego 2015

I powróci Godzilla... (10)



X


- No, to jeden problem mamy z głowy – powiedział cicho komandor Sato – teraz możemy pogadać o naszych sprawach.
Pitt rzucił nam spojrzenie.
- One moment Captain – powiedział i zwrócił się do nas – mam do was dwa pytania.
- Proszę, niech pan pyta – odparłem. 
- Jak znaleźliście Fairbanksa?
Uśmiechnąłem się.
- Nie uwierzy mi pan, dyrektorze, ale to był fart. Po prostu przypadek i łut szczęścia.

Nie miałem najmniejszego zamiaru wtajemniczać go w rozwiązania techniczne w jakie był wyposażony mój jacht Atlantis MMII na pokładzie którego dokonaliśmy tego odkrycia. Pitt przez chwilę przeżuwał tą wiadomość.
- OK. – rzekł wreszcie – i drugie pytanie: jak go podnieśliście?
- To nie było takie trudne – podparłem.
- Jak to nie było trudne? Przecież padły wszystkie komputery, a okręt był zassany…
- Po pierwsze nie był, a jedynie dotykał dna półkulistym dziobem, dzięki czemu go w ogóle usłyszeliśmy, jak stuknął w dno – odparłem.
- A co po drugie? – Giordino włączył się do rozmowy.
- Po drugie szasowaliśmy awaryjnie balasty. Na szczęście można to było zrobić ręcznie.
- Aha, jasne – Pitt skinął głową w kierunku Giordina i położył przed nim studolarowy banknot – wygrałeś stary!

Roześmialiśmy się wszyscy.
- Widzi pan – rzekłem do Pitta – wasz okręt szedł niesiony prądem na głębokości jakichś 60 stóp. Jego trym był wyważony, nie było żadnego przegłębienia, więc szedł na równej stępce i w ogóle wszystko było OK., poza komputerami, które zwariowały, bo ktoś puścił im wirusa i reaktorem, który pracował na jałowym biegu.
Pitt pokiwał głową ze zrozumieniem.
- OK., drugie pytanie: jak się dostaliście na pokład Fairbanksa
- Przez wyrzutnię torpedową.
Amerykanie spojrzeli na nas jak na coś nie z tego świata.
- ŻE CO???!!! – krzyknęli unisono.
- Przecież mówię, przez wyrzutnię torpedową – powtórzyłem powoli i spokojnie sądząc, że nie bardzo rozumieją moją angielszczyznę. Ale rozumieli aż za dobrze.
- Sorry – Giordino wycelował we mnie palec – ale to JEST niemożliwe. Klapy wyrzutni otwierają się naprzemiennie. Po prostu po to, by woda zaburtowa nie dostała się do wnętrza okrętu. Przez wyrzutnię torpedową można tylko WYJŚĆ  z okrętu, ale nie da się WEJŚĆ. Cudów nie ma!
- A jednak tak właśnie było. Byliśmy wtedy we troje: ona – wskazałem Krystynę – moja żona Gemma i ja. Pierwsza weszła Krystyna przez otwartą klapę wyrzutni. Okazało się, że obie klapy są otwarte, a pomieszczenie przedziału torpedowego jest wypełnione wodą. Krystyna weszła do przedziału, zamknęła klapę wewnętrzną i wpuściła powietrze usuwając wodę. A potem już poszło: wszedłem do wyrzutni, Krystyna zamknęła klapę zewnętrzną, wpuściła powietrze i otworzyła klapę wewnętrzną. Tak weszliśmy do wnętrza okrętu. Potem poszliśmy do centrali, gdzie najpierw spróbowaliśmy wynurzyć się korzystając z automatyki. Nie dało się, bo wszystkie komputery szalały. Wynurzyliśmy się szasując awaryjne balasty. Wot i wsio, that’s all...
Pitt skinął głową.
- To by się zgadzało. Ale nie rozumiem, jak to się stało, że obie klapy były otwarte?
- Defekt konstrukcyjny – podsunęła Krystyna.
- Próbowaliście otwierać inne wyrzutnie? – zapytał mały Włoch.
- Nie – odparłem – mogły w nich być torpedy i obawialiśmy się tego, że spowodujemy ich wystrzelenie…
- Jasne – Pitt znów skinął głową. – OK., nie mam więcej pytań. Panie komandorze? – zwrócił się do milczącego Japończyka.
- No właśnie – rzekł Sato zwracając się do Yakahawy – doktorze, proszę nas wtajemniczyć w zadanie.

Yakahawa rozłożył wielką mapę Arktyki, a dokładniej Morza Beauforta od granicy z Kanadą aż do wysp kanadyjskiego archipelagu arktycznego i Grenlandii.
- Jak wiadomo, I-67 swój ostatni meldunek nadał z okolic Dutch Harbor czyli Aleutów. Potem już wszelki ślad po nim zaginął, a poszukiwanie go nie miało sensu, bo zaczęła się wojna na Pacyfiku. I wszystko było w porządku do maja bieżącego roku. Dwie wioski kanadyjskich Inuitów  w okolicach ujścia rzeki Mackenzie zostały wyludnione w niewyjaśniony sposób. To znaczy wszyscy ich mieszkańcy wymarli i gdyby nie zapuszczający się w te okolice traperzy i geolodzy nie wiedzielibyśmy o tym niczego do dziś dnia! Oczywiście najpierw pojechała tam ekipa kanadyjskich Konnych, bo podejrzewano jakieś zatrucie czy coś w tym rodzaju. Znaleziono martwych mieszkańców wiosek i stwierdzono, że umarli wskutek jakiejś choroby i to w czasie dwóch – trzech dób! Niestety, RCMP  nie była w stanie zidentyfikować czynnika letalnego, więc poproszono na pomoc CDC w Atlancie. Amerykanie też połamali sobie na tym zęby – stwierdzili jedynie, że była to wyjątkowo zjadliwa odmiana dżumy płucnej. I wtedy komuś przypomniało się, że w czasie Drugiej Wojny Światowej uczeni japońscy pracowali właśnie nad bronią biologiczną – dżumą płucną. Zwrócono się zatem do rządu, a rząd do JXSDF. Na podstawie materiału biologicznego z ciał zmarłych Inuitów udało się dojść do tego, że była to bakteria ze szczepu 087. Ostatniego „dziecka” generała Shiro. Dlatego właśnie tutaj jesteśmy. Myśmy napaskudzili i my będziemy sprzątać to gówno.
- No dobrze, ale gdzie trzeba szukać tego okrętu? – zapytał Pitt.
- Nie może leżeć głęboko – odparł Yakahawa – w przeciwnym przypadku bomby z 087 nie wpadłyby w ręce Inuitów.
- A nie dałoby się po prostu przejrzeć tego akwenu z satelity? – zapytałem. – Przecież to nie musi być trudne, a poza tym sądzę, że skoro okręt jest na jakiejś mieliźnie, to powinien być widoczny z wysokości orbity, a zatem po odpowiednim zaprogramowaniu komputera możemy wykryć go w czasie realnym – kilku do kilkunastu godzin. Macie dokładne zdjęcia satelitarne tego akwenu w podczerwieni?
- Mamy z JAXA z Kagoshimy i z NASA – odparł komandor Sato – i już szukaliśmy, ale nic żeśmy nie znaleźli…
- Ale szukaliście na głębinie, a nie przy brzegach, a to nam zawęża pole poszukiwań – poparł mnie Pitt – a zatem spróbujmy jeszcze raz.
- Wiecie, w zasadzie macie rację – nieoczekiwanie poparł nas Yakahawa – przypomina mi się katastrofa chińskiego okrętu podwodnego O-361. 4 maja 2002 roku, media przyniosły wiadomość o kolejnej podwodnej tragedii, która rozegrała się tym razem w głębinach Morza Żółtego. Ofiarami stali się chińscy marynarze – w liczbie 70 osób - z konwencjonalnego okrętu podwodnego, zbliżonego do radzieckiego typu Romeo – NB, zerżniętego z hitlerowskiego U-boota typu XX czy XXIII - źródła mówią o tym rozmaicie, którzy zginęli w niewyjaśnionych okolicznościach. Co ciekawe – okręt został odnaleziony i odholowany do bazy! Jak podały media, śmierć 70 marynarzy z chińskiego okrętu podwodnego jest w dalszym ciągu niewyjaśniona i wypadek ten bada specjalna rządowa komisja. Przyczyną ich śmierci były „problemy mechaniczne” – jak enigmatycznie podała agencja Xinhua. Mówi się, że załoga zatruła się albo gazem trującym, albo czadem powstałym w wyniku pożaru na pokładzie.
- Słyszałem o tej sprawie, ale nie znam szczegółów – rzekłem. 
- Znam sprawę – mruknął Pitt – mamy całą masę danych z amerykańskich mediów, m.in. „Miami Heralda” i z „Tokyo Timesa”. W świetle tego, co napisano na temat tej katastrofy, sprawa przedstawiała się następująco: Na początku maja, dokładna data nie jest znana – jak podała japońska  agencja Kyodo za chińską agencją prasową Xinhua – na Morzu Żółtym doszło w czasie ćwiczeń do awarii okrętu podwodnego chińskiej marynarki wojennej, w wyniku «problemów technicznych» zginęło 70 załogantów. Okręt został odholowany do swego macierzystego portu.
- Może coś bliżej, panowie – odezwała się Krystyna.
- Oczywiście – Pitt posłał jej jeden ze swych zabójczych i uwodzicielskich uśmiechów. – Następnego dnia, czyli 4 maja, Reuters podaje następne informacje, z których wynika, że awarii uległ okręt podwodny typu Ming o numerze taktycznym O-361 u północno-wschodnich wybrzeży Chin. Chińczycy mają 13 tego typu okrętów, które budowano wzorując się na jednostkach radzieckich. Według „Jane’s Defence Weekly” chińska marynarka posiada 90 okrętów podwodnych w ogóle, z czego większość, to konstrukcje radzieckie. W przyszłości marynarka ta wejdzie w posiadanie 8 okrętów podwodnych klasy Kilo – też poradzieckich – jak twierdzą specjaliści z JDW. Okręt O-361 jest jednym ze starszych okrętów podwodnych w służbie chińskiej marynarki wojennej i strata jego załogi jest największą katastrofą podwodną w Chinach od 1949 roku. A wiecie co w tym wszystkim jest najciekawsze?
- Tak? – Yakahawa spojrzał z zainteresowaniem na Pitta.
- Ciekawym jest to, że na tego typu okrętach podwodnych znajduje się 9 oficerów i 46 marynarzy – a zatem 55 osób załogi – kim zatem było pozostałych 15 osób na pokładzie O-361? Czyżby powtórzyła się historia z 1968 roku i świat znów stanął na krawędzi wojny jądrowej???

Zapadła chwila napiętej ciszy. Przerwał ją Sato.
- Możliwe. Nasz wywiad nie pomijał i tej możliwości - rzekł.
- Oczywiście – odparł Pitt – bo w dniu 6 maja chińska CCTV nadała reportaż z wizyty na pokładzie okrętu O-361 dwóch najwyższych rangą dygnitarzy Komunistycznej Partii Chin i rządu: prezydent Chin Hu Jintao i przewodniczący Centralnej Komisji Obrony Narodowej Jiang Zemin, którzy zwiedzili go przedział po przedziale w bazie morskiej Floty Północnej w Dalian. Tymczasem rosyjska agencja prasowa Interfax, cytując wysokich wojskowych w Pekinie pisze, że miedzy innymi na pokładzie okrętu O-361 wybuchł pożar spowodowany krótkim zwarciem w instalacji elektrycznej. Jednakże nie było widać żadnych śladów ognia w czasie transmisji CCTV z wizyty obydwóch chińskich dostojników w Dalian... Pod koniec tej korespondencji, agencja Kyodo podała, że strona chińska nie podała daty tego wypadku, ale gazeta „Mingbao” wychodząca w Hong-Kongu stwierdziła, że katastrofa ta miała miejsce gdzieś pomiędzy 20 a 26 kwietnia 2003 roku.
- No to kiedy w końcu to się stało? – zapytała Krystyna.
- Nie wiadomo – odrzekł Pitt - tego samego dnia, agencja Associated Press w swej korespondencji z Pekinu podała, że: stan zastany na pokładzie okrętu podwodnego pozwala na stwierdzenie, że załoga zatruła się jakimś toksycznym gazem albo dymem, lub ewentualnie wskutek wadliwego działania instalacji oczyszczania powietrza i klimatyzacji.  Zagraniczni eksperci stwierdzili, że jest to bardzo dziwne, iż nie przeżył nikt z załogi okrętu O-361, i że nikt nie opuścił go, mimo tego, iż okręt ten był płytko zanurzony w wodzie. Potwierdzałoby to tezę, że załoga udusiła się lub zatruła. Jedna z teorii sugeruje, że to woda morska dostała się do akumulatorni okrętu podwodnego i w reakcji z kwasem siarkowym z baterii akumulatorów wytworzył się chlorowodór, który spowodował śmiertelne zatrucie załogi. Inni specjaliści wojskowi twierdzą, że winę za śmierć załogi ponosi nieszczelna instalacja wydechowa silników dieslowskich, wskutek czego załoga zatruła się tlenkiem węgla. W takim przypadku musiałoby dojść do zatkania tzw. «chrap» i wydmuchu spalin do wnętrza okrętu. Tymczasem dzienniki „Boston Globe” i fiński „Helsingin Sanomat” opublikowały wiadomość, że wypadek ten miał miejsce w dniu 16 kwietnia, ale okręt z martwą załogą zlokalizowano dopiero 26 kwietnia 2003 roku! Okręt ten brał udział w ćwiczeniach, których celem było unikanie wykrycia przez jednostki nawodne, podwodne i helikoptery ZOP , dlatego też załoga miała zakaz podawania swej pozycji. Z tego powodu nie można było zlokalizować jej od razu. Śmierć załogi musiała nastąpić nagle, bowiem wszystkich ludzi znaleziono na ich stanowiskach.

Podziwiałem go, bo facet cytował dane z pamięci, nie posiłkując się niczym. Widać było, że ta sprawa bardzo go zajęła.
- I co jeszcze ma pan na ten temat? – zapytałem.
- Jeszcze tylko tyle, że wasza gazeta „The Hoshijima Daily Report” powołując się na prasę z Hong-Kongu twierdzi, że tragedia załogi okrętu O-361 nastąpiła następująco: załoga udusiła się wskutek skokowego obniżenia się zawartości tlenu w powietrzu wewnątrz okrętu podwodnego, o czym poinformowały wysoko postawione osobistości z chińskiego Sztabu Generalnego. Okręt ten brał udział w 13-dniowych ćwiczeniach połączonych sił marynarki wojennej i lotnictwa wojskowego na akwenach zatoki Bo-Hai, Zatoki Koreańskiej i Morza Żółtego. Miał on za zadanie przepłynąć z Dalian do bazy morskiej w Wei na półwyspie Shandong tak, by nie został namierzony. Dochodzenie w sprawie śmierci załogi wykazało, że mogło dojść do zatrucia spalinami pochodzącymi z silnika dieslowskiego, który napędzał okręt idący na małej głębokości pod wodą.
- I to wszystko? – zapytał Yakahawa.
- W zasadzie tak – dokończył Pitt. – Potem sprawa ucichła, ale dzięki CIA wiemy, że nałożono na nią „knebel” i nawet osławiony izraelski MOSSAD nic na ten temat nie wie, co potwierdza hipotezę o próbie rozpętania Trzeciej Wojny Światowej przez militarystów chińskich…
- OK., a co to ma do waszego okrętu? – zapytałem Yakahawę.

- A to, że mogło dojść tam do identycznej sytuacji, w wyniku której załoga zginęła na miejscu, jak w przypadku O-361, a sam okręt unoszony prądami głębinowymi mógł dopłynąć nawet do Walhalli…

CDN.