Powered By Blogger

czwartek, 15 grudnia 2016

Najstarszy komputer świata





Nikołaj Sosnin


Błędy w wykazie błędów w komputerach mają swoje numery. Pośród nich jest Błąd 451 – to zakaz dostępu do danych na żądanie organów państwowych. Jego numer to odsyłacz do powieści Raya Bradburyego – „Fahrenheit 451”. 

Od czasu do czasu wśród znalezisk archeologicznych znajdują się przedmioty, które każą spojrzeć inaczej na nasze bytowanie i historię naszego gatunku oraz rozwoju Ludzkości. Okazuje się przy tym, że nasi dalecy przodkowie mieli technologie praktycznie nie ustępującym dzisiejszym. Jaskrawym przykładem wysokiego poziomu dawnej nauki i techniki jest tzw. „kalkulator z Rodos” albo „kalkulator z Antikythery”…


Znalezisko nurka


W 1900 roku, grecki statek, którego załoga zajmowała się wydobywaniem gąbek z morskich głębin w Morzu Śródziemnym, wpadł w silny sztorm u północnych wybrzeży Krety. Kapitan Dimitrios Kondos zdecydował się przeczekać niepogodę koło niewielkiej wyspy Antikythery (N 35°5140” – E 023°1817”). Kiedy fale się uspokoiły, wyprawił grupę nurków na połów gąbek w tym rejonie. Jeden z nich Likopanitis wypłynął i opowiedział, że widział na morskim dnie wrak jakiegoś statku, a w jego sąsiedztwie wielką ilość zwłok koni, które znajdowały się w różnych stadiach rozkładu. Kapitan mu nie uwierzył, sądząc iż nurkowi się to przywidziało wskutek niedotlenienia mózgu, ale postanowił osobiście sprawdzić otrzymaną informację.

Po zejściu na dno, na głębokość 43 m, Kondos zobaczył zupełnie fantastyczny obraz. Przed nim leżał wrak antycznego statku. Obok niego leżały na dnie brązowe i marmurowe rzeźby, wystające spod warstwy iłu, gęsto porośnięte gąbkami, wodorostami, pąklami i innymi przydennymi mieszkańcami morza. To właśnie je nurek uznał za trupy koni. 

Kapitan uznał, że ta antyczna galera mogła przewozić coś znacznie cenniejszego, niż brązowe rzeźby i statuy. Wysłał swoich nurków na oględziny wraku. Rezultat przeszedł wszelkie oczekiwania. Zdobycz okazała się być bardzo bogatą: złote monety, drogocenne kamienie, różna biżuteria i mnóstwo innych przedmiotów, które wprawdzie nie były interesujące dla kapitana, ale można je było sprzedać muzeom. Marynarze zabrali co tylko się dało, ale wiele przedmiotów jeszcze zostało na dole. Miało to związek z tym, że nurkowanie w taką głębinę bez specjalnego sprzętu jest bardzo niebezpieczne. W czasie podnoszenia skarbów jeden z 10 nurków zginął, a dwóch przypłaciło to swoim zdrowiem. Dlatego też kapitan rozkazał przerwanie prac i statek powrócił do Grecji. Znalezione artefakty przekazano do Archeologicznego Muzeum Narodowego w Atenach. 

Znalezisko wywołało ogromne zainteresowanie greckich władz. Po zbadaniu przedmiotów uczeni stwierdzili, że statek zatonął w I wieku p.n.e. w czasie rejsu z Rodos do Rzymu. Na miejsce katastrofy wysłano kilka ekspedycji i w ciągu dwóch lat Grecy podjęli z dna morskiego niemal wszystko, co dało się podnieść.


Pod warstwami wapnia


17.V.1902 roku, archeolog Valerios Stanis, który zajmował się analizą znalezionych u wyspy Anikythery artefaktów, wziął do reki kawał brązu pokrytego wapieniem i wąsonogami. Naraz ta bryła się rozłamała, bowiem brąz bardzo był skorodowany, i w bryle ujrzał on jakieś sześcioboki. Stanis założył, że jest to fragment jakiegoś antycznego chronometru i napisał na ten temat pracę naukową. Ale koledzy-archeolodzy od razu wzięli tą pracę na celownik. Od razu oskarżyli Stanisa o oszustwo. Krytycy Stanisa oświadczyli, że w Antyku nie mogły istnieć tak wyrafinowane technicznie mechanizmy. Przeprowadzono wywód, że ten przedmiot znalazł się na miejscu katastrofy w o wiele późniejszych czasach i nie ma niczego wspólnego z zatopioną galerą. Stanis został zmuszony do ustąpienia pod naporem opinii publicznej i o tajemniczym przedmiocie zapomniano na długo.


Odrzutowiec w grobowcu Tutenchamona


W 1951 roku, na artefakt z Antikythery natknął się historyk z Uniwersytetu Yale – Derek John de Solla Price. Badaniem tego artefaktu zajmował się on przez ponad 20 lat swego życia. Dr Price rozumiał, że ma do czynienia z bezprecedensowym znaleziskiem.
- Nigdzie na świecie nie zachował się jeszcze jeden egzemplarz tego rodzaju instrumentu – powiedział on. – Wszystko, co wiemy o nauce i technologiach epoki hellenizmu, całkowicie przeczy istnieniu tak złożonego urządzenia technicznego w tym czasie. Znalezienie takiego artefaktu można śmiało porównać do znalezienia samolotu odrzutowego w grobowcu Tutenchamona. 


Rezultaty swoich badań dr Derek Price opublikował w 1974 roku w magazynie „Scientific American”. Według jego poglądów, tenże artefakt był częścią większego mechanizmu, składającego się z 31 wielkich i małych przekładni (pozostało po nich 20) a służył on do przewidywania położenia Słońca i Księżyca. 

Pałeczkę od dr Pricea przejął w 2002 roku Michael Wright z Londyńskiego Muzeum Nauki. W swych badaniach posłużył się komputerowym tomografem, co pozwoliło mu na dokładniejsze otrzymanie obrazu architektury tego urządzenia. Odkrył on, że mechanizm z Antikythery poza Słońcem i Księżycem pokazuje także położenie pięciu planet znanych w Starożytności: Merkurego, Wenus, Marsa, Jowisza i Saturna.

                                                                                                                                          
                                                    

Współczesne badania


Rezultaty nowszych badań zostały opublikowane w „Nature” w 2006 roku. W opracowaniu pod kierownictwem prof. Marka Edmondsa i prof. Tonyego Freeta z Uniwersytetu Cardiff miało swój wkład wielu znaczących uczonych. Przy pomocy najnowocześniejszego sprzętu stworzono trójwymiarowy obraz badanego przedmiotu. Przy użyciu najnowszych technik komputerowych zostały odczytane napisy zawierające nazwy planet. Rozszyfrowano prawie 2000 symboli. Na podstawie kształtu liter ustalono, że mechanizm ten został wytworzony w II wieku p.n.e. No i wreszcie informacje uzyskane w toku badań pozwoliły uczonym na zrekonstruowanie tego urządzenia. 

Maszyna ta znajdowała się w drewnianej skrzynce z dwoma drzwiczkami (zob. schemat urządzenia na ryc. 4)  Za pierwszymi drzwiczkami znajdowała się tarcza, na której można było obserwować ruch Słońca i Księżyca na tle znaków Zodiaku. Drugie drzwiczki znajdowały się na tylnej części skrzynki. A za nimi znajdowały się dwie tarcze, z których pierwsza pokazywała zależność pomiędzy kalendarzem solarnym i lunarnym, a druga prognozowała zaćmienia Słońca i Księżyca. W dalszej części mechanizmu powinny znajdować się koła (które zaginęły) odpowiedzialne za ruch dwóch planet, czego można się było dowiedzieć z napisów wykonanych na kalkulatorze. 


To był – jak widać – swoisty, antyczny AC - analogowy komputer. Jego użytkownicy mogli wprowadzić dowolną datę, a urządzenie z absolutną dokładnością pokazywało pozycje Słońca, Księżyca i pięciu planet, które znali greccy astronomowie (i oczywiście astrolodzy – przyp. tłum.) Fazy Księżyca, zaćmienia Słońca – wszystko to można było przewidzieć z dokładnością do godziny, i z poprawkami na lata przestępne.

 
Geniusz Archimedesa?


Ale kto, jaki geniusz mógł skonstruować w Antyku taki cud techniki? Na początku postawiono hipotezę, że twórcą kalkulatora z Antikythery mógł być wielki Archimedes z Syrakuz (287-212 r. p.n.e.) – człowiek, który o wiele wyprzedził swe czasy i bardziej pasowałby nie do antyku, ale do Przyszłości, albo jeszcze dawniejszej, legendarnej Przeszłości. W rzymskiej historii jest zapis o tym, jak on oszołomił audytorium zademonstrowawszy „niebieski globus” pokazujący ruch planet, Słońca i Księżyca, a także korelujący fazy Księżyca z zaćmieniami Słońca. Jednakże mechanizm z Antikythery został zrobiony już po śmierci Archimedesa. Chociaż nie jest wykluczone, że ten wielki matematyk i inżynier stworzył prototyp, na podstawie którego zbudowano pierwszy na świecie AC. 
                          
W dzisiejszych czasach za miejsce skonstruowania tego AC uważa się Rodos. To właśnie stamtąd płynął statek, który zatonął u brzegów Antikythery.  W tym czasie Rodos była centrum greckiej astronomii i mechaniki. A twórcą tego cuda techniki uważa się Posidoniosa z Apamei/Rodos (135-51 r. p.n.e.), który wedle słów Cycerona był odpowiedzialnym za skonstruowanie urządzenia pokazującego ruch Słońca, Księżyca i innych planet. Nie jest wykluczone, że greckie statki mogły być wyposażone w dziesiątki jak nie setki takich mechanizmów, ale do dziś dnia uchował się tylko jeden.             

Tak czy owak, pozostaje zagadką to, jak ludzie Antyku byli w stanie skonstruować takie cudo. Nie mogli oni posiadać tak głębokiej wiedzy – szczególnie z zakresu astronomii i takiej technologii! Jest całkiem możliwe, że w ręce antycznych mistrzów znalazło się urządzenie, które dotarło do nich z głębokiej Przeszłości, z czasów legendarnej Atlantydy, której cywilizacja była równie rozwinięta jak nasza. I właśnie na jego podstawie zbudowano replikę znaną dzisiaj jako kalkulator z Antikythery. 
Jakby to nie było, słynny badacz głębin naszej cywilizacji Jacques Yves Cousteau nazwał to znalezisko skarbem równym obrazowi Mony Lizy. Szczególnie takie niezwykłe artefakty przewracają do góry nogami nasze wyobrażenia i całkowicie zmieniają obraz świata.


Moje 3 grosze


O kalkulatorze z Rodos dowiedziałem się w książce Arnolda Mostowicza „My z Kosmosu”. Uznałem, że nie jest to artefakt pozostawiony na Ziemi przez jakichś Kosmitów, ale właśnie pozostały po cywilizacji Atlantydy, a użytkowany przez niektóre grackie kolonie na wybrzeżach Morza Śródziemnego – np. Feaków opisanych przez Homera w Odysei, którzy po wieloletniej tułaczce dostarczają Ulissessa-Odyseusza do rodzinnej Itaki… 

To oczywiste, że kalkulator był użyteczny tylko i wyłącznie na Ziemi, bowiem pokazywał on tylko i wyłącznie obraz nieba widziany z naszej planety, a zatem z kosmitami niewiele mógł mieć wspólnego. Poza tym trudno przypuszczać, że Kosmici posługiwali się tak prymitywnym AC do nawigacji po powierzchni Ziemi. Na pewno mieli lepsze komputery nawigacyjne… 

Sprawa trzecia – czy ów AC z Rodos nie mógł być – jak sugerował to dr Pierce – częścią jakiegoś większego mechanizmu? Odpowiedź brzmi: mógł. A kto wie, czy nawet nie był częścią znacznie większego astronomiczno-astrologicznego zegara? Czy znamy takie? Oczywiście – jeden z nich znajduje się do dziś dnia w czeskiej Pradze. Jest to słynny Oroloj skonstruowany gdzieś w połowie XIV wieku. (Zob. - http://wszechocean.blogspot.com/2012/01/sprawa-nr-010x-tajemnica-orloja-1.html i dalsza) przez niejakiego Hanuša - jednego z najznamienitszych zegarmistrzów tych czasów. Podobne zegary powstały także w Norymberdze i kilku miastach niemieckich oraz w  Gdańsku. Pytanie zatem brzmi: skąd tenże Mistrz Hanuš miał wiedzę to budowy tak dokładnych i wyrafinowanych technicznie czasomierzy? Czy doszedł do niej sam, czy znalazł jakieś dokumenty i plany, na podstawie których sporządził swe wielkie dzieła? Z tego, co o nim wiemy, to że był z pochodzenia Toruńczykiem (jak i Mikołaj Kopernik) i podróżował po Europie: był w Lubece, Norymberdze, Pradze i Poznaniu, Wrocławiu i Krakowie. Potem udał się do Gdańska, gdzie zbudował swój super-zegar i wreszcie dokonał żywota. Uczył się fachu u najlepszych mistrzów i wreszcie sam został mistrzem zagarmistrzowskim. 

Tak czy inaczej – jest wielce prawdopodobnym, że zegary te były budowane wedle jednego schematu ideowego dostosowywanego do położenia miasta, w którym powstawały. Ale ich źródło znajdowało się daleko, na wyspie Rodos – i tam powinno się zacząć poszukiwania dokumentacji, która doprowadziłaby nas do rozwiązania tej zagadki.


Od KKK


Robercie,
- dzięki za ciekawy artykuł. Uważam, że nie dość, że cywilizacja Atlantydy, albo jakakolwiek gdziekolwiek, o której słyszeliśmy bądź nie, na zbliżonej płaszczyźnie dorównywała naszej osiągnięciami technologicznymi, choć na pewno nie tylko takowymi, to - przypisując choćby część z poważnej liczby artefaktów odkrytych do tej pory - uważam, że znacznie nas przebijali swoimi osiągnięciami i stażem jako cywilizacja światowa. Kto wie, ile ich było tak naprawdę, ile i której należy przypisać najnowszej poza naszą, a ile i które artefakty mogą pamiętać miliardy wręcz lat... bo czemu i nie? Datowanie niektórych artefaktów podaje wiek już w takiej skali.
Za sto lat będziemy także pewnie mówić, że Atlantydzi dorównywali nam, więc można się pokusić o stwierdzenie, że działa tutaj zeitgeist - każdy wiek rozwoju ludzkości ocenia inne według własnych ram czasowych. Wczoraj były demony i sukkuby, dzisiaj są kosmici, a jutro? Chcemy, by nasz świat nas gloryfikował, nam przyświecał mocniej, tymczasem co, jeśli to nasz jest mizerny i słaby? Co, jeśli to, co widzimy, jest słabym cieniem ruiny dawnych zdobyczy potęg, o jakich śnią ledwie fantaści sci-fi? Niech to będzie upomnienie, że i nas czeka restart, jeśli komuś/czemuś się nie spodobamy, albo nie spełnimy założeń, albo popędzimy ku samozagładzie, itd. Może jutro okaże się, że to pierwsze cywilizacje ludzkie/gadzie/inne panują tu mimo wszystko. Eony eonów po punktach zwrotnych swoich/swoich cywilizacji... (Smok Ogniotrwały)


Tekst i ilustracje – „Tajny XX wieka” nr 49/2015, ss. 8-9
Przekład z rosyjskiego - ©Robert K. F. Leśniakiewicz