DODATEK A: Aleksander
Mora - ATOMOWA WOJNA BOGÓW
I.
Zanim
nasza cywilizacja wkroczyła w wiek atomowy – wiele odkryć, przekazów
mitologicznych, opisów w świętych księgach, wykopalisk i zagadkowych zjawisk
obserwowanych na ziemi pozostawało niezrozumiałymi.
Sędziwe
teksty sanskryckie „Mahabharata” opisują szczegółowo wybuchy wielkich kul
ognistych oraz wywołane przez nie burze i sztormy. Następstwa tych wybuchów
przybierały u ludzi forme klasycznych objawów choroby popromiennej, wywołując
utratę włosów, wymioty i w końcu śmierć. Co ciekawe, teksty te podają, że osoby
znajdujące się w zasięgu działania tych wybuchów mogą się ocalić usuwając
wszystkie metale z powierzchni swych ciał i zanurzając się w wodzie rzecznej.
Cel tego mógł być tylko jeden – dekontaminacja przez zmycie z powierzchni ciała
i odzieży cząstek radioaktywnych, czyli proces, który w takich przypadkach
zalecany jest i dzisiaj.
Erich
von Däniken
wspomina zawarte w rozmaitych starożytnych tekstach opisy broni jądrowej,
sugerując, że była ona użyta przez Przybyszów z Kosmosu, wyposażonych w wytwory
swej wysoko zaawansowanej wiedzy i technologii przeciwko prymitywnym
mieszkańcom naszej planety. Wydaje się jednak mało prawdopodobne, aby Przybysze
stosowali tak drastyczne środki przeciwko pierwotnym, nie-ucywilizowanym,
wyposażonym jedynie w łuki i strzały mieszkańcom Ziemi.
Richard
B. Mooney
podaje, że bramińska księga „Siddnanta-Ciromani” posługuje się jednostkami
czasu , z których ostatnia, najmniejsza trutti stanowi tylko 0,33750
sekundy. Uczeni studiujący teksty sanskryckie są zakłopotami, nie mogąc
wyjaśnić, do czego służyć mogła w Starożytności tak mała jednostka czasu i jak
ją można było mierzyć bez odpowiednich instrumentów. Współczesne prymitywne
szczepy posiadają dość niejasne pojęcie czasu i nawet godziny maja dla nich
stosunkowo niewielkie znaczenie. Trudno więc sobie wyobrazić, żeby starożytne
ludy zachowywały się w tym względzie inaczej.
Thomas
Andrews w swej
książce „Nie jesteśmy pierwsi” pisze: Według
jogi Pundid Kaniach z Ambatturu w Madras, którego spotkałem w roku 1966
początkowo pomiar czasu według braminów był sześćdziesiątkowy, na dowód czego
joga cytował wyjątki z „Brihath Sakatha” i innych tekstów sanskryckich. W dawnych
czasach doba dzieliła się na 60 >>kala<<, z których każda wynosiła
24 minuty. >>Kala<< dzieliła się na 60 >>vikala<<, z
których każda wynosiła 24 sekundy. Następnymi 60 razy mniejszymi jednostkami
były: >>para<<, >>tatpara<<, >>vitatpara<<,
>>ima<< i w końcu >>kashta<< - 1/300.000.000 część
sekundy. Do czego starożytnym Hindusom służyć mogły ułamki mikrosekund? Pundid
Kaniach wyjaśnił, że uczeni bramini od zarania dziejów zobowiązani byli do
zachowania tej tradycji w pamięci, choć sami jej nie rozumieli.
0,000.000.003
część sekundy – kashta – nie może naturalnie mieć żadnego sensu
praktycznego, jeśli nie dysponuje się urządzeniami, które mogłyby mierzyć czas
z taką dokładnością. Z drugiej strony wiadomo, że czas życia niektórych cząstek
elementarnych: hiperonów i mezonów jest bliski jednej trzystumiliardowej części
sekundy![1]
Tablica
„Varahamira” z roku 550 n.e. zawiera wielkości matematyczne porównywalne z
rozmiarami atomu wodoru. Czyżby te liczby też przekazano nam z odległej
przeszłości? Joga Vashishta twierdzi: Istnieją
rozległe światy w pustych przestrzeniach każdego atomu, tak różnorodne, jak
pyłki w promieniach słońca. Wydaje się to wskazywać na starożytną
wiedzę o tym, że nie tylko materia jest zbudowana z niezliczonej liczby atomów,
lecz że w samych atomach – jak dziś wiemy – większość przestrzeni jest nie
wypełniona materią.
Teksty
te, pochodzące z dalekiej przeszłości, wskazują na to, że już wtedy istniała
głęboka znajomość fizyki jądrowej. Fakt, że bramini zobowiązani byli zapamiętać
szereg symboli matematycznych, nie rozumiejąc ich nawet, świadczy o celowo
podjętym wysiłku zmierzającym do przekazania wiedzy z zaginionej ery
technologicznej. Można sobie wyobrazić pradawnych uczonych, którzy obserwując
upadek swej cywilizacji, zapisywali swoją wiedzę i powierzyli pewnej grupie
ludzi odpowiedzialność za przekazywanie jej poprzez wieku, aż do czasu, kiedy
znowu się stanie zrozumiała.[2]
Wydaje
się także, że coś z tej starożytnej nauki przenikało przez wieki w dość
ogólnikowej formie. Dwa i pół tysiąca lat temu Demokryt mówił: W rzeczywistości nie istnieje nic, tylko atomy i pusta
przestrzeń. Grecy uważali, ze atom jest najmniejszą i niepodzielną
cząstką materii, podczas gdy Fenicjanin Moschus zapewniał, że atom można
podzielić i zapewniał o tym Greków. Żyjący w I w. p.n.e. uczony rzymski Lukrecjusz pisał, że atomy
pędzą nieustannie w przestrzeni i podlegają niezliczonej liczbie zmian pod
zakłócającym wpływem zderzeń. Są one zbyt małe, aby je widzieć.
Dopiero
w XIX i XX stuleciu podjęto poważne prace w zakresie fizyki jądrowej, więc
uczeni starożytni, których fragmentaryczna wiedza pochodzić musiała z
zamierzchłej epoki zapomnianej technologii, nie mogli potwierdzić swych
wiadomości w praktyce, nie istniała bowiem technologia, która to by
umożliwiała.
Zamierzchła
epoka, kiedy wiedza ta była stosowana w praktyce, stosowała energię atomową do
wielu celów. Idea transmutacji metali, która pochłaniała uwagę alchemików przez
całe wieki, każąc im szukać sposobu zamiany ołowiu w złoto, wynikła
najprawdopodobniej z jeszcze starszej wiedzy o tym, że manipulacja strukturami
subatomowymi pierwiastków pozwala na przekształcenie jednego z nich w drugi.[3]
Jednakże
nas interesuje nie samo zastosowanie energii jądrowej, ale jej niewłaściwe
zastosowanie. Wydaje się, że rozmaite starożytne teksty stwierdzają ponad
wszelką wątpliwość fakt wystąpienia na Ziemi straszliwej masakry Ludzkości. W
sferze domysłów znajduje się jedynie to, czy konflikt ów był wyłącznie
ziemskiego pochodzenia, czy też wzięli w nim udział pochodzący z Kosmosu
przybysze, wyposażeni w zaawansowaną wiedzę i technologię.
Charles
Berlitz pisze,
że zaskakujące wzmianki i aluzje do stosunkowo niedawnych zdobyczy naszej
cywilizacji, jak bomba atomowa, rakiety, gazy bojowe i inne, występują
szczególnie obficie w starożytnych tekstach indyjskich. Wyjątkowo dużo tego
można spotkać w staroindyjskim eposie „Mahabharata”, stanowiących kompendium
wiedzy dotyczącej religii, świata, modłów, obyczajów, historii oraz legend o
bogach i bohaterach starożytnych Indii. Często nazywa się ten epos „hinduską
Iliadą”, chociaż jest 7 razy obszerniejszy od „Iliady” i „Odysei” razem
wziętych – zawiera on 200.000 wierszy. Przypuszcza się, że został on napisany
1.500 lat p.n.e., ale dotyczy on zdarzeń znacznie wcześniejszych. Po raz pierwszy
wydrukowano go w sanskrycie w 1834 roku, a następnie przełożono: najpierw na
język włoski, a następnie w 1884 roku na angielski.
„Mahabharata”
w dużej części zajmuje się działaniami wojennymi, w których biorą udział
bogowie, półbogowie i ludzie. Przypuszcza się, że opisy te stanowią
quasi-historyczny przekaz dotyczący inwazji Ariów z północy, którzy wyparli
pierwotnych mieszkańców tych ziem – Drawidów, na południe półwyspu indyjskiego.
Jednakże wśród normalnych w takich razach obrazów starożytnych działań bojowych
rozrzucone są zagadkowe i bardzo szczegółowe wzmianki dotyczące łatwych do
zidentyfikowania obecnie broni takich, jak: działa artyleryjskie – agneyastra,
rakiety i samoloty bojowe – vimana, radar, zasłony dymne, gazy trujące –
tashtra, gazy obezwładniające – mohanastra, pojazdy rakietowe i
głowice atomowe. W drugiej połowie XIX wieku fragmenty te brzmiały tajemniczo
lub zabawnie; dzisiaj wymowa ich jest dla wszystkich mieszkańców kuli ziemskiej
oczywista, pomimo tego, że od czasu, którego te opisy dotyczą upłynęły tysiące
lat.
Przedstawiając
bitwę pomiędzy starożytnymi armiami „Drona Parva” – jedna z ksiąg „Mahabharaty”
– opowiada o walce, w czasie której: wybuchy
pocisków dziesiątkują całe armie powodując, że tłumy żołnierzy wraz z bronią,
słoniami i rumakami zostały uniesione i porwane przez wielki wicher jak suche
liście z drzew... Starożytny kronikarz
dodatkowo zaopatrzył ten opis w komentarz: Wyglądali tak wspaniale, jak
szybujące ptactwo – jak ptaki odlatujące z drzew. Tekst zawiera
nawet przedstawienie charakterystycznego, grzybiastego obłoku wybuchu
nuklearnego, który porównywany jest do otwarcia gigantycznego parasola, zaś
opis skażenia środków żywnościowych, wypadania włosów u ludzi oraz konieczność
dokładnego zmycia ciała ludzi i zwierząt dla zapobieżenia choroby lub śmierci
stanowią dziwnie nowoczesny akcent tej starożytnej legendy.
A
oto pochodzące z „Mahabharaty”, „Ramayany” i „Mahavira Charita” fragmenty
opisujące walkę: Pojedynczy pocisk wybuchł z
całą mocą świata. Rozżarzony słup dymu i ognia tak oślepiający, jak 10.000
słońc uniósł się w całej swej wspaniałości [...] Była to nieznana broń, żelazny
piorun, gigantyczny posłaniec śmierci, który zamienił w popioły całą rasę
Vrishni i Andhaka. Ciała ich były tak spalone, że nie można było ich rozpoznać.
Ich włosy i paznokcie powypadały, wyroby garncarskie popękały bez żadnego
widocznego powodu, a wszystkie ptaki zbielały. Po kilku godzinach wszystkie
produkty spożywcze były zatrute [...] Aby uciec od tego ognia, żołnierze
rzucali się do strumieni, aby obmyć siebie i swój ekwipunek.
Następstwa
działania tej superbroni opisane są następująco: Zaczął
wiać wicher [...] wydawało się, że słońce się obróciło, świat spieczony ogniem
wydawał się być w gorączce. Słonie i inne zwierzęta lądowe, palone energią tej
broni, mknęły w ucieczce [...] nawet wody były tak gorące, że przebywające w
nich stworzenia zaczęły palić się [...] Nieprzyjacielscy żołnierze padali jak
drzewa powalone w szalejącym ogniu – wielkie słonie palone tą bronią padały na
ziemię wydając dzikie ryki bólu. Inne palone ogniem biegały we wszystkie
strony, jak wśród płonącego lasu, także rumaki i pojazdy spalone energią tej
broni wyglądały, jak szczyty drzew, które spłonęły w pożarze lasu...
Księga
„Karna Parva” podaje nawet wymiary tej broni: Strzała
śmiertelna jak laska śmierci. Mierzy ona 3 łokcie i sześć stóp[4].
Obdarzona mocą pioruna tysiącokiego Indry była ona niszczycielska dla
wszystkich żyjących stworzeń.
Starożytni
Hindusi wykazali w swoich przekazach piśmienniczych zaskakującą wiedzę naukową
o świecie i materii. W powstałym przed około 5.000 laty dziele zatytułowanym
„Jyotish” znajdujemy rozważania na takie tematy, jak heliocentryczny ruch
planet, prawa grawitacji, gwiazdy stałe na Mlecznej Drodze, dobowy obrót osiowy
Ziemi, kinetyczna teoria energii i teoria budowy atomu. Wiadomo także, że
niektóre szkoły filozoficzne podejmowały jako przedmiot swych rozważań
skomplikowane obliczenia z zakresu fizyki atomowej. Wyznaczenie czasu potrzebnego do przejścia atomu przez jednostkę objętości
równą tej, jaką on sam zajmuje jest
przykładem jednego z prostszych „tematów badawczych”.
Istnieją
także liczne przykłady ścisłych i realnych opisów budowy rakiet i samolotów.
Sama tylko „Mahabharata” zawiera ponad 230 strof poświęconych opisowi zasad
konstrukcji latających maszyn – vimana – oraz innych urządzeń i
aparatów.[5]
W „Samarangana Suthadhara” omawiane są zalety i wady poszczególnych typów
samolotów zarówno z punktu widzenia ich względnych zdolności i szybkości
wznoszenia, jak również sposobów lądowania. Dyskutuje się tam także rodzaje
materiałów napędowych – m.in. także rtęć?[6]
– oraz materiałów konstrukcyjnych, a mianowicie – różnych odmian drewna, metali
lekkich i ich stopów.
Zwróćmy
uwagę na fragment opisu lotu vimana: W
wyniku działania sił utajonych w rtęci, które uruchamiają napędowy wir
powietrza, człowiek znajdujący się wewnątrz może podróżować w podniebna dal
[...] Viamana za pomocą rtęci może rozwijać moc pioruna [...] Jeśli ten żelazny
silnik o odpowiednio połączonych częściach zostanie napełniony rtęcią, a do
jego górnej części zostanie doprowadzony żar, to zaczyna on z rykiem lwa
rozwijać moc [...] i natychmiast staje się niczym perła na niebie...
Inny
starohinduski epos „Ramayana” opisuje widok, jaki roztaczał się z góry podczas
lotu boga Ramy i jego małżonki Sity ze Śri Lanki do Indii. Widok ten jest
opisany tak szczegółowo, że wydaje się niemożliwe, aby sam autor nie mógł tego
obserwować samemu z góry. Ponadto starożytny samolot pokazano w zadziwiająco
nowoczesny sposób: ...niepowstrzymany w swym
ruchu [...] o godnej podziwu szybkości, [...] w pełni kontrolowany [...] o
pomieszczeniach wyposażonych w okna i znakomite miejsca siedzące...
Jednocześnie
znajdujemy w tych dziełach stałą troskę i zaabsorbowanie niebezpieczeństwami
wynikającymi z użycia broni nuklearnej. „Mahabharata” zawiera wersety, które –
jeśli pominiemy ich archaiczny styl – mogliby wypisać na swych sztandarach
dzisiejsi bojownicy o pokój: Wy okrutni i
niegodziwi, upojeni i zaślepieni pychą, przez wasz Żelazny Piorun staniecie się
niszczycielami własnego narodu.
„Ramayana”
przestrzega, iż Strzała Śmierci jest: tak
potężna, że może w jednej chwili zniszczyć całą Ziemię, a jej straszliwy
wznoszący się dźwięk wśród płomieni, dymu i pary [...] jest posłańcem śmierci.
Wreszcie
„Badha Parva” opisuje efekty ekologiczne użycia takich bomb: ... nagle pojawiła się substancja podobna do ognia[7]
i nawet teraz pokrywające się bąblami wzgórza, rzeki i drzewa oraz wszelkiego
rodzaju zioła, trawy i rośliny, w ruchomym i nieruchomym świecie, obracają się
w popiół.[8]
W
końcu w „Musala Parva” znajdujemy notatkę wskazującą na to, że zdano sobie
wreszcie sprawę z tego, iż broń ta jest zbyt niebezpieczna dla świata. Notatka
ta zdaje się napomykać o zniszczeniu i pozbywaniu się głowic atomowych: w wielkim strapieniu umysłu król nakazał zniszczyć
Żelazny Piorun na drobny proch. Wezwano ludzi [...], aby wrzucili ten proch do
morza...[9]
[1] Tak
niewielka jednostka czasu mogłaby posłużyć do opracowania mikrograwimetrycznych
map Ziemi służących np. geologom w wykrywaniu bogactw naturalnych naszej
planety, albo wojskowym zwiadowcom do wykrywania wrogich bunkrów i innych
konstrukcji podziemnych – przyp. R.K.L.
[2] To
właśnie tym zajmuje się i taka wiedzę przekazuje sobie masoneria i inne tajne
stowarzyszenia mistyczne i quasi-religijne – przyp. R.K.L.
[3]
Właściwie na pewno. Alchemia narodziła się w jednym z najstarszych państw na
Ziemi – w Egipcie – i stanowi ona cień dawnej wiedzy poprzedniej cywilizacji
czy nawet kilku poprzednich cywilizacji, które tam żyły – przyp. R.K.L.
[4] To jest około 3.20 m –
przyp. aut.
[5] Zob. M. Jesenský –
„Bogowie atomowych wojen”, (Ústi nad Labem, 1998) – przekład W. Baranowicz –
uwaga R.K.L.
[6] Rtęć
nie może być paliwem jądrowym, ale rozpuszczony w niej uran czy inne
pierwiastki wysokoenergetyczne – np. tor czy pluton – mogą być. Ewentualnie
tzw. „czerwona rtęć” RM-20/20, którą najprawdopodobniej dzisiaj stosuje się w
mini-bombach termojądrowych o mocy 1-20 kt TNT może być takim nośnikiem – uwaga
R.K.L.
[7] Stan plazmy? – przyp. aut.
[8] W tym
kontekście zrozumiałe jest zagrożenie wynikające z tego, że taka broń mogłaby
się dostać w ręce nieodpowiedzialnego tyrana, który od razu zwróciłby ją
przeciwko swojemu i innym narodom. Nie zapominajmy, że Irak, Indie i Pakistan
leżą właśnie na terenach antycznych bitew atomowych i można tam znaleźć
niejeden artefakt, który mógłby im pomóc w konstrukcji jakiejś superbroni! – uwaga R.K.L.
[9]
Istnieje możliwość, że ślady tego procederu znajdują się dzisiaj na
Antarktydzie, pod pancerzem lądolodów, gdzie znajdują się słodkowodne jeziora
wody, a których pochodzenie jest nieznane. Mogły je wytopić reakcje jądrowe
zachodzące w antycznych głowicach broni A i H – przyp. R.K.L.