Powered By Blogger

poniedziałek, 11 marca 2013

Nazistowski Hogwart: Obiekt Königsberg-13




Konstantin Kariełow


Po II Wojnie Światowej na miejscu ruin zamku królewskiego w Królewcu (dzisiaj Kaliningrad, dawniej Königsberg) przeprowadzono wykopaliska, ale w 1967 roku decyzją I sekretarza Obkomu (komitetu obwodowego) KPZR Nikołaja Konowałowa ruinę zamku wysadzono w powietrze.

Cztery średniowieczne budowle rozmieszczone w centrum Starego Miasta na wyspie Kneiphof miały jeden adres: Königsberg 13. Jakiś wiek temu znajdowało się tam jedno z najbardziej zagadkowych laboratoriów świata. Czym się tam zajmowano i nad jakimi zagadnieniami pracowano, a przede wszystkim po co je tam założono?



Mistyczna stolica Europy


Od czasu swego założenia i aż do naszych dni Królewiec jest miastem mistycznych zagadek i zadziwiających tajemnic. Poczynając od XIV wieku w nim czują się najzupełniej pewnie i bezpiecznie zamieszkali tam magowie i czarnoksiężnicy, których sława rozprzestrzeniła się daleko poza granice ówczesnych Niemiec. Na wyspie Kneiphof istniały całe szkoły okultystyczne, które zajmowały się zbieraniem i badaniem czarnoksięskiej wiedzy i niewyjaśnionych zjawisk.

Przez całe długie stulecia mistyczne szkoły i uczelnie nie interesowały nigdy państwa. Wszystko się zmieniło po dojściu do władzy Adolfa Hitlera, który bardzo poważnie odnosił się do nauk okultystycznych. To właśnie wtedy, w czasie istnienia III Rzeszy powstało i osiągnęło największy rozkwit laboratorium Königsberg-13.

Zasadnicze zadania tego laboratorium były następujące:
v Skrupulatne badania nad astrologią;
v Badania nad magią;
v Badania nad hipnozą;
v Badania dawnych czarnoksięskich praktyk…
v …i na tej zasadzie skonstruowanie potężnej „cudownej” broni…

…a wszystko na pohybel wrogom Tysiącletniej Trzeciej Rzeszy.  Niestety – żadnych dokumentów mówiących o utworzeniu takiej placówki naukowej na terytorium dawnego ZSRR nie znaleziono – wszystkie archiwa Königsbergu-13, które wpadły w ręce radzieckiego dowództwa zostały przekazane Amerykanom w zamian za maszyny i ich wyposażenie. W rezultacie czego relacje o laboratorium są nieskładne i urywane. Wiadomo tylko, że zaczęło ono swą pracę na długo przed początkiem II Wojny Światowej i było ono GANZE GEHEIM – tak  że w samym Królewcu nikt nie wiedział o jej istnieniu.



Ofiary czarnej nauki


Jedno z wydarzeń, przypisywane działaniami pracowników laboratorium Königsberg-13 miało miejsce w 1929 roku na oczach wielu naocznych świadków. Hitler właśnie szedł do władzy i niektórzy niemieccy dziennikarze mogli sobie jeszcze pozwolić na nie traktowanie na serio przyszłego Führera III Rzeszy. W czasie swej wizyty w Prusach Wschodnich Hitler się przeziębił i ochrypł – i mowa, z którą wystąpił w największej Sali Królewca – Stadhalle – delikatnie mówiąc była do niczego. Swoje wystąpienie lider nazistów zakończył patetyczną frazą: Przyjechałem tutaj zdobyć Königsberg! Później jedna z popularnych miejskich dziennikarek napisała krytyczny artykuł, w którym zdrowo przejechała się po fizycznych niedoskonałościach oratora i jego chorych marzeniach.

Po kilku dniach od opublikowania artykułu, do redakcji gazety przyszedł młody człowiek i na znak swego głębokiego uznania wręczył dziennikarce bukiet kwiatów i dużą tabliczkę czekolady. W czasie przerwy obiadowej, wszyscy pracownicy wydawnictwa, w tym dama o ostrym języku, udali się do kawiarni i tam stali się świadkami strasznej sceny. Kiedy kobieta rozpakowała tabliczkę czekolady i ugryzła jej kawałek, rozległ się  nieestetyczny i niezwykły dla czekolady odgłos rozgryzanego szkła. Z jej ust pociekła krew, ale kobieta z nieprzytomnym błyskiem w oku nie przestawała jeść szklaną płytkę. Kiedy widzowie otrząsnęli się z szoku, to udało się im jej odebrać ostatni kęs grubego szkła. Kobietę hospitalizowano – miała straszne rany jamy ustnej i przełyku i przez długi okres czasu nie mogła mówić, nie mówiąc już o tym, że nie rozumiała, gdzie się w ogóle znajdowała.



Czarodzieje czy szarlatani?


Co się właściwie działo w ultra-tajnych pomieszczeniach laboratoriów Königsberg-13? W pamiętniku jednego z mieszkańców Królewca znaleziono wpis datowany na lipiec 1943 roku: idąc raz na wieczorny spacer po Kneiphopf spotkał on buddyjskich mnichów w białych i czerwonych szatach, co bardzo go zdumiało. Rzecz w tym, ze Hitler zabronił działalności wszelkim mistyczno-okultystycznym organizacjom, a badania okultystyczne mogły być prowadzone tylko za zezwoleniem i pod kontrolą Führera.

Wnętrze laboratorium, jak już się powiedziało, było rozmieszczone w czterech jednopiętrowych blokach, i wyglądało dostatecznie dziwnie. Na parterach znajdowała się ogromna ilość przedmiotów kultowych ze wszystkich kultur, narodów i czasów – były tam prawosławne ikony, maski i tanki z Tybetu oraz dawne bronie Wikingów. Była tam także ogromna lodówka z wielką ilością wanien, w których znajdował się lód i wycięte oczy najrozmaitszych zwierząt przywiezione z kombinatów mięsnych.

W laboratorium istniał oddział, którego pracownicy zajmowali się rzucaniem uroków ze szkoły „Laleczek starej Magdy” założonej w Królewcu jeszcze w XV wieku. Ci ludzie robili woskowe lalki podobne toczka w toczkę do polityków niechętnych czy wrogich Hitlerowi i Rzeszy. W otwory oczne wkładali oczy zwierząt. Potem ludzie, którzy posiadali możliwości wpływania na drugich, w odpowiedni dzień i godzinę wbijali w lalki grube, srebrne igły zakończone bursztynowymi kuleczkami. Trudno powiedzieć, czy w ten sposób szkodzono ofiarom magów, jednak kiedy w 1942 roku powiadomiono sir Winstona Churchilla, że jego lalka jest nakłuwana przez nazistów, to on się mocno tym zdenerwował.

Wiadomo, że jeden z pracowników Königsberg-13 jasnowidz i astrolog Hans Schurr stworzył przepowiednię zagłady III Rzeszy jeszcze na początku lat 40. On także przewidział dokładnie, że Königsberg padnie po trzech dniach w kwietniu 1945 roku. Oczywiście mu nie uwierzono i nie zwrócono uwagi na jego przepowiednie. Jednak kiedy w marcu 1945 roku, Armia Czerwona podeszła do Königsbergu to wtedy hitlerowcy zamordowali Hansa Schurra za nieszczęśliwe proroctwo.



Wiatr-morderca


Oprócz wszelkiej maści okultystycznych nauk, laboratorium Königsberg-13 zajmowało się badaniem takich trywialnych na pierwszy rzut oka rzeczy, jak… przeciągi.

Ruch potoków powietrza na wąskich średniowiecznych ulicach Królewca ukazują zadziwiające proces. Wystarczy powiedzieć, że wiatrowskazy na domach umieszcza się na dwóch poziomach: pierwsze – na dachu – pokazują ogólny kierunek wiejącego wiatru, zaś drugie umocowane niżej – przemieszczanie się powietrza na ulicach. Siła wiatru czasami bywa taka, że przyciska ona ludzi do ścian domów i musza mocno się natrudzić, żeby poruszać się z obranym kierunku!

Poznanie kierunku wiatru dawało niemało korzyści i pozwalało wykorzystać tą wiedzę w różnych celach, np. dla zastraszania: postawiło się koło odpowiedniego okna metalową konstrukcję, która uderzana wiatrem wydziela tajemnicze dźwięki i głosy. Wiatr wykorzystywano do zabijania ludzi. Specjaliści z Königsberg-13 opracowali cienkie, mocne, lekkie stalowe pióra, które puszczone na wiatr mogły zabić człowieka w dowolnie dużej odległości przenikając do wnętrza jego uszu.

Przeciągi podpowiedziały jeszcze bardziej wyrafinowane sposoby zabijania. I tak np. człowieka, którego chciano uśmiercić regularnie zapraszano w gości i nieodmiennie sadzano na tzw. gościnnym fotelu z wieloma dziurkami w oparciu. Fotel stawiano tak, że on znajdował się na przeciągu, pod ciągłym wpływem chłodnego powietrza. Po kilku takich wizytach płuca człowieka czerniały, a on sam umierał na zapalenie płuc.

I to jest wszystko, co wiemy – niestety – na temat Königsberg-13 i jego złowrogiej działalności. Tym, którzy się tym zainteresowali proponuje wyjazd do Kaliningradu i zobaczyć wszystko na własne oczy, chociaż po laboratorium pozostał jedynie fundament, tym niemniej Królewiec jest nadal bardzo zagadkowym i interesującym miastem.


Moje 3 grosze


Ten pierwszy człon tytułu dodałem sam, boż przekładając ten artykuł przypomniały mi się znane z literatury sci-fi instytucje zajmujące się czarami: rosyjski INBADCZAM w Sołowcu i Zakład Magotechniki INUINU w Kitieżgradzie z powieści braci Strugackich, Hogwart, Drumstrang i Beau Baton z powieści Pani Rowling, Czar-Tech z filmów Disneya… W nich wszystkich, poza funkcjami dydaktycznymi, były to placówki naukowe, w których magowie prowadzili badania nad czarami i je wciąż ulepszali oraz wymyślali nowe. A tutaj proszę – Niemcy jak się okazuje też mieli (i to bynajmniej nie jeden!) swój Czar-Tech na wzór Cal-Techu czy MIT, w którym pracowało się nad tym, by mordować ludzi, a nie im pomagać… - co zresztą wynikało z samej pseudofilozofii hitleryzmu zawartej w „Mein Kampf”.

Zdumiewa fakt, że Rosjanie tak po prostu przekazali Amerykanom dokumenty dotyczące Königsberg-13. Teza ta wydaje się być niewiarygodną, bowiem trudno przypuścić, by w GRU nie zrobiono chociaż ich fotokopii, tym bardziej, że istniał w nim wydział zajmujący się podobną problematyką, co podaję na odpowiedzialność red. Bogusława Wołoszańskiego. Idę o zakład, że fotokopie tych dokumentów „kiszą” się gdzieś na Chodynce na dnie archiwum GRU.

Jestem absolutnie przekonany, że te wszystkie czary-mary, hokus-pokus i smęty-rymęty są niczym innym, jak echami konkretnej wiedzy. Bardzo dawnej wiedzy, która z biegiem wieków coraz bardziej była niezrozumiała dla coraz bardziej prymitywnych mieszkańców Ziemi, aż wreszcie stała się religią lub systemem wierzeń w grupach i związkach w rodzaju np. masonerii. Przypominam: od katastrofy Atlantydy upłynęło sto dwadzieścia jeden wieków! – 363 pokolenia! Tylko najprostsze i najbardziej przyswajalne informacje miały możliwość przetrwać ten gigantyczny szmat czasu. Pozostałe treści stały się niezrozumiałe i dzięki temu przetrwały w formie religii, bo tylko tak mogły dotrwać do naszych czasów. To zresztą uchroniło tą wiedzę od zapomnienia, ale nie od niezrozumienia. I dopiero teraz zaczynamy rozumieć jej sens – kiedy nauka znów zaczyna osiągać poziom umożliwiający dostrzec coś znajomego w magicznych zaklęciach, rytuałach czy artefaktach. O tym doskonale wiedzieli Hitler, Göring, Himmler i inni zbrodniczy kapłani Czarnego Zakonu SS. Nad tym samym pracuje się po cichu na całym świecie. Po prostu zaczynamy powoli dochodzić do poziomu technicznego dawnych Supercywilizacji: Atlantydy, Mu, Lanki i posiadanych przez nie środków zniszczenia…

I tylko obyśmy nie powtórzyli ich losu.


Tekst i ilustracje – „Tajny XX wieka” nr 49/2012, ss. 4-5
Przekład z j. rosyjskiego –
Robert K. Leśniakiewicz ©