Powered By Blogger

wtorek, 5 marca 2013

Kosmos o imieniu Wszechocean: tajemnica UNO/NOD



Ludzkość poznała zaledwie 5% powierzchni dna oceanicznego, więc możemy się tam spodziewać wszystkiego - od megalodonów i basilosaurusów aż do Wodnych Ludzi...

Wadim Kulinczenko


Ten artykuł jest bardzo ważny. Ważnym jest dlatego, że został on napisany przez wyższego oficera rosyjskiej floty podwodnej – komandora Wadima Kuliczenko. A oto jego materiał, który został opublikowany na łamach magazynu „Tajny XX wieka” nr 46/2012:

Głębokowodny mięczak zwany piekielnym wampirem ratuje się przed atakiem drapieżnika wyrzucając obłok bioluminizującego śluzu zawierającego świecące na niebiesko kuleczki. Świecąca chmura oślepia napastnika u pomaga wampirowi w ucieczce…
Od najdawniejszych czasów człowiek interesował się życiem we Wszechoceanie i próbował przeniknąć jego tajemnice. Podwodny świat zawsze przyciągał ludzką wyobraźnię swym bezkresem…


Tajemnice hydrokosmosu


Pierwsza sumeryjska legenda o nurkach mówi, że Gilgamesz – król miasta Uruk – wyprawił się na dno morza w poszukiwaniu wodorostów, które powinny mu zapewnić nieśmiertelność, ale ich nie znalazł. Jednakże zainteresowanie zagadkami Wszechoceanu nie słabnie u ludzi na przestrzeni tysiącleci.

Na długo przed rozpoczęciem badań przez Ludzkość naszej Galaktyki, zaczęło się przenikanie tajemnic podwodnego świata, czy jak kto woli – hydrokosmosu. Budowano batyskafy, autonomiczne podwodne aparaty, kamery do podwodnej obserwacji ze specjalnymi manipulatorami, rozwijała się podwodna akustyka.

Po locie Jurija Gagarina w dniu 12.IV.1961 roku, uwaga Ludzkości przeniosła się na ocean atmosfery, bo jego tajemnice wydawały się być bardziej dostępne od podwodnych. Poznawanie morskich głębin zahamowało się, pomiędzy tym perspektywy pozostały: szkło ceramiczne mogące wytrzymać potworne ciśnienie morskich głębin – 10.670 m (106,7 MPa, 1067 at – przyp. tłum.) Pomimo atomowych urządzeń energetycznych, autonomiczne aparaty będą napędzane silnikami pracującymi na nadtlenku wodoru (H2O2) i innych związkach chemicznych albo elementach paliwowych. Obserwuje się także proces w systemach kierowania takimi urządzeniami.

Być może znajdą zastosowanie niebiesko-zielone lasery, których promienie są w stanie przenikać przez grube warstwy wody na wielkie odległości. Do sondażu iłów dennych można będzie zastosować specjalne urządzenia wysyłające co 10 sekund impulsy dźwiękowe.


Kto szumi pod wodą?


Jak na razie pozostaje nam metoda akustycznego sondażu wód Wszechoceanu. Dźwięki morskich głębin są wyławiane przez systemy, które powstały w laboratoriach wojskowych.

W latach 60., specjaliści z US Navy umieścili w wodach Wszechoceanu ogromną sieć podwodnych hydrofonów (sonarów pasywnych, biernych – przyp. tłum.), której celem było wykrywanie i śledzenie radzieckich okrętów podwodnych. (Chodzi o system IUSS – Integrated Undersea Surveillance System, którego częścią jest znany z powieści Toma Clancy’ego Sound Surveillance System czyli SOSUS – przyp. tłum.) Przy pomocy tego systemu udało się namierzyć miejsce zatonięcia amerykańskiego SSN USS Scorpion w maju 1968 roku.

A z jaką dokładnością sygnał dźwiękowy jest w stanie znaleźć miejsce tragedii – może służyć przykład z namierzeniem rejonu katastrofy naszego SSB K-129, który zatonął w Pacyfiku w marcu 1968 roku. Ale taką dokładność można – według mnie – wyjaśnić tym, że doszło tam do przypadkowego zderzenia z amerykańskim SSN USS Swordfish, który odnotował współrzędne tego zdarzenia. (Z katastrofą K-129 jest związana ciekawa teoria spiskowa, która zakłada, że K-129 miał wystrzelić SLBM w kierunku Honolulu, co miało spowodować III Wojnę Światową. Obawiam się jednak, że jest to tylko teoria spiskowa, choć z drugiej strony obecność na pokładzie K-129 8 dodatkowych członków załogi świadczy o tym, że okręt ten mógł wykonywać jakąś tajną misję np. wywiadowczą czy techniczną… - przyp. tłum.)

Jakby tam nie było, kiedy w 1991 roku do eksploatacji tego systemu hydroakustycznego dopuszczono uczonych, nie doszło do jakichś sensacyjnych odkryć. Hydrofony umieszczone na głębokości kilkuset metrów pozwalają na rozpoznanie większości dźwięków po ich spektrach – swego rodzaju etykietkach dźwiękowych. Dzięki nim można rozpoznawać „pieśni” wielorybów, dźwięk pracy śrub okrętów podwodnych, tarcie gór lodowych jednych o drugie i o dno, huk podwodnych trzęsień ziemi, itd. itp. …

Modulowany częstotliwościowo i dosłownie celowy, sztuczny sygnał dźwięczał w głębinach, którego uczeni nazwali Ascendent/Woschodiaszczyj/Wznoszącym ustawicznie odzywał się w wodach oceanu w okresie 1991-1994 roku. Potem znienacka znikł. Ale po dziesięciu latach znów się pojawił, wzmocnił się i – co ciekawe – stał się wielokształtnym (Zapis tego sygnału zob. - http://www.youtube.com/watch?v=OBN56wL35IQ – przyp. tłum.).  Analitycy z US Navy, którzy usiłują się jakoś zorientować w naturze tego fenomenu, prowadzą swe badania równolegle do instytucji cywilnych, rozwodzą tylko rękami. Czyj to sygnał? – nie wiadomo. Skąd pochodzi? – nie wiadomo. Namierzyć źródło/źródła tych sygnałów – nie sposób. One albo znajdują się daleko od hydrofonów i przemieszczają się z miejsca na miejsce. Znaleziono dla nich nazwę – NOD – nieznane obiekty dźwiękowe (po angielsku UNO – Unknown Noise Object – Nieznane Obiekty Hałasujące, w odróżnieniu od USO – Unknown Submarine Object – Nieznany Obiekt Podmorski – przyp. tłum.)  

Kto tak szumi pod wodą? Nieznane nauce potwory czy też Przybysze z Kosmosu zwiedzający Wszechocean Ziemi?


A na pożegnanie – „kwa-kwa”


Taką właśnie nazwę otrzymało zarejestrowane zjawisko, naturę którego usiłowali rozwiązać także nasi, rosyjscy ludzie morza i współpracujący z nimi cywilni naukowcy. Wychodziło na to, że „rechotki” mogłyby być niczym innym, jak podwodnymi UFO – czyli USO. Jednak ta wersja nie znalazła potwierdzenia wśród oficerów specgrup zajmujących się tą problematyką.

A pojawiła się owa problematyka w latach 70. XX wieku. To było tak: na dużych głębokościach nasze atomowe okręty podwodne zaczęły wychwytywać swymi sonarami biernymi jakieś niepojęte dźwięki pochodzące na pewno od poruszających się obiektów. Sonarzyści wychwytywali jakieś zupełnie dziwne sygnały, przypominające nieco rechotanie żab. Nieznane obiekty, które je wydawały otrzymały od marynarzy nazwę „rechotki” (w oryginale kwakiery – przyp. tłum.) która to nazwa pojawia się także w oficjalnych dokumentach.  (Sprawę tą opisano już w artykule zamieszczonym na stronie -  http://wszechocean.blogspot.com/2011/06/rechotki-z-oceanicznych-gebin.html - przyp. tłum.)

Czemu te „rechotki” są tak niezwykłe? Sądząc po rezultatach ciągłej pelengacji tych USO, one kręciły się wokół naszych okrętów podwodnych zmieniając częstotliwość i tonację sygnałów, jakby chciały wciągnąć nas w rozmowę. Szczególnie żywo one reagowały na akustyczne „przekazy” z okrętów podwodnych, ale nie było z ich strony agresywnych reakcji. Niewidoczne obiekty odprowadzały nasze okręty z rejonu ich działania, a potem zakwakały i literalnie pożegnawszy się – znikały.


Przerwane badania


Chociaż przez długie lata nie zdarzyło się ani jedno zderzenie z tymi USO/UNO, załogi okrętów podwodnych w czasie tych Bliskich Spotkań czuły się nie bardzo…

Pod koniec lat 70., w czasie największego nasilenia Zimnej Wojny, jest rzeczą oczywistą, że takie zjawiska nie mogły ujść uwadze głównodowodzącego i dowództwa Radzieckiej Floty. Powołano grupy specjalne do ich zbadania. Podstawowym zadaniem, które przed nimi postawiono, było wyjaśnienie:
1.      Jakie podwodne obiekty wydają takie dźwięki;
2.    Jakie jest ich pochodzenie;
3.    Czy jest to nowa broń Amerykanów;
4.    Czy jest to nowe urządzenie do śledzenia naszych okrętów podwodnych.
W końcu lat 70. miała miejsce naukowa konferencja poświęcona temu tematowi, która nie doprowadziła do wyciagnięcia zasadniczych wniosków.

Na początku lat 80., program „Rechotka” niespodziewanie zamknięto, grupy zajmujące się tym niezwykłym zjawiskiem rozformowano, a oficerowie w nich pracujący otrzymali inne przydziały. Wszystkie prace i rezultaty w grubych teczkach z gryfem ŚCIŚLE TAJNE! znikły w archiwach.

Dlaczego to wszystko stało się tak nagle, wie tylko Pan Bóg i wyższe naczalstwo. Ale zrozumiałe jest coś innego: dlaczego przedmiot prac był tak bardzo utajniony. Każde państwo do czasu, do ostatniej chwili chroni swe priorytety, a szczególnie w delikatnych tematach i obszarach. No bo czyż nie nadal utrzymują Amerykanie w sekrecie tajemnicę UFO, który rozbił się w lecie 1947 roku w stanie Nowy Meksyk?

I czego udało się dowiedzieć o „rechotkach”? – ba! – wiadomo o nich bardzo mało – o czym mówią nawet pracownicy specgrup. W dzisiejszych czasach tym tematem nikt oficjalnie się nie zajmuje, chociaż są jego fani. Amerykanie także usiłują rozwiązać tą tajemnicę. A pomiędzy tym tajemnicze „rechotki” nie przestają wydawać tajemnicze dźwięki, i jak dotąd nie wyrządziły podwodniakom żadnej szkody.

Wody Wszechoceanu kryją niejedną tajemnicę...


Moje 3 grosze


A więc zagadka pełna. Zamknięcie programu „Rechotka” nie jest znów takie dziwne, bo lata 80. to apogeum Zimnej Wojny i uwagę Rosjan skierowano w Kosmos, w którym Ronald Reagan szykował się do gwiezdnych wojen i walnej rozprawy ze Związkiem Radzieckim.

Z drugiej strony jestem zdania, że „Rechotka”, to jest jeden z przejawów działalności Wodnych Ludzi, czyli Syren, Trytonów, o których pisałem na stronach: http://wszechocean.blogspot.com/2012/05/jeden-powod-wiecej-by-obawiac-sie-plaz.html oraz http://wszechocean.blogspot.com/2013/01/syreny-w-mrokach-wszechoceanu.html w których przedstawiono dowody na istnienie rozumnych mieszkańców Wszechoceanu. Może się ktoś z Nimi dogadał i sprawie ukręcono łeb? A może stwierdzono, że Oni nie zagrażają ludziom i dano Im spokój na jakiś czas? Możemy snuć jedynie domysły. Ostatnio pojawił się film sci-fi pt. „Ostatnia misja USS Iowa” (reż. Thunder Levin, 2012), w którym dzielni amerykańscy marynarze walczą z Obcymi poruszającymi się w ultraszybkich okrętach podwodnych i paraliżujący całą elektronikę okrętów US Navy – z wyjątkiem leciwego pancernika, który nie ma jej na pokładzie ani grama, i co staje się przyczyna klęski Obcych. Filmik jak filmik – klasy B, ale z tzw. kluczem. Jest nim obecność „rechotek” we Wszechoceanie.

Już tak na marginesie tamtej sprawy – istnienia rozumnych istot we Wszechoceanie – to rzuciłem przypuszczenie, bardziej żartem niż serio, że Oni wybili co do płetwy potworne megalodony – największe rekiny wszech czasów. Czy było to technicznie możliwe? Otóż tak – było, z tym, że musiano zastosować osobliwą technikę polowania. Aby pokonać takiego giganta trzeba było dać się przezeń połknąć, na wzór proroka Jonasza! Następnie połknięty myśliwy rozcinał żołądek mega-rekina i dobierał się do jego serca. Opisał to dokładnie Steve Robert Alten w powieści „Meg – potwór z głębin” (2004), w której główny bohater w ten właśnie sposób pokonał potworną bestię z dna Rowu Mariańskiego. Postępując w ten sposób można by było zredukować populację megalodonów do zera, lub niemal do zera… Dla istot przystosowanych do życia w wodzie nie powinno to stanowić większego problemu.

Czy można mieć do Nich o to pretensje? Nie, bo Oni przecież walczyli o swoja przestrzeń życiową z dominującymi drapieżnikami we Wszechoceanie, jak czynili to nasi praprzodkowie na lądzie – to jest oczywiste. A wracając do „rechotek”, to jest oczywiste, że są to statki podwodne o wiele bardziej zaawansowane technicznie, niż ziemskie konstrukcje. No i na pewno Oni opracowali technologię podwodnego „stealth”, która uniemożliwia ich namierzanie przy użyciu naszych sonarów aktywnych i pasywnych.

Ale to już jest temat z innej ballady. Będę śledził ten temat w rosyjskiej prasie i przekazywał nowe dane Czytelnikowi w miarę na bieżąco. 

...i czeka nas w nich niejedna niespodzianka...


Tekst i ilustracje – „Tajny XX wieka”, nr 46/2012, ss.6-7
Przekład z j. rosyjskiego i komentarz –
Robert K. Leśniakiewicz ©