Powered By Blogger

czwartek, 14 marca 2013

Templariusze, zamki i mgła - czyli podróż uczona do Bytčy


Mapka trzeciej podróży uczonej na szlakach Templariuszy na Słowacji


W dniu wczorajszym wziąłem udział w sympozjum naukowym na temat Templariuszy w Żylińskim Kraju na Słowacji, na którym wygłosiłem referat pt. „Wędrówki Świętego Graala”, który został przetłumaczony na język słowacki i ukaże się w zborniku po tej konferencji.

Jest to już trzecia podróż uczona po śladach Templariuszy na Słowacji. Dwie pierwsze pozwoliły mi się nieco ogarnąć w temacie – ta była z kolei podsumowaniem i możliwością konfrontacji mojej wiedzy, z wiedzą Kolegów ze Słowacji. Oczywiście ich wiedza jest nieporównywalna z moją, bowiem ja jestem tylko turystą i tłumaczem ich niektórych prac, a oni mają to u siebie dosłownie za progiem.

Tak więc wyruszyłem z domu parę minut przed siódmą. Pogoda – nieszczególna, w nocy napadało 1-2 cm śniegu, temperatura spadła do -1,3°C, ciśnienie zaś tkwiło na poziomie 992 hPa. Niebo pokrywała gruba warstwa chmur, z której od czasu do czasu polatywały pojedyncze pruszynki. Najpierw podjazd pod Wysoką – po drodze zapomnianej przez Boga i przeklętej przez ludzi. Nabój śnieżny i goły lód, zero posypki. Podrózuje z prędkością 30 km/h i dopiero w Spytkowicach mogę przydusić na gaz.

Dobra droga kończy się tuż za granicą – śniegowo-wodna „maśtyka” na drodze i mgła ogranicza prędkość jazdy – maksymalnie 60 km/h – prędzej się nie da, tzn. da się, ale grozi to wpadnięciem do rowu czy zderzeniem… No i ta mgła – otumaniająca, dezorientująca. Jadę znanym szlakiem – do Dolnego Kubina, skąd odbijam na północny-zachód do Parnicy, skąd jadę do Terchovej. Terchova to miejsce, w którym urodził się słynny zbójnik Janosik (właściwie Janošik) bohater ludowy czterech narodów… Droga biegnie pośród lasów, w których przewagę ma leszczyna. Drzewa są pokryte żółtymi kwiatostanami. Strumienie toczą zielonkawoniebieskie wody, śnieg zalega tutaj na wysokości 600-650 m n.p.m. W Terchovej nie udało mi się sfotografować pomnika Janosika – gęsta mgła nie umożliwia zrobienia dobrego zdjęcia… Temperatura rośnie do +2°C i tak już zostaje do samej Bytčy.

Konferencja odbywa się w Sobášnym Pałacu, który ongi należał do potężnego rodu Thurzo. Nazwisko to jest znane wielbicielom literatury historycznej i sensacyjnej, bowiem palatyn Juraj Thurzo był człowiekiem, który prowadził sprawę sądową przeciwko słynnej wampirzycy Elżbiecie Batory, której udowodnił ponad 650 zbrodni dokonanych na młodych kobietach zamęczonych przez nią i jej sadystyczne pomocnice w jej lochu, i wymierzył im sprawiedliwość. Zainteresowanych tą historią odsyłam do - http://wszechocean.blogspot.com/2012/06/krwawa-hrabina-elzbieta-batory-1_936.html i dalsze.

Na miejsce przybywam kilka minut przed dziesiątą, i zatrzymany u wrót pałacu przez templariuszowską wartę – zdążam prawie na wystąpienie dr Miloša Jesenský’ego, który mówi o Templariuszach w światowej beletrystyce. W referacie mówi się o co ciekawszych utworach światowej literatury pięknej, gdzie ostatnimi czasy szczególna rolę grają powieści sensacyjno-historyczne Umberta Eco i Dana Browna.

Następnym prelegentem jest mgr Peter Kubica, który mówił o Templariuszach w literaturze słowackiej. Okazuje się, że poza ludowymi podaniami i legendami o Czerwonych Mnichach, Templariusze stanowią wdzięczny temat w słowackiej literaturze romantycznej – pisano o nich powieści i poematy. Zainteresowanych odsyłam do pracy dr Jesenský’ego pt. „Templariusze – legendy honoru i sławy”, której przekład zakończę w przyszłym miesiącu i która będzie dostępna dla polskich turystów na Słowacji.

Bardzo interesujące były także dwa następne wystąpienia: mgr Ivety Florekovej – „Historyczny rozwój Oravy w XII-XIV wieku” i mgr Pavla Mašlaňa – „Templariusze na Vsetinsku”. Słowo wyjaśnienia – Vsetinsko to kraina geograficzna obejmująca zachodnią część Słowacji i północno-wschodnią część  Moraw. Okazuje się, ze w przypadku zarówno Vsetinska jak i Oravy – główna rolę w kolonizacji tych krain mieli właśnie templariusze, którzy tworzyli tam swe siedziby wraz z cała infra- i ultrastrukturą. Co więcej – ich obecność stanowiła rękojmię rozwoju, pokoju i co za tym idzie – dobrobytu tych ziem. Pełnili oni tam misję pokojowo-osiedleńczo-stabilizacyjną i można by ich porównać do wojsk ONZ z misji KFOR, IFOR czy innych w dzisiejszym świecie. Strzegli tych ziem, bezpieczeństwa ich mieszkańców i nade wszystko szlaków komunikacyjnych z Europy Południowej do portów Morza Bałtyckiego i krain Północy. To właśnie tymi szlakami wożono węgierskie wina i polską sól z żup Wieliczki i Bochni, i jantar znad Bałtyku i błyskotki weneckich i florenckich mistrzów. Nawiasem mówiąc, istnieje ludowa powiastka z rejonu Sidziny w Małopolsce, mówiąca o tym, że dla bezpieczeństwa kupców jeżdżących na trasie Południe – Północ gwarkowie z żupy wielickiej przebili tunel pomiędzy Podwilkiem a Sidziną by skrócić im drogę od Orawy do Krakowa… Tunel ów ma przebiegać gdzieś pod masywem Beskidu (769 i 803 m) tylko, że nikt go nie znalazł do dziś dnia…


Wracając do templariuszy na Słowacji, to jestem zdania, że jeżeli chcieli gdzieś ukryć swe skarby – w tym Świętego Graala – to tylko tam. Dlaczego? Ano dlatego, że w tych czasach Słowacja była jedną z najbardziej spokojnych krain położonych na peryferiach ówczesnego świata, który koncentrował się na zachodzie i południu Europy – we Francji, Anglii, Italii czy Niemiec. W tym czasie trwała tutaj kolonizacja pustek i tworzenie podwalin administracji królewskiej. Templariusze zaś mogli spokojnie budować zamki, twierdze i warownie. Część ich skarbów mogła pójść na te właśnie cele. Pozostała na utrzymanie się na tych ziemiach. Dlatego, ze skarbem Templariuszy stało się tak, jak ze skarbem Inków, jak twierdzi mgr Wiktoria Leśniakiewicz – po prostu z biegiem czasu został on wydany.

Jest jeszcze druga strona medalu – i skarb ten mógł być znaleziony przez kogoś i spożytkowany – w tym przypadku przez słynnego alchemistę i maga Nikolasa Flamela, który naraz wzbogacił się z niewiadomego źródła. Pomówiono go o wynalezienie kamienia filozoficznego, ale jest to jedna z wielu mrzonek Ludzkości, więc alternatywa jest albo złota bonanza, albo odkryty skarb templariuszowski. Zainteresowanych odsyłam do mojego referatu na stronie - http://wszechocean.blogspot.com/2013/03/wedrowki-swietego-graala.html. Tak czy inaczej, tajemnica wciąż pozostaje tajemnicą i nie widzę jakiegokolwiek powodu, dla którego Święty Graal nie mógłby choć przez krótki czas nie pozostawać na Słowacji, gdzie poszukiwali go właśnie… - Kalikstyni mający kielich w swym herbie i członkowie Bractwa Św. Wawrzyńca czyli Bractwa Siedmiu Gwiazd – zawodowi poszukiwacze skarbów.

W przerwach pomiędzy referatami Templariuszowska Grupa Rekonstrukcji Historycznej dawała popisy walki pieszej na miecze, miecze i tarcze, popisywano się sprawnością we władaniu bronią no i ukazywaniem codziennego życia Braci Świątyni. Przerwy ogłaszano i kończono uderzeniami w bojowy bęben i krzykiem herolda. Kawalerowie Zakonu odziani byli w białe tuniki z czerwonym krzyżem na lewej piersi, nałożone na kolczugi, hełmy i białe spodnie a także skórzane buty. Przy pasach mieli miecze, którymi posługiwali się nader sprawnie. Uzbrojenia dopełniały małe i duże tarcze oraz włócznie. Damy Zakonu miały stroje z epoki – długie suknie w kolorach czerwonym i granatowym. Pełniły one bardziej rolę pomocniczą, stanowiąc miłe oku tło dla Rycerzy Świątyni, którzy popisywali się swoją sprawnością.

By oddać wszystkim sprawiedliwość należy wspomnieć tutaj o nienagannej sprawności organizacyjnej tej Konferencji, której zapewniono doskonałą oprawę z każdej strony – w tym kulinarnej, co jako smakosz i obżartuch muszę też odnotować. A zatem na przegryzkę były kanapki z salami i różnymi gatunkami sera plus pomidory i oczywiście papryka. Z dań obiadowych słynne haluški z kapustą (coś à la nasze łazanki z kapustą), kotlety schabowe z ziemniakami z wody lub sałatką ziemniaczaną na zimno (podobną w smaku do polskiej sałatki jarzynowej z ziemniakami) – polecam! No i oczywiście gulasz (równie ostry jak gulasz szegedyński) z ryżem lub pieczywkiem. Mimo swej ostrości – niebo w gębie!     

Wracałem do domu późnym popołudniem. By nie powtarzać trasu – czego nie lubię – pojechałem drogą przez Makov do Turzovki a potem do Čadcy, skąd do Zwardonia, a potem do Żywca i przez Suchą Beskidzką powróciłem do domu – pokonując ogółem dystans 313 km, jak obliczył to pokładowy komputer mojego auta. Przyznaję, że mile zaskoczył mnie Zwardoń, gdzie wreszcie zrobiono nowoczesną drogę z przestronnym tunelem i śmiało poprowadzonymi estakadami – pozostałość po EURO-2012!

Nie lubię jechać po nocy przez Słowację. I to nie dlatego, żebym się bał, ale dlatego, że mam wrażenie, że zakłócam komuś spokój. Słowacja to piękny kraj, którego całe połacie są nietknięte ręką ludzką i mają jeszcze stan pierwotnej dzikości. Kiedy jadę w księżycową noc właśnie przez Kysuce, to czuję coś, co mogę określić tylko jako Obecność czegoś ponadzmysłowego i ponadwymiarowego. Dziwne rzeczy zdarzają się tutaj nawet w biały dzień – ot, chociażby wczoraj – jadąc z Chyżnych do Trsteny widziałem na drodze wirujący wzdłuż poziomej osi wał mgły, który, kiedym się doń zbliżył, rozwiał się i przepadł na śnieżnym polu. Co to było? UFO? Duch? Wiłła?... Nie wiem, ale udało mi się to sfotografować. To było w dzień, a co dopiero w chłodną, śnieżną i mglistą noc marcową? To jak w opowiadaniach i nowelach H. P. Lovecrafta czy R. E. Howarda… Nastrój panujący wśród lasów i kopców można przyrównać tylko do tego, który panuje wśród dzikich pustkowi Islandii czy wrzosowisk Avalonu. Dlatego Słowacja mogła przypaść Templariuszom do gustu – kraj uduchowionego piękna w dzień i kosmicznego horroru w nocy. Nie na darmo na Słowacji nakręcono kilka filmów grozy – że wspomnę tylko „Drakulę” według Brama Stokera… Dlatego zachwycał się nią Jules Verne i wielu innych pisarzy, malarzy i poetów. To kraina wprost stworzona dla natur romantycznych i awanturniczych. Dlatego właśnie tutaj rycerze-mnisi mogli ukryć swój największy skarb, Świętego Graala i tu go strzec, wśród tych lasów i gór.

A teraz wskrzesza się na nowo ich historię – i dobrze. Życzę jak najlepszych rezultatów słowackim Kolegom w ich szlachetnych poszukiwaniach. A mnie interesuje jedno – czy Rycerze Świątyni nie wypuszczali się także za łańcuchy Beskidów i Tatr na północ, ku krajowi Wiślan i Polan? Idę o zakład, że zapuszczali się również ku Gnieznu, a potem Krakowowi, który od 1320 roku był faktyczną stolicą Polski, i mieli swe wpływy na Wawelu… Poza tym istniały ich komandorie na terenach Polski, z którymi zapewne utrzymywali łączność. Myślę, że będzie można dopisać kolejny rozdział także i w naszej historii.

Jordanów, 2013-03-14