Powered By Blogger

sobota, 31 stycznia 2015

I powróci Godzilla... (2)


II


Zamrugałem tępo powiekami.
- Gdzie? – zapytałem niezbyt przytomnie.
- Na Morzu Beauforta, u północnych wybrzeży Alaski. Mniej więcej na wysokości Prudhoe Bay, jakieś 15 mil na północ od tego portu.
Przymknąłem oczy i wyobraziłem sobie mapę Arktyki.
- Skąd nas podjęto? – zapytałem.
- Niedaleko stąd – komandor lekko wzruszył ramionami – jakieś 30 mil. 
- Niczego nie rozumiem – mruknąłem po polsku. Staliśmy w miejscu niemal przez tydzień, ale dlaczego? Chyba nie ze względu na nas i innych rozbitków z Italii 2. Zresztą…
- Proszę?
- Mówiłem, że niczego nie rozumiem – przeszedłem na angielski. - Ostatni odczyt z pokładowego GPS wskazywał na to, że jesteśmy nad Morzem Wschodniosyberyjskim około 50 mil na wschód od wysp Anjou. A potem chyba trzasnęło nami o lód, bo niczego nie pamiętam.
- OK., w takim razie proszę nam opowiedzieć, co pan pamięta. 

Poprawiłem się na łóżku, które automatycznie podniosło podgłówek tak, że mogłem niemal usiąść.  
- Wystartowaliśmy Italią 2 z Triestu i polecieliśmy do Słupska, gdzie dosiadłem wraz z panią Zalewską – podjąłem moje opowiadanie. – Czerwcową pogodę mieliśmy bardzo ładną, słoneczną i stabilną, jak w sierpniu. Nawet na trasie nie było burz termicznych, które potrafię nieźle uprzykrzyć życie… Planowo dotarliśmy do King’s Bay i tam zatrzymaliśmy się, by dokonać przeglądu technicznego przed dalszym skokiem na Biegun Północny i Wyspy Anjou, gdzie spodziewaliśmy się odkryć Ziemię Sannikowa, a tak naprawdę to tylko quasi-wyspy z kier lodowych i pni drzewnych. Poza tym mieliśmy jeszcze zamiar sprawdzić wszystkie dziwne informacje na temat wejścia do wnętrza Pustej Ziemi…
Sato i jego ludzie spojrzeli na mnie dziwnie.
- Przepraszam, czego? – zapytał.
- Tak, jak powiedziałem – odrzekłem – Pustej Ziemi. I jeszcze jednego, a mianowicie Pisanej Komnaty.
- Czy to… czy to jest jakiś żart? – zapytała pani Azumi wymieniając błyskawiczne spojrzenia z komandorem Sato.
- Bynajmniej – odpowiedziałem – takie były cele tej wyprawy. Spodziewaliśmy się znaleźć wejście do Pustej Ziemi właśnie w rejonie Archipelagu Anjou.
- Ależ to są jakieś… bajki! – Okimayo omal tego krzyknął, co było szczytem okazywania emocji przez Japończyków.
Roześmiałem się.
- Ależ wiem o tym, ale chcieliśmy mieć wreszcie bezsporny dowód na to, że to jest bajka i nic ponadto. Poza tym chcieliśmy wreszcie ukrócić wszystkie spekulacje na ten temat.

Drzwi otworzyły się i stanęła w nich Krystyna. Była w kwiecistej piżamie. Na jej wymizerowanej twarzy malowała się radość. Za nią weszła ładniutka dziewczyna ubrana w zielonkawy mundur. Wrażenie psuł pistolet maszynowy przewieszony przez jej ramię. Zasalutowała Sato i wyszła. Krystyna usiadła obok mnie na łóżku. Miała obandażowane dłonie i stopy, a i na twarzy widać było ślady straszliwych ukąszeń arktycznego chłodu. Ucałowałem ją a ona spojrzała na mnie i skinęła nieznacznie głową. Zrozumiałem – byliśmy pod strażą.
Najwidoczniej wróciłem do siebie już na dobre, bo momentalnie się wściekłem.
- Co to znaczy? – zapytałem przez zaciśnięte zęby. – Czy jesteśmy aresztowani? A jeżeli tak, to za co?
- Przepraszam – Sato uśmiechnął się – ale takie tu obowiązują przepisy. Nasz statek badawczy podlega Siłom Samoobrony Cesarstwa Japonii i choć jest statkiem pod banderą cywilną, to wykonuje misję ściśle wojskową.
- Szpiegujecie Rosjan? – zapytała Krystyna.
- Nie teraz – odpowiedział Sato – choć się zdarzało. Ich i Koreańczyków z północy. Jedni mają Buławę drudzy Taepo-Dong 4 – to taka jej najnowsza wersja wzorowana na Buławie… Szaleńców trzeba pilnować. Rzecz polega na tym, że RV Kaio Maru 22 jest statkiem hydrograficznym, ale należy do JXSDF.

Nie przypominałem sobie, bym znał taką instytucję.
- Co to za firma? – Krystyna włączyła się do rozmowy. Jej głos był chropawy i schrypnięty. Musiała się nieźle zaziębić…
- Ten skrót oznacza Japan Xenomorph Self Defence Forces – Japońskie Siły Samoobrony przed Obcymi Formami Życia, tak to można przetłumaczyć – oświadczył Sato. Osobiście wolę skrót Specjalne Siły Samoobrony – czyli S³.
Aha, to stąd ten dziwny emblemat na rękawach z logo przypominającym Godzillę,  potwora z japońskich filmów – przemknęło mi przez mózg.
- A ja myślałam, że to tylko wymysł waszych reżyserów z TOHO Inc. – powiedziała Krystyna wywołując ogólną wesołość.
- No nie bardzo – odparł Sato - S³ istnieje już od 1950 roku, kiedy pojawiła się w mediach dziwna sprawa zaginięć i zatonięć statków w trójkącie Smoka na Morzu Diabelskim. To taki nasz odpowiednik Trójkąta Bermudzkiego. Podsunęliśmy kilka niezłych pomysłów chłopakom z TOHO i chwyciło, Godzillę zna cały świat! A wracając do tematu, to słyszeliście chyba o zaginięciu RV Kaio Maru 5?

W mózgu otworzyła mi się kolejna klapka – już wiedziałem, skąd znajoma mi była nazwa tego statku… To właśnie rok 1949 zaczyna ponurą statystykę, i tak: 4 kwietnia w okolicach wyspy Bonin ginie bez śladu statek japoński Guro Sio Maru 1. To jest już Trójkąt Smoka na Morzu Diabelskim… 21 kwietnia ginie drugi statek Guro Sio Maru 2 w okolicy wyspy Miyake. Statek znika dosłownie przed redą portu na Miyake…

W lipcu 1950 roku na akwenie Morza Diabelskiego ginie bez wieści statek Chyo Huku Maru, który nadawał sygnały SOS z okolic wyspy Mikura. 24 września tegoż samego roku ginie bez wieści kolejny japoński statek. Jest to RV Kaio Maru 5 z ekipą naukowców na pokładzie. Niektóre źródła podają, że statek ten zaginął w 1955 roku. Wszystkie wszakże zgadzają się co do tego, że ekipa ta miała zbadać przyczyny zniknięcia wymienionych tutaj jednostek i innych, które zaginęły tam wcześniej.

Historia powtarza się w roku 1953. W dniu 6 stycznia, w okolicach wyspy Sumisu statek Siu Shei Maru zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Potem w lutym w okolicach wyspy Nishino znika bez śladu statek Guro Sio Maru 3. Następnie 25 września statek Fu Ya Maru znika tajemniczo w okolicach wyspy Miyake. Z kolei 10 października statek Shihyo Maru zniknął na akwenie koło wyspy Miyake. Statek Ko Zi Maru znika na akwenie w okolicy wyspy Iwo Jima w grudniu tego samego roku.

- Dokładnie tak – potwierdził Sato. – I właśnie dlatego powołano do życia JXSDF czyli S³.
- Z jakimi rezultatami? – zapytałem. – Mam nadzieję, że informacje o tym nie są tajemnicą stanu?
Sato roześmiał się.
- Nie, nie są – rzekł – większość wydarzeń na Morzu Diabelskim została wyjaśniona, wraki statków zostały odnalezione, ale nie wszystko wyjaśniono i nie wszystkie wraki się znalazły. Najczęściej wyjaśnienia były najprostsze: sztormy, huragany, wybuchy wulkanów podmorskich czy erupcje złóż hydratów metanowych. Ale w kilkunastu przypadkach nie ma żadnych wyjaśnień poza… - wykonał dłonią nieokreślony gest.
- … działalnością Kosmitów? – zapytałem.
- Powiedzmy trzeciej siły – sprostował komandor – tak ja to określam.
Skinęliśmy głowami. Wymieniliśmy z Krystyną znowu błyskawiczne spojrzenia. Kto jak kto, ale ona mogła powiedzieć o tym najwięcej…

- No ale powróćmy do katastrofy Italii 2 – Sato powrócił do zasadniczego tematu – co z tym wejściem do środka Ziemi?
Poprawiłem się na poduszkach.
- A to jest dość stara historia – powiedziałem – datuje się jeszcze od czasów Juliusza Verne’a i jego powieści „La voyage au centre de la Terre” wydanej pod koniec XIX wieku.  Chyba ją znacie, bo była filmowana kilka razy…
Wszyscy skinęli głowami na znak zgody.
- No właśnie – kontynuowałem - najprawdopodobniej w czerwcu lub lipcu 2007 roku szykowała się bezprecedensowa międzynarodowa wyprawa na Biegun Północny! Celem jej miało być sprawdzenie, czy znajduje się tam otwór prowadzący do wnętrza Ziemi. Wyprawa ta ma dotrzeć tam na pokładzie rosyjskiego atomowego lodołamacza. Mówiło się, że będzie to NS Jamał. 15 lutego 2007 roku stało się wiadomym, kto będzie kierował tą ekspedycją. Miał nim być nim doktor fizyki Brooks Alexander Agnew, który nawet wydał książkę pod tytułem „The Ark of Millions of Years”. Od niemal 20 lat zajmował się on „obmierzaniem” Ziemi i w swej pracy stosował georadary umożliwiające mu spojrzenie w jej głąb. Przedsięwzięcie pod szyldem EKSPEDYCJA DO WNĘTRZA ZIEMI PRZEZ BIEGUN PÓŁNOCNY było przygotowywane od dawna. Miała to być największa ekspedycja geologiczna w historii. Nieoczekiwanym ciosem dla ekspedycji stało się odejście dotychczasowego kierownika ekspedycji Stevena Curry’ego. Zastąpił go właśnie dr Agnew. „Nie mogę polecieć na Księżyc, ani na Marsa ale za to ja mogę stanąć na Biegunie Północnym!” – tak mówił. Entuzjaści już opracowali plan, pozyskali kandydatów do tej ekspedycji i tworzą grupy robocze. Jak mówi sam dr Agnew, że na Everest ludzie wchodzili setki razy, leżącego na dnie oceanu Titanica też przeskanowali od zęz do szczytów kominów, ale na Biegunie Północnym ta ekspedycja będzie pierwszą, która będzie szukać tam Wejścia do środka Ziemi. Jak mówi szef ekspedycji, istnieje tylko jeden statek, który jest w stanie przewieźć ekipę na Biegun Północny i zrealizować cele NPIEE. Jest to rosyjski lodołamacz NS Jamał, którego armatorem jest Murmański Transport Morski, najpotężniejszy lodołamacz świata. Przy długości kadłuba 150 m, lodołamacz waży 73.000 ton, a jego maszyny rozwijają moc 75.000 KM. To właśnie NS Jamał w ubiegłym roku wsławił się brawurową akcją ratowniczą załogi dryfującej stacji polarnej Siewiernyj Polius 34, kiedy groziła jej pewna śmierć.
- Było coś takiego – rzekł Sato – i co dalej?

- Oczywiście są także inne lodołamacze, które są wynajmowane przez międzynarodowe firmy turystyczne, właśnie w celu dowożenia wycieczek na Biegun Północny, ale tylko Jamał służy nie tylko do przewozu turystów, co trafia mu się i pięć razy w roku, a jest do tego specjalnie przystosowany. Na pokładzie jest sauna, sala gimnastyczna, basen pływacki, sala muzyczna i nawet salka kinowa. Kabiny są dwuosobowe, ale są także eleganckie apartamenty. Na pokładzie jest również helikopter i hangar, tak że Jamał może zabezpieczyć ludziom dostęp wszędzie, gdzie tylko się chcą udać. Oto dlaczego wybór padł właśnie na niego.
- A co z finansowaniem tego przedsięwzięcia? – zapytała Azumi.
- Organizatorzy tej dwutygodniowej ekspedycji NPIEE obliczyli, że jej koszt będzie wynosił około dwa miliardy dolarów. Jednym ze źródeł finansowania miał być sponsoring mediów, które mogłyby wziąć udział w zrobieniu filmu lub filmów poświęconych rozwiązywaniu tej jednej z największych zagadek Ziemi, czy za samą możliwość sfilmowania losów tej ekspedycji. Na pewno wystarczyłoby im materiału na dwa a nawet trzy filmy fabularne z całą masą przygód. No i byłoby zebranych wiele naukowych i metafizycznych materiałów.
- Metafizycznych? – Okimayo podniósł brwi. – Jesteśmy wszyscy racjonalistami i trudno nam sobie wyobrazić, że można mieszać naukę z metafizyką i pakować w to dwa miliardy baksów.
- Doktorze, niech pan nie zapomina, że animatorem tej wyprawy był człowiek, który był wyznawcą teorii o Pustej Ziemi.
- No tak, faktycznie. I co dalej?

- Jak już powiedziałem, miało tam popłynąć 100 uczonych. Po pierwsze, miało to być 33 znanych uczonych, po drugie – 30 ekspertów od medytacji, historii, mitologii, postrzeganie pozazmysłowe, psychotronika, itd. Mieli oni stworzyć kilka grup roboczych. Do tego ufolodzy, którzy mieli prowadzić całodobowe obserwacje nieba w poszukiwaniu UFO przy pomocy kamer podczerwieni, radarów i innych przyrządów, a do tego trzech ekspertów-analityków do opracowania otrzymanych danych. Wygląda zatem na to, że na Biegun Północny popłynęłaby najlepiej wyposażona ekspedycja naukowa, jaka kiedykolwiek tam wyruszyła w historii!


CDN.