Powered By Blogger

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Tajemnice „polskiego Pinocheta”

Gen. Wojciech Jaruzelski - zdrajca czy bohater?


Witalij Kariukow


W dniu 18.XI.1945 roku, mieszkańcy Warszawy odsłonili pomnik, na którym było napisane: …Braciom w broni, którzy oddali swe życie za wolność i niepodległość polskiego narodu…. Po 66 latach pomnik zdemontowano.

Dnia 6 lipca (2014 r. – przyp. tłum.) Wojciech Jaruzelski, który zmarł pod koniec maja (25 maja – przyp. tłum.), skończyłby 91 lat. Według rozpytania wśród Polaków, on wszedł do dziesiątki najpopularniejszych polskich polityków w XX wieku. A był czas, kiedy to gen. Jaruzelski był w Polsce niepodzielnym władcą. Podobnie jak radziecki gensek, do 1981 roku skupiał on w swym ręku z początku kilka funkcji: premiera, głównodowodzącego wojskowego, ministra obrony Polski, a także funkcję I sekretarza KC PZPR. To właśnie to „jedynowładztwo” pozwoliło gen. Jaruzelskiemu pójście na kompromis ze Związkiem Radzieckim i wprowadzenie stanu wojennego, ratując w ten sposób swój kraj od wtargnięcia radzieckich wojsk, na terytorium Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. (podkreślenie moje – tłumacz) Przy tym generał przewidział, że wybierając pomiędzy złym i gorszym wariantem, na długie lata zapracował on sobie na miano największego zdrajcy swego narodu.


Niedaleko pada jabłko…


Wojciech Witold Jaruzelski urodził się w dniu 6.VII.1923 roku w polskiej wsi Kurów, w rodzinie szlacheckiej mającej swe początki jeszcze w XIII wieku. Ukończył on elitarną szkołę katolicką. Był aktywnym harcerzem: chodził na rajdy harcerskie, uprawiał sporty i przygotowywał się do służby wojskowej. Od dzieciństwa wpajano mu to, że młody człowiek powinien wiedzieć, kto jest jego wrogiem, żeby być zawsze gotowym na odparcie ataku każdego agresora. Kto był tym agresorem? – mały Wojtek to wiedział od pieluch. Wszak on od dzieciństwa był poddawany antyrosyjskiej propagandzie, która była bardzo silna w jego otoczeniu. Także i przodkowie Jaruzelskiego nie odznaczali się lojalnością wobec Rosyjskiego Imperium, w skład którego wchodziła Polska, a potem i Rosji Radzieckiej. Jego dziadek ze strony ojca był aktywnym uczestnikiem powstania w 1863 roku (Powstania Styczniowego – przyp. tłum.) za co został zesłany na Syberię. Zaś rodzina w ramach kary została pozbawiona części swego majątku. Ojciec Władysław walczył przeciwko Armii Czerwonej w czasie nieudanej ofensywy Tuchaczewskiego na Warszawę w 1920 roku. Drugiego dziadka ze strony matki bolszewicy omal nie powiesili.

Niezbyt mądrze rodzina Jaruzelskich po wtargnięciu Armii Czerwonej do Polski w 1939 roku wyjechała do sąsiedniej Litwy. I tak w 1940 roku, kiedy Litwa weszła w skład ZSRR i radzieckie kierownictwo postanowiło ochronić terytorium tego nadbałtyckiego państwa przed Polakami i innymi „kłopotliwymi” narodowościami. I tak 16-letni Wojciech Witold pojechał w ślad dziadka na Sybir. A tak dokładniej, to do Ojrockiego Okręgu Autonomicznego, po 1948 roku Górno-Ałtajskiego OA, Ałtajskiego Kraju.


„Umówiliśmy się…”


Z powodzeniem płodząc swych kolejnych nieprzyjaciół, otoczenie Stalina ze wszystkich sił wychowywało przyszłych przeciwników władzy radzieckiej. Ale w przypadku przyszłego generała wszystko wyszło akurat na odwrót: poznawszy dokładnie Sybiraków, przesiąkając ich kulturą i charakterem, ten potomek rusofobów polubił rosyjskich ludzi. za ich ciepło i serdeczność za to, że w razie biedy dzielili się z nim ostatnim kawałkiem chleba.

Sam Wojciech z matką i młodszą 11-letnią siostrą znalazł się w Turoczaku, gdzie pracował do 12 godzin dziennie na leśnych wyrębach, gdzie w pełni poznał, co znaczy dystrofia, niedojadanie i zastraszanie ze strony oprawców z NKWD. Według innych danych, młody Jaruzelski początkowo został wysłany do prac przymusowych do kopalni węgla w Karagandzie w Kazachstanie. Ojca zesłano jeszcze dalej – do Krasnojarskiego Kraju, gdzie w jednym z obozów terminalnie zarwał swe zdrowie. Faktycznie, po porozumieniu Stalina z szefem polskiego rządu na wychodźstwie – gen. Władysławem Sikorskim – w 1942 roku, Władysławowi Jaruzelskiemu zezwolono na wyjazd do Bijska, gdzie mu się udało spotkać z rodziną, która półlegalnie (im nie wolno było mieć dokumentów osobistych) przyjechała do tego miasta. Spotkanie to, jak się okazało, było ostatnim – ojciec wkrótce umarł.

Wojciech nie patrząc na katorżniczą pracę, po pracy znajdował czas na czytanie rosyjskiej klasyki, choć nie miał do tego warunków. W rezultacie przymusowej pracy w kopalni i na wyrębach leśnych, na całe życie uszkodził sobie kręgosłup i wzrok. Problemy ze wzrokiem prześladowały Jaruzelskiego do końca życia: przez cały czas musiał nosić ciemne okulary.

Jat to by nie było, ale tragedia rodzinna nie zmieniła stosunku Jaruzelskiego do Rosjan, zaś powszechna w tych czasach nienawiść do hitlerowców spowodowała go do wstąpienia do formującej się na terytorium ZSRR polskiej 1. Dywizji Piechoty (DP) im. Tadeusza Kościuszko, wchodzącej w skład 1. Armii Wojska Polskiego.


W przekładzie z riazańskiego na polski


Ukończywszy z wyróżnieniem Riazańską Szkołę Piechoty, Jaruzelski przeszedł drogę od chorążego do porucznika i zakończył wojnę w tym stopniu wojskowym. Walczył na początku w 2. DP im Henryka Dąbrowskiego jako dowódca plutonu strzelców, a potem jako dowódca konnego zwiadu. A pod koniec wojny dowodził już pułkowym zwiadem. Jaruzelski forsował Wisłę, utrzymywał Przyczółek Magnuszewski, wyzwalał Warszawę, szturmował Wał Pomorski, brał udział w walkach o Odrę i Łabę, walczył na przedmieściach Berlina. Odniósł dwie rany i ciężką kontuzję. O jego szlaku bojowym mówią dziesiątki bojowych odznaczeń i medali radzieckich, polskich, czechosłowackich, bułgarskich, wschodnioniemieckich, węgierskich, francuskich, belgijskich oraz mnóstwo medali jubileuszowych z dziesiątków krajów. 

Co pomogło młodemu oficerowi zrobić tak zawrotną karierę w rodzinnej Polsce? Wszak takich perspektywicznych oficerów frontowych, zdyscyplinowanych i pełnych ambicji było dostatecznie dużo. Można wiele o tym mówić. Jednakże – po pierwsze: Jaruzelski jako człowiek niegłupi szybko zrozumiał, skąd wieje wiatr, dlatego zaraz po wojnie wstąpił do Komunistycznej Partii Polski (KPP), przekształconą później w PZPR. Po drugie – Wojciech nie skończył swej edukacji wojskowej i po ukończeniu szkoły w Riazaniu podjął studia na Akademii Sztabu Generalnego Wojska Polskiego.

Z drugiej strony nie wolno zapominać, że jeszcze przed sama wojną, w 1939 roku (dla ZSRR II Wojna Światowa rozpoczęła się 22.VI.1941 roku od agresji hitlerowskich Niemiec na Związek Radziecki – przyp. tłum.), w Katyniu i innych miejscach, na rozkaz Stalina zlikwidowano kwiat narodu polskiego: zawodowi wojskowi z dowódcami armii – generałami i wyższymi oficerami. A także inteligencja: nauczyciele, uczeni, prawnicy, lekarze, architekci, leśnicy – słowem wszyscy, którzy podlegali służbie wojskowej po wejściu wojsk hitlerowskich do Polski.

[W 1939 roku dopiero zapadły decyzje o eksterminacji Polaków na obszarach Polski zajętych przez Rosjan i Niemców na mocy porozumienia Hitler – Stalin z sierpnia 1939 roku. Uzgodnienia co do detali podjęto w czasie wspólnych konferencji w Krakowie i Zakopanem na przełomie lat 1939/40. Strona radziecka zaczęła je wykonywać od marca 1940 roku na mocy tajnej decyzji P13/144 z dnia 5.III.1940 roku oraz wynikającego z niej rozkazu nr 00350 (prefiks „00” oznacza TAJNE SPECJALNEGO ZNACZENIA) z 22.III.1940 roku, zaś w dniu 5.IV.1940 roku rozpoczęto mordowanie polskich jeńców w Katyniu – uwaga tłum.]

Gen. Jaruzelski dokonuje uroczystej promocji oficerów piechoty

I chociaż frontowców było pod dostatkiem, to jednak katastrofalnie brakowało ludzi wykształconych i z inicjatywą, z przygotowaniem polityczno-ideologicznym. Skąd można było wziąć takowych, skoro według słów samego Jaruzelskiego – Polska jeszcze w 1945 roku pozostawała zacofanym, średniowieczno-feudalnym państwem.
Już po wojnie, kiedy pojawiałem się w miejscach, gdzie się wychowałem, to chłopi nie zwracali się do mnie inaczej, jak przez „wielmożny pan” i zdejmowali czapki. Omal po rękach nie całowali (jak mojego ojca jeszcze przed wojną) – wspominał później Wojciech Jaruzelski.
  
Jeszcze jedną trampoliną w karierze Jaruzelskiego był powrót z ZSRR marszałka Konstantego Rokossowskiego w 1956 roku, który przez długi czas zajmował stanowisko głównodowodzącego WP i ministra obrony Polski. W tym czasie Jaruzelski był już generałem brygady. A w 1960 roku, już w stopniu generała dywizji otrzymuje pierwszą poważną funkcję – szefa Głównego Zarządu Politycznego Wojska Polskiego – GZP WP. W czasie kolejnych czterech lat Jaruzelski został szefem sztabu WP, a od 1969 roku piastował funkcję ministra obrony Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej.


„Wojna polsko-jaruzelska”


I już w następnym roku armia podniosła broń. W 1970 roku w kraju zaczął się ostry kryzys ekonomiczny, z powodu którego naród w zimie wyszedł na ulice (tzw. „wydarzenia grudniowe 1970 roku” na Wybrzeżu – przyp. tłum.) W grudniu tegoż roku jedna z takich demonstracji w Gdańsku (w rzeczywistości było to w Gdyni i Szczecinie, w dniach 17 i 18.XII.1970 roku – przyp. tłum.) została ostrzelana przez wojsko. Zginęły 44 osoby. I chociaż Jaruzelski nie wydał rozkazu strzelania do protestujących (wyszedł on z KC PZPR) jego wrogowie przypisali to przestępstwo ministrowi obrony.

Ale prawdziwa „wojna polsko-jaruzelska” – jak naród nazwał te wydarzenia – wybuchła w grudniu 1981 roku. Zaczęła się ona od wystąpienia głównodowodzącego w radio i TV. Oświadczył on, że w warunkach panującego chaosu ekonomicznego, politycznych prowokacji i groźby rozlewu krwi, rząd został zmuszony do ogłoszenia w kraju stanu wojennego. I znów demonstracje, demonstracja siły armii, konfrontacja narodu z władzą i systemem, które już dawno wymknęły się spod kontroli. Niestety, nie dało się uniknąć tego, czego generał obawiał się najbardziej – przelewu krwi. Dlatego też wszystkie następujące po nim dni i tygodnie stały się dla Jaruzelskiego autentycznym koszmarem. Według jego późniejszych słów myślał on nawet o samobójstwie. Można go zrozumieć, jeżeli zrozumie się w pełni ten nacisk, jaki wywierała nań Moskwa. Jeszcze 3 kwietnia (1981 roku) w Brześciu doszło do ultratajnego spotkania głównodowodzącego z przedstawicielami kremlowskich resortów siłowych: marsz. D. Ustinowem (dowódca Armii Radzieckiej) i gen. armii J. Andropowem (szef KGB).  O czym oni tam rozmawiali, można się tylko domyślać.

Stan wojenny - polskie czołgi idące na Poznań

W latach 90., w czasie rządów Borysa N. Jelcyna, jego doradca Siergiej Stankiewicz ze swymi ludźmi usiłowali znaleźć dokumenty o przygotowaniach Kremla do inwazji na Polskę w 1981 roku.  Na próżno. Tak samo, jak nie można było znaleźć stenogramu z rozmowy przeprowadzonej specjalną linią łączności przez szefa KGB Jurija Andropowa z polskim przywódcą na tydzień przed wprowadzeniem w Polsce stanu wojennego.

[To jest oczywiste, bowiem w takich przypadkach nie pozostawiało się żadnych dokumentów. Sprawa została dokładnie wyczyszczona, kiedy gensekiem został Jurij W. Andropow (1982-84) lub Konstantin U. Czernienko (1984-85), NB który zamierzał przeprowadzić proces rehabilitacyjny Stalina. Wszelkie dokumenty zostały zapewne zniszczone – uwaga tłum.]

Jeszcze nigdy tego opanowanego generała nikt nie widział w takim stanie, jak właśnie po tej rozmowie. Jaruzelski – wedle słów naocznych świadków – wyszedł ze swego gabinetu śmiertelnie blady i cicho powiedział:
- Jeżeli nie zaczniemy my – to zaczną oni…

Cokolwiek powiedział, następca Żelaznego Feliksa (chodzi o Feliksa E. Dzierżyńskiego – pierwszego szefa wszechrosyjskiej Czeki czyli późniejszego KGB  – przyp. tłum.) potrafił on zlasować mózg każdemu, z kim rozmawiał. Tak więc spekulacje tych, którzy oskarżają generała o złą wolę można nazwać nieprzekonywującymi. I na odwrót, w kwietniu 1990 roku, Jaruzelski ze swej inicjatywy usiadł do stołu rozmów z opozycją. Przyznał się do porażki polityki socjalizmu, rozwiązał PZPR i dobrowolnie oddał władzę.

[W rzeczywistości Okrągły Stół miał miejsce od lutego do kwietnia 1989 roku, a jego następstwem były częściowo wolne wybory czerwcowe. PZPR została rozwiązana na XI Zjeździe, który miał miejsce w dniach 27-30.I.1990 roku. Gen. Jaruzelski objął urząd prezydenta Polski i piastował go w latach 1989-90 – przyp. tłum.]

Wojciech Jaruzelski odwiedza grób swego ojca w Bijsku


Moje 3 grosze


Porównanie gen. Jaruzelskiego do gen. Augusto Pinocheta ubliża temu pierwszemu, choćby dlatego, że w stanie wojennym zginęło ok. 100 osób. Pinochet zamordował 3500 Chilijczyków, a na dodatek okazał się pospolitym złodziejem… Tak samo wypada porównanie z Józefem Piłsudskim, którego zamach majowy pozbawił życia ponad 500 osób. Mogę powiedzieć tylko to, że wprowadzając stan wojenny miał rację – nie było innego wyjścia. Każde inne kończyło się krwawą kaszą, wojną domową i w rezultacie wkroczeniem wojsk radzieckich, wschodnioniemieckich i czechosłowackich. Po prostu dlatego, że ZSRR nigdy nie pozwoliłby sobie na pojawienie się u swych zachodnich granic kapitalistycznej półenklawy, stanowiącej bazę agresji przeciwko niemu, o czym w dniu dzisiejszym roją sobie niektórzy polscy politycy na amerykańskim garnuszku.

O tym, że Rosjanie nie weszliby do Polski w przypadku zaniechania działania przez gen. Jaruzelskiego mogą opowiadać tylko ci, którzy nie mają zielonego pojęcia o ówczesnych realiach politycznych i militarnych w Europie, albo są zwariowani przez prawicowo-kościelną propagandę tradycyjnie nienawidzącej gen. Jaruzelskiego. A przecież…

A przecież jeszcze żyją ludzie, którzy na własne oczy widzieli oczekujące na rozkaz wtargnięcia do Polski dywizje radzieckie, wschodnioniemieckie i czechosłowackie. Świadkowie, którzy widzieli lądujące na polskich lotniskach samoloty z charakterystycznym logo Czechosłowackich Sił Powietrznych. Żyją ci, którzy spotykali na ulicach polskich miast młodych, jednolicie ubranych, krótko ostrzyżonych mężczyzn o prezencji sportowców, mówiących po czesku czy słowacku. Żyją jeszcze ludzie, którzy już od października 1981 roku obserwowali ruchy zgrupowań okrętów znajdujących się poza 12. milą naszych wód terytorialnych, okręty te potem zablokowały polskie porty…

Kłamstwa o stanie wojennym są fundamentem Rzeczpospolitej Polskiej nr III i ½ i pozostałych kłamstw wypowiadanych z trybuny sejmowej, kościelnej ambony czy w publikacjach IPN. Nic z tego dobrego nie wyjdzie. Te 25 lat „wolności” zostało zmarnowane przez wyznawców tych bredni wyssanych z palca płatnych pismaków, którzy cieszą się z ochłapów z pańskiego stołu, zamiast zastawić ten stół u siebie. I rację miał Stanisław Lem pisząc, że w Polsce lepiej być parobasem u możnych, niż królem u idiotów…          
           

Tekst i ilustracje – „Tajny XX wieka” nr 28/2014, ss. 18-19

Przekład z j. rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©