Ten materiał otrzymałem od Pana
Krzysztofa Dreczkowskiego,
zajmującego się badaniami zjawisk związanych z manifestacjami Istot
Zmiennokształtnych, z którym wymieniam korespondencję dotyczącą Babiej Góry i
dziwnych zjawisk tam zachodzących. W jednym z e-maili przysłał mi fragmenty
opracowania Pani Evy Kuriakovej pt.
„Povesti spod Babej hory” (Studio F, 2008) dotyczącego Królowej Beskidów, które
zawiera interesujące informacje na temat tuneli, które przebiegają w i pod jej
masywem.
Jaskinie
Babiej Góry
Ludzie
mieszkający pod Babią Górą opowiadają, że na Babiej Górze znajdują się
jaskinie, do których mało kto odważy się wejść, bowiem tutejsi ludzie bardzo
boją się smoków, które w nich mieszkają. Ale gdyby się nie bali, to szybko by
się zorientowali, że te jaskinie są właśnie korytarzami, którymi można się
przedostać z jednej strony Babiej Góry na drugą.
O
jednym takim przejściu przekonał się odważny wolarz.
Pewnego
razu pasąc owce znalazł on wejście do jakiejś jaskini. Długo stał przed
wejściem do niej. Bał się do niej wejść, bo przyszły mu na myśl wszystkie
opowieści o smokach, które usłyszał od starszych ludzi we wsi. Wreszcie zebrał
się na odwagę, i wszedł do tego wejścia. Szedł wąskimi korytarzami pomiędzy
ogromnymi skalnymi ścianami. Kiedy w jaskini zapanowała ciemność, zapalił
smolną pochodnię i macając ściany szedł dalej.
Po
pewnym czasie odwaga go opuściła i rad by wrócić z powrotem, ale stwierdził że
zabłądził i nie potrafi znaleźć drogi powrotnej. Wrócić nie mógł, więc nie
pozostało mu nic innego, jak iść dalej naprzód. Błądził pod ziemią długo, aż
przeszedł trzy wierchy. Już myślał, że przyjdzie mu pod ziemią zostawić swe kości,
kiedy nad sobą usłyszał jakieś ludzkie głosy. Zaczął tedy krzyczeć, wołać,
uderzać w skały wokół siebie, aż usłyszeli go wołoscy pasterze, którzy paśli
tam owce. Kiedy usłyszeli pod ziemią ludzki głos, to najpierw się zlękli, ale
kiedy głos nie przestawał wołać, zaczęli kopać, aż biednego wolarza wykopali a
z nim jeszcze jedno przejście... Kiedy im wolarz opowiedział, jak to błądził we
wnętrzu Babiej Góry i skąd przyszedł, to mu nie wierzyli. Ale później
zdecydowali, że wejdą wraz z nim do jaskini, do której wejście sobie wykopali.
Mądry baca z tej obcej hali dał im na drogę kłąb wełnianych nici, żeby pod
ziemią nie zabłądzili i mogli łatwo znaleźć drogę powrotną.
Kiedy
przeszli przez trzy wierchy, to wyszli na hali, na której przedtem orawski
wolarz pasł owce i tak się przekonali, że mówił on prawdę. Na orawskim pastwisku
ugoszczono ich serem, odświeżyli się żętycą i poszli z powrotem. Orawski baca
dał im na pamiątkę serduszka z wędzonego owczego sera i drewniane czerpaki, aby
im na drugiej stronie uwierzyli, że przeszli podziemnym korytarzem aż na
orawskie pastwiska. Takie pięknie zdobione serowe serduszka wyrabiali tylko
bacowie na orawskiej stronie Babiej Góry, a czerpaki wycięte z drzewa były
ozdobione pięknym orawskim ornamentem.
Idąc za
nicią wolarze z polskiego pastwiska wrócili przejściem przez Babią Górę na
swoją halę, a kiedy zmierzyli potem nić to stwierdzili, że jest ona
niesłychanie długa.[1]
Ciekawy jest ten wątek nici
Ariadny, dzięki której juhasi mogli powrócić do siebie. Mnie to przypomina
metody stosowane przez gwarków i poszukiwaczy skarbów, których pełno wtedy
pałętało się w górach.
A teraz legenda o tunelu w
Babiej Górze z tego samego źródła:
W
Rabczycach każde dziecko wie, że we wsi znajdują się dwa cmentarze – stary i
nowy. Na starym cmentarzu w przeszłości chowano nie tylko Rabczyczanów, ale
także katolików z wiosek z okolicy, którzy należeli do kościoła katolickiego w
Rabczycach. W tych dawnych czasach były w okolicy same ewangelickie kościoły,
ale w wioskach żyli katolicy i ewangelicy. Rabczyca była wsią z jedynym
kościołem katolickim na całej Białej Orawie[2] , a
budowę tego kościoła zlecił sam węgierski król.
A każdy
Rabczycanin wie, że na tamtym starym cmentarzu rośnie jedno, bardzo stare, być
może nawet 600-letnie wypróchniałe drzewo, o którym w Rabczycy opowiadają całe
legendy.
Jedna z
nich mówi, że jak ktoś się odważy wejść do tego pustego w środku pnia, to
dostanie się do tunelu, który wiedzie pod rabczyckim chotarzem aż na
wierzchołek Babiej Góry. Inni zaś twierdzą, że tunel ten wiedzie do jakiejś
jaskini w Babiej Górze, która służyła Rabczyczanom jako schron na wypadek
niebezpieczeństwa…
Pod
koniec II Wojny Światowej wieś Rabczyca leżała na linii frontu i mieszkańcy
musieli ewakuować się do okolicznych wsi. Wtedy właśnie wielu Rabczyczanów
użyli tego tunelu poprzez to stare drzewo i ukrywali się w jaskini, gdzie
przeczekali najgorsze czasy. Ten tajny chodnik od kościoła do Babiej Góry
został wykonany w pradawnych czasach, że nikt już nie pamięta kto go wykopał i
po co. Niektórzy Rabczyczanie wierzyli w to, że w tej jaskini dawno temu
mieszkały czarownice. W ciemne noce tym właśnie tajnym tunelem wychodziły one
na nocne spotkania na szczyt Babiej Góry, gdzie się zabawiały tańcząc ze
strzygami, uczyły się czarować, by umiały szkodzić ludziom i odebrać pożytki z
gospodarstwa.
Jeszcze
inni twierdzą, że z tego tunelu wyjdzie śpiące niebiańskie wojsko w Babiej
Górze, które ochroni Rabczyce, kiedy znajdzie się w największej biedzie.
Teraz
wejście do tunelu jest zalany betonem, i tak więc nie da się sprawdzić, czy był
ten tunel prawdziwy czy wymyślony.[3]
Wojsko
w Babiej Górze
Legendy o wojskach uśpionych w
górach są popularne wśród wielu ludów zamieszkujących Tatry i Beskidy. Tym
razem legenda ze słowackiej strony Babiej Góry:
Kiedyś, dawno temu, pewien baca pasł owce na Rabczyckiej Hali.
Pewnego dnia w jego szałasie pojawił się jakiś podróżny. Jak to było wtedy w
zwyczaju, baca poczęstował go serem i żętycą, ba! – nawet podzielił się z nim
kabaczem, który na pastwisko doniosła mu żona w zawiniątku. Przybyły się
najadł, odświeżył i pięknie podziękował bacy za dobre jedzenie. Chciał mu się
jakoś odwdzięczyć i zaprosił go do Babiej Góry na roraty. Baca się zdziwił, boż
wiedział, że roraty odbywają się nie w górach ale w kościołach. Ale potem sobie
przypomniał to, o czym rozprawiali starzy Rabczyczanie o Babiej Górze. Wszyscy
– nie tylko oni, ale także ludzie z okolicznych wiosek wiedzieli, że pod Babią
Górą znajduje się całe miasto – zatopione od czasów potopu światowego w bagnach.
Miasto to musiało być kiedyś bardzo bogate, bowiem z kosodrzewiny wystawał w
tym czasie krzyż, który cały był ze złota…
Baca się upewnił, że roraty się odbędą w tym zamulonym kościele
i że przechodzień nie był zwyczajnym człowiekiem, ale czarnoksiężnikiem, bowiem
tylko oni poznali dokładnie jaskinie, tunele i chodniki we wnętrzu Babiej Góry.
Ale do teraz nie wiedział nikt, jak się dostać do tego kościoła , więc baca
zapytał nieznajomego, jak się doń dostaną.
- Nie łam sobie nad tym głowy – rzekł do niego czarnoksiężnik. –
Zaprowadzę cię tam.
I zaprowadził uczynnego bacę do Palkoczy pod Babią Górą. Tak
klęknął i zaczął się modlić. Naraz usłyszeli potężny łomot, otworzył się przed
nimi tunel, który wiódł do kościoła. Czarnoksiężnik przykazał bacy, by zwracał
uwagę na to, by się nie bał i nie odzywał cokolwiek by się stało, aby się o
nikogo nie potknął, bowiem tam właśnie śpi niebiańskie wojsko. Baca z
czarnoksiężnikiem usiedli w pustych ławach, a po chwili wyszedł z zakrystii
ksiądz z ministrantami i odsłużyli mszę świętą.
Po skończeniu mszy, czarnoksiężnik z bacą udali się z powrotem,
ale baca niechcący potrącił nogą śpiącego wojaka. Ten uniósł głowę i zapytał:
- Czy już czas?
Czarnoksiężnik szybko podszedł do niego i powiedział:
- Jeszcze spij, twój czas jeszcze nie nadszedł.
I niebieski żołnierz znów zasnął. Ale oni już nie poszli
korytarzem do Palkoczy, tylko zupełnie innym. Kiedy bardzo długim tunelem
wyszli w Rabczycy pod kościołem, czarnoksiężnik wyjaśnił bacy, że wojsko
wstanie przy końcu Trzeciej Wojny Światowej, którą ono zakończy. Potem
czarnoksiężnik pożegnał się z bacą i nikt go nigdy nie widział.[4]
Szczególnie ciekawie tu brzmi
wzmianka o III Wojnie Światowej – ale to jest chyba dodatek do legendy dopisany
już w roku 2003. Przy masowym użyciu broni jądrowej i termojądrowej jedyne
schronienie można będzie znaleźć tylko we wnętrzu Ziemi albo poza Ziemią. Co ciekawe,
że kiedy spotkałem się z MiB-em gdzieś na początku lat 80-rych ubiegłego wieku,
to ten wypytywał mnie właśnie o możliwości uratowania się ludzi w jaskiniach po
masowym użyciu BMR.[5].
Niestety, nie udało mi się
ustalić lokalizacji miejscowości Palkoč – prawdopodobnie jest to jakiś
przysiółek, który dzisiaj może już nie istnieć, albo nazwa została zmieniona –
tak też bywało...
Będziemy szukać dalej.
CDN.
[1]
Krótką wzmiankę opublikował ksiądz i historyk Jozef Kohút
w drugiej połowie XIX wieku. Znajduje się ona w jego spuściźnie literackiej w
Słowackim Archiwum Narodowym.
[2] Słowacka
część Orawy.
[3]
Podstawą opowiadania była relacja księdza, rodaka Matúša Pajduššáka o pracach, które wykonano w
zakrystii zubrohlawskiego kościoła (p.w. św. Piotra i Pawła). Opowiadanie było
uzupełnione o rozmowę z Marią Tkačovą z Zubrohlavy.
[4]
Opowieść tą opublikował Andrej Čurljak – nauczyciel z Zubrohlavy –
w roku 1895. Do tej publikacji została ona przeredagowana i uzupełniona.
[5]
Zob. R. Leśniakiewicz – „Projekt Tatry” (Kraków 2002) albo w Internecie na
stronie - https://hyboriana.blogspot.com/2014/06/projekt-tatry-15.html.