Powered By Blogger

wtorek, 28 września 2021

Rozwiązana zagadka zagłady Mohendżo Daro?

 


 

Z "Nieznanego Świata"

 

Jest to jedna z tych tajemnic, która pozostaje nierozwiązana do dziś dnia, a wszelkie dochodzenia w tej sprawie utknęły w martwym punkcie. Żeby przypomnieć Czytelnikowi ten problem pozwolę sobie zacytować fragment książki dr. Miloša Jesenský’ego pt. Bogowie atomowych wojen, a oto i on:

 

Jak już tu wspominano, zarówno w Chinach, jak i na terenie obu Ameryk, a przede wszystkim w Indiach istnieją legendy o kolosalnym konflikcie, który zdarzył się w dalekiej głębi wieków. Na tych obszarach powinny znajdować się dowody materialne tego kataklizmu.

Jeszcze na początku XIX wieku znaleziono pierwsze ślady protoindyjskiej kultury, kiedy podczas budowy kolei w pobliżu osady Harappa napotkano na zwęglone ruiny jakiegoś starożytnego miasta. O mieście tym wspomina znany badacz L. R. Sprague de Camp pisząc, że musiało ono być poddane działaniu bardzo wysokich temperatur. Ruiny te obejmują olbrzymie stopione razem, jakby wydrążone w środku bryły – niczym sterta blaszanych puszek rażona strumieniem stopionej stali.

Na południe od tego miejsca, urzędnik brytyjski J. Campbell odkrył podobne ruiny. Szereg innych podróżników opisywał pozostałości budynków wzniesionych z niezwykłych materiałów, przypominających grube płyty kryształów. I one również podziurawione i potrzaskane, nosiły na sobie ślady działania wysokich energii termicznych.

Jednak dopiero po upływie stu lat, w roku 1921, podjęto systematyczne badania tajemniczych ruin. Prace wykopaliskowe odkryły duże miasto, dobrze rozplanowane, z szerokimi ulicami i doskonałą siecią kanalizacyjną. Późniejsze badania pozwoliły na stwierdzenie, że wedle podobnego planu zbudowano i inne odkryte przez archeologów starożytne miasta na obszarze Doliny Indusu: Mohendżo-Daro, Czahu-Daro, Amri Lothal i szereg innych. W wykopaliska archeologicznych znajdowano szkielety ludzkie noszące znamiona gwałtownej śmierci. szkielety te są najbardziej radioaktywnymi szczątkami ludzkimi, jakie kiedykolwiek znaleziono i przebadano   p r z e d   tragedią Hiroszimy. A. Gorbowskij  w „Zagadkach historii starożytnej” (Moskwa, 1968) podaje, że radioaktywność znalezionych szkieletów przekraczała 50-krotnie poziom normalny.

Z pewnością pod ruchomymi piaskami pustyń ukrywać się musi wiele rzeczy, których istnienia do niedawna nawet nie podejrzewaliśmy. Użyteczne być może okazałoby się przebadanie tych obszarów, chociażby tylko z punktu widzenia natężenia promieniowania radioaktywnego. Nie ulega wątpliwości, że natężenie to mogło obniżyć się po upływie wielu tysięcy lat do poziomu promieniowania tła, istnieją jednak szanse znalezienia pewnych śladów pochodzących od izotopów o najdłuższym okresie życia. Podobnie dżungle Indii oraz Centralnej i Południowej Ameryki ciągle stanowią obszar niezbadany, istnieje tam szereg regionów, gdzie nie stanęła jeszcze stopa białego człowieka. A przecież te tajemnicze rejony zawierać mogą klucz do rozwiązania zagadki naszej przeszłości.

A może piramidy egipskie ukrywają w sobie rozwiązanie jądrowego konfliktu zamierzchłej przeszłości? Ekipa uczonych z kairskiego Ein Shams University, pracująca pod kierownictwem noblisty w dziedzinie fizyki -  prof. dr Luisa Alvareza – umieściła detektor promieniowania kosmicznego we wnętrzu Piramidy Chefrena u jej podstawy, by sprawdzić, czy w piramidzie nie znajdują się jeszcze jakieś nieznane komory. Całość przedsięwzięcia odbywała się pod auspicjami uniwersytetu Ein Shams w Kairze, amerykańskiej Komisji ds. Energii Atomowej oraz Smithsonian Institute. Pomiary prowadzono przy założeniu, że jednorodny strumień promieniowania kosmicznego, przenikając przez piramidę i natrafiając w jej wnętrzu na puste przestrzenie, przechodzić będzie przez nie z większą łatwością, co zostanie zarejestrowane przez detektor.

Badania trwały cały rok, przy czym aparatura pracowała bez przerwy, rejestrując promieniowanie przez 24 godziny na dobę, wyniki zaś przekazywane były do uniwersyteckiego komputera IBM-1120. Kiedy komputer podał dane końcowe, zdumienie ogarnęło uczonych. Okazało się, że zapisy natężenia promieniowania kosmicznego, pochodzące z kolejnych dni pomiaru, wykazywały zupełnie odmienny charakter i były kompletnie ze sobą nieporównywalne. Dr Amr Gohed, odpowiedzialny za funkcjonowanie całej elektroniki oświadczył:

- Z naukowego punktu widzenia jest to niemożliwe. Musi tu istnieć jakaś tajemnica, której nie jesteśmy w stanie wyjaśnić [...] istnieje jakaś tajemnicza siła w piramidach, która przeciwstawia się znanym prawom nauki.

Dla starożytnych Egipcjan piramidy   t a k ż e   stanowiły zagadkę, dlatego opierając się na legendach, przypuszczać można, że   n i e   są one grobami, lecz miejscem schronienia przygotowanym na wypadek wielkiej katastrofy. I to niekoniecznie dla ludzi, chociaż niektórzy ludzie mogliby się tam schronić, ale służącym najprawdopodobniej przede wszystkim  zachowaniu i zabezpieczeniu   w i e d z y   i   i n f o r m a c j i . Jeśli katastrofa przybrała formę kataklizmu wywołanego przez człowieka, z użyciem broni jądrowej włącznie, to hipoteza ta zyskuje na znaczeniu, ponieważ wyjaśniałaby ona przedziwne wyniki uzyskane podczas badań promieniowania kosmicznego wewnątrz i w pobliżu piramidy.

Istnieje możliwość, że piramidy będąc schronami i dysponując wszystkimi cechami, których wymaga się od tego typu budowli, są zabezpieczone także przed promieniowaniem. Wydaje się, że niezależnie od tego, jakich środków użyto dla zapewnienia piramidom tej właściwości, środki te czy mechanizmy funkcjonują w dalszym ciągu w chwili obecnej. Czyżby więc istniał i działał ciągle jeszcze, sugerowany przez Andrew Thomasa w jego książce Nie jesteśmy pierwsi jakiś generator umieszczony pod piramidami? Takie urządzenie zapewne musiałoby znajdować się bardzo głęboko pod piramidą, znacznie głębiej, niż prowadzone dotychczas prace wykopaliskowe. Trudno powiedzieć, jaki ono mogłoby mieć kształt, czy też jak można by je wykryć, ponieważ urządzenie takie przekracza jeszcze możliwości współczesnej technologii.

Piramidy ciągle kryją w sobie niewyjaśnione tajemnice i przejawiają zagadkowe cechy, a pomimo tego istnieją ludzie, którzy twierdzą, że są one jedynie grobowcami faraonów. Nie oznacza to, że zgodzić się należy z wymyślnymi historyjkami, które opowiada się na temat ich budowy. Na przykład, że wysokość Wielkiej Piramidy pomnożona przez milion daje nam w wyniku odległość Ziemi od Słońca. Podaje się cały szereg innych liczb, które mają wskazywać rozmaite wielkości charakterystyczne, takie jak: długość roku, wielkość miesiąca księżycowego, czy masę kuli ziemskiej. Wysuwa się również przypuszczenia, że piramidy były wybudowane przez Noego po Potopie, że zbudowali je Kosmici, lub że zbudowane zostały według instrukcji Kosmitów, albo też że stanowią one punkty orientacyjne lub drogowskazy dla astronautów przybywających na Ziemię z innych planet.

Pogląd, że cała ludzka wiedza ukryta jest gdzieś w piramidach, nie musi być zupełnie dziwaczny, chyba będzie jednak słuszniej powiedzieć, że choć cała wiedza starożytnego świata została tam umieszczona, to jednak już jej tam   n i e    m a . Wiele hipotez i interpretacji narosło wokół piramid egipskich w ciągu ostatnich 100 lat, zaś prawda leży prawdopodobnie gdzieś pośrodku, pomiędzy przypuszczeniami zupełnie fantastycznymi, a całkowicie prozaicznymi.

Zdecydowanie odrzucić trzeba teorie i sugestie pozbawione podstaw, nie można się jednak zgodzić z absurdalnym poglądem, że te kolosalne konstrukcje postawione zostały przez grupę ludzi zaopatrzonych jedynie w prymitywne narzędzia, bez transportu kołowego, dźwigów, wyciągów, kołowrotów i innych urządzeń. Że zbudowano je w kraju, w którym w okresie budowy piramid był prawie niezamieszkały! – nie posiadał miast i z rzadka był tylko pokryty małymi wioskami.

Znacznie bardziej uzasadniony wydaje się pogląd, że piramidy, a szczególnie rozległa ich grupa postawiona na płaskowyżu w Gizie, pochodzą z okresu przed-egipskiego. Zbudowane zostały nie jako budowle o znaczeniu sakralnym lub po to, by przechowywać czcigodne zwłoki wielkich przywódców, lecz stanowiły urządzenia ochronne przeznaczone właśnie do zabezpieczenia zdobyczy wiedzy. Wiele spośród tych urządzeń mogło zostać zużytych przez... nosicieli kultury, którzy pojawili się, aby z powrotem do cywilizacji doprowadzić prymitywnych potomków tych, którzy pozostali przy życiu po katastrofie.

Wśród wszystkich piramid egipskich – a znamy ich około 70 (aktualnie ponad 110) - nie istnieje   a n i   j e d n a ,  w której stwierdzono, by odbył się kiedykolwiek w niej pochówek. Wszyscy faraonowie, a szczególnie najwięksi i najpotężniejsi z nich władcy, jak Ramzes II i Tutmozis III pochowani byli w sławnej Dolinie Królów. Zadziwiające, jak wielu ludzi jest przekonanych, że zmumifikowane szczątki faraonów zostały odkryte w obrębie piramid. Przekonanie to opiera się prawdopodobnie na pewności, z jaka niektórzy archeolodzy wypowiadają opinię, iż piramidy są grobowcami władców Egiptu.

Jeśli najwięksi i najsławniejsi władcy Egiptu zostali pochowani w skalnych grobowcach w Dolinie Królów, to dlaczego przyjmuje się, że mniej znani i nie zawsze realnie istniejący pochowani zostali w tych ogromnych budowlach, rzekomo wzniesionych tak ogromnym wysiłkiem i znojem ludzkim?

Egiptolodzy wydają się znajdować pod przemożnym wpływem przekazów dostarczonych przez wielkiego podróżnika Starożytności – Herodota. Ale Herodot opisuje to, co powiedzieli mu uczeni i kapłani, jakich napotykał na trasach swych wędrówek. Piramidy   j u ż   w ó w c z a s   liczyły sobie kilka tysięcy lat i stanowiły dla Egipcjan zagadkę w nie mniejszym stopniu, niż są one nią dla nas dzisiaj...

 

Pytanie zatem brzmi: co tam właściwie się stało. Kto czy co było odpowiedzialne za te radioaktywne ruiny w Dolinie Indusu i przed kim czy czym miały chronić ludzi piramidy? Dr Jesenský i cały legion autorów twierdzi, że chodziło o atak nuklearny - jeden z wielu. OK., ale w takim razie kto użył bej broni przeciwko mieszkańcom Mohendżo Daro? Jakiego wektora tej broni użyto? Samolotu? Rakiety? Balonu? Wszystko wskazuje na to, że głowica ta eksplodowała nad miastem, ergo bomba ta musiała być zrzucona z czegoś co latało. Ale z czego? Na te pytania cały czas nie ma odpowiedzi…

Wydaje mi się, że jednak jest odpowiedź na te i inne pytania. Pisząc książkę na temat katastrof nuklearnych rzuciliśmy hipotezę o istnieniu radioasteroidów. Ująłem ją w artykule pt. Radioasteroidy: tajemnicze obiekty kosmiczne:

 

Od pewnego czasu nurtuje mnie pewne zagadnienie, a mianowicie – jeżeli w Kosmosie znajdują się pozostałości po wybuchach gwiazd Supernowych i Hipernowych, z których później powstają gwiazdy i ich układy planetarne – a znamy ich coraz więcej – zawierające wszystkie pierwiastki naturalne, od wodoru po uran, to siłą rzeczy naturalne byłoby, gdyby poza znanymi nam meteoroidami kamiennymi, żelazno-kamiennymi i żelaznymi oraz żelazno-niklowymi w kosmosie znajdowały się także asteroidy wykazujące znaczną ilość pierwiastków z grupy lantanowców i aktynowców oraz z dolnej części Tablicy Mendelejewa. Innymi słowy mówiąc, zawierające pierwiastki ziem rzadkich – RRE.

 

Układ Słoneczny liczy sobie jakieś 4,6 - 4,3 mld lat istnienia i większość z tego zdążyła się rozpaść i uległa przemianom jądrowym w inne pierwiastki – np. w nieradioaktywny ołów. Czas półrozpadu izotopów uranu liczy się w miliardach lat i np. T1/2 dla 238U* = 4,468 mld lat. To czas porównywalny z wiekiem Ziemi. Ponieważ tempo rozpadu pierwiastków jest stałe, to możemy łatwo obliczyć ile czasu upłynęło od powstania złoża do chwili obecnej. Na tym polega tzw. „zegar uranowy”.

OK., a teraz kolejne pytanie: skoro asteroidy są gruzem po budowie, to czy nie powinny się w nich znajdować wszystkie cięższe i radioaktywne pierwiastki: technet (Tc), polon (Po), astat (At), radon (Rn), frans (Fr), rad (Ra), promet (Pm), aktyn (Ac), tor (Th), proaktym (Pa), uran (U), neptun (Np) i pluton (Pu). To są te pierwiastki naturalne.

Istnieją dwa transuranowce. Pierwszym z nich jest neptun – Np, a jego najtrwalszym izotopem jest 237Np* o okresie półtrwania T1/2 = 2,144 mln lat, co jest czasem bardzo krótkim w stosunku do wieku Ziemi wynoszącego ok. 4,5 mld lat. Z tej przyczyny pierwotny neptun z okresu powstawania Ziemi uległ praktycznie całkowitemu rozpadowi i nie występuje obecnie w skorupie ziemskiej. Śladowe ilości neptunu 237Np* i 239Np* są znajdowane w przyrodzie jako produkty rozpadu pochodzące z reakcji jądrowych zachodzących w rudach uranu, np. w wyniku bombardowania 238U* neutronami powstałymi przy spontanicznym rozszczepieniu 235U*. Maksymalny stosunek 237Np* do uranu w jego rudach osiąga około 0,000.000.000.01 : 1. Podstawowym źródłem neptunu (podobnie jak innych transuranowców) w biosferze są wybuchy jądrowe w atmosferze. 239Np* został wykryty w glebie w pobliżu miejsc testów broni jądrowej oraz w ściekach i osadach z elektrowni atomowych. Na podstawie analizy wyników dotyczących globalnego opadu promieniotwórczego oszacowano, że zostało wytworzone 2500 kg 237Np*, co jest porównywalne do masy wytworzonego tą samą drogą plutonu, tj. 4200 kg 239Pu* i 700 kg 240Pu*. Zawartość 237Np* na Ziemi wzrasta, co jest efektem wytworzenia i rozprzestrzenienia przez człowieka różnych krócej żyjących izotopów promieniotwórczych, ulegających przemianom jądrowym prowadzącym do neptunu.

Drugim naturalnym transuranowcem jest pluton – Pu. Otrzymywany jest sztucznie, aczkolwiek stwierdzono występowanie jego śladowych ilości w rudach uranu. Występuje tam w postaci izotopu 239Pu*, powstającego jako produkt naturalnych reakcji jądrowych, oraz cięższego 244Pu*. Ten izotop ma okres połowicznego rozpadu ponad 80 milionów lat i jest najcięższym z pierwotnych nuklidów występujących na Ziemi. W wyniku atmosferycznych i podwodnych prób jądrowych, prowadzonych intensywnie w latach 60. XX wieku, a mniej intensywnie do lat 80., do środowiska zostały wprowadzone znaczne ilości plutonu, o aktywności rzędu 1,016 kBq. Wprowadzone do stratosfery drobne cząstki zawierające pluton opadały systematycznie na powierzchnię Ziemi tworząc tzw. globalny opad promieniotwórczy. W chwili obecnej cały rozproszony w atmosferze pluton znajduje się na powierzchni Ziemi, w powierzchniowej warstwie gleby (co jest wynikiem silnego wiązania przez substancje organiczne), gdzie podlega procesom migracji i resuspensji (unoszeniu do przypowierzchniowej warstwy atmosfery). Niewielkie ilości plutonu (w porównaniu z opadem globalnym) wprowadziła do środowiska katastrofa w Czarnobylu. W odróżnieniu od opadu globalnego, opad czarnobylski miał charakter bardzo niejednorodny, tzn. na pewnych obszarach (np. Polska północno-wschodnia) występowały niewielkie powierzchniowo tereny o szczególnie dużej zawartości plutonu. Było to związane z opadaniem cząstek zawierających pluton w wyniku wystąpienia np. miejscowych opadów atmosferycznych. (Wikipedia)

Pozostałe transuranowce od ameryku (Am) do oganessonu (Og) są radioaktywne i ich T1/2 są bardzo krótkie. Wszystkie one zostały stworzone syntetycznie w reaktorach jądrowych.

W moim referacie o śladach Pozaziemian na innych ciałach niebieskich pisałem o możliwości znalezienia na Księżycu, Marsie czy asteroidach śladów działalności którejś z poprzednich ziemskich cywilizacji lub Obcych działających w rejonie Układu Słonecznego. A dokładniej chodziło mi o pozostałości czy artefakty zawierające radioizotopy o długim T1/2. Znalezienie jakiegokolwiek śladu tego rodzaju byłoby twardym dowodem na istnienie poprzednich cywilizacji lub obcej penetracji. Bezdyskusyjnym.

Jest jednak druga strona tego medalu, a mianowicie mogą istnieć asteroidy zbudowane z wymienionych wyżej pierwiastków i ich związków, które cały czas wydzielają promieniowanie α, β, i γ oraz neutrony w trakcie rozpadów ciężkich jąder atomowych. Jak na razie nie napotkaliśmy na takie, ale to wcale nie oznacza, że ich nie ma. Z drugiej strony ich obecność zapewne byłaby doskonale widoczna na zdjęciach nieba w podczerwieni, bowiem przemiany jądrowe rozgrzewają obiekty i powinny być one widoczne w zakresie promieniowania termicznego. Tak to wygląda w teorii.

A jednak w atmosferze Ziemi dzieje się coś, co pozwala myśleć właśnie o istnieniu radioaktywnych asteroidów – radioasteroidów. Tak już nawiasem mówiąc, to w kontekście wydarzeń w Hynnam przypomina się dziwna obserwacja dokonana we Francji przez obserwatorium na Puy du Dôme. Tak pisze o tym Loren E. Gross:

Wieści z Paryża, które dotarły w dniu 11 sierpnia 1946 r., mówiły o jeszcze dziwniejszych zdarzeniach nad Starym Kontynentem. Francuskie obserwatorium astronomiczne  w Puy du Dôme opublikowało oświadczenie, że nad stolicą Francji zalega dziwna chmura o niezwykłym składzie chemicznym. Wisi ona na wysokości 6.600 metrów od około trzech tygodni. Specjalne samoloty z aparaturą kontrolno-pomiarową na pokładach ponad dwudziestokrotnie przelatywały przez chmurę w celu uzyskania jak największej ilości danych o jej składzie chemicznym. Różne pogłoski łączyły tę chmurę z amerykańskimi testami jądrowymi na atolu Bikini.  Pojawiła się też inna zagadka, która na szczęście nie przedostała się do wiadomości publicznej - otóż uczeni doszli do wniosku, że radioaktywne obłoki mogą być równie efektowną bronią masowego rażenia [BMR], jak wybuchy atomowe. Nie oskarżano Rosjan o to, że rozsiewali oni radioaktywne cząstki w atmosferze przy pomocy rakiet, bowiem ich technika i prace nad substancjami promieniotwórczymi stały wtedy na niskim poziomie i nie mogli zbudować bomby A.

Doniesienie jest z dnia 11.VIII.1946 roku, a zatem znajdowała się ona tam od maja 1946 roku. Czy mogły ją spowodować amerykańskie testy jądrowe na Pacyfiku? Spójrzmy na to chronologicznie:

·         Jesień 1943 – niemiecki test urządzenia jądrowego (~10 kt TNT) w rejonie Homla, Białoruś.

·         4.III.1945 – test bomby A (>10 kt) na więźniach KL Dora w Ohrdruf k./Gotha,

·         Marzec 1945 – niemiecki test urządzenia jądrowego (~10 kt) na Rugii,

·         16.VII.1945 – amerykański test urządzenia Gadget (~20 kt) w ramach operacji Trinity na Jordana de Muerte, NM.

·         6.VIII.1945 – zrzut bomby A Little Boy (15 kt) na Hiroszimę.

·         9.VIII.1945 – zrzut bomby A Fat Man (21 kt) na Nagasaki.  

·         12.VIII.1945 – hipotetyczny zrzut bomby A Mother’s Breath (~20 kt) w okolicy Hynnam, Korea.

·         Maj 1946 – nad Paryżem pojawia się radioaktywny obłok.

·         30.VI.1946 – test bomby A Able (23 kt) w ramach operacji Crossroads na atolu Bikini.

·         24.VII.1946 – test bomby A Baker (23 kt) w ramach operacji Crossroads na atolu Bikini.

·         11.VIII.1946 – media podają informację o radioaktywnym obłoku nad Paryżem.

Tak więc  uczeni założyli, że mieliśmy do czynienia z jakimiś pozostałościami po amerykańskich testach nuklearnych. I wszystko byłoby OK., gdyby nie mały drobiazg: a mianowicie – czy obłok mógłby się zatrzymać i wisieć nad jednym miejsce nad Ziemią przez trzy miesiące non-stop???

A może to nie były amerykańskie testy jądrowe, a pozostałości po niemieckich? Nazistowscy uczeni byli o krok od skonstruowania bojowej bomby A, której wektorem miały być pociski rakietowe A-4/V-2, i to jest pewnik. Cały problem tkwił tylko w miniaturyzacji bomby A – te amerykańskie były wielkimi, czterotonowymi potworami, od których większymi były tylko pięciotonowe brytyjskie bomby trzęsienia ziemi lub bomby sejsmiczne – Tallboy i Grand Slam o masie 5 ton.

NB, w roku 2016 i 2017 nad Europą zaobserwowano obłoki radioaktywnych cząstek izotopu rutenu - 106Ru*. Sprawa jest dość tajemnicza i tak opisał ją portal TVN-Meteo:

W ostatnim tygodniu września doszło do wypadku w instalacji nuklearnej w Rosji lub Kazachstanie - ogłosił w czwartek francuski Państwowy Instytut Bezpieczeństwa Radiologicznego IRSN. Świadczy o tym izotop promieniotwórczy ruten-106, który na początku października wykryto nad Europą, w tym także nad Polską.

Nad Europą, w tym nad Polską, wykryto niewielkie ilości izotopu promieniotwórczego ruten-106. Poinformowała o tym Państwowa Agencja Atomistyki, zaznaczając jednocześnie, że stężenie jest niewielkie i nie powoduje zagrożenia dla zdrowia. Póki co nie wiadomo jednak, skąd substancja wzięła się w powietrzu.

Jak informuje w piątek w komunikacie Państwowa Agencja Atomistyki, izotop ten był wykrywalny na precyzyjnych urządzeniach pomiarowych przez około dwa tygodnie na przełomie września i października. Po tym okresie jego stężenie spadło i obecnie izotop ten nie jest wykrywany.

Zapewnia też, że wykryte stężenie rutenu-106 nie ma i nie miało żadnego wpływu na zdrowie mieszkańców Polski.

Ruten-106 jest izotopem promieniotwórczym wykorzystywanym m.in. w leczeniu nowotworów, często podczas zabiegu brachyterapii oka. Zabieg polega na tym, że źródło zawierające ten izotop zostaje umieszczone w pobliżu guza nowotworu (na przykład na oku pacjenta w postaci specjalnej płytki-aplikatora) i swoim oddziaływaniem uszkadza komórki rakowe - czytamy w komunikacie PAA.

Instytut francuski wykluczył możliwość awarii reaktora atomowego, wskazując, że chodzi tutaj zapewne o zakład przerobu paliwa jądrowego lub placówkę medycyny nuklearnej. Jak podkreślił, obłok nie spowodował w Europie żadnego zagrożenia dla ludzkiego zdrowia ani dla środowiska.

Według komunikatu IRSN, nie można było dokładnie określić miejsca emisji promieniotwórczej substancji, ale biorąc pod uwagę sytuację meteorologiczną przypuszcza się, że leżało ono między górami Uralu i rzeką Wołgą. Może to wskazywać na Rosję lub ewentualnie Kazachstan - zaznaczył przedstawiciel instytutu.

- Rosyjskie władze oświadczyły, że nic im nie wiadomo o wypadku na ich terytorium - powiedział Reuterowi dyrektor IRSN Jean-Marc Peres. Dodał, że instytut nie nawiązał jeszcze kontaktu z władzami kazachskimi.

Peres przypomniał, że w ostatnich tygodniach IRSN i kilka innych europejskich instytutów ochrony radiologicznej notowało w powietrzu atmosferycznym wyższy poziom rutenu-106 - promieniotwórczego izotopu będącego produktem rozszczepiania atomów w reaktorach jądrowych. Izotop ten w przyrodzie nie występuje, a ze względu na wynoszący nieco ponad rok okres połowicznego rozpadu wykorzystywany jest w medycynie.

IRSN ocenia, że do atmosfery wydostała się duża ilość rutenu-106, od 100 do 300 TBq, i gdyby we Francji wydarzył się wypadek na podobną skalę, niezbędne byłoby ewakuowanie bądź ukrycie ludzi w promieniu kilku kilometrów od miejsca emisji. Zdaniem Peresa, ruten-106 wydostał się prawdopodobnie z zakładów przerobu paliwa jądrowego lub z ośrodka medycyny nuklearnej. Awaria reaktora atomowego nie wchodzi tutaj w grę, gdyż pojawiłyby się wtedy także inne izotopy promieniotwórcze. Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej (MAEA) ustaliła ponadto, że przed zaistnieniem skażenia w atmosferę ziemską nie wszedł żaden sztuczny satelita zawierający radioaktywny ruten.

Stacje obserwacyjne w większości państw europejskich zarejestrowały na początku października wysoki poziom rutenu-106 w powietrzu, przy czym od 6 października poziom ten zaczął się trwale obniżać.

 

Zakładam więc, że wszystkiemu winne są radioaktywne asteroidy, które od czasu do czasu wpadają w atmosferę Ziemi i tam spalają się tworząc radioaktywne obłoki.

Uzasadnię to tym, że skoro asteroidy stanowią gruz po budowie Układu Słonecznego albo szczątki zniszczonych protoplanet, to siłą rzeczy muszą zawierać także pierwiastki z drugiej połowy Tablicy Mendelejewa.

Inna, bardziej egzotyczna wersja tej hipotezy zakłada, że być może są to szczątki jakichś urządzeń jądrowych zbudowanych na asteroidach w czasach poprzednich cywilizacji, które teraz spadają na Ziemię. Tym można wytłumaczyć obecność sztucznie wytworzonych radioizotopów, jak 106Ru* i innych. Problem tkwi jednak w tym, że ruten-106 rozpada się dość szybko wedle formuły reakcji:

106Ru* => β- + 106Rh

zaś czas połowicznego rozpadu T1/2 = 373d35h24m.

I raz jeszcze przypominam, że jest to izotop syntetyczny, możliwy do produkcji tylko i wyłącznie w reaktorach jądrowych – czyli że w Naturze nie występuje.

Można tylko zgadywać, kto i kiedy go wyprodukował, ale to już jest temat z innej ballady…

 

A zatem to nie wybuch atomowy zrujnował te miasta, ale wybuch asteroidy zasypał ich ruiny radioaktywnymi pyłami. Sam wybuch był stricte chemiczny. Rozdrobniony materiał asteroidy, czy nawet komety, wymieszany z powietrzem eksplodował jak bomba termobaryczna. Niemożliwe? A jednak…

Wszyscy wiemy o wydarzeniach z dnia 30.VI.1908 roku w rejonie Podkamiennej Tunguskiej. Tam też doszło do straszliwej eksplozji szacowanej na 13 – 30 Mt TNT na wysokości ok. 10 - 30 km, co spowodowało dewastację 2150 km² tajgi i śmierć wielu zamieszkujących ją ludzi i zwierząt. I w tym przypadku nie była to bomba jądrowa czy termojądrowa ale właśnie bomba termobaryczna, której moc wybuchu może być porównywalna z eksplozją jądrową/termojądrową.

Następny tego rodzaju przypadek miał miejsce w dniu 15.II.2013 roku nad Czelabińskiem, gdzie doszło do eksplozji tzw. superbolidu, który po wejściu w atmosferę eksplodował w 32,5 sekundzie lotu na wysokości 29.700 m. Wybuch wydzielił energię tylko 0,5 Mt, co wystarczyło do uszkodzenia 7500 budynków i zranienia 1500 osób.

Jeżeli idzie o polonica, to należy przypomnieć deszcze odłamków meteorytów z Pułtuska z dnia 30.I.1868 roku, Łowicza z dnia 11/12.III.1935 roku oraz tajemniczy Wielki Bolid Polski z dnia 20.VIII.1979 roku, a którego natury nie docieczono do dziś dnia…!

Wygląda więc na to, że w przypadku miast w Dolinie Indusu mamy do czynienia nie z wybuchem jądrowym, ale termobarycznym asteroidy lub komety, która w swym składzie miała także pierwiastki z dolnej części Tablicy Mendelejewa.

Oczywiście ktoś powie, że to niemożliwe, bo nie ma czegoś takiego. Owszem – jeszcze czegoś takiego nie odkryliśmy, ale to wcale nie znaczy, że czegoś takiego nie ma i być nie może. Układ Słoneczny powstał dzięki wcześniejszemu wybuchowi gwiazdy Supernowej, a te właśnie produkują wszystkie pierwiastki cięższe od wodoru i helu, a więc także tor, uran, neptun i pluton – z tym, że ten ostatni w minimalnych ilościach towarzyszy rudom uranu. Dlatego też – jak uważam – taką możliwość trzeba wziąć pod uwagę. Szkoda, że nikt nie zbadał składu chemicznego gruntów z okolic Mohendżo Daro i innych miast w okolicy. Niestety, obawiam się, że pakistańskie i indyjskie próby nuklearne zanieczyściły radionuklidami znaczne połacie pustyni Thar i takie pomiary byłyby zafałszowane…

A co z piramidami? Wydaje się, że były one schronami na taki właśnie wypadek – bombardowania Ziemi z nieba. Miały one za zadanie chronić nie tyle ludzi ile skarby ich wiedzy, dlatego właśnie były one tak solidne i odporne na kataklizmy.   

Reasumując – wydaje mi się, że hipoteza naturalnego zbombardowania miast w Dolinie Indusu przez jakąś radioasteroidę ma swe uzasadnienie. Niestety sprawdzimy ją, kiedy będziemy w stanie badać asteroidy in situ, albo znowu jakaś spadnie na Ziemię i nie wcześniej...