Powered By Blogger

niedziela, 12 września 2021

Ziemia pod obstrzałem

 


Od czasu do czasu czytamy w prasie czy w Internecie o „przystojnych” bolidach czy meteorytach, które nocami i dniami rozświetlają nasz nieboskłon. Niekiedy są one brane za samoloty czy inne pojazdy powietrzne, czasami za UFO – szczególnie jak ich trajektoria czy barwo wydaje się obserwatorom dziwna. Chciałbym pokazać Czytelnikom dwie mapki ukazujące gęstość meteorytowego obstrzału naszej planety i jego moc wyrażoną w kilotonach TNT – kt, w latach 1988-2021.


Ziemia pod obstrzałem meteorytowym wg agencji rządowych USA. Moc eksplozji podano w kilotonach trotylu

Na mapkach widać Meteoryt Czelabińsk, którego moc eksplozji wynosiła niemal 0,5 Gt (według Rosjan) albo 440 kt (według Amerykanów) oraz kilka innych o mniejszej mocy wybuchów w atmosferze. Ale dla mnie najciekawszy jest Meteoryt Grenlandzki. Pisałem o nim onegdaj tak:

 

Inną, niemniej frapującą ciekawostką był Meteoryt Grenlandzki, który spadł na Ziemię w dniu 7 lub 9 grudnia 1997 roku na Grenlandię. Nie byłoby w tym niczego dziwnego, gdyby nie fakt, że energia tego impaktu wyniosła około 20-25 kt TNT - czyli tyle, ile energia wybuchu bomby atomowej „Little Boy”, która zamieniła w perzynę Hiroszimę. Najciekawszym jest jednak to, że informacje tą zdjęto ze światowego serwisu informacyjnego PAP w ciągu 2 godzin! - tak, że podał ją jedynie nasz „Super Express” piórem red. Ewy Jabłońskiej. Potem w jednym z pism ukazał się artykuł na temat poszukiwań tego właśnie meteorytu na Grenlandii, ale którego - ponoć - nie znaleziono. To dziwne, ale powinien pozostać jakiś ślad impaktu na lodowym pancerzu Grenlandii - jednak go nie było, ergo albo meteoryt eksplodował w powietrzu, jak TM, albo nie był to żaden meteoryt, albo był to jakiś satelita wojskowy Rosjan, Amerykanów czy Chińczyków, a może Atlantydów?... na razie to sprawa z „Archiwum X” i nie widać rozwiązania.

Roman Rzepka jest zdania, że 9 grudnia 1997 roku na Grenlandię w okolicy miejscowości Nuuk (d. Godthåb), na N 64°20’ – W 054°30’, spadł meteoryt, który poruszał się z niezwykłą prędkością w atmosferze Ziemi - aż 56 km/s. Wychodzi więc na to, że meteoryt ten pochodził z głębin Galaktyki! Szczątków meteorytu nie znaleziono – podobno… i to właśnie było argumentem „pro” dla ortodoksyjnych uczonych  twierdzących, że takich meteorytów po prostu nie ma… - bo nie mają one prawa przedostać się w głąb Układu Słonecznego. Uczonego, który pracował w renomowanym Instytucie im. Nielsa Bohra w Kopenhadze - dr Larsa Lindberga Christiansena za wygłoszenie poglądu o tym, że to był meteoryt pozaukładowy, po prostu zwolniono z pracy w trybie natychmiastowym…

Jak dotąd, to sprawa Meteorytu Grenlandzkiego jest otwarta. Podejrzewam, że został on jednak znaleziony i podzielił los wszystkich niewygodnych ortodoksyjnej nauce artefaktów w rodzaju „sześcianu Gurtla” czy „kuli z Żabna” - został zniszczony lub kiśnie gdzieś na dnie piwnicy Instytutu Nielsa Bohra albo jakiejś amerykańskiej bazy lotniczej…

I tutaj jeszcze jedna ciekawa dygresja: pod koniec XIX wieku, wielki Juliusz Verne napisał powieść pt. „Łowcy meteorów”, w której występuje ogromny złoty meteoryt o wartości 60.000.000.000.000.000 ówczesnych franków - teraz można by to pomnożyć przez 100. Ten cudowny meteoryt miał spaść na południowy skraj wysepki Upernivik (Uppernavick, Upernavik) na N 72°51’30” – W 053°35’18”. Czyżby była to prorocza wizja genialnego pisarza, podyktowana niezwykle wyostrzoną, wręcz wodnikową intuicją?... Zaiste, niewiele się pomylił, zaledwie o kilkaset kilometrów!

 

Znany polski ufolog Kazimierz Bzowski sądził, że Meteoryt Grenlandzki był z antymaterii i na Grenlandii doszło do wybuchu anihilacyjnego...

Ano właśnie. Dzisiaj już wiemy na pewno, że w przestrzeń Układu Słonecznego wlatują obiekty z przestrzeni międzygwiezdnej – I1/’Oumuamua i I2/Gierasimow, które są kometami z innych układów planetarnych. Takim właśnie międzygwiezdnym obiektem był zapewne Meteoryt Grenlandzki. I nie ma w tym nic dziwnego czy niezwykłego – wszak obszar Układu Słonecznego a dokładniej Obłoku Oorta, gdzie znajdują się komety rozciąga się na odległość 300-100.000 AU czyli 1,5 x 10^13 km albo 1,62 ly od Słońca, a niektóre szacunki mówią nawet o 2 ly! Możemy być pewni, że wszystkie gwiazdy z układami planetarnymi mają podobnie, a więc ich Obłoki Oorta mogą stykać się ze sobą i tym sposobem dochodzi do wymiany materii pomiędzy nimi ergo jest to zjawisko powszechne w całym Wszechświecie. Jeżeli idzie o Układ Słoneczny, to może się on stykać z potrójnym układem Tolimana (α Centaura) którego Obłok Oorta może być o wiele bardziej przestrzenny niż słoneczny, a to ze względu na to, że układ słońc Tolimana A i B okrąża także czerwony karzeł Toliman C (Proxima) w odległości 0,205 ly od nich wykonując jeden obrót na 550.000 lat.

Z grafiku przedstawionego powyżej wynika, że wkrótce będziemy mieli więcej gwiazd w naszym pobliżu, Proxima będzie w aphelium, a Toliman A i B w peryhelium. Poza nimi w ciągu najbliższych 80.000 lat do Słońca zbliży się Gwiazda (Strzała) Barnarda, Lalande 21185, Ross 248, Gliese 445 i Ross 128, ale wszystkie na odległość nie mniejszą niż 3 ly. No chyba że przypałęta się jakaś szybka gwiazda z Galaktyki albo wędrująca planeta, której jeszcze nie udało się nam wykryć. W każdym przypadku takiego pasażu gwiazd koło Słońca może dojść do interakcji pomiędzy ich Obłokami Oorta i co za tym idzie kometarnego obstrzału wnętrza Układu Słonecznego i także (niestety) Ziemi.

I tego należy się obawiać.