14.
Wybuch atomowy! – Quod erat demonstrandum...
14.1.
Teza o wybuchu jądrowym.
Wyjaśnienie
pochodzenia i przyczyn tunguskiej katastrofy jest bardzo złożone. Mogłeś tego
doświadczyć drogi Czytelniku na własnej skórze, kiedy błądziłeś w dżungli
sprzecznych wskazówek. Były Tobie ukazywane poglądy różnych znakomitych
uczonych z różnych krajów – i to nie połączone ze sobą. Zajmowanie się zagadką
stulecia to także kwestia prestiżu, ale outsiderzy nie są tam mile widziani, co
też widziałeś na własne oczy. Wielu uczonym wcale nie chodzi o wyjaśnienie
zagadki, ale o przedstawienie własnego naukowego ego i własnej
orientacji naukowej. I każdy z nich pilnie baczy, żeby nikt nie wszedł do ich
ogródka, na jego pole zainteresowań i pracy badawczej.
Żaden
teoretyczny model nie miał być zignorowany. Pożądane są hipotezy szalone i
nieortodoksyjne próby odwagi. Prawdą jest, że cały szereg hipotez nie wytrzymał
próby ognia, ale z drugiej strony – były (i nadal są) one źródłem inspiracji i
uwag, które trzeba było brać na serio. Jest dokładnie na odwrót – to właśnie
fantazja jest motorem postępu i daje nam skrzydła, co potwierdza sama
Przyroda. No bo czy wiecie, że bomby wodorowe mogą powstać także w sposób
naturalny? Oczywiście w przypadku, kiedy dojdzie do samoczynnego
połączenia się idealnych warunków i wszystkich potrzebnych składników. Tak więc
w 1908 roku mogło dojść na Syberii do termojądrowego wybuchu!
Przyznacie,
że to twierdzenie jest bardzo śmiałe i karkołomne. Czy da się je udowodnić?
Bardzo
łatwo.
Jak już
powiedziałem, w Przyrodzie istnieje możliwość sklecenia bomby termonuklearnej,
tylko musi dojść do połączenia się kilku ingrediencji, do czego może dojść w
trakcie procesów fizyko-chemicznych w głowie komety. W tym ciele złożonym, ze
śniegu i lodu znajduje się stokrotnie więcej energii, niż sądzimy. Związki
chemiczne tam występujące nie są „nuklearne” w potocznym tego słowa znaczeniu,
i nie powodują eksplozji termojądrowej. Do czasu! – bowiem kiedy głowa komety
wpadnie w ziemską atmosferę, to miażdżący napór powietrza ją zgniecie i
rozgrzeje adiabatycznie, dzięki czemu wytworzą się odpowiednie warunki
temperatury i ciśnienia. Są to warunki sprzyjające do „zapłonu” „gorącej”
reakcji termojądrowej. W końcu dochodzi do potwornej eksplozji, a jej ciśnienie
i temperatura roznosi kometę na drobny pył!...
W
żadnym przypadku nie można wykluczyć, że tunguskie ciało było głową komety. Jej
jądro składało się z zamrożonego wodoru, metanu i amoniaku, zmieszanego z
ciekłym helem. Taka mieszanina magazynuje energię. Przy jej uwolnieniu dochodzi
do od 10- do 100-krotnego wzmocnienia eksplozji w porównaniu z konwencjonalnymi
materiałami wybuchowymi. Przy wysokich temperaturach rzędu 40.000 K, pod
normalnym ciśnieniem atmosferycznym 1.013 hPa czyli 760 mm Hg – hel przechodzi
z fazy ciekłej w gazową.[1] Po
podwyższeniu ciśnienia do 125 atm, ciepłota wewnętrzna wzrośnie do 5 mln K, co
może spowodować eksplozję ciężkiego wodoru – deuteru (D). Należy się z tym
liczyć po podwyższeniu ciśnienia do 250 atm, że nagła przemiana helu-3
spowoduje eksplozję zwykłego wodoru[2].[3] Można
by zatem przedstawić, że do takiego procesu w komecie tunguskiej mogłoby dojść.
Skutki tej eksplozji tak czy owak odpowiadałyby skutkom eksplozji kilku bomb
wodorowych!
Druga
wskazówka wraca do fenomenu piorunów kulistych.
Brytyjski
uczony A. T. Lawton doszedł do wniosku, że tunguską katastrofę
spowodowało ciało kosmiczne o średnicy > 1 km. Termin „ciało” może oznaczać
tu także piorun kulisty, składający się z pyłu i elektryczności, który po
zbliżeniu się do Ziemi po prostu rozładował się w mega-błyskawicy. To
wywołałoby silne fale uderzeniowe i wszelkie inne efekty zaobserwowane przy wybuchach
jądrowych.[4]
W
poprzednich rozdziałach rozważałem możliwość istnienia kulistych piorunów z
antymaterii, co także mogłoby być zgodne z lawtonową tezą o piorunie kulistym.
14.2.
Co naprawdę znaczy UFO?
Tunguskim
fenomenem przed kilku laty zajął się także izraelski matematyk dr Ari Ben-Menahem. Wyniki
swych badań opublikował on w Holandii. Uczony ten, który pracuje w Obserwatorium
Geofizycznym Instytutu Weizmanna, otrzymał wsparcie od takich renomowanych
instytucji, jak m.in. Cambridge Laboratories (AFCRL) i amerykańskich sił
powietrznych – USAF. Z podziękowaniami za pomoc zwrócił się on także do prof. Shaloma Abarneela z
Uniwersytetu w Tel Awiwie i dr Moshe
Vereda, który pomógł mu w wyliczeniu teoretycznej krzywej sejsmograficznej.
Wszystko
to miało być dowodem, jednakże – jak powiedział mi dr Zotkin – WBM AN ZSRR nie
ceni prac Ben-Menahema, bowiem – jak mi wyjaśniono – izraelski matematyk uważa
obiekt tunguski za UFO. Dowiedziałem się przy tym, że podobne stwierdzenie w
ZSRR dyskredytuje każdego uczonego, zaś z drugiej strony jest absurdem wprost
podejrzewać Ariego Ben-Menahema o to, że wierzy w to, iż nad syberyjską tajgą
mógł eksplodować latający talerz...
UFO to
znaczy tyle, co Unidentified Flying Object – Niezidentyfikowany
Obiekt Latający – NOL.[5] To
nie ma niczego wspólnego z terminem Flying Saucers – czyli
latającymi talerzami. Niestety – do zlania się tych dwóch fraz często dochodzi
i są one używane wymiennie. Ale problem leży w tym, że dr Ben-Manahem nie używa
tego skrótu a n i r a z u !!!
I nigdy
nie mówił o latających talerzach!
Izraelski
uczony użył w swym matematycznym dowodzeniu starych sejsmogramów, na których
były odnotowane wstrząsy z 1908 roku. Analizował je porównując z sejsmogramami
zarejestrowanymi w czasie radzieckich powietrznych testów jądrowych na ich
atomowych poligonach na Nowej Ziemi i Łob Nur.[6]
Pisze
on we wstępie, że:
Nasza
wiedza o trzęsieniach ziemi i eksplozjach zgromadzona od początków naszego
stulecia jest przydatną do interpretacji tych sejsmogramów. Podobieństwo
pomiędzy sejsmicznymi a akustycznymi falami powstałymi w epicentrum wspiera
hipotezę, że syberyjski wybuch UFO wedle wszelkich przesłanek spowodował efekty,
które można porównać do działania pozaziemskiej rakiety nuklearnej o mocy eksplozji
wynoszącej jakieś 12,5 Mt TNT.
Przyjrzyj
się temu uważnie Czytelniku: izraelski matematyk w żadnym wypadku nie mówi o
tym, że jakaś tam pozaziemska cywilizacja bombardowała Ziemię pociskami
nuklearnymi; on jedynie porównuje efekty działania Bolidu Tunguskiego do znanej
mu broni jądrowej, czy raczej termojądrowej. Dlatego właśnie pisze on o
eksplozji UFO – detonacji NIEZNANEGO OBIEKTU LATAJĄCEGO – cum omni
sensu. Ma on na myśli to, a nie coś innego, co precyzuje zresztą tak w
dalszym ciągu:
Syberyjska
eksplozja UFO w dniu 30 czerwca 1908 roku jest do dziś dnia niewyjaśnioną
zagadką. Żadna teoria nie objaśniła do końca wszystkich dziwnych wydarzeń
związanych z tym fenomenem. Natomiast można zinterpretować wyliczoną
koncentrację energii uwolniona w czasie tego wybuchu... Prawdopodobnie nigdy
nie będziemy w stanie wyjaśnić tego problemu, póki na powierzchni Ziemi nie
wydarzy się podobne wydarzenie.[7]
Ben-Menahem
jedynie teoretyzuje, albowiem - gdyby jego uwaga stała się rzeczywistością i
tunguska katastrofa się powtórzyła, to byłaby nieopisana groza! Jak to już
napisałem w innym miejscu – obszar wielkości Belgii przestałby właściwie
istnieć!!!
Arthur
C. Clarke – znany w świecie pisarz SF – napisał w
jednej ze swych powieści, że w dniu 30 czerwca 1908 roku Moskwa tylko o włos
uniknęła katastrofy. Do tego niechybnie doszłoby, gdyby Meteoryt Tunguski –
Clarke’owi jeszcze wtedy wydawało się, że był to zwyczajny meteoryt – odchylił
swoją trajektorię o kilka tysięcy kilometrów na zachód. Co to jest 4.000
km w porównaniu z odległościami w
Kosmosie?... Dr Jawnel tak uświadamiał mi odległości panujące na Syberii: z
mojego rodzinnego Wiednia do Moskwy leci się 2,5 godziny, zaś z Moskwy do Tunguski
(gdyby takie połączenie lotnicze istniało) leci się aż 8 godzin! Non stop!
A. W.
Wozniesienskij – swego czasu dyrektor Obserwatorium Meteorologicznego w Irkucku
– opublikował na wiosnę 1927 roku wyniki badań eksplozji w tajdze. W swym
artykule, który opublikował on w czasopiśmie „Mirowiedienie” skonstatował, że
huk wybuchu było słychać na przestrzeni 570.000 km2, a zatem czterokrotnie
większym od Wielkiej Brytanii![8]
I to
był dla izraelskiego matematyka dostateczny dowód na to, że by wypowiedzieć się
nie tylko na temat energii, ale i jej nośnika. Choć nie obalał on argumentów
Kulika, Krinowa i Whipple’a – którzy rozważali meteoryt kometarnego
pochodzenia; to od samego początku skłaniał się ku teoriom Fiesienkowa,
Zotkina, Zikulina czy Zołotowa, a to dlatego, że po nowatorsku podeszli oni do:
...
problemu kinetycznych i dynamicznych właściwości UFO i wzajemnego wpływu
atmosfery na UFO w czasie spadania na powierzchnię Ziemi.
Izraelczyk
przeanalizował zeznania naocznych świadków i porównał je z innymi widzianymi
zjawiskami świetlnymi. Przeprowadzał przy tym różne modelowe eksperymenty, przy
czym najwięcej uwagi poświęcił figurze geometrycznej, którą wykreśliły padające
drzewa w tajdze. Nie wykluczył tu kolizji z meteorytem czy głową komety. W swym
pisemnym raporcie oświadczył, że obiekt leciał z kierunku SE na NW, a wniknął
do atmosfery z vG = 40 km/s, kursem 45-60° na E od
południka. Kąt lotu ku Ziemi nie przekroczył wartości 30° i
prawdopodobnie zawierał się w przedziale 15-17°.[9]
Straszliwe
zniszczenia w epicentrum należałoby przypisać statycznej eksplozji na wysokości
około 5-10 km i fali balistycznej zmierzającej pod kątem 15-17° do
powierzchni Ziemi. Energia eksplozji wyniosła 12,5 Mt TNT. Ben-Menahem w swym
doniesieniu pisze tak:
Meteoryt
w locie był otoczony poświatą zjonizowanych gazów, która tworzyła kulistą aurę
wokół niego – co widzieli świadkowie. Sama eksplozja miała kształt ognistego
słupa i wyrzuciła rozżarzoną materię na wysokość co najmniej 20 km. Fala żaru była
odczuwana w odległości 70 km od źródła – w Wanawarze. Krytyczne wydarzenie
można było zobaczyć w świetle dziennym aż do 500 km i słyszeć w odległości co
najmniej 1.270 km.[10]
W pobliżu epicentrum las był powalony w odległości 10-15 km, zaś pojedyncze
wykroty znajdowano w odległości nawet 40-50 km. Zniszczone było aż 8.000 km2
lasu...
14.3.
Porównanie z testami jądrowymi.
Ari
Ben-Menahem dowiódł swego twierdzenia poprzez porównanie atmosferycznych fal
uderzeniowych powstałych przy wybuchu bomby jądrowej z Łob-Nur w dniu 14
października 1970 roku, których prędkości grupowe[11]
wahały się pomiędzy 0,86 a 0,92 Ma, jednakże należy tutaj wziąć pod uwagę porę
roku. Radziecki test atomowy przebiegał na początku zimy, zaś katastrofa
tunguska miała miejsce w lecie. Różnice sprawiły przede wszystkim kierunki i
siła wiatrów, których wpływów nie można negować.
Ben-Menahem
znalazł punkt wspólny pomiędzy Tunguską a Łob-Nurem – tym wspólnym mianownikiem
był ATOM.
Izraelski
uczony jest jednak daleki od tego, by syberyjski wybuch kojarzyć z atomowymi
czy wodorowymi głowicami, jednakże zasadnicze przesłanki zjawisk tam
zachodzących są wręcz zdumiewająco podobne do siebie i działania ICBM[12]
wyposażonych w wodorowe głowice bojowe. Dlatego Ben-Menahem mówi o „efektach”
pozaziemskiego ICBM, które zostały wywołane przez Meteoryt Tunguski. Idzie
tutaj o efekty eksplozji o mocy 12,5 Mt TNT.
I tak,
jakkolwiek byśmy na ten problem nie patrzyli, i z którejkolwiek strony doń nie
podchodzili, końcowy rezultat jest zawsze taki sam – dochodzimy
do wybuchu jądrowego – do którego doszło w dniu 30 czerwca 1908
roku, a który spustoszył tajgę na obszarze nie mniejszym, niż 1.000 km2.
Udowodnimy
poprawność tego stwierdzenia także według innych szczegółów i dalszych detali.
14.4.
Świetlne fenomeny wczoraj i dziś.
Najpierw
powróćmy do naszych rozmów w pracowni WBM AN ZSRR. Wszyscy trzej uczeni:
Pietrow, Zotkin i Jawnel – z którymi przeprowadzałem wtedy wywiady –
energicznie odrzucili hipotezę o tunguskim wybuchu jądrowym. Porozmawialiśmy
wtedy także o nocnych fenomenach świetlnych – wieczornym świcie.
Najpierw
coś takiego zaobserwowano po wybuchu wulkanu Karkatau, w dniu 27 sierpnia 1883
roku. Fenomen ten został spowodowany przez pył, który został wystrzelony w
atmosferę – a dokładniej – w jej górne warstwy. Pył ten spowodował niezwykle
barwne, krwawe zachody Słońca, co trwało przez cały rok. W roku 1908 doszło
do takiego samego zjawiska, tym razem też po nieprawdopodobnie silnej
eksplozji. Niebo wydzielało z siebie przedziwne zielono-żółto-pomarańczowe
pałanie, które było bardzo intensywne przez trzy dni, ale obserwowano je
jeszcze słabnące przez kilka tygodni. Tajemnicza gra świateł była obserwowana i
rejestrowana – jak w przypadku Krakatau – na całym świecie.
Prof.
Pietrow i niektórzy członkowie AN ZSRR wyjaśniali opisane zjawisko przejściem
Ziemi przez gazowy ogon komety, której lodowa głowa spowodowała katastrofę
tunguską. Dr Zotkin uważa za przyczynę nienormalnego zmierzchu kometę P/Encke.
Podstawą tego zjawiska byłby zatem pył, który towarzyszył temu ciału
niebieskiemu w locie po orbicie wokółsłonecznej. I takie wyjaśnienie moglibyśmy
przyjąć i się nim uspokoić, ale na drodze ku temu stanęły nam niepokojące fakty
zaobserwowane w czasie atomowych testów – ot, chociażby w Alamogordo, NM, gdzie
po kilku wybuchach jądrowych widziano dziwne efekty świetlne na niebie... były
one zjawiskowo podobne do fenomenów widzianych po wybuchu wulkanu Krakatau i po
eksplozji tunguskiej. Zagadkowe zjawiska świetlne znikły po kilku dniach.
Z
naukowego punktu widzenia, już od dawna było wiadomo, czym się różnią
atmosferyczne zaburzenia po erupcjach wulkanicznych od tych, po eksplozjach
jądrowych. Po wybuchu wulkanicznym, cząstki materii były wyrzucane do górnych
warstw atmosfery o wiele wyżej, niż to powodował grzyb po eksplozji atomowej,
który pod wpływem prądów atmosferycznych[13]
rozwiewał się w atmosferze. Pył po erupcji wulkanicznej wzbijał się w górne
warstwy atmosfery i tam wisiał, tworząc pas szeroki na 5 km wokół całej Ziemi.
Zachodzące Słońce oświetlało spod horyzontu jego dolne warstwy i stwarzało to
widowiskowe wschody i zachody Słońca – tak było zawsze po erupcji Krakatau i innych
wulkanów. Zjawisko to trwało póki, póty pył nie opadł na powierzchnię Ziemi.
Po
eksplozjach jądrowych i termojądrowych proces te trwa o wiele krócej i efekty
świetlne kończą się po kilku dniach. Dokładnie tak, jak po tunguskiej
katastrofie! Czyż jest to tylko zwykły przypadek???...
Pogląd
uczonych z WBM AN ZSRR – wedle których te fenomeny są li tylko efektem
spotkania Ziemi z warkoczem komety – nie wygląda mi na przekonywujący. W czasie
swej historii Ziemia niejednokrotnie przechodziła przez warkocze komet i przy
tej okazji nikt nie zaobserwował takich fenomenów świetlnych, nie mówiąc już o
burzy magnetycznej!... Podobnie rzecz się ma z pozostałościami meteorytu –
trudno przypuścić, by jego cząstki poleciały w atmosferę na setki kilometrów –
nie mówiąc już o tym, że nie byłyby one w stanie odbijać światło z taką
intensywnością! Co więcej – jak to możliwe, że cząstki były w stanie przebyć w
ciągu tych kilku godzin dystans pomiędzy Tunguską a Wielką Brytanią? – i to na
dodatek poruszając się w kierunku zachodnim? Zaś magnetyczne fenomeny są w
teorii meteorytu jedynie balastem!
Nieoczekiwaną
odpowiedź otrzymaliśmy w sierpniu 1958 roku, po amerykańskim teście jądrowym na
Oceanie Spokojnym: wybuchy termojądrowe spowodowały zaburzenia w ziemskim
polu magnetycznym! A zarazem mamy kolejna analogię do wybuchu tunguskiego.
Po pacyficznych testach termojądrowych na Bikini, Eniwetok i innych rajskich
wyspach, doszło także do niezwykłego „nocnego światu”, który tym razem nie był
tak intensywny, jak te z 1908 roku...
A zatem
istnieją realne i konkretne przesłanki, by uważać, że tunguska eksplozja ma
swój rodowód w reakcjach jądrowych lub termojądrowych!
Co
jeszcze o tym świadczy?
Na
przykład ogromny pożar lasu, który rozprzestrzenił się w okręgu 15...18 km od
epicentrum eksplozji. Wszystko wskazuje na to, że nie chodzi tu bynajmniej o
„zwyczajny” pożar! Wydaje się, że przyczyna była fala nagłego żaru, co
udowadniają wypowiedzi naocznych świadków.
Jeszcze
dramatyczniej ujmują to mieszkańcy Wanawary i Teterii – w większości miejscowi
Ewenkowie – które w 1926 roku zapisał etnograf Susłow. Pierwszy pochodzi od Akuliny
Potapowicz – wdowie po bracie Ilii Potapowicza – tego samego,
który prowadził w tajgę Leonida Kulika. Pani Akulina wspominała to tak:
Wczesnym
rankiem, kiedy jeszcze wszyscy spali w swych pokojach, została wraz ze
wszystkimi wyrzucona w powietrze przez moment straciliśmy przytomność, a kiedy
się jako tako pozbieraliśmy, to zobaczyliśmy spustoszony okoliczny lat i
ogłuszył nas straszliwy huk, który jakby nas otaczał.
Ziemia
chwiała się i słychać było niewiarygodnie długi grzmot. Wszystko wokół było
pokryte pyłem i zasnute dymem płonących drzew.
I.M.
Susłow w czasie swej pierwszej wizyty w faktorii Wanawara przepytał jeszcze 16
Ewenków. Ich relacje były zbieżne. Padająca kula ognista zapaliła drzewa,
uśmierciła psy, zraniła ludzi i renifery oraz zniszczyła las w tajdze.
14.5.
Ślady ognia na drzewach.
Prof.
Pietrow nie widzi w tym nic nadzwyczajnego. Według niego był tam gigantyczny
leśny pożar, który spowodowała głowa komety i fale udarowe. Istnieje jednak
kilka poważnych kontrargumentów:
Normalny
pożar leśny zniszczyłby wszystko, co znajdowałoby się w jego zasięgu, ale w
danym przypadku chodzi tylko o zniszczenie pewnych miejsc na drzewach. Tych
opaleń nie mogły spowodować tylko rozżarzone gazy. Gdyby to była tak silna fala
uderzeniowa, to spustoszyłaby ona las w promieniu co najmniej 100 km, a nie
20-22 km. Ta i inne okoliczności prowadzą do wniosku, że eksplozja ciała
tunguskiego doprowadziła do opaleń drzew w promieniu 15-18 km – dokładnie tak,
jak to ma miejsce w czasie testów jądrowych i jest to podstawowy syndrom
wybuchu nuklearnego.
I
Zołotowa i Fłorieńskiego zmusiły do tego wniosku orzeczenia specjalistów:
strażaków i leśników, którzy orzekli, że pożar wybuchł nie w jednym, ale w
kilku miejscach! Pisze Zołotow:
Na
tym obszarze spotyka się spalone i nie spalone miejsca. Niektóre gałęzie są
spalone ogniem, inne zaś nietknięte i to na wierzchołkach.
Zwolennicy
hipotezy o wybuchu atomowym nad tajgą nie mieli łatwego życia, bowiem ich
poglądy nie są łatwe do udowodnienia po tylu latach, które upłynęły od chwili
wybuchu. Matematyk i astronom dr Felix Zigel opisał „syndrom rozsianego pożaru
lasu” następującymi słowy:
Oznaczałoby
to, że drzewa były spalone przez błysk eksplozji. Do zapalenia się ich doszło
tam, gdzie gałęzie i listowie nie wytworzyły ochronnego cienia, ergo – musiało
tu chodzić o wpływ promieniowania.
Z
drugiej strony prof. Pietrow próbował zbić ten wniosek przy pomocy twierdzenia,
że w przypadku znalezienia tunguskiej radioaktywności, chodziło jedynie i tylko
o wpływ miękkiego promieniowania X obiektu kosmicznego, co nie spotkało
się z aprobatą i zainteresowaniem. Jednak w 1959 roku udało się wykazać, że tam
znajduje się radioaktywność. Początkowo sądzono, że została ona spowodowana
przez promienisty fall-out po radzieckich próbach termojądrowych, aliści
szybko okazało się, że panowała ona jedynie w epicentrum eksplozji i było tego 1,5-raza
więcej, niż w odległości 30-40 km od niego!
Także i
tą okoliczność prof. Pietrow usiłował zbagatelizować:
Pożar
lasy spowodował szybszy wzrost flory – jeżeli idzie o gęstsze słoje drzew, to
podobne zjawisko obserwowano w czasie innych pożarów lasów...
Ba! – ale
jak tu wyjaśnić rezultaty badań Plechanowa, który tę radioaktywność wykrył w
próbkach gleby i słojach drzew? W słoju drzewnym wytworzonym w 1908 roku
badacze odkryli obecność radionuklidu 137Cs w ilości dwukrotnie
większej, niż poziom tła. Wiadomo, że drzewa, które wyrosły po eksplozji
wyrosły dwukrotnie wyżej, od drzew rosnących przed katastrofą, zaś u drzew,
które przeżyły katastrofę zwiększyła się tzw. produkcja masy drzewnej – drzewa
są 4-krotnie grubsze, niż odpowiadałoby to ich wiekowi. A zatem trzymanie się
hipotezy o eksplozji nuklearnej jest ze wszech miar uzasadnione!
14.6.
Intensywny wzrost flory.
Po
atomowym bombardowaniu miast japońskich odnotowano tam dostrzegalny i bardzo
intensywny wzrost flory – jak widać obszar bombardowania nie był całkowicie
wysterylizowany przez błysk promieniowania γ. Dokładnie coś podobnego miało
miejsce na Syberii wiele lat wcześniej – w 1908 roku. Ten pomysł można poprzeć
także innymi przesłankami. Chciałbym tutaj przypomnieć Czytelnikowi relację
rolnika S. P. Siemionowa o tym, że było mu tak gorąco, że koszula przylepiła mu
się do ciała i miał uczucie, jakby paliły mu się plecy. Inny mieszkaniec
Wanawary – P. P. Kosołapow opisywał straszliwy żar, który mu sparzył uszy. Dr
Zigel doszedł na podstawie tego do następujących wniosków:
Energia
promieniowania wywołała w Wanawarze – odległej o 70 km od epicentrum eksplozji
– uczucie poparzenia, co oznacza ilość energii wynoszącą nie mniej, niż 0,6
cal/cm2. Błysk eksplozji był tak silny, że przedmioty rzucały cień w
pełnym blasku Słońca, i to w miejscowości Kieszma odległej o 200 km od
hipocentrum katastrofy. Niezależnie od siebie przeprowadzone obliczenia wykazują,
że energia błysku tej eksplozji stanowiła kilka dziesiątych części sumarycznej
energii tego wybuchu.[14]
Przytoczony
tutaj wzajemny stosunek energii promieniowania do całkowitej energii wybuchu
odpowiada jedynie eksplozji nuklearnej, której temperaturę wyliczono na kilka
milionów stopni Celsjusza.
I
jeszcze jedna parantela zasługuje na uwagę. W 1957 roku, dr A. A. Jawnel odkrył
w próbkach gleby, które przywiózł Leonid Kulik do Moskwy, mikroskopijnie małe
twory, które przypominały małe kuleczki ze szkła. Były one stopione w formacje,
które przypominały kiście winogron. Znaleziono je w glebie i pniach drzew.
Składały się one z dwutlenku krzemu i magnetytu – i ponad wszelką wątpliwość
udowodniono ich pozaziemskie pochodzenie.
Interesującym
jest to, że po amerykańskich próbach atomowych w Nowym Meksyku znaleziono
identyczne twory. Wedle oficjalnej teorii – kuleczki tunguskie są
pozostałościami meteorytu po jego eksplozji w atmosferze, ale jedno jest
absolutnie pewne – czy to w Nowym Meksyku, czy to na Syberii – kuleczki te
powstały wskutek działania straszliwego żaru. Kuleczki z Alamogordo mają wygląd
jak zielone szkło i uczeni nadali mu nazwę trinityt[15], których
powstanie było proste: ognista kula atomowej eksplozji zassała ziemię i piasek,
roztopiła je, i rozpyliła, a następnie zrzuciła te kuleczki na miejsce
eksplozji. Zielone trinitytowe kuleczki znaleziono w promieniu 350 m od PUNKTU
ZERO wybuchu...
A jak
było w rejonie Podkamiennej Tunguskiej? Czy były to resztki meteorytu – a może
zeszklone szczątki obiektu, który wybuchł nad tajgą?[16]
Na te
pytania nie ma jeszcze odpowiedzi...
14.7.
Dziwne choroby.
Nie
chciałbym podać Czytelnikowi definitywnego osądu tego wydarzenia, bowiem
wysnucie ostatecznego wniosku jest w tej chwili niemożliwe. Dlatego właśnie
przedstawiłem wszystkie „pro” i „kontra” hipotezie, że w dniu 30 czerwca 1908
roku nad tunguską tajgą doszło do eksplozji atomowej. Wszelkie przesłanki wskazują
na to, że ta hipoteza tłumaczy wszystkie osobliwości tego wydarzenia: niezwykłe
zjawiska świetlne na niebie, dziwny pożar lasu, anomalny wzrost flory oraz
zagadkowe choroby ludzi i zwierząt, na które cierpiały one po wybuchu
tajemniczego „gościa” z Kosmosu.
Czy ta
dziwna choroba była spowodowana przez promieniowanie jonizujące, które do dziś
dnia można zmierzyć na tym obszarze?
W tym
kontekście jest interesującą pewna rzecz, która miała miejsce w Alamogordo, w
1945 roku, po ukończeniu atomowych prób: radioaktywny fall-out podobny
do białej chmury po opadnięciu na ziemię pozostawił po sobie w odległości
powyżej 100 km od PUNKTU ZERO – szare plamy na skórze pasącego się tam bydła.
Była to dokładnie t a k a s a m a
w swych symptomach choroba, która przed niemal 100 laty dotknęła
renifery i inne zwierzęta na rażonym eksplozją terenie Syberii. Miejscowi
pasterze opowiadali etnografowi Susłowowi o „świerzbie”, który trapił ich stada.
Susłow i inni badacze dowiedzieli się, że tubylcy, którzy udali się na miejsce
eksplozji, po powrocie zapadli na jakąś zagadkową chorobę.
Ewenkowie,
którzy zamieszkują tę część tajgi, wciąż przypisują to wydarzenie interwencji
bogu ognia i gromów – Ogdy’emu – który zstąpił wtedy z niebios i poraził
nieszczęśników, którzy mieli pecha się znaleźć w strefie zakazanej przy pomocy niewidzialnego
ognia!!! Czy za tym niewidzialnym ogniem nie ukrywa się
zwyczajne promieniowanie jonizujące???
Z
różnych informacji pochodzących od znanych radzieckich i rosyjskich badaczy,
francuski uczony prof. Barnier
wysnuł następującą diagnozę:
Mieszkańcom
tego syberyjskiego rejonu zdarzyło się podłapać jakieś trwałe zachorowanie;
zagadkową chorobę, która trwała długo po katastrofie; nie gojące się rany,
rodziły się spotworniałe dzieci i zwierzęta też wydawały na świat spotworniałe
młode...
Nie
udało się mi stwierdzić, czy ta diagnoza jest prawdziwa. Moi konsultanci z WBM
AN ZSRR odmówili jej potwierdzenia. Aleksander Kazancew natomiast stwierdził,
że o czymś takim słyszał. Kiedy go odwiedziłem w jego moskiewskim mieszkaniu, pokazał
mi prace matematyka i fizyka w jednej osobie dr Władimira Mechedowa, w której
było potwierdzone znalezienie radioaktywności w tajdze. Wniosek Mechedowa mój
rozmówca tak skomentował:
I
ponownie wracamy do tego – co jest bardziej fantastyczne – do hipotezy, że
tunguska katastrofa była skutkiem awarii kosmolotu, który jako materiału
pędnego używał antymaterii...
To, czy
była to antymateria, czy „tylko” zwyczajne paliwo jądrowe – to, co 30 czerwca
1908 roku spowodowało niesamowity wybuch w tunguskiej tajdze niezwykłego ciała
kosmicznego stanowi o s t a t n i
ą zagadkę, która czeka na swe
definitywne rozwiązanie. To jest zadanie dla ludzi z pokolenia, które wejdzie w
III Tysiąclecie...
[1] Hel
przechodzi w stan ciekły w temperaturze 1,06 K (-272,2oC) i
ciśnieniu 26 atm, zaś wrze w temperaturze 4,33 K (-268,934oC).
[2]
Izotop 3He ma to do siebie, że jest pochłaniaczem neutronów, co
przebiega zgodnie z reakcją: 3He + n → 4He, i może spowodować tzw. „zakiśnięcie” bomby
wodorowej poprzez spadek wydajności reakcji syntezy termonuklearnej i spadek
mocy eksplozji oraz błysku neutronowego nawet o 50%.
[3]
Reakcje termonuklearne wymagają zwykłego wodoru – 1H, ciężkiego
wodoru – deuteru (D) – 2H i superciężkiego wodoru – trytu (T) – 3H,
ostatnio mówi się także o hiperciężkich izotopach wodoru: 4H i 5H.
Przebiegają one wedle wzorów:
1. H + H → He + β+ + ν + 1,44 MeV
2. D + D → H + T + 3,25 MeV
3. D + D → 3He + n = 4 MeV
4. D + T → He + n + 17,6 MeV
5. 4H → He+ 2β- + 26 MeV
6. 6Li + n → He + 3H + 4,7 MeV
Jak widać to ze wzoru 6 –
lit jest także dobrym paliwem do reakcji termojądrowych. Wszystkie te reakcje wymagają
znacznie wyższych ciśnień i temperatur, niż to podał autor.
[4] Byłby to zatem
elektrowybuch o ogromnej mocy.
[5] W
języku polskim używa się określenia Nieznany Obiekt Latający – Unknown Flying
Object, co jest naszym zdaniem terminem bardziej odpowiadającym rzeczywistości.
Ostatnio w literaturze światowej przyjęła się nazwa Unknown Aerial Phenomenon –
Nieznane Zjawisko Powietrzne – UAP.
[6]
Autorowi najprawdopodobniej chodzi o atomowy poligon w Semipałatyńsku. Poligon
Łob Nur (Lop Noor) i drugi na Takla-Makan leży na terenie Ch.R.L.
[7] Wydarzenia tego rodzaju –
tylko w mniejszej skali – wydarzyły się jednak w Polsce, w dniu 14 stycznia
1993 roku (Jerzmanowice) i w Rosji w nocy 25/26 września 2002 roku (Witim).
[8] Nieścisłość: tylko
dwukrotnie, bowiem powierzchnia Wielkiej Brytanii wynosi aż 244.870 km2.
[9] Czyli
dokładnie takim, pod jakim wchodzi w atmosferę większość statków kosmicznych i
wahadłowców w locie ku powierzchni naszej planety.
[10]
Eksplozja w Jerzmanowicach była słyszalna w promieniu 30 km, zaś jej błysk
widziano aż w odległości do 70 km.
[11] Faktycznie nie była to
jedna fala, ale cały ciąg kilkunastu fal, które poruszały się z różnymi
prędkościami, stąd ich średnia prędkość nazywana jest prędkością grupową.
[12] InterContinental
Ballistic Missile – międzykontynentalny pocisk balistyczny.
[13]
Chodzi tutaj o tzw. jet-stream – silny wiatr stratosferyczny, który
przenosi radioaktywny fall-out na ogromne odległości – jak dowiodły tego
wypadki po katastrofie w Czarnobylskiej EJ.
[14] Maksymalne szacunki
stwierdzają, że 10% całkowitej energii eksplozji tunguskiej zostało zamienione
w błysk promieniowania termicznego, świetlnego, jonizującego i przenikliwego –
γ.
[15] Nazwa
pochodzi od kryptonimu pierwszej doświadczalnej eksplozji jądrowej „Trinity” –
Trójca Święta. Po katastrofie w Czarnobylu uczeni odkryli kolejny sztuczny
minerał i nazwali go czarnobylit. Powstał on w wyniku stopienia się
piasku z aluminium, berylem, borem i paliwem jądrowym oraz produktami jego
rozpadu, dlatego jest on silnie radioaktywny.
[16]
Kulki te są podobne w swym składzie chemicznym do tektytów. Polski meteorytolog
mgr Andrzej Kotowiecki
uważa je za pozostałości po dawnych konstrukcjach kosmicznych przeszłych
cywilizacji, jakie zamieszkiwały onegdaj Ziemię, a zatem hipoteza kosmolotu i
eksplozji nuklearnej w kontekście katastrofy tunguskiej zyskałaby kolejny punkt
„pro”.