Powered By Blogger

wtorek, 15 lipca 2025

Peter Krassa - Największa zagadka stulecia (14a)

 

14. Wybuch atomowy! – Quod erat demonstrandum...

 

14.1. Teza o wybuchu jądrowym.

 

Wyjaśnienie pochodzenia i przyczyn tunguskiej katastrofy jest bardzo złożone. Mogłeś tego doświadczyć drogi Czytelniku na własnej skórze, kiedy błądziłeś w dżungli sprzecznych wskazówek. Były Tobie ukazywane poglądy różnych znakomitych uczonych z różnych krajów – i to nie połączone ze sobą. Zajmowanie się zagadką stulecia to także kwestia prestiżu, ale outsiderzy nie są tam mile widziani, co też widziałeś na własne oczy. Wielu uczonym wcale nie chodzi o wyjaśnienie zagadki, ale o przedstawienie własnego naukowego ego i własnej orientacji naukowej. I każdy z nich pilnie baczy, żeby nikt nie wszedł do ich ogródka, na jego pole zainteresowań i pracy badawczej.

Żaden teoretyczny model nie miał być zignorowany. Pożądane są hipotezy szalone i nieortodoksyjne próby odwagi. Prawdą jest, że cały szereg hipotez nie wytrzymał próby ognia, ale z drugiej strony – były (i nadal są) one źródłem inspiracji i uwag, które trzeba było brać na serio. Jest dokładnie na odwrót – to właśnie fantazja jest motorem postępu i daje nam skrzydła, co potwierdza sama Przyroda. No bo czy wiecie, że bomby wodorowe mogą powstać także w sposób naturalny? Oczywiście w przypadku, kiedy dojdzie do samoczynnego połączenia się idealnych warunków i wszystkich potrzebnych składników. Tak więc w 1908 roku mogło dojść na Syberii do termojądrowego wybuchu!

Przyznacie, że to twierdzenie jest bardzo śmiałe i karkołomne. Czy da się je udowodnić?

Bardzo łatwo.

Jak już powiedziałem, w Przyrodzie istnieje możliwość sklecenia bomby termonuklearnej, tylko musi dojść do połączenia się kilku ingrediencji, do czego może dojść w trakcie procesów fizyko-chemicznych w głowie komety. W tym ciele złożonym, ze śniegu i lodu znajduje się stokrotnie więcej energii, niż sądzimy. Związki chemiczne tam występujące nie są „nuklearne” w potocznym tego słowa znaczeniu, i nie powodują eksplozji termojądrowej. Do czasu! – bowiem kiedy głowa komety wpadnie w ziemską atmosferę, to miażdżący napór powietrza ją zgniecie i rozgrzeje adiabatycznie, dzięki czemu wytworzą się odpowiednie warunki temperatury i ciśnienia. Są to warunki sprzyjające do „zapłonu” „gorącej” reakcji termojądrowej. W końcu dochodzi do potwornej eksplozji, a jej ciśnienie i temperatura roznosi kometę na drobny pył!...

W żadnym przypadku nie można wykluczyć, że tunguskie ciało było głową komety. Jej jądro składało się z zamrożonego wodoru, metanu i amoniaku, zmieszanego z ciekłym helem. Taka mieszanina magazynuje energię. Przy jej uwolnieniu dochodzi do od 10- do 100-krotnego wzmocnienia eksplozji w porównaniu z konwencjonalnymi materiałami wybuchowymi. Przy wysokich temperaturach rzędu 40.000 K, pod normalnym ciśnieniem atmosferycznym 1.013 hPa czyli 760 mm Hg – hel przechodzi z fazy ciekłej w gazową.[1] Po podwyższeniu ciśnienia do 125 atm, ciepłota wewnętrzna wzrośnie do 5 mln K, co może spowodować eksplozję ciężkiego wodoru – deuteru (D). Należy się z tym liczyć po podwyższeniu ciśnienia do 250 atm, że nagła przemiana helu-3 spowoduje eksplozję zwykłego wodoru[2].[3] Można by zatem przedstawić, że do takiego procesu w komecie tunguskiej mogłoby dojść. Skutki tej eksplozji tak czy owak odpowiadałyby skutkom eksplozji kilku bomb wodorowych!

Druga wskazówka wraca do fenomenu piorunów kulistych.

Brytyjski uczony A. T. Lawton doszedł do wniosku, że tunguską katastrofę spowodowało ciało kosmiczne o średnicy > 1 km. Termin „ciało” może oznaczać tu także piorun kulisty, składający się z pyłu i elektryczności, który po zbliżeniu się do Ziemi po prostu rozładował się w mega-błyskawicy. To wywołałoby silne fale uderzeniowe i wszelkie inne efekty zaobserwowane przy wybuchach jądrowych.[4]

W poprzednich rozdziałach rozważałem możliwość istnienia kulistych piorunów z antymaterii, co także mogłoby być zgodne z lawtonową tezą o piorunie kulistym.

 

14.2. Co naprawdę znaczy UFO?

 

Tunguskim fenomenem przed kilku laty zajął się także izraelski matematyk dr Ari Ben-Menahem. Wyniki swych badań opublikował on w Holandii. Uczony ten, który pracuje w Obserwatorium Geofizycznym Instytutu Weizmanna, otrzymał wsparcie od takich renomowanych instytucji, jak m.in. Cambridge Laboratories (AFCRL) i amerykańskich sił powietrznych – USAF. Z podziękowaniami za pomoc zwrócił się on także do prof. Shaloma Abarneela z Uniwersytetu w Tel Awiwie i dr Moshe Vereda, który pomógł mu w wyliczeniu teoretycznej krzywej sejsmograficznej.

Wszystko to miało być dowodem, jednakże – jak powiedział mi dr Zotkin – WBM AN ZSRR nie ceni prac Ben-Menahema, bowiem – jak mi wyjaśniono – izraelski matematyk uważa obiekt tunguski za UFO. Dowiedziałem się przy tym, że podobne stwierdzenie w ZSRR dyskredytuje każdego uczonego, zaś z drugiej strony jest absurdem wprost podejrzewać Ariego Ben-Menahema o to, że wierzy w to, iż nad syberyjską tajgą mógł eksplodować latający talerz...

UFO to znaczy tyle, co Unidentified Flying Object – Niezidentyfikowany Obiekt Latający – NOL.[5] To nie ma niczego wspólnego z terminem Flying Saucers – czyli latającymi talerzami. Niestety – do zlania się tych dwóch fraz często dochodzi i są one używane wymiennie. Ale problem leży w tym, że dr Ben-Manahem nie używa tego skrótu   a n i   r a z u !!!

I nigdy nie mówił o latających talerzach!

Izraelski uczony użył w swym matematycznym dowodzeniu starych sejsmogramów, na których były odnotowane wstrząsy z 1908 roku. Analizował je porównując z sejsmogramami zarejestrowanymi w czasie radzieckich powietrznych testów jądrowych na ich atomowych poligonach na Nowej Ziemi i Łob Nur.[6]

Pisze on we wstępie, że:

Nasza wiedza o trzęsieniach ziemi i eksplozjach zgromadzona od początków naszego stulecia jest przydatną do interpretacji tych sejsmogramów. Podobieństwo pomiędzy sejsmicznymi a akustycznymi falami powstałymi w epicentrum wspiera hipotezę, że syberyjski wybuch UFO wedle wszelkich przesłanek spowodował efekty, które można porównać do działania pozaziemskiej rakiety nuklearnej o mocy eksplozji wynoszącej jakieś 12,5 Mt TNT.

Przyjrzyj się temu uważnie Czytelniku: izraelski matematyk w żadnym wypadku nie mówi o tym, że jakaś tam pozaziemska cywilizacja bombardowała Ziemię pociskami nuklearnymi; on jedynie porównuje efekty działania Bolidu Tunguskiego do znanej mu broni jądrowej, czy raczej termojądrowej. Dlatego właśnie pisze on o eksplozji UFO – detonacji NIEZNANEGO OBIEKTU LATAJĄCEGOcum omni sensu. Ma on na myśli to, a nie coś innego, co precyzuje zresztą tak w dalszym ciągu:

Syberyjska eksplozja UFO w dniu 30 czerwca 1908 roku jest do dziś dnia niewyjaśnioną zagadką. Żadna teoria nie objaśniła do końca wszystkich dziwnych wydarzeń związanych z tym fenomenem. Natomiast można zinterpretować wyliczoną koncentrację energii uwolniona w czasie tego wybuchu... Prawdopodobnie nigdy nie będziemy w stanie wyjaśnić tego problemu, póki na powierzchni Ziemi nie wydarzy się podobne wydarzenie.[7]

Ben-Menahem jedynie teoretyzuje, albowiem - gdyby jego uwaga stała się rzeczywistością i tunguska katastrofa się powtórzyła, to byłaby nieopisana groza! Jak to już napisałem w innym miejscu – obszar wielkości Belgii przestałby właściwie istnieć!!!

Arthur C. Clarke – znany w świecie pisarz SF – napisał w jednej ze swych powieści, że w dniu 30 czerwca 1908 roku Moskwa tylko o włos uniknęła katastrofy. Do tego niechybnie doszłoby, gdyby Meteoryt Tunguski – Clarke’owi jeszcze wtedy wydawało się, że był to zwyczajny meteoryt – odchylił swoją trajektorię o kilka tysięcy kilometrów na zachód. Co to jest 4.000 km  w porównaniu z odległościami w Kosmosie?... Dr Jawnel tak uświadamiał mi odległości panujące na Syberii: z mojego rodzinnego Wiednia do Moskwy leci się 2,5 godziny, zaś z Moskwy do Tunguski (gdyby takie połączenie lotnicze istniało) leci się aż 8 godzin! Non stop!

A. W. Wozniesienskij – swego czasu dyrektor Obserwatorium Meteorologicznego w Irkucku – opublikował na wiosnę 1927 roku wyniki badań eksplozji w tajdze. W swym artykule, który opublikował on w czasopiśmie „Mirowiedienie” skonstatował, że huk wybuchu było słychać na przestrzeni 570.000 km2, a zatem czterokrotnie większym od Wielkiej Brytanii![8]

I to był dla izraelskiego matematyka dostateczny dowód na to, że by wypowiedzieć się nie tylko na temat energii, ale i jej nośnika. Choć nie obalał on argumentów Kulika, Krinowa i Whipple’a – którzy rozważali meteoryt kometarnego pochodzenia; to od samego początku skłaniał się ku teoriom Fiesienkowa, Zotkina, Zikulina czy Zołotowa, a to dlatego, że po nowatorsku podeszli oni do:

... problemu kinetycznych i dynamicznych właściwości UFO i wzajemnego wpływu atmosfery na UFO w czasie spadania na powierzchnię Ziemi.

Izraelczyk przeanalizował zeznania naocznych świadków i porównał je z innymi widzianymi zjawiskami świetlnymi. Przeprowadzał przy tym różne modelowe eksperymenty, przy czym najwięcej uwagi poświęcił figurze geometrycznej, którą wykreśliły padające drzewa w tajdze. Nie wykluczył tu kolizji z meteorytem czy głową komety. W swym pisemnym raporcie oświadczył, że obiekt leciał z kierunku SE na NW, a wniknął do atmosfery z vG = 40 km/s, kursem 45-60° na E od południka. Kąt lotu ku Ziemi nie przekroczył wartości 30° i prawdopodobnie zawierał się w przedziale 15-17°.[9]

Straszliwe zniszczenia w epicentrum należałoby przypisać statycznej eksplozji na wysokości około 5-10 km i fali balistycznej zmierzającej pod kątem 15-17° do powierzchni Ziemi. Energia eksplozji wyniosła 12,5 Mt TNT. Ben-Menahem w swym doniesieniu pisze tak:

Meteoryt w locie był otoczony poświatą zjonizowanych gazów, która tworzyła kulistą aurę wokół niego – co widzieli świadkowie. Sama eksplozja miała kształt ognistego słupa i wyrzuciła rozżarzoną materię na wysokość co najmniej 20 km. Fala żaru była odczuwana w odległości 70 km od źródła – w Wanawarze. Krytyczne wydarzenie można było zobaczyć w świetle dziennym aż do 500 km i słyszeć w odległości co najmniej 1.270 km.[10] W pobliżu epicentrum las był powalony w odległości 10-15 km, zaś pojedyncze wykroty znajdowano w odległości nawet 40-50 km. Zniszczone było aż 8.000 km2 lasu...

 

14.3. Porównanie z testami jądrowymi.

 

Ari Ben-Menahem dowiódł swego twierdzenia poprzez porównanie atmosferycznych fal uderzeniowych powstałych przy wybuchu bomby jądrowej z Łob-Nur w dniu 14 października 1970 roku, których prędkości grupowe[11] wahały się pomiędzy 0,86 a 0,92 Ma, jednakże należy tutaj wziąć pod uwagę porę roku. Radziecki test atomowy przebiegał na początku zimy, zaś katastrofa tunguska miała miejsce w lecie. Różnice sprawiły przede wszystkim kierunki i siła wiatrów, których wpływów nie można negować.

Ben-Menahem znalazł punkt wspólny pomiędzy Tunguską a Łob-Nurem – tym wspólnym mianownikiem był ATOM.

Izraelski uczony jest jednak daleki od tego, by syberyjski wybuch kojarzyć z atomowymi czy wodorowymi głowicami, jednakże zasadnicze przesłanki zjawisk tam zachodzących są wręcz zdumiewająco podobne do siebie i działania ICBM[12] wyposażonych w wodorowe głowice bojowe. Dlatego Ben-Menahem mówi o „efektach” pozaziemskiego ICBM, które zostały wywołane przez Meteoryt Tunguski. Idzie tutaj o efekty eksplozji o mocy 12,5 Mt TNT.

I tak, jakkolwiek byśmy na ten problem nie patrzyli, i z którejkolwiek strony doń nie podchodzili, końcowy rezultat jest zawsze taki sam – dochodzimy do wybuchu jądrowego – do którego doszło w dniu 30 czerwca 1908 roku, a który spustoszył tajgę na obszarze nie mniejszym, niż 1.000 km2.

Udowodnimy poprawność tego stwierdzenia także według innych szczegółów i dalszych detali.

 

14.4. Świetlne fenomeny wczoraj i dziś.

 

Najpierw powróćmy do naszych rozmów w pracowni WBM AN ZSRR. Wszyscy trzej uczeni: Pietrow, Zotkin i Jawnel – z którymi przeprowadzałem wtedy wywiady – energicznie odrzucili hipotezę o tunguskim wybuchu jądrowym. Porozmawialiśmy wtedy także o nocnych fenomenach świetlnych – wieczornym świcie.

Najpierw coś takiego zaobserwowano po wybuchu wulkanu Karkatau, w dniu 27 sierpnia 1883 roku. Fenomen ten został spowodowany przez pył, który został wystrzelony w atmosferę – a dokładniej – w jej górne warstwy. Pył ten spowodował niezwykle barwne, krwawe zachody Słońca, co trwało przez cały rok. W roku 1908 doszło do takiego samego zjawiska, tym razem też po nieprawdopodobnie silnej eksplozji. Niebo wydzielało z siebie przedziwne zielono-żółto-pomarańczowe pałanie, które było bardzo intensywne przez trzy dni, ale obserwowano je jeszcze słabnące przez kilka tygodni. Tajemnicza gra świateł była obserwowana i rejestrowana – jak w przypadku Krakatau – na całym świecie.

Prof. Pietrow i niektórzy członkowie AN ZSRR wyjaśniali opisane zjawisko przejściem Ziemi przez gazowy ogon komety, której lodowa głowa spowodowała katastrofę tunguską. Dr Zotkin uważa za przyczynę nienormalnego zmierzchu kometę P/Encke. Podstawą tego zjawiska byłby zatem pył, który towarzyszył temu ciału niebieskiemu w locie po orbicie wokółsłonecznej. I takie wyjaśnienie moglibyśmy przyjąć i się nim uspokoić, ale na drodze ku temu stanęły nam niepokojące fakty zaobserwowane w czasie atomowych testów – ot, chociażby w Alamogordo, NM, gdzie po kilku wybuchach jądrowych widziano dziwne efekty świetlne na niebie... były one zjawiskowo podobne do fenomenów widzianych po wybuchu wulkanu Krakatau i po eksplozji tunguskiej. Zagadkowe zjawiska świetlne znikły po kilku dniach.

Z naukowego punktu widzenia, już od dawna było wiadomo, czym się różnią atmosferyczne zaburzenia po erupcjach wulkanicznych od tych, po eksplozjach jądrowych. Po wybuchu wulkanicznym, cząstki materii były wyrzucane do górnych warstw atmosfery o wiele wyżej, niż to powodował grzyb po eksplozji atomowej, który pod wpływem prądów atmosferycznych[13] rozwiewał się w atmosferze. Pył po erupcji wulkanicznej wzbijał się w górne warstwy atmosfery i tam wisiał, tworząc pas szeroki na 5 km wokół całej Ziemi. Zachodzące Słońce oświetlało spod horyzontu jego dolne warstwy i stwarzało to widowiskowe wschody i zachody Słońca – tak było zawsze po erupcji Krakatau i innych wulkanów. Zjawisko to trwało póki, póty pył nie opadł na powierzchnię Ziemi.

Po eksplozjach jądrowych i termojądrowych proces te trwa o wiele krócej i efekty świetlne kończą się po kilku dniach. Dokładnie tak, jak po tunguskiej katastrofie! Czyż jest to tylko zwykły przypadek???...                                                      

Pogląd uczonych z WBM AN ZSRR – wedle których te fenomeny są li tylko efektem spotkania Ziemi z warkoczem komety – nie wygląda mi na przekonywujący. W czasie swej historii Ziemia niejednokrotnie przechodziła przez warkocze komet i przy tej okazji nikt nie zaobserwował takich fenomenów świetlnych, nie mówiąc już o burzy magnetycznej!... Podobnie rzecz się ma z pozostałościami meteorytu – trudno przypuścić, by jego cząstki poleciały w atmosferę na setki kilometrów – nie mówiąc już o tym, że nie byłyby one w stanie odbijać światło z taką intensywnością! Co więcej – jak to możliwe, że cząstki były w stanie przebyć w ciągu tych kilku godzin dystans pomiędzy Tunguską a Wielką Brytanią? – i to na dodatek poruszając się w kierunku zachodnim? Zaś magnetyczne fenomeny są w teorii meteorytu jedynie balastem!

Nieoczekiwaną odpowiedź otrzymaliśmy w sierpniu 1958 roku, po amerykańskim teście jądrowym na Oceanie Spokojnym: wybuchy termojądrowe spowodowały zaburzenia w ziemskim polu magnetycznym! A zarazem mamy kolejna analogię do wybuchu tunguskiego. Po pacyficznych testach termojądrowych na Bikini, Eniwetok i innych rajskich wyspach, doszło także do niezwykłego „nocnego światu”, który tym razem nie był tak intensywny, jak te z 1908 roku...

A zatem istnieją realne i konkretne przesłanki, by uważać, że tunguska eksplozja ma swój rodowód w reakcjach jądrowych lub termojądrowych!

Co jeszcze o tym świadczy?

Na przykład ogromny pożar lasu, który rozprzestrzenił się w okręgu 15...18 km od epicentrum eksplozji. Wszystko wskazuje na to, że nie chodzi tu bynajmniej o „zwyczajny” pożar! Wydaje się, że przyczyna była fala nagłego żaru, co udowadniają wypowiedzi naocznych świadków.

Jeszcze dramatyczniej ujmują to mieszkańcy Wanawary i Teterii – w większości miejscowi Ewenkowie – które w 1926 roku zapisał etnograf Susłow. Pierwszy pochodzi od Akuliny Potapowicz – wdowie po bracie Ilii Potapowicza – tego samego, który prowadził w tajgę Leonida Kulika. Pani Akulina wspominała to tak:

Wczesnym rankiem, kiedy jeszcze wszyscy spali w swych pokojach, została wraz ze wszystkimi wyrzucona w powietrze przez moment straciliśmy przytomność, a kiedy się jako tako pozbieraliśmy, to zobaczyliśmy spustoszony okoliczny lat i ogłuszył nas straszliwy huk, który jakby nas otaczał.

Ziemia chwiała się i słychać było niewiarygodnie długi grzmot. Wszystko wokół było pokryte pyłem i zasnute dymem płonących drzew.

I.M. Susłow w czasie swej pierwszej wizyty w faktorii Wanawara przepytał jeszcze 16 Ewenków. Ich relacje były zbieżne. Padająca kula ognista zapaliła drzewa, uśmierciła psy, zraniła ludzi i renifery oraz zniszczyła las w tajdze.

 

14.5. Ślady ognia na drzewach.

 

Prof. Pietrow nie widzi w tym nic nadzwyczajnego. Według niego był tam gigantyczny leśny pożar, który spowodowała głowa komety i fale udarowe. Istnieje jednak kilka poważnych kontrargumentów:

Normalny pożar leśny zniszczyłby wszystko, co znajdowałoby się w jego zasięgu, ale w danym przypadku chodzi tylko o zniszczenie pewnych miejsc na drzewach. Tych opaleń nie mogły spowodować tylko rozżarzone gazy. Gdyby to była tak silna fala uderzeniowa, to spustoszyłaby ona las w promieniu co najmniej 100 km, a nie 20-22 km. Ta i inne okoliczności prowadzą do wniosku, że eksplozja ciała tunguskiego doprowadziła do opaleń drzew w promieniu 15-18 km – dokładnie tak, jak to ma miejsce w czasie testów jądrowych i jest to podstawowy syndrom wybuchu nuklearnego.

I Zołotowa i Fłorieńskiego zmusiły do tego wniosku orzeczenia specjalistów: strażaków i leśników, którzy orzekli, że pożar wybuchł nie w jednym, ale w kilku miejscach! Pisze Zołotow:

Na tym obszarze spotyka się spalone i nie spalone miejsca. Niektóre gałęzie są spalone ogniem, inne zaś nietknięte i to na wierzchołkach.

Zwolennicy hipotezy o wybuchu atomowym nad tajgą nie mieli łatwego życia, bowiem ich poglądy nie są łatwe do udowodnienia po tylu latach, które upłynęły od chwili wybuchu. Matematyk i astronom dr Felix Zigel opisał „syndrom rozsianego pożaru lasu” następującymi słowy:

Oznaczałoby to, że drzewa były spalone przez błysk eksplozji. Do zapalenia się ich doszło tam, gdzie gałęzie i listowie nie wytworzyły ochronnego cienia, ergo – musiało tu chodzić o wpływ promieniowania.

Z drugiej strony prof. Pietrow próbował zbić ten wniosek przy pomocy twierdzenia, że w przypadku znalezienia tunguskiej radioaktywności, chodziło jedynie i tylko o wpływ miękkiego promieniowania X obiektu kosmicznego, co nie spotkało się z aprobatą i zainteresowaniem. Jednak w 1959 roku udało się wykazać, że tam znajduje się radioaktywność. Początkowo sądzono, że została ona spowodowana przez promienisty fall-out po radzieckich próbach termojądrowych, aliści szybko okazało się, że panowała ona jedynie w epicentrum eksplozji i było tego 1,5-raza więcej, niż w odległości 30-40 km od niego!

Także i tą okoliczność prof. Pietrow usiłował zbagatelizować:

Pożar lasy spowodował szybszy wzrost flory – jeżeli idzie o gęstsze słoje drzew, to podobne zjawisko obserwowano w czasie innych pożarów lasów...

Ba! – ale jak tu wyjaśnić rezultaty badań Plechanowa, który tę radioaktywność wykrył w próbkach gleby i słojach drzew? W słoju drzewnym wytworzonym w 1908 roku badacze odkryli obecność radionuklidu 137Cs w ilości dwukrotnie większej, niż poziom tła. Wiadomo, że drzewa, które wyrosły po eksplozji wyrosły dwukrotnie wyżej, od drzew rosnących przed katastrofą, zaś u drzew, które przeżyły katastrofę zwiększyła się tzw. produkcja masy drzewnej – drzewa są 4-krotnie grubsze, niż odpowiadałoby to ich wiekowi. A zatem trzymanie się hipotezy o eksplozji nuklearnej jest ze wszech miar uzasadnione!

 

14.6. Intensywny wzrost flory.

 

Po atomowym bombardowaniu miast japońskich odnotowano tam dostrzegalny i bardzo intensywny wzrost flory – jak widać obszar bombardowania nie był całkowicie wysterylizowany przez błysk promieniowania γ. Dokładnie coś podobnego miało miejsce na Syberii wiele lat wcześniej – w 1908 roku. Ten pomysł można poprzeć także innymi przesłankami. Chciałbym tutaj przypomnieć Czytelnikowi relację rolnika S. P. Siemionowa o tym, że było mu tak gorąco, że koszula przylepiła mu się do ciała i miał uczucie, jakby paliły mu się plecy. Inny mieszkaniec Wanawary – P. P. Kosołapow opisywał straszliwy żar, który mu sparzył uszy. Dr Zigel doszedł na podstawie tego do następujących wniosków:

Energia promieniowania wywołała w Wanawarze – odległej o 70 km od epicentrum eksplozji – uczucie poparzenia, co oznacza ilość energii wynoszącą nie mniej, niż 0,6 cal/cm2. Błysk eksplozji był tak silny, że przedmioty rzucały cień w pełnym blasku Słońca, i to w miejscowości Kieszma odległej o 200 km od hipocentrum katastrofy. Niezależnie od siebie przeprowadzone obliczenia wykazują, że energia błysku tej eksplozji stanowiła kilka dziesiątych części sumarycznej energii tego wybuchu.[14]

Przytoczony tutaj wzajemny stosunek energii promieniowania do całkowitej energii wybuchu odpowiada jedynie eksplozji nuklearnej, której temperaturę wyliczono na kilka milionów stopni Celsjusza.

I jeszcze jedna parantela zasługuje na uwagę. W 1957 roku, dr A. A. Jawnel odkrył w próbkach gleby, które przywiózł Leonid Kulik do Moskwy, mikroskopijnie małe twory, które przypominały małe kuleczki ze szkła. Były one stopione w formacje, które przypominały kiście winogron. Znaleziono je w glebie i pniach drzew. Składały się one z dwutlenku krzemu i magnetytu – i ponad wszelką wątpliwość udowodniono ich pozaziemskie pochodzenie.

Interesującym jest to, że po amerykańskich próbach atomowych w Nowym Meksyku znaleziono identyczne twory. Wedle oficjalnej teorii – kuleczki tunguskie są pozostałościami meteorytu po jego eksplozji w atmosferze, ale jedno jest absolutnie pewne – czy to w Nowym Meksyku, czy to na Syberii – kuleczki te powstały wskutek działania straszliwego żaru. Kuleczki z Alamogordo mają wygląd jak zielone szkło i uczeni nadali mu nazwę trinityt[15], których powstanie było proste: ognista kula atomowej eksplozji zassała ziemię i piasek, roztopiła je, i rozpyliła, a następnie zrzuciła te kuleczki na miejsce eksplozji. Zielone trinitytowe kuleczki znaleziono w promieniu 350 m od PUNKTU ZERO wybuchu...

A jak było w rejonie Podkamiennej Tunguskiej? Czy były to resztki meteorytu – a może zeszklone szczątki obiektu, który wybuchł nad tajgą?[16]

Na te pytania nie ma jeszcze odpowiedzi...

 

14.7. Dziwne choroby.

 

Nie chciałbym podać Czytelnikowi definitywnego osądu tego wydarzenia, bowiem wysnucie ostatecznego wniosku jest w tej chwili niemożliwe. Dlatego właśnie przedstawiłem wszystkie „pro” i „kontra” hipotezie, że w dniu 30 czerwca 1908 roku nad tunguską tajgą doszło do eksplozji atomowej. Wszelkie przesłanki wskazują na to, że ta hipoteza tłumaczy wszystkie osobliwości tego wydarzenia: niezwykłe zjawiska świetlne na niebie, dziwny pożar lasu, anomalny wzrost flory oraz zagadkowe choroby ludzi i zwierząt, na które cierpiały one po wybuchu tajemniczego „gościa” z Kosmosu.

Czy ta dziwna choroba była spowodowana przez promieniowanie jonizujące, które do dziś dnia można zmierzyć na tym obszarze?

W tym kontekście jest interesującą pewna rzecz, która miała miejsce w Alamogordo, w 1945 roku, po ukończeniu atomowych prób: radioaktywny fall-out podobny do białej chmury po opadnięciu na ziemię pozostawił po sobie w odległości powyżej 100 km od PUNKTU ZERO – szare plamy na skórze pasącego się tam bydła. Była to dokładnie   t a k a   s a m a   w swych symptomach choroba, która przed niemal 100 laty dotknęła renifery i inne zwierzęta na rażonym eksplozją terenie Syberii. Miejscowi pasterze opowiadali etnografowi Susłowowi o „świerzbie”, który trapił ich stada. Susłow i inni badacze dowiedzieli się, że tubylcy, którzy udali się na miejsce eksplozji, po powrocie zapadli na jakąś zagadkową chorobę.

Ewenkowie, którzy zamieszkują tę część tajgi, wciąż przypisują to wydarzenie interwencji bogu ognia i gromów – Ogdy’emu – który zstąpił wtedy z niebios i poraził nieszczęśników, którzy mieli pecha się znaleźć w strefie zakazanej przy pomocy niewidzialnego ognia!!! Czy za tym niewidzialnym ogniem nie ukrywa się zwyczajne promieniowanie jonizujące???

Z różnych informacji pochodzących od znanych radzieckich i rosyjskich badaczy, francuski uczony prof. Barnier wysnuł następującą diagnozę:

Mieszkańcom tego syberyjskiego rejonu zdarzyło się podłapać jakieś trwałe zachorowanie; zagadkową chorobę, która trwała długo po katastrofie; nie gojące się rany, rodziły się spotworniałe dzieci i zwierzęta też wydawały na świat spotworniałe młode...

Nie udało się mi stwierdzić, czy ta diagnoza jest prawdziwa. Moi konsultanci z WBM AN ZSRR odmówili jej potwierdzenia. Aleksander Kazancew natomiast stwierdził, że o czymś takim słyszał. Kiedy go odwiedziłem w jego moskiewskim mieszkaniu, pokazał mi prace matematyka i fizyka w jednej osobie dr Władimira Mechedowa, w której było potwierdzone znalezienie radioaktywności w tajdze. Wniosek Mechedowa mój rozmówca tak skomentował:

I ponownie wracamy do tego – co jest bardziej fantastyczne – do hipotezy, że tunguska katastrofa była skutkiem awarii kosmolotu, który jako materiału pędnego używał antymaterii...

To, czy była to antymateria, czy „tylko” zwyczajne paliwo jądrowe – to, co 30 czerwca 1908 roku spowodowało niesamowity wybuch w tunguskiej tajdze niezwykłego ciała kosmicznego stanowi   o s t a t n i ą   zagadkę, która czeka na swe definitywne rozwiązanie. To jest zadanie dla ludzi z pokolenia, które wejdzie w III Tysiąclecie...



[1] Hel przechodzi w stan ciekły w temperaturze 1,06 K (-272,2oC) i ciśnieniu 26 atm, zaś wrze w temperaturze 4,33 K (-268,934oC).

[2] Izotop 3He ma to do siebie, że jest pochłaniaczem neutronów, co przebiega zgodnie z reakcją: 3He + n → 4He,  i może spowodować tzw. „zakiśnięcie” bomby wodorowej poprzez spadek wydajności reakcji syntezy termonuklearnej i spadek mocy eksplozji oraz błysku neutronowego nawet o 50%.

[3] Reakcje termonuklearne wymagają zwykłego wodoru – 1H, ciężkiego wodoru – deuteru (D) – 2H i superciężkiego wodoru – trytu (T) – 3H, ostatnio mówi się także o hiperciężkich izotopach wodoru: 4H i 5H. Przebiegają one wedle wzorów:

1.       H + H → He + β+ + ν + 1,44 MeV

2.       D + D → H + T + 3,25 MeV

3.       D + D → 3He + n = 4 MeV

4.       D + T → He + n + 17,6 MeV

5.       4H → He+ 2β- + 26 MeV

6.       6Li + n → He + 3H + 4,7 MeV

Jak widać to ze wzoru 6 – lit jest także dobrym paliwem do reakcji termojądrowych. Wszystkie te reakcje wymagają znacznie wyższych ciśnień i temperatur, niż to podał autor.  

[4] Byłby to zatem elektrowybuch o ogromnej mocy.

[5] W języku polskim używa się określenia Nieznany Obiekt Latający – Unknown Flying Object, co jest naszym zdaniem terminem bardziej odpowiadającym rzeczywistości. Ostatnio w literaturze światowej przyjęła się nazwa Unknown Aerial Phenomenon – Nieznane Zjawisko Powietrzne – UAP.

[6] Autorowi najprawdopodobniej chodzi o atomowy poligon w Semipałatyńsku. Poligon Łob Nur (Lop Noor) i drugi na Takla-Makan leży na terenie Ch.R.L.

[7] Wydarzenia tego rodzaju – tylko w mniejszej skali – wydarzyły się jednak w Polsce, w dniu 14 stycznia 1993 roku (Jerzmanowice) i w Rosji w nocy 25/26 września 2002 roku (Witim).

[8] Nieścisłość: tylko dwukrotnie, bowiem powierzchnia Wielkiej Brytanii wynosi aż 244.870 km2.

[9] Czyli dokładnie takim, pod jakim wchodzi w atmosferę większość statków kosmicznych i wahadłowców w locie ku powierzchni naszej planety.

[10] Eksplozja w Jerzmanowicach była słyszalna w promieniu 30 km, zaś jej błysk widziano aż w odległości do 70 km.

[11] Faktycznie nie była to jedna fala, ale cały ciąg kilkunastu fal, które poruszały się z różnymi prędkościami, stąd ich średnia prędkość nazywana jest prędkością grupową.

[12] InterContinental Ballistic Missile – międzykontynentalny pocisk balistyczny.

[13] Chodzi tutaj o tzw. jet-stream – silny wiatr stratosferyczny, który przenosi radioaktywny fall-out na ogromne odległości – jak dowiodły tego wypadki po katastrofie w Czarnobylskiej EJ.

[14] Maksymalne szacunki stwierdzają, że 10% całkowitej energii eksplozji tunguskiej zostało zamienione w błysk promieniowania termicznego, świetlnego, jonizującego i przenikliwego – γ.

[15] Nazwa pochodzi od kryptonimu pierwszej doświadczalnej eksplozji jądrowej „Trinity” – Trójca Święta. Po katastrofie w Czarnobylu uczeni odkryli kolejny sztuczny minerał i nazwali go czarnobylit. Powstał on w wyniku stopienia się piasku z aluminium, berylem, borem i paliwem jądrowym oraz produktami jego rozpadu, dlatego jest on silnie radioaktywny. 

[16] Kulki te są podobne w swym składzie chemicznym do tektytów. Polski meteorytolog mgr Andrzej Kotowiecki uważa je za pozostałości po dawnych konstrukcjach kosmicznych przeszłych cywilizacji, jakie zamieszkiwały onegdaj Ziemię, a zatem hipoteza kosmolotu i eksplozji nuklearnej w kontekście katastrofy tunguskiej zyskałaby kolejny punkt „pro”.