8. Meteoryt?
8.1. Przed 15 milionami lat.
Około 15 mln lat temu – milion
lat w przód, milion lat w tył nie odgrywa tu żadnej roli – w kierunku Ziemi
leciał meteor. Leciał on z prędkością około 15 km/s, i w nieoczekiwaną przeszkodę,
jaką była nasza planeta uderzył pod kątem około 30°.
Miejscem spadku kosmicznego
gościa jest okrągła równina, która
rozłożyła się w Niemczech pomiędzy Alpami Szwabskimi i Frankońskimi. To niecka
Nördlinger Ries, którą onegdaj uważano za kalderę wulkaniczną, co udowadniały
badania geologiczne próbek lawy i stopionego kwarcu. W promieniu 60 km od niej
znajdowano próbki minerałów, które – jak uważano pochodziły z kaldery wulkanu
Nördlinger Ries.
Teraz okazuje się, że ta teoria,
którą wbijano do głów studentów geologii, była fałszywa! – a to dlatego, że
niecka Nördlinger Ries n i g d y nie była wulkanem! Naprawdę powstała ona w
wyniku impaktu ogromnego meteorytu czy małej asteroidy i jest de facto
ogromnym astroblemem!
Zwolennicy teorii wulkanicznej
byli zrazu bardzo zdumieni i od razu przytomnie zaoponowali twierdząc, że nie
widać tam żadnego śladu spadku jakiegoś ciała kosmicznego. Nigdy nie znaleziono
żadnego śladu żelaza czy materiału meteorytowego. Na nic się jednak nie zdała
próba zepchnięcia tej hipotezy ad absurdum: meteoryty zdolne do wytworzenia
w skorupie ziemskiej takiego wielkiego astroblemu musiałyby się pierwej w
atmosferze ziemskiej rozpaść na drobne kawałki.
A jednak te zarzuty odparto, ba!
– udało się zrekonstruować powstanie astroblemu Nördlinger Ries. Teraz jest już
całkiem jasne, że chodzi o ogromny krater meteorytowy. Kiedy swego czasu ten
kosmiczny pocisk wtargnął do atmosfery z prędkością co najmniej 15 km/s, mogło
dojść do trzech wydarzeń:
1. Ogromny kosmiczny przybłęda
uderzył w Ziemię;
2. Meteor
wyparował doszczętnie w atmosferze;
3. Meteor
sprężył przed sobą powietrze do tego stopnia, że wreszcie uderzył w nie jak w
twardy mur i roztrzaskał się na kawałki.
Okazało się, że meteoryt uderzył
w Ziemię i rozpylił w atmosferze ogromną ilość materiału skalnego. Powstał przy
tym krater o głębokości 1 km. Odłamki bombardowały pogórze w promieniu 60 km od
miejsca impaktu. Gigantyczny skok temperatury roztopił skały i wytworzył tym
sposobem lawę – a raczej quasi-lawę, która tak naprawdę „prawdziwą” lawą nigdy
nie była.
I tak jak na Księżycu, w centrum
impaktu wytworzyła się centralna górka, która dzisiaj mierzy sobie 496 metrów.
Wielkie, ciemne i oliwkowe krople roztopionego żelaza były wyrzucone eksplozją
nawet na odległość 400 km i można je znaleźć w okolicach czeskiego Brna.[1]
W porównaniu z tym bombardowaniem
współczesne bomby wodorowe wydają się być nędznymi petardami. Według wyliczeń
impakt, który utworzył nieckę Nördlinger Ries uwolnił energię o równoważniku
100.000 Mt TNT! Dla laika dodajmy, że 1 Mt = 1.000.000 ton trotylu![2]
Dlatego też jest wysoce
prawdopodobnym, że z dnia na dzień jesteśmy zagrożeni spadkiem takiego
ogromnego meteorytu i mamy powody, by z obawą patrzyć w niebo. Bo chociaż
chroni nas pancerz atmosfery ziemskiej, to jest on iluzoryczny w starciu z
dużymi przybłędami z przestrzeni kosmicznej...
8.2. Meteorytowa rewia.
Meteoryty, które w czasie
milionów lat zraniły naszą Matkę-Ziemię musiały być nienormalnie wielkie. Ich
masa musiała wynosić kilkaset tysięcy, jak nie milionów, ton. Jednakże nie znaleziono
ich zbyt dużo, a jedynie obserwowano ich zbliżanie się do Ziemi. Wedle
ostrożnych wyliczeń, było ich około półtorej setki.[3]
Jeżeli idzie o te, co spadły na
Ziemię, to największe znalezisko tego rodzaju odkryto w 1920 roku w Namibii.
Był to żelazny meteoryt o masie 60 ton
Niewiele mniejszym był żelazny
gigant, który spadł w dniu 12 lutego 1947 roku w górach Sichote-Aliń.
Największy jego odłamek ważył 1,7 tony. Dokładne badania wykazały, że meteoryt
ten był jednolitą bryłą żelaza, która po wejściu w atmosferę rozpadła się na
mniejsze fragmenty.
Najnowszym wypadkiem wejścia
dużego meteoru w atmosferę jest wydarzenie z dnia 8 marca 1976 roku, które
rozegrało się w chińskiej prowincji Ki-rin. Kosmiczny pocisk miał w tym przypadku
masę 4 ton i rozpadł się na 100 fragmentów, z których największy miał masę
1.770 kg, a zatem był o 700 kg cięższy od fragmentu, który wylądował w Kansas w
1948 roku.
Nikt nie ucierpiał od spadków
tych meteorytów, co jest o tyle ciekawe, że obiekt ten „rozsmarował” się na
powierzchni przeszło 5.000 km2! I żaden z tych meteorytów nie
zagroził człowiekowi eksplodując na wysokości 5 km nad Ziemią. Ich prędkość
geocentryczna – vG – została oszacowana na 14,5 km/s, a zatem była
ona stosunkowo niska. Uwolniona przez impakt energia kinetyczna wyrażona
szkolnym wzorem:
Ek
= ½ mv2
była wyraźnie niższa, niż w
przypadku ciała, które spustoszyło tunguską tajgę. Można założyć, że Tunguski
Meteoryt był de facto planetoidą o średnicy co najmniej 20 m, która
leciała wokół Słońca i dostała się w pole grawitacyjne Ziemi.
Przy takiej przechadzce w muzeum
meteorytów nie można zapomnieć o największym astroblemie, jaki znajduje się w
amerykańskim stanie Arizona. Jest to głęboki na 174 m i szeroki na 1.295 m
krater Cañon Diablo – Diabelski Kanion.[4]
Ostatnio nazywa się tą formację Barringer Crater czy po prostu Meteor Crater.[5]
Obliczenia wykazały, że promień
tego meteorytu musiał wynosić 150 m, a zatem jego masa wynosiła około 10 mln
ton. Uderzył zaś naszą planetę w czasach prehistorycznych. Uczeni wyjaśnili,
dlaczego nie znaleziono resztek tego meteorytu, otóż wyparowały one w momencie
uderzenia w Ziemię.
8.3. Jak w Tunguskiej.
Powróćmy jednak do tego obiektu,
który pozostaje wciąż zagadką i nie został zidentyfikowany do dziś dnia.
W połowie lat 20., A. W.
Wozniesieńskij, onegdajszy kierownik Irkuckiego Obserwatorium
Astronomicznego zbadał domniemaną trajektorię meteorytu. Materiałem wyjściowym
w tym przypadku były relacje zebrane przez Leonida Kulika i S. W. Obruczewa.
Wozniesieńskij był do końca przekonany, że chodziło o meteoryt - z tym, że
zakładał on, iż wybuch został spowodowany nie przez jeden meteoryt, ale przez
cały rój drobnych ciał niebieskich lecących tym samym torem. To wyjaśniało mu,
dlaczego istniała taka rozbieżność pomiędzy kierunkami lotu Bolidu, a kierunkami
działania fal uderzeniowych.
Astronom był przekonany przy tym,
że ekspedycja natknie się w tajdze na taki sam ogromny krater poimpaktowy, jak
w Arizonie. Należałoby tutaj dodać, ze poglądy te były opublikowane przed
pierwszą wyprawę w tajgę w 1927 roku! Wyprawa ta była dla niego i jego
stronników straszliwym zawodem, a pomimo tego hipoteza ta żyła jeszcze własnym
życiem, i nawet w 1951 roku prof. Fiesienkow był przeświadczony o tym, że
tunguską katastrofę spowodował meteoryt. Intensywnie wspierał go w tym
sekretarz WBM – prof. Krinow, który dosłownie tak powiedział dziennikarzom:
W związku z Tunguskim Meteorytem
nie istnieje żadna zagadka. Jego pochodzenie nie budzi jakichkolwiek
wątpliwości.
Po siedmiu latach profesor jednak
miał wątpliwości i odstąpił od teorii meteorytowej, stając się stronnikiem
hipotezy kometarnej, będąc stuprocentowo przeświadczony o słuszności swego
postępowania. Całej społeczności naukowej tłumaczył potem, że to po prostu
musiała być kometa. W czasopiśmie „Priroda” nr 8,1960 zamieścił on swój artykuł
pt. „Przyczyna tunguskiego przypadku – nie meteoryt, ale kometa”, w którym
pisze dosłownie tak:
Opisany ruch tunguskiego obiektu
jest niezwykły dla zwyczajnego meteoroidu. Jak powszechnie wiadomo, meteory są
produktem zderzeń i rozpadu asteroidów i dlatego poruszają się one w
płaszczyźnie ekliptyki, lub pod niewielkim kątem do niej. Przy zderzeniu z
Ziemią [...] należy zakładać, że jego prędkość była niewielka.
I tak np. dobrze wszystkim znany meteoryt z dnia 12 lutego 1947 roku,
nadleciał ku Ziemi we wczesnych godzinach rannych od północy, a nie od południa
i uderzył w naszą planetę z prędkością 14-15 km/s.[6]
Jego orbita wokółsłoneczna – jej aphelium wypadało aż w środkowej części Pasa
Asteroidów, zaś w peryhelium dotykała orbity Ziemi, co oznaczałoby, że była to
część asteroidu...[7]
A zatem wynikałoby z tego, że ze
względu na kierunek ruchu i charakter orbity, Meteoryt Tunguski był ciałem co
najmniej niezwykłym.
...Konstatujemy, że vG
Meteorytu Tunguskiego nie mogła być niska, dlatego że do końca i w wyższych
warstwach atmosfery emitował on znaczną energię, dzięki temu zmienił się w
ogniste ciało, którego jasność i intensywność świecenia była porównywalna ze
Słońcem. I – jak twierdzą świadkowie - >>Widzieliśmy, jak oderwał się
kawałek Słońca<<. A zatem najbardziej prawdopodobnym jest to, że meteoryt
ten poruszał się ruchem wstecznym. A to oznacza, że poruszał się on nie dość,
że ruchem wstecznym, to jeszcze pod stosunkowo dużym kątem do płaszczyzny
ekliptyki, a taki ruch występuje tylko i wyłącznie u komet![8]
Ukazane tutaj stanowisko prof.
Fiesienkowa nastąpiło w kilka miesięcy po opublikowaniu pewnej informacji
agenturalnej z dnia 30 kwietnia 1960 roku. Moskiewska agencja TASS[9] oznajmiła
wtedy, że:
AN ZSRR zmuszona jest zdementować
informację, że szło o statek kosmiczny. Ów tajemniczy obiekt, który w roku 1908
spadł na syberyjską tajgę był bez wątpienia – czego dowiodły najnowsze badania
– tylko zwyczajnym meteorytem.
Do udowodnienia powyższego
stwierdzenia doszło po zbadaniu 104-letnich modrzewi w >>punkcie
zero<<, które są zdrowe i nie nosiły śladów pożaru. Gdyby chodziło o
eksplozję statku kosmicznego z napędem atomowym, tej nie mogłyby one przeżyć. A
to dowodzi tylko tego, że mógł to być tylko meteoryt!
Dwaj radzieccy badacze: geofizyk dr
Andriej Zołotow i vice-przewodniczący ówczesnej AN ZSRR Boris
Konstantinow postawili na wybuch jądrowy, ponieważ na miejscu eksplozji nie
znaleziono szczątków meteorytu, nie znaleziono żadnego krateru poimpaktowego, a
przy eksplozji powstała kula ognista, a z niej – jak po wybuchu jądrowym –
powstał ognisty słup wzbijający się w niebo. Jednakowoż my wychodzimy z
założenia, że był to meteoryt, który po przeniknięciu do ziemskiej atmosfery
rozgrzał się do wysokiej temperatury i spłonął doszczętnie i bez śladu.
Już po przeczytaniu tej
informacji staje się jasne, że nie ma co mówić o znajdowaniu jakichkolwiek
dowodów. Na początku tekstu mówi się w tonie tryumfalnym, że – ba! – znaleziono
dwa żywe modrzewie w „punkcie zerowym” eksplozji, ale na końcu już się spuszcza
z tonu i dochodzi się do wniosku, że ... meteoryt spłonął wywołując efekt
eksplozji jądrowej bomby.
Jasnym jest więc, że taka „wiara”
może tylko oznaczać niewiedzę!...
8.4. Ognista kula nad Florydą.
W lipcu 1974 roku, cały szereg
świadków obserwował spadek ognistej, rozżarzonej kuli w tonie jeziora
Okeechobee na Florydzie, USA. Wedle ich relacji, do potężnego wybuchu doszło w
momencie, gdy kula dotknęła gładzi jeziora. Ściągnięci natychmiast na miejsce
pracownicy odpowiedniego wydziału NASA stwierdzili, że nie mogło iść w żadnym
wypadku o spadek jakiejś stacji kosmicznej czy comsatu[10], a
zatem musiał to być tylko meteoryt, jak to się powszechnie sądziło[11].[12]
Liczba badaczy na Wschodzie i na
Zachodzie sądzących, że Meteoryt Tunguski był tylko meteorytem sukcesywnie
spada.[13]
Używany współcześnie termin Meteoryt Tunguski trudno rozumieć jako dosłowne
oznaczenie konkretnego ciała kosmicznego, bo w żadnym przypadku nie jest on
adekwatny w stosunku do naszego stanu wiedzy o tym fenomenie. Jest to tylko
hasło wywoławcze tego konkretnego problemu i nic ponadto...
NB, podobne zjawisko
zaobserwowano 15.II.2013 r. w Czelabińsku, gdzie spadł meteoryt, który
eksplodował w atmosferze z mocą 0,5 Mt. Miał on średnicy około 17–20 metrów i
masie wynoszącej do 10 tysięcy ton, obserwowany nad południowym Uralem około
godziny 09:20 YEKT (4:20 CET). Po wejściu w atmosferę Ziemi bolid rozpadł się
po 32,5 sekundach lotu na wysokości 29,7 kilometrów nad powierzchnią Ziemi nad
obwodem czelabińskim. Przelot bolidu widziany był także z obwodów tiumeńskiego
i swierdłowskiego oraz z przylegających regionów Kazachstanu.
Powstała w wyniku przelotu i
eksplozji bolidu silna fala uderzeniowa spowodowała znaczne straty
(uszkodzonych zostało ponad 7500 budynków), a także obrażenia u ponad tysiąca pięciuset
osób.[14]
a
[1] Są to
mołdawity, które składają się w głównej mierze z glinokrzemianów żelaza
i magnezu. Zainteresowanych odsyłam do pionierskich prac mgr Andrzeja
Kotowieckiego na temat tektytów, do których mołdawity się zaliczają.
[2] By
zabić człowieka wystarczy odpalić 20 g TNT na jego głowie. Wedle wyliczeń
Stockholm International Peace Research Institute (SIPRI) – moc całego
ziemskiego arsenału nuklearnego wynosiła aż 9,5 Gt TNT czyli 9,5 x 109
ton TNT...
[3] Dzięki specjalnemu
teleskopowi LINEAR (Nowy Meksyk, USA) ilość tą zwiększono w roku 2002 do ponad
750.
[4]
Powstał on 22.000 lat temu wskutek impaktu meteorytu, który uderzył w Ziemię z
prędkością 13,33 km/s. Energia impaktu w równoważniku trotylowym wynosiła 0,5
Mt TNT.
[5] Nie jest to największy
krater, bowiem istnieją jeszcze większe astroblemy: północna część Morza
Kaspijskiego, Zatoka Meksykańska, Zatoka Hudsona czy astroblem Chicxulub.
[6]
Prędkość geocentryczna – vG – zależy od odległości danego ciała od
Słońca, wokół którego to ciało krąży zgodnie z Drugim Prawem Keplera.
[7] Czyli była to orbita o
rozpiętości 1...3,0-3,5 AU.
[8] Nie
tylko, bowiem dwie znane planety Układu Słonecznego: Merkury i Pluton poruszają
się pod dużymi kątami do płaszczyzny ekliptyki: Merkury – 7°,00 a Pluton – aż
17°08’. Istnieją domniemania, że Faeton (hipotetyczna planeta pomiędzy Marsem a
Jowiszem) krążyła po orbicie o nachyleniu 85° do płaszczyzny ekliptyki, zaś
tajemniczy Transpluton (lub nawet trzy Transplutony) aż o 90° i do tego ruchem
wstecznym!
[9] Tielegraficzieskaja
Agientia Sowietskowo Sojuza.
[10] Comsat = COMmercial SATellite – satelita
komercyjny.
[11]
Próbowałem dowiedzieć się czegoś na temat tego obiektu kosmicznego, ale nie
udało mi się niczego wyjaśnić na jego
temat w USA. Wydaje się, że mogła to być jakaś nieudana próba bronią rakietową nowej generacji, i jako taka
została utajniona, zaś relacja o meteorycie stała się tylko „legendą” maskującą
ten fakt...
[12] Tak
nawiasem mówiąc, to wydarzenie tego rodzaju przewidział na kilka lat wcześniej Stanisław
Lem i opisał je w swym opowiadaniu s-f pt. „Szczur w pułapce”.
[13] Ale
nie u nas w Polsce. Ten meteorytowy dogmat pokutuje nawet w najnowszych
opracowaniach popularnonaukowych z końca lat 90. ubiegłego wieku i nie widać
jakichkolwiek zmian w kierunku uznania czy choćby równouprawnienia innych
opcji...
[14] Wikipedia.