Powered By Blogger

wtorek, 8 lipca 2025

Peter Krassa - Największa zagadka stulecia (7)

 

7. Tajga

 

7.1. „Uśpiona ziemia”.

 

Człowiek w tajdze stanowi większą rzadkość, niż trzy syberyjskie niedźwiedzie. Człowiek w tajdze, to żywe wyzwanie rzucone przyrodzie. Ten mały człowiek w swym małym czółnie może spokojnie twierdzić, że posiada najlepszy środek lokomocji na Ałbasizie.

Tak właśnie opisał tą bezludną i bezlitosną krainę w książce pt. „Ale Bóg tam był” znany rosyjski autor Ivar Lissner, którego imię i nazwisko wskazuje na łotewskie pochodzenie. Taka jest tajga – piękna, ale zarazem okrutna.

Rosyjski chłop nazywa tajgą to, co kończy się za jego polem – pisze Lissner, który te przestrzenie poznał tak, jak i Tunguzi, wśród których żył. Jest to ziemia, która nie jest łaskawa dla przybyszów – po prostu o niego się nie stara i nie martwi. Wszystko tutaj śpi – jak wskazuje na to nazwa – Syberia...

Słowo Sibir pochodzi z języka tatarskiego i oznacza Śpiąca ziemia.

W książce pt. „Syberia: Jej zdobycie i rozwój” jej autor Jurij Siemionow bardzo realistycznie opisuje tą izolację ziem w okolicach Kamiennej i Podkamiennej Tunguskiej od reszty świata:

Tajga nie jest tu tylko ogromną i lesistą przestrzenią. Jest ona porośnięta ponurą i dziką puszczą, w której giną ludzie nieprzystosowani i słabi, w niezgłębionych przepaścistych masywach leśnych, niebezpiecznych mokradłach i bagnach, gdzie ginie wszystko, co żywe, które ma pecha wpaść w ich paście, a to, co rośnie na jej powierzchni wnet szczelnie zakryje wszelkie ślady tragedii. Olbrzymie pnie drzew powoli butwieją w śmierdzącej wodzie...

Tak zatem Syberię nie można nawet nazwać terra nondum cognita gdzieś pomiędzy Uralem a Pacyfikiem.

Wciąż żyje tam dzika zwierzyna, niedźwiedzie i wilki, przed którymi miejscowi muszą wciąż się trzymać na baczności. Tajga jest to puszcza, przebędziecie sto mil, po następnych padniecie z głodu i wyczerpania, aż wreszcie pochłonie was bagno.

Drzewa rosną tam tak gęsto, że sprawia to wrażenie, jakby kradły sobie światło. A tymczasem ich wierzchołki kąpią się w słonecznym świetle, a na dole z jego braki schną igły i liście... Tutejsza przyroda wiedzie wyścig ze śmiercią głodową. Bezlitosna walka drzewa z drzewem pozwala wygranemu pozostać na słonecznej stronie.

Ten, kto szuka tu własnej drogi, musi zrezygnować. Intruz zawsze natknie się na nieprzekraczalne bariery leśnych przeszkód. Tajga, to jest nawet dzisiaj pas dżungli szeroki na 2.500 km. To dzika ziemia. Niewyobrażalny wał modrzewi, sosen, świerków, jodeł, cedrów, brzóz i osik, poprzecinany z rzadka rzekami, a za nimi ukazuje się stepowa kraina – równie bagnista, jak i lasy...

Centralna Syberia ma obszar większy od Alaski i jest zasiedlona bardzo słabo. Jej ludność stanowi zaledwie kilka tysięcy osób! I to właśnie na tym odludziu znajduje się szczyt wszelkiego opuszczenia – rejon Kamiennej Tunguskiej!

 

7.2. Z dala od wszelkiej cywilizacji.

 

Każdy, kto chce plastycznie opisać tajgę, szybko łapie się na tym, że ta unikalna połać naszej planety jest bogata w faunę. Znajdziecie tutaj niedźwiedzie, wilki, lisy, gronostaje, wydry, łosie, jelenie oraz renifery.[1] Tunguzi – Ewenkowie także łowią ryby i hodują renifery.

Odległości pomiędzy miastami syberyjskimi mierzone są w tysiącach kilometrów, i tak np. z Irkucka do Tomska jest 1300 km. Swego czasu dystansów na Syberii nie mierzyło się w kilometrach, ale w dniach drogi od – do. Jeżeli idzie o pogodę, to na Syberii jest albo lato, albo zima. Inne pory roku nie istnieją. Kiedy wszystko zamarzało na długie miesiące, Syberie skuwają wieczne lody. Kiedy lody puszczały w lecie, to sytuacja stawała się krytyczna. Ian Watson ukazał taką twarz Syberii i rozkosze podróży po syberyjskich roztopach w książce s-f pt. „Podróż Czechowa”, w której także opisuje tunguską katastrofę.

Pewnego lata, 30 czerwca 1908 roku, nad tym leśnym morzem wybuchł ładunek stężonego piekła, jakiego ta planeta jeszcze nigdy nie widziała.[2] Kosmiczny pocisk, który tego ranka spadł na tajgę był 2000 razy silniejszy od bomb, które spustoszyły Hiroszimę i Nagasaki.

Jeden, jedyny błysk światła spalił 80.000.000 drzew! Wszystkie zwierzęta, które miały pecha być w rejonie eksplozji przestały istnieć – do tego trzeba dodać jeszcze nieznaną liczbę tunguskich koczowników, którzy znaleźli się w pobliżu miejsca impaktu.

To, co po tym zostało tak opisuje Ivar Lissner:

... spalone lasy, nieprawdopodobne kłębowisko martwych, szarych pni bez kory i gałęzi, żałobnie powstających przeciwko niebu, tak jakby jakiś boski architekt okrutnie sobie zażartował stawiając tam telegraficzne słupy. Ogień był spowodowany niezmiernym żarem, ale nie zdołał on strawić zielenią kipiące drzewa, więc je poprzewracał i upodobnił do jakichś straszydeł. I tak martwe pnie celują w niebo...

Nieznany kosmiczny obiekt, nieznanego pochodzenia wybuchł na szczęście w niemal bezludnej części Ziemi. Żyli tam i nadal żyją ludzie, u których miłość do Natury stapia się w jedno ze strachem przed Nią i Jej siłami. Ludzie, dla których głos szamanów wciąż stanowi dla nich najważniejsze prawo.

 

7.3. Ostrzeżenie z Kosmosu?

 

Mając tą świadomość trzeba osądzać zagadkowe wypadki sprzed prawie wieku. Tunguzi uznali to za ostrzeżenie z niebios – głos bogów, z których jeden – Ogda/Ogdy – podobnie jak Zeus czy Perkun – był bogiem ognia i piorunów, który zstąpił na Ziemię, by ukarać nieposłusznych Ziemian...

Z tego punktu widzenia jest czymś całkowicie zrozumiałym, że ludzie o mentalności tych drwali i myśliwych wzbraniali się doprowadzić badaczy na miejsce, gdzie wedle ich mniemania i religii, na Ziemię zstąpił z nieba ich bóg Ogda. Jest jasne, dlaczego było tak mało naocznych świadków tunguskiej eksplozji, którzy zgodzili się opowiedzieć o niej badaczom, i których zeznania zapisano.

Tunguzi doskonale znali swe środowisko naturalne, niebezpieczeństwa bagien i bystrych rzek górskich. Stanowili oni i nadal stanowią integralny element naturalnego środowiska tajgi. Jednocześnie ci ludzie nigdy nie byli dzikimi czy prymitywnymi tubylcami. Można ich śmiało porównać z Indianami północnoamerykańskimi, dzięki temu, że byli i są doskonałymi obserwatorami Przyrody. Dlatego też   n i e   ma żadnych racjonalnych przesłanek po temu, by poddawać relacje Ewenków wątpliwości i można im dać całkowicie wiarę.

Wszyscy ci świadkowie twierdzili zatem, że rankiem 30 czerwca 1908 roku widzieli, jak na niebie leciała   o g n i s t a   r u r a   - która -   ś w i e c i ł a  jaskrawym biało-niebieskim światłem. To spowodowało francuskiego eksperta z zakresu nauk pogranicza prof. Luciena Barniera do zadania następującego pytania: Czy widzieliście kiedyś cylindryczny meteoryt?[3]

A zatem co spadło przed 90 z górą laty na obszar Podkamiennej Tunguskiej???... Czy jeszcze można to zagadkowe ciało uważać za meteoryt?

a



[1] Niektóre dane wskazują na to, że żyją tam jeszcze... mamuty!

[2] Nieprawda – nasza planeta widziała nieraz takie impakty w swej historii, że wspomnę tylko spadek meteorytu, który spowodował powstanie astroblemu Chicxulub na Jukatanie, co wymordowało dinozaury 65 mln lat temu...

[3] Na to pytanie można odpowiedzieć twierdząco, bo taki był obserwowany w Polsce, w dniu 20 sierpnia 1979 roku. W początkowej fazie lotu tzw. Wielki Bolid Polski miał kształt walca – jak dowiodły tego badania Br. Rzepeckiego i K. Piechoty. NB, natura WBP pozostaje zagadką do dnia dzisiejszego – podobnie jak natura Meteorytu Tunguskiego!