7. Tajga
7.1. „Uśpiona ziemia”.
Człowiek w tajdze stanowi większą
rzadkość, niż trzy syberyjskie niedźwiedzie. Człowiek w tajdze, to żywe
wyzwanie rzucone przyrodzie. Ten mały człowiek w swym małym czółnie może
spokojnie twierdzić, że posiada najlepszy środek lokomocji na Ałbasizie.
Tak właśnie opisał tą bezludną i
bezlitosną krainę w książce pt. „Ale Bóg tam był” znany rosyjski autor Ivar
Lissner, którego imię i nazwisko wskazuje na łotewskie pochodzenie. Taka
jest tajga – piękna, ale zarazem okrutna.
Rosyjski chłop nazywa tajgą to,
co kończy się za jego polem – pisze Lissner, który te
przestrzenie poznał tak, jak i Tunguzi, wśród których żył. Jest to ziemia,
która nie jest łaskawa dla przybyszów – po prostu o niego się nie stara i nie
martwi. Wszystko tutaj śpi – jak wskazuje na to nazwa – Syberia...
Słowo Sibir pochodzi z
języka tatarskiego i oznacza Śpiąca ziemia.
W książce pt. „Syberia: Jej
zdobycie i rozwój” jej autor Jurij Siemionow bardzo realistycznie
opisuje tą izolację ziem w okolicach Kamiennej i Podkamiennej Tunguskiej od
reszty świata:
Tajga nie jest tu tylko ogromną i
lesistą przestrzenią. Jest ona porośnięta ponurą i dziką puszczą, w której giną
ludzie nieprzystosowani i słabi, w niezgłębionych przepaścistych masywach leśnych,
niebezpiecznych mokradłach i bagnach, gdzie ginie wszystko, co żywe, które ma
pecha wpaść w ich paście, a to, co rośnie na jej powierzchni wnet szczelnie
zakryje wszelkie ślady tragedii. Olbrzymie pnie drzew powoli butwieją w
śmierdzącej wodzie...
Tak zatem Syberię nie można nawet
nazwać terra nondum cognita gdzieś pomiędzy Uralem a Pacyfikiem.
Wciąż żyje tam dzika zwierzyna,
niedźwiedzie i wilki, przed którymi miejscowi muszą wciąż się trzymać na
baczności. Tajga jest to puszcza, przebędziecie sto mil, po następnych
padniecie z głodu i wyczerpania, aż wreszcie pochłonie was bagno.
Drzewa rosną tam tak gęsto, że
sprawia to wrażenie, jakby kradły sobie światło. A tymczasem ich wierzchołki
kąpią się w słonecznym świetle, a na dole z jego braki schną igły i liście... Tutejsza
przyroda wiedzie wyścig ze śmiercią głodową. Bezlitosna walka drzewa z drzewem
pozwala wygranemu pozostać na słonecznej stronie.
Ten, kto szuka tu własnej drogi,
musi zrezygnować. Intruz zawsze natknie się na nieprzekraczalne bariery leśnych
przeszkód. Tajga, to jest nawet dzisiaj pas dżungli szeroki na 2.500 km. To
dzika ziemia. Niewyobrażalny wał modrzewi, sosen, świerków, jodeł, cedrów,
brzóz i osik, poprzecinany z rzadka rzekami, a za nimi ukazuje się stepowa
kraina – równie bagnista, jak i lasy...
Centralna Syberia ma obszar
większy od Alaski i jest zasiedlona bardzo słabo. Jej ludność stanowi zaledwie
kilka tysięcy osób! I to właśnie na tym odludziu znajduje się szczyt wszelkiego
opuszczenia – rejon Kamiennej Tunguskiej!
7.2. Z dala od wszelkiej
cywilizacji.
Każdy, kto chce plastycznie
opisać tajgę, szybko łapie się na tym, że ta unikalna połać naszej planety jest
bogata w faunę. Znajdziecie tutaj niedźwiedzie, wilki, lisy, gronostaje, wydry,
łosie, jelenie oraz renifery.[1]
Tunguzi – Ewenkowie także łowią ryby i hodują renifery.
Odległości pomiędzy miastami
syberyjskimi mierzone są w tysiącach kilometrów, i tak np. z Irkucka do Tomska
jest 1300 km. Swego czasu dystansów na Syberii nie mierzyło się w kilometrach,
ale w dniach drogi od – do. Jeżeli idzie o pogodę, to na Syberii jest albo
lato, albo zima. Inne pory roku nie istnieją. Kiedy wszystko zamarzało na
długie miesiące, Syberie skuwają wieczne lody. Kiedy lody puszczały w lecie, to
sytuacja stawała się krytyczna. Ian Watson ukazał taką twarz Syberii i
rozkosze podróży po syberyjskich roztopach w książce s-f pt. „Podróż Czechowa”,
w której także opisuje tunguską katastrofę.
Pewnego lata, 30 czerwca 1908
roku, nad tym leśnym morzem wybuchł ładunek stężonego piekła, jakiego ta
planeta jeszcze nigdy nie widziała.[2]
Kosmiczny pocisk, który tego ranka spadł na tajgę był 2000 razy silniejszy od
bomb, które spustoszyły Hiroszimę i Nagasaki.
Jeden, jedyny błysk światła
spalił 80.000.000 drzew! Wszystkie zwierzęta, które miały pecha być w rejonie
eksplozji przestały istnieć – do tego trzeba dodać jeszcze nieznaną liczbę
tunguskich koczowników, którzy znaleźli się w pobliżu miejsca impaktu.
To, co po tym zostało tak opisuje
Ivar Lissner:
... spalone lasy,
nieprawdopodobne kłębowisko martwych, szarych pni bez kory i gałęzi, żałobnie
powstających przeciwko niebu, tak jakby jakiś boski architekt okrutnie sobie
zażartował stawiając tam telegraficzne słupy. Ogień był spowodowany niezmiernym
żarem, ale nie zdołał on strawić zielenią kipiące drzewa, więc je poprzewracał
i upodobnił do jakichś straszydeł. I tak martwe pnie celują w niebo...
Nieznany kosmiczny obiekt,
nieznanego pochodzenia wybuchł na szczęście w niemal bezludnej części Ziemi.
Żyli tam i nadal żyją ludzie, u których miłość do Natury stapia się w jedno ze
strachem przed Nią i Jej siłami. Ludzie, dla których głos szamanów wciąż
stanowi dla nich najważniejsze prawo.
7.3. Ostrzeżenie z Kosmosu?
Mając tą świadomość trzeba
osądzać zagadkowe wypadki sprzed prawie wieku. Tunguzi uznali to za ostrzeżenie
z niebios – głos bogów, z których jeden – Ogda/Ogdy – podobnie jak Zeus czy
Perkun – był bogiem ognia i piorunów, który zstąpił na Ziemię, by ukarać
nieposłusznych Ziemian...
Z tego punktu widzenia jest czymś
całkowicie zrozumiałym, że ludzie o mentalności tych drwali i myśliwych
wzbraniali się doprowadzić badaczy na miejsce, gdzie wedle ich mniemania i
religii, na Ziemię zstąpił z nieba ich bóg Ogda. Jest jasne, dlaczego było tak
mało naocznych świadków tunguskiej eksplozji, którzy zgodzili się opowiedzieć o
niej badaczom, i których zeznania zapisano.
Tunguzi doskonale znali swe
środowisko naturalne, niebezpieczeństwa bagien i bystrych rzek górskich.
Stanowili oni i nadal stanowią integralny element naturalnego środowiska tajgi.
Jednocześnie ci ludzie nigdy nie byli dzikimi czy prymitywnymi tubylcami. Można
ich śmiało porównać z Indianami północnoamerykańskimi, dzięki temu, że byli i
są doskonałymi obserwatorami Przyrody. Dlatego też n i e
ma żadnych racjonalnych przesłanek po temu, by poddawać relacje Ewenków
wątpliwości i można im dać całkowicie wiarę.
Wszyscy ci świadkowie twierdzili
zatem, że rankiem 30 czerwca 1908 roku widzieli, jak na niebie leciała o g n i s t a r u r a
- która - ś w i e c i ł a jaskrawym biało-niebieskim światłem. To
spowodowało francuskiego eksperta z zakresu nauk pogranicza prof. Luciena
Barniera do zadania następującego pytania: Czy widzieliście kiedyś
cylindryczny meteoryt?[3]
A zatem co spadło przed 90 z górą laty na obszar Podkamiennej Tunguskiej???... Czy jeszcze można to zagadkowe ciało uważać za meteoryt?
a
[1] Niektóre dane wskazują na
to, że żyją tam jeszcze... mamuty!
[2]
Nieprawda – nasza planeta widziała nieraz takie impakty w swej historii, że
wspomnę tylko spadek meteorytu, który spowodował powstanie astroblemu Chicxulub
na Jukatanie, co wymordowało dinozaury 65 mln lat temu...
[3] Na to
pytanie można odpowiedzieć twierdząco, bo taki był obserwowany w Polsce, w dniu
20 sierpnia 1979 roku. W początkowej fazie lotu tzw. Wielki Bolid Polski miał
kształt walca – jak dowiodły tego badania Br. Rzepeckiego i K. Piechoty. NB,
natura WBP pozostaje zagadką do dnia dzisiejszego – podobnie jak natura Meteorytu
Tunguskiego!