Rozdział IV - ZAGADKA ANTYCZNYCH GŁOWIC JĄDROWYCH
Wizyta w Polsce -
Zewnętrzne Hebrydy, dnia 26 października 1996 roku - Wybuch jądrowy w 1908
roku? - Pseudometeoryty i quasi-bolidy - Bojowe satelity Atlantydów nadal
bombardują Ziemię.
W dalszym ciągu mojej
wędrówki śladami prehistorycznych BMR, które to bronie masowej zagłady niczym
miecz Damoklesa wisiały nad Ludzkością przez całą Starożytność i Średniowiecze,
przeniesiemy się teraz przy pomocy taśmy magnetofonowej, kilku zdjęć i rysunków
do pracowni - zwanej ARCHIWUM X - Roberta Leśniakiewicza z Jordanowa.
Jordanów, to ładne miasteczko, położone w górnym biegu jednej z najczystszych
do niedawna polskich rzek - zielonej Skawy. Położone pomiędzy Hajdówką na
południu, a Przykcem na północy. Właśnie w tym urokliwym zakątku Polski żyje i
tworzy emerytowany kapitan Wojsk Ochrony Pogranicza i Straży Granicznej RP inż.
Robert Konstanty Leśniakiewicz - pisarz, tłumacz i twórca niekonwencjonalnych
teorii, z którymi po części już zapoznaliśmy się w poprzednim rozdziale.
Roberta znam od dłuższego czasu i dlatego wiem, że badaniami anomalnych zjawisk
zajął się już od roku 1973, kiedy to nad Tatrami zaobserwował Nieznany Obiekt
Latający. Miał szczęście, bo realność jego obserwacji potwierdzili także
krakowscy astronomowie: prof. dr hab. Kazimierz Kordylewski i prof.
dr hab. Zbigniew Dworak. W roku 1985 zaczął pracować w Klubie Kontaktów
Kosmicznych (klubowy numer osobisty KKK-84) red. Lucjana Znicza-Sawickiego,
a od 1988 roku należał do najaktywniejszych członków Grupy Badań NOL red.
Bronisława Rzepeckiego z Krakowa. Aktualnie jest wice-koordynatorem
Małopolskiego Centrum Badań UFO i Zjawisk Anomalnych Marcina Mioduszewskiego
z Krakowa i kieruje Oddziałem Jordanowskim MCBUFOiZA. Współpracuje z
wieloma redakcjami zagranicznych i krajowych czasopism ezoterycznych w rodzaju:
„Nieznany Świat”, „Wizje Peryferyjne”, „Czas UFO” i ekologicznego „Eko Świata”,
poza tym jest autorem książek: „UFO na granicy” (Kraków 2000); „Projekt Tatry”
(Kraków 2002) i naszej wspólnej pracy pt. „WUNDERLAND: Pozaziemskie technologie
w Trzeciej Rzeszy” (Ústi nad Labem 1998, Warszawa 2001), a także kilku filmów
VHS dokumentujących dowody istnienia UFO.
I to właśnie tutaj, w
niewielkim domku z zabudowaniami gospodarskimi i zwierzętami, siedzimy sobie w
ARCHIWUM X przy filiżance aromatycznej kawy i rozprawiamy o antycznych
głowicach jądrowych i innych zagadkach z przeszłości.
Zaczęliśmy wywiad od
Robertowej odpowiedzi na moje pytanie - zadawane zawsze obligatoryjnie przy
tego rodzaju okazjach - o to, jak się to wszystko zaczęło?
- Znany brytyjski
badacz UFO i ex-sierżant policji z North Yorkshire Anthony Dodd z
Grassington opisał w 1997 roku niezwykle ciekawy przypadek obserwacji
Nieznanego Obiektu Latającego i jego eksplozji nad Zewnętrznymi Hebrydami.
Wydarzenie to zaczęło się w dniu 26 października 1996 roku, kiedy to wielu
świadków zaobserwowało nad zachodnim wybrzeżem wyspy Lewis przelot małego,
samolotopodobnego obiektu, który po chwili eksplodował z potwornym hukiem. Niektórzy
twierdzili, że były tam d w a wybuchy, i lawina płonących szczątków
ciągnących za sobą spirale dymu, runęła w ocean... Śledztwo, które
przeprowadziła policja i UKCG[1] oraz wojskowe służby
specjalne Royal Navy i RAF zakończyły się z zerowym wynikiem. Eksplozja czy
eksplozje musiały być silne, bo tego wieczora odczuto wstrząsy podziemne w
Morecambe i Lancashire, gdzie dodatkowo stwierdzono przerwę w dostawie energii
elektrycznej. Zagadka ta, jak twierdzi A. Dodd, nie została rozwiązana do dziś
dnia.
- Przyznam się, że ta
rzecz jest bardziej złożona - ciągnie Robert Leśniakiewicz - Może szło tutaj o
wybuch pocisku rakietowego klasy woda - powietrze czy woda - woda, co jest
akurat dość prawdopodobne, bowiem jest to akwen ćwiczebny, a w pobliżu Lewis odbywały
się manewry Royal Navy. Były tam także okręty podwodne innych państw NATO, jak
to twierdzi Anthony Dodd. Mówiąc te słowa mój przyjaciel wyłowił ze sterty
papierów na stole kserokopię angielskiego tekstu, położył przede mną i wskazał
palcem na odpowiedni akapit.
- Jest czymś
zupełnie możliwym, że wybuch Meteorytu Tunguskiego był w rzeczywistości
eksplozją statku kosmicznego z napędem nuklearnym, który wymknął się spod
kontroli - stało w tekście Anthony’ego Dodda czarno na białym -
Skończyło się to katastrofą. Wiemy, że na morzu w okolicy Lewis sa testowane
najnowsze systemy broni nawodnej i podwodnej, i nie zdziwiłbym się zbytnio,
gdyby to była któraś z nich. Jednakże istnieje cały szereg wskazówek, że
wchodzą tutaj w grę jakieś inne siły, które dały odpór wojsku. Mam informacje,
że wiele pościgowców w tym czasie znikło bez śladu... Wiadomo także, że
trójkątne obiekty nadlatywały nad Szkocję znad oceanu i były one obserwowane
przez nawodne i podwodne okręty NATO.
Dowiedzieliśmy się,
że jeden z amerykańskich okrętów podwodnych znikł przy takim spotkaniu i choć
US Navy zdementowała te plotki, to kiedy się z nimi skontaktowałem, CIA
zagroziła mi, ze mnie „uciszy”.[2]
Nad naszym krajem musi dziać się wiele dziwnych i ciekawych rzeczy, które są
związane z fenomenem UFO. sądzimy, że wkrótce coś się stanie ważnego, i że
przyszłość naszej planety jest niepewna.[3]
- To oczywiste, że
armia nie chce się przyznać do porażki - ciągnie Robert po chwili - Przecież
jak można nazwać utratę kontroli nad swą rakietą, albo - co jest jeszcze gorsze
- zestrzelenie własnego samolotu czy zatopienie własnego okrętu
podwodnego???... Implikacją czegoś takiego byłaby kompromitacja i ośmieszenie
armii, utrata prestiżu, nagonka mediów, krytyka na forum parlamentu, węszenie
wywiadów i kontrwywiadów, itd. itp. Z drugiej zaś strony prędzej czy później,
tak czy inaczej, doszłoby do przecieków medialnych - tak zawsze bywa w krajach
demokratycznych. Wielka Brytania, to nie Rosja Radziecka z jej manią utajniania
wszystkiego, co nie pasuje jej rządzącym. W normalnych i demokratycznych
krajach utajnia się tylko naprawdę ważne rzeczy i wydarzenia, a wybuch rakiety
- choćby nie wiem, jak nowoczesnej i najnowszej generacji i typu - jest tylko
jednym z wydarzeń, które stanowią chwilową sensację dnia.[4] Nie sądzę zatem, by była
to zwykła ziemska rakieta.
W tej chwili
zamieszałem swoją kawę i nastawiłem bacznie uszu, bo zadałem kolejne -
oczywiste w tej sytuacji - pytanie:
- Skoro to nie była
rakieta, to w takim razie co to było?
- Sądzę, że wybuch na
Hebrydach mógłby stanowić dowód na prawdziwość hipotezy o atomowych wojnach
bogów! - odpowiada on. - W świetle tej hipotezy możemy śmiało założyć, że w
dniu 26 października 1996 roku nad Hebrydami Zewnętrznymi doszło do eksplozji
termojądrowej lub neutronowej głowicy Atlantydów lub ich przeciwników,
kimkolwiek by byli, pochodzącej sprzed dwunastu tysiącleci. Nie były to wybuchy
jądrowe, bo w przeciwnym wypadku cała wyspa Lewis i jej mieszkańcy wyparowaliby
w błysku termicznym termojądrowej eksplozji o temperaturze co najmniej 10 mln
K. Był to wybuch chemiczny inicjujących ładunków konwencjonalnych materiałów
wybuchowych i paliwa syntezy termojądrowej. Do jądrowego wybuchu na szczęście
nie doszło.
Nasza dalsza rozmowa
toczyła się wokół zasad konstrukcji broni jądrowych i termojądrowych, które są
znane choćby z podręczników Przysposobienia Obronnego z czasów, kiedy czerwona
płaszczyzna krajów tzw. „obozu socjalistycznego” straszyła na mapach zachodnich
polityków i wojskowych. Pomijam tą część wywiadu, co dotyczy także szczegółów
technicznych dowodzenia, dlaczego i wskutek czego hipotetyczna głowica, która
po wejściu w atmosferę leciała kursem na Hebrydy i wybuchła nad Lewis, miała
zapalnik sporządzony z bomby atomowej zrobiony z izotopu 239Pu+IV
o jego T1/2 = 24.400 lat, co stało się przyczyną jądrowego
niewybuchu tej głowicy. Szczegóły znajdzie Czytelnik w referacie Roberta na VI
Środkowoeuropejski Kongres Ufologiczny w Koszycach, listopad 1997 rok.[5]
- Jeżeli założymy, że
ten właśnie izotop plutonu-239 został użyty do budowy detonatorów w głowicach
termojądrowych Atlantydów - ciągnie dalej Robert - tak zatem po upływie 20.000
lat były one już do niczego, bo masa krytyczna plutonu przestała być masą
krytyczną i stała się masą podkrytyczną. Po wtargnięciu głowicy do atmosfery
ziemskiej i po jej naprowadzeniu na cel doszło tylko do wybuchu
konwencjonalnego materiału wybuchowego, który rozerwał pancerz głowicy i
zainicjował drugi chemiczny wybuch mieszaniny wodorku litu - HLi z dwuwodorkiem
berylu - H2Be - jeżeli była to głowica neutronowa - które to związki
reagują wybuchowo z tlenem z powietrza atmosferycznego, co doskonale wyjaśnia
dwa wybuchy i lawinę płomienistych szczątków do oceanu. Czyż nie jest to
jasne?...
- Czy rzecz ta jest
do udowodnienia?
- Oczywiście! Zwiększona
ilość litu i berylu oraz produktów rozpadu jader uranu bądź plutonu w próbkach
gleby czy wody mogłaby być doskonałą wskazówką tego, że szło o rozbicie się
głowicy A, H czy N, co dałoby się znaleźć w oceanicznych czy lądowych
sedymentach na Lewis, o czym wspomniałem Tony’emu Doddowi w liście z 22
stycznia 1997 roku.
- Wziąłem pod uwagę
jeszcze jedną możliwość - prawił dalej mój gospodarz - Założyłem, ze mieszkańcy
Atlantydy byli w stanie syntetyzować antymaterię. Reakcja anihilacji materii i
antymaterii jest jedną z najbardziej wydajnych energetycznie reakcji we
Wszechświecie, i tak jeżeli pięciotonowa bomba A z czasów II Wojny Światowej
wyzwoliła energię eksplozji rzędu 1,5 x 1014J, to anihilacja tej
samej masy dałaby energię rzędu 4,5 x 1020J - czyli 3 mln razy
więcej (!!!), niż ta śmieszna petarda rzucona na Hiroszimę! Porównajmy to z
ilością energii, którą Ludzkość ma do dyspozycji w nośnikach energii w postaci
paliw kopalnych - jest to około 11 x 1022J, a przy maksymalnym
wykorzystaniu zasobów uranu, toru i zsyntetyzowanego plutonu, będzie tego około
2,5 x 1025J... Wybuch bomby anihilacyjnej - broni D od słowa
„dezintegracja” - nad Lewis, zmiotłoby z powierzchni Ziemi ponad pół Europy.
Być może coś takiego spadło właśnie na początku naszego stulecia w rejonie
Podkamiennej Tunguskiej.[6]
Na chwile przerwijmy
nasz wywiad i spróbujmy zrekapitulować przebieg wydarzeń, które do dziś dnia
nie znalazły swego wytłumaczenia:
Dnia 30 czerwca 1908
roku, o godzinie 07h17m11s czasu lokalnego,
czyli o 00:17.11 GMT nad Syberią przeleciało podługowate ciało i eksplodowało w
okolicach faktorii Wanawara w dorzeczu Podkamiennej Tunguskiej, na 60o55’
N i 101o57’ E. Detonację było słychać w promieniu 800 km - rolnika S.
B. Siemionowa powaliła ona na ziemię i pozbawiła przytomności. Trzęsienie ziemi
wywaliło wrota stodoły i powybijało szyby w oknach. Maszynista lokomotywy
pociągu Kolei Transsyberyjskiej zatrzymał go w obawie, że trzęsienie ziemi go
wykolei. Wstrząsy podziemne zostały zarejestrowane niemal na całym świecie, zaś
atmosferyczne fale uderzeniowe obiegły dwukrotnie kulę ziemską.
Niebo zabarwiło się na
jasno-karminowy kolor, co zaobserwowano w Heidelbergu, St. Petersburgu i
Londynie. Gigantyczny obłok pyłu rozsiał się w atmosferze ponad stratosferą, co
spowodowało powstanie świecących obłoków na niebie Europy i północnej Afryki.
Na obszar Tunguskiej Obłasti spadł dziwny, czarny deszcz...
Sprawą zajmowało się
wielu specjalistów, którzy opisywali wyniki swych badań w literaturze
popularno-naukowej, ale przytoczę tutaj tylko wyniki uzyskane przez triumwirat
matematyków Korobiennikowa, Czustkinai Szurszałowa, którzy
wyciągnęli z tego wydarzenia daleko idące wnioski.[7] Obszar zniszczonej
eksplozją tajgi miał nieregularny kształt jakby motyla z rozpiętymi skrzydłami,
szerokiego na 75 km i długiego na 50 km. Eksplozja miała miejsce 6.500 m nad
tajgą, a trajektoria tajemniczego intruza przebiegała pod kątem 40o
względem powierzchni Ziemi. Całkowita ilość energii wyzwolonej w momencie
wybuchu wynosiła, wedle szacunków energii fal uderzeniowych eksplozji - około
9,5 Mt TNT, co triumwirat matematyków porównał do ładunku termojądrowego
wielkiej mocy.[8]
Poglad ten już w 1946
roku wygłosił inny rosyjski badacz dr inż. Aleksander Kazancew. Jako
pierwszy uważał katastrofę tunguską za nadziemny wybuch jądrowy, a to ze
względu na informacje o dziwnych chorobach skóry ludzi z pobliża miejsca
wybuchu, co wziął za objawy choroby popromiennej.[9]
Oczywiście przeciwko
takiemu rozumowaniu podniosły się silne protesty świata nauki, ale Kazancew już
w drugiej połowie lat 40. XX wieku wiedział, co mówi.
Krótko po atomowym
bombardowaniu Hiroszimy, Kazancew także znalazł się w tym mieście, które
zniszczył właśnie nadziemny wybuch jądrowy. I właśnie tutaj - w Hiroszimie -
Kazancewowi zapaliło się w mózgu dziwne wrażenie, że już gdzieś to widział...
Chwytliwa pamięć dopomogła skojarzyć mu to, co miał przed oczami w Hiroszimie z
tym, co widział w tajdze Podkamiennej Tunguskiej. A oto analogie znalezione
przez Kazancewa:
v
W centrum wybuchu, pod „punktem zero” stały gołe drzewa
przypominające słupy telegraficzne. W Hiroszimie było coś dokładnie takiego
samego - 100 m od punktu zerowego eksplozji stały drzewa pozbawione konarów i
kory, choć okoliczne budynki zmieniły się w sterty gruzu, zaś dalsze drzewa
zostały powalone korzeniami w kierunku punkty zerowego, dokładnie jak w
tunguskiej tajdze!
v
Czarny dym i czarny deszcz. Świadkowie, którzy przeżyli atak na
Hiroszimę mówili o tym, że po eksplozji nad ruinami miasta zawisł czarny obłok,
z którego padał na ziemię czarny deszcz - dokładnie tak, jak na Syberii w
czerwcu 1908 roku. Słup dymu w Podkamiennej Tunguskiej miał co najmniej 20.000
m wysokości, zaś ten w Hiroszimie tylko 12-15 tys. metrów.
v
Charakter promieniowania termicznego. Jak wiemy, jednym z efektów
wybuchu jądrowego jest błysk termiczny (podczerwony) i co za tym idzie -
ekstremalny wzrost temperatury. Prof. Feliks Zigiel wyliczył, że
tunguski wybuch musiał spowodować wzrost temperatury o kilkadziesiąt tysięcy
stopni Celsjusza. Także ciekawą okazuje się być relacja pomiędzy wybuchem a
wypalonym lasem. Na obszarze katastrofy drzewa spaliły się całkiem, albo nie -
wcale nie! Istniały przecież przypadki, gdzie na spalonych obszarach były
„wyspy” nietkniętej płomieniami roślinności, a to dowolnie potwierdza fakt, że
nie mógł to być zwykły pożar lasu. Ogień zapłonął na tych miejscach, które
miały gęste podszycie i których liście nie uchroniły przed przenikliwym żarem w
ułamku sekundy - dokładnie tak, jak przy wybuchu nuklearnym.
v
Rodzaj wybuchu i jego następstwa. Ekspedycje prof. Zołotowa i
prof. Fłorieńskiego potwierdziły, ze eksplozja miała miejsce na wysokosci
3-5 km, co zupełnie wyklucza wybuch jakiegoś meteorytu czy bolidu i całkowicie
wybuch komety.[10]
v
Analogia do choroby popromiennej. Pasterze w tajdze zaobserwowali,
że w czasie po wybuchu zwierzęta dostały jakiejś choroby skórnej. W 1945 roku,
po eksperymentalnym wybuchu w Alamogordo tamtejsze zwierzęta doświadczalne
dostały identycznej choroby skóry, jak te w tajdze.
v
Pojawienie się mutacji w tajdze. Jak wykazały badania prof.
Fłorieńskiego w 1958 roku, na obszarze eksplozji rośliny wykazują zmiany
genetyczne, które zaowocowały przede wszystkim stymulacją wzrostu - dokładnie
to samo zjawisko obserwowano w Hiroszimie. Tempo zmian dziedziczności
przyspieszyło aż 12-krotnie, najwięcej na przedłużeniu trajektorii Tunguskiego
Dziwa. Po 70 latach na miejscu katastrofy wyrósł las iglasty. Eksperci
stwierdzili, że nasiona sosen były poddane po katastrofie silnym mutagennym
czynnikom. Analiza dendrologiczna słoi rocznego przyrostu wykazała, że słoje z
czasów katastrofy były większe i wyraźniejsze. Przed rokiem 1908 miały one
przeciętnie1-4 mm grubości, a po eksplozji aż 5-10 mm! Drzewa, które przeżyły
wybuch zwiększyły się trzykrotnie, zaś ich obwód znacznie przekroczył normę...
v
Podwyższenie poziomu naturalnego tła promieniowania radioaktywnego.
W 1959 roku ekspedycja Plechanowa zbadała 300 gatunków roślin rosnących
na terenie powybuchowym. Radioaktywność w epicentrum wybuchu była 1,5 razy
wyższa, niż w odległości 50 km od niego - przede wszystkim w inkryminowanych
słojach przyrostu z 1908 roku. Wykazuje to, że ogień, który zniszczył tajgę był
jądrowego pochodzenia i zmiany w genomach miejscowych roślin trzeba przypisać
tylko i wyłącznie promieniowaniu jonizującemu.
v
Znalezienie Trinitytu. Na
atomowym poligonie w Alamogordo uczeni znaleźli w kraterze powybuchowym
zeszkloną masę, przypominającą swym wyglądem zieloną porcelanę, której to masie
nadali nazwę Trinityt - od kryptonimu całego doświadczalnej eksplozji „Trinity”
- Trójca Święta. Dokładnie takie same kawałki zeszklonej gleby zostały
znalezione w syberyjskiej tajdze w latach 60.![11]
A zatem jądrowy
wybuch już w 1908 roku? Facta non ficta!
A to jeszcze nie
wszystko - eksplozja nastąpiła po przelocie cygaro-kształtnego obiektu ze
szczególną charakterystyką lotu i wykonaniem manewru unikowego na trasie 600
km. Szczególnym jest to, że ów CNOL[12] zmniejszył swą prędkość
lotu z 45 km/s do zaledwie 0,7 km/s - do prędkości lotu pocisku karabinowego...
Rosyjski astrofizyk B. J. Lewin ponadto udowodnił, że „meteoryt” po raz
pierwszy zaobserwowano na wysokości 130 km, a zatem w obszarze szerokiego na 60
km korytarza lądowania sztucznych obiektów kosmicznych, których trajektoria
musi tworzyć z linią horyzontu kąt o wartości 6o. innymi słowy
mówiąc, tak właśnie powinna lecieć rakieta z głowicą bojową z programu SDI
Atlantydów, wycelowana w rejon Podkamiennej Tunguskiej...
Wróćmy jednak spoza
Uralu i czerwca 1908 roku, na północną stronę Tatr i do czerwca 1997 roku. W
archiwum-pracowni Roberta dopijam kawę, z której została tylko warstwa fusów na
dnie filiżanki. Za otwartym oknem szumią śliwy i bzyczy jakaś pszczoła
usiłująca wlecieć do środka.
- Reasumując -
powiada Robert - Pozwalam sobie wygłosić opinię, że to może być właśnie taka
przyczyna wybuchu nad Hebrydami. Poza wskazówkami, o jakich tu mówiłem, jest
jeszcze jedna przesłanka - historyczna - bowiem na Hebrydach są widoczne ślady
po gigantycznej katastrofie w postaci zwitryfikowanego bazaltu, co mogły
spowodować tylko eksplozje nuklearne. Poza Lewis z archipelagu Hebrydów
Zewnętrznych możemy ślady tej katastrofy znaleźć także na Hebrydach
Wewnętrznych, na wyspach Skye, Rhum, Eigg czy Staffa...
Mówiąc te słowa
Robert podszedł do swej biblioteczki i przyniósł książkę, którą wyciągnął spośród
kilkuset tomów. Chwilę trwało, zanim znalazł odpowiedni akapit, a potem zaczął
cytować:
...Ślady tego ognia
można znaleźć głównie na Ben More, wznoszącej się na wyspie Mull. Profesor
W. J. Judd, angielski sejsmolog udowodnił, że ten szczyt, który dzisiaj
mierzy jedynie 996 metrów nad poziom morza musiał mieć trzy albo i więcej
tysiące metrów wysokości i był zniszczony przez bombardowanie z niebios.[13]
-Hmmm... - mój
gospodarz trzymał już w ręku inną książkę - Wydaje mi się, że Aleksander
Grobicki trafił w dziesiątkę i teraz wiemy, jakie to było bombardowanie...
W tym fragmencie całkowicie zrozumiałe jest to, co Platon włożył w usta
starego egipskiego kapłana z Sais, a potem i Solona:
...i prawdą jest
zbaczanie ciał przebiegających obok Ziemi po niebie i co jakiś czas zniszczenie
tego, co na Ziemi od wielkiego ognia.[14]
W zaległej nagle
ciszy rozległ się szczęk wyłącznika magnetofonu. Zamknąłem książkę, którą
trzymałem w ręku, obróciłem kasetę i włączyłem magnetofon, a Robert mówił
dalej:
- Te „ciała przebiegające
obok Ziemi”, to wcale nie musiały być asteroidy, ale termojądrowe głowice
Atlantydów. To całkiem możliwe, że egipscy i żydowscy pasterze obserwowali ich
działanie w Sodomie i Gomorze[15], a jakaś uderzyła w
Mohendjo-Daro. Przeciez wielu atlantologów uważa Wyspy Brytyjskie za część
Imperium Atlantydy - prowincje Poseidię![16] Ktos mógłby się doczepić
do tego, że skoro ta część Imperium Atlantydy
była już bombardowana, to po co miałoby się ją bombardować po raz wtóry?
Doświadczenia wojenne naszej cywilizacji uczą, że w przypadku konfliktu na cel
leci więcej, niż jedna rakieta z głowicą jądrową. Zasada jest bardzo prosta -
jedną głowicę jądrową system OPB (Obrony Przeciw Balistycznej) może łatwo
zlokalizować i zniszczyć - jak to miało miejsce w czasie Wojny w Zatoce w 1991
roku, kiedy to system OPB taki jak Patriot czy Aegis
lokalizował i z powodzeniem niszczył irackie pociski typu SCUD.
Ale zestrzelić dwie lub trzy rakiety manewrujące, lecące z różnych kierunków i
z prędkościami około 10 Ma - o! to jest zupełnie inna para kaloszy. Dlatego
właśnie Ronald Reagan tak pilił swoich naukowców i generałów do
wybudowania systemu obronnego znanego jako SDI czy aktualnie NMD. Szło tutaj o
zniszczenie sowieckich rakiet balistycznych, zanim dolecą do atmosfery nad
terytorium USA.[17]
Do czego mogło doprowadzić odpalenie ICBM z głowicami jądrowymi, to mogliśmy
sobie zobaczyć choćby na filmie „The Day After”, w którym na miasto Kansas City
spadają dwie sowieckie głowice termojądrowe po 50 kt TNT każda. Reżyser tego
obrazu był jednak strasznym optymistą, bo byłoby jeszcze gorzej, niż to ukazano
w tym filmie. I było jeszcze gorzej. 12.000 lat temu!...[18]
- Czy zaobserwowano
coś podobnego? - pytam.
- Oczywiście, że
zaobserwowano. Poza Meteorytem Tunguskim czy jak wolisz Tunguskim Ciałem
Kosmicznym albo Tunguskim Fenomenem, który mógł być właśnie takim
wielogłowicowym pociskiem rakietowym - MIRV czy MRV[19] - boż stwierdzono tam
nie j e d e n , ale t
r z y wywały drzew w tajdze[20] czy śladami wybuchów na
Hebrydach, możemy wyliczyć jeszcze inne, jak nie identyczne - fenomeny.
Mój rozmówca podsunął
mi kilka kartek maszynopisu, które natychmiast znikły w mojej aktówce i które
przestudiowałem jadąc do domu:
v
Rumowisko Wantule i Wąwóz Kraków w Polskich Tatrach Zachodnich.
Obie te formacje powstały przed 10.000 lat w rezultacie silnego, punktowego
trzęsienia ziemi o sile co najmniej 8oR. takie punktowe trzęsienie
ziemi mogła spowodować tylko eksplozja mikroładunku jądrowego rzędu 0,5-1,0 kt
TNT, albo uderzenie w masyw Ciemniaka w Czerwonych Wierchach niewybuchu
kosmicznej głowicy jądrowej.
v
Rumowisko po kopule szczytowej Slavkoskiego Szczytu w Słowackich
Tatrach Wysokich. 6 sierpnia 1662 roku, nieznane „coś” wyrżnęło w szczyt i
rozwaliło go, powodując tym samym silne lokalne trzęsienie ziemi o sile 5-6oR.
świadkowie wydarzenia widzieli przy tym smoka, który poleciał dalej na południe
i spadł w okolicach wsi Štrba. Mógł to być niewybuch głowicy jądrowej lub
głowicy z bronią B, która po rozbiciu się uwolniła toksyczny radioaktywny
pluton albo zarazki Czarnego Moru, który pustoszył potem okolicę.[21]
v
Jeszcze do dziś dnia nie wiemy, czym był tzw. Wielki Bolid Polski z
dnia 20 sierpnia 1979 roku. Kiedyś podejrzewałem, że był to radziecki ICBM czy
MRV, ale trudno przypuścić, by taka rakieta przeleciała nad Europą i nie
wywołała reakcji NATO i USA?
v
Marzec 1956, inż. Mad Schock sfotografował rozpad dziwnego i
tajemniczego meteorytu nad Pustynią Libijską. Mógł to być pojazd atmosferyczny
lub pozaatmosferyczny pędzony silanami - czyli wodorkami krzemu. Wybuch tego
„meteorytu” nastąpił na wysokości co najmniej 18.000 m! Po eksplozji całą
okolicę zasypał piasek, co mogłoby być dowodem na powyższe.
- Czy był to
meteoryt? - zapytuje w swym komentarzu Robert Leśniakiewicz - inż. Schock
zbierał próbki piasku i kamieni nazajutrz po tym wydarzeniu i mogły one - ale
wcale nie musiały - być odłamkami gościa z Kosmosu. Na Saharze, podobnie jak na
Antarktydzie, nietrudno jest znaleźć meteoryty, a nie zapominajmy, że Sahara
była ongi kwitnącą krainą - jeszcze nomen-omen 10.000 lat temu. Kto wie, czy
nie była ona celem ataku z Kosmosu?...[22]
Piąty przypadek:
v
19 marca 1986 roku jakieś trzy „pociski” omal nie posłały na dno
polski prom pasażersko-samochodowy m/f Wawel. Początkowo
postawiłem na meteoryt, ale całkiem dobrze mogła to być atomowa głowica
Atlantydów, a zatem w miejscu o koordynatach 14o30’E i 54o33’N
na głębokości około 30 m mogą się znajdować szczątki meteorytu bądź też ...
atomowej (biologicznej czy chemicznej) głowicy bojowej Atlantydów.
v
Przestrzeń powietrzna Kalifornii nad Los Angeles. Dnia 9
października 1992 roku, wielu ludzi obserwowało przelot „czegoś”, co wtargnęło
do atmosfery, gdzie się spaliło. Na pewno
n i e b y ł to jakiś sztuczny satelita Ziemi.
v
Tajemniczy wybuch nad Zieloną Górą w dniu 3 maja 1994 roku. Bez
wyjaśnienia.
v
Fenomen Tunguski - trzy
wywały drzew i trzy wybuchy o sumarycznej mocy 13...130 Mt TNT!
To były przykłady
wskazówek, które mogą, ale nie muszą służyć za przesłanki o prawdziwości teorii
o prehistorycznych głowicach bojowych w Kosmosie.[23] Kiedy przechadzaliśmy
się po Jordanowie, zapytałem Roberta o to, co mogłoby nam pomóc w dalszych
badaniach?
- Myślę, że
należałoby wykonać następujące czynności - powiedział Robert po krótkiej chwili
zastanowienia - Po pierwsze: dokładnie przeszukać teren, nad którym
zaobserwowano rozpad obiektu i spróbować znaleźć jego szczątki, zebrać je i
zabezpieczyć, a potem dokładnie udokumentować. Po drugie: zlokalizować źródła
promieniowania przy pomocy radiometrów, i określić moc i rodzaj ich
promieniowania. Po trzecie: przeprowadzić analizę chemiczną próbek gleby,
roślinności i wody na obecność pierwiastków ziem rzadkich i produktów rozpadu
uranu czy transuranowców. I wreszcie po czwarte: poszukać ewentualnych zmian
radiogennych zwierząt i roślin, które miałyby miejsce 1-10 lat po wydarzeniu, w
elipsie rozrzutu odłamków po eksplozji. Oczywiście kosztowałoby to dużo
pieniędzy i czasu - przyznaje Robert po chwili namysłu, kiedyśmy wrócili do
jego pracowni - Ale byłoby to możliwe, gdybyśmy mieli chociaż j e d e n
p r o m i l z tych 10 mln mld
USD, które corocznie świat wydaje na zbrojenia i badania nad nowymi rodzajami i
systemami broni...[24]
Staliśmy na podwórzu
Robertowego domu, którego fasadę zalewało mocne, słoneczne światło. W ogródku
bzyczały pszczoły, niedaleko porykiwała krowa, a o kostki ocierały się nam
koty. Mimo woli wzniosłem oczy ku niebieskiemu niebu, bez jednego obłoczka.
Naraz poczułem nagły chłód, gdy uprzytomniłem sobie, że gdzieś tam, w czarnym
bezkresie Kosmosu krążą jak drapieżniki, stare bojowe satelity, których
śmiercionośne głowice wciąż są wycelowane w Ziemię...
---oooOooo---
[1] United Kingdom Coast Guard
- Straż Przybrzeżna Zjednoczonego Królestwa.
[2] I
faktycznie, Anthony Dodd przerwał z nieznanych powodów korespondencję z
Robertem Leśniakiewiczem na początku 1998 roku i już się nie odezwał - przyp.
tłum.
[3] List A. Dodda do R. K.
Leśniakiewicza z dnia 4 lutego 1997 roku.
[4]
Najlepszym przykładem ilustrującym powyższe jest wydarzenie z 1985 roku, kiedy
to Amerykanie bez żenady pokazali w telewizji nieudany start rakiety z głowicą
jądrową najnowszej generacji, która po starcie spod wody eksplodowała w
powietrzu. Na Zachodzie nikt się tym nie przejął, poza ugrupowaniami lewicowymi
i prosowieckimi. U nas propaganda podniosła histeryczny wrzask... - uwaga tłum.
[5]
Referat ten został włączony jako appendyks do opracowania Roberta
Leśniakiewicza pt. „Projekt Tatry”, Kraków 2002.
[6] Zob.
opracowanie „Bolid Syberyjski” pod redakcją R. K. Leśniakiewicza, Jordanów
2001, (skrypt) przyp.tłum.
[7] Zob. „Acta Cosmonautica” nr 3(615),1976.
[8]
Raczej średniej mocy, jako że najsilniejszy zdetonowany przez ludzi ładunek
termojądrowy (tzw. Superbomba) na poligonie Cziornaja Guba (Nowa Ziemia) miał
moc 58...62 Mt TNT - przyp. tłum.
[9] Zob. J. Baxter i T. Atkins - „The Fire Came
By”, Londyn 1976.
[10] Zob. I. Ridpath - “The Great
Siberian Fireball: The Unexplained”, Londyn 1983, ss. 1030-1033 i 1058-1060.
[11]
Kolejnym zsyntetyzowanym z wykorzystaniem energii jądrowej minerałem jest
Czarnobylit, który stanowi mieszaninę paliwa jądrowego, piasku, żwiru oraz
związków kadmu i berylu - przyp. tłum.
[12] Cygarokształtny Nieznany
Obiekt Latający - przyp. tłum.
[13] A. Grobicki - „Nie tylko
Trójkąt Bermudzki”, Gdańsk 1980.
[14] Platon - „Timajos”,
Warszawa 1960.
[15] Zob. Rdz. 19,16 i dalsze.
[16] Zob. Brinsley le Poer-Trench - “Men Among
Mankind”, Londyn - Nowy Jork 1978.
[17]
Według ppłk dr Kolomana von Keviczky’ego - byłego oficera sztabowego Armii
Węgierskiej i USAF - system SDI miał służyć także do odparcia ewentualnego
ataku Obcych oraz obrony przed wielkimi asteroidami w ramach PROJECT ICARUS i
PROJECT ORION - przyp. tłum.
[18]
Według Roberta K. Leśniakiewicza hipoteza ta dowolnie tłumaczy także to, skąd
Celtowie brali materiał na radioartefakty. Mogli oni używać do tego celu spadłe
niewybuchy głowic jądrowych i termojądrowych Atlantydów.
[19]
Multiple Independently targetet Re-entry Vehicles, Multiple Re-entry Vehicles -
wielogłowicowy pocisk rakietowy z indywidualnie naprowadzanymi głowicami
bojowymi, wielogłowicowy pocisk rakietowy - przyp. tłum.
[20]
Zgodnie z danymi przekazanymi przez prof. E. Jordaniszwiliego, tunguska
eksplozja spowodowała aż trzy wywały drzew: Sziszkowskij Wywał, Kulikowskij
Wywał i Woronowa Wywał z Woronowa Woronką (woronka po rosyjsku znaczy tyle, co
lej, mały krater), co pozawala na wysunięcie hipotezy o Tunguskim MIRV sprzed
12.000 lat. Jest to kolejna hipoteza na temat natury Meteorytu Tunguskiego,
opracowana przez R. K. Leśniakiewicza w 1996 roku - uwaga tłum.
[21] Zob.
także: J. Kolbuszewski - „Skarby króla Gregoriusa”, Katowice 1972 i G. Hain -
„Zipserische Chronik, Herausgegeben in Lettschau”, 1910-1913. Ciekawym jest to,
że oryginał tej kroniki został w czasie wojny wywieziony do Pragi Czeskiej i
tam spalił się w czasie amerykańskiego nalotu. Istnieje do dziś jej fotokopia w
j. niemieckim i węgierskim. Kronika ta służyła niemieckim uczonym jako źródło
informacji o słowackich jaskiniach i innych osobliwościach Słowacji. Kto wie,
czy nie poszukiwali oni we wskazanym rejonie resztek tej głowicy w czasie wojny
w ramach projektu badawczego Vril.
[22] Zob.
L. Znicz-Sawicki - „Goście z Kosmosu: Katastrofa tunguska”, Gdańsk 1982 oraz I.
Wiesner - „Předpekli ráje”, Ústi nad Labem 1996.
[23] Jak
doniósł niedawno A. W. Archipow, w dniu 15 maja 1994 roku, o godzinie 17:45 GMT
w okolicy Charkowa (Ukraina) spadł meteoryt żelazny, którego skład był wielce
nietypowym i wskazuje na to, że mógłby to być karkas jakiegoś satelity bojowego
Atlantydów (zob. „Czas UFO” nr 2,1997; s. 29). Także pod koniec 1982 roku -
jakl donosi A. A. Anfałow - w okolicach przylądka Fiolent (Krym), spadł do wody
niezwykły „samolot” przypominający nieco miniaturę Tu-144 lub Concorde.
Ów NOL był potem usilnie posdzukiwany przez okręty Floty Czarnomorskiej ZSRR,
ale bezskutecznie. Istnieje domniemanie, że był to doświadczalny samolot
radziecki stanowiący odpowiedznik amerykańskiegi F-111-A, ale jak
dotąd nic nie potwierdza tego przypuszczenia. (Zob. także B. Rzepecki - „UFO
nad Krymem” w „Czas UFO” nr 3,1997; s. 22.) - przyp tłum.
[24]
Informacja podana przez SIPRI za rok 1994 dla telewizji BBC. W Polsce podano ją
w TVP-1 w dniu 10 stycznia 1998 roku.