Powered By Blogger

sobota, 15 listopada 2014

Ślady dawnych katastrof nuklearnych

Czy nasi dalecy przodkowie pozostawili po sobie takie właśnie ślady?


Valdis Pejpiņš


Na kolejnym planowym spotkaniu prezydenta Billy’ego Clintona z oficerem  odpowiadającym za „atomową walizeczkę”  okazało się, że prezydent już kilka miesięcy temu zgubił karteczkę z szyfrem służącym do otworzenia walizeczki…
Uczeni nierzadko mówią o tym, że współczesnej cywilizacji grozi zagłada w rezultacie globalnej wojny z zastosowaniem BMR – broni masowego rażenia, a raczej zagłady. I co ciekawe: starożytne eposy i znaleziska archeologiczne świadczą o tym, że coś podobnego już na naszej planecie miało miejsce…

Tektyty leżą na polach tektytowych. Na mapce oznaczono je następująco:

A – Australity (Australia)
B – Filipinidy, rizality (Filipiny)
C – Indochinity, tajlandyty, Muong Nong (Wietnam, Birma, Laos, Malezja, Tajlandia)
D – Jawaity, billitonity (Indonezja, Malezja Brunei)
E - Iworyty (Wybrzeże Kości Słoniowej, Mali)
F – Bedasity (USA [TX])
G – Billitonity, georgiaity (USA [FL, GA])
H – Mołdawity (Republika Czeska)
I – Labradoryty (USA, Kanada)
J - Szkło Darwina (Australia, Tasmania)
K – Szkliwo Pustyni Libijskiej (Egipt)
L - Kolumbity (Kolumbia)
T - Tybetanity (Chiny - Tybet)
W - Wabarlity (Arabia Saudyjska)
Y - Irgizyty (Kazachstan)

Poza tym znane są jeszcze pomniejsze pola tektytowe w takich krainach geograficznych, jak: Malaje, Azja Południowo-Wschodnia, Gruzja i Mauretania.
Kropki i zakreskowane pola - pola tektytowe, gwiazdki - astroblemy z nimi związane.
(Rys. R. K. Leśniakiewicz)


Szklane pola


Ziemia dawnego Egiptu jest pełna zagadek. Związane są one nie tylko z piramidami i grobami w Dolinie Królów. Jedna z takich zagadek jest związana z ogromnym polem kopalnego, zielonego szkła, które rozpościera się na setki kilometrów kwadratowych Pustyni Libijskiej, w okolicy Plateau Saad, w pobliżu granicy Egiptu z Libią i Sudanem, gdzie piętrzą się diuny wielkiego morza piasków. Niektóre kawałki tego szkła naturalnego pochodzenia ważą aż 26 kg, ale większość z nich ma małe rozmiary i swym wyglądem przypomina kawałki szkła z zielonej butelki.

Po raz pierwszy to naturalne szkło w postaci małych szklanych kamyków zostało znalezione na Pustyni Libijskiej jeszcze w 1816 roku, ale szerzej zostało poznane po tym, jak w 1932 roku pracownik „Egipskiego Zwiastuna Geologicznego” Patrick Clayton sam sobaczył te szklane pole. A 200 km od tych pól zostało znalezionych wiele kawałków takiego szkła wraz z zrobionymi z nich grotami kopii, toporkami i inną bronią, które mieli mieszkańcy tej okolicy. Niektóre z nich liczyły sobie 100.000 lat!

Wiedzieli o tych pokładach także dawni Egipcjanie – nie tylko wiedzieli, ale i używali do własnych celów – np. do ozdabiania. I tak święty żuk skarabeusz – jeden z elementów zdobniczych grobu faraona Tutenchamona – znalezionego przez Howarda Cartera  w czasie wykopalisk w Dolinie Królów – został prześlicznie wyrżnięty ze szkła wulkanicznego. Tylko skąd się ono wzięło na pustyni?

Powszechnie wiadomo, że przekształcenie piasku w szkliwo mam miejsce w czasie termicznej obróbki. Potrzebna temperatura jest wysoka i wynosi +1700°C, tak że zapałkami i chrustem tego się nie osiągnie. Jakie źródło ciepła jest potrzebne, żeby zamienić w szkło tony piasku? Istnieje kilka teorii na ten temat. Zgodnie z jedną, mamy tu do czynienia z fulgurytami – piaskiem, który zostaje zeszklony w skutek uderzenia piorunu o silnym ładunku elektrycznym, który jest wystarczający, by roztopić piasek. Aliści niezrozumiałym jest, dlaczego wydmy Pustyni Libijskiej przyciągają tyle piorunów? Według innej teorii – winnym powstania tego tajemniczego szkła jest meteoryt, który eksplodował nad pustynia w nieznanym czasie. Stronnicy tej hipotezy zakładają, że w atmosferę nad pustynia wpadł 100-metrowej średnicy asteroid, poruszający się z prędkością 20 km/s. I byłoby to jakimś logicznym wyjaśnieniem, gdyby nie jedno „ale” – na powierzchni wielkiego morza piasków nie ma żadnego krateru impaktowego, ani jego śladów.

[To wcale nie jest takie oczywiste, bowiem może być nie jeden krater, ale kilka astroblemów – zakładając, że meteoroid rozpadł się w atmosferze – poza tym mogły one być bez śladu zasypane przez ruchome piaski, a jedynym śladem po tym wydarzeniu są tektyty – przyp. tłum.]

Poza tym jeszcze w latach 40., po teście bomby A w stanie Nowy Meksyk, piaski pustyni też zmieniły się w zielone szkło. A zatem na tej podstawie można założyć, że zeszklone piaski Pustyni Libijskiej pojawiły się lekko licząc 100.000 lat temu w rezultacie nuklearnego bombardowania, po którym lwią część Afryki Północnej zajęła pustynia Sahara?

- A zatem – jak pisze autor książki „Projekt Ziemlia – Tajna buduszczewo w proszłom” J. W. Zujewmoże być i nie ma żadnej przeszkody, by nie było to prawdą.


Szkło Pustyni Libijskiej

Mołdawit



Mohendżo-Daro – radioaktywne ruiny


W 1922 roku, indyjski archeolog dr R. Banardja odkrył w dolinie Indusu ruiny dawnego miasta.

[Wikipedia podaje, że Mohendżo-Daro odkrył Anglik – John Marshall w latach 20. XX wieku. Inne źródła podają, że pierwsza wzmianka na temat ruin została sporządzona przez dezertera armii brytyjskiej Jamesa Lewisa w 1826 roku  – przyp. tłum.]

Wykopaliska pokazały, że miasto to było wybudowane na planie, skanalizowane, zaopatrzone w wodę i przewyższające to, co znajdowało się w Indiach i Pakistanie w te dni. Antyczne to miasto otrzymało nazwę Mohendżo-Daro – Kopiec Umarłych. Wśród ruin znajdują się porozrzucane, nadtopione kawałki gliny, które pod wpływem wysokiej temperatury przemieniły się w czarne szkło. Analizy próbek przeprowadzone w Uniwersytecie Rzymskim i potem w laboratoriach Narodowej Rady Naukowców Włoskich wykazały, że glina ta zaczęła płynąć przy temperaturze +1500°C.

W antycznych czasach taką temperaturę można by było osiągnąć w piecach metalurgicznych, ale nie na tak dużej powierzchni. Mało tego – archeolodzy zwrócili uwagę na jedną mroczna osobliwość starego miasta. Obejrzawszy dokładnie ruiny oni doszli do wniosku, że stopień zniszczenia budynków zmniejsza się w miarę zwiększania się odległości od centrum miasta, albo prędzej epicentrum eksplozji, który literalnie zmiótł oddzielne dzielnice. A znalezione pośród ruin szkielety przywodziły na myśl, że śmierć zaskoczyła mieszkańców znienacka. I wreszcie na koniec kości – jak się wyjaśniło przez lata – były radioaktywne.

Ten zagadkowy i złowieszczy obraz znalazł swe objaśnienie, jak tylko Amerykanie zrzucili bomby atomowe na japońskie miasta: Hiroszimę i Nagasaki. Zaobserwowano tam dokładnie takie same obrazy zniszczeń. Tak więc czy Mohendżo-Daro nie zostało zniszczone wskutek ataku nuklearnego?


Świadczy „Mahabharata”


W sanskryckich tekstach staroindyjskiego eposu „Mahabharata”, składającego się z 18 ksiąg po 200.000 wersów każda – co stanowi siedmiokrotną objętość „Iliady” i „Odysei” Homera razem wziętych, znajdują się informacje o religii, światopoglądzie, obyczajach i historii antycznych Indii, a także legendy o jej bogach i bohaterach. Znaczna część eposu jest poświęcona opisom działań wojennych z udziałem bogów, półbogów i ludzi. badacze uważają, że wydarzenia te odnoszą się do półlegendarnej historii inwazji na Hindustan plemion Ariów od północy, którzy odrzucili pierwotnych mieszkańców – Drawidów – na południe subkontynentu. Aliści pośród znanych w tym czasie dawnych potyczek i bitew znajdują się również opisy scen, w których nietrudno zidentyfikować zastosowanie… artylerii lufowej i rakietowej, samolotów bojowych, radiolokatorów, zasłon dymnych, gazów trujących i nawet broni jądrowej.

I tak np. w „Dronaparva” – jednej z ksiąg „Mahabharaty” – opowiada się o starciu w czasie którego wybuchy pocisków w kształcie ognistych kul powodują burze i sztormy i unieszkodliwiają całe armie. W rezultacie tychże wybuchów mnóstwo wrogich wojowników wraz z bronią, słoniami bojowymi i końmi, unoszą się w powietrze przez potężny wiatr, jak suche liście z drzew. Także w tym tekście następują opisy pojawienia się obłoków w kształcie grzyba, charakterystycznego dla wybuchu jądrowego. Podobny jest on do otwarcia gigantycznego parasola. Po tych wybuchach, żywność stała się zatruta, a ludzie którzy to przeżyli – zapadali na nieznaną chorobę. Symptomy choroby jako żywo przypominały objawy choroby popromiennej! – ludzie mieli biegunki, wymioty i krwotoki, wypadały im zęby, włosy i paznokcie, a potem następowała śmierć.

W indyjskich eposach opisano także dawne samoloty – latające maszyny Vimana. W księdze „Samarangana Sutradharan” walczą ze sobą różne typy Viman, wspomina się o ich wadach i zaletach, podaje się ich charakterystyki lotu i sposoby lądowania. Osobne miejsce poświęcono materiałom użytym do ich konstrukcji i osiągnięcia potężnej siły do poruszania się. Do tych ostatnich, co najdziwniejsze, zalicza się także rtęć.

[Uważam, że nie chodzi tutaj o czystą rtęć, ale o jej amalgamat z jakimś pierwiastkiem rozszczepialnym, który służył jako paliwo nuklearne. NB, w latach 50. Amerykanie usiłowali zbudować samolot atomowy – zob. http://wszechocean.blogspot.com/2012/02/tajemnica-atomowych-samolotow-1.html i dalsze, gdzie próby te opisano. Jak na razie nie powrócono do tej koncepcji – przynajmniej oficjalnie, ale nadal dokonuje się prób z kosmicznym napędem jądrowym i termojądrowym – uwaga tłum.] 

Krater poimpaktory (astroblem) Kabira na Saharze


Antyczne Gwiezdne Wojny


A.W. Kołtypin w swej pracy „Isczeznuwszije obitatieli Ziemli” zwraca uwagę na to, że w „Mahabharacie”, „Bhagavata Puranie”, „Viśnu Puranie” i innych staroindyjskich tekstach niejednokrotnie opisywano odbywane przez bogów, demonów, bohaterów oraz inne mityczne stworzenia podróże kosmiczne statkami powietrznymi:

Chitraketu, przywódca Vidiadharów (półbogów, dobrych duchów powietrznych – przyp. aut.) wybrał się w podróż po bezkresnych bezdrożach Wszechświata… w swym oślepiająco błyszczącym statku powietrznym.
Przelatując poprzez przestrzeń, maharadża Dhurva widział jedną po drugiej wszystkie planety Układu Słonecznego, widział na swej drodze półbogów na niebiańskich kręgach…

Tak więc maharadża Dhurva minął siedem planetarnych systemów wielkich mędrców znanych jako Saptariśi

Potomek dynastii Kuru – król Vasu mógł podróżować poza Ziemią, w wierzchnich rejonach naszego Wszechświata, i dlatego w tych odległych czasach on był znanym pod imieniem Upari-chara – „Podróżujący po Wyższych Światach”.

W jednym z epizodów „Mahabharaty” opowiada się o tym, jak wielki wódz Ardżuna (Arjuna) z podwodnymi mieszkańcami Nivatakavachami powrócił na niebiosa w swym latającym rydwanie-amfibii i odkrył lecące w kosmosie miasto:

W swej drodze powrotnej ujrzałem inne ogromne i zadziwiające miasto, zdolne do przemieszczania się, gdzie tylko się chciało. Ono świeciło jak ogień albo słońce.

W tym latającym mieście zwącym się Hiraniapur mieszkały demony Danavowie (Daitowie). Ardżunie kazano rozgromić ich. Zauważywszy zbliżenie się jego latającego aparatu, Danavowie zaczęli wylatywać z miasta na swych niebieskich rydwanach – no kropka w kropkę „Gwiezdne wojny” George’a Lucasa! Wtedy Ardżuna:

…potężnym uderzeniem swej broni przerwał ten groźny potok. On kierował na nich swoją włócznię brużdżąc kałami rydwanu pole bitwy… i Danavowie zaczęli zabijać siebie nawzajem.

Oberwawszy solidnie od niego, Danavowie podnieśli swe latające miasto w powietrze. [Czyż nie kojarzy się to z latającą krainą Laputy z powieści Jonathana Swifta? Zob. „Zagadka latającej wyspy” - http://wszechocean.blogspot.com/2014/09/zagadka-latajacej-wyspy.html - przyp. tłum.] Zatem Ardżuna:

…potężną lawiną strzał zagrodził drogę Daitom i spróbował zatrzymać jego ruch. Dzięki otrzymanemu [od Brahmy] darowi poruszania się, gdzie tylko Daitom się zapragnęło, te niebieskie, płynące powietrzem, dziwnie świecące miasto… …poruszające się wedle życzenia – już to pod ziemię, to znów podnosiło się w górę, już to leciało w inną stroną, już to pogrążało się w wodzie.

W ostatecznym rozrachunku Ardżuna rozwalił niebieskie miasto przy pomocy żelaznych strzał, zupełnie podobnych do dzisiejszych kinetycznych pocisków rakietowych. A kiedy 60.000 demonów, które to przeżyły runęło na Ardżunę w swych latających rydwanach, to spopielił ich przy pomocy broni zwanej Raudra, która kojarzy się z dzisiejszą bronią jądrową.

I tak znaleziska archeologów i dawne eposy świadczą niechybnie o tym, że bardzo dawno temu, na naszej planecie  i także przestrzeni kosmicznej buszowały niewyobrażalne wojny z zastosowaniem Broni Masowego Rażenia. I jest całkiem możliwe i to, że takie wojny miały miejsce niejeden raz.

[Polecam Czytelnikowi pracę dr Miloša Jesenský’ego pt. „Bogowie atomowych wojen” - http://hyboriana.blogspot.com/2012/07/bogowie-atomowych-wojen-1.html i dalsze oraz szczególnie Aleksandra Mory – „Atomowa wojna bogów” - http://hyboriana.blogspot.com/2012/08/bogowie-atomowych-wojen-14_5.html - w którym temat ten został rozpracowany z pewnego, bardzo ciekawego punktu widzenia. Polecam także jeden z rozdziałów powieści Daniela Laskowskiego pt. „Bractwo Zielonego Smoka”, który zamieszczę w następnych wpisach do tego blogu – uwaga tłum.]


Tekst i ilustracje – „Tajny XX wieka” nr 21/2014, ss. 20-21

Przekład z j. rosyjskiego – Robert K. Leśniakiewicz ©