Powered By Blogger

niedziela, 10 czerwca 2018

Ekskluzywny wywiad z dr. Jesenským (zza kulis...)





Dr wet. Miloš Jesenský PhD (ur. 1971) pisarz i publicysta. 

Jest on laureatem nagrody „Kryształowego Tygrysa” (1998), „Nagrody Webera” (2013) i „Nadzwyczajnej Międzynarodowej Nagrody im. E.E. Kischa (2015). Był lub wciąż jest członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Słowackich, Słowackiego PEN Centrum i Słowackiego Syndykatu Dziennikarskiego.

Wykształcenie zdobył na Uniwersytecie Medycyny Weterynaryjnej w Koszycach, który ukończył w 1995 roku. Od dzieciństwa interesowały go nierozwiązane zagadki przeszłości, natury i społeczeństwa oraz specjalności, którą studiował. Po ukończeniu studiów do roku 1999 pracował w Dziale Historycznym Muzeum Wschodniosłowackiego, gdzie się specjalizował w historii farmacji i medycyny. Od roku 1998 studiował eksternistycznie jako aspirant Wydziału Historii SAV, a swoje studia zakończył przedstawiając pracę doktorską pt. „Dzieje alchemii na Słowacji”.

Od 2008 roku pracuje jako dyrektor Kysuckiego Muzeum w Czadcy i eksternistycznie wykłada muzeologię w Uniwersytecie Żylina.

Dr Jesenský już ponad dwie dekady zajmuje się publicystyką w obszarze rozmaitych zjawisk z pogranicza nauki nie tylko na Słowacji, ale i za granicą – jak na to wskazuje jego bogata bibliografia. Pisze on do szerokiego spektrum prasy codziennej i specjalistycznej. W pełni poświęcił się także twórczości literackiej, o czym można przeczytać w „Słowniku pisarzy słowackich” w 2001 roku: Aktualnie jako autor i współautor wydał ponad 40 książkowych tytułów.

A oto ten wywiad:

Sokol: Napisać skomplikowaną książkę o zagadkach, nie próbując wejść na fale sensacji, a jednocześnie zwracając się do szerszej publiczności, to kawałek roboty, której nie podoła byle kto. „Statki umarłych” w pełni potwierdziły legitymację „Dalekiej misji”, która przypięła łatkę poczytnej tej książce, ale jej oceny są faktycznie wysokie. Jeśli te dwie książki można porównać, to w czym leży specyfika ich powstania?
Dr Jesenský: „Daleka misja” dotyczyła problematyki, którą zazwyczaj sytuujemy w przestrzeni, gdzieś bardzo daleko, w niezbadanych głębinach Wszechświata, kiedyś w nieznanej przyszłości, która nam przyniesie – jak wierzymy – kontakt z inną, pozaziemską cywilizacją. I chociaż ta chwila może nadejść dzisiaj, albo jutro albo za sto czy tysiąc lat, to nadal ją postrzegamy jako możliwe, ale już przestarzałe wydarzenie. Wbrew temu powinniśmy być przygotowani na taką sytuację. Jak to przyjmiemy? Jak nie dopuścimy do tego, by ten potencjalny kontakt nie przedzierzgnął w konflikt? A co będzie dla nas znaczył pozaziemski kontakt z religijnego, czy w szerszym tego słowa znaczeniu, duchowego punktu widzenia? Czy staniemy się kosmicznymi misjonarzami albo zostaniemy skonfrontowani z duchowością innych światów? Wbrew temu, „Statki umarłych” mówią o fenomenie, który jest znany nam od paru wieków. Mówiąc o nim nie możemy machnąć ręką i powiedzieć, że będziemy o tym mówić, jak się coś stanie. Przecież to dzieje się już teraz – rzeczywiście giną samoloty, okręty podwodne i statki w Trójkącie Bermudzkim czy innych akwenach, gdzie obserwujemy wciąż niewyjaśnione, tajemnicze zjawiska. To jest właśnie to, co możemy wyprzeć poza nasze życie codzienne. Ale to nie oznacza, że tym samym wyprzemy niepokojące zapytania z naszego realnego świata. (…) „Daleka misja” mówi nam, co będziemy robić w przypadku konfrontacji z wizytą z odległych światów, zaś „Statki umarłych” konfrontują nas z tym, że ten „inny świat” niejednokrotnie jest na naszej planecie. Różnice są tylko w literackim ujęciu tych tematów. Książka o kosmicznych misjonarzach kompiluje cytaty starych ojców Kościoła od Augustyna poprzez Tomasza z Akwinu aż do współczesnych teologów i astrofizyków, którym sekundują także autorzy science-fiction, natomiast historia załogi zaginionej w niezwykłych okolicznościach na morzu - choć jest faktem literackim - wykorzystuje elementy technothrillera. Poza listą niemal nadprzyrodzonych wydarzeń, znajdziemy w niej także spojrzenia za kulisy globalnej polityki, przestępczości zorganizowanej, gier wywiadowczych czy historii Zimnej Wojny, zaobserwowane z innych kątów widzenia i w sposób nietradycyjny.


S.: Długotrwały twórczy autorski tandem, który wciąż działa, jest rzadkością. Jak przebiegała transgraniczna współpraca z Robertem Leśniakiewiczem?
M.J.: Z Robertem znamy się, koresponduję i spotykam się już od 1993 roku, kiedy to wymieniliśmy pierwszy list. Także wtedy zacząłem pracować jako zagraniczny współpracownik polskiego miesięcznika „Nieznany Świat”, z którego redakcją mam zaszczyt współpracować do dnia dzisiejszego. Robert w tym czasie intensywnie pracował nad swoim projektem „UFO na granicy” (Kraków 2000), w ramach którego wyszukiwał i dokumentował obserwacje Nieznanych Obiektów Latających i rozmaitych zjawisk paranormalnych na m.in. polsko-słowackim pograniczu. Miał po temu tą sposobność, że w tym czasie służył jako oficer Wojsk Ochrony Pogranicza (później Polskiej Straży Granicznej), jednakże z drugiej strony nie mógł publikować niektórych rzeczy aż do ukończenia aktywnej służby. Te początki nie były łatwe, ale miło je wspominam. Emailowa korespondencja w II połowie lat 90-tych nie była jeszcze dla nas dostępna- listy i pakiety posyłane za granicę strasznie długo szły do adresata, albo w ogóle nie dochodziły. Kiedy mu wysyłałem rękopisy albo dokumentację jakiegoś przypadku, to w zasadzie były to kopie, bowiem nie miałem pewności czy w ogóle dojdą. Wreszcie to było najlepsze, kiedy w Kral’ovanach wysiadłem z pociągu pośpiesznego i przesiadłem się do dychawicznego pociągu lokalnego do Trsteny, skąd z wielką sportową torbą poszedłem do przejścia granicznego w Chyżnym, gdzie słowacki celnik wybałuszał oczy na jej zawartość składających się z książek, plików papierów i fotografii. „Na linii” wymienialiśmy z Robertem materiały, potem on szedł z powrotem a ja jak przyszedłem, do domu. Dzisiaj wszystko jest o wiele prostsze – współpraca on-line ma niewiarygodny kooperacyjny komfort. Poza ostatnią książką „Statki umarłych” mam z Robertem wydane trzy wydania „Wunderlandu…” (Warszawa 2001), „Tajemnicę Księżycowej Jaskini” (Cackatoo 2008) czy „Powrót do Księżycowej Jaskini” (Tolkmicko 2010) – a wszystko to były udane tytuły, które kilkakrotnie publikowano po czesku i po polsku.


S.: Trójkąt Bermudzki możemy bez przesady nazwać „zagadkologicznym evergreenem” i nie jest dziwnym, że mamy wrażenie iż wszystko już na ten temat napisano i to niejednokrotnie. „Statki umarłych” tej odwiecznej zagadce są poświęcone z niezwykłą dokładnością – jak to się nam udało znaleźć kilka mało znanych wydarzeń i umieścić je w tak ekskluzywnej ramce?
M.J.: Skoro tak pan to ujmuje, to nas jako autorów to bardzo cieszy. Ten komplement cieszy jeszcze bardziej, bowiem włożyliśmy w to mnóstwo pracy. Nie szło nam tylko o to, by ukazać wiele faktów, dlatego że istnieje ogromna baza danych na ten temat, ale chodziło o to, byśmy problematykę Trójkąta Bermudzkiego zrozumieli kompleksowo, z wszelkimi możliwymi związkami. Przecież chodzi tam o wyjątkowo złożony fenomen. Zagadkowe wydarzenia, które się tam – jak także na innych akwenach świata – rozgrywają, mają swe wielce skomplikowane tło, w większości stworzone przez kulisy Zimnej Wojny, przestępczości zorganizowanej, piractwa, rozmaitych aktywności służb specjalnych, lokalnych wojen albo machinacji narkotykowych karteli na obszarze Karaibów. A do tego dodajemy oceanograficzne i meteorologiczne właściwości oraz także wszelkie czynniki podwyższonego ryzyka komunikacji morskiej i lotniczej. A potem tutaj mamy wszelkie okoliczności, które opierają się zwyczajnemu, przyrodzonemu albo – jak to nawet możemy nazwać – ziemskiemu wyjaśnieniu. Ale do czego nas ta próba może przywieść? Do możliwości działania innej Inteligencji? Czy Pozaziemian? Czy do anomalii czasoprzestrzeni i wyjaśnienień o istnieniu równoległych światów? Jednym słowem nie wiemy, a w bliskiej Przyszłości ledwie się dowiemy, co było dla nas wielkim autorskim wyzwaniem. W ten sposób wynik naszej pracy może się spotkać z niechęcią Czytelnika, do czego – śledząc recenzje i opinie – nie doszło, co jest dla nas największą nagrodą. Wraz z Czytelnikami stoimy przed wielką zagadką, ale także historią, której nikt nie dopisał do końca, a przecież którą chcemy obejrzeć, chociaż może nam zabraknąć parę rozdziałów do końca. Ale kogoś to frustruje? Cieszy nas to, że nie!
S.: Książka ma 13 rozdziałów naładowanych informacjami, przy czym zawiera mało znane naszej społeczności czy zupełnie nieznane fakty. Np. to, że Słowacja ma fragment dna oceanicznego w okolicy Hawajów?
M.J.: Chociaż się o tym u nas nie mówi, to właśnie tak jest. Przed kilkoma latami Słowacja – podobnie jak Czechy i Polska[1] – przejęło rozległy obszar oceanicznego dna w okolicy Wysp Hawajskich, za który płaci 150.000 USD rocznie, co jest relatywnie śmieszną sumą w porównaniu z bogactwa surowcowego, które skrywa się pod lustrem wód Pacyfiku. Powodem utrzymywania tej „słowackiej podmorskiej kolonii” są polimetaliczne konkrecje, co w tym akurat przypadku nie są żadne pozaziemskie artefakty, ale geologiczny termin oznaczający naturalne twory, które powstawały w czasie 2-3 mln lat wychwytywania minerałów z morskiej wody około jądra krystalizacji, którym mógł być nawet jakiś ząb, kawałek korala, kostka słuchowa wieloryba czy nawet kamyk. Według szacunków, na „słowackim dnie” znajdują się konkrecje mineralne w ilości od 5 do 40 kg na metr kwadratowy. Analizy bowiem zakładają, że na 75.000 kilometrach kwadratowych powierzchni dna leży bogactwo o wartości 200 mld USD! Wydobycie konkrecji jest kwestią gospodarki przyszłości, ale gdyby Słowacy, Czesi i Polacy nie interesowali się tym bogactwem, mogą swe udziały sprzedać tak, by dało się na nich dobrze zarobić, bowiem nie jest łatwo eksploatować powierzchnię dwukrotnie większą od Słowacji[2]. Jak to będzie, to już jest sprawa dla kompetentnych urzędników z Ministerstwa Ochrony Środowiska.
S.: Sama książka odpowie na to pytanie wyczerpująco, ale jeśli jest zupełnie inaczej, to jakie są te „tajemnicze zaginięcia statków, samolotów i tysięcy ludzi”? Nie chcemy tego wszystkiego sprowadzić do płaszczyzny: „za tym wszystkim szukaj pozaziemskiej interwencji”, ale przecież człowiek się nie obroni przed oczywistym zapytaniem o to, jaka nieznana siła stoi za tymi incydentami?
M.J.:  To zależy od tego, jak naszą książkę przyjmie Czytelnik, gdzie ją zaszereguje i czego od niej oczekuje. Już to samo w sobie stanowi zagadkę, bo „Statki umarłych” jest trudno zaszufladkować. Osobiście widziałbym ją na półce z książkami o zagadkach i tajemnicach, co jest jeszcze trochę mylące jako że dzisiaj w tej dziedzinie dominuje ezoteryka. Ale jak chodzimy po księgarniach, to naszą książkę znajdujemy pomiędzy faktograficznymi tytułami o historii, a czasami i pomiędzy skandynawskimi kryminałami, a to dzięki swej osobliwej okładce i tytułowym napisom, które można wyjaśnić także w ten sposób. 😀  Podobnym rzeczom jest trudno zaradzić, jako że można tym wywołać różne skutki. Czy ma związek tonięcie okrętów podwodnych w Morzu Karaibskim z manewrami wojskowymi Supermocarstw w ramach Zimnej Wojny? Tak więc mamy książkę z działu militariów. Czy stoi za tym zorganizowana przestępczość, współczesne piractwo czy narkotykowi baronowie? Mam zatem thriller z wątkami kryminalnymi! A jak są do tego wydarzenia nie z tego świata, to przychodzi nam na myśl literatura spekulatywna albo wręcz sci-fi. Prawdą jest to, że za tą mieszaniną działów, ale także za wyjaśnieniem tajemnicy Trójkąta Bermudzkiego stoją te wszystkie czynniki, obejmujące i te nadprzyrodzone. Ale to już musi wybrać każdy sam za siebie.
S.: Obserwacje UFO i USO są na akwenach Trójkąta Bermudzkiego bardzo częste. W światowym fantomie ufologicznym jest tajemnicą Poliszynela, że próba zestrzelenia obiektów z innego wymiaru, tymczasowo przebywających w naszym, jest jakby strzelaniem do cieni na ścianie. Szczególnie w przeszłości była to standardowa procedura. Czy jest dzisiaj coś takiego jak zalecany protokół podczas kontaktowania się z nieznanym obiektem?
M.J.: Czy pamięta pan książkę Michaela Crichtona pt. „Kula”, do której filmowej adaptacji odwołujemy się w naszej książce? W niej renomowanego uczonego Normana Goodmana, którego gra Dustin Hoffman, nieoczekiwania powołują do badania jakiegoś podmorskiego obiektu, które US Navy wykryła w głębinie Oceanu Spokojnego, przy czym wszyscy sądzą, że nie pochodzi on z naszego świata. Ale czy jest to jakiś pozaziemski obiekt? Czasolot? Czy może statek kosmiczny? Zabawne jest to, że dr Goodman znajdzie w tej sytuacji dzięki temu, że jeszcze przed paru laty opracował na zamówienie protokół, o tym, co mieliby ludzie robić w przypadku pierwszego kontaktu z inną cywilizacją. A na pytanie swego kolego po co to zrobił odpowiedział, że miał w tym czasie pusto w kieszeni, a władze dały mu za to solidne honorarium. 😀 Ale prawda jest taka, że nie istnieje żaden uniwersalny przepis na pierwszy kontakt bez względu na to, jakby miał być honorowany. Nie mamy nic takiego, jak jakiś protokół przy kontakcie z nieznanymi obiektami, ale dla wojskowych sprawa jest jasna – chodzi o naruszyciela/i ze wszystkimi przedsięwzięciami, które należy podjąć w celu jego przechwycenia czy eliminacji (czytaj: likwidacji).
S.: Statystyczny bilans ofiar Mórz Diabelskich[3] wynosi stratę nieco ponad 1 jednostkę dziennie. Mimo tego, w rzeczywistości w Japonii ten fenomen jest niemal nieznany, a Japończycy dowiedzieli się o nim z… amerykańskich gazet…
M.J.: To mnie nie zaskakuje, wszak mówią, że jak wiadomo nemo propheta in patria. Wiadomym jest, że o wielu bieżących rzeczach nie wiemy. Kiedy już w 2000 roku poszukiwały Księżycowej Jaskini na Słowacji dwie ekspedycje prywatnie finansowane z Niemiec i USA, nie zwróciło to u nas niczyjej uwagi. Podobnie jak było z ludźmi, którzy w tajemniczy sposób znikali w Tatrach czy paśmie górskim Tribeč, którymi zajmowali się polscy i czescy badacze. Książka o tytule „Góry umarłych”, którą aktualnie przygotowuję wraz z Robertem Leśniakiewiczem, jak mam nadzieję – skutecznie wypełni lukę w naszej literaturze i w słowackich badaniach w tej tematyce.
S.: Dziękuję za rozmowę i czekam na pańskie nowe tytuły!






[2] Na średniej głębokości ponad 3000 m.
[3] Pod tą nazwą należy rozumieć akweny Trójkąta Bermudzkiego, Trójkąta Smoka na Morzu Diabelskim i inne niebezpieczne akweny Wszechoceanu.