Kilka lat temu opublikowałem na
tym blogu i łamach „Nieznanego Świata” kilka artykułów i raportów na temat
obserwacji i innych incydentów z UFO w na polach startowych amerykańskich ICBM
wymierzonych w potencjalnych wrogów USA. Były to materiały znanych ufologów i
autorów – Roberta Hastingsa i Roberta Duvalla, w których opisywali
oni Obserwacje Dalekie i Bliskie Spotkania z UFO i Ufiastymi, poza tym relacje Josha Harkinsona na temat operacji
Broken Arrow, i in.
Wszystko kręciło się wokół
tego, że Ufiastych interesowały i nadal interesują amerykańskie wojskowe
instalacje nuklearne, ergo od czasu
do czasu robią naloty na bazy, pola startowe i składowiska ICBM już to w celach
kontroli, już to w celu przypomnienia Ziemianom, kto tu tak naprawdę rządzi i
by o tym nie zapominali. No i fajnie. Brzmi to krzepiąco i wiarygodnie – oto nasi
Kosmiczni Bracia pilnują, byśmy sobie przypadkiem nie zrobili kuku – w domyśle –
bez Ich wiedzy i zgody. Uroczy i idylliczny obrazek Obcych jakże dbających o
życie na Ziemi…!
I wszystko byłoby OK., gdyby
nie artykuł pt. „Żołnierze na haju” Janusza
Zawodnego z ostatniego numeru „Faktów i Mitów”[1]
w którym burzy on mity o wspaniałej US Army. Pisze on:
Po zakończeniu Zimnej
Wojny media zaczęły ujawniać poważne uchybienia po stronie amerykańskiej. W roku
2014 szef Pentagonu Chuck Hagel
zarządził śledztwo, gdy dziennikarze AP ujawnili rozprzężenie, pijaństwo,
przemoc seksualną i błędy szkoleniowe personelu obsługującego silosy z
rakietami balistycznymi Minuteman. Zakończyło się dymisją
generała, naczelnego dowódcy Wojsk Rakietowych USA, który sam nadużywał
alkoholu oraz rozkazem likwidacji skandalicznych uchybień. Wkrótce wykryto jeszcze
gorszą aferę w Wojska Rakietowych: chodziło o personel odpowiedzialny za
bezpieczeństwo rakiet jądrowych. Sprawa właśnie przedostała się do mediów, gdy
dziennikarze AP dotarli do akt sądowych.
Przez wiele miesięcy w
bazach nuklearnych[2] na
Wielkich Równinach, gdzie rozmieszczone są wielogłowicowe rakiety balistyczne Minuteman-III,
działała grupa żołnierzy zajmująca się kupowaniem od dilerów, rozprowadzaniem i
używaniem bardzo silnych narkotyków. Chodzi o halucynogenne LSD, kokainę,
ecstasy, a także marihuanę.
– To brzmi jak
scenariusz z filmu, ale działo się realnie – konstatuje kpt. Charles Grimsby, prokurator wojskowy
prowadzący sprawę.
14 żołnierzy Wojsk
Rakietowych odpowiedzialnych za bezpieczeństwo silosów atomowych w pilnie
strzeżonej bazie USAF w stanie Wyoming, kontynuowało ten proceder w latach
2014-2016. W bazie znajduje się 1/3 z 400 rakiet Minuteman-III. Jeden z
żołnierzy-narkomanów – Tommy Asworth
tak opisywał w śledztwie swe doznania po zażyciu LSD:
- Przez godziny byłem w stanie paranoi… Nie wiedziałem, czy
tej nocy nie umrę. Wydawało mi się, że mam atak serca lub wylew.
Rzecznik prasowy USAF
ppłk Uriah Roland zapewnia, że narkotyków
nie używano na służbie. Wiadomo jednak, że halucynogenne działanie LSD
utrzymuje się długo. Żołnierz Kyle
Morrison zeznał, że pod wpływem LSD nie mógłby rozpocząć służby, gdyby
zaszła taka potrzeba. Jego jednostka ćwiczyła m.in. kontratak i odbijanie
silosu zajętego przez wroga. Lider szajki żołnierz Nickolos Harris stwierdził, że nie miał żadnych problemów z
nabyciem LSD od cywilów. Kupował i odsprzedawał narkotyki kolegom, używali ich
na terenie bazy i poza nią.
- Uwielbiałem to, co
LSD robiło z moim mózgiem. Minuty ciągnęły się jak godziny, kolory były takie
soczyste – wyznał sędziemu. Raczył się LSD jeszcze w szkole średniej. Powinno go
to zdyskwalifikować jako kandydata na żołnierza. Twierdzi, że rekrutujący
uczyli kandydatów, jak kłamać by uniknąć wpadki.
- Używanie w wojsku narkotyków, to coś normalnego – zapewniali.
- Umieram! – krzyczał inny, gdy w parku stanowym Curt Gowdy, 20 mil
od Cheyenne, gdzie znajduje się baza Warren AFB, położył na języku papierek
nasączony LSD.
Przerażający
obraz stanu klęski rozumu. Oczywiście posypały się wyroki skazujące. I cóż z
tego? Amerykańskie wojsko ma problemy z narkotykami już od czasów Wojny
Wietnamskiej, kiedy to żołnierze szprycowali się morfiną i heroiną. A jeszcze
wcześniej używano środków pobudzających na frontach II Wojny Światowej i Wojny
Koreańskiej.
A
co ma do tego UFO? Otóż według powołanych powyżej autorów, NOL-e są widziane w
okolicach baz, pól startowych i składów broni rakietowo-jądrowej. Ućpani żołnierze,
którym mózgi wyprała telewizja serwująca im informacyjno-rozrywkowo-ogłupiającą
papkę w stanie zatrucia pochodnymi kwasu lyzerginowego mogą zobaczyć nie tylko
UFO, ale także Pana Boga i wszystkich świętych pańskich, o Batmanie i
Spidermanie nawet nie wspominając. Takie jest ich działanie. LSD i LSD-25 były
używane przez CIA, FBI i inne służby do łamania woli swych „podopiecznych”
jeszcze w latach 70-tych. Dzisiaj to przeżytek, bo do arsenału służb weszły
nowe generacje psychotropów o ulepszonym działaniu. Dzisiaj LSD jest używane
powszechnie, podobnie jak inne środki halucynogenne. Człowiek pod ich wpływem
może zobaczyć i przeżyć literalnie wszystko – łącznie z Bliskimi Spotkaniami z
UFO i seksem z Ufiastymi. No i stąd właśnie te barwne i porywające opowieści o
dzielnych żołnierzykach US Army, którym podli Ufiaści psują ich latające zabawki…
Krótko
mówiąc, sprawa ućpanych operatorów ICBM stawia pod znakiem zapytania wiele
relacji na temat incydentów z UFO. Nie mówię, że wszystkie – ale zapewne wiele
z nich. I to stanowi problem.
A
swoją drogą – może wreszcie się rozbroić i skończyć z tym szaleństwem, które może
w każdej chwili doprowadzić ten świat do zagłady? Przecież wystarczy decyzja
jakiegoś naćpanego czubka w mundurku, któremu się zwidzi, że jest bogiem-niszczycielem
i odpali rakiety? po ich odpaleniu nie będzie odwrotu i świat się skończy. I z hukiem
i ze skowytem, jak w poemacie T.S.
Eliota.
[1] „FiM”,
nr 23/2018, 8-14.VI.2018 r., s.27.
[2] Chodzi
oczywiście o bazy broni rakietowo-jądrowej.