Powered By Blogger

niedziela, 17 czerwca 2018

Podróż uczona pod Babią Górę


Babia Góra z Przełęczy Spytkowickiej

Od pewnego czasu wróciła do mnie sprawa poszukiwań tajemniczych obiektów podziemnych – Księżycowej Jaskini – zob. http://hyboriana.blogspot.com/2018/03/tajemnica-ksiezycowej-jaskini-1.html oraz Tunelu Pod Babią Górą z opracowań prof. dr. hab. Jana Pająka. Postanowiliśmy tedy w słoneczną niedzielę 17.VI wybrać się do Lipnicy Wielkiej i Zubrzycy w celu przyjrzenia się temu masywowi z bliska. Czemu nie poszliśmy na Diablaka? – zapyta ktoś? Winę za to ponosi pogoda – parna, duszna i burzowa nie sprzyja wędrówkom sześćdziesięciolatków po górach i nie chcieliśmy sprawiać ratownikom GOPR dodatkowych problemów…

Najpierw pojechaliśmy do Lipnicy Wielkiej, gdzie podziwialiśmy wspaniałą panoramę Rohaczy po stronie słowackiej i Tatr Zachodnich, Wysokich i Bielskich.




Widok na Tatry z Lipnicy Wk.

Następnie pojechaliśmy poprzez Lipnicę do przysiółka Stańcowa (880 m n.p.m.), gdzie pokręciliśmy się po lesie w poszukiwaniu grzybów. Grzybów było na lekarstwo – znaleźliśmy tylko jakieś trzy „betki” i na tym skończyło się grzybobranie. Natomiast widzieliśmy tam fantastyczne, wielopienne drzewa i potężne jodły, których jeszcze nie skosiła chciwa ręka okupantów i „pozyskiwaczy”. Poza tym znaleźliśmy kwitnące kwiaty podobne do storczyków i porosty przypominające płucnicę islandzką. Nie ma się czemu dziwić – byliśmy wszakże w otulinie BgPN.







Obejrzeliśmy sobie dokładnie południowe stoki Diablaka (1725 m), na których – wedle prof. Pająka – miało znajdować się wejście do labiryntu tuneli pod Babią Górą. Oczywiście niczego takiego nie zobaczyliśmy, ale…

Kilka dni temu odwiedził mnie Pan Olaf Snappan, twórca oryginalnych teorii i hipotez, który twierdzi iż widzi związek pomiędzy Tunelem o Szklistych Ścianach, UFO a… schroniskiem Beskidevereinu. Według niego, schronisko to nie postawiono przypadkowo na południowym, przyszczytowym stoku Diablaka i lokalizacja ta ma ścisły związek z tajemnicą Tunelu… Komuś bardzo zależało na tym, by być blisko wejścia do tej tajemnicy. Ze swej strony uważam, że coś w tym jest, no bo popatrzcie sami:

Schronisko na Babiej Górze (a właściwie pod Głodną Wodą, niem. Schutzhaus auf der Babiagura, węg. Menedékház a Babiagurán) – schronisko turystyczne, które znajdowało się na wysokości 1616 m n.p.m. na Babiej Górze. Było pierwszym tego typu obiektem w Beskidzie Żywieckim. Zakończyło swoją działalność po II wojnie światowej. W 1949 uległo zniszczeniu w pożarze.
W rejonie Babiej Góry pod koniec XIX wieku działała niemiecka organizacja turystyczna Beskidenverein, która wyznaczyła jedne z pierwszych szlaków turystycznych w Beskidach Zachodnich, wkrótce też pojawił się pomysł wybudowania schroniska turystycznego na Babiej Górze.
Projektantem był Wilhelm Schlesinger – działacz BV, który był również znakarzem szlaków na Babią Górę. W latach 1904–1905 powstał solidny, jednopiętrowy murowany budynek z oszkloną werandą z widokiem na Tatry, Małą Fatrę i Orawę. Koszt budowy wyniósł 22 tysiące koron austriackich. W 4 pokojach na piętrze mogło nocować 20 turystów (jeden pokój przeznaczony był tylko dla pań). Na parterze znajdowała się kuchnia, pokój dla obsługi, izba gościnna dla 30 i weranda dla 20 gości oraz sanitariaty. Gospodarze obok schroniska wybudowali niewielki drewniany domek mieszkalny. Oprócz niego w pobliżu znajdowała się obórka dla dwóch krów i drobiu, szopa, stacja meteorologiczna i niewielka kapliczka. Obiekt znajdował się po stronie węgierskiej, niedaleko granicy z Galicją. Z pobliskiego stałego źródła "Głodna Woda" poprowadzono grawitacyjny rurociąg doprowadzający wodę dla potrzeb mieszkańców obiektu i turystów.
Uroczystego otwarcia dokonano 11 czerwca 1905, a pierwszym gospodarzem został gajowy Jan Zosiak z Polhory, który wcześniej prowadził turystów na szczyt Babiej Góry od węgierskiej strony. Oficjalnie funkcjonowało jako Schlesinger-Schutzhaus. Do lat 30. XX wieku było najwyżej położonym schroniskiem na terenie polskich Karpat.
Polscy turyści niechętnie odwiedzali obiekt – zniechęcały wysokie, ich zdaniem, opłaty oraz język niemiecki, który był oficjalnym w budynku. Największy ruch turystyczny był od czerwca do września, zimą oraz w okresie Wielkanocy pojawiali się też narciarze.
Po I wojnie światowej wskutek podziału Orawy schronisko na krótko znalazło się po stronie czechosłowackiej, a w 1922 roku w wyniku drobnej korekty granicy znalazło się po stronie polskiej.
Ruch turystyczny nieco się zmniejszył, w dodatku w lutym 1935 doszło do tragedii. Schronisko było źle widoczne w trudnych warunkach atmosferycznych – podczas rajdu narciarskiego 4-osobowa grupa narciarzy nie zauważyła budynku i zamarzła w śnieżycy.[1] Obiekt Beskidenverein był solą w oku dla niektórych polskich działaczy turystycznych i to wydarzenie posłużyło za jeden z pretekstów do odebrania schroniska Niemcom, jako niekompetentnym do prowadzenia działalności w tym terenie. W dodatku o grunt pod schroniskiem upomniały się Lasy Państwowe (przed wojną Beskidenverein wydzierżawiło teren na 30 lat od tzw. państwa orawskiego) i po 5-letnim procesie sądowym w 1938 budynek odebrano Niemcom po wypłaceniu odpowiedniego odszkodowania (150 tys. złotych; faktycznie Beskidenverein przestał nim zarządzać już w 1936).
Do wybuchu II wojny światowej funkcjonowało jako Schronisko Szczytowe "Leśnik" (prowadziła je spółdzielnia "Leśnik" ze Lwowa). W 1937 roku oferowało 32 miejsca noclegowe (8 łóżek i 24 sienniki). Podczas okupacji schronisko znalazło się w granicach Słowacji wraz z resztą dawnej polskiej Orawy. 1 września 1939 zostało ostrzelane przez niemiecki samolot – spłonął wówczas budynek gospodarczy. W latach 1939 – 1943 gospodarzył budynkiem Klub Słowackich Turystów i Narciarzy, następnie obiekt zamknięto z powodu bardzo małego ruchu turystycznego. Po wojnie krótko stacjonował w nim oddział Armii Czerwonej, a po jego wycofaniu okoliczni mieszkańcy rozkradli wszystko to, co jeszcze zostało.
Schronisko próbowało wyremontować Polskie Towarzystwo Tatrzańskie – kiedy prace miały się ku końcowi w 1949 obiekt spłonął w niewyjaśnionych okolicznościach. Projekt odbudowy zarzucono (teren znalazł się pod ochroną przyrodniczą), a ocalałe mury rozebrano jesienią 1979 roku. Po dawnym obiekcie Beskidenverein pozostały tylko resztki fundamentów.  

Tyle Wikipedia.

Dziwna jest historia tego schroniska i dziwni ludzie się tam przewijali. Istnieje możliwość, że tegoż Tunelu poszukiwali najpierw Niemcy a potem Rosjanie. Stąd te wszystkie tajemnicze wydarzenia, które się tam rozgrywały.









Niemcy mogli poszukiwać wejścia do Agharty – podziemnego kraju Ariów. Rosjanie – podobnie. Ale prawda może wyglądać tak, że po prostu Niemcy wykorzystali ten Tunel do ukrycia swoich skarbów – np. części zrabowanych precjozów przez dr. Hansa Franka w Generalnej Guberni. Oczywiście jest to jedynie jedna z możliwości, którą należy wziąć pod uwagę. Nikt też tych skarbów nie szukał, dlatego nikt ich nie znalazł. Dotychczas tylko Dolny Śląsk jest brany pod uwagę jako największa skarbnica hitlerowskich Niemiec. Nikt nie wziął pod uwagę Małopolski…  



Widok na masyw Babiej Góry od południa z przysiółka Kiczory

Istnieje więc możliwość, że znaleźli je Rosjanie i wywieźli je do siebie, do ZSRR. Ciekawy jestem, co rozkradli okoliczni mieszkańcy z opuszczonego przez nich schroniska? Czy było to coś więcej, niż banalne przedmioty życia codziennego?...

To tylko taka garść uwag, jakie nasunęły nam się w czasie tej podróży uczonej do podnóża Królowej Beskidów.    



[1] Była to słynna sprawa zagłady czteroosobowego zespołu rodzeństwa Frysiów w lutym 1935 roku. Na Babiej Górze zamarzli wtedy na śmierć: Kazimierz Fryś (lat 33), Janina Fryś (lat 32), Stanisław Olejczyk (lat 30) i Helena Bałachowska (lat 19). Wszyscy wymienieni zginęli na szczytowej kopule Diablaka w potężnej kurniawie.