Od kilku dni
media bombardują nas wieściami na temat zamordowanych w bestialski sposób fok
na polskim Wybrzeżu Gdańskim. Jakiś zwyrodnialec lub zwyrodnialcy morduje te zwierzęta
i demonstracyjnie porzuca na plażach, a wszystko to po to, by zaprotestować
przeciwko ochronie tych zwierząt, które – według niego – straszliwie szkodzą
rybakom i wyjadają im ryby. A więc należy je wymordować, by biedni rybacy -
którym unijne przepisy nie pozwalają targać ryb bez jakiejkolwiek kontroli –
mogli wreszcie odbić się od dna. Może zaczniemy od tego, w czym właściwie mamy
do czynienia? Pisze jeden z internautów na FB:
Żeby nie było! Od razu zaznaczę, że nie ma to być w żadnym
wypadku tekst polityczny, jakiś manifest poparcia dla kogoś czy coś w tym
stylu. Jedyną opcją, jaką będę w tym tekście popierał, jest opcja rozsądnego
myślenia i rzetelności, opierania się na faktach, a nie naginania ich na
potrzeby własne.
Ten tekst jest efektem przelanej czary goryczy. Bo o tym, że w
obecnych czasach każdy zna się na wszystkim, jest ekspertem od zagadnień
wszelakich i skarbnicą wiedzy z zakresu od początku świata do jego końca
wiedziałem już od pewnego czasu. Jestem daleki od tego, aby uznać, że pozjadałem
wszystkie rozumy i jestem nieomylny. Wręcz przeciwnie, mam świadomość tego, jak
wielu rzeczy jeszcze nie wiem, a tworzenie "Naturalnie w
Warszawie..." trochę mi te braki pomaga na bieżąco uzupełnić. Zanim coś
opublikuję, staram się sprawdzać informacje w możliwie jak największej liczbie
źródeł. Ale wystarczy na chwilę tylko wejść do Internetu, a już w szczególności
na jakieś forum lub grupę tematyczną na Facebooku, żeby doświadczyć odwrotnego
zjawiska. Dziś wystarczy mieć przez dwa miesiące jedno zwierzę, by mienić się
specjalistą w jego hodowli. I to takim, którego zdania nikt nie ma prawa
podważyć. I o ile niektóre internetowe fora można omijać szerokim łukiem, to
już problem robi się, kiedy "mądrości" płyną z ust osób publicznych.
Mieliśmy już wypowiedź ministra środowiska, w której twierdził, że nie zna
gatunku, który wymarłby w wyniku polowań człowieka. Cóż... Naprawdę nie trzeba
się wielce wysilać, by jednym tchem wymienić co najmniej kilkanaście dosyć
spektakularnych przykładów takich gatunków. Ot, chociażby: krowa morska (Hydrodamalis gigas), wilk workowaty (Thylacinus cynocephalus), gołąb wędrowny
(Ectopistes migratorius), dodo (Raphus cucullatus), alka olbrzymia (Pinguinus impennis), słynna
"niepaskowana" zebra kwagga (Equus
quagga quagga), wilk falklandzki (Dusicyon
australis), papuga karolińska (Conuropsis
carolinensis), mniszka karaibska (Neomonachus
tropicalis), kangur rączy (Macropus
greyi), norka morska (Neovison
macrodon) czy - już "z naszego podwórka" - tur (Bos primigenius). Ba! Ostatnio coraz
głośniej mówi się o tym, że ludzkość mogła mieć znaczny udział w wymarciu
większość australijskiej i amerykańskiej megafauny. Ale, żeby nie było - z
drugiej strony barykady też znaleźć możemy ciekawe "kwiatki". Ot na
przykład ostatnio dowiedzieliśmy się od znanej dziennikarki, że w Polsce na
liście zwierząt łownych znajdują się dropie, bataliony i cietrzewie. W
rzeczywistości lista ptaków łownych liczy 13 gatunków, ale próżno na niej
szukać wyżej wymienionych. Bataliony (Calidris
pugnax) i cietrzewie (Lyrurus tetrix)
znajdują się w naszym kraju pod ścisłą ochroną gatunkową! Drop (Otis tarda) na dodatek jest uznany w
naszym kraju za gatunek wymarły - od mniej więcej 30 lat nie stwierdzono jego
gniazdowania (oficjalnie ostatnie miało miejsce w 1986 roku), jedynie od czasu
do czasu pojawiają sie u nas pojedyncze, zalatujące osobniki (w latach
1988-2015 było ich 13, w tym roku 1 czerwca zaobserwowano i sfotografowano
jednego osobnika w województwie pomorskim w miejscowości Brzezie). Czyli chyba
mamy jasność w obu tematach...
To teraz przejdźmy to czynnika, który tę czarę goryczy przelał.
Zapewne słyszeliście o tym, że ostatnio na polskim wybrzeżu znajdywane są
martwe foki. Wiele wskazuje na to, że ich zgony nie nastąpiły z przyczyn
naturalnych, bo ciężko za taką uznać obwiązanie liną i przymocowanie do niej
cegły. Inne osobniki miały rozcięte powłoki brzuszne lub roztrzaskaną czaszkę,
co raczej też nie dzieje się "przez przypadek". Od 28 maja do 6
czerwca znaleziono 5 martwych zwierząt[1],
co można uznać za niechlubny rekord, bowiem dotychczas przypadki umyślnego
zabijania zwierząt (przynajmniej oficjalne, co do których nie było wątpliwości)
były niezwykle rzadkie. Nie wliczam w to tzw. przyłowów, czyli przypadków
zaplątania się fok w rybackie sieci i utopienia z powodu braku możliwości
zaczerpnięcia powietrza (część takich przypadków była zgłaszana (między 1980 a
2010 zgłoszono 76 przyłowów, po tej dacie nie zarejestrowano kolejnych
zgłoszeń), ile jest ich w rzeczywistości - tego się możemy jedynie domyślać po
znajdywanych czasami zwłokach fok zaplątanych w resztki rybackich sieci). I w
tym niebywałym nawale tragedii i przykładzie ludzkiego okrucieństwa przypomina
się wypowiedź pewnej pani posłanki, bodajże jakoś z marca, według której
"foka to ewidentny szkodnik, a Bałtyk nie jest jej naturalnym
środowiskiem"... Jak to skomentować? Chyba najlepiej suchymi faktami
naukowymi.
W Bałtyku żyją obecnie trzy gatunki fok – nerpa/foka obrączkowana (Pusa
hispida) - pierwsza foka, jaka zasiedliła Bałtyk ponad 10 000 lat temu
(wówczas będący w fazie Morza Yoldiowego) i bytowała w nim gdy stał się
słodkowodnym Jeziorem Ancylusowym (do dziś pozostałością tego etapu są dwa
słodkowodne podgatunki nerpy zasiedlające fińskie jezioro Saimaa (P.h.saimensis) oraz rosyjskie jezioro
Ładoga (P.s.ladogensis), foka pospolita (Phoca vitulina) - najmłodszy historycznie foczy "nabytek"
tego obszaru - i najliczniejsza foka
szara vel. szarytka morska (Halichoerus grypus), o którą głównie
chodzi w tym konflikcie. W czasach historycznych występowała tu także foka (lodofoka) grenlandzka (Pagophilus groenlandicus) (ba, przez
pewien okres była nawet najliczniejszą spośród swoich kuzynek), jednak wraz z
ociepleniem klimatu wycofała się z tych terenów.
Foka szara zasiedliła obszar naszego morza zapewne na początku
okresu tzw. Morza Litorynowego (jednej z faz rozwoju Bałtyku), czyli jakieś 7
tysięcy lat temu, kiedy Bałtyk ze słodkowodnego jeziora stawał się zbiornikiem
słonowodnym. Foka szara była jednym z pierwszych typowo morskich gości tych
wód. Tu wytworzyła odrębny podgatunek, określany do niedawna jako H.g.macrorhynchus. Do niedawna, bowiem w
2016 roku zespół duńskich naukowców wykazał, że opis gatunku, jakiego dokonał Fabircius, oparty był o osobnika z
populacji bałtyckiej. Dlatego też to właśnie temu podgatunkowi należy się prym
podgatunku nominatywnego i obecnie "nasze" foki określane są jako H.g.grypus. Na początku XX wieku była
najpospolitszą foka tego obszaru z populacja licząca między 88 000 a 100 000
osobników! Niestety zaciekłe tępienie i zanieczyszczenie środowiska
polichlorowanymi bifenylami (PCB) i dichlorodifenylotrichloroetanem (DDT)
doprowadziły do niemal całkowitej zagłady podgatunku - pod koniec lat 70-tych
XX wieku w Bałtyku żyło ledwie 3 000 - 4 000 osobników! Objęcie ich ochroną
poskutkowało powolnym wzrostem liczebności (o niemal 8% rocznie) i dziś mamy w
Bałtyku zapewne między 40 000 a 50 000 fok szarych (dane IUCN). Również u
polskich wybrzeży jest ich więcej niż jeszcze niedawno. W ubiegłym roku w
Ujściu Wisły zaobserwowano stado aż 293 osobników, podczas gdy w 2014 roku
mówiono o "absolutnym rekordzie" 135 osobników, a dane z 2011 roku
wspominają o zgrupowaniach co najwyżej kilkunastu zwierząt.
Foka szara w Bałtyku jest praktycznie wyłącznie rybożerna (w
przeciwieństwie do np. nerpy, która w swoją dietę wplata także denne i
planktonowe skorupiaki (wystarczy porównać uzębienie obu gatunków); zresztą
foki szare z wód Atlantyku regularnie uzupełniają dietę o skorupiaki, ośmiornice,
a nawet ptaki). Średnie zapotrzebowanie pokarmowe wynosi około 3,2-7,5 kg ryby
na fokę na dobę. Badania wykazały, że spośród nieco ponad 20 gatunków ryb
spożywanych przez te ssaki, tylko śledź bałtycki (Clupea harengus membras), zwany też sałaką, szprot (Sprattus sprattus) i sieja (Coregonus lavaretus) stanowią poważny
udział ich menu. To właśnie rybożerność fok wzbudza olbrzymią wrogość
niektórych rybaków, którzy dopatrują się w tych zwierzętach konkurencji. A jako
że korzystają z tego samego źródła pokarmu, co człowiek, automatycznie uznawane
są za szkodniki. Przyjrzyjmy się zatem biologii pokarmowej gatunku. W jednym z
badań w przewodzie pokarmowym 41% przebadanych osobników znajdywano
pozostałości tylko jednego gatunku ryb! Co warto zaznaczyć - skład diety
zmienia się nie tylko zależnie od lokalizacji (jest nieco inny na północnym i
południowym Bałtyku), ale również zależnie od sytuacji środowiskowej - foki
zjadają ten gatunek, który w danym momencie jest najliczniejszy w ich
otoczeniu. Dlatego w latach 60-tych i 70-tych dorsz bałtycki (Gadus morhua callarias) stanowił około
20% zjadanych przez nie ryb, podczas gdy na początku lat 2000-ych było to
zaledwie 5% ogółu.
Rybacy jako jeden ze swoich głównych argumentów wykorzystują
tezę, według której dalszy rozwój populacji fok szarych spowoduje takie
zwiększenie jej liczebności, że doprowadzi to do przetrzebienia ławic ryb w
Bałtyku. Jednak przeprowadzone przez MacKenziego, Eero i Ojaveer symulacje
wykazały, że nawet osiągnięcie poziomu populacji z początków XX wieku (czyli -
przypomnę - 100 000 osobników) nie spowoduje zaniku ryb. To nastąpić może
natomiast w wyniku dalszego ocieplania klimatu i obniżenia zasolenia wód
Bałtyku, a przez to jego eutrofizacji. Wyraźnie zatem ukazali, że to nie foki są
głównym zagrożeniem dla ryb. Innym dowodem na brak destrukcyjnego wpływu fok na
ekosystem jest fakt, iż mimo skrajnie niskiej liczebności ssaków, populacje
niektórych ryb wcale nie zwiększyły swojej liczebności.
Foki cieszą się dużym zainteresowaniem społeczeństwa, helskie
Fokarium oblegane jest przez turystów, sporym zainteresowaniem cieszą się też
"rejsy na foki", na których z pokładu statków obserwować można,
oczywiście z odpowiedniej odległości, foki odpoczywające na brzegu morza lub w
nim pływające. Oczywistym jest, że fok nie można sprowadzać do roli uroczych i
słodkich pluszaków. To groźne duże drapieżniki (samce osiągają nawet ponad 2 m
długości i wagę ponad 300 kg), z pyskiem pełnym ostrych zębów i dużą
skutecznością polowań, zwieńczenie bałtyckiego łańcucha pokarmowego. O
dominującej roli w łańcuchu pokarmowym może świadczyć fakt odnotowywanych w
ostatnich latach polowań fok na... morświny (Phocoena phocoena). Jednak foka taka właśnie ma być. Tak ją
ukształtował tok ewolucji, foka zachowuje się po prostu "po Bożemu" -
jak na fokę przystało.
Nie ma też sensu negować strat rybackich, bo foki - jeśli mają
ku temu okazję - chętnie skorzystają z "darmowej" stołówki. Kto nie
skusiłby się na podany na tacy obiad, za którym nie trzeba ganiać po morskiej
głębi? Foki - owszem - czasami podjadają schwycone w sieci ryby (czasami w
całości, czasami jedynie wyjadają je częściowo, tzw. "belly biting"),
czasami niszczą sprzęt rybacki. Ale warto zaznaczyć, że ryba, nawet już
schwytana w sieć, nie jest jeszcze własnością rybaka, a zatem ich strata nie
stanowi szkody, a co najwyżej utracenie potencjalnej korzyści. A nawet jeśli...
Jeden z raportów sumujący zgłoszone przez samych rybaków przypadki wyjadania
ryb z sieci z lat 2011-2012 wykazał poziom strat rzędu 0,1% w stosunku do
połowu ryb łososiowatych i 0,8% w stosunku do całości połowów! System
rekompensat za wywołane przez foki szkody, podobny do stosowanego w przypadku
innych chronionych gatunków: wilków, niedźwiedzi, żubrów i bobrów, wydaje się
jednak w pełni uzasadnionym rozwiązaniem dla załagodzenia konfliktu.
Jeszcze jedna, ostatnia już dziś szarofocza ciekawostka -
pojedyncza samica należąca do bałtyckiego podgatunku jest regularnie
obserwowana u wybrzeży Morza Czarnego, dokładniej na Półwyspie Kerczeńskim na
Ukrainie przynajmniej od okolic roku 2000. Jako że najbliższa naturalna
populacja lokalizuje się właśnie w Bałtyku, foka raczej sama z siebie nie
przewędrowała przez całą Polskę i Ukrainę. Jako że wszystkie obserwacje dotyczą
jednego osobnika (na co wskazuje charakterystyczny układ plam na sierści), jest
on najpewniej uciekinierem z niewoli, który w nowym środowisku zaadaptował się
na tyle dobrze, że przetrwał w nim już kilkanaście lat.
Jak widać - nie taka foka straszna, jak ją malują. Mowa
nienawiści, podsycanie negatywnego nastawienia i wrogości nie prowadzą - jak
widać - do niczego dobrego. Szanse na odnalezienie sprawców bestialskiego
mordowania fok są raczej niewielkie (chociaż bardzo bym sobie życzył, by to
nastąpiło), ale warto pokazać, że opinia społeczna jest przeciwna tego typu
praktykom!
No cóż, to, co
napisano powyżej wcale nie trafia zwyrolom do przekonania – dla nich foka to
szkodnik i trzeba go zabić. Autor nie napisał tego, że foki na polskim wybrzeżu
niemal całkowicie wybito w II RP. Za upolowaną sztukę zarabiało się 5 zł. Jak
widać komuś się to przypomniało i na fali gloryfikacji przedwojennej Polski
ogłosił krucjatę przeciwko fokom.
Ale ten zwyrol,
czy zwyrole, jest tylko narzędziem w ręku manipulatorów, którzy pragną wycisnąć
jak najwięcej kasy z polskiej Przyrody i w swej chciwości i obłędzie niszczenia
podnieśli zbrodniczą dłoń na polskie lasy i puszcze. Ich nazwiska są znane i
odpowiedzą za swe zbrodnie. Czy prędzej czy później, ale na pewno. To są ci,
dla których sanacyjna, ciemna, biedna Polska jest jakimś tam rajem mlekiem
& miodem płynącym, niedoścignionym wzorem, do którego dążą. Ze szkodą dla
polskiej Natury… Jak skończyła II RP – dobrze wiemy: nie z hukiem, ale ze skowytem – że zacytuję ulubiony poemat T.S. Eliota – zrujnowany kraj, 6,5 mln
zamordowanych obywateli…
Przeczytałem w
ostatniej „Angorze” wypociny jakiejś kobitki z MIR-u, które usiłowały
usprawiedliwić tych morderców i ich zbrodnie na Naturze. Argumentacja
identyczna jak w przypadku z Bożej łaski „ekspertów” od ex-ministra Szyszki w
sprawie rabunkowej wycinki Puszczy Białowieskiej. Jak widać, źródła nagonki na
Puszczę, foki i ludzi ich broniących są te same i wiadomo, że sponsorowane
przez ludzi wmawiającym nam, że powinniśmy
czynić Ziemię sobie poddaną. A tak już BTW, to skoro rybakom tak bardzo
zależy na rybach, to czemu nie protestują przeciwko zanieczyszczaniu Bałtyku
przez „biznesmenów” „utylizujących” w nim chemiczne i biologiczne paskudztwa?
Dlaczego nie wymagają od rządów wydobycia i dezaktywowania składów broni
chemicznej zalegających na dnie naszego morza, które trują wszystko, co żywe?
Dlaczego nie domagają się zaprzestania używania nawozów sztucznych NPK, które
powodują zatrucie siarkowodorem i metanem stref przydennych i dennych naszego
morza? Bo to jest trudniejsze, niż zamordowanie foki – nieprawdaż?
Czynimy, czynimy
to od niemal dwóch tysiącleci – a skutki tego czynienia są opłakane. A
szczególnie w naszym kraju, w którym rządzą niedokształciuchy
i dyspozycyjne podnóżki ochoczo wypełniający polecenia centrali dyspozycyjnej
rządzącej partii – co widać choćby z zacytowanej wypowiedzi. W normalnych
krajach ci ludzie zostaliby natychmiast odsunięci od władzy. Ale Polska nie
jest normalnym krajem. Zresztą przestała nim być już w 1989 roku, kiedy to do
władzy dorwali się ludzie nieodpowiedzialni i to tylko dlatego, że przed
wyborami zdjęcie z Wałęsą było przepustką do żłobu i koryta! Obawiam się, że
teraz będzie dokładnie tak samo, tylko idol inny, a – że zacytuję innego
koryfeusza rządzącej koterii – głupi
naród to kupi. I zagłosuje jak zwykle – głupio i nieodpowiedzialnie. A
skutki odczujemy już wkrótce.
I tylko fok
żal.
Opinie Czytelników
Czemu "rybacy" nie protestowali jak
Motławą przez tydzień płynęły gówna nieoczyszczone, a między nimi martwe ryby.
(Hades)
Idę o zakład, że w tym maczają łapy jacyś
sfrustrowani pomyleńcy z dwururkami od Szyszki, którym zamarzyły się polowania
na foki - bo w Szwecji polują, no to u nas też się powinno je mordować. (Daniel Laskowski)
„Poważny wyciek smaru na budowie Nord Stream 2.
Skażeniu mogą ulec plaże zachodniego wybrzeża. Niemieckie plaże nad Bałtykiem
zostały zanieczyszczone przez smar, który wydobył się z urządzeń podczas budowy
gazociągu Nord Stream 2. Wiatr i fale wieją z niekorzystnego kierunku i mogą
przenieść smar także w kierunku polskich plaż.”
Coraz lepiej, czemu nie słyszę głosu
"rybaków"??? (S.B.)