Oleg Fajg
Pewnego razu uralski magazyn
„Uralskij sliedopyt” w numerze poświęconym opowiadaniom debiutujących autorów
oświadczył: Nie przyjmujemy materiałów, w
których rozwiązuje się tajemnicę Meteorytu Tunguskiego.
W 1908 roku, w rejonie
syberyjskiej rzeki Podkamiennej Tunguskiej zaobserwowano zagadkowy fenomen
przyrody. W atmosferze, na wysokości kilku kilometrów nad tajgą eksplodował
jakiś obiekt. Tak powstała hipoteza o słynnym Meteorycie Tunguskim zwanym także
Tunguskie Dziwo. Do dziś dnia niczego konkretnego o jego naturze nie wiadomo.
Jedynym rezultatem 110-letnich poszukiwań jest 110 hipotez na temat tego
niezwykłego zjawiska na syberyjskim niebie…
Odłamek
„ogoniastej gwiazdy”
Wszystkie hipotezy na temat
spadku Meteorytu Tunguskiego dzielą się na klasy i podklasy, grupy i podgrupy.
Każda nowa hipoteza znajduje zawsze swe miejsce w klasyfikacji.[1]
Niestety, nie pomaga to w znalezieniu drogi do prawdy, ale za to znalazłby się
temat na niejedną dysertację.[2]
I tak przedstawię tu Czytelnikowi zbiór podstawowych hipotez o naturze
Tunguskiego Dziwa.
Najstarsza i najpopularniejsza
hipoteza pojawiła się jeszcze latem 1908 roku. Jest ona związana z upadkiem
jądra/głowy komety, jednakże wszystkie „ogoniaste gwiazdy” pojawiające się na
ziemskim nieboskłonie są dobrze znane, i w roli Tunguskiego Meteorytu zaczęto
widzieć odłamki konkretnych komet. Na liście „podejrzanych” komet znalazły się
następujące ciała niebieskie: kometa 7P/Pons-Winnecke,
kometa 2P/Encke-Backlund i kometa 1P/Halley. Wszystkie możliwe warianty
zostały zbadane przez znanego radzieckiego astronoma Wasyla Grigoriewicza Fiesienkowa i odrzucone jako bezsensowne. Cały
szereg świadków wspomina o kilku eksplozjach, co pozwala sądzić, że Podkamienną
Tunguską przeleciała cała czereda meteorytów, które odpadły od głowy komety, a
kilka z nich wybuchło jakimś sposobem.
Aby to wyjaśnić pojawiła się
teoria, że głowa komety zawierała jakieś związki chemiczne, które wchodziły w
gwałtowne reakcje z tlenem. Jako alternatywą rozpatrywano hamowanie w
atmosferze ciała o porowatej strukturze o małej gęstości. W takim przypadku
mogła powstać nowa forma wybuchowego wejścia do atmosfery fragmentu komety,
które nie pozostawiało po sobie nawet mikroskopijnego pyłu. Dopełniający
schemat „modelu wybuchowego”, wedle którego odłamki te są jedynym ciałem
mającym właściwości cieczy. Taki „wieloraki meteoryt” eksploduje podobnie jak
PMW – plastyczny materiał wybuchowy vel
plastyk.
Żelazo,
kamień i… rykoszet
Pierwszy i najbardziej znany
badacz Meteorytu Tunguskiego – Leonid
Aleksiejewicz Kulik zawsze skłaniał się ku „hipotezie meteorytowej” i do
końca życia miał nadzieję na znalezienie odłamków kosmicznego gościa.
Nadzieja ponownie pojawiła się,
kiedy jego kolega Konstantin Jankowskij napotkał na dziwny czarny kamień z
rzadkimi inkluzjami metalicznymi. Informacja o tym stała się podstawą dla
hipotezy o spadku kamiennego meteorytu albo jego odłamków. W latach 90-tych ub.
wieku kamień – nazwany „ciemnym obeliskiem” został znaleziony ponownie. Jego
analiza mineralogiczna pokazała, że ten rzekomy przybysz z kosmosu, ma całkowite
ziemskie pochodzenie i jest głazem eratycznym – został przyniesiony tam w Epoce
Lodowej.
Wedle innej hipotezy, Meteoryt
Tunguski był asteroidą z rodziny Apolla.
Były też próby wyjaśnienia
niezwykłej trajektorii meteorytu. Część świadków widziała go nadlatującego z
południa, a część ze wschodu. W latach 60-tych, radzieccy astronomowie
wyliczyli, że trajektoria Tunguskiego Dziwa przypominała trajektorię komety Winnecke-Borelly-Tempel. W 1874 roku
ona weszła w ziemską atmosferę i w czasie 13 sekund pozbyła się wszystkich
swoich warstw śniegu i lodu, po czym odbiła się rykoszetem od gęstych warstw
atmosfery i poleciała w kosmos z prędkością hiperboliczną opuszczając Układ
Słoneczny.[3]
Później podobne wieści pojawiły
się także w przypadku dużego meteorytu.
Eksplozje:
termiczne, atomowe i eletrowybuchy
Wszystkie pozostałości po
Tunguskiej Katastrofie mówią o wyzwoleniu kolosalnej energii. 60 lat temu
powstała idea o anomalnym przejściu energii kinetycznej meteorytu w ciepło w
czasie hamowania w atmosferze. Potem pojawiły się wersje o atomowym
pochodzeniu, które spowodowało samorzutny wybuch jądrowy.
Pod koniec lat 40., wśród amerykańskich
astronomów była popularna hipoteza o eksplozji antymaterii. Wyliczyli oni, że
anihilacja przy spotkaniu się z materią atmosfery ziemskiej wyzwoliła energię
atomową. Tym usiłowano wyjaśnić zawartość izotopu węgla 14C* w
drewnie pochodzącym z wywałów drzew z przypuszczalnego miejsca eksplozji.
Hipoteza ta została rozwinięta w pracach radzieckiego astronoma Borysa Konstantinowa i jego kolegów
rozpracowujących model komety z antymaterii.
Na początku lat 50., radziecki
inżynier-fizyk Władimir Soljanik przedstawił
teorię wyładowania elektrycznego w czasie przelotu rozpalonego bolidu poprzez
atmosferę ziemską. Autor tej idei zakładał, że Tunguski Meteoryt był
naładowanym elektrycznie żelazno-niklowym ciałem niebieskim, które rozładowało
się na wysokości 15-20 km i upadło daleko od miejsca eksplozji.
W połowie lat 60., mechanik Aleksander Newskij uzupełnił hipotezę
statycznego ładunku elektrycznego meteorytów, poprzez obserwacje ruchu bolidów
o różnej masie i z hipersoniczną prędkością.
Gazowo-pyłowe
ataki, plazmidy i czarne dziury
Na początku ubiegłego stulecia,
hipotezy o spotkaniu Ziemi z obłokami „śmiercionośnego eteru” były bardzo
popularne. Świadczy o tym powieść sir Arthura
Conan Doyle’a pt. „Trujące pasmo” (1913). W 1908 roku o zderzeniu Ziemi z
obłokiem pyłu i gazu kosmicznego pisały paryskie gazety.[4]
W 1932 roku analogiczną hipotezę rozwinął i rozszerzył radziecki akademik Władimir Wiernadskij. W czasie
ostatniej wojny światowej powrócił do niej nowosybirski biofizyk Giennadij Plechanow. Według niego, w
lecie 1908 roku północna półkula Ziemi przeszła przez skraj niezwykle rzadkiego
obłoku materii międzygwiezdnej, zawierającego porowate zgęstki materii. Jednym
z nich był właśnie Tunguski Meteoryt.[5]
W połowie lat 80., uczeni z
Nowosybirska opublikowali pracę, w której opisali oni możliwość istnienia
mikroplazmidów poruszających się po liniach pola magnetycznego naszej planety. W
ciągu 10 lat, pracownicy naukowi Uniwersytetu Stanu Teksas przedstawili
hipotezę, w której uważają oni, że Tunguskie Dziwo było miniaturową czarną
dziurę o masie niewielkiej asteroidy. Przypomnijmy, że przy kolapsie
grawitacyjnym, w okolicy gasnącej gwiazdy zachodzą dziwne zjawiska
czasoprzestrzeni. Geometryczne schematy pokazują, że taki mini-kolapsar w
zasadzie mógłby przelecieć poprzez Ziemię od rejonu Podkamiennej Tunguskiej na
Syberii i wylecieć z niej gdzieś pomiędzy południowymi wybrzeżami Grenlandii a
Nową Funlandią, przy czym powinny temu towarzyszyć niecodzienne zjawiska
atmosferyczne i fala uderzeniowa[6],
czego w tym czasie tam nie odnotowano.
Ziemskie
echo
Tymczasem wszystkie mniej czy
więcej rozumne hipotezy kosmiczne się wyczerpały, badacze Tunguskiego Dziwu
zwrócili się ku temu, co leżało im pod nogami.
Na początku lat 80-tych była
popularna wersja gazowo-błotnej erupcji dawnego paleowulkanu, znajdującego się
akurat w rejonie Wanawary (wieś w Krasnojarskim Kraju). To właśnie tą
straszliwą katastrofę przypisano Meteorytowi Tunguskiemu. Potem ta wersja
ewoluowała w hipotezę „metanowej bomby”, której eksplozję spowodował gwałtowny
i obfity wyrzut naturalnego gazu – metanu.[7]
W latach 90-tych pojawiły się
hipotezy uczonych rosyjskich obwiniających o wszystkie katastrofy istnienie
skrytej tektonicznej energii. Według niej, Meteoryt Tunguski był wyrzutem
energii zgromadzonej w dawnych kraterach impaktowych tworzących „pas
astroblemów” w okolicy Wschodniosyberyjskiej Anomalii Geomagnetycznej.
Ciekawą odmianą tej hipotezy
stała się myśl o pojawieniu się ogromnego pioruna kulistego, który powstał w
miejscach anomalii w polu geomagnetycznym.
Wywał drzew w okolicach epicentrum eksplozji tunguskiej...
Fantastyczne
pomysły
Szeroką popularność Meteorytowi
Tunguskiemu wcale nie naukowe hipotezy, ale fantastyczne propozycje. Jako
pierwszy wystąpił znany radziecki pisarz-fantasta Aleksander Kazancew. W 1946 roku opublikował on opowiadanie pt.
„Wybuch”, w którym ukazał on ideę sztucznego pochodzenia zagadkowego przybysza
z kosmosu. Opowiadanie to zostało udanie zainscenizowane w Moskiewskim
Planetarium przez jednego z pierwszych radzieckich ufologów i popularyzatora
astronomii dr. Feliksa J. Zigela.
Ten wykład na temat Katastrofy
Tunguskiej stał się zachwycającym spektaklem, którego osią stał się dialog
pomiędzy zwyczajnymi widzami. Sam Feliks Juriewicz grał rolę wojskowego pilota,
który twierdził, że wybuch na Tunguzce w wielu punktach przypominał tragedię
Hiroszimy.
Z biegiem czasu Zigel rozwinął
swe idee i od „prostolinijnej” katastrofy nad Tunguzką przeszedł do
matematycznego modelowania „manewru pozaplanetarnego obiektu”. Model
trajektorii Meteorytu Tunguskiego – według Zigela – wyjaśniał wiele nawet
sprzeczne relacje naocznych świadków i obraz wywału lasu w miejscu domniemanego
wybuchu.
Oficjalna nauka, krytykując
teorie o sztucznym pochodzeniu eksplozji tunguskiej tylko podgrzewała
zainteresowanie tą tematyką. Wraz z propagandą Zigela pociągnęła wielu
entuzjastów do organizowania samodzielnych ekspedycji.
Jednym z najbardziej
oryginalnych wyjaśnień do dziś dnia jest uważana hipoteza o „fenomenie
przybyszów-kontromotów”. Ta literacka hipoteza została przedstawiona w kultowej
powieści braci Strugackich pt.
„Poniedziałek zaczyna się w sobotę” (1964)[8].
Ironiczna powieść wyśmiewająca stosunki panujące w radzieckiej nauce, będąca
bestsellerem w świecie ufologów, traktuje Meteoryt Tunguski jako kosmicznego
posłańca z innego świata, gdzie czas płynie wspak w stosunku do naszego.
Zgodnie z nią, w dniu 30.VI.1908 roku z tego miejsca wystartował pozaziemski
kosmolot, którego lądowanie jest jeszcze przed nami!
Uwagi z KKK
To jest analogia do
katastrofy smoleńskiej - już na zawsze będzie to tematem spekulacji i
wymyślania coraz to nowych teorii, a przecież sprawa jest tak oczywista jak
2x2=4. Wybuch tunguski spowodowany został wtargnięciem w atmosferę ziemską
fragmentu komety (Bieli, Encke? - bo one w sposób spektakularny uległy
rozczłonkowaniu). Jeśli uświadomimy sobie z czego zbudowane jest to ciało, a
mianowicie głównie pył międzygwiezdny, woda i wysokoenergetyczne związki
organiczne (węglowodory alifatyczne, policykliczne, być może etanol, tlenek
węgla, acetylenki) to łatwo sobie wyobrazić co się stanie jeśli coś takiego
ulegnie gwałtownej dezintegracji podczas przejścia przez atmosferę. Co
pozostanie po takim wybuchu? Rozproszony pył koloidalny niemal niemożliwy do
identyfikacji na ziemi i praktycznie tyle. Misja Rosetta ujawniła te składniki
w komecie 67P, ujawniła też cząsteczki niemal czystego chemicznie żelaza
zredukowanego. - Na terenie Podkamiennej Tunguskiej już Kulik znajdował
(magnesem) drobne kuleczki (średnio 0,3-1 mm) takiego żelaza, ale odrzucono ten
ważny dowód, jako mogący mieć związek z wybuchem, gdyż wtedy i do dziś
doktrynalnie twierdzi się, że żelazo kosmiczne musi zawierać nikiel, a przecież
jeśli prześledzi się różne typy ewolucji gwiazd, to okazuje się, że to jest
nieprawda. Na księżycu również występuje żelazo nie zawierające niklu a krzem,
i tworzy ono minerał o nazwie Hapkeit (Hapkeite). (Avicenna)
Hipoteza kontromotów
jest urocza, i wyjaśnia wszystko za wyjątkiem samego fenomenu kontromocji. Ale pomysł,
że TCK ma związek z czasem jest kuszący i gdyby pójść tym śladem, to może byśmy
do czegoś doszli? A w ogóle, to wielka szkoda że problemem zainteresowano się bodaj czy nie w
1927 roku – kiedy już wszystko stamtąd wyparowało… (Daniel Laskowski)
Źródło – „Tajny XX wieka” nr
34/2018, ss. 20-21
Przekład z rosyjskiego -
©R.K.F. Leśniakiewicz
[1] Zob. antologia
„Bolid Syberyjski” - http://hyboriana.blogspot.com/2012/01/bolid-sybreyjski-0.html
i dalsze.
[2]
Zob. Lucjan Znicz-Sawicki – „Goście z Kosmosu – Katastrofa Tunguska, Trójkąt
Bermudzki, Obce ślady” (1982).
[3]
Szukałem bliższych danych na temat tego wydarzenia, ale nie udało mi się
znaleźć żadnej wzmianki. Jeżeli jest to prawda, to być może taki obiekt jak
1I/’Oumuamua jest właśnie takim obiektem, który opuścił swój układ planetarny
wskutek takiego właśnie kosmicznego karambolu miliony lat temu.
[4]
W tym przypadku chodziło o przejście Ziemi przez gazowo-pyłowy ogon komety
1P/Halley, która przechodziła przez orbitę naszej planety w 1910 roku. Już
wtedy media straszyły straszliwymi skutkami dostania się do atmosfery trujących
gazów z komety – metanu (CH4) i cyjanów (R-CN). Alarmistyczne wieści
okazały się przesadzone i nie odnotowano żadnych zmian składu ziemskiej
atmosfery.
[5]
Zob. Peter Krassa – „Największa
zagadka stulecia” - http://hyboriana.blogspot.com/2013/03/najwieksza-zagadka-stulecia-0.html i
dalsze.
[6]
W tym przypadku musiałoby to być potężne tsunami, które uderzyłoby we wszystkie
wybrzeża Północnego Atlantyku.
[7]
Byłoby to coś w rodzaju ogromnej bomby termobarycznej (paliwowo-powietrznej w
rodzaju MOAB czy FOAB), której rozproszony wybuch dorównywałby mocą eksplozji
termojądrowej liczonej w Mt TNT.
[8] Na jej
podstawie nakręcono kultowy film pt. „Czarodzieje” (1982) w reż. Konstantin Bromberg.