Powered By Blogger

czwartek, 13 stycznia 2022

Katastrofa MS „Costa Concordia”

MV Costa Concordia w całej krasie

Stanisław Bednarz

 

Pływałem m.in.  w 2010 roku wielki statkiem wycieczkowym MV Costa Victoria po Morzu Śródziemnym. Ani nie przyszło mi do głowy, że taki kolos może zatonąć. A to ze kapitan może uciec nie mieściło się w realiach. Nawet jak przeprowadzano ćwiczenia z ewakuacji uciekłem do kawiarni. A jednak  11 lat temu 13 stycznia  2011 roku  MV Costa Concordia – włoski statek wycieczkowy zatonął dosłownie  sto metrów od wybrzeża i zginęły 32 osoby. Niesamowite.

W chwili wodowania był największym pod względem liczby miejsc statkiem wycieczkowym pod europejską banderą. Mierzący 290 metrów długości i mieszczący 3780 pasażerów. (Dla porównania, Titanic mierzył 269 metrów długości i mógł pomieścić do 2435 pasażerów)...

Wieczorem 13 stycznia statek MV Costa Concordia wypłynął z portu w Civitavecchia w tygodniowy rejs po Morzu Śródziemnym.. Na pokładzie znajdowało się 3206 pasażerów i 1023 członków załogi (w tym 12 Polaków). O 21:45 CET w pobliżu wyspy Isola del Giglio statek uderzył w najmniejszą z wysepek Le Scole, na głębokości 8 m w odległości 9296 m od brzegu, ok. 500 m na południe od portu.

Według pierwszych zeznań kapitana, skała ta była nieoznaczona na mapach morskich, jakich używał. Jednak kolejne etapy śledztwa ujawniły, że kapitan z premedytacją chciał przepłynąć przez wąski na około 68 metrów przesmyk pomiędzy dwiema skałami. W sierpniu 2011 pewien mój znajomy rzeczoznawca katastrof okrętowych wysnuł spiskową teorię, że w bojach  na przesmyku były ukryte narkotyki do przemytu i marynarze je podejmowali. Ile w tym prawdy nie wiem. 

Na skutek gwałtownego wtargnięcia wody do pomieszczeń statku nastąpiła awaria siłowni, jednostka utraciła zdolność manewrowania i zaczęła się stopniowo przechylać. Dryfując na odległość około 1 km Costa Concordia bezwładnie zawróciła a następnie osiadła na skałach przed wejściem do małego portu na Isola del Giglio. Wdzierająca się do kadłuba woda przemieściła środek ciężkości statku. Costa Concordia zaczęła się silnie przewracać na prawą burtę. Ostatecznie osiadła na skalistej mieliźnie z przechyłem około 80°, w odległości kilkudziesięciu metrów od skał wybrzeża. Pod wodą znalazła się połowa jednostki.

Kapitan  Franco Schettino jednak zbagatelizował szkody. Po około 10 minutach Straż Przybrzeżna ponownie skontaktowała się ze statkiem, wtedy załoga przyznała, że statek nabiera wody. Jednak jedyna prośba Schettino dotyczyła holowników. Ludzie w panice uciekali, tratowali jedni drugich. Przy szalupach rozgrywały się dramatyczne sceny. Rozdzielano rodziny, by ratować najpierw kobiety i dzieci.










Katastrofa MV Costa Concordia i jej wrak

O godzinie 22.39 przypłynął pierwszy statek ratowniczy. Około 15 minut później Schettino ostatecznie nakazał porzucenie Concordii. Około godziny 23:20 Schettino opuścił mostek i wkrótce porzucił statek. Później twierdził, że spadł z Concordii i wylądował w łodzi ratunkowej – sic!

Około 13 minut później ostatni członek załogi opuścił mostek, mimo że na statku nadal znajdowało się około 300 osób. W tym czasie część pasażerów zdecydowała się na próbę przepłynięcia morza wpław. W wyniku tych prób 3 osoby miały utonąć, 6 zostało poważnie rannych.

Z pomocą przybyło pięć śmigłowców. Część pasażerów została jednak odcięta na przewróconym statku. Z tego powodu w dniach 14 i 15 stycznia wrak przeszukiwali nurkowie i strażacy; udało im się uratować koreańskie małżeństwo i członka załogi, który złamał nogę.

W trakcie ewakuacji kapitan Costa Concordii, Francesco Schettino, uciekł z tonącego statku jako jeden z pierwszych. W wyniku katastrofy śmierć poniosły 32 osoby; (najwięcej Niemców 12 , Włochów 7 , Francuzów 6.

15 stycznia aresztowano kapitana Francesco Schettino. Kapitan został w lutym 2015 r. skazany na 16 lat więzienia – i słusznie!

Operację podniesienia wraku, realizował  włosko-amerykański koncern Titan-Micoperi. Kadłub statku nie rozpadł się. 27 lipca 2014 roku statek zakończył swój ostatni rejs i w towarzystwie kilkunastu holowników dobił do portu w Genui. Podczas demontażu wraku, 3 listopada 2014 r. odnaleziono zwłoki ostatniej z ofiar katastrofy. Koszt całego przedsięwzięcia łącznie ze złomowaniem wyniósł o wiele więcej niż koszt budowy statku, bo został oszacowany na ponad 700 mln euro.

Wycieczkowiec ten od początku miał pecha. Przy chrzcie butelka nie rozbiła się o burtę i roztrzaskano ją ręcznie…

 

Moje 3 grosze

 

Jeszcze à propos tego ostatniego, to podobnie było w kilku innych przypadkach statków, które nieochrzczone poszły na dno – takim przykładem jest RMS Titanic, który w ogóle nie został ochrzczony! A jak się to skończyło – wszyscy wiemy.

Wydaje się, że MV Costa Concordia należał w ogóle do kategorii „unlucky ships” i do tego jeszcze miał lekkomyślnego, niekompetentnego kapitana, który opuścił go w chwili największego zagrożenia. To się nazywa podwójny pech.

Jednakże tragedia Concordii nie była zapisana w gwiazdach – to nieudolność kapitana i jego zachcianka – a właściwie uleganie zachciankom innych – doprowadziła do katastrofy i ofiar w ludziach. Gdyby akcja ratownicza była konkretnie dowodzona przez kompetentnego kapitana – pasażerowie i cała załoga zostałaby uratowana. W tradycji morskiej to kapitan schodzi ostatni upewniwszy się, że wszyscy przed nim zeszli z pokładu. Niestety – tego właśnie zabrakło: odwagi i kompetencji. Dlatego też uważam, że te 16 lat w pierdlu całkowicie mu się należą…