Powered By Blogger

wtorek, 8 listopada 2022

Katastrofy NOL-i

 


Elżbieta Boroń vel Bronisław Rzepecki

 

Jedną z najbardziej kontrowersyjnych spraw związanych z NOL-ami są ich katastrofy, dość sceptycznie przyjmowane zarówno przez naukowców jak i ufologów. Brak bowiem konkretnych dowodów, a dane na ten temat ograniczają się przeważnie do raportów świadków, którzy nie chcą podać swoich nazwisk obawiając się… No właśnie, czego się obawiają…?

 

Czołowym badaczem zajmującym się katastrofami UFO jest Leonard H. Stringfield, który ufologią zajmuje się z górą 30 lat. Stringfield uważa, że od 1947 roku wydarzyło się kilkadziesiąt katastrof UFO w różnych rejonach świata, a szczątki spodków kosmicznych i martwych humanoidów przetrzymują służby specjalne, które dążą do zgłębienia tajemnicy UFO.

Świadek, który teraz jest biznesmenem, osobą szanowaną w swoim środowisku i dlatego nie podaje swego nazwiska, w 1947 roku miał 19 lat. Nie pamięta już nazwiska swego towarzysza ani właściciela farmy. Na przyległym polu wraz z innym robotnikiem rolnym kosił od rana trawę, kiedy właściciel farmy zaciekawił ich opowiadaniem o niezwykłej „rzeczy” znajdującej się w pobliżu. W trójkę ostrożnie podchodzili do obiektu. Opowiadającego o tym wydarzeniu poniosły nerwy, podszedł blisko do tej „rzeczy” i kopnął ją – nie spowodowało to żadnej reakcji. W chwilę potem przybyła ekipa lotnictwa i błyskawicznie otoczyła teren. Poinstruowano trzech świadków by się stamtąd „zmyli” przestrzegając jednocześnie przed szepnięciem choćby słówka o tym, co widzieli.

Z pewnej odległości widzieli, jak oddział zmagał się z ogromnym przedmiotem i władował go na platformę z plandeką. Po załadowaniu oddział odjechał, zaś świadek nigdy więcej nie słyszał o tym obiekcie.

W 1980 roku, w USA ukazała się książka Charlesa Berlitza i W. Moore’a „Incydent w Roswell”, która dotyczy domniemanej katastrofy UFO w Nowym Meksyku (USA) w lipcu 1947 roku. A oto w skrócie fakty, które udało się ustalić autorom książki (…).[1]

Opierając się na zebranych raportach, Berlitz i Moore twierdzą iż zdarzenie miało następujący przebieg. Dnia 2.VII.1947 roku, pomiędzy g. 21:45 a 21:50 MDT, nad Roswell przeleciał z wielką prędkością spodek. Na północ od Roswell wpadł w burzę i został uderzony piorunem, w wyniku czego uległ poważnemu uszkodzeniu. Spora jego część spadła na ziemię, lecz mimo to spodek utrzymywał się w powietrzu jeszcze jakiś czas, rozbijając się ok. 200 km dalej, na zachód od Soccoro, NM. Części, które oderwały się od spodka znalazł W. Brazel, natomiast wrak i ciała humanoidów widział Benett rankiem 3 lipca.  

Nie o wszystkich przypuszczalnych katastrofach UFO posiadamy aż tyle wiadomości. Np. dopiero w 1977 roku z nieujawnionych źródeł wojskowych otrzymano wiadomość, że w 1948 roku rozbił się jakiś latający spodek na pustynnym terenie w okolicach Laredo, TX. Dwaj niezależni od siebie informatorzy zeznali, że ich radary wykryły metaliczny dysk skręcający nagle pod kątem 90° ku ziemi. Pilot, obecnie emerytowany pułkownik USAF, pilotujący F-94 zobaczył w powietrzu nieznany obiekt, który uległ wypadkowi. Po powrocie do bazy dowiedział się, że ów obiekt leciał z prędkością 3704 km/h. Wraz z kolegą podążył na miejsce katastrofy, ale teren otaczał już kordon wojska, a spodek przykryty był czymś w rodzaju namiotu…

Kolejne fragmenty uzupełniające obraz prowadzą do oficera trzymającego straż wokół rozbitego obiektu. Oficer zeznał, że widział tam martwego humanoida, wzrost którego oszacował na ok. 1,4 m. Istota była całkiem bezwłosa, a jej dłonie nie posiadały kciuków. Trop „rozbity spodek” wiódł dalej do technika lotnictwa zatrudnionego w Ft. Worth AFB, TX. Wraz z oddziałem wojska brał on udział w ukrywaniu rozbitego obiektu i oszacował jego średnicę na 30 m. Powierzchnia spodka przypominała błyszczący metal.

 

Katastrofę z 1952 roku również wykryły radary. Specjalista z Edwards AFB, CA, zobaczył obiekt spadający z wielką prędkością na ziemię. Katastrofę potwierdzono w bazie, lecz ku jego zdumieniu, w chwilkę po otrzymaniu informacji podszedł doń oficer wywiadu i ostro powiedział: Pamiętaj, że niczego nie widziałeś.

Później doszły do niego wieści, że obiekt miał 20 m średnicy, wzdłuż pojazdu ciągnął się rząd okienek, a jego powierzchnia była spalona na czarno. W pojeździe znajdowała się nieokreślona liczba ciał humanoidów o wzroście ok. 150 cm.

Interesujący przypadek pochodzi z roku 1953. Zaczęło się wszystko od pewnego filmu, który oglądał specjalista od radarów pan T.  wraz z grupą kolegów w Ft. Monmouth NAS, NJ. Bez uprzedzenia i komentarza włączono projektor. Na ekranie pojawiły się najpierw smugi i zadrapania wskazujące, że film nakręcił ktoś niespodziewanie i z ukrytej kamery lub amator. Pierwsze ujęcia pokazywały pustynię i zaryty w piachu spodek, którego szczyt zdobiła kopuła, a w dolnej części znajdowały się otwarte drzwi czy coś w rodzaju luku. Dysk mierzył ok. 6-7 m średnicy, otwarte drzwi miały 90 cm wysokości i ok. 70-75 cm szerokości. Kolejna scena obejmowała kilkunastu żołnierzy bez dystynkcji, stojących wokół obiektu, a dalej wnętrze pojazdu. Niezbyt wyraźnie widać było jakieś panele i dźwigienki. Dokładniej widać było po chwili stoły w namiocie. Na jednym z nich leżały dwa martwe ciała, na następnym jedno, ubrane w ciasno przylegające kombinezony pastelowego koloru. Istoty te w porównaniu z człowiekiem odznaczały się niskim wzrostem i nieproporcjonalnie dużymi głowami. Rysy twarzy nosiły cechy mongoloidalne. Pan T. widział małe noski, nie zauważył uszu i włosów. Odcień skóry tych postaci miał kolor szary.

Po skończonej projekcji oficer służbowy podszedł doń i powiedział: Pomyśl o tym, co zobaczyłeś, ale nie mów nikomu. Wiele lat później po pamiętnej projekcji kolega z wojska powiedział mu, że również widział ten film i jemu także nakazano milczenie.

 

To tylko niektóre z relacji na temat przypuszczalnych ufokatastrof. Dossiers na ten temat są o wiele obszerniejsze. Znamienny zarówno u Stringfielda jak i innych badaczy katastrof NOL-i jest fakt, że nie podają oni danych informatorów. Sprawia to wrażenie braku wiarygodności relacji i stwarza okazję do postawienia zarzutu, że opowieści te są wyssane z palca. Informatorzy jednak bardzo rzadko zgadzają się na ujawnienie swoich nazwisk.

 

Pewien urzędnik cywilny z Wright Patterson AFB, OH zdołał zdobyć w 1966 roku fotografię ciała małej istoty humanoidalnej o nieproporcjonalnie dużej głowie.

 

Opowiedział też, że patrol wojskowy natknął się na dysk, który wylądował niedaleko od bazy. Jedna z istot podróżujących w dysku rozpoczęła walkę z żołnierzami, by osłonic odwrót swych towarzyszy. Schwytana przez żołnierzy istota została zabita przez podanie jej środka uśmierzającego i odwieziona do bazy.

 

Również i Polska ma swój wkład w sprawę ufokatastrof. Jak głosi niepotwierdzona dotychczas informacja, na początku 1959 roku na plaży w Gdyni strażnicy portowi znaleźli mężczyznę w stanie skrajnego wyczerpania, który został zabrany do szpitala. Wieść głosi, że miał on inną niż gatunek ludzki liczbę palców. Był ubrany w jednoczęściowy strój, którego obsługa szpitala nie mogła zdjąć. ostatecznie zdjęto go przy użyciu nożyc do cięcia metalu, ponieważ wykonany był z wyjątkowo twardego materiału. Zdjęto też z nadgarstka tej osoby bransoletkę – zaraz potem osoba ta zmarła. Sekcja zwłok ujawniła znaczne różnice w rozmieszczeniu zarówno organów wewnętrznych jak i systemu krążenia, który został opisany jako spirala dookoła ciała…

Wojsko i wywiad zabezpieczają się wszelkimi sposobami od przecieku informacji, m.in. taką regułką: Proszę podnieść prawą rękę i powtarzać za mną słowa przysięgi… Do opinii publicznej docierają jedynie okruchy.

 

Moje 3 grosze

 

Temat ufokatastrof  ma to do siebie, że dzięki swej tajemniczości przyciąga uwagę różnych badaczy jak i zwykłych świrów i oszołomów, nie mówiąc już o takich, którzy chcą na tymże temacie zarobić – że wspomnę tylko niesławnej pamięci Raya Santilliego, który bez żenady kasował od 30 do 50 GB£ za kasety z filmem o sekcji zwłok Kosmitki z Roswell, który to film był kompletną fałszywką, ale jakże działającą na wyobraźnię!

Włoski ufolog Roberto Pinotti swego czasu obliczył, że na terytorium USA w latach 40. i 50. XX wieku doszło do co najmniej 20 ufokatastrof. I co ciekawe, to okazało się, że rocznie miasto Roswell ma przychód w ilości 8 mln US$ z samej turystyki ufologicznej. Mam pytanie: kto w imię prawdy wyrzecze się takiej kasy? Chyba tylko pensjonariusze Tworek czy Kulparkowa...

Na temat Incydentu Gdyńskiego ’59 pisało wielu specjalistów. Moje wyjaśnienie odmitologizuje to wydarzenie, ale… stawia na to miejsce inną zagadkę – a mianowicie: czy w 1959 roku Rosjanie mieli możliwość zestrzelenia satelity z orbity wokółziemskiej? Otóż jak się okazuje - mieli. I w tym kontekście wydarzenia z Gdyni nabierają innego sensu, o czym pisałem w książce „UFO i Kosmos”. Bo wydarzenie to jest autentyczne, czego dowiódł Bronisław Rzepecki i Kenzo Ogawa z Kanału 8 NHK Tokio.   

 

Źródło – „Sfinks” nr 3/1991, ss. 20-21



[1] W związku z tym, że sprawa Roswell jest powszechnie znana opuściłem te partie tekstu, które mówią o niej.