Powered By Blogger

niedziela, 8 września 2019

Podwodne obserwatorium znikło bez śladu…


Zerwany kabel światłowodowy na dnie Bałtyku...

Duże podwodne obserwatorium znikło bez śladu w Morzu Bałtyckim, co wprawiło uczonych w konsternację. Eksperci twierdzą, że stacja została usunięta z użyciem wielkiej siły. Jedynie pozostał po niej paskudnie zerwany kabel światłowodowy podłączony do stacji monitoringu.

Stacja monitoringu używana przez ekspertów do zbierania ważnych danych naukowych znikła w tajemniczy sposób bez sladu na dnie Morza Bałtyckiego.

Stacja ta operująca na dnie morskim od grudnia 2006 roku była wykorzystywana przez GEOMAR Helmholtz Centre for Ocean Research w Kiel oraz Helmholtz Centre Geesthacht (HZG). Przez trzy lata pracowała ona bez żadnych problemów. Potem, od dnia 21 sierpnia, transmisje ze stacji uległy przerwaniu.

Aby zobaczyć, co tam się stało, grupa nurków została wysłana do zbadania rzeczy in situ. Ku swemu zdumieniu i przerażeniu ujrzeli oni, że całe to urządzenie znikło i tylko zerwany światłowodowy kabel transmisyjny został zlokalizowany na miejscu, gdzie była stacja.
- Początkowo sądziliśmy, że to jakiś błąd w transmisji danych – powiedział Hermann Bange, koordynator projektu z Boknis Eck Obserwatory w oświadczeniu dla GEOMAR. To on doradził wysłanie misji nurków na miejsce w celu zbadania sytuacji.
- Urządzenia znikły i nurkowie nie mogli ich znaleźć – powiedział on. – Kiedy nurkowie osiągnęli dno morza w okolicy lokalizacji stacji, to znaleźli tylko urwany kabel światłowodowy. Był on zupełnie zniszczony – dodał Bange.   

Lokalizacja stacji badawczej


Strefa zakazana


I chociaż zniknięcie stacji bez śladu jest zdumiewające i alarmujące, to tajemnica się pogłębia.

Według BBC, to podwodne obserwatorium było umieszczone wewnątrz strefy zakazanej u północnych wybrzeży Niemiec. Tam nie mogły wpływać żadne jednostki, w tym łodzie rybackie. Boknis Eck Obserwatory było umieszczone w Eckernförde Bucht (N 54°30’ – E 009°59’), na północ od Kilonii w Niemczech i na południe od granicy z Danią. Obserwatorium umieszczono 2 km od brzegu na głębokości 22 m – doniosło BBC.

Choć eksperci nie mają żadnego pomysłujak i co spowodowało znikniecie tej stacji bez śladu, to badacze przekonują, że najbardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem jest to, że ktoś lub cała grupa ludzi usunęła stacje obserwacyjną z tego miejsca. I chociaż eksperci przypuszczają, że ktoś sabotował tą stację, to inne czynniki mogły grać rolę w jej zniknięciu. Uczeni9 powiedzieli, że mógł to być potężny sztorm, silny prąd czy nawet jakieś morskie zwierzęta mogą być odpowiedzialne za ten incydent. Pomimo to, kto czy co usunęło te urządzenia, to zniknięcie stacji pozostaje kompletną tajemnicą. By dotrzeć do dna tajemnicy, policja aktualnie bada to zniknięcie i prowadzi śledztwo, jak oświadczyło GEOMAR.


Podwodne dane


Podwodna stacja pomiarowa została umieszczona na dnie morza w celu zbierania danych o zasoleniu, temperaturze wody, składnikach odżywczych oraz koncentracji chlorofilu i metanu. Dane te są wykorzystywane przez uczonych w celu oceniania ekosystemu w rejonie południowo-zachodnich akwenów Morza Bałtyckiego. Dane te pomogą uczonym  wykryć potencjalne problemy zanim się wydarzą w celu podjęcia odpowiednich przedsięwzięć ochronnych. Zbiaranie takich danych jest niczym nowym. W rzeczywistości uczeni robią to już od lat 50-tych ub. wieku. Stacja ta była także używana przez sieć COSYNA (Coastal Observing System for Northern and Arctic Seas) należącej do HZG.

Dane zbierane przez tą podwodną stację opisywano jako „wręcz bezcenne”. Obydwie organizacje: GEOMAR i HZG prowadziły swe własne poszukiwania stacji, ale całkowicie bezowocnie. Teraz zwracają się do ogółu społeczeństwa, prosząc każdego, kto wie coś o zaginionej stacji, aby się z nimi skontaktował.


Co zaginęło?


Boknis Eck Observatory składało się z dwóch stojaków ważących ogółem 350 kg. Zawierały one źródło prądu oraz czujniki. Wedle oświadczenia GEOMAR, oba stojaki zostały usunięte z ogromną siłą ze swych miejsc. Czy jakieś morskie zwierzęta byłyby w stanie usunąć obie ramy, to wciąż pozostaje tajemnicą.

Co dziwniejsze, zniknięcie tej stacji monitorującej przypomina zatopione statki, które też w podobnie zagadkowy sposób znikły z dna morza. Chociaż w przypadku zaginięcia statku eksperci twierdzą, że rabusie mogą być rozsądni licząc na znaczne zyski, to nie są pewni, co zrobiliby z „kupą instrumentów naukowych”.


Dyskusja na FB:  


Robert Leśniakiewicz: USO czy może... Megalodon?
[Megalodon? A czemu nie. Te gigantyczne rekiny najprawdopodobniej istnieją we Wszechoceanie i jakiś okaz mógł się zapuścić na akweny Bałtyku. W przeciwieństwie do waleni, Megalodon nie musi się wynurzać, by zaczerpnąć powietrza…]
Mateusz Majcher: 350 kg zestaw to też nie takie wielkie halo do podiwanienia. Ciekawsze co wspominają - że na dnie Bałtyku "znikają" całe wraki. Ciekawe czy "anomalia bałtycka" może tu być jakimś wątkiem
Eleonora Zofia Piepiórka: Tak, to jest zaskakujące, bo komu potrzebne są stare wraki?
Robert Leśniakiewicz: To mi przypomina wydarzenia z lat 80-tych, kiedy Szwedzi oskarżali Rosjan o penetrowanie ich wód terytorialnych przy pomocy tzw. midgetów. Tam też w podobny sposób przecięto kabel podmorski w okolicach Umea czy Sundswall. Ruskim niczego nie udowodniono, ale gazety miały o czym pisać...
[Nawiasem mówiąc, wydarzenie to miało miejsce w okolicy Sundswall w 1985 czy 1986 roku, tego nie pomnę. Sprawa była na tyle poważna, że zainteresował się nią Wydział Zwiadu Pomorskiej Brygady Wojsk Ochrony Pogranicza, bo rzecz dotyczyła zerwanego kabla telekomunikacyjnego. Chodziło o ochronę naszych kabli telekomunikacyjnych przed jakimś zagrożeniem. Przez jakiś czas śledziłem tą sprawę, ale poza tym, że według Szwedów były to radzieckie „podmorskie traktory” jeżdżące po dnie morza i wykonujące misje szpiegowskie u brzegów Półwyspu Skandynawskiego, niczego nowego w tej sprawie się nie dowiedziałem. W latach 90-tych powróciłem do tej sprawy, ale red. Clas Svahn – do którego się zwróciłem - też niczego się nie dowiedział, a zatem był to chyba efekt „niepokoju służbowego” szwedzkich dowódców…]


Radzieckie pojazdy podwodne rzekomo operujące w szwedzkich wodach terytorialnych

Eleonora Zofia Piepiórka: czyli podwodni zbieracze metali?
Robert Leśniakiewicz: Możliwe. A może Syreny robią u siebie porządek?
Eleonora Zofia Piepiórka: a gdzie to składują?
Eleonora Zofia Piepiórka: może wyrzucają na brzeg...
Robert Leśniakiewicz: Na wybrzeżach Pakistanu...
Eleonora Zofia Piepiórka: a dlaczego tam?
Robert Leśniakiewicz: Bo tam ludziska rozbierają je na złom.
Eleonora Zofia Piepiórka: podobnie w krajach Amazonii...
Robert Leśniakiewicz: I to jest racjonalne - ludzie stworzyli, niech ludzie utylizują...
[Oczywiście te ostatnie uwagi to żart, prawda może być o wiele bardziej prozaiczna. Wraki są źródłem metali kolorowych, przewożonych przez nie towarów, artefaktów z metali szlachetnych, drogich kamieni i przede wszystkim złomu. Być może jest jakieś konsorcjum, które trudni się wydobyciem wraków i zarabianiem na tym. Biznes jest biznes…]


Przekład z angielskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz