Powered By Blogger

wtorek, 12 kwietnia 2022

Tajemnice góry Blaník: igraszki z czasem (1)

 

Góra Blanik (olej)

W nawiązaniu do artykułu pani Evy Soukupovej zob. http://wszechocean.blogspot.com/2022/04/tajemnica-gory-blanik.html o tajemnicach czeskiej góry Blaník postanowiłem się dowiedzieć czegoś więcej o tej tajemniczej górze. Bo jest to góra wielce tajemnicza, o czym mówi się nawet w czeskiej Wikipedii:

 

Blaník jest otoczony wieloma różnymi legendami, z których niektóre prawdopodobnie sięgają czasów celtyckich. Pogłoska o armii wojowników śpiących w górach, skąd przybywają z pomocą swojemu ludowi, jest szeroko rozpowszechniona w całym celtyckim świecie. Główna legenda prawdopodobnie powstała w XV wieku wśród zwykłych ludzi na podstawie zdarzenia, kiedy armia wroga została pokonana w dziwny lub cudowny sposób u południowo-wschodnich podnóży Blaníka, w pobliżu wsi Býkovice. Około 1470 r. Mikołaj z Vlásenic głosił o armii ukrytej w górach. W 1799 r. Václav Matěj Kramerius wydał książkę pt. „Zdeněk z Zásmuku s swými gajów lub: Rytjři w Blánický wrchu zawřenj”. W 1813 roku Václav Kliment Klicper napisał dzieło „Blaník”.

Treść legendy: Wewnątrz góry spoczywa armia czekająca najgorszego dla narodu czeskiego. Jej dowódcą jest patron ziem czeskich św. Wacław. W chwili, gdy nasza ojczyzna będzie w największej nieszczęściu, wyschnięty dąb na Blaníku zazieleni się, a źródło pod nim wypuści tyle wody, że studnia się wyleje, a woda spłynie po zboczu. Następnie w górze otwiera się tak zwana Veřejová skála, znajdujący się wewnątrz rycerze obudzą się z głębokiego snu i pod wodzą patrona ziem czeskich wyruszają przeciwko wrogom, pokonują ich i wracają spokój i cisza na ziemie czeskie.

Dzień w górach trwa nawet rok na powierzchni. W „Staroczeskich legendach” Alois Jirásek pisze o kowalu, który został zaproszony przez nieznanego rycerza z Blaníka, aby okuć mu konia w górach. Kowal poszedł, a kiedy skończył pracę, rycerze dali mu worek pełen śmieci. W gniewie kowal opróżnił cały worek pod wzgórzem. W Louňovicach wszyscy zastanawiali się, gdzie kowal zniknął na cały rok. Kiedy powiedział mu, co się z nim stało, sięgnął do torby i wymacał trzy dukaty. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, jaki błąd popełnił przy opróżnianiu worka. Pospieszył na górę, ale nie znalazł ani dukatów ani śmieci.

Uwagę na Blaníka i legendę o armii św. Wacława ponownie przyciągnęło czeskie odrodzenie narodowe. W kwietniu 1868 r. pomocnik kamieniarza Václav Podbrdský z Louňovic popełnił błąd podczas łamania kamienia węgielnego pod Teatr Narodowy i spadł z wysokości 60 metrów. Chociaż jego współpracownicy widzieli, jak upadł, jego ciała nigdy nie odnaleziono i po upływie ustawowego terminu musiał zostać uznany za zmarłego. Podbrdský pojawił się dopiero po 18 latach. Na dworze we Vlašimiu pozwał kamieniarza Šolína o wypłatę wynagrodzenia za rozbicie kamienia węgielnego. Wygrał dwór w Podbrdskim i trzeba było mu wypłacić zaległą pensję wraz z odsetkami. Sprawa zwróciła uwagę i Podbrdský został postawiony przed sądem wojskowym pod zarzutem uchylania się od służby wojskowej. Zeznał w sądzie, że po uderzeniu obudził się w dużej sklepionej sali, gdzie powitała go piękna dziewczyna. Nagle poczuł się jak inna osoba, jakby był badany i uczony. Stopniowo poznawał Cyryla i Metodego, Karola IV, Jana Husa i innych. Z niektórymi z nich rozmawiał nawet telepatycznie. Powiedział, że nie rozumie ich słów, myślał. W końcu wielcy wrócili do wnętrza góry przy dźwiękach starosłowiańskiego śpiewu, a piękna dziewczyna – geniusz Czech – pożegnała się z Václavem Podbrdskim. Potem uniósł się do sufitu, który zmienił się w czyste letnie niebo. Według Václava Podbrdskiego miało to zająć 18 dni, ale kiedy wrócił z Blaníka, dowiedział się, że minęło 18 lat. Sąd wojskowy faktycznie przyjął wyjaśnienia Kamenika. Jednak nazwał to ustalonym wymysłem. Nie ukarał jednak Podbrdskiego za uchylanie się od służby wojskowej.

Od 1989 r. regularnie odbywają się tu uroczystości ku czci św. Wacława, wtedy z Wielkiego Blaníka zjeżdżają na białym koniu św. Wacław i jego wojowie towarzyszący mu na Placu Louny, gdzie odbywają się te uroczystości.

 

Tyle Wikipedia.

 

Skontaktowałem się z moim czeskim kolegą, panem Alešem Česalem, który z kolei zapoznał mnie z ciekawą książką o legendach krążących wokół góry Blaník autorstwa dr. n. prawnych Michala Navrátila pt. „Povĕsti o rytířích blanických” (Praha-Karlin, bez daty wydania, prawdopodobnie 1920). Poza zamieszczonymi tam podaniami i legendami o rycerzach z Blanika czytamy tam także o niezwykłych fenomenach i powiązanych z nimi wydarzeniach. I tak:

 

I.                  Przyczynek do historii góry Blanik w Czechach

 

W roku 1820 albo 1827, pewnego ciepłego i jasnego letniego dnia przebywał na kontroli we wsi nieopodal góry Blanik, CK krajowy komisarz Berounskiego Kraju[1] pan Ritter von Putzlacher z Pragi.[2] Po odpękaniu inspekcji przedsięwziął on małą wycieczkę do swego przyjaciela z czasów młodzieńczych - hrabiego Kuenburga na jego włościach w Mladé Vožice – by go odwiedzić. Ten przyjaciel zapraszał go do siebie od dawna. Droga do miejscowości Mladé Vožice wiodła wcale blisko podnóża Blaniku. Legenda mówi o tym, że pan Putzlachler lubił opowiadać te opowieści staremu myśliwemu, który prawie z nim w wozie siedział. Tak więc prawił mu o znanym każdemu Czechowi szczycie Blaniku tudzież śpiących w nim czeskich rycerzach, pod dowództwem szlachetnego rycerza Zdenka. Stary myśliwy słuchał jego odpowiedzi i pozwolił sobie czynić nawet uszczypliwe uwagi na temat śpiących rycerzy. Podróżnicy nie mieli jeszcze wielkiego i rozległego masywu Blanika za sobą, kiedy tuż za tylnymi kołami ich powozu stanął wielki zastęp rycerzy w ciemnoniebieskich płaszczach, z szerokimi mieczami bitewnymi w pochwach. Byli cali pokryci ciemnym kurzem, który wznosiły kopyta ich koni. Byli tak blisko, że można ich było dobrze widzieć i obserwować. Wszyscy byli starsi, mieli długie wąsy i długie, gęste brody. Tajemniczy rycerze jechali tuż za nimi przez jakiś kwadrans, a potem zwolnili i zawrócili jadąc w kierunku z którego przyjechali i zniknęli z widoku. Widząc to myśliwy zemdlał i długo nie mógł wrócić do przytomności. Dopiero we włościach hrabiego lekarz przywrócił go do lepszego stanu zdrowia upuszczając krew.

Tymczasem pan Putzlacher wraz z hrabią spisał protokół, który potwierdził on pod przysięgą. Myśliwemu i stangretowi zaś przykazano, by o tym wydarzeniu nie mówili nikomu. Protokół został wysłany do pana burgrabiego hrabiego Chotko oraz do tamtejszego gubernatora. …

W tym samym roku miało miejsce na szczycie Blanika wielkie polowanie, a pewien myśliwy ustrzelił daniela, a kiedy chciał go zabrać to wyszedł nań wielki rycerz zbliżył się doń na kilka kroków a potem znikł. …[3]  

 

II.              Pięciuset z Blanika

 

Było to w księżycową, jasną, wiosenną noc, kiedy to odpoczywający mieszczanie zostali obudzeni, prawie kiedy biła północna godzina, przez jakiś donośny grzmot.  Potem usłyszeli głos trąb, tętent kopyt i szczęk broni od strony skalistej rozpadliny Blanika. To spowodowało, że co odważniejsi mieszczanie chwycili za broń i chcieli bronić swego miasteczka przed spodziewanym atakiem. Ale kiedy wyszli na skalny róg, to ujrzeli na dnie wąwozu zastęp bogato odzianych rycerzy, którzy do świtu brali udział w turnieju rycerskim. Jednakże oni nie wydawali się należeć do świata żywych – ich ruchy były lekkie i szybkie, że oko ledwie za nimi nadążało. …

Wieść o tym wydarzeniu spowodowała zdumienie i przestrach u mieszkańców miasteczka Mlada Vožice… Ale w ciągu trzech lat nie znalazł się odważny, który by poszedł na miejsce tych turniejów. Aż pewnego dnia rycerz Zdenĕk z Zásmuku przyjechał do Mlada Vožice, bo usłyszał o tej przygodzie i postanowił zejść do tej przepaści i zbadać, co się właściwie tam stało. Tak też odprowadzony przez młodych przewodników wstąpił do rozpadliny, a tymczasem starsi modlili się w kościele o szczęśliwe zakończenie wyprawy. Wszedł tedy do rozpadliny, która się za nim zawarła. I wreszcie doszedł do celu – Zdenĕk ujrzał bojowników pogrążonych w głębokim śnie. Kroki rycerza jednak obudziły ich i przetarłszy oczy pytali jeden drugiego, czy już czas.

W końcu jeden z nich wystąpił przed innych i rzekł:

- Musisz wiedzieć, że jestem Oldřich Sezyma z Rużemberoka, a ci, którzy mnie otaczają, to moi towarzysze broni, którzy walczyli w twierdzy Litice wraz z walecznymi zastępami Žižki z Trocnova[4] i tam mężnie polegli. Ale nie weszliśmy do Raju, gdyż Pan wskazał nam tą górę na przybytek, gdzie my pięciuset rycerzy, czekać mamy, aż pewnego razu naszą ojczyznę wrogowie zepchną niemal do skraju przepaści. Wtedy wyjdziemy i będziemy walczyć do ostatecznego zwycięstwa.

Wódz skończył i on i jego druhowie znów usiedli na kamiennych ławach i zapadli w sen. Zdenĕk nie zapomniał ani jednego słowa z tego, co mu powiedziano i zawrócił z powrotem do wyjścia, gdzie czekał nań jego koń, który rośnie zarżał na jego widok. A kiedy górska rozpadlina się otworzyła, wyjechał do czekających na niego mieszczan. Czekali oni na niego trzy dni, ale jemu wydawało się, że był we wnętrzu góry kilka godzin.[5] 

Blanik - głowa rycerza

III.           O pasterzu, panu młodym, kowalu i wieśniaku

 

Pewnego razu jakiś pasterz pasł owce u podnóża Blanika. Każdego dnia liczył on owce ze swego stada. No i okazało się, że gdzieś jedna mu przepadła. Szukając jej dotarł aż pod szczyt Blanika, gdzie ujrzał skalną rozpadlinę, z której rozlegał się bek owcy, która tam zabłądziła, ale nie mógł jej znaleźć. Już chciał zawrócić do góry, gdy naraz rozpadlina zawarła się z potężnym hurgotem. Stał tak w ciemnościach nie wiedząc, co począć, kiedy naraz podszedł do niego karzełek, który zaprowadził go do wielkiej sali. Ujrzał tam króla Wacława ze swymi rycerzami pogrążonymi we śnie. Kiedy tam wszedł, król się obudził i rozkazał mu, by został i wyczyścił im zbroje. Pasterz usłuchał rozkazu i pozostał w górze. Pewnego dnia przyszedł do niego rycerz i powiedział, że może już odejść. Potem wręczył mu torbę i rzekł, że jest tam jego nagroda. Pasterze zbiegał z radością z góry, a kiedy znalazł się na świetle dziennym, to otworzył torbę by zobaczyć, co zawiera. A tam były tylko ziarna owsa! - Też dobrze! – pomyślał pasterz i zbiegł do wsi, gdzie mieszkał. Jednakże nikt go tam nie poznał, a wszystko było tam zmienione. Starzy ludzie wspominali, że przed 100 lat pewien pasterz zaginął na Blaniku. Pasterz poprosił ludzi o jakiś kąt do zamieszkania. Kiedy mu wskazali chatę, otworzył torbę z owsem, a tam były same złote i srebrne talary. Tak więc pasterz kupił sobie piękny dom mieszkalny i był największym bogaczem w całej wsi.[6]

*

Pewnego razu jechał pewien pan młody w dwa konie z młyna. Kiedy jechał koło Blanika, usłyszał tętent koni i marsz wojskowy. Zobaczył też, jak rycerze wracali z turnieju. Muzyka wojskowa tak zaczarowała konie, że biegły za końmi rycerzy i wjechały z młodym panem w głąb góry, która się za nimi zamknęła. Później po 10 latach młody pan wrócił z góry. Prawił więc o tym, że rycerz, który się tam leży pogrążony we śnie to rycerz Vok z Rožmberka.[7] Kiedy mu powiedziano, że nie było go 10 lat nie chciał uwierzyć, gdyż był przekonany iż przebywał tam tylko 10 dni.[8]  

*

W pobliżu Blanika mieszkał kowal, który miał tam łąkę nieopodal szczytu. Pewnego razu pracował tam kosą, zbliżył się doń jakiś obcy i powiedział mu, by poszedł za nim. Kowal to uczynił i obaj weszli do góry. Tam zobaczył blanickich rycerzy siedzących na koniach i śpiących, położywszy głowy na końskich karkach. Potem obcy zwrócił się tak do kowala.

- Przyprowadziłem ciebie tu po to, abyś podkuł nasze konie.

- To niemożliwe – odrzekł kowal – nie mam ze sobą żadnych narzędzi.

- Nic się nie martw – odpowiedział rycerz przynosząc mu narzędzia i rzekł – Zrób to, co ci powiedziałem, ale uważaj być żadnego z tych tu śpiących rycerzy nie potrącił.

Kowal zabrał się do pracy, a kiedy podkuł ostatniego konia to obrócił się tak niezręcznie, że potrącił jednego rycerza śpiącego na koniu. Ten się przebudził.

- Czy już czas? – zapytał.

- Jeszcze nie – odpowiedział rycerz, który go wprowadził i pogroził kowalowi palcem.

Dał mu stare podkowy jako zapłatę i wyprowadził z wnętrza góry. Kiedy wyszedł na swoją łąkę, to zdziwił się, że jest tam aż dwóch kosiarzy. Ci mu wyjaśnili, że nie było go cały rok i uznano go za zaginionego. Kowal pokazał im torbę z podkowami, ale kiedy tylko otworzył torbę, to zamieniły się one w złoto…[9] 

*

We wsi Křížove u stóp Blanika żył pewien chłop, który miał pięknego siwka. Pewnego dnia ten koń pasł się u podnóża Blanika, a dziecko wieśniaka miało go pilnować. Po pewnym, krótkim czasie, dziecko przybiegło z płaczem, że siwek gdzieś przepadł. Ojciec powiedział żonie, by poczekała z obiadem, bo pójdzie szukać tego konia. A było to prawie pomiędzy mszami świętymi w dzień Zielonych Świątek.[10] Wieśniak poszedł do góry i znalazł ją otwartą. Bez strachu wszedł do szerokiej szczeliny i dostał się do Sali, gdzie rycerze siedzieli wokół wielkiego, okrągłego stołu i spali. Wszyscy mieli czarne zbroje, tylko ich dowódca miał złotą zbroję i trzy białe pióra na hełmie. I znów jak w poprzednich wypadkach, jeden z rycerzy podniósł głowę i zapytał.

- Czy to już czas?

Na to dowódca pokręcił głową i znów zapadł w sen. Wieśniak otrząsnął się z przerażenia i wyszedł z powrotem z rozpadliny. Wyszedł na łąkę przy szczycie góry, gdzie jego koń pasł się spokojnie. Szybko podszedł do niego i udał się do domu. Wchodzi do niego, a tu jego żona siedzi przy stole w głębokim smutku. Na jego widok poderwała się i krzyknęła.

- Gdzie ty byłeś przez cały rok?

Wieśniak się zdziwił, gdyż był pewien, że był we wnętrzu góry tylko jedną godzinę…[11]

*

Już w XV wieku pewien mężczyzna widział zaklętych rycerzy, jak poili swe konie, a potem zniknęli we wnętrzu góry. Na drugi dzień znaleziono ślady kopyt wiodące do wnętrza góry. Zaczarowani rycerze mają tak długo zostać w górze, aż strumień biegnący ze szczytu pocięcie jako rzeka, a stary dąb wedle niej się zazieleni.[12]   

 

IV.            Rycerze we Wyszechradzkiej Skale

 

Naród czeski przecierpiał wiele wojen, a po każdej z nich ziemia czeska jest zagarnięta przez nieprzyjaciół, którzy będą chcieli naród czeski wygubić. Czesi będą się twardo bronić, ale stanie się tak, że we wszystkich bitwach będą pobici na głowę, zepchnięci do Pragi, gdzie rozegra się ostateczna bitwa w przyszłości.

Bitwa ta będzie rozegrana (jak prorokowali starzy) na równinie przed Końską Bramą, a na początku w niej będą Czesi przegrywać i nadaremnie wołać o pomoc do św. Wacława. Ten zaś nie będzie chciał pomóc narodowi swemu niesfornemu, który sam jest winien swemu nieszczęściu, ale usłyszy ich w ten czas. Bitwa będzie tak krwawa, że poprzez Końską Bramę krew popłynie potokiem i zaleje całe Svatováclavské námĕsti. Jak pierwsze krople krwi dotkną postumentu rzeźby św. Wacława, to w tej samej chwili wybije godzina oswobodzenia dla tych, co zostali. Kamienna rzeźba św. Wacława[13] na koniu naraz ożyje, a sam św. Wacław trzykrotnie machnie mieczem w kierunku, gdzie wznosi się góra Blanik, w którym znajduje się rycerstwo pogrążone we śnie i czeka na rozkaz udzielenia pomocy w ostatecznej bitwie. Blanickie rycerstwo runie ku Pradze, pogna jak wicher huczący, nieprzyjaciół zniszczy, tak że Czesi wreszcie zwyciężą.

Św. Wacław weźmie udział w boju, wygna wroga. Od tej chwili wnętrze Blanika i postument pomnika św. Wacława puste się ostaną, bo już nie będą musieli stawać do walki. Nieprzyjaciele już nigdy się nie odważą, a po tej bitwie będzie panował pokój i dobrobyt aż do końca świata. Postument ten zachowa się na wieczną rzeczy pamiątkę, by potomni wiedzieli, gdzie krew nieprzyjaciół była rozlana.[14]

 

V.               Czeskie wojsko w Blaniku – legenda morawska

 

O tym, że czeskie wojsko znajduje się w łonie góry Blanik świadczy następujący fakt:

Pewnego roku, w Wigilię Bożego Narodzenia, u pewnego chłopa mieszkającego w okolicy Blaniku gotowano się do wieczerzy. Ten wieśniak miał potężnego byka, a ten byk znajdował się w oborze czyniąc wielki hałas. Dziewczynka odeszła od stołu, wyskoczyła z domu i poszła do obory. Otworzyła ją, byk wypadł na dwór i zaczął uciekać, a dzieweczka pobiegła za nim. Byk uciekał aż do góry Blanik, a była ona otwarta. Byk tak skoczył, a dziewczynka za nim, zaś Blanik się za nimi zamknął. Dziewczynka z bykiem zostali tam na cały rok…

Po roku na Wigilię Blanik się otworzył i dziewczynka wygoniła była na zewnątrz. Ale zanim miała stamtąd wyjść, oni [rycerze] jej powiedzieli.

- Tyś nam tutaj sprzątała i zamiatała, weź więc te śmieci i odejdź.

- Daliście mi piękną rzecz, trochę śmieci – pomyślała dziewczynka. Wzięła te śmieci do fartuszka, ale kiedy wyszła to je od razu wyrzuciła. Potem zagnała byka do zagrody chłopa, uwiązała w oborze i weszła do domu.

Wszyscy tam siedzieli przy wieczerzy i zaczęli właśnie jeść groch. Dziewuszka tam weszła i powiedziała.

-  Czemu na mnie czekacie. Czemuście nie jedli?

Myślała bowiem, że wróciła w chwili, kiedy poszła do obory i byk jej uciekł, ale od tego momentu upłynął cały rok! Wszyscy patrzyli na nią w zdumieniu, skąd się ona wzięła? Mówili do niej:

- Przecie już rok upłynął jak znikłaś i nikt nic o tobie nie wiedział.

Wojsko czeskie w Blaniku cały rok spało, dziewczątko także spało i byk też. A kiedy dziewczynka zdejmowała fartuszek, to tam gdzie zostało w nim nieco śmieci znalazła kilka dukatów…

Opracowała K. Vidlákova ze Svatoslavy, parafia Benetycké.[15] 


CDN.  



[1] Dzisiaj Kraj Środkowoczeski.

[2] W rzeczywistości mieszczanin z Plznia – Kronika w „Almanachu miasta Plzno”.

[3] Wg. Jan Křtitel Peterka, lekarz medycyny, członek wielu towarzystw CK oraz ekonomicznych, źródło – „Illustierte Chronik vom Böhmen”, Praga 18952, t. 1, s. 444.

[4] Jan Žižka z Trocnova (1360-1424) – przywódca i strateg taborytów w czasie wojen husyckich. Czeski bohater narodowy.

[5] Wg J.J. Polt – „Sagen u. Gesichten aus der Vorzeit Böhmens”, t. II s. 207, Praga 1839; Grohmann, s. 15 „Národne pohádky” t. I, Ost u. West 1842. 

[6] Grohmann – „Sagen aus Böhmen”, s. 16.

[7] Prawdopodobnie z Rožmberka nad Vltavou.

[8] Ibidem s. 18.

[9] Grohmann – „Sagen aus Böhmen”, s. 19; „Vernaleken, Mythen u. Bräuche”, s. 110. 

[10] Czyli w maju lub czerwcu.

[11] F. Langenhahn.

[12] Grohmann – „Sagen aus Böhmen” s. 20.

[13] Znajdująca się przez probostwem na Vyšechradĕ – przyp. aut.

[14] J. Svátek – „Lumír” 1865, s. 39.

[15] Kulda – „Moravské narodné pohádky a povĕsti”, Praha 1892, t. III s. 268