ROZDZIAŁ 4 –
LGM – Ufonauci czy krasnale?
Ciekawa sprawa: wielu z
tych, którzy zaliczyli spotkanie z Ufonautami stwierdziło, że ci ostatni
porozumiewali się miedzy sobą językiem, który brzmi jak chiński. Wielu innych
stwierdziło, że istoty te mówią po angielsku (lub w ojczystym języku
delikwenta)[1], lub
mówią bardzo śpiewnie albo, według innych relacji – Ufici śpiewali do nich.[2]
4.1. Kilku małych
Chińczyków.
Dnia 17 lipca 1967 roku,
grupa francuskich dzieci wyszła z wioski Arc-Sous-Cicon, krótko po godzinie 15.
na spacer wśród pól poprzecinanych rzędami krzewów. Dzieci szły pod górę po
łagodnym stoku w kierunku małego lasu sosnowego, gdy naraz jedna z dziewczynek,
która szła przodem, odwróciła się i pobiegła w stronę domu tak szybko, jak
tylko mogła. Powiedziała matce, że przestraszyła się „kilku małych Chińczyków”,
którzy siedzieli za krzakami, a jeden złapał ją za nogę z zamiarem porwania
jej. W parę chwil później, dwie nastoletnie dziewczyny opowiedziały o tym, jak
jakaś dziwna istota uciekała przed nimi biegnąc od krzaka do krzaka. Stworzenie
to było ubrane w krótką kurtkę i poruszało się wyraźnie prędzej
, niż zwykły człowiek w takich
warunkach. Słyszały także, jak istota mówiła coś w „dziwnym, śpiewnym języku”.
4.2. Przygoda Rosy Lotti.
40-letnia Rosa Lotti
mieszkała na małej farmie położonej w lesistej okolicy koło Cenniny, wsi w
pobliżu miasteczka Bucine, prowincja Arezzo, Włochy. W dniu 1 listopada 1954 roku, ta matka
czworga dzieci miała spotkanie z dwoma małymi istotami, które wyszły jej na
spotkanie z niewielkiego pojazdu. Około godziny 06:30, Rosa niosła bukiet
kwiatów na ołtarz Madonny Pellegriny. Naraz zauważyła ona beczkowaty obiekt,
który natychmiast przykuł jej uwagę. Wyglądał on, jak dwa połączone ze sobą
dzwony. Długość NOL-a wynosiła około 2 m. W pewnym momencie z dziwnego pojazdu
wynurzyły się dwie istoty. Wyglądały one, jak „mężczyźni, ale o wzroście
dziecka”. Ubrani oni byli w jednoczęściowe stroje koloru szarego, które
szczelnie okrywały ich ciała, łącznie ze stopami. Do kołnierzy mieli
poprzypinane jakieś przyrządy z guzikami w kształcie gwiazdek. Twarze były
widoczne, mimo okrywających głowy hełmów. LGM[3]
byli bardzo ożywieni i rozmawiali ze sobą językiem, który Rosa określiła jako
podobny do chińszczyzny, jako że padało tam wiele słów takich, jak : liu,
lai, loi czy lau. Ludziki miały wielkie, inteligentne oczy. Rysy
twarzy, według jej oświadczenia, były „normalne”, ale ich górne wargi były
uniesione lekko ku górze, co sprawiało wrażenie uśmiechu i odsłaniały one duże,
szerokie zęby. Dla wieśniaczki, jaką była Rosa, te ich dziwne usta wyglądały
jak królicze.[4] Ten,
który wyglądał na starszego, usiłował nawiązać z nią kontakt. Wygląd i
zachowanie humanoidów przeraziły jednak Rosę, a zwłaszcza nagłe zniknięcie
pojazdu i jego załogi, i nie tylko, ale o tym za chwilę. Oczywiście Rosa
opowiedziała całą historię wioskowemu karabinierowi, księdzu oraz ludziom,
którzy znali ja jako osobę zrównoważoną i „nie szerzącą głupich plotek”.
Po 18 latach, włoska
grupa ufologiczna odwiedziła Rosę Lotti i w rezultacie tej wizyty sporządzono
raport - w miarę dokładny – w którym
określono to zdarzenie jako typowe, wręcz klasyczne CE3.
Opisując ten incydent we
„Flying Saucer Review”[5]
Sergio Conti stwierdza, że Rosa nie czuła strachu w czasie całego CE.
Przestrach odczuła potem, kiedy jedna z istot stworzyła przyrząd, który wydał
się jej podobnym do aparatu fotograficznego. Oczywiście nie chciała, by robiono
jej zdjęcia. Conti dodaje, że Obcy wytworzyli stan uspokojenia u Rosy –
trankwilizację – którą zaobserwowano
również w czasie innych CE3.[6]
Wygląda na to, że atawistyczne lęki manifestują się w nas wtedy i tylko wtedy,
gdy widzimy obiekt (w tym przypadku NOL) z daleka. Psychiczne niepokoje znikają
w czasie spotkania i kontaktu z „gośćmi” . Tak właśnie wyglądało w wielu
przypadkach, na które powołuje się Conti . W czasie lądowania NOL-a i „desantu”
Obcych , świadkowie byli w stanie paniki graniczącej z szokiem lub
stuporem. Ale kiedy istoty zbliżają się
do delikwenta, świadek doświadcza stanu uspokojenia, zwłaszcza gdy
porozumiewają się z nim werbalnie lub telepatycznie. Kiedy istoty z powrotem
oddalają się do NOL-a, świadkowie na powrót odczuwają lęk.[7]
Taka sekwencja stanów
emocjonalnych: lęk – spokój – lęk, leży w ścisłym związku z tym, że Ufonauci są
w stanie transmitować uczucie uspokojenia tylko w niewielkim zasięgu. Być może jest to uzależnione w większym
stopniu od aury (ciała astralnego)Przybyszów, niż kontaktu telepatycznego,
który można nawiązywać na duże odległości.
Rosa Lotti przekazała
także opis dziwnego pojazdu w czasie przeprowadzenia z nią wywiadu-ankiety w 20
lat później: W szerszej części pojazd miał dwa iluminatory umieszczone po
przeciwległych stronach środka, zaś w centrum, pomiędzy nimi, znajdowały się
małe drzwi (właz, luk), które były otwarte tak, że mogłam zajrzeć do środka.
Zauważyłam dwa małe foteliki umieszczone oparciami do siebie w ten sposób, że
siedzący mieli te iluminatory przed sobą.
Rosa zaprzeczyła temu, iż
usta – a raczej wargi - tych istot były wywinięte, pamięta, że były one
najzupełniej „normalne”. Poza tym, wbrew doniesieniom prasowym, tajemniczy
obiekt znikł nie w czasie ucieczki Rosy z miejsca zdarzenia, a w momencie, gdy
tylko odwróciła głowę na krótki moment. W tym właśnie króciutkim momencie
obiekt znikł tak, jakby się rozpłynął w powietrzu.
Conti pisze, że obecnie
istnieje cała zintegrowana sieć zeznań naocznych świadków obejmująca
zarówno najniższe, jak i najwyższe warstwy społeczeństwa, od murarzy i
studentów i robotników do urzędników
sądowych, którzy potwierdzają relację Rosy i fakt lądowania dziwnego obiektu w
Cenninie krytycznego dnia, o godzinie 06:30.
4.3. Spotkanie z Obcymi
na Réunion.
Wyspa Réunion znajduje
się na Oceanie Indyjskim, pomiędzy Mauritiusem a Madagaskarem. W dniu 31 lipca
1968 roku, o godzinie 09:00 zaobserwowano tam przelot NOL-a. Obserwuje się je
codziennie na całym świecie i widzą je tysiące (jak nie miliony) ludzi, co
nikogo nie dziwi, ale w tym przypadku chodziło o coś naprawdę ekstra.
31-letni rolnik M.
Luce Fontaine oświadczył, że przebywając na małej polance w akacjowym
lasku, gdzie zrywał trawę dla swych królików, zauważył on owalny obiekt, który
unosił się nad ziemią na wysokości 4-5 m i w odległości 20 m od niego.
Zewnętrzna krawędź tego, co można było nazwać „kabiną” czy „kokpitem” była
ciemnoniebieska, natomiast sama „kabina” wydawała się być jaśniejsza i
błyszcząca, jak ekran. Obiekt posiadał dwa metalowe wsporniki: powyżej i
poniżej „kabiny”.
Fontaine jest ożeniony z
nauczycielką, ma dzieci i znany jest jako osoba ciężko pracująca i uczciwa.
Oświadczenie Fontaine’a zawiera także jeden niezmiernie ciekawy punkt, a
mianowicie – we wnętrzu „kabiny” dostrzegł on dwie istoty zwrócone plecami do
niego. W pewnym momencie ten siedzący po prawej odwrócił się i spojrzał na
Fontaine’a. Ten ostatni określił jego wzrost na 90 cm. Istoty były ubrane w
jednoczęściowe stroje i hełmy.
Tak więc obaj obrócili
się plecami do mnie, a potem nastąpił błysk tak silny, jak od łuku
elektrycznego. Wszystko wokół mnie zbielało od błysku. Poczułem silne gorąco i
silny podmuch wiatru, a w parę sekund później niczego tam już nie było.[8]
Po zniknięciu obiektu,
Fontaine obejrzał sobie dokładnie teren, nad którym obiekt zawisł, ale nie
znalazł żadnych śladów pobytu NOL-a na ziemi, co zresztą nie było czymś dziwnym,
bowiem obiekt wisiał na wysokości 4-5 m nad gruntem.
Fontaine opowiedział
wszystko najpierw swej żonie, a potem policji – ale nikt mi nie uwierzył - jak skomentował to reporterowi z „Lumiéres
dans la Nuit” – francuskiego czasopisma, którego reporterzy przeprowadzili z
nim wywiad. Nazajutrz rozpoczęło się formalne śledztwo, które prowadzili dwaj
oficerowie: kpt. Maljean (żandarmeria z St. Pierre) i kpt. Legros
(Obrona Cywilna), którzy przybyli na miejsce zdarzenia. Stwierdzono podwyższony
stopień radioaktywności na tym terenie oraz na odzieży Fontaine’a. Zgodnie z
raportem kpt. Legrosa, na miejscu zdarzenia znajdowało się 8 punktów, w których
radioaktywność była wyższa od tzw. promieniowania tła i wynosiła 16 mR/h –
bardzo niewiele[9], co
jednak wskazywało na to, że jednak „coś” tam było. Jedynym wytłumaczeniem tak
niskiego poziomu radioaktywności było to, że pomiary przeprowadzono w 10 dni po
tym CE, a poza tym w ciągu tej dekady padały silne deszcze.[10]
W tym czasie obserwowano
także pojawienie się NOL-a na tym terenie oraz – a było to 11 sierpnia – nad
Mauritiusem. Opisywano ten obiekt jako CNOL, który wyglądał podobnie, jak ten z
Réunion. Dla tych, którzy wierzą, że NOL–e mogą być tylko solidnymi, metalowymi
pojazdami sugestia, iż NOL może po prostu zniknąć jest nie do przyjęcia. Jednak
raporty o nagłym pojawieniu się i znikaniu NOL-i powtarzają się tak często, że
musimy przyjąć taką możliwość, iż NOL jest obiektem nie tylko materialnym.[11]
Jeżeli UFO pobiera energię z nieznanych źródeł, to w konsekwencji tego NOL albo
wisi w powietrzu, albo gotuje się do odlotu. Zawsze w takich przypadkach
dostrzega się delikatne świecenie. Światło to jest zbliżone do promieni UV,
względnie innych, niewidzialnych dla nas, ale dostrzegalne dla naszych aparatów
fotograficznych, kamer wideo i innych przyrządów[12]
promieniowań – np. X, IR czy g. Inną teorią, która tłumaczy ten
pojawiający się bądź znikający fenomen jest używanie przez NOL-e
przestrzenno-czasowego continuum, jako kanału transportowego, umożliwiającego
odbywanie podróży na wielkie odległości w zerowym czasie .[13]
4.4. Spotkanie na
narciarskim stoku.
Z wysp Oceanu Indyjskiego
przenieśmy się do Finlandii. [...] zdarzenie to miało miejsce późnym
popołudniem dnia 7 stycznia 1970 roku, w lesie, niedaleko wioski Imjärvi w
południowej Finlandii. Krytycznego dnia dwaj świadkowie zdarzenia:
trzydziestoparoletni rolnik Esko Viljo oraz 36-letni leśniczy Aarno
Heinonen jeździli na nartach. Obu tych ludzi scharakteryzowano jako
atletycznych i zatwardziałych abstynentów.[14]
W czasie małej przerwy w jeździe usłyszeli naraz dziwny, bzyczący odgłos i
ujrzeli coś, co opisali jako bardzo silne światło na niebie. Bzyczenie stało
się intensywnym, zaś samo światło nagle się zatrzymało i naraz otoczyło się
czymś w rodzaju mgiełki o kolorze jasnoszarym. Mgiełka ta pulsowała w takt
pulsacji światła. Ze szczytu utworzonej w ten sposób chmurki wydobywały się
kłęby dymu. Obaj świadkowie w zdumieniu obserwowali to zjawisko. Chmura
opuściła się na wysokość około 150 m, co pozwalało dostrzec jej wnętrze. Obaj
mężczyźni zauważyli tam metaliczny obiekt o około 3-metrowej średnicy. Na
dolnej części obiektu zauważyli oni trzy półkule i środkową tubę. Tymczasem ów
NOL wisiał w powietrzu i wydawał dziwny dźwięk. Po pewnym czasie NOL opuścił
się niżej i zawisł na wysokości 3-4 m nad poziomem gruntu, i wtedy przestał
bzyczeć. Był tak blisko – opowiadał Heinonen, - że mogłem dosięgnąć
go kijkiem.[15]
Nagle pojazd wyemitował z tuby promień światła, tworząc na ziemi krąg świetlny.
Promień ten mierzył około 1 m średnicy. W tym czasie na cały ten teren
opuszczała się dziwna, szaro-czerwona mgła. Opowiada Heinonen:
Nagle poczułem, jak jakaś
siła odciąga mnie do tyłu. Cofnąłem się o krok do tyłu i w tym samym czasie
zobaczyłem tą istotę. Stała ona w strumieniu światła i trzymała w ręku czarne
pudełko.
Później Heinonen
powiedział, że pudełko to miało okrągły otwór, z którego wydobywało się żółte,
pulsujące światło.
Istota ta miała około 90
cm wzrostu i bardzo cienkie ręce i nogi. Jej twarz była blada jak wosk. Nie
zauważyłem jej oczu, ale jej nos był dziwny – wyglądał jak haczyk, a nie nos.
W swej relacji stwierdza
on także, iż jej uszy były bardzo małe i przyciśnięte do czaszki. Istota była
ubrana w kombinezon w kolorze jasnej zieleni, a jej buty były ciemnozielone.
Palce były zaciśnięte jak szpony wokół czarnego pudełka. Zaś Viljo dodał, że istota
stała w jasnym świetle i lśniła jak fosfor, ale jej twarz była bardzo blada.
Jej ramiona były cienkie i chude jak u dziecka. Nie widziałem szczegółów jej
ubioru, pamiętam tylko, ze był zielonkawego koloru. Viljo także opisał tą
istotę jako stworzenie raczej niskie, poniżej metra wysokości i bardzo chude.
W chwili, gdy dwaj ludzie
obserwowali istotę, ta wycelowała otwór pudełka w Heinonena. Pulsujące światło
było bardzo jasne, prawie oślepiające. Jednocześnie mgiełka otaczająca NOL-a
zgęstniała, a z oświetlonego kręgu strzeliły wielkie iskry. Metrowe błyskawice
miały kolor czerwony, zielony i purpurowy, które uderzyły w ludzi, czego nie
odczuli. Mgła zgęstniała i świadkowie stracili z oczu NOL-a i istotę z jej
promieniem świetlnym. W czasie trwania tego incydentu obaj mężczyźni nie mogli
mówić do siebie. I dalej relacja Vilio:
Nagle krąg światła na
śniegu przygasł. Promień świetlny powędrował drżąc jak płomień w stronę tuby
NOL-a. Jednocześnie dziwna mgła się rozproszyła i powietrze znów było czyste.
Po dwóch minutach od
rozproszenia się mgły, Heinonen poczuł, że prawa strona jego ciała stała się
nieczuła do tego stopnia, że kiedy chciał zrobić krok do przodu, to przewrócił się.
Byłem zwrócony prawą
strona do światła. Miałem zraniona prawą nogę, ale nie czułem niczego od stopy
w górę. Nie mogłem się podnieść, chociaż próbowałem kilka razy – powiedział Heinonen. Odpiął narty, a
Vilio pomógł mu iść do wsi, do domu jego rodziców, gdzie powiedział, że nie
czuje się całkiem dobrze. Heinonen z trudnością oddychał, bolała go głowa, czuł
bóle w plecach, ramionach i nogach. Później dostał silnych torsji. Wydalony
przezeń mocz miał kolor czarnej kawy. Wezwano lekarza – dr Pauli Kajanoja,
który stwierdził znaczny spadek ciśnienia krwi, co wskazywało na szok, w
związku z czym zaaplikował pacjentowi środki uspokajające i nasenne. Jednak
symptomy nie ustawały. Heinonen był tak osłabiony, że nie mógł chodzić. Poza
tym odczuwał ustawiczne zimno, chociaż nie gorączkował.
14 stycznia, dr Kajanoja
odwiedził swego pacjenta po raz trzeci. Mimo uprawiania przez Heinonena ćwiczeń
polepszających krążenie, symptomy nie ustawały, wobec czego lekarz zabronił mu
wykonywania jakichkolwiek prac. W maju Heinonen wciąż czuł się źle – bolała go
głowa, żołądek i kark. Wciąż nie mógł pracować. Opowiedział także, że kiedy
powrócili na miejsce wydarzenia, to poczuli się jeszcze gorzej. Poza bólami,
Heinonen miał okresowe zaniki pamięci. Od czasu incydentu nie miał apetytu.
Przed incydentem, Heinonen cieszył się końskim zdrowiem i doskonałym wzrokiem,
a teraz odkrył, że każdy silniejszy błysk światła powoduje łzawienie.
Viljo tez nie wyszedł
cało z tego incydentu, chociaż nie odniósł tak poważnych obrażeń, jak jego
towarzysz. W godzinę po incydencie jego twarz ściemniała i poczerwieniała. Miał
trudności ze złapaniem równowagi, stwierdził także osłabienie mięśni nóg. 12
stycznia Viljo odwiedził okulistę w sprawie swych zapuchniętych oczu. W dwa dni
później udał się do internisty w Heinola, który przepisał mu lekarstwa na
polepszenie krążenia. W trzy dni później, Viljo odwiedził tego samego lekarza,
który stwierdził, że jest on zupełnie zdrowy, aczkolwiek Viljo twierdził, że
będąc w saunie stwierdził całkowite zaczerwienienie skóry na całym ciele. W
maju Viljo napisał list do szwedzkiego dziennikarza nadmieniając przy tym, ze
ludzie, którzy odwiedzili to miejsce, też chorowali przez kilka dni. W swoim
raporcie o stanie zdrowia obu mężczyzn, dr Kajanoja stwierdził, że:
...obaj moi pacjenci
przeszli silny wstrząs. Esko Viljo był bardzo czerwony na twarzy i wyglądało to
na opuchliznę. Obaj sprawiali wrażenie niepoczytalnych. Mówili dużo, szybko i
bez sensu. Nie mogłem znaleźć jakichś patologicznych zmian u Heinonena. Nie
czuł się dobrze, ale była to być może reakcja żołądkowa na szok. Symptomy,
które on opisywał przypominały mi porażenie promieniste. Niestety, nie miałem
przyrządów, by to stwierdzić. W jego moczu najprawdopodobniej znajdowała się
krew. W ogóle nie mogłem postawić diagnozy i przepisać właściwych leków.
Kiedy szwedzki
dziennikarz, fotograf i tłumacz wraz ze świadkami udali się na to miejsce w
czerwcu, ręce obu świadków i tłumacza stały się czerwone, a Heinonena rozbolała
głowa. Dziennikarz znalazł także dwóch innych świadków incydentu, którzy
przyznali, że 7 stycznia, o godzinie 16:45, widzieli NOL-a nad dwoma
narciarzami. Jednym z tych świadków była Edna Siitari, żona rolnika z
Faistjärvi, wsi oddalonej o 15 km od miejsca incydentu. Drugim świadkiem był
mieszkaniec wioski Paaso, oddalonej o 10 km, który także widział światło. Ale
żaden z tych świadków nie kontaktował się z Obcymi[16].[17]
4.5. „Gleboznawcy” z New
Jersey.
Było to pewnej, niezwykle
ciepłej nocy styczniowej w roku 1975, kiedy to George O’Barski (lat 72) wracał do domu z małego drug-store’u,
którego był właścicielem. Gdzieś około godziny 02:00, O’Barski przejeżdżał
przez North Hudson Park, po newjersejskiej stronie rzeki Hudson. W pewnej
chwili jego samochodowe radio zaczęło odbierać dziwne zakłócenia atmosferyczne.
Zacząłem wsłuchiwać się w
radio – opowiadał
później O’Barski Tedowi Bloecherowi
ankieterowi z MUFON – wydobywały się z niego dziwnie wysokie głosy...
Wzmocniłem trochę siłę głosu i wiesz co? Usłyszałem jakby dźwięk, jakby ktoś
coś drapał. A potem radio przestało działać! Niczego nie było słychać –
rozumiesz?![18]
Szyby samochodu były
częściowo opuszczone z powodu niezwykle ciepłej pogody. O’Barski zeznał
później, że słyszał buczący odgłos podobny do głosu pracującej lodówki i
zobaczył coś, co podchodziło do lądowania: ten przedmiot unosił się w
powietrzu. Opisał on tego NOL-a jako coś okrągłego, mającego 10 m średnicy
i 2-2,6 m wysokości z kopułką na wierzchu. Sam obiekt był ciemny, miał jednak
kilka oświetlonych iluminatorów umieszczonych wokół korpusu pojazdu. Każde okno
miało rozmiary 30 x 120 cm i przedzielała je przerwa o szerokości 30 cm. Poza
tym O’Barski nie zauważył innych szczegółów poza świecącym pasem biegnącym
dookoła pojazdu u podstawy kopułki.
NOL przeleciał nad
samochodem O’Barskiego i wylądował w odległości około 30 m od niego. Określenie
„wylądował” nie jest tu za bardzo na miejscu, bowiem de facto NOL zawisł
na wysokości 3 m nad ziemią, a potem opadł na wysokość jakichś 1-1,2 m nad
gruntem. O’Barski nie był w stanie stwierdzić, czy NOL stoi na jakichś
podporach, platformie czy też wisi w powietrzu.
Naraz otworzył się
czworokątny właz i po stopniach zeszło w dół 9 lub 11 istot – jak dzieci
schodzące po drabinie przeciwpożarowej – oświadczył on. Ufonauci mieli
1-1,2 m wzrostu i wydawało mu się, że byli oni ubrani w dziecięce
kombinezony noszone na śnieg. Każdy z nich nosił hełm, który był okrągły i
w kolorze ciemnym, jak Ich ubiór. Istoty miały także rękawice. Każdy z nich
miał torebkę i coś przypominającego łopatkę. Każda torebka miała przymocowany
do niej uchwyt . Humanoidzi musieli dobrze znać swoją pracę, gdyż jak wszyscy
znaleźli się na ziemi, to od razu rozpoczęli kopanie...
Kopali Oni w kilku
miejscach w sąsiedztwie NOL-a, a wykopana ziemię wsypywali do torebek. Cała
praca trwała nie dłużej, niż 2 minuty, a potem humanoidalne istoty wspięły się
do luku wejściowego. Pojazd wystartował i znikł z oczu O’Barskiego w ciągu 20
sekund.
W swej relacji O’Barski
stwierdził, że Oni działali tak jak ludzie, a nie jak roboty. I chociaż nie
widziały go, to czuł on lęk przed Nimi. Po odlocie NOL-a radio i silnik auta
zaczęły pracować normalnie. Podsumowując swój raport, O’Barski stwierdził, że:
Odkąd mam swój sklep, w
ciągu 30 lat niejednokrotnie widziałem ludzi z pistoletami czy nożami.
Wielokrotnie odnosiłem rany, ale nigdy nie przeżyłem czegoś podobnego, na widok
czego skamieniałem z wrażenia, jak tym razem...
Powinniśmy wreszcie
rozważyć i tę myśl, że Ziemia jest odwiedzana przez wielu Przedstawicieli
obcych cywilizacji. Część z Nich zajmuje się badaniem naszej gleby,
analizowaniem jej tak, jak nasze próbniki robią to na Księżycu, Marsie i innych
planetach. Inne zaś koncentrują swe zainteresowania na naszym duchowym rozwoju.
Jeszcze inni obserwują całokształt naszej działalności gospodarczej, naukowej,
społecznej, itd. godnym podkreślenia jest fakt, że opisy tych „gleboznawców” konsekwentnie mówią o typie małych istot, o
wzroście 90-120 cm. Istoty te kojarzą się z opowieściami czarowników mówiących
o naszych rozumnych kuzynach leczących (odtruwających) Matkę Ziemię. I znów
podobnie jak u nas, w naszej kulturze istnieją podziały na specjalności.
Duchowni zajmują się duszą, aptekarze - lekarstwami, synoptycy poświęcili się
pogodzie, itp., tak iż możliwe jest, ze różne rodzaje kosmicznych ras interesują
się tylko we własnym zakresie naszą planetą.
4.6. Humanoidzi w
Rockville, (VA).
To spotkanie miało
miejsce w dniu 11 maja 1969 roku, około godziny 01:45.
24-letni Mike
Luczkowich właśnie wracał do domu w Rockville z randez-vous.[19]
Właśnie przejechał koło Rockville General Store, kiedy w odległości 14-15 m od
swego samochodu zauważył coś, co przypominało parę jeleni. Później zorientował
się, że obserwuje dwie postacie o niskim – 90-120 cm – wzroście. Stworzenia te miały na głowach kuliste hełmy,
które przypominały piłki do koszykówki. Hełmy te otaczały bladozielone pasy,
które odbijały światła samochodu. Początkowo Istoty te były nieruchome, ale
rychło poruszyły się i oddaliły szybkim biegiem na lewo od świadka. Gdy dwie
pierwsze Istoty znikały z pola widzenia, z prawej strony pojawiła się trzecia,
która dołączyła do poprzednich.
Luczkowich oświadczył, że
Istoty te były ubrane w jasnobrązowe kombinezony, które były nieco ciemniejsze
u dołu na rękach i na nogach. Nie zauważył on rysów twarzy, a to dzięki
baniastym hełmom. Spotkanie to było dlań wstrząsem, więc nie mówił o nim nikomu
aż do niedzieli. W poniedziałek wraz z trzema innymi osobami udał się na
miejsce CE. Odnaleźli oni ślady Istot w postaci ścieżki wydeptanej na zaoranym
polu, a także połamanych gałązek żywopłotu. Ankieterzy NICAP przybyli
następnego tygodnia, ale na nieszczęście, ślady te zostały zatarte przez upływ
czasu. Szkoda, że żaden z 4 mężczyzn nie sfotografował śladów, bądź nie
udokumentował ich w inny sposób.
Tego samego dnia, tj. 11
maja, około północy wracając do domu, 18-letnia Debbie Payne widziała
owalny, świecący obiekt unoszący się nad jej domem. Niestety, jej towarzysz nie
zauważył go, ale bliskość czasoprzestrzenna tych dwóch wydarzeń może wskazywać
na istnienie związku przyczynowo-skutkowego pomiędzy trzema małymi humanoidami,
a NOL-em unoszącym się nad domem Payne’ów.
4.7. Incydent w Ohio.
W burzliwą noc 30 marca
1967 roku, David Morris jadąc samochodem do domu w południowej części
stanu Ohio przeżył swego rodzaju koszmar. Gdzieś około godziny 02:30, Morris
osiągnął szczyt niewielkiego wzgórza i ujrzał stojący wielki i stożkowaty
obiekt w odległości 25-30 m od szosy, po jej lewej stronie. Zwolnił więc do
prędkości 50 km/h i obserwował dziwny obiekt stojący w polu. Miał on 8 m
wysokości i około 4 m szerokości u swej podstawy. Naraz uwagę Morrisa przykuło
coś, co się działo na szosie. W poprzek szosy przebiegało 4-5 jakichś istot
wyraźnie widocznych w świetle świateł samochodu, ubranych w rodzaj
pomarańczowych kombinezonów. Morris zahamował, ale nie zatrzymał całkiem
samochodu, wskutek czego uderzył zderzakiem jednego „ludzika”. Samochód wpadł w
poślizg na mokrej od deszczu jezdni, przejechał ślizgiem około 3 m i wreszcie
się zatrzymał. Morris złapał za klamkę drzwi, bo jego pierwszym impulsem było
udzielenie poszkodowanemu pierwszej pomocy, ale nagle błysnęła mu w mózgu myśl:
Jeżeli zabiłem jednego z Nich, to Oni zabiją mnie!!! Dodał zatem gazu i
uciekł z miejsca zdarzenia. Później badający to miejsce ankieter oświadczył,
że: Wszystko wskazuje na to, że Dave Morris mówił prawdę. Od pewnego czasu
przyjęliśmy wiele doniesień, raportów i relacji o nocnych spotkaniach z
pomarańczowymi światłami różnych typów, kształtów i rozmiarów, a zwłaszcza po
incydencie Morrisa. Obecnie przyjmujemy analogiczne doniesienia o NOL-ach w
kolorze czerwonym... Ciekawy jestem, jak to się skończy?...
4.8. Obcy na skraju
drogi.
20 marca 1967 roku, o
godzinie 22:45 EST, mężczyzna określany przez Roberta A. Schmidta –
sekretarza Pittsburgh UFO Research Institute – panem Ribblesem poprosił
swą córkę Joan o towarzyszenie mu w wycieczce odbywanej domowym VW do
przedmieścia miasta Butler, PA, w nadziei ujrzenia „powietrznych świecących
fenomenów” – czyli NOL-i, które tam obserwował onegdaj. Odtąd mieszkał tylko o
milę od prywatnego lotniska i czekał ponownie na Bliskie Spotkanie.
Krytycznego dnia
zaparkowali samochód na jednej z dróg dojazdowych raczej mało uczęszczanej i po
kilku minutach oczekiwania ujrzeli dwa kuliste światła. Świecące obiekty
początkowo wydawały się być dwoma samolotami lecącymi ponad lotniskiem, ale w
taki sposób, jakby zamierzały lądować na szosie, co potwierdziło się w chwilę
później, gdy oba światła zniżyły się nad nią i zaczęły zbliżać się do Ribblesów
z prędkością około 50-60 km/h. Ribblesowie oczekiwali nieuchronnej kolizji, ale
nie doszło do niej. Tak czy owak – zdębieli ze zdumienia, a mieli po temu
powód.
Światła przekształciły
się w półkole pięciu postaci, które stały w odległości 5 m od VW. Oboje
wyskoczyli z samochodu i zza niego przyjrzeli się humanoidom. Schmidt
podaje taki opis Istot wedle relacji Joan Ribbles:
... Wyglądali zupełnie
jak ludzie, ale Ich twarze były zupełnie wyprane z uczuć... Ich oczy – o ile
można je tak nazwać – miały wygląd poziomych szczelinek... Nie widziałam białek
czy tęczówek, tylko te szczelinki. Ich nosy były wąskie i wydatne, nie takie
jak ludzkie. Usta tak jak oczy przypominały wąskie szpareczki.[20]
Joan określiła wzrost
tych Istot na 167 cm, z tym, że jedna z nich była niższa od pozostałych czterech
i mierzyła 150 cm. Wszystkie Istoty nosiły płasko zakończone nakrycia głowy.
Włosy czterech z nich były długie do uszu, natomiast włosy niższej były długie
do ramion, co nasunęło Joan myśl o tym, ze była to Istota rodzaju żeńskiego.
Cała piątka była ubrana w identyczne szarozielone bluzy i spodnie. Skóra Ich
twarzy i rąk miała kolor „przypalonej skóry”. Joan przyznała potem, że to
półkole obserwujących ich Istot „napędziło jej stracha”.
- Nie słyszeliśmy żadnych
odgłosów – zeznała potem badającemu to wydarzenie ankieterowi. Robblesowie
dopadli do samochodu, zapalili silnik i uciekli z miejsca zdarzenia.
Istniała możliwość
zapomnienia pewnych szczegółów tego zdarzenia, tak jak w wielu przypadkach tego
rodzaju, biorąc pod uwagę to, że świadkowie znajdują się w stanie stresu a
nawet szoku. Jednakże Joan zapamiętała coś, co może być szczególnie ważną
rzeczą, a mianowicie: kiedy światła zbliżały się do auta, to słyszała ona „chór
głosów” sączący się bezpośrednio do jej mózgu, a nie uszu.
... Głosy powtarzały: «Nie
ruszaj się, nie ruszaj się»! – a kiedy uruchomiliśmy silnik głosy zawyły: «NIE
RUSZAJ SIĘ!!!» Kiedy światła znikły za nami, głosy wreszcie umilkły. Mój ojciec
nie słyszał tego tak, jak ja to słyszałam, ale nie jestem tego taka pewna...
4.9. Humanoid w
belgijskim ogrodzie.
Od 1947 roku zanotowano
wiele incydentów z NOL-ami i humanoidami. Teraz przedstawię jeden z rzadkich w
Belgii incydentów z humanoidami. Bohaterem tego wydarzenia jest pewien 28-letni
Belg, którego inicjały brzmią V.M. i który mieszka w Vilvorde, kilka
kilometrów na północny-wschód od Brukseli.[21]
Pewnej grudniowej nocy
1973 roku, pan V.M. obudził się o godzinie 02:00 i udał się do toalety,
znajdującej się na małym podwórku za kuchnią. Nie chcąc budzić żony nie zapalał
światła, tylko wziął latarkę i wyszedł z
sypialni. Gdy doszedł do kuchni, usłyszał dziwny hałas, brzmiący jak upadek
jakiejś łopaty czy szufli. Jednocześnie ujrzał zielonkawe światło sączące się z
kuchni. Wyjrzał przez okno i stwierdził, że jego ogród – zazwyczaj ciemny o tej
porze – jest oświetlony jakimś dziwnie zielonkawym światłem przywodzącym na
myśl akwarium. Źródłem tego zielonkawego światła był mały humanoid, a raczej
jego ubiór. Miał on normalnie wyglądające ręce i nogi, ogólnie proporcjonalne
do reszty ciała. Ubiór tej istoty wyglądał na metalizowany, natomiast głowę
przykrywał mu hełm z przewodami biegnącymi do czworokątnego pojemnika (?),
umieszczonego na plecach, od barków do pasa tego stworzenia. Ubiór ten nie miał
guzików ani eklerów. Wokół bioder Przybysza znajdował się pas, który emitował
czerwone światło z niewielkiego pudełka umieszczonego tam, gdzie zazwyczaj
znajduje się klamra. Znajdujący się w ogrodzie humanoid obsługiwał urządzenie
przypominające odkurzacz lub detektor min. poruszał tym urządzeniem nad kupą
liści, wykonując wahadłowe ruchy od i do siebie. Obserwując go V.M. odniósł
wrażenie, że Istota ta ma trudności z poruszaniem się – zataczała się i uginały
się pod nią kolana.
Nagle V.M. skierował nań
strumień światła z latarki, humanoid odwrócił się – widocznie nie mógł skręcać
szyi i musiał obracać swe całe ciało, by zobaczyć, co ma za sobą. Wtedy V.M.
zobaczył, że humanoid ma ciemną karnację skóry – poza tym nie widział on ani
nosa, ani ust, a jedynie oczy – które były owalne – oraz małe, punktowe uszy.
Oczy humanoida były wielkie i jasne, z zielonymi obwódkami. Źrenice były
również owalne i czarne. Stali tak twarzą w twarz. Humanoid podniósł swą drugą
rękę i zrobił znak „V” utworzony przez środkowy i wskazujący palec. Następnie
podszedł do ogrodowego muru i wszedł nań jak mucha – tj. cały czas prostopadle
do podłoża – i znalazł się na drugiej stronie. Po kilku chwilach ukazała się
silna biała aura po drugiej stronie ogrodu. Pomimo wiatru rozległ się silny
odgłos i spoza muru podniósł się wolno kulisty obiekt, który wisiał kilka chwil
w powietrzu, a potem odleciał, wydając dźwięk podobny do brzęczenia owada.
V.M. opisując górną część
NOL-a porównał ją do kopułki lśniącej pomarańczowo-czerwonym światłem. Dolna
część świeciła czerwienią, na tle której można było zauważyć trzy inne
światełka: czerwone, zielone i niebieskie. Na platformie okalającej NOL-a V.M.
zauważył także dziwny emblemat: czarne koło przekreślone skośnie żółtym znakiem
przypominającym błyskawicę. Odlatując NOL pozostawił po sobie świecący ślad,
który rozpadł się na małe plamki.
V.M. nie nawiązał żadnego
– werbalnego czy telepatycznego – kontaktu z Istotą, ani nie odczuwał lęku. Nie
odczuwał także żadnych psychofizycznych dolegliwości czy sensacji po kontakcie.
Następnego dnia przeszukał cały ogród, ale nie znalazł żadnego fizycznego śladu
odwiedzin nocnego Gościa. Potem już nigdy nie był trapiony nocnymi
odwiedzinami.
4.10. Człowiek-roślina.
To zdarzyło się pewnego
pięknego dnia w czerwcu 1968 roku. Jennings Frederick polował na ptaki
przy pomocy łuku i strzał. Nie ustrzeliwszy niczego wracał z próżną torbą do
domu. Głęboko zamyślony usłyszał naraz głos jakby szybko puszczonej do tyłu
taśmy magnetofonowej. Zgodnie z tym, co napisał Gray Barker – głos ten
zdawał się mówić: Nie musisz się mnie bać. Chciałbym się z tobą porozumieć.
Przybywam jako przyjaciel. My wiemy o was wszystko. Przybywamy w pokoju.
Potrzebuję opieki lekarskiej. Potrzebuję pomocy.[22]
Kto, czy co nadawało tę
wiadomość? Czy Frederick słyszał to oczami czy mózgiem? Nagle ukazało się coś
pół-ludzkiego, długouchego i żółtookiego. To coś miało ręce o trzech
palcach o długości 18 cm. Ciało tego czegoś przypominało łodygę rośliny
zarówno w kolorze, jak i w kształcie – było zielone.
Początkowo Jennings
sądził, że skaleczył sobie rękę o ciernie, ale później zorientował się, że ten
humanoid (???) zranił jego rękę i wysysał z niej krew! W pewnym momencie oczy
stworzenia stały się czerwone i przypominały rotujące wściekle pomarańczowe
koła. Jennings zahipnotyzowany tym stał jak skamieniały. Transfuzja trwała
około minuty, poczym Istota – roślina-wampir puściła go i oddaliła się szybko
na szczyt wzgórza, robiąc przy tym kroki o długości 8 metrów! Jennings
wyprowadzony z transu znów poczuł ból ramienia i udał się do domu. Wkrótce usłyszał buczący dźwięk, który
nasunął mu myśl, że człowiek-roślina być może startuje swym latającym talerzem
czy innym pojazdem, w którym tu przybył. Oczywiście w domu powiedział, że
poranił rękę na ostrokrzewach. Historię o swym CE0 z Obcym opowiedział dopiero
po paru miesiącach swemu przyjacielowi o nazwisku Barker.
NOL-e nie były czymś
obcym dla rodziny Fredericków. Matka Jenningsa miała też spotkanie w czasie,
kiedy on był w szkole. Po wyprawieniu męża do pracy i dzieci do szkoły myła
talerze po śniadaniu. Od czasu do czasu wyglądała przez kuchenne okno i naraz
ujrzała – jak się to jej wydawało – dziecko bawiące się na polu pod wzgórzami.
Pomyślała, ze dzieciak może dotknąć elektrycznego ogrodzenia dla bydła i
zdecydowała się ostrzec dziecko przed niebezpieczeństwem. Gdy zbliżyła się do
niego, to zauważyła, iż nie jest to dziecko, a mała czarna lub ciemnozielona
Istota, która zrywała trawę i wkładała ją do torebki. Nieco dalej znajdował się
talerzopodobny pojazd z wysięgnikiem dotykającym gruntu. Istota była przymocowana
do NOL-a czymś, co przypominało kabel. NOL miał 3 m średnicy i 1,6 m wysokości.
Był on koloru biało-srebrzystego. Poniżej kopułki znajdował się rząd okienek.
NOL wirował w kierunku zgodnym z kierunkiem ruchu wskazówek zegara i wydawał buczący
dźwięk. Istota wydawała się być bardziej zwierzęciem, niż człowiekiem. Była ona
naga, miała małe uszy stojące jak u zwierzęcia i ogon, co sprawiało wręcz sataniczne wrażenie. Nie
dostrzegła rysów twarzy tej istoty.
Pani Frederick pobiegła
do domu, wskoczyła do łóżka i nakryła głowę kołdrą, mając nadzieję, że
cokolwiek to było – zniknie. W parę minut później znów wyjrzała przez okno i
zauważyła, że Istota wlazła do NOL-a, który wystartował. Buczenie nasiliło się,
gdy NOL wzleciał w powietrze „tak lekko jak piórko”.
Pani Frederick nie mówiła
o tym nikomu, aż jej syn Jennings powrócił ze szkoły. Gdy matka opowiedziała mu
o tym wydarzeniu, natychmiast udał się na pastwisko, gdzie znalazł ślady
wgniecenia gruntu. Na podstawie wielkości śladu doszedł do wniosku, że NOL
ważył około tony. Znalazł tam także dziwne pazurzaste ślady i doszedł do
wniosku, że Istota ważyła około 20 kg, a potem Jennings wysłał dokładny opis
znalezionych śladów do USAF. Znalezione ślady wgniecenia i łap (???)
potwierdzały to, że jego matka nie uległa halucynacji. Gray Barker pisze, że
USAF zaserwowały im proste wyjaśnienie – BALON METEOROLOGICZNY. (!!!)
Ale to jeszcze nie koniec
wydarzeń. Pewnego dnia – a raczej poranka, pomiędzy godziną 01:00 a 04:00 –
Jennings został obudzony silnym błyskiem
czerwonego światła. Odruchowo sięgnął pod poduszkę po swój rewolwer kalibru .38[23]
i zaczął poszukiwać przyczyny błysku. Początkowo sądził, że źródłem światła był
piecyk gazowy, ale później zauważył mały pojemnik wielkości jabłka toczący się
po podłodze pokoju. Nagle poczuł jak złapała go czyjaś ręka i uczuł ukłucie
igły w lewe przedramię. Stanął twarzą w twarz z trzema facetami ubranymi w
czarne golfy i ciemne spodnie. Na twarzach mieli gogle.[24]
Jeden z nich powiedział:
- Psy są bardzo
agresywne, więc wszystkie uśpiono.
- A co będzie z nim? –
zapytał drugi.
- Wkrótce zaśnie, jest
już na wpół śpiący – padła odpowiedź, i do Jenningsa – Nie obawiaj się tej
igły, ramię poboli cię przez dzień czy dwa i to wszystko...
Gdy pojemnik był w
zasięgu ręki Jenningsa, ludzie ci nałożyli maski przeciwgazowe i ostatnią
rzeczą jaka on zapamiętał było to, że jeden z nich włożył ten przedmiot do
kieszeni. Zgodnie z relacją Jenningsa, faceci rozciągnęli coś nad jego twarzą i
rozpoczęli wypytywanie go o UFO i o to, co on o nich sądzi. Wypytywali go o to,
co sądzi on o czasach współczesnych i o
przyszłości. W
tym miejscu Jennings stracił przytomność i nie pamiętał niczego, co działo się
z nim potem. Nikt w domu nie mówił mu o dziwnych wydarzeniach tej nocy, więc
sądził, że użyty przez niezwykłych „gości” gaz obezwładnił ich także.
Barker tak wypowiedział
się na temat wywiadu z Jenningsem:
Być może to on był jednym
z Nich. Być może to on prowadził wywiad ze mną, a mnie się tylko wydawało, że
to ja prowadzę wywiad z nim.
Gray Barker odrzucił
później tą myśl, jednakże doszedł później do wniosku, że Jennings jest
człowiekiem opętanym nie przez chorobę umysłową czy diabła, ale przez tajemnicę
UFO.
4.11. Trolle, skrzaty i
Ukryty Lud.
W oryginale
tytuł tego podrozdziału brzmi „The Hidden Ones: Puck and the
Wee People”. A rzecz
będzie o tych, którzy towarzyszyli nam od dzieciństwa w bajkach i legendach
opowiadanych nam przez naszych dziadków, rodziców i opiekunów…
W roku 1962, kilku
przedsiębiorczych Islandczyków zamieszkałych w małej wiosce postanowiło
zbudować przetwórnię rybną. Zgodnie z islandzkimi tradycjami, każdy właściciel
musi złożyć część swych dóbr materialnych jako ofiarę przeznaczona dla
tajemniczego Hidden lub Gömmde
Folket -Ukrytego Ludu, i dlatego kilku wieśniaków wytknęło przedsiębiorcom
to, że każda część powinna być budowana zgodnie z tradycjami. Biznesmeni
odpowiedzieli śmiechem. Sprowadzili najnowsze maszyny, materiały budowlane,
materiały wybuchowe i specjalistów do operowania nimi. Sadzili, że jakieś tam
głupie wsiowe zabobony nie zatrzymają postępu. Aliści do czasu.
Super-wytrzymałe świdry łamały się jeden po drugim jak zapałki. Pewien stary
farmer twierdził i ostrzegał, że wtargnęli na terytorium Ukrytego Ludu,
ale robotnicy wykształceni i oświeceni zbyli go śmiechem. Nie mogli zrozumieć,
skąd na nowoczesnej Islandii wziął się taki stary głupiec. A świdry wciąż się
łamały. W końcu dyrektor przedsiębiorstwa, chociaż niewierzący w te opowieści,
zgodził się z sugestią starego farmera i udał się do miejscowego jasnowidza w
celu nawiązania kontaktu z Ukrytym Ludem i dojścia z nim do
porozumienia. Jasnowidz w transie oznajmił dyrektorowi, że na miejscu tym
znajduje się jedna, ale super-silna Istota, która wybrała to miejsce na swe
mieszkanie. Jednakże Istota ta nie była nieprzejednana. Gdy jasnowidz wyjaśnił
jej, że biznesmen potrzebuje tego terenu, zgodziła się przenieść się na inne
miejsce. Ów troll[25]
poprosił o pewien czas na znalezienie sobie nowego miejsca. Po 5 dniach znów
zapuszczono świdry w grunt i okazało się, że interes został ubity. Żaden ze
świdrów się już nie złamał...
W wielu tradycjach –
szczególnie na Wyspach Brytyjskich i w Skandynawii – brzmią echa starych legend
o istotach zamieszkujących magiczne królestwo , znajdujące się pod powierzchnią
ziemi – Asgard lub Asgård.[26]
Legendy te wskazują na istnienie Istot będących pośrednim ogniwem pomiędzy
człowiekiem a Aniołem. Ten dziwny lud wciąż miesza się w nasze ludzkie
sprawy, czasami nam szkodząc, czasami pomagając...
Kilku
specjalistów-biblistów doszukuje się w tych Istotach zbuntowanych aniołów,
których wyrzucono z Nieba po próbie rebelii Lucyfera. Ci „zdegradowani”
aniołowie, czy jak kto woli – demony – obrali sobie nowe miejsce życia na
Ziemi, zmieszali się z ludźmi i utworzyli nowy gatunek – coś pośredniego
pomiędzy ludźmi a aniołami. Czymś takim – a bardzo interesującym przykładem
wspólnym dla wielu kultur – może być słowo Pukwadżin. Jest to słowo
wspólne dla wszystkich kultur amerykańskich[27],
a oznacza dosłownie mali znikający ludzie. Europejczycy maja swoje elfy,
które można porównać właśnie do Pukwadżinów. „Słodki Puck” Williama
Szekspira kpiąco śmieje się z naszej głupoty.[28]
Słowo Puke jest znane w dialektach teutońskich i skandynawskich – w tych
ostatnich występuje również słowo Spok – a oznacza to małego duszka, coś
w rodzaju polskiego krasnoludka (bożątka) albo ducha (widmo). Puke kojarzy
się z niemieckim słowem Spuck – zły i brzydki demon, kobold, i
holenderskim Spook – duch, a także z irlandzkim Pooke i
kornwalijskim chochlikiem Pixie.[29]
Sufiks -dżin w słowie Pukwadżin
kojarzy się automatycznie z arabskim słowem al-ğinn albo dżin
– baśniową istotą zamieszkującą magiczne lampy... Zadziwiające jest
rozpowszechnienie występowania tego słowa czy jego fragmentów.[30]
Wygląda na to, że zjawisko małych znikających ludzików jest uniwersalne
dla całego świata.[31]
W ciągu stuleci wielu
ludzi usiłowało udowodnić ich istnienie, no i nazywano Ich różnie. Pomawiano o
różne brzydkie rzeczy, takie jak m.in. namawianie i kuszenie ludzi do złego,
porywanie dzieci i dorosłych do
podziemnego królestwa, i wiele innych
różnych psot. Z drugiej strony duszki te czasem były posłuszne woli ludzi i
nawet pomocne. Ochraniały dzieci, przy których porodzie asystowały.
Najciekawszym jest to, że
wszystko wskazuje na niewątpliwy związek pomiędzy Ufitami a tymi Istotami. Co
więcej – Oni wchodzą w nasze najintymniejsze sprawy. Wiele przykładów CE3 i CE4
wskazuje na to, że Oni chcą dokonać skrzyżowania naszych gatunków – stąd często
mówi się o porywaniu mężczyzn, kobiet i dzieci przez NOL-e. Opowieści i relacje
wspominają też, że widziano NOL-e nad pokładami różnych minerałów. LGM kopią
dziury w ziemi w ich poszukiwaniu. A co się dzieje z ludźmi, którzy
nieopatrznie wejdą Im w paradę? Ano właśnie – opowiem teraz historię, która
jeszcze 400 lat temu uchodziłaby za bajkę.
4.12. Przypadek Rivalino
da Silvy.
17 sierpnia 1962 roku, Rivalino
da Silva – górnik z Diamantiny w Brazylii, „nakrył” dwóch dziwnych ludzików
na kopaniu dołu. Ludziki te miały około 120 cm wzrostu, a widząc
nadchodzącego da Silvę uciekły w krzaki. Zanim górnik otrząsnął się ze
zdumienia, obiekt w kształcie kapelusza uleciał z dużą prędkością w niebo. Gdy
następnego dnia opowiedział o tym kolegom z kopalni – ci wyśmiali go. Ale na
tym się wcale nie skończyło!
Wczesnego ranka, dnia 20
sierpnia, jego 12-letni syn Raimunda został obudzony przez obce głosy.
Przysięgał potem, że słyszał wyraźnie kogoś, kto mówił: Rivalino jest tutaj
– musi być zniszczony! Raimunda zobaczył cień kogoś, kto nie wyglądał jak
istota ludzka, niewysokiego, kto raczej wpłynął a nie wszedł do pokoju. Nagle
jego ojciec zaczął poruszać się jak w transie. Otworzył drzwi i poszedł w
kierunku dwóch wielkich kul światła, które unosiły się około 2 metry nad
ziemią. Obiekty buczały i błyskały światełkami. Raimunda krzyknął do ojca, by
ten wracał, ale on wciąż szedł w kierunku świecących obiektów. Zanim chłopiec
zdążył podbiec i pociągnąć ojca za rękę do tyłu, jedna z kul wyemitowała
ciężki, żółty obłok dymu, który dokładnie zakrył jego postać. Gdy obłok rozwiał
się, świecące kule znikły tak, jak i Rivalino da Silva...
Raimunda wraz ze swymi
braćmi Fatimo i Dircen pobiegli na policję i tam złożyli
sensacyjne i niewiarygodne oświadczenie. Policja natychmiast zaczęła śledztwo.
W pobliżu domu da Silvy znaleziono dziwną, wymiecioną z pyłu i kurzu przestrzeń
o średnicy 5,5 metra. Nie znaleziono żadnych śladów stóp, czy pojazdu kołowego.
Policjanci znaleźli jedynie kilka kropli krwi w odległości 55 m od domu, ale
nie udało się jej zidentyfikować. Później usiłowano udowodnić chłopcu, że to on
zamordował ojca, ale rychło okazało się, że był on psychicznie niezdolny do
mordu. W dodatku pewien rybak oświadczył, że widział kule świetlne okrążające
dom da Silvy wieczorem, 19 sierpnia. Tymczasem jego koledzy opowiedzieli
policji o jego spotkaniu z dwoma LGM... No cóż – sprawę jak w takich
przypadkach – umorzono i odłożono ad acta.
4.13.
PrzygodaVillas-Boasa.
Kolejnym klasycznym
przykładem zapisanym w annałach ufologii jest historia młodego Brazylijczyka – Antonia
Villas-Boasa.[32]
Ten młody rolnik mieszkał w pobliżu miasta Francisco de Sales w stanie Minas
Gerais. W dniu 15 października 1957 roku, został on porwany na pokład
wielkiego, jajowatego NOL-a z trzema podporami. Jego pasażerowie byli niemal
takiego samego wzrostu, co porwany – 160 cm. obezwładnionego wciągnęli na
pokład UFO, rozebrali do naga i poddali badaniom przy pomocy igieł i innych
aparatów. Potem wrzucili go do pomieszczenia, w którym znajdowała się zupełnie
naga kobieta, należąca do „obcej” rasy. Jej rysopis był następujący: oczy duże
i niebieskie, nos prosty, wysokie kości policzkowe, usta niemal pozbawione warg
oraz ostro zarysowany podbródek. Ta młoda kobieta musiała być bardzo „gorąca”,
bowiem Antonio wyszedł z tej przygody z...
objawami lekkiej choroby popromiennej.[33]
(!!!) Jakie to romantyczne! Czyżby był to przykład na to, że Oni zawsze byli i
są wśród nas, mało tego – koegzystują z nami i manipulują nami na tysiące
sekretnych a subtelnych sposobów? Czy w mitach i legendach znajduje się
racjonalne jądro, które przetrwało przez stulecia? Wydaje się, że tak!
a
[1] W
Polsce przypadek taki miał miejsce w czasie CE0 Witkowice w 1980 roku - z tym,
że Obcy porozumiewali się telepatycznie ze świadkiem – uwaga konsultanta.
[2] W
czasie najsłynniejszego polskiego CE4 w Emilcinie Obcy porozumiewali się
pomiędzy sobą jakimś dziwnym, świergotliwym językiem, zaś ze świadkiem za
pomocą gestów – uwaga tłum.
[3]
Little Green Men = Małe Zielone Ludziki, potoczne, żargonowe określenie
humanoidalnych Kosmitów – uwaga konsultanta.
[4] Jak uśmiech Dżokera
kreowanego przez Jacka Nicholsona w filmie „Batman” – przyp. tłum.
[5] Sergio Conti – FSR,
nr IX-X/1970 – przyp. aut.
[6]
Stwierdzenie to nie jest całkowicie zgodne ze stanem faktycznym, bowiem w
kilkunastu przypadkach CE3 i CE4, Obcy zmuszali przemocą ludzi do wejścia na
pokład NOL-a, lub zbliżenia się do niego – uwaga tłum.
[7] W.
Strieber w swej pracy „Wspólnota” twierdzi, że Obcy stosują rodzaj
maskowania psychotronicznego mózgów świadków, w celu osłabienia szoku
spowodowanego przez nich. Są to wspomnienia osłonowe, które albo przesłaniają
prawdę o tym, co świadek przeżył, albo w ogóle wymazują te nieprzyjemne
wspomnienia z pamięci świadka – uwaga tłum.
[8] FSR, nr I-II/1969 – przyp.
aut.
[9] Dla
porównania, po katastrofie w Czernobylskiej EJ w kwietniu i maju 1986 roku,
radioaktywność na terenie woj. zachodniopomorskiego wzrosła miejscami do 3
cR/h, co uważano za dawkę niebezpieczną dla człowieka i innych istot żywych –
przyp. tłum.
[10]
Deszcz jest naturalnym czynnikiem dekontamitacyjnym skażenia promienistego czy
chemicznego, ale jednocześnie może być „transporterem” radioaktywnego fall-out’u,
jak wykazały to katastrofy w amerykańskich i radzieckich instalacjach jądrowych
– uwaga tłum.
[11]
Paradoks ten można obejść zakładając, że NOL-e naprawdę są pojazdami czasowymi
(poruszającymi się we wszystkich kierunkach w czasie i w przestrzeni) a nie
tylko czasoprzestrzennymi – uwaga tłum.
[12] To
wychodzi szczególnie na czarno-białych zdjęciach, kiedy to świadkowie opisujący
NOL-a twierdzą, że był on jasny, zaś na zdjęciu wyszedł jako ciemny i
vice-versa. Można to wytłumaczyć tym, że NOL emitował promieniowanie, na które
było uczulone oko świadka, ale nie błona filmowa, którą miał w aparacie.
Podobnie jest w przypadku zapisów wideo czy zdjęć wykonanych techniką cyfrową –
uwaga tłum.
[13] Jest
to hipoteza nad- lub podprzestrzeni. Zakłada ona, że podróże w naszej
czasoprzestrzeni z punktu A do punktu B odbywają się w czasie T, gdzie T
> 0, co warunkuje prędkość światła – c. Inaczej jest w pod- czy
nadprzestrzeni (hiperprzestrzeni), gdzie T = 0, a c nie jest
prędkością progową, bowiem pojęcie prędkości traci w ogóle jakikolwiek sens
fizyczny – uwaga tłum.
[14] Co w
Finlandii – której obywatele wcale bynajmniej nie grzeszą brakiem pogardy w
stosunku do wysokoprocentowych trunków – jest uznawane za cechę świadczącą o
prawdomówności i uczciwości – uwaga tłum.
[15] FSR, nr IX-X/1970 –
przyp. aut.
[16]
Powyższy incydent został wykorzystany przez Sołomona (Soła) Szulmana w
jego plagiatorskiej pracy pt. „Иннопланeтяние над Россией”, Moskwa 1990, w
której umieścił on detale tego CE w realiach radzieckich – uwaga konsultanta.
[17]
Wioska Imjärvi przeżyła w latach 1970-75 prawdziwą inwazję NOL-i. to CE3 było
jedynie wstępem do całej serii incydentów z Obcymi i ich pojazdami, (zob. H. Spencer & J. Evans – „UFOs 1947-1987: 40-years Search
for an Explanation”, BUFORA, Londyn 1987) – uwaga tłum.
[18] Zob. „Skylook”, nr
III/1976 – przyp. aut.
[19] „Skylook”, nr VIII/1975 –
przyp. aut.
[20] Robert A. Schmidt – FSR nr X-XI/1968 – przyp.
aut.
[21] Zob. „Canadian UFO Report”, lato 1976 – przyp.
aut.
[22] „Gray Barker’s Newsletter”, marzec 1976 –
przyp. aut.
[23] Czyli 9,6 mm – przyp.
tłum.
[24] Ogólny opis Istot pokrywa
się z tzw. MiB – Ludźmi w Czerni, o których będzie jeszcze mowa w Rozdziale 8
tej pracy – uwaga tłum.
[25] Zły, złośliwy lub dobry
duch z ludowych podań skandynawskich – przyp. tłum.
[26]
Według innych legend jest to kraina położona na wschód od Donu lub „nad
chmurami”, gdzie znajdują się siedziby germańskich bogów – uwaga tłum.
[27] Oczywiście
przedkolumbijskich – uwaga tłum.
[28]
Dygresja ta jest co najmniej na miejscu, bowiem Szekspir był Różokrzyżowcem, czego
ślady znajdujemy w jego dramatach („Burza”, „Sen nocy letniej”), a
Różokrzyżowcy zajmowali się m.in. magią, alchemią i nawiązywaniem łączności ze
światem ponadzmysłowym – uwaga tłum.
[29] Do
czego zdolne są Pixies pokazał doskonale Christopher Columbus w
filmie „Harry Potter i Komnata Tajemnic” (2002) nakręconego wg drugiego tomu
powieści J. K. Rowling pod tym samym tytułem – przyp. tłum.
[30] Jak
dowodzą tego badania polskiego językoznawcy prof. dr hab. Benona Zbigniewa
Szałka ze Szczecina około 12 tys. lat temu na Ziemi istniała jedna
cywilizacja posługująca się jednakowym pismem i wspólnym językiem, czego ślady
widać także i w językach współczesnych – uwaga tłum.
[31]
Także mitologia słowiańska zna małe zielone istotki ludzkie z wielkimi głowami
oraz cienkimi rączkami i nóżkami – przyp. tłum.
[32] Historia ta ma kilka
wersji, Autor przytacza tutaj mniej romantyczną wersję tego „kosmicznego”
romansu z Pozaziemianką – uwaga tłum.
[33] Celem napromieniowania
jego skóry była najprawdopodobniej jej sterylizacja – przyp. tłum.
