Powered By Blogger

czwartek, 30 października 2025

Brad Steiger - SPOTKANIA Z OBCYMI (4)

 

ROZDZIAŁ 4 – LGM – Ufonauci czy krasnale? 

 

Ciekawa sprawa: wielu z tych, którzy zaliczyli spotkanie z Ufonautami stwierdziło, że ci ostatni porozumiewali się miedzy sobą językiem, który brzmi jak chiński. Wielu innych stwierdziło, że istoty te mówią po angielsku (lub w ojczystym języku delikwenta)[1], lub mówią bardzo śpiewnie albo, według innych relacji – Ufici śpiewali do nich.[2]

 

4.1. Kilku małych Chińczyków.

 

Dnia 17 lipca 1967 roku, grupa francuskich dzieci wyszła z wioski Arc-Sous-Cicon, krótko po godzinie 15. na spacer wśród pól poprzecinanych rzędami krzewów. Dzieci szły pod górę po łagodnym stoku w kierunku małego lasu sosnowego, gdy naraz jedna z dziewczynek, która szła przodem, odwróciła się i pobiegła w stronę domu tak szybko, jak tylko mogła. Powiedziała matce, że przestraszyła się „kilku małych Chińczyków”, którzy siedzieli za krzakami, a jeden złapał ją za nogę z zamiarem porwania jej. W parę chwil później, dwie nastoletnie dziewczyny opowiedziały o tym, jak jakaś dziwna istota uciekała przed nimi biegnąc od krzaka do krzaka. Stworzenie to było ubrane w krótką kurtkę i poruszało się wyraźnie   prędzej ,   niż zwykły człowiek w takich warunkach. Słyszały także, jak istota mówiła coś w „dziwnym, śpiewnym języku”.

 

4.2. Przygoda Rosy Lotti.

 

40-letnia Rosa Lotti mieszkała na małej farmie położonej w lesistej okolicy koło Cenniny, wsi w pobliżu miasteczka Bucine, prowincja Arezzo, Włochy.  W dniu 1 listopada 1954 roku, ta matka czworga dzieci miała spotkanie z dwoma małymi istotami, które wyszły jej na spotkanie z niewielkiego pojazdu. Około godziny 06:30, Rosa niosła bukiet kwiatów na ołtarz Madonny Pellegriny. Naraz zauważyła ona beczkowaty obiekt, który natychmiast przykuł jej uwagę. Wyglądał on, jak dwa połączone ze sobą dzwony. Długość NOL-a wynosiła około 2 m. W pewnym momencie z dziwnego pojazdu wynurzyły się dwie istoty. Wyglądały one, jak „mężczyźni, ale o wzroście dziecka”. Ubrani oni byli w jednoczęściowe stroje koloru szarego, które szczelnie okrywały ich ciała, łącznie ze stopami. Do kołnierzy mieli poprzypinane jakieś przyrządy z guzikami w kształcie gwiazdek. Twarze były widoczne, mimo okrywających głowy hełmów. LGM[3] byli bardzo ożywieni i rozmawiali ze sobą językiem, który Rosa określiła jako podobny do chińszczyzny, jako że padało tam wiele słów takich, jak : liu, lai, loi czy lau. Ludziki miały wielkie, inteligentne oczy. Rysy twarzy, według jej oświadczenia, były „normalne”, ale ich górne wargi były uniesione lekko ku górze, co sprawiało wrażenie uśmiechu i odsłaniały one duże, szerokie zęby. Dla wieśniaczki, jaką była Rosa, te ich dziwne usta wyglądały jak królicze.[4] Ten, który wyglądał na starszego, usiłował nawiązać z nią kontakt. Wygląd i zachowanie humanoidów przeraziły jednak Rosę, a zwłaszcza nagłe zniknięcie pojazdu i jego załogi, i nie tylko, ale o tym za chwilę. Oczywiście Rosa opowiedziała całą historię wioskowemu karabinierowi, księdzu oraz ludziom, którzy znali ja jako osobę zrównoważoną i „nie szerzącą głupich plotek”.

Po 18 latach, włoska grupa ufologiczna odwiedziła Rosę Lotti i w rezultacie tej wizyty sporządzono raport  - w miarę dokładny – w którym określono to zdarzenie jako typowe, wręcz klasyczne CE3.

Opisując ten incydent we „Flying Saucer Review”[5] Sergio Conti stwierdza, że Rosa nie czuła strachu w czasie całego CE. Przestrach odczuła potem, kiedy jedna z istot stworzyła przyrząd, który wydał się jej podobnym do aparatu fotograficznego. Oczywiście nie chciała, by robiono jej zdjęcia. Conti dodaje, że Obcy wytworzyli stan uspokojenia u Rosy – trankwilizację – którą  zaobserwowano również w czasie innych CE3.[6] Wygląda na to,  że atawistyczne lęki  manifestują się w nas wtedy i tylko wtedy, gdy widzimy obiekt (w tym przypadku NOL) z daleka. Psychiczne niepokoje znikają w czasie spotkania i kontaktu z „gośćmi” . Tak właśnie wyglądało w wielu przypadkach, na które powołuje się Conti . W czasie lądowania NOL-a i „desantu” Obcych , świadkowie byli w stanie paniki graniczącej z szokiem lub stuporem.  Ale kiedy istoty zbliżają się do delikwenta, świadek doświadcza stanu uspokojenia, zwłaszcza gdy porozumiewają się z nim werbalnie lub telepatycznie. Kiedy istoty z powrotem oddalają się do NOL-a, świadkowie na powrót odczuwają lęk.[7]

Taka sekwencja stanów emocjonalnych: lęk – spokój – lęk, leży w ścisłym związku z tym, że Ufonauci są w stanie transmitować uczucie uspokojenia tylko w niewielkim zasięgu.  Być może jest to uzależnione w większym stopniu od aury (ciała astralnego)Przybyszów, niż kontaktu telepatycznego, który można nawiązywać na duże odległości.

Rosa Lotti przekazała także opis dziwnego pojazdu w czasie przeprowadzenia z nią wywiadu-ankiety w 20 lat później: W szerszej części pojazd miał dwa iluminatory umieszczone po przeciwległych stronach środka, zaś w centrum, pomiędzy nimi, znajdowały się małe drzwi (właz, luk), które były otwarte tak, że mogłam zajrzeć do środka. Zauważyłam dwa małe foteliki umieszczone oparciami do siebie w ten sposób, że siedzący mieli te iluminatory przed sobą.

Rosa zaprzeczyła temu, iż usta – a raczej wargi - tych istot były wywinięte, pamięta, że były one najzupełniej „normalne”. Poza tym, wbrew doniesieniom prasowym, tajemniczy obiekt znikł nie w czasie ucieczki Rosy z miejsca zdarzenia, a w momencie, gdy tylko odwróciła głowę na krótki moment. W tym właśnie króciutkim momencie obiekt znikł tak, jakby się rozpłynął w powietrzu.

Conti pisze, że obecnie istnieje cała zintegrowana sieć zeznań naocznych świadków obejmująca zarówno najniższe, jak i najwyższe warstwy społeczeństwa, od murarzy i studentów  i robotników do urzędników sądowych, którzy potwierdzają relację Rosy i fakt lądowania dziwnego obiektu w Cenninie krytycznego dnia, o godzinie 06:30.

 

4.3. Spotkanie z Obcymi na Réunion.

 

Wyspa Réunion znajduje się na Oceanie Indyjskim, pomiędzy Mauritiusem a Madagaskarem. W dniu 31 lipca 1968 roku, o godzinie 09:00 zaobserwowano tam przelot NOL-a. Obserwuje się je codziennie na całym świecie i widzą je tysiące (jak nie miliony) ludzi, co nikogo nie dziwi, ale w tym przypadku chodziło o coś naprawdę ekstra.

31-letni rolnik M. Luce Fontaine oświadczył, że przebywając na małej polance w akacjowym lasku, gdzie zrywał trawę dla swych królików, zauważył on owalny obiekt, który unosił się nad ziemią na wysokości 4-5 m i w odległości 20 m od niego. Zewnętrzna krawędź tego, co można było nazwać „kabiną” czy „kokpitem” była ciemnoniebieska, natomiast sama „kabina” wydawała się być jaśniejsza i błyszcząca, jak ekran. Obiekt posiadał dwa metalowe wsporniki: powyżej i poniżej „kabiny”.

Fontaine jest ożeniony z nauczycielką, ma dzieci i znany jest jako osoba ciężko pracująca i uczciwa. Oświadczenie Fontaine’a zawiera także jeden niezmiernie ciekawy punkt, a mianowicie – we wnętrzu „kabiny” dostrzegł on dwie istoty zwrócone plecami do niego. W pewnym momencie ten siedzący po prawej odwrócił się i spojrzał na Fontaine’a. Ten ostatni określił jego wzrost na 90 cm. Istoty były ubrane w jednoczęściowe stroje i hełmy.

Tak więc obaj obrócili się plecami do mnie, a potem nastąpił błysk tak silny, jak od łuku elektrycznego. Wszystko wokół mnie zbielało od błysku. Poczułem silne gorąco i silny podmuch wiatru, a w parę sekund później niczego tam już nie było.[8]

Po zniknięciu obiektu, Fontaine obejrzał sobie dokładnie teren, nad którym obiekt zawisł, ale nie znalazł żadnych śladów pobytu NOL-a na ziemi, co zresztą nie było czymś dziwnym, bowiem obiekt wisiał na wysokości 4-5 m nad gruntem.

Fontaine opowiedział wszystko najpierw swej żonie, a potem policji – ale nikt mi nie uwierzył -  jak skomentował to reporterowi z „Lumiéres dans la Nuit” – francuskiego czasopisma, którego reporterzy przeprowadzili z nim wywiad. Nazajutrz rozpoczęło się formalne śledztwo, które prowadzili dwaj oficerowie: kpt. Maljean (żandarmeria z St. Pierre) i kpt. Legros (Obrona Cywilna), którzy przybyli na miejsce zdarzenia. Stwierdzono podwyższony stopień radioaktywności na tym terenie oraz na odzieży Fontaine’a. Zgodnie z raportem kpt. Legrosa, na miejscu zdarzenia znajdowało się 8 punktów, w których radioaktywność była wyższa od tzw. promieniowania tła i wynosiła 16 mR/h – bardzo niewiele[9], co jednak wskazywało na to, że jednak „coś” tam było. Jedynym wytłumaczeniem tak niskiego poziomu radioaktywności było to, że pomiary przeprowadzono w 10 dni po tym CE, a poza tym w ciągu tej dekady padały silne deszcze.[10]

W tym czasie obserwowano także pojawienie się NOL-a na tym terenie oraz – a było to 11 sierpnia – nad Mauritiusem. Opisywano ten obiekt jako CNOL, który wyglądał podobnie, jak ten z Réunion. Dla tych, którzy wierzą, że NOL–e mogą być tylko solidnymi, metalowymi pojazdami sugestia, iż NOL może po prostu zniknąć jest nie do przyjęcia. Jednak raporty o nagłym pojawieniu się i znikaniu NOL-i powtarzają się tak często, że musimy przyjąć taką możliwość, iż NOL jest obiektem nie tylko materialnym.[11] Jeżeli UFO pobiera energię z nieznanych źródeł, to w konsekwencji tego NOL albo wisi w powietrzu, albo gotuje się do odlotu. Zawsze w takich przypadkach dostrzega się delikatne świecenie. Światło to jest zbliżone do promieni UV, względnie innych, niewidzialnych dla nas, ale dostrzegalne dla naszych aparatów fotograficznych, kamer wideo i innych przyrządów[12] promieniowań – np. X, IR czy g. Inną teorią, która tłumaczy ten pojawiający się bądź znikający fenomen jest używanie przez NOL-e przestrzenno-czasowego continuum, jako kanału transportowego, umożliwiającego odbywanie podróży na wielkie odległości w zerowym czasie .[13]

 

4.4. Spotkanie na narciarskim stoku.

 

Z wysp Oceanu Indyjskiego przenieśmy się do Finlandii. [...] zdarzenie to miało miejsce późnym popołudniem dnia 7 stycznia 1970 roku, w lesie, niedaleko wioski Imjärvi w południowej Finlandii. Krytycznego dnia dwaj świadkowie zdarzenia: trzydziestoparoletni rolnik Esko Viljo oraz 36-letni leśniczy Aarno Heinonen jeździli na nartach. Obu tych ludzi scharakteryzowano jako atletycznych i zatwardziałych abstynentów.[14] W czasie małej przerwy w jeździe usłyszeli naraz dziwny, bzyczący odgłos i ujrzeli coś, co opisali jako bardzo silne światło na niebie. Bzyczenie stało się intensywnym, zaś samo światło nagle się zatrzymało i naraz otoczyło się czymś w rodzaju mgiełki o kolorze jasnoszarym. Mgiełka ta pulsowała w takt pulsacji światła. Ze szczytu utworzonej w ten sposób chmurki wydobywały się kłęby dymu. Obaj świadkowie w zdumieniu obserwowali to zjawisko. Chmura opuściła się na wysokość około 150 m, co pozwalało dostrzec jej wnętrze. Obaj mężczyźni zauważyli tam metaliczny obiekt o około 3-metrowej średnicy. Na dolnej części obiektu zauważyli oni trzy półkule i środkową tubę. Tymczasem ów NOL wisiał w powietrzu i wydawał dziwny dźwięk. Po pewnym czasie NOL opuścił się niżej i zawisł na wysokości 3-4 m nad poziomem gruntu, i wtedy przestał bzyczeć. Był tak blisko – opowiadał Heinonen, - że mogłem dosięgnąć go kijkiem.[15] Nagle pojazd wyemitował z tuby promień światła, tworząc na ziemi krąg świetlny. Promień ten mierzył około 1 m średnicy. W tym czasie na cały ten teren opuszczała się dziwna, szaro-czerwona mgła. Opowiada Heinonen:

Nagle poczułem, jak jakaś siła odciąga mnie do tyłu. Cofnąłem się o krok do tyłu i w tym samym czasie zobaczyłem tą istotę. Stała ona w strumieniu światła i trzymała w ręku czarne pudełko.

Później Heinonen powiedział, że pudełko to miało okrągły otwór, z którego wydobywało się żółte, pulsujące światło.

Istota ta miała około 90 cm wzrostu i bardzo cienkie ręce i nogi. Jej twarz była blada jak wosk. Nie zauważyłem jej oczu, ale jej nos był dziwny – wyglądał jak haczyk, a nie nos.

W swej relacji stwierdza on także, iż jej uszy były bardzo małe i przyciśnięte do czaszki. Istota była ubrana w kombinezon w kolorze jasnej zieleni, a jej buty były ciemnozielone. Palce były zaciśnięte jak szpony wokół czarnego pudełka. Zaś Viljo dodał, że istota stała w jasnym świetle i lśniła jak fosfor, ale jej twarz była bardzo blada. Jej ramiona były cienkie i chude jak u dziecka. Nie widziałem szczegółów jej ubioru, pamiętam tylko, ze był zielonkawego koloru. Viljo także opisał tą istotę jako stworzenie raczej niskie, poniżej metra wysokości i bardzo chude.

W chwili, gdy dwaj ludzie obserwowali istotę, ta wycelowała otwór pudełka w Heinonena. Pulsujące światło było bardzo jasne, prawie oślepiające. Jednocześnie mgiełka otaczająca NOL-a zgęstniała, a z oświetlonego kręgu strzeliły wielkie iskry. Metrowe błyskawice miały kolor czerwony, zielony i purpurowy, które uderzyły w ludzi, czego nie odczuli. Mgła zgęstniała i świadkowie stracili z oczu NOL-a i istotę z jej promieniem świetlnym. W czasie trwania tego incydentu obaj mężczyźni nie mogli mówić do siebie. I dalej relacja Vilio:

Nagle krąg światła na śniegu przygasł. Promień świetlny powędrował drżąc jak płomień w stronę tuby NOL-a. Jednocześnie dziwna mgła się rozproszyła i powietrze znów było czyste.

Po dwóch minutach od rozproszenia się mgły, Heinonen poczuł, że prawa strona jego ciała stała się nieczuła do tego stopnia, że kiedy chciał zrobić krok do przodu, to  przewrócił się.

Byłem zwrócony prawą strona do światła. Miałem zraniona prawą nogę, ale nie czułem niczego od stopy w górę. Nie mogłem się podnieść, chociaż próbowałem kilka razy – powiedział Heinonen. Odpiął narty, a Vilio pomógł mu iść do wsi, do domu jego rodziców, gdzie powiedział, że nie czuje się całkiem dobrze. Heinonen z trudnością oddychał, bolała go głowa, czuł bóle w plecach, ramionach i nogach. Później dostał silnych torsji. Wydalony przezeń mocz miał kolor czarnej kawy. Wezwano lekarza – dr Pauli Kajanoja, który stwierdził znaczny spadek ciśnienia krwi, co wskazywało na szok, w związku z czym zaaplikował pacjentowi środki uspokajające i nasenne. Jednak symptomy nie ustawały. Heinonen był tak osłabiony, że nie mógł chodzić. Poza tym odczuwał ustawiczne zimno, chociaż nie gorączkował.

14 stycznia, dr Kajanoja odwiedził swego pacjenta po raz trzeci. Mimo uprawiania przez Heinonena ćwiczeń polepszających krążenie, symptomy nie ustawały, wobec czego lekarz zabronił mu wykonywania jakichkolwiek prac. W maju Heinonen wciąż czuł się źle – bolała go głowa, żołądek i kark. Wciąż nie mógł pracować. Opowiedział także, że kiedy powrócili na miejsce wydarzenia, to poczuli się jeszcze gorzej. Poza bólami, Heinonen miał okresowe zaniki pamięci. Od czasu incydentu nie miał apetytu. Przed incydentem, Heinonen cieszył się końskim zdrowiem i doskonałym wzrokiem, a teraz odkrył, że każdy silniejszy błysk światła powoduje łzawienie.

Viljo tez nie wyszedł cało z tego incydentu, chociaż nie odniósł tak poważnych obrażeń, jak jego towarzysz. W godzinę po incydencie jego twarz ściemniała i poczerwieniała. Miał trudności ze złapaniem równowagi, stwierdził także osłabienie mięśni nóg. 12 stycznia Viljo odwiedził okulistę w sprawie swych zapuchniętych oczu. W dwa dni później udał się do internisty w Heinola, który przepisał mu lekarstwa na polepszenie krążenia. W trzy dni później, Viljo odwiedził tego samego lekarza, który stwierdził, że jest on zupełnie zdrowy, aczkolwiek Viljo twierdził, że będąc w saunie stwierdził całkowite zaczerwienienie skóry na całym ciele. W maju Viljo napisał list do szwedzkiego dziennikarza nadmieniając przy tym, ze ludzie, którzy odwiedzili to miejsce, też chorowali przez kilka dni. W swoim raporcie o stanie zdrowia obu mężczyzn, dr Kajanoja stwierdził, że:

...obaj moi pacjenci przeszli silny wstrząs. Esko Viljo był bardzo czerwony na twarzy i wyglądało to na opuchliznę. Obaj sprawiali wrażenie niepoczytalnych. Mówili dużo, szybko i bez sensu. Nie mogłem znaleźć jakichś patologicznych zmian u Heinonena. Nie czuł się dobrze, ale była to być może reakcja żołądkowa na szok. Symptomy, które on opisywał przypominały mi porażenie promieniste. Niestety, nie miałem przyrządów, by to stwierdzić. W jego moczu najprawdopodobniej znajdowała się krew. W ogóle nie mogłem postawić diagnozy i przepisać właściwych leków.

Kiedy szwedzki dziennikarz, fotograf i tłumacz wraz ze świadkami udali się na to miejsce w czerwcu, ręce obu świadków i tłumacza stały się czerwone, a Heinonena rozbolała głowa. Dziennikarz znalazł także dwóch innych świadków incydentu, którzy przyznali, że 7 stycznia, o godzinie 16:45, widzieli NOL-a nad dwoma narciarzami. Jednym z tych świadków była Edna Siitari, żona rolnika z Faistjärvi, wsi oddalonej o 15 km od miejsca incydentu. Drugim świadkiem był mieszkaniec wioski Paaso, oddalonej o 10 km, który także widział światło. Ale żaden z tych świadków nie kontaktował się z Obcymi[16].[17]

 

4.5. „Gleboznawcy” z New Jersey.

 

Było to pewnej, niezwykle ciepłej nocy styczniowej w roku 1975, kiedy to George O’Barski  (lat 72) wracał do domu z małego drug-store’u, którego był właścicielem. Gdzieś około godziny 02:00, O’Barski przejeżdżał przez North Hudson Park, po newjersejskiej stronie rzeki Hudson. W pewnej chwili jego samochodowe radio zaczęło odbierać dziwne zakłócenia atmosferyczne.

Zacząłem wsłuchiwać się w radio – opowiadał później O’Barski  Tedowi Bloecherowi ankieterowi z MUFON – wydobywały się z niego dziwnie wysokie głosy... Wzmocniłem trochę siłę głosu i wiesz co? Usłyszałem jakby dźwięk, jakby ktoś coś drapał. A potem radio przestało działać! Niczego nie było słychać – rozumiesz?![18]

Szyby samochodu były częściowo opuszczone z powodu niezwykle ciepłej pogody. O’Barski zeznał później, że słyszał buczący odgłos podobny do głosu pracującej lodówki i zobaczył coś, co podchodziło do lądowania: ten przedmiot unosił się w powietrzu. Opisał on tego NOL-a jako coś okrągłego, mającego 10 m średnicy i 2-2,6 m wysokości z kopułką na wierzchu. Sam obiekt był ciemny, miał jednak kilka oświetlonych iluminatorów umieszczonych wokół korpusu pojazdu. Każde okno miało rozmiary 30 x 120 cm i przedzielała je przerwa o szerokości 30 cm. Poza tym O’Barski nie zauważył innych szczegółów poza świecącym pasem biegnącym dookoła pojazdu u podstawy kopułki.

NOL przeleciał nad samochodem O’Barskiego i wylądował w odległości około 30 m od niego. Określenie „wylądował” nie jest tu za bardzo na miejscu, bowiem de facto NOL zawisł na wysokości 3 m nad ziemią, a potem opadł na wysokość jakichś 1-1,2 m nad gruntem. O’Barski nie był w stanie stwierdzić, czy NOL stoi na jakichś podporach, platformie czy też wisi w powietrzu.

Naraz otworzył się czworokątny właz i po stopniach zeszło w dół 9 lub 11 istot – jak dzieci schodzące po drabinie przeciwpożarowej – oświadczył on. Ufonauci mieli 1-1,2 m wzrostu i wydawało mu się, że byli oni ubrani w dziecięce kombinezony noszone na śnieg. Każdy z nich nosił hełm, który był okrągły i w kolorze ciemnym, jak Ich ubiór. Istoty miały także rękawice. Każdy z nich miał torebkę i coś przypominającego łopatkę. Każda torebka miała przymocowany do niej uchwyt . Humanoidzi musieli dobrze znać swoją pracę, gdyż jak wszyscy znaleźli się na ziemi, to od razu rozpoczęli kopanie...

Kopali Oni w kilku miejscach w sąsiedztwie NOL-a, a wykopana ziemię wsypywali do torebek. Cała praca trwała nie dłużej, niż 2 minuty, a potem humanoidalne istoty wspięły się do luku wejściowego. Pojazd wystartował i znikł z oczu O’Barskiego w ciągu 20 sekund.

W swej relacji O’Barski stwierdził, że Oni działali tak jak ludzie, a nie jak roboty. I chociaż nie widziały go, to czuł on lęk przed Nimi. Po odlocie NOL-a radio i silnik auta zaczęły pracować normalnie. Podsumowując swój raport, O’Barski stwierdził, że:

Odkąd mam swój sklep, w ciągu 30 lat niejednokrotnie widziałem ludzi z pistoletami czy nożami. Wielokrotnie odnosiłem rany, ale nigdy nie przeżyłem czegoś podobnego, na widok czego skamieniałem z wrażenia, jak tym razem...

Powinniśmy wreszcie rozważyć i tę myśl, że Ziemia jest odwiedzana przez wielu Przedstawicieli obcych cywilizacji. Część z Nich zajmuje się badaniem naszej gleby, analizowaniem jej tak, jak nasze próbniki robią to na Księżycu, Marsie i innych planetach. Inne zaś koncentrują swe zainteresowania na naszym duchowym rozwoju. Jeszcze inni obserwują całokształt naszej działalności gospodarczej, naukowej, społecznej, itd. godnym podkreślenia jest fakt, że  opisy tych „gleboznawców”  konsekwentnie mówią o typie małych istot, o wzroście 90-120 cm. Istoty te kojarzą się z opowieściami czarowników mówiących o naszych rozumnych kuzynach leczących (odtruwających) Matkę Ziemię. I znów podobnie jak u nas, w naszej kulturze istnieją podziały na specjalności. Duchowni zajmują się duszą, aptekarze - lekarstwami, synoptycy poświęcili się pogodzie, itp., tak iż możliwe jest, ze różne rodzaje kosmicznych ras interesują się tylko we własnym zakresie naszą planetą.

 

4.6. Humanoidzi w Rockville, (VA).

 

To spotkanie miało miejsce w dniu 11 maja 1969 roku, około godziny 01:45.

24-letni Mike Luczkowich właśnie wracał do domu w Rockville z randez-vous.[19] Właśnie przejechał koło Rockville General Store, kiedy w odległości 14-15 m od swego samochodu zauważył coś, co przypominało parę jeleni. Później zorientował się, że obserwuje dwie postacie o niskim – 90-120 cm – wzroście.  Stworzenia te miały na głowach kuliste hełmy, które przypominały piłki do koszykówki. Hełmy te otaczały bladozielone pasy, które odbijały światła samochodu. Początkowo Istoty te były nieruchome, ale rychło poruszyły się i oddaliły szybkim biegiem na lewo od świadka. Gdy dwie pierwsze Istoty znikały z pola widzenia, z prawej strony pojawiła się trzecia, która dołączyła do poprzednich.

Luczkowich oświadczył, że Istoty te były ubrane w jasnobrązowe kombinezony, które były nieco ciemniejsze u dołu na rękach i na nogach. Nie zauważył on rysów twarzy, a to dzięki baniastym hełmom. Spotkanie to było dlań wstrząsem, więc nie mówił o nim nikomu aż do niedzieli. W poniedziałek wraz z trzema innymi osobami udał się na miejsce CE. Odnaleźli oni ślady Istot w postaci ścieżki wydeptanej na zaoranym polu, a także połamanych gałązek żywopłotu. Ankieterzy NICAP przybyli następnego tygodnia, ale na nieszczęście, ślady te zostały zatarte przez upływ czasu. Szkoda, że żaden z 4 mężczyzn nie sfotografował śladów, bądź nie udokumentował ich w inny sposób.

Tego samego dnia, tj. 11 maja, około północy wracając do domu, 18-letnia Debbie Payne widziała owalny, świecący obiekt unoszący się nad jej domem. Niestety, jej towarzysz nie zauważył go, ale bliskość czasoprzestrzenna tych dwóch wydarzeń może wskazywać na istnienie związku przyczynowo-skutkowego pomiędzy trzema małymi humanoidami, a NOL-em unoszącym się nad domem Payne’ów.

 

4.7. Incydent w Ohio.

 

W burzliwą noc 30 marca 1967 roku, David Morris jadąc samochodem do domu w południowej części stanu Ohio przeżył swego rodzaju koszmar. Gdzieś około godziny 02:30, Morris osiągnął szczyt niewielkiego wzgórza i ujrzał stojący wielki i stożkowaty obiekt w odległości 25-30 m od szosy, po jej lewej stronie. Zwolnił więc do prędkości 50 km/h i obserwował dziwny obiekt stojący w polu. Miał on 8 m wysokości i około 4 m szerokości u swej podstawy. Naraz uwagę Morrisa przykuło coś, co się działo na szosie. W poprzek szosy przebiegało 4-5 jakichś istot wyraźnie widocznych w świetle świateł samochodu, ubranych w rodzaj pomarańczowych kombinezonów. Morris zahamował, ale nie zatrzymał całkiem samochodu, wskutek czego uderzył zderzakiem jednego „ludzika”. Samochód wpadł w poślizg na mokrej od deszczu jezdni, przejechał ślizgiem około 3 m i wreszcie się zatrzymał. Morris złapał za klamkę drzwi, bo jego pierwszym impulsem było udzielenie poszkodowanemu pierwszej pomocy, ale nagle błysnęła mu w mózgu myśl: Jeżeli zabiłem jednego z Nich, to Oni zabiją mnie!!! Dodał zatem gazu i uciekł z miejsca zdarzenia. Później badający to miejsce ankieter oświadczył, że: Wszystko wskazuje na to, że Dave Morris mówił prawdę. Od pewnego czasu przyjęliśmy wiele doniesień, raportów i relacji o nocnych spotkaniach z pomarańczowymi światłami różnych typów, kształtów i rozmiarów, a zwłaszcza po incydencie Morrisa. Obecnie przyjmujemy analogiczne doniesienia o NOL-ach w kolorze czerwonym... Ciekawy jestem, jak to się skończy?...

 

4.8. Obcy na skraju drogi.

 

20 marca 1967 roku, o godzinie 22:45 EST, mężczyzna określany przez Roberta A. Schmidta – sekretarza Pittsburgh UFO Research Institute – panem Ribblesem poprosił swą córkę Joan o towarzyszenie mu w wycieczce odbywanej domowym VW do przedmieścia miasta Butler, PA, w nadziei ujrzenia „powietrznych świecących fenomenów” – czyli NOL-i, które tam obserwował onegdaj. Odtąd mieszkał tylko o milę od prywatnego lotniska i czekał ponownie na Bliskie Spotkanie.

Krytycznego dnia zaparkowali samochód na jednej z dróg dojazdowych raczej mało uczęszczanej i po kilku minutach oczekiwania ujrzeli dwa kuliste światła. Świecące obiekty początkowo wydawały się być dwoma samolotami lecącymi ponad lotniskiem, ale w taki sposób, jakby zamierzały lądować na szosie, co potwierdziło się w chwilę później, gdy oba światła zniżyły się nad nią i zaczęły zbliżać się do Ribblesów z prędkością około 50-60 km/h. Ribblesowie oczekiwali nieuchronnej kolizji, ale nie doszło do niej. Tak czy owak – zdębieli ze zdumienia, a mieli po temu powód.

Światła przekształciły się w półkole pięciu postaci, które stały w odległości 5 m od VW. Oboje wyskoczyli z samochodu i zza niego przyjrzeli się humanoidom.  Schmidt  podaje taki opis Istot wedle relacji Joan Ribbles:

... Wyglądali zupełnie jak ludzie, ale Ich twarze były zupełnie wyprane z uczuć... Ich oczy – o ile można je tak nazwać – miały wygląd poziomych szczelinek... Nie widziałam białek czy tęczówek, tylko te szczelinki. Ich nosy były wąskie i wydatne, nie takie jak ludzkie. Usta tak jak oczy przypominały wąskie szpareczki.[20]

Joan określiła wzrost tych Istot na 167 cm, z tym, że jedna z nich była niższa od pozostałych czterech i mierzyła 150 cm. Wszystkie Istoty nosiły płasko zakończone nakrycia głowy. Włosy czterech z nich były długie do uszu, natomiast włosy niższej były długie do ramion, co nasunęło Joan myśl o tym, ze była to Istota rodzaju żeńskiego. Cała piątka była ubrana w identyczne szarozielone bluzy i spodnie. Skóra Ich twarzy i rąk miała kolor „przypalonej skóry”. Joan przyznała potem, że to półkole obserwujących ich Istot „napędziło jej stracha”.

- Nie słyszeliśmy żadnych odgłosów – zeznała potem badającemu to wydarzenie ankieterowi. Robblesowie dopadli do samochodu, zapalili silnik i uciekli z miejsca zdarzenia.

Istniała możliwość zapomnienia pewnych szczegółów tego zdarzenia, tak jak w wielu przypadkach tego rodzaju, biorąc pod uwagę to, że świadkowie znajdują się w stanie stresu a nawet szoku. Jednakże Joan zapamiętała coś, co może być szczególnie ważną rzeczą, a mianowicie: kiedy światła zbliżały się do auta, to słyszała ona „chór głosów” sączący się bezpośrednio do jej mózgu, a nie uszu.

... Głosy powtarzały: «Nie ruszaj się, nie ruszaj się»! – a kiedy uruchomiliśmy silnik głosy zawyły: «NIE RUSZAJ SIĘ!!!» Kiedy światła znikły za nami, głosy wreszcie umilkły. Mój ojciec nie słyszał tego tak, jak ja to słyszałam, ale nie jestem tego taka pewna...

 

4.9. Humanoid w belgijskim ogrodzie.

 

Od 1947 roku zanotowano wiele incydentów z NOL-ami i humanoidami. Teraz przedstawię jeden z rzadkich w Belgii incydentów z humanoidami. Bohaterem tego wydarzenia jest pewien 28-letni Belg, którego inicjały brzmią V.M. i który mieszka w Vilvorde, kilka kilometrów na północny-wschód od Brukseli.[21]

Pewnej grudniowej nocy 1973 roku, pan V.M. obudził się o godzinie 02:00 i udał się do toalety, znajdującej się na małym podwórku za kuchnią. Nie chcąc budzić żony nie zapalał światła, tylko wziął latarkę  i wyszedł z sypialni. Gdy doszedł do kuchni, usłyszał dziwny hałas, brzmiący jak upadek jakiejś łopaty czy szufli. Jednocześnie ujrzał zielonkawe światło sączące się z kuchni. Wyjrzał przez okno i stwierdził, że jego ogród – zazwyczaj ciemny o tej porze – jest oświetlony jakimś dziwnie zielonkawym światłem przywodzącym na myśl akwarium. Źródłem tego zielonkawego światła był mały humanoid, a raczej jego ubiór. Miał on normalnie wyglądające ręce i nogi, ogólnie proporcjonalne do reszty ciała. Ubiór tej istoty wyglądał na metalizowany, natomiast głowę przykrywał mu hełm z przewodami biegnącymi do czworokątnego pojemnika (?), umieszczonego na plecach, od barków do pasa tego stworzenia. Ubiór ten nie miał guzików ani eklerów. Wokół bioder Przybysza znajdował się pas, który emitował czerwone światło z niewielkiego pudełka umieszczonego tam, gdzie zazwyczaj znajduje się klamra. Znajdujący się w ogrodzie humanoid obsługiwał urządzenie przypominające odkurzacz lub detektor min. poruszał tym urządzeniem nad kupą liści, wykonując wahadłowe ruchy od i do siebie. Obserwując go V.M. odniósł wrażenie, że Istota ta ma trudności z poruszaniem się – zataczała się i uginały się pod nią kolana.

Nagle V.M. skierował nań strumień światła z latarki, humanoid odwrócił się – widocznie nie mógł skręcać szyi i musiał obracać swe całe ciało, by zobaczyć, co ma za sobą. Wtedy V.M. zobaczył, że humanoid ma ciemną karnację skóry – poza tym nie widział on ani nosa, ani ust, a jedynie oczy – które były owalne – oraz małe, punktowe uszy. Oczy humanoida były wielkie i jasne, z zielonymi obwódkami. Źrenice były również owalne i czarne. Stali tak twarzą w twarz. Humanoid podniósł swą drugą rękę i zrobił znak „V” utworzony przez środkowy i wskazujący palec. Następnie podszedł do ogrodowego muru i wszedł nań jak mucha – tj. cały czas prostopadle do podłoża – i znalazł się na drugiej stronie. Po kilku chwilach ukazała się silna biała aura po drugiej stronie ogrodu. Pomimo wiatru rozległ się silny odgłos i spoza muru podniósł się wolno kulisty obiekt, który wisiał kilka chwil w powietrzu, a potem odleciał, wydając dźwięk podobny do brzęczenia owada.

V.M. opisując górną część NOL-a porównał ją do kopułki lśniącej pomarańczowo-czerwonym światłem. Dolna część świeciła czerwienią, na tle której można było zauważyć trzy inne światełka: czerwone, zielone i niebieskie. Na platformie okalającej NOL-a V.M. zauważył także dziwny emblemat: czarne koło przekreślone skośnie żółtym znakiem przypominającym błyskawicę. Odlatując NOL pozostawił po sobie świecący ślad, który rozpadł się na małe plamki.

V.M. nie nawiązał żadnego – werbalnego czy telepatycznego – kontaktu z Istotą, ani nie odczuwał lęku. Nie odczuwał także żadnych psychofizycznych dolegliwości czy sensacji po kontakcie. Następnego dnia przeszukał cały ogród, ale nie znalazł żadnego fizycznego śladu odwiedzin nocnego Gościa. Potem już nigdy nie był trapiony nocnymi odwiedzinami.

 

4.10. Człowiek-roślina.

 

To zdarzyło się pewnego pięknego dnia w czerwcu 1968 roku. Jennings Frederick polował na ptaki przy pomocy łuku i strzał. Nie ustrzeliwszy niczego wracał z próżną torbą do domu. Głęboko zamyślony usłyszał naraz głos jakby szybko puszczonej do tyłu taśmy magnetofonowej. Zgodnie z tym, co napisał Gray Barker – głos ten zdawał się mówić: Nie musisz się mnie bać. Chciałbym się z tobą porozumieć. Przybywam jako przyjaciel. My wiemy o was wszystko. Przybywamy w pokoju. Potrzebuję opieki lekarskiej. Potrzebuję pomocy.[22]

Kto, czy co nadawało tę wiadomość? Czy Frederick słyszał to oczami czy mózgiem? Nagle ukazało się coś pół-ludzkiego, długouchego i żółtookiego. To coś miało ręce o trzech palcach o długości 18 cm. Ciało tego czegoś przypominało łodygę rośliny zarówno w kolorze, jak i w kształcie – było zielone.

Początkowo Jennings sądził, że skaleczył sobie rękę o ciernie, ale później zorientował się, że ten humanoid (???) zranił jego rękę i wysysał z niej krew! W pewnym momencie oczy stworzenia stały się czerwone i przypominały rotujące wściekle pomarańczowe koła. Jennings zahipnotyzowany tym stał jak skamieniały. Transfuzja trwała około minuty, poczym Istota – roślina-wampir puściła go i oddaliła się szybko na szczyt wzgórza, robiąc przy tym kroki o długości 8 metrów! Jennings wyprowadzony z transu znów poczuł ból ramienia i udał się do domu.  Wkrótce usłyszał buczący dźwięk, który nasunął mu myśl, że człowiek-roślina być może startuje swym latającym talerzem czy innym pojazdem, w którym tu przybył. Oczywiście w domu powiedział, że poranił rękę na ostrokrzewach. Historię o swym CE0 z Obcym opowiedział dopiero po paru miesiącach swemu przyjacielowi o nazwisku Barker.

NOL-e nie były czymś obcym dla rodziny Fredericków. Matka Jenningsa miała też spotkanie w czasie, kiedy on był w szkole. Po wyprawieniu męża do pracy i dzieci do szkoły myła talerze po śniadaniu. Od czasu do czasu wyglądała przez kuchenne okno i naraz ujrzała – jak się to jej wydawało – dziecko bawiące się na polu pod wzgórzami. Pomyślała, ze dzieciak może dotknąć elektrycznego ogrodzenia dla bydła i zdecydowała się ostrzec dziecko przed niebezpieczeństwem. Gdy zbliżyła się do niego, to zauważyła, iż nie jest to dziecko, a mała czarna lub ciemnozielona Istota, która zrywała trawę i wkładała ją do torebki. Nieco dalej znajdował się talerzopodobny pojazd z wysięgnikiem dotykającym gruntu. Istota była przymocowana do NOL-a czymś, co przypominało kabel. NOL miał 3 m średnicy i 1,6 m wysokości. Był on koloru biało-srebrzystego. Poniżej kopułki znajdował się rząd okienek. NOL wirował w kierunku zgodnym z kierunkiem ruchu wskazówek zegara i wydawał buczący dźwięk. Istota wydawała się być bardziej zwierzęciem, niż człowiekiem. Była ona naga, miała małe uszy stojące jak u zwierzęcia i ogon, co sprawiało wręcz   sataniczne   wrażenie. Nie dostrzegła rysów twarzy tej istoty.

Pani Frederick pobiegła do domu, wskoczyła do łóżka i nakryła głowę kołdrą, mając nadzieję, że cokolwiek to było – zniknie. W parę minut później znów wyjrzała przez okno i zauważyła, że Istota wlazła do NOL-a, który wystartował. Buczenie nasiliło się, gdy NOL wzleciał w powietrze „tak lekko jak piórko”.

Pani Frederick nie mówiła o tym nikomu, aż jej syn Jennings powrócił ze szkoły. Gdy matka opowiedziała mu o tym wydarzeniu, natychmiast udał się na pastwisko, gdzie znalazł ślady wgniecenia gruntu. Na podstawie wielkości śladu doszedł do wniosku, że NOL ważył około tony. Znalazł tam także dziwne pazurzaste ślady i doszedł do wniosku, że Istota ważyła około 20 kg, a potem Jennings wysłał dokładny opis znalezionych śladów do USAF. Znalezione ślady wgniecenia i łap (???) potwierdzały to, że jego matka nie uległa halucynacji. Gray Barker pisze, że USAF zaserwowały im proste wyjaśnienie – BALON METEOROLOGICZNY. (!!!)

Ale to jeszcze nie koniec wydarzeń. Pewnego dnia – a raczej poranka, pomiędzy godziną 01:00 a 04:00 – Jennings został obudzony  silnym błyskiem czerwonego światła. Odruchowo sięgnął pod poduszkę po swój rewolwer kalibru .38[23] i zaczął poszukiwać przyczyny błysku. Początkowo sądził, że źródłem światła był piecyk gazowy, ale później zauważył mały pojemnik wielkości jabłka toczący się po podłodze pokoju. Nagle poczuł jak złapała go czyjaś ręka i uczuł ukłucie igły w lewe przedramię. Stanął twarzą w twarz z trzema facetami ubranymi w czarne golfy i ciemne spodnie. Na twarzach mieli gogle.[24] Jeden z nich powiedział:

- Psy są bardzo agresywne, więc wszystkie uśpiono.

- A co będzie z nim? – zapytał drugi.

- Wkrótce zaśnie, jest już na wpół śpiący – padła odpowiedź, i do Jenningsa – Nie obawiaj się tej igły, ramię poboli cię przez dzień czy dwa i to wszystko...

Gdy pojemnik był w zasięgu ręki Jenningsa, ludzie ci nałożyli maski przeciwgazowe i ostatnią rzeczą jaka on zapamiętał było to, że jeden z nich włożył ten przedmiot do kieszeni. Zgodnie z relacją Jenningsa, faceci rozciągnęli coś nad jego twarzą i rozpoczęli wypytywanie go o UFO i o to, co on o nich sądzi. Wypytywali go o to, co sądzi on o czasach współczesnych i o   przyszłości.  W tym miejscu Jennings stracił przytomność i nie pamiętał niczego, co działo się z nim potem. Nikt w domu nie mówił mu o dziwnych wydarzeniach tej nocy, więc sądził, że użyty przez niezwykłych „gości” gaz obezwładnił ich także.

Barker tak wypowiedział się na temat wywiadu z Jenningsem:

Być może to on był jednym z Nich. Być może to on prowadził wywiad ze mną, a mnie się tylko wydawało, że to ja prowadzę wywiad z nim.

Gray Barker odrzucił później tą myśl, jednakże doszedł później do wniosku, że Jennings jest człowiekiem opętanym nie przez chorobę umysłową czy diabła, ale przez tajemnicę UFO.

 

4.11. Trolle, skrzaty i Ukryty Lud.

 

W oryginale tytuł tego podrozdziału brzmi „The Hidden Ones: Puck and the Wee People”. A rzecz będzie o tych, którzy towarzyszyli nam od dzieciństwa w bajkach i legendach opowiadanych nam przez naszych dziadków, rodziców i opiekunów…

W roku 1962, kilku przedsiębiorczych Islandczyków zamieszkałych w małej wiosce postanowiło zbudować przetwórnię rybną. Zgodnie z islandzkimi tradycjami, każdy właściciel musi złożyć część swych dóbr materialnych jako ofiarę przeznaczona dla tajemniczego  Hidden lub Gömmde Folket -Ukrytego Ludu, i dlatego kilku wieśniaków wytknęło przedsiębiorcom to, że każda część powinna być budowana zgodnie z tradycjami. Biznesmeni odpowiedzieli śmiechem. Sprowadzili najnowsze maszyny, materiały budowlane, materiały wybuchowe i specjalistów do operowania nimi. Sadzili, że jakieś tam głupie wsiowe zabobony nie zatrzymają postępu. Aliści do czasu. Super-wytrzymałe świdry łamały się jeden po drugim jak zapałki. Pewien stary farmer twierdził i ostrzegał, że wtargnęli na terytorium Ukrytego Ludu, ale robotnicy wykształceni i oświeceni zbyli go śmiechem. Nie mogli zrozumieć, skąd na nowoczesnej Islandii wziął się taki stary głupiec. A świdry wciąż się łamały. W końcu dyrektor przedsiębiorstwa, chociaż niewierzący w te opowieści, zgodził się z sugestią starego farmera i udał się do miejscowego jasnowidza w celu nawiązania kontaktu z Ukrytym Ludem i dojścia z nim do porozumienia. Jasnowidz w transie oznajmił dyrektorowi, że na miejscu tym znajduje się jedna, ale super-silna Istota, która wybrała to miejsce na swe mieszkanie. Jednakże Istota ta nie była nieprzejednana. Gdy jasnowidz wyjaśnił jej, że biznesmen potrzebuje tego terenu, zgodziła się przenieść się na inne miejsce. Ów troll[25] poprosił o pewien czas na znalezienie sobie nowego miejsca. Po 5 dniach znów zapuszczono świdry w grunt i okazało się, że interes został ubity. Żaden ze świdrów się już nie złamał...

W wielu tradycjach – szczególnie na Wyspach Brytyjskich i w Skandynawii – brzmią echa starych legend o istotach zamieszkujących magiczne królestwo , znajdujące się pod powierzchnią ziemi – Asgard lub Asgård.[26] Legendy te wskazują na istnienie Istot będących pośrednim ogniwem pomiędzy człowiekiem a Aniołem. Ten dziwny lud wciąż miesza się w nasze ludzkie sprawy, czasami nam szkodząc, czasami pomagając...

Kilku specjalistów-biblistów doszukuje się w tych Istotach zbuntowanych aniołów, których wyrzucono z Nieba po próbie rebelii Lucyfera. Ci „zdegradowani” aniołowie, czy jak kto woli – demony – obrali sobie nowe miejsce życia na Ziemi, zmieszali się z ludźmi i utworzyli nowy gatunek – coś pośredniego pomiędzy ludźmi a aniołami. Czymś takim – a bardzo interesującym przykładem wspólnym dla wielu kultur – może być słowo Pukwadżin. Jest to słowo wspólne dla wszystkich kultur amerykańskich[27], a oznacza dosłownie mali znikający ludzie. Europejczycy maja swoje elfy, które można porównać właśnie do Pukwadżinów. „Słodki Puck” Williama Szekspira kpiąco śmieje się z naszej głupoty.[28] Słowo Puke jest znane w dialektach teutońskich i skandynawskich – w tych ostatnich występuje również słowo Spok – a oznacza to małego duszka, coś w rodzaju polskiego krasnoludka (bożątka) albo ducha (widmo). Puke kojarzy się z niemieckim słowem Spuck – zły i brzydki demon, kobold, i holenderskim Spook – duch, a także z irlandzkim Pooke i kornwalijskim chochlikiem Pixie.[29] Sufiks -dżin w słowie Pukwadżin  kojarzy się automatycznie z arabskim słowem al-ğinn albo dżin – baśniową istotą zamieszkującą magiczne lampy... Zadziwiające jest rozpowszechnienie występowania tego słowa czy jego fragmentów.[30] Wygląda na to, że zjawisko małych znikających ludzików jest uniwersalne dla całego świata.[31]

W ciągu stuleci wielu ludzi usiłowało udowodnić ich istnienie, no i nazywano Ich różnie. Pomawiano o różne brzydkie rzeczy, takie jak m.in. namawianie i kuszenie ludzi do złego, porywanie dzieci i dorosłych    do podziemnego królestwa,   i wiele innych różnych psot. Z drugiej strony duszki te czasem były posłuszne woli ludzi i nawet pomocne. Ochraniały dzieci, przy których porodzie asystowały.

Najciekawszym jest to, że wszystko wskazuje na niewątpliwy związek pomiędzy Ufitami a tymi Istotami. Co więcej – Oni wchodzą w nasze najintymniejsze sprawy. Wiele przykładów CE3 i CE4 wskazuje na to, że Oni chcą dokonać skrzyżowania naszych gatunków – stąd często mówi się o porywaniu mężczyzn, kobiet i dzieci przez NOL-e. Opowieści i relacje wspominają też, że widziano NOL-e nad pokładami różnych minerałów. LGM kopią dziury w ziemi w ich poszukiwaniu. A co się dzieje z ludźmi, którzy nieopatrznie wejdą Im w paradę? Ano właśnie – opowiem teraz historię, która jeszcze 400 lat temu uchodziłaby za bajkę.

 

4.12. Przypadek Rivalino da Silvy.

 

17 sierpnia 1962 roku, Rivalino da Silva – górnik z Diamantiny w Brazylii, „nakrył” dwóch dziwnych ludzików na kopaniu dołu. Ludziki te miały około 120 cm wzrostu, a widząc nadchodzącego da Silvę uciekły w krzaki. Zanim górnik otrząsnął się ze zdumienia, obiekt w kształcie kapelusza uleciał z dużą prędkością w niebo. Gdy następnego dnia opowiedział o tym kolegom z kopalni – ci wyśmiali go. Ale na tym się wcale nie skończyło!

Wczesnego ranka, dnia 20 sierpnia, jego 12-letni syn Raimunda został obudzony przez obce głosy. Przysięgał potem, że słyszał wyraźnie kogoś, kto mówił: Rivalino jest tutaj – musi być zniszczony! Raimunda zobaczył cień kogoś, kto nie wyglądał jak istota ludzka, niewysokiego, kto raczej wpłynął a nie wszedł do pokoju. Nagle jego ojciec zaczął poruszać się jak w transie. Otworzył drzwi i poszedł w kierunku dwóch wielkich kul światła, które unosiły się około 2 metry nad ziemią. Obiekty buczały i błyskały światełkami. Raimunda krzyknął do ojca, by ten wracał, ale on wciąż szedł w kierunku świecących obiektów. Zanim chłopiec zdążył podbiec i pociągnąć ojca za rękę do tyłu, jedna z kul wyemitowała ciężki, żółty obłok dymu, który dokładnie zakrył jego postać. Gdy obłok rozwiał się, świecące kule znikły tak, jak i Rivalino da Silva...

Raimunda wraz ze swymi braćmi Fatimo i Dircen pobiegli na policję i tam złożyli sensacyjne i niewiarygodne oświadczenie. Policja natychmiast zaczęła śledztwo. W pobliżu domu da Silvy znaleziono dziwną, wymiecioną z pyłu i kurzu przestrzeń o średnicy 5,5 metra. Nie znaleziono żadnych śladów stóp, czy pojazdu kołowego. Policjanci znaleźli jedynie kilka kropli krwi w odległości 55 m od domu, ale nie udało się jej zidentyfikować. Później usiłowano udowodnić chłopcu, że to on zamordował ojca, ale rychło okazało się, że był on psychicznie niezdolny do mordu. W dodatku pewien rybak oświadczył, że widział kule świetlne okrążające dom da Silvy wieczorem, 19 sierpnia. Tymczasem jego koledzy opowiedzieli policji o jego spotkaniu z dwoma LGM... No cóż – sprawę jak w takich przypadkach – umorzono i odłożono ad acta.

 

4.13. PrzygodaVillas-Boasa.

 

Kolejnym klasycznym przykładem zapisanym w annałach ufologii jest historia młodego Brazylijczyka – Antonia Villas-Boasa.[32] Ten młody rolnik mieszkał w pobliżu miasta Francisco de Sales w stanie Minas Gerais. W dniu 15 października 1957 roku, został on porwany na pokład wielkiego, jajowatego NOL-a z trzema podporami. Jego pasażerowie byli niemal takiego samego wzrostu, co porwany – 160 cm. obezwładnionego wciągnęli na pokład UFO, rozebrali do naga i poddali badaniom przy pomocy igieł i innych aparatów. Potem wrzucili go do pomieszczenia, w którym znajdowała się zupełnie naga kobieta, należąca do „obcej” rasy. Jej rysopis był następujący: oczy duże i niebieskie, nos prosty, wysokie kości policzkowe, usta niemal pozbawione warg oraz ostro zarysowany podbródek. Ta młoda kobieta musiała być bardzo „gorąca”, bowiem Antonio wyszedł z tej przygody z...  objawami lekkiej choroby popromiennej.[33] (!!!) Jakie to romantyczne! Czyżby był to przykład na to, że Oni zawsze byli i są wśród nas, mało tego – koegzystują z nami i manipulują nami na tysiące sekretnych a subtelnych sposobów? Czy w mitach i legendach znajduje się racjonalne jądro, które przetrwało przez stulecia? Wydaje się, że tak!

 

a



[1] W Polsce przypadek taki miał miejsce w czasie CE0 Witkowice w 1980 roku - z tym, że Obcy porozumiewali się telepatycznie ze świadkiem  – uwaga konsultanta.

[2] W czasie najsłynniejszego polskiego CE4 w Emilcinie Obcy porozumiewali się pomiędzy sobą jakimś dziwnym, świergotliwym językiem, zaś ze świadkiem za pomocą gestów – uwaga tłum.

[3] Little Green Men = Małe Zielone Ludziki, potoczne, żargonowe określenie humanoidalnych Kosmitów – uwaga konsultanta.

[4] Jak uśmiech Dżokera kreowanego przez Jacka Nicholsona w filmie „Batman” – przyp. tłum.

[5] Sergio Conti – FSR, nr IX-X/1970 – przyp. aut.

[6] Stwierdzenie to nie jest całkowicie zgodne ze stanem faktycznym, bowiem w kilkunastu przypadkach CE3 i CE4, Obcy zmuszali przemocą ludzi do wejścia na pokład NOL-a, lub zbliżenia się do niego – uwaga tłum.

[7] W. Strieber w swej pracy „Wspólnota” twierdzi, że Obcy stosują rodzaj maskowania psychotronicznego mózgów świadków, w celu osłabienia szoku spowodowanego przez nich. Są to wspomnienia osłonowe, które albo przesłaniają prawdę o tym, co świadek przeżył, albo w ogóle wymazują te nieprzyjemne wspomnienia z pamięci świadka – uwaga tłum.

[8] FSR, nr I-II/1969 – przyp. aut.

[9] Dla porównania, po katastrofie w Czernobylskiej EJ w kwietniu i maju 1986 roku, radioaktywność na terenie woj. zachodniopomorskiego wzrosła miejscami do 3 cR/h, co uważano za dawkę niebezpieczną dla człowieka i innych istot żywych – przyp. tłum.

[10] Deszcz jest naturalnym czynnikiem dekontamitacyjnym skażenia promienistego czy chemicznego, ale jednocześnie może być „transporterem” radioaktywnego fall-out’u, jak wykazały to katastrofy w amerykańskich i radzieckich instalacjach jądrowych – uwaga tłum.

[11] Paradoks ten można obejść zakładając, że NOL-e naprawdę są pojazdami czasowymi (poruszającymi się we wszystkich kierunkach w czasie i w przestrzeni) a nie tylko czasoprzestrzennymi – uwaga tłum.

[12] To wychodzi szczególnie na czarno-białych zdjęciach, kiedy to świadkowie opisujący NOL-a twierdzą, że był on jasny, zaś na zdjęciu wyszedł jako ciemny i vice-versa. Można to wytłumaczyć tym, że NOL emitował promieniowanie, na które było uczulone oko świadka, ale nie błona filmowa, którą miał w aparacie. Podobnie jest w przypadku zapisów wideo czy zdjęć wykonanych techniką cyfrową – uwaga tłum.

[13] Jest to hipoteza nad- lub podprzestrzeni. Zakłada ona, że podróże w naszej czasoprzestrzeni z punktu A do punktu B odbywają się w czasie T, gdzie T > 0, co warunkuje prędkość światła – c. Inaczej jest w pod- czy nadprzestrzeni (hiperprzestrzeni), gdzie T = 0, a c nie jest prędkością progową, bowiem pojęcie prędkości traci w ogóle jakikolwiek sens fizyczny – uwaga tłum.

[14] Co w Finlandii – której obywatele wcale bynajmniej nie grzeszą brakiem pogardy w stosunku do wysokoprocentowych trunków – jest uznawane za cechę świadczącą o prawdomówności i uczciwości – uwaga tłum.

[15] FSR, nr IX-X/1970 – przyp. aut.

[16] Powyższy incydent został wykorzystany przez Sołomona (Soła) Szulmana w jego plagiatorskiej pracy pt. „Иннопланeтяние над Россией”, Moskwa 1990, w której umieścił on detale tego CE w realiach radzieckich – uwaga konsultanta.

[17] Wioska Imjärvi przeżyła w latach 1970-75 prawdziwą inwazję NOL-i. to CE3 było jedynie wstępem do całej serii incydentów z Obcymi i ich pojazdami, (zob. H. Spencer & J. Evans – „UFOs 1947-1987: 40-years Search for an Explanation”, BUFORA, Londyn 1987) – uwaga tłum.

[18] Zob. „Skylook”, nr III/1976 – przyp. aut.

[19] „Skylook”, nr VIII/1975 – przyp. aut.

[20] Robert A. Schmidt – FSR nr X-XI/1968 – przyp. aut.

[21] Zob. „Canadian UFO Report”, lato 1976 – przyp. aut.

[22] „Gray Barker’s Newsletter”, marzec 1976 – przyp. aut.

[23] Czyli 9,6 mm – przyp. tłum.

[24] Ogólny opis Istot pokrywa się z tzw. MiB – Ludźmi w Czerni, o których będzie jeszcze mowa w Rozdziale 8 tej pracy – uwaga tłum.

[25] Zły, złośliwy lub dobry duch z ludowych podań skandynawskich – przyp. tłum.

[26] Według innych legend jest to kraina położona na wschód od Donu lub „nad chmurami”, gdzie znajdują się siedziby germańskich bogów – uwaga tłum.

[27] Oczywiście przedkolumbijskich – uwaga tłum.

[28] Dygresja ta jest co najmniej na miejscu, bowiem Szekspir był Różokrzyżowcem, czego ślady znajdujemy w jego dramatach („Burza”, „Sen nocy letniej”), a Różokrzyżowcy zajmowali się m.in. magią, alchemią i nawiązywaniem łączności ze światem ponadzmysłowym – uwaga tłum.

[29] Do czego zdolne są Pixies pokazał doskonale Christopher Columbus w filmie „Harry Potter i Komnata Tajemnic” (2002) nakręconego wg drugiego tomu powieści J. K. Rowling pod tym samym tytułem – przyp. tłum.

[30] Jak dowodzą tego badania polskiego językoznawcy prof. dr hab. Benona Zbigniewa Szałka ze Szczecina około 12 tys. lat temu na Ziemi istniała jedna cywilizacja posługująca się jednakowym pismem i wspólnym językiem, czego ślady widać także i w językach współczesnych – uwaga tłum.

[31] Także mitologia słowiańska zna małe zielone istotki ludzkie z wielkimi głowami oraz cienkimi rączkami i nóżkami – przyp. tłum.

[32] Historia ta ma kilka wersji, Autor przytacza tutaj mniej romantyczną wersję tego „kosmicznego” romansu z Pozaziemianką – uwaga tłum.

[33] Celem napromieniowania jego skóry była najprawdopodobniej jej sterylizacja – przyp. tłum.