Powered By Blogger

sobota, 18 października 2025

Jeszcze o tragedii na Przełęczy Diatłowa

Na szczycie Otortenu

Parę dni temu stacja TV POLSAT DOKU wyemitowała film pt. „Śmierć studentów – Tajemnica Przełęczy Diatłowa” o tragedii na Przełęczy Diatłowa na Uralu, która wydarzyła się w lutym 1959 roku. Ukazano tam niektóre fakty, które miały tam miejsce i mogły przyczynić się do śmierci studentów. Przeciwstawiono w nim hipotezy stworzone przez naukowców:  dr. Aleksandra Puzrina i dr. Johana Gaume’a ze Szwajcarii, a także prof. Wiktora Popownina z Rosji oraz entuzjastki Teodory Hadżijskiej z Russe w Bułgarii. Na temat tragedii na Przełęczy Diatłowa zamieściłem 3 artykuły na moim blogu:

·        https://wszechocean.blogspot.com/2012/04/zmasakrowani-przez-ufo-czy-pocisk.html

·        https://wszechocean.blogspot.com/2012/04/zmasakrowani-przez-ufo-czy-pocisk_23.html

·        https://wszechocean.blogspot.com/2013/08/ogniste-kule-nad-gora-umarych-mordercze.html

·        https://wszechocean.blogspot.com/2013/08/ogniste-kule-nad-gora-umarych-co-mowia.html

·        https://wszechocean.blogspot.com/2018/05/tajemnice-przeeczy-diatowa-1.html

·        https://wszechocean.blogspot.com/2018/05/tajemnice-przeeczy-diatowa-2.html

Wszyscy uczeni są zdania, że tragedia ta została wywołana przez osunięcie się na namiot Diatłowców deski śnieżnej, która przeraziła ich do tego stopnia, że w panicznej ucieczce ulegli złamaniom i zmiażdżeniom, ale bezpośrednią przyczyną ich śmierci była hipotermia. Ofiary zamarzły na śmierć w panującej wtedy kurniawie. Szwajcarscy uczeni przedstawiają konkretne dowody na poparcie swych tez.

Pani Hadżijska z kolei twierdzi, że Diatłowcy rozbili namiot nie na stoku, ale u jego podnóża – w lesie. I to stało się przyczyną tragedii, bowiem wichura czy lawina obruszyły drzewo na namiot, co zabiło przez zmiażdżenie czworo wspinaczy. Pozostali w przerażeniu rozbiegli się i zamarzli na śmierć.

A potem miał miejsce zdumiewający ciąg dalszy. Po paru dniach na miejsce dotarli ratownicy, wysłani przez miejscowy komitet KPZR. Wśród nich byli zapewne pracownicy KGB oraz żołnierze Armii Radzieckiej. I teraz uwaga! – żeby nie narazić się na represje ze strony władz za niedopełnienie obowiązków, ci ludzie popełnili oszustwo polegające na przeniesieniu obozowiska 1,5 km wyżej – na stok Przełęczy Diatłowa. Że niby tam ich zasypała lawina, która zabiła co najmniej cztery osoby, zaś pozostałe zmusiła do ucieczki z wiadomym rezultatem.

Oczywiście nauka radziecka zna nie takie wypadki, ale coś takiego jest trudne do wyobrażenia. Już bardziej mi odpowiada hipoteza pośrednia o synergicznym działania kilku czynników, a mianowicie szalejącej kurniawy, osunięcia się deski śnieżnej i… nieudanej próby z radzieckim ICBM!

W grudniu 1960 roku Rosjanie postawili na starcie najnowszą rakietę R-16U, która mogła być rakietą balistyczną do przenoszenia głowic nuklearnych – czyli po prostu ICBM, albo rakietą kosmiczną mogącą wynieść satelitę na orbitę. Jak podaje Wikipedia:

R-16U 8K64/U (w kodzie NATO: SS-7 Saddler) – radziecki dwustopniowy międzykontynentalny pocisk balistyczny o zasięgu 11-13 tys. km z zależności od głowicy o mocy 3 do 5 Mt. Pierwszy udany lot rakiety odbył się 2 lutego 1961. Pierwszy pocisk wszedł do służby 1 listopada 1961. Rakiety zakończyły służbę w latach 1976-77 w związku z wejściem w życie SALT I. Największa liczba pocisków, 202 sztuki, było czynnych w 1965.

Awaria takiej rakiety była przyczyną katastrofy w Bajkonurze, 24 października 1960, w której zginęło 126 osób.

R-16 jest określany jako pocisk pierwszej generacji, prezentujący duży postęp wobec pocisku R-7, tzw. generacji zerowej. Był jednak bardzo podatny na rażenie rakietami głównego przeciwnika ZSRR, Stanów Zjednoczonych Ameryki. Pociski były gromadzone w hangarach, podatnych na bomby lotnicze i rakiety. Wytoczenie rakiety, jej zatankowanie i przygotowanie do startu zajmowało około trzech godzin. Pocisk mógł pozostawać zatankowanym 30 dni, z powodu bardzo korozyjnych własności utleniacza AK-27I składającego się z kwasu azotowego (HNO3) i tetratlenku diazotu (N2O4), jednego ze składników paliwa zwanego „jadem diabła”. Przed wystrzeleniem rakiety konieczne było też rozpędzenie żyroskopów układu naprowadzania, co zajmowało dodatkowe 20 minut. Na rysunku widzimy, jak wielka była to konstrukcja.

Rakieta R-16U w zestawieniu z wielkością człowieka

Rzecz w tym, że próby takiego ustrojstwa miały miejsce na 2-3 lata przed oficjalnym wprowadzeniem go do eksploatacji, a zatem w latach 1958-1959. Próby odbywały się na poligonach rakietowych w Pliesiecku – gdzie aktualnie znajduje się wojskowy kosmodrom Wojsk Kosmicznych FR, albo z poligonów rakietowych w okolicach Orenburga i Orska. Chodziło o to, by starty rakiet R-16 nie mogły być obserwowane z Europy Zachodniej. A zatem mogła tam być także rakieta R-16, która leciała z Pliesiecka na stepy Kazachstanu albo na poligon Kura na Kamczatce. Raczej do Kazachstanu lub innego pustynnego „stanu”. Być może po to, by pokazać towarzyszowi Mao, że lepiej trzymać z Sowietami niż z kimś innym. Ale to już kwestia polityki. 

Góra Otorten, Cholat Sjakl i Przełęcz Diatłowa

Przebieg wydarzeń mógł być następujący:

Diatłowcy rozbili obóz na zboczu pod przełęczą. Położyli się spać, ale jeszcze nie zasnęli. Nad namiotem powoli tworzył się śnieżny nawis…

Naraz usłyszeli oni gromowy odgłos pracujących silników rakietowych R-16 dobiegający z góry. Ktoś wyskoczył by zbadać sytuację i ujrzał pocisk rakietowy lecący w ich stronę. Ostrzegł innych, ale na nieszczęście rakieta eksplodowała siejąc ognistymi odłamkami dookoła w promieniu co najmniej dwóch kilometrów. Odłamki te później znajdowali i wyzbierali żołnierze oraz Mansowie, którzy pamiętali te eksperymenty. Potężne fale uderzeniowe oberwały śnieżną lawinę, która ich przysypała.

Przerażeni ludzie wydostali się z namiotu i rzucili się do ucieczki w jedynym logicznym kierunku – w dół stoku. Ślizgając się i przewracając nabawili się urazów i złamań, wskutek których nie byli w stanie dojść ani do namiotu ani do rozpalonego w lesie ogniska. Zamarzli na śmierć. Ciekawe, że u nikogo nie zaobserwowano zjawiska rozbierania się przed mroźną śmiercią, no chyba że nie byli oni w stanie się rozebrać bo już byli półnadzy i obolali od urazów i złamań. I koniec. W szalejącej kurniawie i przy kilkunastostopniowym mrozie ich ciała szybko zamarzły i tym sposobem przetrwały do wiosny.

Ślad po śnieżnej lawinie, która zeszła z Przełęczy Diatłowa w 2021 roku

Tymczasem ekipa ratowników i żołnierzy posprzątała ślady eksplozji i stwierdziła, co miała stwierdzić: „śmierć z hipotermii z nieznanych przyczyn”. I to stanowi do dziś podstawę teorii spiskowych i kłamstwa diatłowskiego, bardzo wygodnego władzom ZSRR.

Tak zatem prawda jest gdzieś pośrodku, głęboko schowana w sejfach rosyjskich służb specjalnych i Wojsk Rakietowych i/albo Aerokosmicznych FR.