Od
roku 1999, kiedy to nie wypaliły wszystkie prognozy i przepowiednie rozmaitych
Nostradamusów i innych nawiedzonych wróżbitów, wizjonerów i innych
hochsztaplerów o końcu świata w latach 1997, 1998, 1999, 2000 i 2001, usiłuje
się nam wmówić, że kolejny koniec świata będzie miał miejsce w dniu 21.12.2012
roku (tylko nie doprecyzowano, o której ma to się stać godzinie – osobiście
obstawiam godzinę 21:12 GMT czyli 22:12 czasu warszawskiego), czym się jakoś
nie martwię.
Dni
Ostanie już chyba nadeszły – a przynajmniej dla Haitańczyków, którzy we wtorek
12 stycznia 2010 roku, o godzinie 21:53.09 GMT (16:53.09 MST czyli czasu
miejscowego) przeżyli trzęsienie ziemi o sile 7,3°R, (ryc. 00) którego epicentrum
znajdowało się 10 km poniżej punktu opisanego współrzędnymi geograficznymi
18°45’N - 072°14’W – jak oszacowała to US Geological Survey (Narodowa Służba
Geologiczna USA) – w górach nieco na południowy-zachód od stolicy kraju
Port-au-Prince.
Nieco
inne dane podaje EMSC-CSEM (Europejskie Śródziemnomorskie Centrum
Sejsmologiczne), wedle której siła trzęsienia ziemi wynosiła 7,1°R, epicentrum
znajdowało się 10 km pod hipocentrum na 18°47’N - 072°55’W. Wstrząsy miały
miejsce o godzinie 21:53.10,3 GMT. Hipocentrum znajdowało się 15 km na
południowy-zachód od Carrefour, 10 km na południowy-wschód od Léogâne i 9 km na
południe od Gressier. (Źródło – www.emsc-csem.org/index.php?page=current&sub=detail&id=151256)
Pierwsze doniesienia
agencyjne
Trzęsienie
ziemi - o sile 7 lub 7,3 st. (agencje podają różne informacje) - które
nawiedziło we wtorek Haiti - to najsilniejszy wstrząs w tym regionie od ponad
200 lat - podała telewizja CNN.
Liczba
ofiar wtorkowego trzęsienia ziemi na Haiti idzie w setki - poinformowała BBC.
Według agencji Reutera, która powołuje się na świadków, nawet tysiące osób mogą
znajdować się pod gruzami zniszczonych budynków. […] Po trzęsieniu o sile 7
stopni, którego epicentrum znajdowało się zaledwie 16 km od stolicy Haiti
Port-au-Prince, tłumy ludzi wybiegły na ulice. Zniszczone są biura, hotele,
sklepy i domy mieszkalne. Wiele ulic jest nieprzejezdnych z powodu gruzów. Nie
działa stacjonarna i komórkowa sieć telefoniczna i porozumiewać się można
wyłącznie za pomocą telefonów satelitarnych. Pałac prezydencki w Port-au-Prince
zawalił się, ale prezydent Rene Preval żyje - zapewnił ambasador Haiti w
Meksyku. Według agencji AP, dziesiątki tysięcy osób są bez dachu nad głową, a
wielu poważnie rannych wciąż znajduje się na ulicach czekając na pomoc
lekarską. […]
Najsilniejsze
trzęsienie ziemi od 200 lat
Po
głównym trzęsieniu nastąpiło ok. 17 wstrząsów wtórnych - informuje CNN,
niektóre z nich o sile 5,9°R. Centrum stolicy, Port-au-Prince jest zniszczone.
Prawdopodobnie są tam setki ofiar. Według miejscowego radia zniszczone są
również biura prezydenta i budynek parlamentu. Poważnie ucierpiała siedziba sił
ONZ na Haiti. Od 2004 roku na Haiti stacjonowały siły stabilizacyjne ONZ - ok.
7 tys. żołnierzy i 2 tys. policjantów. Nie wiadomo jeszcze czy są ofiary wśród
personelu, z wieloma osobami nie udało się skontaktować.
Przedstawiciel
amerykańskiej pozarządowej organizacji pomocowej powiedział AFP, że
"obawia się, że zginęły tysiące osób". Epicentrum wstrząsu miało
miejsce 10 km na zachód od Carrefour, w pobliżu stolicy, na głębokości 30 km. Zawalił
się budynek szpitalny w Petionville; Reuters informuje o zawalonych budynkach w
Port-au-Prince i możliwych ofiarach śmiertelnych. Wielu ludzi jest uwięzionych
w ruinach domów.
Amerykańskie
służby geologiczne wydały ostrzeżenie przed tsunami, które mogłoby zagrozić
pewnym rejonom Dominikany, Kuby i Bahama, ale alarm został w nocy odwołany. Ambasador
Haiti w Waszyngtonie Raymond Joseph nazwał wstrząs "wielką
katastrofą". Administracja prezydenta USA poinformowała, że monitoruje
sytuację. Prezydent Barack Obama oświadczył, że Ameryka udzieli Haiti pomocy.
Amerykańska Agencja ds. Międzynarodowego Rozwoju (USAID) poinformowała, że
wysyła ekipy ratunkowe, psy wyszkolone do wyszukiwania ofiar i 48 ton sprzętu
ratunkowego. Pomoc obiecały też Francja, Kanada i Wenezuela. W Port-au-Prince
nie działają linie telefoniczne ani telefony komórkowe; potwierdzenie
informacji jest bardzo trudne - podkreśla CNN. (Onet.pl – 2010-01-13.)
Aktualnie
trwa akcja ratownicza. Liczba ofiar jest nadal nieznana, szacowana jest
początkowo na 100.000 ludzi. Zewsząd przybywa pomoc, ale wskutek dezorganizacji
i chaosowi nie dociera ona do wszystkich. Jak na razie USA wprowadziły na Haiti
swe siły porządkowe, które usiłują zapanować nad tym, co się tam dzieje. No i
odzywają się uczeni, którzy usiłują odpowiedzieć na pytania o to, jak do tego
mogło dojść?
Podwójna katastrofa na
Haiti, walka z chaosem w 17 strefach
Tymczasem
media informują, że rozmiary tragedii na Haiti mogą być o wiele większe niż
przypuszczano. Władze tego kraju poinformowały, że w trzęsienie ziemi mogło
zabić nawet 200 tysięcy osób. W specjalnym wywiadzie dla Onet.pl sytuację na
Haiti opisuje Marek Krupiński,
Dyrektor Generalny UNICEF Polska.
Onet.pl:
Doniesienia z Haiti są niezwykle dramatyczne. Jak wygląda obecnie ogólna
sytuacja w tym kraju? Media opisując sytuację używają takich określeń jak
"katastrofa", "upadek", "koszmar" i
"Apokalipsa". Jakimi słowami można by opisać obecną sytuację?
Marek Krupiński, Dyrektor Generalny
UNICEF Polska: Niezwykle trudna, Port-au-Prince właściwie przestało istnieć.
Dostęp do wielu miejsc jest utrudniony, zwłaszcza tam, gdzie zawaliło się 90
proc. budynków. UNICEF określa to jako "podwójną katastrofę". Po
pierwsze ogromna liczba, setek tysięcy ofiar tragedii, po drugie, z powierzchni
ziemi zmieciona została cała infrastruktura, szpitale, punkty medyczne, szkoły,
drogi… Największe problemy to obecnie dostęp do opieki medycznej, pochowanie
ciał ofiar, by zapobiec wybuchowi epidemii, budowa tymczasowych schronień dla
ludności a także dostarczanie wody i żywności.
Pytanie: Jak wygląda
sytuacja humanitarna? Czy pomoc dociera do wszystkich potrzebujących? Czy szlaki
transportowe są przejezdne? Co z drożnością lotnisk, na które trafia pomoc z
zagranicy?
M.K.: Wyzwaniem najbliższych
tygodni jest skoordynowanie napływającej pomocy humanitarnej. Ogromna ofiarność
świata musi spotkać się z mądrą i przemyślaną dystrybucją tej pomocy na
miejscu. Dlatego ONZ i kilkanaście organizacji humanitarnych, które pracowały
na miejscu jeszcze przed trzęsieniem ziemi podzieliło obszar klęski na 17
stref. Każdą z nich zawiaduje inna grupa, by zapobiec chaosowi. Dodatkowo
agendy i organizacje podzieliły się zadaniami na miejscu. I tak, UNICEF
koordynuje dostarczanie wody pitnej, do naszych zadań należy także ochrona
dzieci przed przemocą, dostarczanie odżywek dla najmłodszych a w przyszłości
także zapewnienie dzieciom edukacji. Dwa samoloty z pomocą humanitarną UNICEF
wylądowały już w Port-au-Prince, 15 i 16 stycznia. Trzeci lądował w Santo
Domingo 16 stycznia, ta pomoc jest dostarczana drogą lądową. Dwa kolejne
transporty są w drodze. Na miejscu zmagamy się teraz z ogromnym problemem jakim
jest brak paliwa, ale liczymy na szybką dostawę z Dominikany. Muszę podkreślić,
że pracownicy UNICEF, który są na miejscu od początku (UNICEF miał swoje biuro
w Port-au-Prince) pracują non-stop, często ponad swoje siły, by pomoc przyszła
na czas. Jesteśmy z nimi myślami przez cały czas.
P.: Czego teraz
najbardziej potrzebują Haitańczycy? Jak wygląda sytuacja medyczna? Wiele osób
jest rannych, konieczne będą np. transfuzje krwi przy operacjach. Czy nie
istnieje ryzyko, że braknie krwi oraz środków medycznych, by ratować ludzkie
życie?
M.K.: Wystarczy powiedzieć,
że przed trzęsieniem ziemi w Port-au-Prince było 371 punktów medycznych, 217
ośrodków zdrowia i 49 szpitali. W tej chwili działa zaledwie 11 szpitali,
połowa z nich to szpitale polowe. Kolejne ekipy, przynajmniej siedem, są w
drodze. Najbardziej brakuje chirurgów, wiele rannych potrzebuje
natychmiastowych interwencji, związanych głównie ze złamaniami, otwartymi
ranami powstałymi na skutek zawalenia się budynków. Na szczęście do dzisiaj nie
ma potwierdzonych informacji o wzroście zachorowań na choroby zakaźne, które w
tych warunkach sanitarnych byłyby zabójcze, zwłaszcza dla dzieci. Cały czas
monitorujemy sytuację, by nie dopuścić do wybuchu epidemii. […] (Onet.pl -
2010-01-19)
Tej katastrofy nie dało
się przewidzieć
Już
w dniu 14 stycznia 2010 r. „Gazeta Krakowska" opublikowała poniższy
wywiad, z którego wynikałoby, że ta katastrofa była nie do przewidzenia:
Z
dr Pawłem Wiejaczem, kierownikiem
zakładu sejsmologii Instytutu Geofizyki Polskiej Akademii Nauk, rozmawia Maciej Domagała.
M.D.: Jeśli sporządzić
listę najbardziej aktywnych obszarów sejsmicznych na świecie, to gdzie
znalazłby się na niej rejon Haiti?
P.W.: Nie dochodzi tam zwykle
do tak silnych i częstych wstrząsów jak na przykład w strefie okołopacyficznej.
Haiti nie byłoby na szczycie takiej listy, ale na pewno jest to obszar bardziej
aktywny niż na przykład Polska. Ocenia się, że trzęsienie, które zniszczyło
Haiti miało siłę ok. 7 stopni w skali Richtera.
M.D.: Co spowodowało, że
w pobliżu stolicy, Port-au-Prince miały miejsce tak silne wstrząsy?
P.W.: Sytuacja w rejonie wysp
karaibskich jest dość skomplikowana. Nieco na północ od wyspy Haiti przebiega
granica dwóch płyt tektonicznych: płyty karaibskiej i północnoamerykańskiej.
Płyty ścierają się ze sobą i powodują wstrząsy. Tylko, że ta granica przebiega
na północ od samej wyspy. Trzęsienie ziemi, które uderzyło w Haiti nie miało
miejsca w strefie ścierania się płyt, tylko na jednym z uskoków, które odchodzą
od niej pod pewnym kątem. Na tym uskoku odbywa się ruch przesuwczy dwóch stron
uskoku, który należy do płyty karaibskiej. Ruch ten podobny jest do procesów,
które zachodzą w Kaliforni na uskoku San Andreas.
M.D.: A więc to właśnie
dlatego naukowcy błędnie ostrzegali ludność Haiti przed tsunami, chociaż w
rzeczywistości trzęsienie miało miejsce na lądzie?
P.W.: Winą jest właśnie ten
skomplikowany układ. Wyznaczenie mechanizmu trzęsienia jest trudniejsze niż
stwierdzenie, że będzie miało miejsce. Nie wystarczy parę minut, bo brakuje
danych ze stacji pomiarowych. Sejsmolodzy potrzebują ponad pół godziny na
zebranie i przeanalizowanie informacji.
M.D.: Były sygnały, że
nadchodzi tak silne trzęsienie?
P.W.: Nikt się tego nie
spodziewał, biorąc pod uwagę, że ostatnie takie trzęsienie miało miejsce w roku
1770. Od tamtej pory czujność została uśpiona.
M.D.: Czyli teraz była
największa katastrofa od 1770 roku?
P.W.: Tak. To był najgorszy z
możliwych scenariuszy, które można rozpatrywać. Wyjątkowe nieszczęście, że
tak duże trzęsienie bezpośrednio trafiło w stolicę.
M.D.: Jak szybko można
było przewidzieć tego rodzaju zdarzenie w rejonie Haiti? Ile czasu naukowcy
mogli dać ludziom?
P.W.: Przewidzenie takiego
trzęsienia przy obecnym stanie wiedzy i techniki nie było możliwe. W
Japonii, czy Kalifornii, gdzie jest historia badań wstrząsów, a sieci stacji
sejsmicznych są gęste, możliwe byłyby pewne prognozy. Ale nie w rejonie Haiti.
M.D.: Czy trzęsienie
ziemi poprzedzała jakaś szczególna aktywność sejsmiczna?
P.W.: Rzeczywiście w ciągu
ostatniego półrocza zaobserwowano więcej wstrząsów w rejonie płyty
karaibskiej, ale na podstawie tych danych nie można było wysnuć wniosku, że
nadchodzi tak potężne trzęsienie. Sądziliśmy, że po większej liczbie
wstrząsów przyjdzie okres spokojniejszy. Wyciąganie wniosków na podstawie tej
aktywności było w zasadzie niczym więcej niż wróżeniem ze szklanej kuli.
Tyle
uczeni. Jednakże wygląda na to, że zapomnieli oni, co się wydarzyło…
… 7 czerwca 1692 roku
Pozwolę
sobie jednak nie zgodzić się z powyższą opinią. Pomijając już trzęsienie ziemi
z roku 1770, to zdarzają się tam lokalne kataklizmy, które od czasu do czasu
zamieniają tamtejszy raj w autentyczne piekło. Nie zapominajmy, że na Antylach
występują także wulkany, i to bynajmniej nie takie sielskie, jak na
pocztówkach, ale autentycznie groźne, jak choćby znany ze straszliwego wybuchu
Mt. Pelée na Martynice czy ciągle czynny Mt. Montserrat, plujący ognistymi
chmurami materiałów piroklastycznych. Tak było właśnie w dniu 7 czerwca 1692
roku, kiedy to potężne trzęsienie ziemi zmiotło w morskie tonie „Sodomę i
Gomorę Karaibów” – miasto Port Royal na sąsiedniej Jamajce.
Port
Royal – jak podaje Wikipedia – to nieistniejące już miasto na wschodnich
wybrzeżach Jamajki. Port Royal był stolicą Jamajki w latach 1655-1692,
ustępując miastu Spanish Town, a później obecnej siedzibie rządu Jamajki
Kingston. W XVII wieku Port Royal miasto było stolicą Jamajki i jednym z
głównych portów na Karaibach. Port Royal miał u żeglarzy bardzo złą sławę,
ponieważ stał się on główną siedzibą piratów oraz kryjówką zbrodniarzy, paserów
i złodziei. Historia miasta kończy się 7 czerwca 1692, kiedy to podczas
trzęsienia ziemi, cała część wybrzeża, na której umiejscowiona była stolica
Jamajki, osunęła się do Morza Karaibskiego, zabierając ze sobą prawie
wszystkich obywateli miasta. Ludność miasta w dniu kataklizmu wynosiła 7000
osób. Nieliczni, którzy przetrwali kataklizm, opowiadali o ogromnej
katastrofie, a konkretnie o gigantycznej fali tsunami, która zalała całe
miasto. W XIX wieku dotarto do podwodnego cmentarzyska u wybrzeży wyspy, na
którym znaleziono tonę ludzkich kości. Było to miejsce spoczynku obywateli
miasta, w tym także Henry Morgana,
słynnego bukaniera.
Skąd
się wzięła ta fala tsunami? Tylko właśnie powstała wskutek trzęsienia ziemi i
to nie mniejszego, niż to, które spustoszyło wybrzeża Sumatry w 2004 roku.
Wtedy jego siła była jeszcze większa – 8,9°R. W Port Royal uderzyła pewnie
również „dziewiątka”. I tylko ciekawi mnie to, że ten kataklizm miał tak
ograniczony zasięg i dlaczego uderzył tylko w to jedno miasto? Kara boska? A
może czyjeś (czyje???) celowe działanie? Uważam, że skoro taka katastrofa
wydarzyła się na tym obszarze raz, to może się ona zawsze i w każdej chwili
powtórzyć… No i się powtórzyła – 12
stycznia 2010 roku na Haiti.
Kara boska?
Pojawiły
się także dziwaczne enuncjacje na temat tego, że Haitańczycy zostali ukarani
przez Boga. Za co? Znany amerykański duchowny Pat Robertson, który kiedyś zasugerował, że huragan Katrina był dla Amerykanów karą zesłaną
na nich przez samego Boga, powiedział, że tragiczne trzęsienie ziemi na Haiti
to wynik „paktu z diabłem" – informuje serwis CNN.
Według
haitańskich urzędników, w trzęsieniu ziemi śmierć poniosło ok. 200 tysięcy osób,
a 3 mln jest poszkodowanych.
Robertson,
gospodarz telewizyjnego programu „700 Club", źródła tragedii upatruje
w czymś co zdarzyło się tam bardzo dawno
temu i o czym nikt nie chce mówić. Jak powiedział, „Haitańczycy w przeszłości
żyli pod butem Francuzów, Napoleona III
czy kogoś takiego". – Wtedy to zawarli pakt z diabłem. Powiedzieli mu: „Będziemy
ci służyć, jeśli wyzwolisz nas od Francuzów". A diabeł odrzekł:
"Dobra, mamy umowę". Tak było – stwierdził kaznodzieja. Haitańczycy
pokonali Francuzów w 1804 roku i ogłosili niepodległość. - Haitańczycy
zbuntowali się i zdobyli wolność. Ale od tego czasu zostali przeklęci – mówił
Robertson. Duchowny już wcześniej zasłynął z szokujących wypowiedzi. W 2005
roku, w obliczu pustoszącego Stany zjednoczone huraganu Katrina, Robertson powiedział, że jest to kara dla Ameryki za
przeprowadzenie 40 mln aborcji.
Głupota
tych twierdzeń jest ewidentna, ale ma swe racjonalne ziarno – bo to człowiek
sam sobie jest winien ogromu nieszczęść, jakie spotykają go za wprowadzanie
swoich porządków w Przyrodzie. Zwalanie winy na tego, czy innego boga czy
diabła, Kosmitów czy jeszcze kogoś innego jest unikiem tych, którym zależy, by
orzeczenia sądów brzmiały – „siła wyższa, nie ma winnych”.
Kto zawinił?
Jak
zawsze w takich przypadkach zawinili tylko i wyłącznie ludzie. To oczywiste.
Przyroda ma to do siebie, że gra z nami fair.
Tego nie można powiedzieć o ludziach. W przypadku huraganów i ich furiackiej
siły odpowiada za nie globalne ocieplenie – którego według „uczonych” wcale nie
było i nie ma – a którego przyczyną jest nieracjonalna, rabunkowa gospodarka
człowieka nastawiona na uwalnianie do atmosfery ogromnych ilości gazów
cieplarnianych – głównie metanu oraz tlenków węgla i siarki, pary wodnej i
innych gazów, które nie są obojętne dla biosfery.
Wszechocean
podgrzewany stale przez Słońce powoduje powstanie głębokich niżów, które
przekształcają się w niszczące huragany, tajfuny i cyklony tropikalne
pustoszące wybrzeża morskie w strefie ekwatorialnej i tropikalnej naszej planety.
Ich częstotliwość i energia, którą wyładowują, wciąż rośnie i stwarza
zagrożenie dla coraz większej liczby mieszkańców Ziemi.
Podobnie
jest z trzęsieniami ziemi. Wiemy, gdzie te zjawiska występują, wiemy jakie
energie potrafią wyzwolić się w ich czasie. Są to energie porównywalne tylko z
wybuchami termojądrowymi najwyższych mocy i stanowiące ich wielokrotność. I co
z tego? I nic – ludzie nadal beztrosko osiedlają się w tych niebezpiecznych
regionach.
Trzęsienia
ziemi i życie na wulkanie – dosłownie i w przenośni – nauczyło Japończyków
stosowania specjalnego, asejsmicznego budownictwa: albo potężne żelbetowe,
ciężkie konstrukcje odporne na wstrząsy, albo budownictwo z lekkich elementów,
które nawet rozpadając się nie są w stanie poważnie zaszkodzić ludziom w nich
mieszkającym – te ich słynne papierowe domki. Na Haiti tego nie było, stąd
straty idące w setki tysięcy ofiar i trzy miliony ludzi poszkodowanych, bez
dachu nad głową, prądu, żywności, łączności, opieki medycznej, wegetujących w
okropnych warunkach. Brak stacji wczesnego ostrzegania daje się poważnie we
znaki – zresztą w kraju tak biednym, jak Haiti nikogo na to po prostu nie stać…
Haiti
znajduje się na krawędzi płyty zwanej Płytą Karaibską (Caribbean Plate), która
znajduje się pomiędzy płytami: Północnoamerykańską od północy i Płytą
Południowoamerykańską od południa i wschodu. Od zachodu napiera na nią Płyta
Kokosowa (Cocos Plate) a od południowego-zachodu Płyta Nazca. Problem polega na
tym, że płyty te, poruszając się z prędkością kilku milimetrów na rok „trą” o
siebie wywołując ogromne napięcia w skałach je tworzących, które po pewnym
czasie wyładowują się w straszliwych trzęsieniach ziemi. Jak widać z
załączonych rysunków – tektonika tej płyty jest straszliwie skomplikowana i
dzięki temu może się tam wydarzyć wszystko – od trzęsień ziemi o magnitudzie
>5 aż do potwornie silnych terremoto,
które byłyby w stanie zniszczyć każde miasto… - jak to miało miejsce na Jamajce
i Haiti. A zatem można się było spodziewać tego trzęsienia ziemi i można się
było doń przygotować. Uważam, że twierdzenie jakoby tej katastrofy nie dało się
przewidzieć za z gruntu fałszywe. Po raz kolejny dał znać o sobie syndrom Titanica
– beztroskiej pewności siebie człowieka w obliczu realnego czy choćby nawet
potencjalnego zagrożenia.
A
cena za taką pewność siebie jest czasami niewiarygodnie wysoka i płaci się ją
krwią, łzami i potem.
---oooOooo---
Słowa te napisałem w styczniu 2010 roku. Haitianczycy do dziś dnia
nie otrząsnęli się po tych strasznych wydarzeniach. Ich kraj – będący
podzwrotnikowym, karaibskim rajem jednym z najbiedniejszych na świecie – leży nadal
w ruinach. A ja wciąż zastanawiam się, co spowodowało te straszliwe zniszczenia.
Na południe od Haiti znajdują się duże pokłady klatratów
metanowych, których to trzęsienie ziemi na szczęście nie ruszyło – w przeciwnym
bowiem wypadku – w basenie Morza Karaibskiego powtórzyłyby się historie z 26.XII.2004
roku z Indonezji i Oceanu Indyjskiego oraz 11.III.2011 roku w Japonii. Odnoszę niejasne
wrażenie, że historie te są ze sobą powiązane i poza ruchami tektonicznymi
odegrać tam mogły rolę także pokłady metanu na dnie oceanu. Udowodnienie tego
będzie trudne, ale nie niemożliwe.