Świecąca plama wody na Oceanie Indyjskim u wybrzeży Somalii
Od czasu do
czasu na kanałach naukowych stacji TV lecą programy poświęcone dziwnym
wydarzeniom, które miały miejsce na wodach Wszechoceanu naszej planety. Wbrew
pozorom jest ich dużo, a jednym z nich jest nocne świecenie wód oceanicznych.
W większości
przypadków mamy do czynienia z czynnikami biologicznymi – świecącym planktonem
roślinnym i zwierzęcym, świecącymi zwierzętami żyjącymi w strefie fotycznej i
abysalu, czy nawet świecącymi bakteriami! Ale czasami zdarzają się prawdziwie
wielkie plamy światła, którego pochodzenia nie daje się wyjaśnić na drodze
obserwacji zwyczajnych świecących żebropławów, meduz czy mikroorganizmów. Takim
właśnie przypadkiem jest…
Mleczne morze i jego rozmiary
…świetlista plama na Oceanie Indyjskim
W dniu 25.I.1995
roku jeden z satelitów NOAA zaobserwował na Oceanie Indyjskim, u wybrzeży
Somalii coś niezwykłego. Była to rozciągnięta południkowo świetlista plama
zajmująca około 6000 mi²/~15.540 km² – czyli powierzchnię mniej
więcej wynoszącą tyle, co stan Connecticut[1] – z centrum na: N 07°00’ –
E 052°00’. Inne źródła (GoogleEarth) podają: N 09°13’22,71” – E 051°39’50,98”.
Tak czy
inaczej, dochodzenie przeprowadzone w tej sprawie niczego nie ustaliło, co jest
o tyle dziwne, że brytyjski statek SS Lima płynął nocą przez ten świecący
akwen przez 6 godzin! Otóż jego załoganci widzieli świetliste wody i… nie byli
w stanie ustalić przyczyny tego zjawiska, które trwało 3 dni, a potem znikło.
Pojawiło się
kilka hipotez, że przyczyną tego świecenia była bioluminescencja:
- Meduz?
- Bruzdnic?
- Żebropławów?
- Bakterii?
Wszystkie te
organizmy mają możliwość wytwarzania światła, co dzieje się przede wszystkim
wskutek podrażnienia ich przez jakieś czynniki takie jak ruch wody, dotyk czy
drażnienie niektórymi bodźcami. Jednakże zasadnicze pytanie brzmi – co
spowodowało świecenie organizmów wód Oceanu Indyjskiego na obszarze ponad 15,5 tys.
km²?
Przecież to
nie jest jakieś świecące koło czy krąg o kilkusetmetrowej średnicy, ale plama o
ogromnej powierzchni!
·
Kolejną hipotezą był wybuch
jądrowy/termojądrowy, którego promieniowanie spowodowało świecenie wody, ale
znów… - nie zanotowano żadnego wybuchu nuklearnego na tamtym akwenie.
·
Odmianą tej hipotezy jest
przypuszczenie, że w wodach Oceanu Indyjskiego zatopiono duże ilości
radioaktywnych „popiołów” z elektrowni jądrowych. Pomysł całkiem możliwy –
wszak swego czasu Rosjanie wlewali miliony litrów skażonej trytem (3H)
wody do Morza Ochockiego, Japończycy zrzucali miliony litrów skażonej
produktami rozpadu wody do Pacyfiku po katastrofie w Daiichi-Fukushimima 1 EJ,
Amerykanie topili odpady po produkcji plutonu z wytwórni i rafinerii plutonu w Hanford
także w Pacyfiku, a Brytyjczycy topili zarówno przedatowaną amunicję z BŚT wraz
z odpadami promieniotwórczymi w Morzu Irlandzkim. Jednakże w takim przypadku,
jak opisywany, musiałoby się zwiększyć promieniowanie tła wody we wschodniej
części Oceanu Indyjskiego, czego nie zaobserwowano.
Powrócono zatem do hipotezy o zgromadzeniu się na stosunkowo
niewielkim obszarze ogromnych ilości świecących bakterii z gatunku Vibrio harveyi. Niestety, nie znamy
mechanizmu namnażania się i gromadzenia na niewielkim akwenie tysięcy ton
bakterii, które na dodatek świecą. Być może odpowiedzialne jest za to zjawisko upwellingu – wypłynięcia chłodnych i
zasobnych w życiodajne związki chemiczne wód głębinowych, które mogłyby być
doskonałą pożywką dla bakterii Vibrio
harveyi. Wody, na których pojawiła się plama światła znajdują się w strefie
upwellingu wokół Somalii, a zatem
rzecz jest możliwa.
Świecące bakterie Vibrio harveyi
A może upwelling
wyniósł na powierzchnię oceanu miriady bakterii ze strefy hadalnej (przydennej)
Oceanu Indyjskiego? Nie zapominajmy, że to wszystko działo się na wodach
północnej części Basenu Somalijskiego, głębokiego na 16.952 ft/~5899,3 m, w
którego głębi znajduje się Somalijska Równina Abysalna, na której wznoszą się
wulkaniczne góry podmorskie. Być może chłodniejsze wody zasobne w odżywcze
związki chemiczne zostały wypchnięte do góry przez aktywność wulkaniczną, która
po kilku dniach ustała?
Pierwszym kandydatem na liście jest podwodna góra Camões
Seamount znajdująca się na N 08°18’30” – E 053°11’00”, -5106 m n.p.m.
Drugim podejrzanym miejscem są szczeliny w skłonie
kontynentalnym, z których mogą ulatniać się żyzne wody z kominów
hydrotermalnych, jak to ma miejsce w rowach oceanicznych i wulkanicznych miejscach
abysalu. W lokalizacji podanej przez GoogleEarth - N 09°13’22,71” – E
051°39’50,98” – ocean jest głęboki tylko na 2432 m, a zatem przy niższym
ciśnieniu te żyzne wody mogłyby się łatwiej wydostać na powierzchnię i
spowodować zakwit świecących bakterii. Uważam, że takie wyjaśnienie ma sens i
jest zgodne ze znanymi prawami fizyki i biologii.
W swej kultowej – nawet dzisiaj! – powieści sci-fi pt. „20.000 mil podmorskiej żeglugi” z 1870 roku Jules Verne pisze m.in. o tym, że
fantastyczny statek podwodny Nautilius znalazł się w świecącej
wodzie i:
Dnia 27 stycznia przy rozległej Zatoce
Bengalskiej spotkaliśmy kilkakrotnie trupy pływające po powierzchni morza. Byli
to mieszkańcy miast indyjskich spławiani po rzece Gangesie na otwarty ocean.
Sępy, jedyni grabarze tego kraju, nie miały jeszcze czasu ich pożreć. Nie
brakło jednak żarłaczy do pomocy w tej pogrzebowej pracy.
Około siódmej wieczorem „Nautilius” na
wpół zanurzony, płynął po morzu mlecznym. Cały ocean, jak daleko sięgnąłeś
wzrokiem, zdawał się być mleczny. Był to skutek promieni księżycowych? Nie,
gdyż Księżyc od dwóch dni na nowiu, niknął jeszcze pod widnokręgiem w
promieniach Słońca. Całe niebo, mimo gwiaździstych promieni, zdawało się czarne
w porównaniu a bielą morza.
Conseil nie chciał wierzyć własnym
oczom i rozpytywał mnie o przyczynę tego osobliwego zjawiska. Na szczęście
mogłem mu udzielić objaśnienia.
- Morzem mlecznym – rzekłem – nazywana
jest rozległa przestrzeń białych bałwanów, często widywanych u brzegów Amboise[2] i
w tych stronach.
- Jednak proszę pana – odrzekł Conseil
– czy nie mógłby mi pan wyjaśnić, jaka przyczyna sprawia ten skutek – gdyż
chyba woda nie zamieniła się w mleko.
- W istocie, mój chłopcze, nie zmieniła
się i tę zdumiewającą cię białość sprawia niezliczone mnóstwo wymoczków, niby
świętojańskich robaczków, galaretowatych, bezbarwnych, nie grubszych niż włos,
a nie dłuższych nad piątą część milimetra. Niektóre z tych żyjątek łączą się na
przestrzeni kilku mil.
- Kilku mil! – powtórzył zdziwiony
Conseil.
- Tak mój chłopcze, nie wysilaj umysłu
przy dodawaniu liczby tych wymoczków! Liczba to nieskończona, bo jeśli się nie
mylę, byli już żeglarze, którzy po czterdzieści mil płynęli w morzu mlecznym.
Z ciekawością przypatrywałem się
zjawisku. Przez kilka godzin „Nautilius” ostrogą swoja pruł białe bałwany i jak
zauważyłem, bez szelestu ślizgał się po mydlanej wodzie, jakby płynął w wirze
pienistym, który tworzyły przeciwne prądy, ścierające się w przystani.
Około północy morze przybrało zwyczajną
barwę, ale za nami, aż do granic widnokręgu, niebo odbijając biel bałwanów,
zdawało się długo jeszcze zachowywać świetlane barwy zorzy polarnej. [3]
A zatem genialny francuski fantastyk znał to zjawisko i opisał
je na stronach swej powieści! Należy tutaj dodać, że w Zatoce Bengalskiej
również występuje zjawisko upwellingu,
a co do wulkanizmu, to istnieją tam wulkaniczne wyspy Archipelagu Sundajskiego
i przede wszystkim ryftowe pęknięcie Grzbietu Dziewięćdziesiątego Południka – Ninety East Ridge…
Wydaje mi się więc, że mamy tutaj do czynienia z kombinacją
czynników geologicznych i biologicznych, które w sprzyjających warunkach tworzą
tak niezwykłe fenomeny.