Mapa batymetryczna Oceanu Indyjskiego
Atomowy błysk nad Indykiem
Jeżeli już
mówimy o tajemnicach Oceanu Indyjskiego, to przypomina mi się jeszcze jedna,
znana pod kryptonimem Incydent Vela –
znany także jako Błysk
Południowoatlantycki, który miał miejsce w dniu 22.IX.1979 roku, o godzinie
00:53 GMT, a który zaobserwowano na S 47°00’00” – E 040°00’00”, -3653 m n.p.m.
a który wreszcie zaobserwował amerykański satelita Vela 6911 – stąd nazwa.
Wydarzenie to
miało miejsce na akwenie znajdującym się 164 km na wschód od Wyspy Marion i
Wyspy Księcia Edwarda (RPA), 2183 km na południowy wschód od Przylądka Dobrej
Nadziei (RPA), 794 km na zachód od Wysp Crozeta (Francja) i 2248 km na północ
od Ziemi Enderby (Sektor Australijski) na Antarktydzie. Jak widać jest to
miejsce odległe od ucywilizowanych miejsc. Idealne na morski poligon nuklearny.
Detektory
wspomnianego tu satelity wykryły podwójny błysk przypominający błysk wybuchu
głowicy jądrowej o niedużej mocy 2-3 kt TNT. Do tej próby jądrowej nie przyznał
się nikt…
Podejrzewano,
że był to wspólny izraelsko-południowoafrykański test jądrowy – znany jako Operacja Feniks (Operation Phoenix). W 2016 roku badacze stwierdzili, że dyskusja na
temat tego incydentu zmierza w kierunku próby jakiejś broni
jądrowej/termojądrowej. Konkurencyjną hipotezą jest uderzenie meteoroidu w
obiektyw starego satelity, który spowodował mikroeksplozję, którą
zinterpretowano jako nadoceaniczny wybuch atomowy.
Nie
potwierdzono istnienia produktów wybuchu nuklearnego w atmosferze, mimo
licznych przelotów nad tym akwenem samolotu Boeing WC-135s –
przeznaczonego do zwiadu radiologicznego. Inni badacze z ramienia Agencji
Wywiadu Obronnego – DIA, Laboratorium Badawczego Marynarki Wojennej USA – NRL
czy kontrahentów z branży obronnej doszli do wniosku, że nie był to wybuch
jądrowy. Jednakże część informacji o tym zdarzeniu pozostaje utajniona.
Dlaczego?
Prawdopodobnie chodzi tutaj o parametry techniczne środków wykrywania na kosmicznych
platformach obserwacyjnych i wszelkiego innego latającego szpiegostwa. Ale czy
tylko? – obawiam się, że nie tylko i jakieś ślady radioaktywności jednak
znaleziono…
Amerykańska
Wikipedia jako podejrzanych podaje (wedle stopnia prawdopodobieństwa): Izrael,
RPA, ZSRR, Indie, Pakistan i Francja. Autorzy „zapomnieli” dziwnym trafem o USA
i Wielkiej Brytanii, która dokonywała prób z małymi ładunkami atomowymi na
australijskim poligonie atomowym w Maralinga, Emu Field i Monte Bello Islands,
zaś Amerykanie zdetonowali w atmosferze trzy słabe (do 5 kt) ładunki jądrowe na
Południowym Atlantyku w 1958 roku.
Jest jeszcze
jedna, najpaskudniejsza możliwość. Być może – bo pewności nie mam – do gry
weszli pogrobowcy nazistów zamieszkujący IV Rzeszę we wnętrzu andyjskich gór
albo we wnętrzu Antarktydy, którzy chcieli zademonstrować światu swoje
możliwości…
To jednak już
jest temat z innej ballady.
Świecące algi w Zatoce Puckiej
A w Polsce?
Bałtyk jest
zimnym, zatrutym i wysłodzonym morzem niemalże wewnętrznym, w którym nie ma
warunków do rozwoju świecących bakterii. Tym niemniej, w ostatnich kilku latach
zaobserwowano świecenie wody w rejonie Zatoki Gdańskiej i Zatoki Puckiej. I tak
w 2001 roku stwierdzono obecność świecących alg bruzdnic w okolicy Chałup (od
strony Zatoki Puckiej), w 2003 i 2012 stwierdzono obecność świecących glonów w
okolicach Rewy, a w 2005 roku w okolicy Juraty – od strony morza (dane z
„Zjawisko bioluminescencji nad Bałtykiem” na stronie http://freeisoft.pl/2012/08/zjawisko-bioluminescencji-nad-baltykiem/).
Przyczyną tego
jest najprawdopodobniej biologiczny skutek EGO. Glony rozwijają się lepiej w
ciepłych wodach i obawiam się, że w przyszłych latach, o ile EGO będzie
postępował dalej, świecące mikroorganizmy zadomowią się również i u nas –
przynajmniej u południowych wybrzeży Morza Bałtyckiego.
I to jest
kolejny dowód na istnienie EGO.
Przekład z j.
angielskiego i opracowanie – ©Robert K. F. Leśniakiewicz