-
Ofiary z Przełęczy Diatłowa wypełniały sekretną misję KGB – twierdzi badacz.
Wniosek jest oparty o najnowsze dane o powiązaniach KGB z ekspedycją Diatłowa,
która zginęła w niewyjaśnionych okolicznościach na Północnym Uralu w 1959 roku.
Jekaterinburg, 21.VII.2016 roku
(TASS). - Wędrowcy
z ekspedycji Diatłowa z 1959 roku, którzy tajemniczo zginęli w górach
Północnego Uralu mogli wypełniać niejawną misję KGB – powiedział prezes Publicznej
Fundacji Pamięci Grupy Diatłowa – Jurij Kuncewicz powiedział w czwartek agencji TASS. - Wniosek ten
jest oparty na ostatnich informacjach, według których istniało powiązanie
pomiędzy KGB a członkami grupy Diatłowa, którzy zginęli w dziwnych
okolicznościach w okolicy oddalonej góry Otorten na Północnym Uralu, w
godzinach nocnych 2.II.1959 roku – powiedział badacz.
- Okazało się, że w grupie Diatłowa znajdowało się dwóch
oficerów KGB. Jest całkiem możliwe, że wypełniali oni misję w celu wsparcia
technicznego dla eksperymentu technologicznego. Turyści mieli ze sobą znaczna
ilość sprzętu fotograficznego, co było zupełnie nietypowe dla tego rodzaju wypraw,
które potrzebowały jak najmniejszej ilości rzeczy do niesienia na swych plecach –
powiedział Kuncewicz.
Zgodnie z tym badaczem, grupa
turystów miała za zadanie osiągnąć szczyt Otortenu – co w tłumaczeniu z
miejscowego języka Mansów oznacza Górę Śmierci – w pewnym określonym czasie. Mając
to na uwadze, wędrowcy z grupy Diatłowa specjalnie rozpoczęli wspinaczkę po
obiedzie, odkładając jedzenie i ruszając od ręki.
- Najbardziej możliwe, że turyści osiągnęli ich cel i oczekiwali
na zapowiedziane wydarzenie, które spodziewali się uchwycić na zdjęciach. Ale
coś poszło nie tak w sposób nieplanowany i na tyle niezwykły, że spowodowało to
śmierć członków grupy. Oni oczywiście dzielnie wytrwali do ostatka i nie
uciekli w panice – powiedział on.
Nieznane
dane
Zdaniem tego badacza, hipoteza,
że grupa miała jakieś powiązania z KGB jest także wsparta przez fakt, że tylko
cztery z dziesięciu rolek filmu ze wszystkich aparatów fotograficznych
pozostały w nich, zaś co się stało z pozostałymi rolkami, tego nie wiadomo. Znikły.
- Na jednym z filmów uchwycono ślad jakiegoś technologicznego
fenomenu – świecącą kulę. Poza tym każdy z członków grupy prowadził swój
indywidualny dziennik, ale tylko trzy lub cztery ocalały. Wszystkie te czynniki
potwierdzają udział KGB: to nie byli zwykli turyści, to byli ludzie wysłani w
góry z misją specjalną. To może być potwierdzone przez autoryzowany
identyfikator niesiony przez kierownika grupy – powiedział Kuncewicz.
Te nowe dane zostaną dołączone
do almanachu, który Kuncewicz planuje opublikować wraz ze swymi kolegami w
sierpniu lub na początku września (2016 r.).
- Mamy już prawie zatwierdzony druk tego opracowania, ale
planujemy zaprezentowanie go w nowym roku akademickim. Almanach składa się z
dwóch tomów i będzie miał osobny album zdjęciowy, a wszystko będzie zawierać
ponad 1000 stron. Publikacja ta będzie pomocna do odrzucenia wszystkich
niepotrzebnych lub fantastycznych wersji i hipotez w rodzaju ataku grupy przez
odrażającego Człowieka Śniegu – powiedział uczony.
Publiczna Fundacja Pamięci
Grupy Diatłowa zamierza zwrócić się z prośbą do oficjalnych czynników o
ponowienie śledztwa w sprawie tej tragedii, a także przeszukać archiwa
sukcesora KGB – Federalnej Służby Bezpieczeństwa – FSB – w celu uzyskania
brakujących danych, które by potwierdziły hipotezę o udziale czynnika ludzkiego
w tym tragicznym wydarzeniu.
W dniu 19 stycznia odsłonięto
tablicę pamiątkową w Solikamsku (Permski Region na Uralu), poświęconą pamięci Jurija Judina – 10-tego członka
ekspedycji, który przeżył. W czasie wędrówki musiał opuścić grupę wskutek
ostrego bólu nogi, co spowodowało, że stał się on jedynym żyjącym członkiem
grupy Diatłowa. To właśnie on był pierwszym, który zidentyfikował tożsamość
martwych członków ekspedycji. Do swych ostatnich dni utrzymywał on bliskie
kontakty z badaczami prowadzącymi dochodzenie dotyczące zagłady grupy Diatłowa.
Tajemnica
grupy Diatłowa
Górska przełęcz nazwana od
Diatłowa – kierownika tej ekspedycji – planowała wejść na wysoki na 1079 m
subarktyczny szczyt na Uralu. Diatłow i ośmiu członków wyprawy zginęło w
pobliżu przełęczy nieopodal góry Otorten, we wczesnych godzinach rannych, dnia
2.II.1959 roku, w tajemniczych okolicznościach. Członków ekspedycji znaleziono
zamarzniętych na śmierć, na ich ciałach znaleziono obrażenia i rany, były one
ubrane w bieliznę i bez butów. Potem wysunięto dziesiątki hipotez o tym, co się
tam stało, w tym także tak dziwne jak atak Człowieka Śniegu czy Bliskie
Spotkanie z Obcymi.
Wedle oficjalnych wyników
obdukcji lekarskiej i sekcji zwłok, większość z turystów zmarła z wychłodzenia,
ale u kilkoro z nich znaleziono obrażenia mogące spowodować ich śmierć. Różne
hipotezy dotyczące ich śmierci mówiły o lawinie, która uderzyła w ich namiot,
napad jakichś zbiegów z więzienia czy GUŁAG-u, napad miejscowych Mansyjczyków
czy nawet kłótnia pomiędzy członkami ekspedycji.
Fundacja Pamieci Grupy Diatłowa
istnieje i działa od lipca 2000 roku. Prowadzi ona własne dochodzenie w tej
sprawie ustalenia przyczyn śmierci członków grupy Diatłowa i nieustannie
uzupełnia swoje archiwum nowymi danymi z pierwszej ręki od znajomych, poszukując
uczestników i innych naocznych świadków, którzy milczeli przez wiele lat.
Moje
3 grosze
Zagłada grupy Diatłowa była badana także przez Kosmopoisk i jego nieżyjącego już szefa Wadima Czornobrowa. Zapoznałem się z nią czytając artykuł zamieszczony w „Tajnach XX wieka”, a który zamieściłem także na blogu KKK http://wszechocean.blogspot.com/2012/04/zmasakrowani-przez-ufo-czy-pocisk.html i dalsze; http://wszechocean.blogspot.com/2018/05/wybuch-na-przeeczy-diatowa.html; http://wszechocean.blogspot.com/2015/02/migajacy-horror.html; http://wszechocean.blogspot.com/2014/01/rosyjskie-strefy-strachu.html; http://wszechocean.blogspot.com/2013/08/ogniste-kule-nad-gora-umarych-mordercze.html i inne.
Robiąc przekład tych materiałów zwróciłem uwagę na następujące nieścisłości, a mianowicie:
Zagłada grupy Diatłowa była badana także przez Kosmopoisk i jego nieżyjącego już szefa Wadima Czornobrowa. Zapoznałem się z nią czytając artykuł zamieszczony w „Tajnach XX wieka”, a który zamieściłem także na blogu KKK http://wszechocean.blogspot.com/2012/04/zmasakrowani-przez-ufo-czy-pocisk.html i dalsze; http://wszechocean.blogspot.com/2018/05/wybuch-na-przeeczy-diatowa.html; http://wszechocean.blogspot.com/2015/02/migajacy-horror.html; http://wszechocean.blogspot.com/2014/01/rosyjskie-strefy-strachu.html; http://wszechocean.blogspot.com/2013/08/ogniste-kule-nad-gora-umarych-mordercze.html i inne.
Robiąc przekład tych materiałów zwróciłem uwagę na następujące nieścisłości, a mianowicie:
Miejsce tragedii. Wszędzie pisze się, że
grupa Diatłowa zginęła w pobliżu góry Otorten lub – jak widać na mapach - Otyrten o wysokości 1234,2 m n.p.m. Tymczasem
na rysunkach Wadima Czornobrowa tragedia ta wydarzyła się w okolicach góry
Cholatczachl’ albo Cholat Siachil - 1096,7 m n.p.m., a dokładniej nie na
Przełęczy Diatłowa, ale nieco poniżej grzbietu idącego w kierunku
północno-wschodnim od szczytu Cholatczachl’u.
Poza tym, to właśnie Cholatczachl’, a
nie Otorten jest nazywany Górą Śmierci.
Wszędzie pisze się o zaobserwowanych
zjawiskach świetlnych, które kojarzone są z UFO, pociskami rakietowymi czy
innymi pojazdami eksperymentalnymi Armii Radzieckiej. Z tego, co przekazał nam
Wadim Czornobrow wynika, że widziane one były na czy nad granią, na południe od
szczytu Cholatczachl’u.
Kosmopoisk twierdzi, że poza śmiercią 9
członków ekspedycji Diatłowa w 1959 roku, dawno temu 9 Mansyjczyków poniosło
śmierć w nieznanych okolicznościach u szczytu Cholatczachl’u, zaś 9 innych osób
poniosło śmierć w katastrofie lotniczej w 1991 roku, przy czym Czernobrow pisze
o katastrofach lotniczych, jakby ich było co najmniej dwie… Niestety, na temat
tamtych tragedii nie ma żadnych danych w dostępnej mi literaturze. A skoro już
rozpatruje się tą tragedię, to należałoby też napisać coś o tych pozostałych.
Szkoda, że zwrócono uwagę tylko na okoliczność, że w tych przypadkach zginęło
po 9 osób. Uważam, że zbadanie okoliczności pozostałych tragedii mogłoby rzucić
więcej światła na okoliczności zagłady grupy Diatłowa.
Co do udziału KGB w tej sprawie jest
oczywistym, że w tych czasach Zimnej Wojny ekspedycje naukowe znajdowały się
pod „opieką” służb specjalnych. Nie zapominajmy, że Ural był szczególnym
terenem strategicznym na terytorium Związku Radzieckiego. Podobnie zresztą było
w Stanach Zjednoczonych i innych krajach Wschodu i Zachodu. Każdy kraj bronił
swych tajemnic, nawet za cenę zbrodni.
Zwróćmy uwagę na czas tej tragedii – 2
lutego 1959 roku i przypomnijmy sobie, co mniej więcej w tym czasie stało się w
Gdyni? Tam spadł zagadkowy obiekt do basenu portowego nr IV, co miało miejsce
21.I.1959 roku – ale mówi się także o lutym tegoż roku. Poszukiwania nie dały
rezultatu, bo najprawdopodobniej został on wydobyty przez Rosjan i
przetransportowany do ZSRR. W moim opracowaniu „UFO i Kosmos” napisałem, że Rosjanom
udało się strącić amerykańskiego biosatelitę 1958-Zetha SCORE, który
spadł do basenu portowego w Gdyni. Być może pojazd kosmiczny, który zepchnął go
z orbity spadł na Uralu… Być może było odwrotnie – satelita-killer spadł w
Gdyni, zaś jego ofiara SCORE spadł na Uralu. Czy ekipa
Diatłowa miała za sekretne zadanie go odszukać? Bo to, że wojsko czegoś tam
intensywnie poszukiwało jest poza dyskusją.
Tak czy inaczej, jak już kiedyś
napisałem za Tadeuszem Rojkiem –
„pasjonująca tajemnica niepokoi i trudno jest się oprzeć jej złowrogiemu
urokowi”…[1]
Źródło: http://tass.com/society/889813
Przekład z rosyjskiego i
angielskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz