Andriej Bystrow
Król Francji Filip II August w 1193 roku spalił przy pomocy „greckiego
ognia” angielskie okręty w czasie oblężenia twierdzy Dieppe. A Edward I w czasie oblężenia zamku
Sterling w 1304 roku użył „żywego ognia” przeciwko Szkotom.
Pierwsze uderzenie promienia poszło na fabryczny komin. On
zakolebał się. Złamał się pośrodku i zwalił… Widziano, jak fabryka rozleciała
się na kilka kilometrów. Połowa budynków płonęła tak jak kartonowe domki.
Niżej, tuż przy mieście podnosił się z ziemi wielki szaro-żółty grzyb dymu.
Tymczasem promień z hiperboloidy szaleńczo pląsał pośród tego zniszczenia i
zapalał to, co było najważniejsze – magazyny eksplozywnych półfabrykatów… -
oczywiście poznaliście ten cytat. Tak jest – to z „Hiperboloidy inżyniera
Garina” Aleksieja Tołstoja. Powieść sci-fi.
Ale czy ta ognista broń też? Czy istniało ono kiedykolwiek w historii, a jeżeli
tak, to kto, jak i jak efektywną ona była?
Czy
istniała „hiperboloida Archimedesa”?
A oto cytat z innego autora,
któremu - jakby się wydawało – daleko do science-fiction,
angielskiego historyka Williama Carmana:
Jeden z siedmiu cudów
świata – latarnia morska Foros w Aleksandrii – wedle przekazów miał na szczycie
wielkie zwierciadła, przy pomocy których można było koncentrować słoneczne
promienie i kierować je na wraże okręty na odległość 100 mil. W Muzeum
Artylerii w Sztokholmie znajduje się dawne zwierciadło zapalające, które z
powodzeniem mogłoby służyć do takiego celu.
No i co? Przecież Archimedes
(też wedle przekazów) posługiwał się podobną bronią jeszcze przy oblężeniu
Syrakuz na Sycylii. Ale… można temu wierzyć lub nie. Legendy legendami, ale
dowieść takiej możliwości można było tylko doświadczalnie. I człowiek, który
postanowił wykonać to doświadczalnie się znalazł. Był to francuski naturalista Georges Louis de Buffon. Zwierciadło
Buffona zbudowane specjalnie dla niego przez mechanika Passmana w 1747 roku składało się z 168 płaskich zwierciadeł w
ruchomych ramkach rozmieszczonych na tak, by ich ognisko wyniosło 50 m. Jak
widzicie, w odległości nieco skromniejszej – nie żadnych 100 mil… I o jakiej
średnicy miałoby być to „zwierciadło ze Sztokhomu”? Też 100 mil? W to nawet sam
William Carman nie uwierzył. Jakby to nie było, w swej książce „Historia broni
palnej” on powołuje się na źródła bardziej wiarygodne…
[W jednym z programów z cyklu „Pogromcy mitów” Adam Savage i Jamie Hyneman praktycznie udowodnili, że niemożliwe jest podpalenie
statku przy pomocy zwierciadła (lub zespołu płaskich zwierciadeł) wklęsłego o
podanych rozmiarach. Temperatura, którą osiągnięto w trakcie eksperymentu była
za niska do zapalenia płótna i drewna, z których były zbudowane okręty współczesne
Archimedesowi – uwaga tłum.]
Świadectwa
z Biblii
Sprecyzujmy, co można nazwać
bronią palną. Zgodnie ze słownikową definicją, jest to: broń
wyrzucająca metalowe pociski wskutek wybuchu prochu albo innego miotającego
materiału wybuchowego, tym niemniej broń, o której mowa w artykule
można nazwać „ognistą” czyli literalnie „strzelającą ogniem”.
Idea użycia ognia do celów
wojennych jest tak stara, jak samo wynalezienie ognia. Jeżeli można było
odganiać drapieżniki od jaskini przy pomocy ognia, to czemuż by nie
przeciwników w walce? I rzecz jasna, coś takiego komuś kiedyś przyszło do
głowy. A co na ten temat mówią historycy? Zobaczmy co pisze William Carman:
- Przede wszystkim – pisze
on – użycie ognia miało charakter
bezpośredniego podpalenia, kiedy jeździec rzucał na czy podpalał słomianą
strzechę przy pomocy pochodni, albo sposobny odcinek umocnienia lub ścianę.
Asyryjczycy i antyczni Grecy doskonale potrafili wykorzystywać ogień tak w
ataku jak i w obronie, na co wskazują płaskorzeźby z tamtego czasu i teksty Homera.
[Doskonale pokazał to Wolfgang Petersen w filmie „Troja” (2004) na podstawie eposu
Homera, w którym pokazano wykorzystanie ognia zarówno w ataku i obronie –
przyp. tłum.]
Ale to jeszcze nie jest broń.
Rzucenie płonącej pochodni na słomę, to jest niewielka technika. Idąc tropem
takiego myślenia, można nazwać bronią każdy kamień, którym rzucisz nim w
przeciwnika. Bronią jest to, co zostało stworzone specjalnie do użycia w
wojnie. Każde narzędzie służące do obrony. Tak więc zaczęto sporządzać różne
mieszaniny zapalające i urządzenia służące do miotania płonących strzał. A w
Biblii opisuje się, jak przygotowywano zwierzęta do ogniowej wojny. I coś
takiego doszło do naszych czasów: w czasie II Wojny Światowej specjalnie
wyszkolone psy wchodziły pod czołgi wnosząc miny ppanc., które je rozrywały. We
współczesnym świecie jest to oczywiście coś nie do przyjęcia.
[Tym niemniej marynarki wojenne niektórych krajów
stosują delfiny i inne ssaki morskie (foki, kotiki, uchatki) do umieszczania
min na kadłubach okrętów, atakowania ludzi w wodzie czy pomagania nurkom w
operacjach poszukiwawczo-ratowniczych – uwaga tłum.]
Ale w tamtym czasie prawa były
inne. I tak w biblijnej Księdze Sędziów – Sdz 15,4-5 napisano coś takiego:
Samson odszedł,
schwytał trzysta lisów, a wziąwszy pochodnie przywiązał ogon do ogona, a
pośrodku między dwoma ogonami poprzyczepiał po jednej pochodni. Następnie podpalił pochodnie, a
rozpuściwszy lisy między zboża filistyńskie spalił sterty i zboża na pniu oraz
winnice wraz z oliwkami.
Było to okrutne, ale Filistyni
nie pozostali dłużni. W odwecie spalili oni żonę i teścia Samsona.
Ognista
maszyna bojowa
Jednakże nas bardziej
interesują mieszaniny zapalające - BŚZ. Nawet tak mało efektywne jak te, które
używano w Starożytności, kiedy to podpalano nimi oblegane miasta. W czasie
oblężenia Platejów (429-427 r. p.n.e.) mieszczanie byli zmuszeni zabezpieczać
drewniane konstrukcje budynków osłonami ze skóry. To pozwalało zmniejszyć
straty spowodowane pociskami zapalającymi, które miotali Peloponezowie, którzy
napadli na miasto. Spartanie też posługiwali się materiałami palnymi. Oni
podkładali pod mury miast wielkie ilości drewna i podpalali je uprzedni
zalawszy je mieszaniną siarki i smoły. Taka mieszanina mogłaby być słynnym greckim
ogniem, który nie można było ugasić wodą. W rzeczywistości był to zwyczajny
chrust… Byle deszczyk mógł zgasić płomienie, jak to niejednokrotnie bywało.
Urządzenia do miotania
płomieni były wykorzystane przez Beotów w czasie oblężenia Delium w 424 r. p.n.e.
Tukidydes w czwartej księdze swej
„Historii” opisuje wydrążony pień drzewa pokryty z wierzchu żelazem:
…On to rozciął na pół
potężne bierwiono i wybrał drewno ze środka od jednego do drugiego końca,
ponownie połączył ze sobą połówki pnia i podpiął do jednego końca łańcuchami
zamknięty kocioł. Potem wszystko pokrył żelaznymi blachami i połączył rurę z
kotłem. Wszystko to przywieziono na wozach do tej części murów, którą zbudowano
z faszyny i drewna. Kiedy podjechali blisko, to podłączyli do rury potężne
miechy zaczęli nimi dąć. Silny strumień powietrza wpadała do środka zamkniętego
kotła, który był wypełniony rozpalonymi węglami, siarką i smołą, wyzwolił
potężny żar i podpaliła ścianę. Obrońcy tego nie mogli wytrzymać i uciekli. I
tym sposobem miasto zostało zdobyte.
No ale to jeszcze nie był
grecki ogień.
Tajemnica
cesarza Konstantyna
Do końca VI w. nic ciekawego w
tym temacie nie zaszło. A potem pojawił się słynny „grecki ogień”. Długo
wzbudzał on strach wśród wrogów Cesarstwa Bizantyjskiego. Grecki ogień był tak
bardzo efektywnym środkiem walki, że skład tego BŚZ stał się tajemnicą
państwową. Jego zastosowania dawało potworne wręcz efekty. Mówiło się, że
grecki ogień wynalazł niejaki Kallinik
– architekt z Heliopolis czy Baalbeku w
Syrii. Dobry „architekt”, ani słowa… Ta jego półpłynna mieszanina była znana
także pod nazwą „morskiego ognia”, była bardzo trudna do ugaszenia, bo woda
robiła ją jeszcze bardziej niebezpieczną. Przepis na ten BŚZ Kallinik sprzedał
cesarzowi Konstantynowi, by użył on go przeciwko Arabom oblegającym w tym
czasie stolicę Bizancjum. W 674 roku przy pomocy nowej broni udało się
unieszkodliwić wrogą flotę. Imperator nakazał wyposażyć swe okręty w metalowe
rury. Gasić grecki ogień, który trafiał na drewniane części wrogich okrętów,
nie było łatwo. Dobre do tego celu był ocet, wino lub piasek. A jak dużo wina,
piasku czy octu było na okrętach? Arabowie wina nie pijali, piasku i octu też
ze sobą nie wozili. Czy ktoś znał sposób na ten niebezpieczny ogień. Wywiad
naukowo-techniczny w tym czasie kiepsko pracował.
Utrzymanie tej tajemnicy
państwowej wymagały znacznych wysiłków. Nawet przepis na otrzymanie tego BŚZ
nie był zapisany. A oto, co pisał do swego syna cesarz Konstantyn VII Porfirogeneta:
Powinieneś w pierwszej
kolejności skierować całą swą uwagę na płynny ogień wyrzucany z metalowych rur.
Jeżeli ktoś ośmieli się Ciebie zapytań o jego tajemnicę, jak to często mi się
zdarzało, Ty powinieneś odmówić i odrzucić wszelkie prośby.
Swój zakaz obwarował on
strasznymi karami dla tego, kto ośmieliłby się ujawnić tą tajemnicę.
[Najczęściej była to kara śmierci wśród wymyślnych
tortur lub poprzez ścięcie. Dobrze opisał to Mika Waltari w powieści „Czarny Anioł”, w której opisuje on
oblężenie Konstantynopola na wiosnę 1453 roku przez Turków – uwaga tłum.]
Rewelacje
księżniczki i sceptycyzm uczonych
Córka bizantyjskiego
imperatora Aleksego I Komnena
(1081-1118) Anna Komnenówna w
książce o życiu swego ojca zatytułowanej „Aleksjada” napisała wiele ważnych
rzeczy na ten temat. Twierdzi ona, że klejąca żywica z jodły i innych drzew iglastych
należało zmieszać z siarką. Kiedy taka mieszanka będzie tłoczona przez metalowe
rury silnym i nieprzerwanym strumieniem powietrza oraz zapalona u wylotu, to silne języki ognia spalą twarze wrogów podobnie jak
błyskawice. Jednakże księżniczka opuściła to, co najważniejsze i w
ten sposób uchroniła tajemnicę.
Historyk Francis Trosé w książce „Wojenne starocie” pisze, że w skład
greckiego ognia wchodził bitum, siarka i ropa naftowa. Zaś płk Haim w książce „Wynalezienie prochu”
przypuszcza, że jeszcze jednym komponentem jest niegaszone wapno – czyli tlenek
wapnia - CaO. Przecież ropa naftowa i jej podobne nie były znane w Bizancjum.
Trzeba je było importować przede wszystkim z krajów arabskich. A to oznacza, że
o jej wykorzystaniu wrogowie by się dowiedzieli. W tym czasie wapno niegaszone
nie wzbudzało żadnych podejrzeń i mogli je przygotować majstrowie zajmujący się
budownictwem.
W 1939 roku, niemiecki autor Albert Hausenstein oświadczył, że przeprowadzone
przezeń doświadczenia z wapnem niegaszonym, siarką i ropą naftową zakończyły
się powodzeniem. Jednakże inni eksperymentatorzy później udowadniali
nieefektywność gaszenia wapna, które wydzielało niedostateczną ilość ciepła do
odparowania i zapalenia ropy naftowej.
Najprawdopodobniej tajemnica
greckiego ognia nigdy nie zostanie rozwiązana. Chociaż dzisiaj wydaje się być
zabawą to, co dawniej uważano za epokowe odkrycie i na długi okres czasu
zabezpieczyło istnienie Imperium Bizantyjskiego.
Źródło – „Tajny XX wieka” nr 51/2017,
ss. 18-19
Przekład z rosyjskiego -
©R.K.F. Leśniakiewicz