George A. Filer III (MUFON)
Jest niewielka ilość świadków
ufokatastrofy w Cape Girardeau, w południowo-wschodniej Missouri (N 37°18’13” –
W 089°31’05”, 105 m n.p.m. – przyp. tłum.), w lipcu 1941 roku. Jest parę
wzmianek w dokumentach o tym wydarzeniu. Jest list wysłany do badacza UFO Raymonda Fowlera i skopiowany raport Leonarda Stringfielda o ufokatastrofie
z lipca 1991 roku dotyczący tego incydentu.
List
był od kobiety nazywającej się Charlotte Mann…
Wielebny William Huffman
…i mówił jej dziadku wielebnym Williamie Huffmanie, który urodził się
w sierpniu 1881 roku. W kwietniu 1941 roku, w Cape Girardeau był poproszony
przez tameczną policję o zaprowadzenie ich na miejsce katastrofy samolotu
znajdującego się poza miastem. List brzmiał następująco:
Dziadek powiedział, że to nie był żaden samolot czy jakikolwiek
pojazd, jaki kiedykolwiek widział. Był on uszkodzony i strzaskany dookoła, ale
w swej głównej masie był wciąż cały i wydawał się być okrągłego kształtu bez
skrzydeł czy innych krawędzi. Miał on bardzo silnie błyszczące
metalicznie wykończenie. W jego środku mógłbyś zobaczyć coś, co wyglądało na metalowy
fotel z panelami pełnymi przycisków i wskaźników, które nie wyglądały mu
znajomo. On powiedział, że kiedy się tam dostali, mężczyźni ci już dokładnie
przebadali te rzeczy. Tam było kilku urzędników policyjnych,
tajniaków i wojskowych. Były tam trzy nie-ludzkie ciała, które zabrano z wraka i położono
na ziemi.
Dziadek odmówił nad nimi modlitwy za nich po to, by mógł
przyjrzeć się im dokładniej, ale ich nie dotykał. Nie wiedział, co ich zabiło,
ponieważ nie widać było żadnych ran i obrażeń i ciała nie były spalone. Trudno
mu było powiedzieć, czy były odziane w skafandry czy tylko w swoją skórę. Ale
oni byli okryci od stóp do głów czymś, co przypominało nieco pomarszczoną folię
aluminiową. Nie widział żadnych włosów na ich ciałach i nie mieli oni uszu.
Byli oni niewielkiego wzrostu, jak dzieci, mierzyli jakieś 4 stopy/120 cm, ale
ich głowy i ramiona były większe niż u ludzkich dzieci. Mieli oni wielkie
owalne oczy, nie mieli nosów tylko dziurki, nie mieli warg tylko małe szczeliny
ust.
Dziękuję Lindzie Moulton Howe za ten raport w „Interplanetary Phenomenon
Unit Summary” z 9.VII.1947 roku, s. 4 na Word UFO Photos and News.org
Moje 3 grosze
A zatem mamy kolejną
ufokatastrofę. Jakże chciałoby się w to wierzyć! Przecież to wspaniałe – w ręce Ziemian wpada
obca technologia i zwłoki Kosmitów w rozbitym latającym spodku znalezionym w
Cape Girardeau, MO! Zauważmy, że cała sprawa ujrzała światło dzienne w 1947
roku, po najsłynniejszej ufokatastrofie w Roswell, NM – a wydarzyła się 6 lat
wcześniej!
Oczywiście cała ta
historia może być prawdziwa i coś takiego faktycznie miało miejsce. Według Roberto Pinottiego, w USA miały miejsce
22 ufokatastrofy w różnych stanach i czasie. Byłaby więc to 23 ufokatastrofa i
to jedna z pierwszych! Może jestem upierdliwy, ale jakoś mi się w to nie chce
wierzyć. No bo popatrz Czytelniku: latające spodki, będące wg różnych
ekspertów, produktem technologii wyprzedzającą nasze o co najmniej 500 lat (takie
są szacunki najskromniejsze), przebywające całe lata świetlne przestrzeni w
czasie równym zero, mogące się materializować i dematerializować w dowolnie
wybranym miejscy czasoprzestrzeni, te cudeńka techniki ulegają na Ziemi byle
piorunowi czy burzy!
Jakoś tego nie kupuję, i
opowiastki o ufokatastrofach jak sądzę są albo przykrywką dla niecnych działań
służb specjalnych, co jest najbardziej prawdopodobne, albo do działań
dezinformacyjno-zastraszających. Innymi słowy mówiąc – UFO i ufokatastrofy są
tylko i wyłącznie produktem Zimnej Wojny. Przykładem może być ufokatastrofa w
Roswell i jej pokłosie w postaci filmów, artykułów, książek i opowiastek płk Corso…
Jest jeszcze jedna
możliwość, którą nakreśliłem w pracy „UFO i Czas” (Tolkmicko 2011), a która
zakłada, że te wszystkie zdarzenia są prawdziwe – tzn. ufokatastrofy zdarzyły
się naprawdę – ale… Ale zostały one stworzone przez kogoś – w tym przypadku
Ludzi z Przyszłości – którzy przekazali nam znamienne ostrzeżenie: UWAŻAJCIE,
JEŻELI NIE PRZESTANIECIE SIĘ ŹLE BAWIĆ, TO BĘDZIECIE TAK WYGLĄDAĆ JAK MY!
Skarlałe, scherlałe istoty, słabe fizycznie, nieczułe mentalnie… Czy bardziej
uduchowione? – poważnie w to wątpię.
Maksyma „w zdrowym ciele – zdrowy duch” ma tutaj swe uzasadnienie.
Jak dotąd Ludzkość robi
wszystko, by doszło do totalnej degrengolady rodzaju ludzkiego i gatunku Homo sapiens sapiens. Zatrucie
środowiska, radioaktywna śmierć zawarta w bombach, głowicach i reaktorach
jądrowych, manipulacje genetyczne, nieodpowiedzialne eksperymenty naukowe i
pseudonaukowe… - to wszystko może doprowadzić do tego, że Ludzkość zredukuje
się do kilku milionów osobników wyglądających właśnie jak Szaraki. Czy jest
jakieś wyjście z tej rozpaczliwej sytuacji? Czy jest jakaś droga odwrotu? Czy w
ogóle jest jakaś nadzieja?
Mam nadzieję, że jest. I
ten właśnie Plan jest realizowany przez całe dziesięciolecia. Jesteśmy
świadkami jego realizacji, tylko jego nie rozumiemy, bo nie wiemy, czemu ma
służyć. Wydaje się nam, że badają nas istoty z innej planety, a to nie tak –
badają nas istoty ludzkie z tej planety, tylko z innego wymiaru Czasu. Z innej
Rzeczywistości, którą chcą one zmienić. Czy zmienią? Nie wiem.
Opinie z KKK
Wszystkie ufo-katastrofy są prawdą. Nawet
technologia obcych nie wytrzymuje takiej atmosfery głupoty i ciśnienia
opasającego umysły, że jeśli ich statki są kontrolowane siłą myśli, po skoku
czaso-przestrzennym najwyraźniej osłabli po kolizji z obecną rzeczywistością...
i łupnęli zdrowo o ziemię z całym kramem. Na dobitkę ktoś się za nich pomodlił
po śmierci... ironia losu. W ramach swobodnych myśli i dociekań,
po artykułach zaczęło mi się coś odplątywać w
myślach. Czy my czasem nie walczymy z wiatrakami, które dawno postawiliśmy
razem z oponentami?
Chodzi mi o terminologię, jakiej używamy.
Ufo-katastrofa = kosmici w kłopocie. Wszak czy UFO nie jest terminem z zamierzenia
obiektywnym, wręcz wojskowym, TRUFO dopiero sygnalizować ma prawdziwy problem
interpretacyjno-faktologiczny, a kwestia kosmitów występuje dopiero na innej
płaszczyźnie, na której położone są CE I-IV?
Czy sami sobie nie jesteśmy winni bycia na celowniku
tych, dla których nawet pytanie przez nich wypowiadane: Wierzysz w UFO?, jest
jednoznaczne z pytaniem o kosmitów?
Chciałem niegdyś wejść w polemikę na ten temat z
'popem' (osobą pozostającą w kręgu wpływów tak zwanej pop-kultury, i raczej nie
wychylającej się poza jego granice - dosłownie gimbaza), i zbywała pozorną
nieważnością moje pytanie: Ale czy wiesz, co znaczy UFO jako akronim?
Nawet jeśli to rozumieją, to - nie znając genealogii
tego wyrażenia i skrótowo łącząc różne znaczenia - nie potrafiła zobaczyć, że w
zjawiska jako takie wierzyć nie trzeba, jeśli je się opisuje na świecie
systematycznie (choć tu też jest pole do polemiki), ale można już w ich
interpretację, a to zupełnie inny temat.
Ileż razy sami mówimy UFO, a myślimy o kosmitach?
Sami sobie bata nakręciliśmy, nieprawdaż? Niedoskonałość stosowania
terminologii uprawnia wytykających palcami do ponownego podniesienia ręki, a
jednocześnie wystawia nam świadectwo - jednak tak ściśli, by nam wierzyć, nie
jesteśmy.
Może i wzięło się to ze skrótu pt. Załogantów UFO,
jednak jak można poważnie rozmawiać z tymi, których już ten skrótyzm dopadł i
zainfekował niezdolnością do rozróżniania dość różnych zjawisk pod względem
potwierdzalności? We dwie strony,
podkreślam.
Jako że słowa nieraz żyją własnym życiem, zostawiam
samemu sobie wyżej wymieniony akronim, ale czy, aby zacerować sytuację, nie
warto by nie posługiwać się tym terminem bez konkretnego kontekstu? Jakże to
bowiem brzmi: Tajna baza UFO w Himalajach?!
Wiemy, o co chodzi, ale jakież to oksymorony!
Skoro jest tajna, to skąd o niej wiemy? A skoro UFO,
to czy to jeszcze UFO, skoro wiemy, że to obiekty mające bazę w Himalajach?
Wydaje mi się, że ten wewnętrzny zgrzyt, jak i jemu podobne, jest wychwytywany
natychmiast jako blaga lub dopust boży wśród dopuszczających zbyt dużo cudów na
tym świecie, a wobec tego traktowany jak innego typu tarot babci Zenobii, co
prawdę od razu powie (za 100 złotych), jasnowidzenie z fusów Earl Greya, albo
przykład na to, jak wiele fantazji ma człowiek (a niewiele rozumu odbiorca
takowych treści), tudzież nawet jako przykład twórczości eskapisty, któremu
płaski świat spraw codziennych nie wystarcza.
Myślę, że czasem zachodzi sytuacja, gdy np.
wynalazcy brak promotora, albo odkrywcy brak biznesmena, bowiem jeden jest
lepszy w czymś, w czym drugi słaby, a dopiero oboje tworzą zespół jak jeden
mąż, który zdolny jest coś przeforsować. Podobnie w kwestii badań, które
prowadzi się nad trUFO i różnymi CE - naszego primo-promotora, czyli słowo,
wyprzedził odźwierny, czyli show-biznes, który bije na tym kasę, niewiele
przejmując się pierwotnym celem (który tylko wtórnie częściowo realizuje, dobre
i tyle). (Smok Ogniotrwały)
Smoku – racja 100/100 (Arystokles)
Wielce Szlachetny Panteonie, ja nie mam wątpliwości,
polską ziemię już opanowali kosmici, niektórzy mają nawet komunikatory w klapie
marynarek. Bo jak powszechnie wiadomo, najważniejsza jest łączność.
W myśl słów dawnej piosenki...
Każda epoka ma swego idola,
Każdej epoce przyświeca jakaś gwiazda
Nasza epoka też ma komu śpiewać
"Sto lat!"
No bo jak każda, to każda
W naszej epoce króluje jedna postać
Jedna jedyna, jak samotny pień akacji
W naszej epoce przecież każdy
chciałby zostać
Kolegą Kierownikiem Redakcji!
To on - redakcji drogi nasz kolega
To on - wie komu co dolega
To on wyczuje zawsze ten właściwy ton
To on, to on,
to on!
Kto jest opoką dla swojej epoki
Tego epoka hołubi i przypieszcza
Często przymyka oko na wyskoki
Z obwiesia robi ob. Wieszcza
Kto od epoki opoki dostał etat
Ten dla epoki jest czym szelki są dla
spodni
To najmocniejsza w naszym
płocie jest sztacheta
Kolega Redakcji Kierownik!
To on - redakcji drogi nasz kolega
To on - ma kabel wprost do nieba
To on - wie kiedy odwilż jest, a
kiedy szron
To on, to on,
to on!
Każda epoka ma swego idola,
A każdy idol nam płodzi idolęta
Spłodzone dziecię, już taka jego rola
O swym tatusiu pamięta
Rączki na niego przenigdy nie
podniesie
Regulaminy zna na pamięć i
przestrzega
I śpiewa pieśni, bohater których zwie
się
Redakcji Kierownik Kolega!
Kolega! Kierownik! O!
Pozdrawiam – Arystoteles
JAK BĘDZIECIE PISAĆ TAKIE GŁUPOTY, TO NIKT WAS NIE
BĘDZIE BRAŁ POWAŻNIE. CHYBA, ŻE O TO WŁASNIE CHODZI. (Marek Rudnicki)
No właśnie Marku, o to dokładnie chodzi! Trafiłeś w
samo sedno! Tylko że to nie my, ale autorzy tych „rewelacji”!
Wszak napisałem w komentarzu: UFO jest produktem
Zimnej Wojny - a to oznacza, że było i jest narzędziem wojny psychologicznej.
Zauważ, ile filmów o tematyce kontaktu z Obcymi powstało w dekadzie lat 80.,
kiedy to konfrontacja pomiędzy dwoma blokami sięgnęła apogeum po détente lat
70. i byliśmy o krok od wojny jądrowej. Wtedy też zaczęto wpajać Amerykanom i
reszcie tzw. "wolnego" świata, że USA ma kontakt z Obcymi -
Amerykanom ku pokrzepieniu serc, Ruskim na pohybel... Popatrz, ile wtedy
powstało filmów sci-fi, w których dzielni Amerykanie zmagają się z
krwiożerczymi Kosmitami (w domyśle Sowietami) i hurrraaa! - oczywiście
wygrywają. To wszystko stało się elementem wojny psychologicznej wypowiedzianej
przede wszystkim ZSRR ale i swojemu społeczeństwu.
Dlatego właśnie nie uznaję Paradygmatu i uważam, że
został on stworzony w konkretnym celu: wprowadzenia amerykańskich porządków na
świecie. Gorzki to wniosek, ale chyba najbardziej zbliżony do niewesołej
prawdy: UFO jest najbardziej medialnym szwindlem stulecia...
Pozdrawiam! - Arystokles