Powered By Blogger

środa, 7 czerwca 2017

Ufokatastrofa w 1941 roku





George A. Filer III (MUFON)


Jest niewielka ilość świadków ufokatastrofy w Cape Girardeau, w południowo-wschodniej Missouri (N 37°18’13” – W 089°31’05”, 105 m n.p.m. – przyp. tłum.), w lipcu 1941 roku. Jest parę wzmianek w dokumentach o tym wydarzeniu. Jest list wysłany do badacza UFO Raymonda Fowlera i skopiowany raport Leonarda Stringfielda o ufokatastrofie z lipca 1991 roku dotyczący tego incydentu.


List był od kobiety nazywającej się Charlotte Mann…


Wielebny William Huffman

…i mówił jej dziadku wielebnym Williamie Huffmanie, który urodził się w sierpniu 1881 roku. W kwietniu 1941 roku, w Cape Girardeau był poproszony przez tameczną policję o zaprowadzenie ich na miejsce katastrofy samolotu znajdującego się poza miastem. List brzmiał następująco:

Dziadek powiedział, że to nie był żaden samolot czy jakikolwiek pojazd, jaki kiedykolwiek widział. Był on uszkodzony i strzaskany dookoła, ale w swej głównej masie był wciąż cały i wydawał się być okrągłego kształtu bez skrzydeł czy innych krawędzi. Miał on bardzo silnie błyszczące metalicznie wykończenie. W jego środku mógłbyś zobaczyć coś, co wyglądało na metalowy fotel z panelami pełnymi przycisków i wskaźników, które nie wyglądały mu znajomo. On powiedział, że kiedy się tam dostali, mężczyźni ci już dokładnie przebadali te rzeczy. Tam było kilku urzędników policyjnych, tajniaków i wojskowych. Były tam trzy nie-ludzkie ciała, które zabrano z wraka i położono na ziemi.


Dziadek odmówił nad nimi modlitwy za nich po to, by mógł przyjrzeć się im dokładniej, ale ich nie dotykał. Nie wiedział, co ich zabiło, ponieważ nie widać było żadnych ran i obrażeń i ciała nie były spalone. Trudno mu było powiedzieć, czy były odziane w skafandry czy tylko w swoją skórę. Ale oni byli okryci od stóp do głów czymś, co przypominało nieco pomarszczoną folię aluminiową. Nie widział żadnych włosów na ich ciałach i nie mieli oni uszu. Byli oni niewielkiego wzrostu, jak dzieci, mierzyli jakieś 4 stopy/120 cm, ale ich głowy i ramiona były większe niż u ludzkich dzieci. Mieli oni wielkie owalne oczy, nie mieli nosów tylko dziurki, nie mieli warg tylko małe szczeliny ust. 

Dziękuję Lindzie Moulton Howe za ten raport w „Interplanetary Phenomenon Unit Summary” z 9.VII.1947 roku, s. 4 na Word UFO Photos and News.org       


Moje 3 grosze




A zatem mamy kolejną ufokatastrofę. Jakże chciałoby się w to wierzyć!  Przecież to wspaniałe – w ręce Ziemian wpada obca technologia i zwłoki Kosmitów w rozbitym latającym spodku znalezionym w Cape Girardeau, MO! Zauważmy, że cała sprawa ujrzała światło dzienne w 1947 roku, po najsłynniejszej ufokatastrofie w Roswell, NM – a wydarzyła się 6 lat wcześniej!


Oczywiście cała ta historia może być prawdziwa i coś takiego faktycznie miało miejsce. Według Roberto Pinottiego, w USA miały miejsce 22 ufokatastrofy w różnych stanach i czasie. Byłaby więc to 23 ufokatastrofa i to jedna z pierwszych! Może jestem upierdliwy, ale jakoś mi się w to nie chce wierzyć. No bo popatrz Czytelniku: latające spodki, będące wg różnych ekspertów, produktem technologii wyprzedzającą nasze o co najmniej 500 lat (takie są szacunki najskromniejsze), przebywające całe lata świetlne przestrzeni w czasie równym zero, mogące się materializować i dematerializować w dowolnie wybranym miejscy czasoprzestrzeni, te cudeńka techniki ulegają na Ziemi byle piorunowi czy burzy! 


Jakoś tego nie kupuję, i opowiastki o ufokatastrofach jak sądzę są albo przykrywką dla niecnych działań służb specjalnych, co jest najbardziej prawdopodobne, albo do działań dezinformacyjno-zastraszających. Innymi słowy mówiąc – UFO i ufokatastrofy są tylko i wyłącznie produktem Zimnej Wojny. Przykładem może być ufokatastrofa w Roswell i jej pokłosie w postaci filmów, artykułów, książek i opowiastek płk Corso


Jest jeszcze jedna możliwość, którą nakreśliłem w pracy „UFO i Czas” (Tolkmicko 2011), a która zakłada, że te wszystkie zdarzenia są prawdziwe – tzn. ufokatastrofy zdarzyły się naprawdę – ale… Ale zostały one stworzone przez kogoś – w tym przypadku Ludzi z Przyszłości – którzy przekazali nam znamienne ostrzeżenie: UWAŻAJCIE, JEŻELI NIE PRZESTANIECIE SIĘ ŹLE BAWIĆ, TO BĘDZIECIE TAK WYGLĄDAĆ JAK MY! Skarlałe, scherlałe istoty, słabe fizycznie, nieczułe mentalnie… Czy bardziej uduchowione? – poważnie w to wątpię.  Maksyma „w zdrowym ciele – zdrowy duch” ma tutaj swe uzasadnienie. 


Jak dotąd Ludzkość robi wszystko, by doszło do totalnej degrengolady rodzaju ludzkiego i gatunku Homo sapiens sapiens. Zatrucie środowiska, radioaktywna śmierć zawarta w bombach, głowicach i reaktorach jądrowych, manipulacje genetyczne, nieodpowiedzialne eksperymenty naukowe i pseudonaukowe… - to wszystko może doprowadzić do tego, że Ludzkość zredukuje się do kilku milionów osobników wyglądających właśnie jak Szaraki. Czy jest jakieś wyjście z tej rozpaczliwej sytuacji? Czy jest jakaś droga odwrotu? Czy w ogóle jest jakaś nadzieja? 


Mam nadzieję, że jest. I ten właśnie Plan jest realizowany przez całe dziesięciolecia. Jesteśmy świadkami jego realizacji, tylko jego nie rozumiemy, bo nie wiemy, czemu ma służyć. Wydaje się nam, że badają nas istoty z innej planety, a to nie tak – badają nas istoty ludzkie z tej planety, tylko z innego wymiaru Czasu. Z innej Rzeczywistości, którą chcą one zmienić. Czy zmienią? Nie wiem. 




Opinie z KKK


Wszystkie ufo-katastrofy są prawdą. Nawet technologia obcych nie wytrzymuje takiej atmosfery głupoty i ciśnienia opasającego umysły, że jeśli ich statki są kontrolowane siłą myśli, po skoku czaso-przestrzennym najwyraźniej osłabli po kolizji z obecną rzeczywistością... i łupnęli zdrowo o ziemię z całym kramem. Na dobitkę ktoś się za nich pomodlił po śmierci... ironia losu. W ramach swobodnych myśli i dociekań,
po artykułach zaczęło mi się coś odplątywać w myślach. Czy my czasem nie walczymy z wiatrakami, które dawno postawiliśmy razem z oponentami?
Chodzi mi o terminologię, jakiej używamy. Ufo-katastrofa = kosmici w kłopocie. Wszak czy UFO nie jest terminem z zamierzenia obiektywnym, wręcz wojskowym, TRUFO dopiero sygnalizować ma prawdziwy problem interpretacyjno-faktologiczny, a kwestia kosmitów występuje dopiero na innej płaszczyźnie, na której położone są CE I-IV?
Czy sami sobie nie jesteśmy winni bycia na celowniku tych, dla których nawet pytanie przez nich wypowiadane: Wierzysz w UFO?, jest jednoznaczne z pytaniem o kosmitów?
Chciałem niegdyś wejść w polemikę na ten temat z 'popem' (osobą pozostającą w kręgu wpływów tak zwanej pop-kultury, i raczej nie wychylającej się poza jego granice - dosłownie gimbaza), i zbywała pozorną nieważnością moje pytanie: Ale czy wiesz, co znaczy UFO jako akronim?
Nawet jeśli to rozumieją, to - nie znając genealogii tego wyrażenia i skrótowo łącząc różne znaczenia - nie potrafiła zobaczyć, że w zjawiska jako takie wierzyć nie trzeba, jeśli je się opisuje na świecie systematycznie (choć tu też jest pole do polemiki), ale można już w ich interpretację, a to zupełnie inny temat.
Ileż razy sami mówimy UFO, a myślimy o kosmitach? Sami sobie bata nakręciliśmy, nieprawdaż? Niedoskonałość stosowania terminologii uprawnia wytykających palcami do ponownego podniesienia ręki, a jednocześnie wystawia nam świadectwo - jednak tak ściśli, by nam wierzyć, nie jesteśmy.
Może i wzięło się to ze skrótu pt. Załogantów UFO, jednak jak można poważnie rozmawiać z tymi, których już ten skrótyzm dopadł i zainfekował niezdolnością do rozróżniania dość różnych zjawisk pod względem potwierdzalności?  We dwie strony, podkreślam.
Jako że słowa nieraz żyją własnym życiem, zostawiam samemu sobie wyżej wymieniony akronim, ale czy, aby zacerować sytuację, nie warto by nie posługiwać się tym terminem bez konkretnego kontekstu? Jakże to bowiem brzmi: Tajna baza UFO w Himalajach?!
Wiemy, o co chodzi, ale jakież to oksymorony!
Skoro jest tajna, to skąd o niej wiemy? A skoro UFO, to czy to jeszcze UFO, skoro wiemy, że to obiekty mające bazę w Himalajach? Wydaje mi się, że ten wewnętrzny zgrzyt, jak i jemu podobne, jest wychwytywany natychmiast jako blaga lub dopust boży wśród dopuszczających zbyt dużo cudów na tym świecie, a wobec tego traktowany jak innego typu tarot babci Zenobii, co prawdę od razu powie (za 100 złotych), jasnowidzenie z fusów Earl Greya, albo przykład na to, jak wiele fantazji ma człowiek (a niewiele rozumu odbiorca takowych treści), tudzież nawet jako przykład twórczości eskapisty, któremu płaski świat spraw codziennych nie wystarcza.
Myślę, że czasem zachodzi sytuacja, gdy np. wynalazcy brak promotora, albo odkrywcy brak biznesmena, bowiem jeden jest lepszy w czymś, w czym drugi słaby, a dopiero oboje tworzą zespół jak jeden mąż, który zdolny jest coś przeforsować. Podobnie w kwestii badań, które prowadzi się nad trUFO i różnymi CE - naszego primo-promotora, czyli słowo, wyprzedził odźwierny, czyli show-biznes, który bije na tym kasę, niewiele przejmując się pierwotnym celem (który tylko wtórnie częściowo realizuje, dobre i tyle). (Smok Ogniotrwały)


Smoku – racja 100/100 (Arystokles)


Wielce Szlachetny Panteonie, ja nie mam wątpliwości, polską ziemię już opanowali kosmici, niektórzy mają nawet komunikatory w klapie marynarek. Bo jak powszechnie wiadomo, najważniejsza jest łączność.
W myśl słów dawnej piosenki...

Każda epoka ma swego idola,
Każdej epoce przyświeca jakaś gwiazda
Nasza epoka też ma komu śpiewać "Sto lat!"
No bo jak każda, to każda
W naszej epoce króluje jedna postać
Jedna jedyna, jak samotny pień akacji
W naszej epoce przecież każdy chciałby zostać
Kolegą Kierownikiem Redakcji!

To on - redakcji drogi nasz kolega
To on - wie komu co dolega
To on wyczuje zawsze ten właściwy ton
To on, to on, to on!

Kto jest opoką dla swojej epoki
Tego epoka hołubi i przypieszcza
Często przymyka oko na wyskoki
Z obwiesia robi ob. Wieszcza
Kto od epoki opoki dostał etat
Ten dla epoki jest czym szelki są dla spodni
To najmocniejsza w naszym
płocie jest sztacheta
Kolega Redakcji Kierownik!

To on - redakcji drogi nasz kolega
To on - ma kabel wprost do nieba
To on - wie kiedy odwilż jest, a kiedy szron
To on, to on, to on!

Każda epoka ma swego idola,
A każdy idol nam płodzi idolęta
Spłodzone dziecię, już taka jego rola
O swym tatusiu pamięta
Rączki na niego przenigdy nie podniesie
Regulaminy zna na pamięć i przestrzega
I śpiewa pieśni, bohater których zwie się
Redakcji Kierownik Kolega!

Kolega! Kierownik! O!
Pozdrawiam – Arystoteles


 JAK BĘDZIECIE PISAĆ TAKIE GŁUPOTY, TO NIKT WAS NIE BĘDZIE BRAŁ POWAŻNIE. CHYBA, ŻE O TO WŁASNIE CHODZI. (Marek Rudnicki)


No właśnie Marku, o to dokładnie chodzi! Trafiłeś w samo sedno! Tylko że to nie my, ale autorzy tych „rewelacji”!
Wszak napisałem w komentarzu: UFO jest produktem Zimnej Wojny - a to oznacza, że było i jest narzędziem wojny psychologicznej. Zauważ, ile filmów o tematyce kontaktu z Obcymi powstało w dekadzie lat 80., kiedy to konfrontacja pomiędzy dwoma blokami sięgnęła apogeum po détente lat 70. i byliśmy o krok od wojny jądrowej. Wtedy też zaczęto wpajać Amerykanom i reszcie tzw. "wolnego" świata, że USA ma kontakt z Obcymi - Amerykanom ku pokrzepieniu serc, Ruskim na pohybel... Popatrz, ile wtedy powstało filmów sci-fi, w których dzielni Amerykanie zmagają się z krwiożerczymi Kosmitami (w domyśle Sowietami) i hurrraaa! - oczywiście wygrywają. To wszystko stało się elementem wojny psychologicznej wypowiedzianej przede wszystkim ZSRR ale i swojemu społeczeństwu. 
Dlatego właśnie nie uznaję Paradygmatu i uważam, że został on stworzony w konkretnym celu: wprowadzenia amerykańskich porządków na świecie. Gorzki to wniosek, ale chyba najbardziej zbliżony do niewesołej prawdy: UFO jest najbardziej medialnym szwindlem stulecia...
Pozdrawiam! - Arystokles


Przekład z angielskiego - ©Robert K. F. Leśniakiewicz