Mój kalendarz - 46 lat temu, 26 czerwca 1971
roku, nad Czechowicami- Dziedzicami
rozegrała się apokalipsa - jedna z największych tragedii w PRL. Płonęła
rafineria wskutek uderzenia pioruna. Zginęło 37 osób, 100 było rannych…
Piorun uderzył w zbiornik. 26
czerwca 1971 roku dzień był piękny, słoneczny, ale wieczorem ciszę zakłóciły
syreny strażackie. Była godzina 19:50. Wcześniej burza przeszła nad Beskidami,
ale ciężkie chmurzyska wiatr pognał dalej. I nagle huknął piorun, zapalając
niebo aż po horyzont. Piorun uderzył w
zawór zbiornika rafinerii o pojemności 12.500 m sześc. Znajdowało się w nim
8.850 ton ropy. W sekundzie zapalił się uszkodzony zbiornik i rozlana ropa w
jego obwałowaniu.
Płomienie buchały na wysokość
stu metrów. A ognia w żaden sposób nie udawało się nawet zmniejszyć po
przerzuceniu w jego stronę trzech ton proszku Słup dymu widoczny był w
odległości 15 km w Bielsku-Białej. Temperatura w pobliżu palącego się zbiornika
była tak wysoka, że topiły się nawet opony w urządzeniach gaśniczych Na torach
stało 30 cystern z ropą pompowaną do jednego z nich. Zagrożone były zbiorniki z
acetonem, benzenem, toulenem, amoniakiem. Ewakuowano 900 rodzin z ulic
sąsiadujących z rafinerią.
Płonący zbiornik eksplodował o
godzinie 01:20. Świadkowie zapamiętali potworny huk i oślepiającą jasność
żółto-pomarańczową, a potem urywane krzyki: „Uciekać!”, dramatyczne
nawoływania, krzyżujące się nerwowe rozkazy. Płonąca ropa, unosząca się ze
zbiornika przypominała fontannę ognia o średnicy 30 m. Inni płonęli jak pochodnie,
biegnąc przed siebie, ale przed nimi wyrósł nagle dwumetrowy płot, a nad nim
dwa rzędy drutu kolczastego. Dla wielu, opadłych z sił, była to już przeszkoda
nie do pokonania. Zostali pod tym płotem. Na tej siatce były „zwęglone ludzkie
kikuty”.
Chwilę później eksplodował
drugi z czterech zbiorników i też wyrzucił na zewnątrz tony płonącej ropy o
temperaturze 1000 stopni C. Niektórzy strażacy zostali w swoich samochodach.
Świadczyły o tym tylko leżące obok hełmy. Gdzieniegdzie leżały pozostałości po
ubraniach ogniochronnych, w których zachowały się szczątki ciał.. W mgnieniu
oka zginęły w sumie 33 osoby, 105 osób zostało rannych, w tym 40 bardzo ciężko.
Kolejne cztery ofiary zmarły w szpitalu…
O godzinie 22.00 wyjechała do
pożaru także drużyna żeńska, by schładzać zbiorniki stojące w sąsiedztwie
pożaru. Po wybuchu zginęły dwie ochotniczki. 27 czerwca o godz. 14.00
rozszczelnił się trzeci zbiornik pod wpływem wysokiej temperatury sięgającej
1000 stopni C, a potem gwałtownie wypłynęła ropa do obwałowania. Całe miasto
było spowite dymem. Palił się kolektor, pompownia, zajezdnia lokomotyw. Co
chwilę słychać było detonacje. Wybuchały baki płonących samochodów i wozów
bojowych straży. Spłonęły 22 wozy strażackie.
W akcji gaśniczej brało udział
prawie 1500 strażaków zawodowych, 1000 ochotników, wojsko, także strażacy z
dawnej Czechosłowacji. Wydawało się, że ten piekielny ogień nigdy nie
przestanie płonąć. Walka z żywiołem trwała nieprzerwanie 70 godzin. 29 czerwca
pożar został opanowany. Rafineria w Czechowicach-Dziedzicach, do uruchomienia
zakładu w Płocku, była największą w kraju.
Kłamstwem jest to, co pisze
się o tym dzisiaj, że władze Polski Ludowej zataiły ten fakt przed
społeczeństwem. Wręcz odwrotnie – media przekazywały rzetelnie informacje o katastrofie
w Czechowicach-Dziedzicach i Polskie Radio i TVP przekazywały informacje na
bieżąco w serwisach informacyjnych. Tak samo prasa.
Opracował: Stanisław
Bednarz