Od pewnego czasu nurtuje mnie pewne zagadnienie, a
mianowicie – jeżeli w Kosmosie znajdują się pozostałości po wybuchach gwiazd
Supernowych i Hipernowych, z których później powstają gwiazdy i ich układy
planetarne – a znamy ich coraz więcej – zawierające wszystkie pierwiastki
naturalne, od wodoru po uran, to siłą rzeczy naturalne byłoby, gdyby poza
znanymi nam meteoroidami kamiennymi, żelazno-kamiennymi i żelaznymi oraz
żelazno-niklowymi w kosmosie znajdowały się także asteroidy wykazujące znaczną
ilość pierwiastków z grupy lantanowców i aktynowców oraz z dolnej części
Tablicy Mendelejewa. Innymi słowy mówiąc, zawierające pierwiastki ziem rzadkich
– RRE.[1]
Układ Słoneczny liczy sobie jakieś 4,6 - 4,3 mld lat istnienia
i większość z tego zdążyła się rozpaść i uległa przemianom jądrowym w inne
pierwiastki – np. w nieradioaktywny ołów. Czas półrozpadu izotopów uranu liczy
się w miliardach lat i np. T1/2 dla 238U*[2]
= 4,468 mld lat. To czas porównywalny z wiekiem Ziemi. Ponieważ tempo rozpadu
pierwiastków jest stałe, to możemy łatwo obliczyć ile czasu upłynęło od
powstania złoża do chwili obecnej. Na tym polega tzw. „zegar uranowy”.
OK., a teraz kolejne pytanie: skoro asteroidy są gruzem po
budowie, to czy nie powinny się w nich znajdować wszystkie cięższe i
radioaktywne pierwiastki: technet (Tc), polon (Po), astat (At), radon (Rn),
frans (Fr), rad (Ra), promet (Pm), aktyn (Ac), tor (Th), proaktym (Pa), uran
(U), neptun (Np) i pluton (Pu). To są te pierwiastki naturalne.
Istnieją dwa transuranowce. Pierwszym z nich jest neptun –
Np, a jego najtrwalszym izotopem jest 237Np* o okresie półtrwania T1/2
= 2,144 mln lat, co jest czasem bardzo krótkim w stosunku do wieku Ziemi
wynoszącego ok. 4,5 mld lat. Z tej przyczyny pierwotny neptun z okresu
powstawania Ziemi uległ praktycznie całkowitemu rozpadowi i nie występuje
obecnie w skorupie ziemskiej. Śladowe ilości neptunu 237Np* i 239Np*
są znajdowane w przyrodzie jako produkty rozpadu pochodzące z reakcji jądrowych
zachodzących w rudach uranu, np. w wyniku bombardowania 238U*
neutronami powstałymi przy spontanicznym rozszczepieniu 235U*.
Maksymalny stosunek 237Np* do uranu w jego rudach osiąga około 0,000.000.000.01
: 1. Podstawowym źródłem neptunu (podobnie jak innych transuranowców) w biosferze
są wybuchy jądrowe w atmosferze. 239Np* został wykryty w glebie w
pobliżu miejsc testów broni jądrowej oraz w ściekach i osadach z elektrowni
atomowych. Na podstawie analizy wyników dotyczących globalnego opadu
promieniotwórczego oszacowano, że zostało wytworzone 2500 kg 237Np*,
co jest porównywalne do masy wytworzonego tą samą drogą plutonu, tj. 4200 kg 239Pu*
i 700 kg 240Pu*. Zawartość 237Np* na Ziemi wzrasta, co
jest efektem wytworzenia i rozprzestrzenienia przez człowieka różnych krócej
żyjących izotopów promieniotwórczych, ulegających przemianom jądrowym
prowadzącym do neptunu.
Drugim naturalnym transuranowcem jest pluton – Pu.
Otrzymywany jest sztucznie, aczkolwiek stwierdzono występowanie jego śladowych
ilości w rudach uranu. Występuje tam w postaci izotopu 239Pu*,
powstającego jako produkt naturalnych reakcji jądrowych, oraz cięższego 244Pu*.
Ten izotop ma okres połowicznego rozpadu ponad 80 milionów lat i jest
najcięższym z pierwotnych nuklidów występujących na Ziemi. W wyniku
atmosferycznych i podwodnych prób jądrowych, prowadzonych intensywnie w latach
60. XX wieku, a mniej intensywnie do lat 80., do środowiska zostały wprowadzone
znaczne ilości plutonu, o aktywności rzędu 1,016 kBq. Wprowadzone do
stratosfery drobne cząstki zawierające pluton opadały systematycznie na
powierzchnię Ziemi tworząc tzw. globalny opad promieniotwórczy. W chwili
obecnej cały rozproszony w atmosferze pluton znajduje się na powierzchni Ziemi,
w powierzchniowej warstwie gleby (co jest wynikiem silnego wiązania przez substancje
organiczne), gdzie podlega procesom migracji i resuspensji (unoszeniu do
przypowierzchniowej warstwy atmosfery). Niewielkie ilości plutonu (w porównaniu
z opadem globalnym) wprowadziła do środowiska katastrofa w Czarnobylu. W
odróżnieniu od opadu globalnego, opad czarnobylski miał charakter bardzo
niejednorodny, tzn. na pewnych obszarach (np. Polska północno-wschodnia)
występowały niewielkie powierzchniowo tereny o szczególnie dużej zawartości
plutonu. Było to związane z opadaniem cząstek zawierających pluton w wyniku
wystąpienia np. miejscowych opadów atmosferycznych. (Wikipedia)
Pozostałe transuranowce od ameryku (Am) do oganessonu (Og)[3]
są radioaktywne i ich T1/2 są bardzo krótkie. Wszystkie one zostały
stworzone syntetycznie w reaktorach jądrowych.
W moim referacie o śladach Pozaziemian na innych ciałach
niebieskich[4] pisałem o możliwości
znalezienia na Księżycu, Marsie czy asteroidach śladów działalności którejś z
poprzednich ziemskich cywilizacji lub Obcych działających w rejonie Układu
Słonecznego. A dokładniej chodziło mi o pozostałości czy artefakty zawierające
radioizotopy o długim T1/2. Znalezienie jakiegokolwiek śladu tego
rodzaju byłoby
twardym dowodem na istnienie poprzednich cywilizacji lub obcej
penetracji. Bezdyskusyjnym.
Jest jednak druga strona tego medalu, a mianowicie mogą
istnieć asteroidy zbudowane z wymienionych wyżej pierwiastków i ich związków,
które cały czas wydzielają promieniowanie α, β, i γ oraz neutrony w trakcie
rozpadów ciężkich jąder atomowych. Jak na razie nie napotkaliśmy na takie, ale
to wcale nie oznacza, że ich nie ma. Z drugiej strony ich obecność zapewne
byłaby doskonale widoczna na zdjęciach nieba w podczerwieni, bowiem przemiany
jądrowe rozgrzewają obiekty i powinny być one widoczne w zakresie
promieniowania termicznego. Tak to wygląda w teorii.
W praktyce jeszcze takowe nie zostały znalezione.
A jednak w atmosferze Ziemi dzieje się coś, co pozwala
myśleć właśnie o istnieniu radioaktywnych asteroidów – radioasteroidów.
Niedawno pisałem o wydarzeniach w 1946 roku, kiedy to w obserwatorium Puy du
Dome pod Paryżem zaobserwowano nad miastem dziwną, radioaktywną chmurę, która
wisiała na wysokości 6600 metrów. I co najciekawsze, wisiała ona tak od trzech
miesięcy!
Radioaktywna
chmura nad Paryżem
Tak już nawiasem mówiąc, to w kontekście wydarzeń w Hynnam
przypomina się dziwna obserwacja dokonana we Francji przez obserwatorium na Puy
du Dôme. Tak pisze o tym Loren E. Gross:
Wieści z Paryża, które
dotarły w dniu 11 sierpnia 1946 r., mówiły o jeszcze dziwniejszych zdarzeniach
nad Starym Kontynentem. Francuskie obserwatorium astronomiczne w Puy du Dôme opublikowało oświadczenie, że
nad stolicą Francji zalega dziwna chmura o niezwykłym składzie chemicznym. Wisi
ona na wysokości 6.600 metrów od około trzech tygodni. Specjalne samoloty z
aparaturą kontrolno-pomiarową na pokładach ponad dwudziestokrotnie przelatywały
przez chmurę w celu uzyskania jak największej ilości danych o jej składzie
chemicznym. Różne pogłoski łączyły tę chmurę z amerykańskimi testami jądrowymi
na atolu Bikini. Pojawiła się też inna
zagadka, która na szczęście nie przedostała się do wiadomości publicznej - otóż
uczeni doszli do wniosku, że radioaktywne obłoki mogą być równie efektowną
bronią masowego rażenia [BMR], jak wybuchy atomowe. Nie oskarżano Rosjan o to,
że rozsiewali oni radioaktywne cząstki w atmosferze przy pomocy rakiet, bowiem
ich technika i prace nad substancjami promieniotwórczymi stały wtedy na niskim
poziomie i nie mogli zbudować bomby A.[5]
Zagadka nierozwiązana do dziś dnia.
Doniesienie jest z dnia 11.VIII.1946 roku, a zatem
znajdowała się ona tam od maja 1946 roku. Czy mogły ją spowodować amerykańskie
testy jądrowe na Pacyfiku? Spójrzmy na to chronologicznie:
·
Jesień 1943 – niemiecki test urządzenia
jądrowego (~10 kt TNT) w rejonie Homla, Białoruś.
·
4.III.1945 – test bomby A (>10 kt) na
więźniach KL Dora w Ohrdruf k./Gotha
·
Marzec 1945 – niemiecki test urządzenia
jądrowego (~10 kt) na Rugii, Niemcy
·
16.VII.1945 – amerykański test
urządzenia Gadget (~20 kt) w ramach operacji Trinity na Jordana de Muerte, NM.
·
6.VIII.1945 – zrzut bomby A Little
Boy (15 kt) na Hiroszimę.
·
9.VIII.1945 – zrzut bomby A Fat
Man (21 kt) na Nagasaki.
·
12.VIII.1945 – hipotetyczny zrzut bomby
A Mother’s
Breath (~20 kt) w okolicy Hynnam, Korea.
·
Maj 1946 – nad Paryżem pojawia się
radioaktywny obłok.
·
30.VI.1946 – test bomby A Able
(23 kt) w ramach operacji Crossroads
na atolu Bikini.
·
24.VII.1946 – test bomby A Baker
(23 kt) w ramach operacji Crossroads
na atolu Bikini.
·
11.VIII.1946 – media podają informację
o radioaktywnym obłoku nad Paryżem.
Tak
więc uczeni założyli, że mieliśmy do
czynienia z jakimiś pozostałościami po amerykańskich testach nuklearnych. I
wszystko byłoby OK., gdyby nie mały drobiazg: a mianowicie – czy obłok mógłby
się zatrzymać i wisieć nad jednym miejsce nad Ziemią przez trzy miesiące
non-stop???
A
może to nie były amerykańskie testy jądrowe, a pozostałości po niemieckich?
Nazistowscy uczeni byli o krok od skonstruowania bojowej bomby A, której
wektorem miały być pociski rakietowe A-4/V-2, i to jest pewnik. Cały
problem tkwił tylko w miniaturyzacji bomby A – te amerykańskie były wielkimi,
czterotonowymi potworami, od których większymi były tylko pięciotonowe
brytyjskie bomby trzęsienia ziemi lub
bomby sejsmiczne – Tallboy
i Grand Slam o masie 5 ton.
NB,
w roku 2016 i 2017 nad Europą zaobserwowano obłoki radioaktywnych cząstek
izotopu rutenu - 106Ru*. Sprawa jest dość tajemnicza i tak opisał ją
portal TVN-Meteo:
W ostatnim tygodniu września doszło do wypadku w
instalacji nuklearnej w Rosji lub Kazachstanie - ogłosił w czwartek francuski
Państwowy Instytut Bezpieczeństwa Radiologicznego IRSN. Świadczy o tym izotop
promieniotwórczy ruten-106, który na początku października wykryto nad Europą,
w tym także nad Polską.
Ruten-106 nad Polską.
Nie wiadomo, skąd się wziął
Nad Europą, w tym nad Polską, wykryto niewielkie
ilości izotopu promieniotwórczego ruten-106. Poinformowała o tym Państwowa
Agencja Atomistyki, zaznaczając jednocześnie, że stężenie jest niewielkie i nie
powoduje zagrożenia dla zdrowia. Póki co nie wiadomo jednak, skąd substancja
wzięła się w powietrzu.
Jak informuje w piątek w komunikacie Państwowa Agencja
Atomistyki, izotop ten był wykrywalny na precyzyjnych urządzeniach pomiarowych
przez około dwa tygodnie na przełomie września i października. Po tym okresie
jego stężenie spadło i obecnie izotop ten nie jest wykrywany.
Zapewnia też, że wykryte stężenie rutenu-106 nie ma i
nie miało żadnego wpływu na zdrowie mieszkańców Polski.
Ruten-106 jest izotopem promieniotwórczym
wykorzystywanym m.in. w leczeniu nowotworów, często podczas zabiegu
brachyterapii oka. Zabieg polega na tym, że źródło zawierające ten izotop zostaje
umieszczone w pobliżu guza nowotworu (na przykład na oku pacjenta w postaci
specjalnej płytki-aplikatora) i swoim oddziaływaniem uszkadza komórki rakowe -
czytamy w komunikacie PAA.
Instytut francuski wykluczył możliwość awarii reaktora
atomowego, wskazując, że chodzi tutaj zapewne o zakład przerobu paliwa
jądrowego lub placówkę medycyny nuklearnej. Jak podkreślił, obłok nie
spowodował w Europie żadnego zagrożenia dla ludzkiego zdrowia ani dla
środowiska.
Według komunikatu IRSN, nie można było dokładnie
określić miejsca emisji promieniotwórczej substancji, ale biorąc pod uwagę
sytuację meteorologiczną przypuszcza się, że leżało ono między górami Uralu i
rzeką Wołgą. Może to wskazywać na Rosję lub ewentualnie Kazachstan - zaznaczył
przedstawiciel instytutu.
- Rosyjskie
władze oświadczyły, że nic im nie wiadomo o wypadku na ich terytorium -
powiedział Reuterowi dyrektor IRSN Jean-Marc
Peres. Dodał, że instytut nie nawiązał jeszcze kontaktu z władzami
kazachskimi.
Peres przypomniał, że w ostatnich tygodniach IRSN i
kilka innych europejskich instytutów ochrony radiologicznej notowało w
powietrzu atmosferycznym wyższy poziom rutenu-106 - promieniotwórczego izotopu
będącego produktem rozszczepiania atomów w reaktorach jądrowych. Izotop ten w
przyrodzie nie występuje, a ze względu na wynoszący nieco ponad rok okres
połowicznego rozpadu wykorzystywany jest w medycynie.
IRSN ocenia, że do atmosfery wydostała się duża ilość
rutenu-106, od stu do 300 TBq, i gdyby we Francji wydarzył się wypadek na
podobną skalę, niezbędne byłoby ewakuowanie bądź ukrycie ludzi w promieniu
kilku kilometrów od miejsca emisji. Zdaniem Peresa, ruten-106 wydostał się
prawdopodobnie z zakładów przerobu paliwa jądrowego lub z ośrodka medycyny
nuklearnej. Awaria reaktora atomowego nie wchodzi tutaj w grę, gdyż pojawiłyby
się wtedy także inne izotopy promieniotwórcze. Międzynarodowa Agencja Energii
Atomowej (MAEA) ustaliła ponadto, że przed zaistnieniem skażenia w atmosferę
ziemską nie wszedł żaden sztuczny satelita zawierający radioaktywny ruten.
Stacje obserwacyjne w większości państw europejskich
zarejestrowały na początku października wysoki poziom rutenu-106 w powietrzu,
przy czym od 6 października poziom ten zaczął się trwale obniżać.[6]
Jednak radioasteroidy?
Zakładam
więc, że wszystkiemu winne są radioaktywne asteroidy, które od czasu do czasu
wpadają w atmosferę Ziemi i tam spalają się tworząc radioaktywne obłoki.
Uzasadnię
to tym, że skoro asteroidy stanowią gruz po budowie Układu Słonecznego albo
szczątki zniszczonych protoplanet, to siłą rzeczy muszą zawierać także
pierwiastki z drugiej połowy Tablicy Mendelejewa.
Inna,
bardziej egzotyczna wersja tej hipotezy zakłada, że być może są to szczątki
jakichś urządzeń jądrowych zbudowanych na asteroidach w czasach poprzednich
cywilizacji, które teraz spadają na Ziemię. Tym można wytłumaczyć obecność
sztucznie wytworzonych radioizotopów, jak 106Ru* i innych. Problem
tkwi jednak w tym, że ruten-106 rozpada się dość szybko wedle formuły reakcji:
106Ru*
=> β- + 106Rh
zaś
czas połowicznego rozpadu T1/2 = 373d35h24m.
I
raz jeszcze przypominam, że jest to izotop syntetyczny, możliwy do produkcji
tylko i wyłącznie w reaktorach jądrowych – czyli że w Naturze nie występuje.
Można
tylko zgadywać, kto i kiedy go wyprodukował, ale to już jest temat z innej
ballady…
(Fragment
nieopublikowanej jeszcze książki R.
Leśniakiewicza i St. Bednarza
pt. Piekielne katastrofy nuklearne)
Ilustracje - kadry z serialu "Doctor Who"
[1] Od słów Rare Earth Elements.
[2]
Asteryskiem oznaczono izotopy niestabilne.
[3] Nazwa
proponowana.
[5] R.
Leśniakiewicz – „Powojenne losy niemieckiej Wunderwaffe”, WiS2, Warszawa 2008.