Te wydarzenia
wstrząsnęły całym światem. W nocy 27/28.IX.1994
roku, na Bałtyku doszło do
zatonięcia rorowca MF Estonia z niemal 1000 ludźmi na
pokładzie. Po raz któryś siły Natury okazały swoją potęgę. Statek poszedł na
dno. Ale czy powodem tej tragedii był tylko sztorm. Na ten temat pisałem już na
tym blogu. A jednak okazuje się, że światło dzienne ujrzały nowe fakty…
Ale to nie koniec sprawy
Nie tak dawno w TV
pojawił się norweski serial pt. „Estonia – katastrofa na morzu”
(2020) w którym pokazano tą katastrofę z zupełnie innej strony – od strony
świadków, rodzin ofiar i dziennikarzy śledczych nie uwikłanych w polityczne
rozgrywki.
Szczególnie
ciekawym jest odcinek 5 pt. „Zejście pod wodę”, w którym ukazano wyprawę
niemieckiego statku MV Fritz Reuter, kierowaną przez
dziennikarza śledczego i reżysera w jednej osobie Henrika Evertssona, który zbadał wrak przy użyciu robota DSV.
Nawiasem mówiąc, doradcą i konsultantem wyprawy był Jakub Olszewski, którzy zaliczył już dwie wyprawy do wraku. Należy
wyjaśnić, że Niemcy nie są sygnatariuszami układu o miejscu pochówku ofiar
katastrofy promu Estonia, podobnie jak Norwedzy, co umożliwia im swobodne
badania tej tragedii. A wyniki badania są szokujące…
Kto staranował Estonię?
To wszystko było do
czasu, kiedy zanurkowano do wraka promu w dniach 21-22.IX.2019 roku, pod
czujnym okiem fińskich strażników granicznych na okręcie FSG Turva,
którzy zezwolili na oględziny wraku. Z powodu głębokości i zimnej wody użyto
tam robota DSV, który opłynął wrak Estonii i wykonał dokumentację
fotograficzną.
DSV sfilmował dwie
dziury wycięte w bakburcie w 1996 roku przez nurków z firmy Rockwater.
Obrócenie się wraku o 10° na bakburtę pozwoliło na oględziny sterburty
częściowo zagrzebanej w miękkiej bałtyckiej glinie. Oględziny te przyniosły
sensacyjne odkrycie wielkiej dziury o wymiarach 1,2 x 4 m w odległości 1/3
długości statku od dziobu promu na wysokości odbojnicy przy basenie i saunie.
Teraz staje się zrozumiałe, czemu Estonia tak szybko poszła na dno,
jak stwierdził to inż. Linus Andersson.
W filmie
przytoczono także opinie dwóch specjalistów od katastrof morskich – kmdr por. Franka Børresena z norweskiej Marynarki
Wojennej i prof. Jørgena Amdahla,
którzy jednogłośnie orzekli, że dziura ta powstała wskutek kolizji promu z
niezidentyfikowanym obiektem pływającym – przy czym prof. Amdahl stwierdził, że
z jego obliczeń wynika iż Estonia została uderzona z siłą
500-600 ton, a zatem mógł to być statek o masie 1000 ton poruszający się z
prędkością 4 kts albo statek o masie 5000 ton poruszający się z prędkością 1,2
kts. A zatem nie mogła to być oderwana furta dziobowa o masie zaledwie 55 ton,
która nie nosiła żadnych śladów zderzenia z burtą promu, poza śladami zderzenia
z jego gruszką dziobową. Dziury nie mógł wybić w burcie promu jakiś pływający
pień czy coś w tym rodzaju, to niemożliwe!
A zatem jakaś rafa?
Odpowiedź brzmi – nie! Na tym akwenie nie ma podwodnych skał. Dno jest
zbudowane z polodowcowych glin zwałowych i jest przykryte miękkimi glinami
bałtyckimi. Skał tam nie ma. Ta hipoteza została definitywnie odrzucona. A
zatem…?
Zeznania świadków…
… ocalałych z
katastrofy Estonii mówią o tym, że przechył promu poprzedzony był dwoma
dziwnymi dźwiękami przypominającymi huk eksplozji materiału wybuchowego lub
uderzenia w burtę promu. To powtarza się we wszystkich zeznaniach – Nota bene,
których nikt nie wziął na serio i nikt nie uwzględnił w dochodzeniu!
Szczególnie ciekawe
jest zeznanie Karla Erica Reintamma,
który jako jeden z pierwszych wydostał się na pokład promu, spojrzał na wodę po
prawej stronie, i… w wodzie zauważył
duży, długi i szeroki pływający obiekt, który się poruszał. Czy był to okręt
podwodny? Tego nie wie. Nie służył w wojsku, więc nie ma pojęcia, ale jest
całkowicie pewien, że coś tam było i było jaśniejsze od ciemnej wody… Prof.
Amdahl nawet stwierdził, że mógł to być niewielki okręt podwodny klasy
Kobben, którego parametry odpowiadają jego obliczeniom wielkości i masy
obiektu, który zderzył się z MF Estonia.
Czym były te dwa
huki? Osobiście uważam, że pierwszy był skutkiem zderzenia Estonii z tym
tajemniczym obiektem, zaś drugi towarzyszył oderwaniu się dziobowej furty na kardek.
Początkowo prom zaczął nabierać wodę prawą burtą, a potem zaczęła dodatkowo
wlewać się doń woda z kardeku. Ponieważ zalało większość pomieszczeń z prawej
strony, prom przechylił się na sterburtę i obrócił się o 120° w prawo, w rezultacie
czego osiadł na gliniastym skłonie i pod wpływem swego ciężaru oraz dodatkowych
10.000 ton kamieni i piasku obrócił się o następne 10 stopni w prawo, dzięki
czemu została odsłonięta sterburta i jej uszkodzenia.
Sama oderwana furta
nie mogła zatopić tak dużego promu typu ROPAX[1] jak Estonia. Pamiętam w
grudniu 1981 roku, na parę dni przed stanem wojennym, do portu Świnoujście
powrócił polski prom MF Wawel z dziurą w dziobowej furcie
uchylnej na pokład samochodowy.[2] Całe szczęście, że morze
było spokojne i prom mógł płynąć z prędkością 5 kts. Kapitan Wawela
stwierdził, że nawet w przypadku wysokiej fali nic by się nie stało, bo
wystarczyło zamknąć i uszczelnić wszystkie luki tak, że parę ton wody
znalazłoby się jedynie na kardeku, co nie groziło stabilizacji jednostki. Ale
ze względu na bezpieczeństwo prom wrócił do kraju bez pasażerów i jedynie z
załogą szkieletową. Podejrzewam, że to samo należałoby zrobić na Estonii,
by nie doszło do jej zatopienia w przypadku wyrwania furty dziobowej.
Znalezienie dziury w burcie tej ostatniej diametralnie zmieniło sytuację i
tragedia była nieunikniona.
Okręt podwodny?
Zeznanie Karla
Erica Reintamma zdaje się na to jednoznacznie wskazywać. Rzecz wydaje się być
jasna – prom został staranowany przez okręt podwodny, a zatem czy MF Estonia
została celowo staranowana przez nieznany okręt podwodny, z zamiarem jej
zatopienia? Czy było to zbrodnicze zatopienie? Ale przez kogo i w jakim celu? Żeby
odpowiedzieć na te pytania należy się cofnąć w czasie do początków lat 80-tych
ubiegłego wieku – do samego apogeum Zimnej Wojny.
W tych latach, w
skandynawskich wodach Bałtyku, pojawiły się tajemnicze okręty podwodne – takie
normalne i miniaturowe. Były one obserwowane na wszystkich akwenach terytorialnych
Danii, Norwegii, Finlandii a osobliwie najwięcej w Szwecji. Tam widziano je
nawet na wodach wewnętrznych. Oczywiście media podsycały atmosferę niepewności
i zagrożenia, wszystkie służby były na stand-by,
zaś okręty ZOP czesały wody przybrzeżne okładając pociskami i torpedami każdy
podejrzany cel. Pisałem już o tym niejednokrotnie i nie będą się powtarzał. Z
tego wszystkiego schwytano jeden radziecki okręt podwodny, który wszedł do bazy
szwedzkiej marwojki w Karlskronie i tam osiadł na rafach. I to był jedyny jej
„sukces”. Napisałem to słowo w cudzysłowie, bo gdyby okręt nie wszedł na skały,
to guzik by go mieli…
Ale psychoza
strachu przez Rosjanami pozostała, choć wcale nie jest powiedziane, że były tam
tylko rosyjskie okręty podwodne. Jednostki podwodne NATO także się tam kręciły
i jedna z nich spowodowała kolizję z kutrem rybackim.
Zastanawiąjące jest
także to, że do układu w sprawie wraka Estonii przystąpiła Wielka Brytania.
Odnosi się wrażenie, że Anglikom zależy także na tym, by prawda o tej tragedii
nie wyszła na jaw. Ciekawe dlaczego? Żywię brzydkie podejrzenie, że Anglicy
wiedzą dokładnie, co tam się stało i kto wie, czy Estonia nie zderzyła się
z brytyjskim okrętem podwodnym, który w tym czasie patrolował sektor u wybrzeży
Finlandii…
NB, Finowie również
meldowali obserwacje tajemniczych jednostek w swych wodach terytorialnych i
mogli poprosić o pomoc Brytyjczyków lub inny kraj NATO w zwalczaniu tej plagi.
Mogli to być Norwedzy, mogli to być Niemcy. Polska i kraje bałtyckie należą do NATO
dopiero od 1999 roku, zatem nie mogą być brane pod uwagę. Zresztą czym Polacy
mogliby wesprzeć Finów? Mamy jeden stary okręt klasy Kilo i od 2002 roku trzy
równie stareńkie norweskie Kobbeny, które raczej już nie
nadawały się do tej roboty, a które teraz idą na złom…
Co mogę powiedzieć?
Czy było to zbrodnicze zatopienie? Tak, to mogło być zbrodnicze zatopienie.
Chodziło o to, by ukryć coś przed światem i żeby to coś nie przedostało się na
Zachód. Nie wiem, co to być mogło – autorzy filmu twierdzą, że były to jakieś
komponenty elektroniczne nowej rosyjskiej broni masowej destrukcji albo wprost
jakiś egzemplarz, który wywiad NATO świsnął w Rosji. To, że to było zbrodnicze
zatopienie dowodzi także to, że prom został staranowany, a nie potraktowany
miną albo torpedą.
Rzecz polega na
tym, że miny i torpedy zostawiają ślady: osmaliny, odłamki, szczątki obudowy,
po których można dojść do producenta, a co za tym idzie także do użytkownika. Gdyby
doszło do storpedowania Estonii przez okręt podwodny
Federacji Rosyjskiej, to nie byłoby żadnego podpisywania umowy, ale
Skandynawowie podnieśliby wrzask o rosyjskim piractwie, itd. itp. Gdyby to
strzelali Brytyjczycy, byłoby dokładnie to samo ze strony rosyjskiej. To
oczywiste – wystarczy przypomnieć sobie wydarzenia z 20.X.1981 roku. A tym
czasem cicho, sza! - i czeski film – nikt nic nie wie…
Czas. Katastrofa
wydarzyła się w nocy, pomiędzy godziną
01:20 – 01:30 EEST, a zatem wtedy, kiedy większość pasażerów udała się na
spoczynek. Na wachcie pozostali jedynie dyżurujący załoganci. Idealny czas do
dokonania masowego mordu na niczego nieświadomych ofiarach… I właśnie dlatego
należałoby zdefiniować cel tych morderców. Czy był to ładunek promu, ludzie nim
podróżujący czy może załoganci? Na to właśnie należałoby poszukać odpowiedzi.
Nieznany wrak?
Istnieje możliwość,
że Estonia
nadziała się na jakiś dryfujący wrak, który po zderzeniu poszedł na dno. Brzmi
to możliwie, ale w takim przypadku ów tajemniczy wrak musiałby być znaleziony –
jak nie na powierzchni, to na dnie, ale zawsze. Ale czy poruszał się on z
własną prędkością w granicach 4 kts?
Jak na razie tego
tajemniczego wraka nie znaleziono, a zatem hipoteza ta ma słabe umocowanie w
rzeczywistości…
USO/UAO?
Jest jeszcze jedna
możliwość – Nieznany Obiekt Podmorski, który zderzył się z Estonią i ją zatopił. Przypomina
to niektóre wydarzenia z akwenów Trójkąta Bermudzkiego i Morza Diabelskiego. A
przede wszystkim fikcyjne wydarzenia opisane przez Juliusza Verne’a w powieści „20.000 mil podmorskiej żeglugi”
(1869-1870), której punktem startowym były autentyczne wydarzenia, które miały
miejsce do i w 1866 roku – chodzi o obserwacje „uciekającej skały” czy
przypadku uszkodzenia statku SS Scotia i kilku innych - zainteresowanych odsyłam do
tej powieści, która mimo tylu lat jest wciąż aktualna i działa na wyobraźnię!
Otóż można postawić
tezę, że Estonia została staranowana właśnie przez taki obiekt. Wedle
opowieści świadków, którzy go widzieli – nie przypominał on okrętu podwodnego i
co ciekawe – był on widoczny na falach mimo panujących ciemności. Współczesne
okręty podwodne raczej robią wszystko, co w ich mocy (i ich konstruktorów
przede wszystkim) by być niewidzialne w morskich toniach jak i na powierzchni
wody. Maluje się je na szaro lub czarno specjalnymi farbami antyradarowymi.
Kadłuby pokrywa się antysonarową gumą. Jednostki cywilne maluje się na biało
lub pomarańczowo-żółto i to odblaskowymi farbami. A zatem czyj to był statek?
Obcych z Kosmosu? Wodnych Ludzi – mieszkańców Wszechoceanu? Kogoś, kogo jeszcze
nie znamy?... To może tłumaczyć szczelną zasłonę tajemnicy i chęć ukrycia
prawdy przez rządy krajów bałtyckich. No bo nie wiem, czy mieszkańcy tych
krajów, w tym i Polski, byliby zadowoleni wiedząc, że w ich wodach
terytorialnych pałętają się jednostki Obcych czy Wodnych Ludzi, których zamiary
są co najmniej niejasne – zważywszy fakt dokonanej masakry u fińskich brzegów.
Z drugiej strony
Oni mogą zawsze nam wypomnieć to, co w swej głupocie zrobiliśmy z Morza Bałtyckiego,
a słowa takie jak „kloaka” czy „ściek” są bardzo, ale to bardzo łagodne i
nieadekwatne. Nie mówiąc już o tym, że w Bałtyku zginęło więcej ludzi, niż gdziekolwiek
indziej, że wspomnę wojenne katastrofy okrętów z Operacji Hannibal. Samo tylko storpedowanie Wilhelma Gustloffa
pochłonęło więcej ofiar niż katastrofa Titanica! Więc wedle stawu grobla.
Tak już nawiasem,
to staje się zrozumiała ta „nadbałtycka solidarność”. Rządy pragną ukryć fakt
obcej penetracji Bałtyku, stąd to całe porozumienie w sprawie miejsca pochówku
ofiar katastrofy.
Chciałbym jeszcze
przypomnieć, że nie tak znowu daleko od miejsca katastrofy znajduje się coś, co
nazwano Bałtycką Anomalią - BSA[3] Niektórzy twierdzą, że
jest to jakaś budowla Obcych ukryta w głębinach Zatoki Botnickiej. Jak na razie
nie wiadomo dokładnie, co to jest. Najgorsza jest znaczna głębokość, na której
BSA się znajduje. Nurkowanie do niej jest bardzo trudne i nieprędko dowiemy
się, co to jest…
A zatem co robić?
Przede wszystkim wdrożyć ponowne śledztwo w sprawie i to ze wszystkimi
szykanami. Przebadać dokładnie wrak Estonii i znaleźć wszelkie trefne
towary, które przewożono w tym fatalnym rejsie. To jest dokładnie to, co można
– na razie – zrobić. No i wreszcie mówić prawdę.
I jeszcze z
ostatniej chwili:
Rząd Szwecji
zadeklarował, że umożliwi ponowne zbadanie wraku promu Estonia
Statek zatonął na Bałtyku we wrześniu 1994 roku, zginęły wtedy 852 osoby.
Z wnioskiem o przeprowadzenie nowych oględzin jednostki
wystąpiła szwedzka państwowa Komisja Badań Wypadków. Minister spraw
wewnętrznych Mikael Damberg
powiedział wczoraj, że rząd rozpatrzy opcję dostosowania przepisów prawa tak,
aby umożliwić badanie wraku. Miejsce katastrofy chroni przed penetracją
przyjęte przez Szwecję, Estonię i Finlandię prawo zakazujące nurkowania.
- Pojawiło się wiele
nowych informacji o tym, jak wygląda obecnie wrak promu. Dlatego uważam, że
potrzeba ostatecznie wyjaśnić przyczyny katastrofy - powiedział
szwedzkiemu radiu Bengt Runestedt,
syn jednej z ofiar.
We wrześniu
wyemitowano w jednej z komercyjnych stacji telewizyjnych film dokumentalny, w
którym pokazano nigdzie wcześniej nieudokumentowaną, dziurę w kadłubie statku.
Autorzy filmu sugerują, że prom Estonia mógł zatonąć w wyniku
uderzenia przez okręt podwodny.
Według oficjalnego raportu przyjętego w 1997 roku przez
rządy Szwecji, Estonii oraz Finlandii, przyczyną zatonięcia jednostki było
oderwanie się furty dziobowej co spowodowało przedostanie się wody na pokład
samochodowy.[4]
Opinia ufologa
Już w październiku
2021 roku poprosiłem o opinię na ten temat szwedzkiego ufologa Clasa Svahna, który odpowiedział mi co
następuje:
Jest tak wiele opinii i
tak mało faktów dotyczących Estonii. Poczekam na analizę, która jest w tej
chwili prowadzona. Ale do tej pory nic nie wskazuje na to, że statek zderzył
się z czymś innym. Pracowałem tej nocy (napisałem jeden z pierwszych artykułów
o katastrofie na świecie) i pogoda była okropna. Ludzie, z którymi rozmawiałem,
mówią, że na pokładzie samochodowym często widywano wodę, a prom był kiepsko
utrzymany. Zobaczymy, co powie prowadzone obecnie śledztwo.
No cóż – trzymam za słowo. Jak na razie, to
śledztwo tkwi w martwym punkcie i na jego wyniki przyjdzie nam jeszcze długo
poczekać…
Od Czytelnika
Dzień dobry, jestem
niestałym czytelnikiem, fanem teorii spiskowych, uwielbiającym historie typu
"jaskinia księżycowa".
Kiedyś napisałem do
red. Witkowskiego i byłem mile zaskoczony rzeczową odpowiedzią na, w sumie mało
znaczącą, sugestię dotyczącą piramidy "Wielkiej".
Dlaczego piszę?
Temat
"promu", celowo nie używam nazw własnych, wiadomo hahaha systemy...,
rzadko się pojawia w publikacjach "z pogranicza nauki".
Ot, nieszczęście.
Katastrofa.
Mam znajomego,
podobnie jak Pan związany w przeszłości był z "mundurem", ja nigdy,
ale tak się złożyło, że mieszkając "tutaj" posługujemy się w
rozmowach naszych łamanym językiem naszych wschodnich "sąsiadów" - z
jego punktu widzenia i wschodnich, i południowych. W różnych opowieściach z
końca ubiegłego wieku (przepraszam za ogólniki ale łatwo faceta zidentyfikować,
jeśli podam szczegóły), w różnych zatem historiach z "rejonu wschodniego
Bałtyku" z lat 90tych pojawia się "Wielki Brat" i czasem jest to
zrozumiałe wyłącznie dla osób pochodzących z krajów na wschód od Odry.
Do rzeczy. Przy
okazji różnych zdarzeń przy "wychodzeniu braci" z naszych państw
okazywało się, że niektóre urządzenia pozostawały na miejscu, a nawet bywało
tak, że próba przekroczenia granicy (w stronę "do właściciela")
kończyła się blokadą z prostego faktu odmowy udzielenia informacji "co
jest ładunkiem" - służby graniczne i inne już nie były przyjazne jak
wcześniej. Otóż przy takiej "historii" znajomy zakończył ją mniej
więcej w taki sposób.
"Do dzisiaj
nikt nie wie gdzie te trzy *** się znajdują, a z kraju nie wyjechały.
...wiesz, a potem
prom zatonął"
Byłem w lekkim
szoku, pomimo różnych innych opowieści, głównie o mniejszej skali. Co
zrozumiałe.
I teraz
przeczytałem Pana artykuł/wpis ...no cóż, wygląda na to, że to nie miało prawa
dopłynąć do Szwecji (ja nawet nie wiem dokąd prom płynął, do Szwecji?)
Mogę oczywiście
dodać ogólnikowo (bo co ja wiem?) jakiś szczegół ale ani nie znam typu, ani
oznaczeń czy modelu. Po prostu zbieżność opowieści z różnych absolutnie źródeł,
którą mogę zasygnalizować. Więc Kosmitów raczej wykluczamy... (A.P.)
Szanowny Panie,
- dziękuję bardzo
za głos w tej sprawie i zainteresowanie tym tematem. To raczej oczywiste, że "Estonia"
została celowo zatopiona. Przez Rosjan? - być może. Jest w tym wszystkim małe
ale wredne "ale", a mianowicie - nie sądzę, by Ruskim udało się
przekupić czy w inny sposób zmusić rządy krajów bałtyckich - poza Niemcami i
Norwegią - do zmowy milczenia nad wrakiem "Estonii". W takim
przypadku Szwedzi pierwsi podnieśli by wrzask, że Ruscy ich przekupują i byłby
smród na cały świat. Duńczycy zresztą też. No i Polska z jej chorą rusofobią
także. Maciarewicz et consortes od
razu by to wykorzystali propagandowo. Ale Maciarewicz w tej kwestii siedzi
cicho...Tu musiało być jednak coś innego - co? Możemy się tego domyślać. W tym
przypadku hypotheses non fingo, bo
mamy za mało danych wyjściowych, a dane brzegowe też nie są pewne. Pewne jest
tylko to, że MF "Estonia" leży na dnie Bałtyku.
Z poważaniem -
---
Robert K.F.
Leśniakiewicz
[1]
ROPAX - w zasadzie odmiana promu pasażersko-samochodowego, ze zwiększoną
przestrzenią ładunkową i zmniejszoną powierzchnią pomieszczeń publicznych i
kabin dla pasażerów; ROPAX’ami czasem błędnie nazywane są „typowe” promy pasażersko-samochodowe;
ROPAX’y wykształciły się z „normalnych” promów pasażersko-samochodowych, gdy po
zniesieniu w żegludze między krajami Unii Europejskiej tracić na znaczeniu
zaczęły na wielu liniach przewozy pasażerskie, a jednocześnie wzrastały
przewozy towarowe – na niektórych liniach wprowadzano (jako dodatkowe lub
jedyne, na miejsce dotychczasowych pasażersko-samochodowych) jednostki czysto
towarowe, na innych „klasyczne” promy pasażersko-samochodowe były i nadal są
(połowa pierwszej dekady XXI wieku) zastępowane statkami typu ROPAX.
(Wikipedia)
[2]
Ówczesne promy typu RORO miały dwie furty: dziobową i rufową, co umożliwiało
szybki załadunek i rozładunek jednostki.
[3]
Opisaną w moim blogu Wszechocean: zob. http://wszechocean.blogspot.com/2011/08/czy-na-dnie-batyku-znajduje-sie-ufo.html (1-7)
oraz http://wszechocean.blogspot.com/2012/02/ufo-na-dnie-batyku-afery-ciag-dalszy.html
oraz https://wszechocean.blogspot.com/2013/12/batycki-falcon-millenium-czy-batycka.html
i https://wszechocean.blogspot.com/2018/10/nowa-hipoteza-o-bsa-i-innych.html.
[4] Źródło –
Radio Szczecin z dnia 19.XII.2020 r.