Powered By Blogger

sobota, 7 maja 2011

EKRANOPLAN: prawdziwy Potwór Morza Kaspijskiego




I jeszcze à propos artykułu Olega Jefriemowa na temat kaspijskich UMAH chciałbym przypomnieć także największą stworzoną przez człowieka osobliwość tego morza – niezwykłą konstrukcję morsko-lotniczą – ekranoplan, którego nazwano Potworem Morza Kaspijskiego.

Wszystko zaczęło się wprost sensacyjnie. W lipcu 1967 roku amerykański satelita szpiegowski wykonał serię zdjęć jakiegoś obiektu nawodnego, o długości 100 m i masie 500 ton, który wyglądał prawie jak samolot i poruszał się nad wodami Morza Kaspijskiego z prędkością powyżej 500 km/h (~270 kts). Tą ogromną maszynę nazwano w Pentagonie „Potworem z Morza Kaspijskiego”, a celem jej powstania było stworzenie morskiej super-potęgi ZSRR.

Zaczęło się to w latach dwudziestych, kiedy odkryto dziwne zachowanie samolotów lecących tuż nad płaską powierzchnią. Okazało się, że w takich sytuacjach wzrasta siła nośna odpychająca skrzydła do góry, NB, doprowadziło to do wielu katastrof zanim spróbowano porażkę przekuć w sukces.

Po badaniach naukowych okazało się, że siła nośna wzrasta, ponieważ pomiędzy skrzydłem, a powierzchnią nad którą leci samolot wytwarza się większe ciśnienie - to zjawisko nazwano "efektem ekranu". Kiedy samolot leci na dużej wysokości efekt ekranu nie działa. Kiedy porusza się tuż nad np. wodą oprócz podstawowej siły nośnej dzięki której lata każdy samolot działa dodatkowa siła odpychając od powierzchni.

W związku z tym wykorzystanie ekranu do zbudowania aeroplanu nowego typu okazało się być kuszącą perspektywą - taki pojazd może przewozić znacznie większe ładunki, w dodatku bardziej ekonomicznie (bo zużywa mniej paliwa wykorzystując w ruchu odpychanie ekranu).

Okazało się jednak, że ówczesna technologia nie pozwala na zbudowanie sprawnie działającego ekranoplanu (tak go nazwano) - brak materiałów, niestabilność lotu zniechęciły konstruktorów i projekt zarzucono. W latach 60. w ZSRR pojawił się pomysł wykorzystania technologii ekranu do celów militarnych, idea powiązania projektu rozwoju ekranoplanu z wojskiem okazała się być niezwykle skuteczna - w ZSRR akurat w tej dziedzinie nie oszczędzano.

Na Zbiorniku Gorkowskim stworzono specjalną bazę do testów i Centralne Biuro Konstrukcyjne rozpoczęło prace i już w 1961 roku dokonano pierwszego pokazu - oczywiście w obecności członków Politbiura, to z pewnością pomogło w dalszym finansowaniu prac. I tak dzięki pieniądzom wojska w 1965 roku został zrealizowany projekt kryjący się pod oznaczeniem KM. W rzeczy samej - potwór. Rozpiętość skrzydeł ekranoplanu wynosiła 37,6 m; długość – 100 m; maksymalny ciężar całkowity - 544 tony. Nigdy wcześniej w powietrze nie wzbił się większy samolot.  Ekranoplan KM rozpoczął testy w 1966r., a właściwie zamiast ekranoplan: Kaspijski Potwór - bo tak go szybko ochrzczono. (zob. Michał Gwiazdowski - http://pravda.blox.pl/2007/02/Kaspijski-Potwor.html)

Ekranoplany obserwowano przez lata Zimnej wojny na Morzu Kaspijskim jako duże obiekty poruszające się z ogromnymi prędkościami. Amerykańscy specjaliści od wywiadu, którzy je obserwowali, są odpowiedzialni za nadanie im nazwy „Potwory Morza Kaspijskiego”. Kiedy Zimna Wojna się skończyła, to odkryli ku swemu zdumieniu, że był to jeden z szerokiego wachlarza projektów pojazdów poruszających się na wysokości około metra nad powierzchnią wody, co umożliwiało mu zaoszczędzenie paliwa i niemal całkowitą niewidzialność dla radiolokatorów. Co więcej – ekranoplany ważyły 540 ton całkowicie załadowane. Długość 100 m zaś prędkość podróżna wynosiła 400 km/h (czyli 250 mph albo ~216 kts) na wysokości kilku metrów nad wodą. Inny dobrze znany model ekranoplanu należy do typu Łuń. Siła nośna ekranoplanu jest jedną z największych jakie kiedykolwiek odnotowano i wynosi 1000 ton.

Co ciekawe, ten sam efekt występuje także nad lądem.  To jest dokładnie ten sam efekt, który nie pozwala kartce papieru na upadnięcia płasko na ziemię – kartka zawsze opada zakosami. Dzięki właśnie temu zjawisku ekranoplan może poruszać się nad lodem, nad śniegiem czy jakąkolwiek równą i płaską powierzchnią, natomiast lot nad nierówną powierzchnią jest ryzykowny i grozi katastrofą.

Wynaleziony w Związku Radzieckim te pojazdy stały się bardzo szybkimi transportowcami wojskowymi i bazowano je na wybrzeżach Morza Kaspijskiego i Morza Czarnego. Duży ekranoplan mógł przewieźć 100 ton ładunku (w tym czołgi czy artylerię) na duże odległości. Minister obrony ZSRR marszałek Dimitrij Ustinow popierał rozwój ekranoplanów. Planował on początkowo wybudowanie floty 120 ekranoplanów A-90 Orlionok i wprowadzenia ich do służby we Flocie Radzieckiej. Liczba ta została zredukowana do 30 jednostek do wykorzystania we Flocie Bałtyckiej i Flocie Czarnomorskiej. Po śmierci marszałka Ustinowa w 1985 roku, następny minister obrony ZSRR marszałek Sokołow zatrzymał ten projekt przestając go finansować. W rezultacie powstały tylko trzy ekranoplany typu A-90 Orlionok oraz jeden typu Łuń.

Ekranoplany produkowano w Niżnym Nowgorodzie w Stoczni Wołga do czasu upadku Związku Radzieckiego (zob. http://www.volga-shipyard.com) Jeden ekranoplan typu Łuń można zobaczyć na Google-Maps o Google-Earth w rosyjskiej bazie Kaspijskiej Floty w Kaspijsku u wybrzeży Morza Kaspijskiego. Nieznana, mniejsza struktura znajdująca się na nieodległej plaży jest być może innym, już złomowanym ekranoplanem. (Więcej na temat ekranoplanów na stronie -    http://www.samolet.co.uk/)

Radzieckie dowództwo marynarki wojennej rozważało możliwość stworzenia floty ekranoplanów będących prawdziwymi „zabójcami lotniskowców”. Te szybkie jednostki lecące tuż nad powierzchnią oceanu byłyby idealnymi konstrukcjami stealth, praktycznie niewidzialnymi dla radiolokatorów. Ich uzbrojenie – 6 pocisków rakietowych klasy woda – woda 3M-80 Moskit/SS-N 22 Sunburn/P-270/Ch-4 – pozwalałoby im na wykonanie takiego zadania. Pociski te poruszają się z prędkością 3 Ma i ich zasięg wynosi 250 km lecąc na wysokości 20 m nad powierzchnią wody, a zatem stanowią bardzo niebezpieczna broń, co przy wykorzystaniu do ich odpalania właśnie szybkich i trudno wykrywalnych ekranoplanów stanowiłoby zwrot w taktyce przeprowadzania operacji morskich.

Aktualnie Moskity znajdują się na uzbrojeniu niszczycieli i korwet rakietowych marynarek wojennych Federacji Rosyjskiej, Ch.R.L. i Indii. W latach 90. pojawiła się także lotnicza wersja tego pocisku ASM-MMS/Ch-41 przeznaczona dla samolotu Su-33.

Od siebie dodam tylko tyle, że Morze Kaspijskie stanowiło w czasach Zimnej Wojny idealny morski poligon doświadczalny dla nietypowych, czy wprost nowatorskich radzieckich konstrukcji morskich – nawodnych i podwodnych.

Położenie tego poligonu było wręcz idealne – Amerykanie i NATO nie mieli doń bezpośredniego dostępu. Od południa znajduje się antyamerykański Iran, z pozostałych stron republiki radzieckie. Dlatego właśnie nad jego akwen latały szpiegowskie samoloty U-2 i satelity KH, których zadaniem było dokonania rozpoznania radiowego i fotograficznego tego akwenu, że szczególnym uwzględnieniem baz i portów morskich.

Tak swoją drogą patrząc na osiągi ekranoplanów zastanawiam się, czy wiele legend morskich o UFO/USO nie bierze się właśnie z zaobserwowanych tego rodzaju jednostek na otwartym morzu? Wszak taki pojazd musiałby być widocznym na ekranie radiolokatora, jakiego używaliśmy w WOP (typu TRO, TR czy RN) jako szybko przemieszczająca się kropka ciągnąca za sobą smugę kilwateru. Dla niedoinformowanego czy niewprawnego obserwatora byłoby to UFO jak się patrzy! Nie widziałem na Bałtyku ekranoplanu, ale nie jest powiedziane, że ich tam nie było. Być może są one odpowiedzialne za obserwacje typu RV, które zaliczali wopiści w latach 70. i 80. obiektów, które szybko przemieszczały się po powierzchni morza, a które mogły być brane za „zwykłe” samoloty. Z drugiej strony odgłos pracy 10 silników odrzutowych ekranoplanu byłoby słychać na wiele mil, wszak nad wodą głos rozchodzi się daleko, i z całą pewnością byłyby one słyszane przez naszych obserwatorów, marynarzy, jachtsmenów czy rybaków. Może tak było, tylko że odgłos pracy silników ekranoplanów brano za odgłosy pracy silników lotniczych? Tak też być mogło.   

I już tak na koniec, czy ci Wodni Ludzie nie są czasem rezultatem jakichś eksperymentów genetycznych, które miały na celu wytworzenie Homo sapiens aquaticus – istot ludzkich z GMO? Brzmi to dziwnie, ale skoro pracowano nad wyhodowaniem delfinów-morderców w ZSRR i USA, i które wyhodowano, to dlaczego nie można było pracować nad autentyczną piechotą morską złożoną z mężczyzn przeznaczonych do podwodnego rozpoznania i zwiadu, dywersji i sabotażu? W ZSRR Morze Kaspijskie byłoby idealnym poligonem dla tego rodzaju działań – a w USA? – chyba Trójkąt Bermudzki czy południowo-zachodnie wybrzeża Florydy? W czasie Zimnej Wojny nie takie rzeczy były możliwe i kto wie, czy nie mamy do czynienia z istotami ludzkimi, którym nadano postać istot morskich z legend o Syrenach i Rusałkach? 

Drugą możliwością są przedstawiciele równoległej cywilizacji ludzkiej zamieszkującej Wszechocean. Nie zapominajmy, że niemal ¾ powierzchni Ziemi pokrywają jego wody i jego dno stanowi potencjalne terytoria zamieszkałe przez Nich. Tego wykluczyć nie możemy. Zbyt wiele dziwnych rzeczy miało miejsce na i w jego wodach, by przejść ponad nimi do porządku dziennego. I dlatego właśnie trzeba wciąż o nich przypominać.